środa, 21 czerwca 2023

Wojny sztabowe

Są chwile, w których pozwalam sobie na odrobinę optymizmu. No bo nie oszukujmy się, gdyby tam u nich w tej „Zjednoczonej Prawicy” wszystko grało i gdyby szło wszystko tak, jak to sobie wymyślili, to raczej szef sztabu by się nie katapultował.


O ile ktoś tam nie nagrywał partyjnych kolegów (pozdro dla Zbyszka), to zapewne nigdy się nie dowiemy o tym, jakie były prawdziwe przyczyny tej rezygnacji. Możemy jedynie sobie gdybać. Skoro zaś możemy, to sobie pogdybam.


Po pierwsze, kampania PiSowi idzie (eufemizując) bardzo, ale to bardzo źle. Partia Kaczyńskiego w poszukiwaniu „politycznego złota” skacze z tematu na temat i sieje zamęt wśród własnego elektoratu. Jak nie robak, to papież, jak nie papież, to "Lex Tusk”, jak nie „Lex Tusk”, to uchodźcy, jak nie „okiem młodych”, to partyjne konto na Tik Toku. Cebulą na torcie tego chaosu informacyjnego jest to, że ostatnio jeden z PiSowskich tuzów opowiadał, że jeżeli wygrają te wybory, to zreformują sądownictwo. No wiecie, po 8 latach rządów i po doprowadzeniu do sytuacji, w której Trybunał Przyłebski musi sprawdzić czy ustawa, na mocy której Trybunał Konstytucyjny zamienił się w ten Trybunał Przyłębski, to tak w ogóle jest zgodna z konstytucją, PiS składa obietnicę reformy sądownictwa.


O ile w 2015 PiS szedł do wyborów z obietnicami „dobrej zmiany” (zapomnieli wspomnieć o tym, że ta dobra zmiana będzie dotyczyć głównie sytuacji finansowej członków partii i ich rodzin) i mieli jakoś tak z grubsza określone to, co chcieli zrobić, to w 2023 PiS do wyborów idzie z pierdylionem haseł i obietnic. Tak, PiS do perfekcji opanował tzw. wielonarrację (tl;dr: zasypywanie suwerena milionem narracji, które mogą być wzajemnie sprzeczne, ale ponieważ każda z nich trafia do odpowiedniej grupy docelowej, sprzeczności nie mają znaczenia), ale teraz to już nie jest wielonarracja, tylko czysty chaos informacyjny. Ponieważ kampania PiSowi nie idzie, przechodzimy do punktu drugiego, czyli do presji, którą na Porębę wywierano.


O tym, jak duża musiała być ta presja świadczy choćby to, co działo się w kontekście „ofensywy internetowej PiSu”. Zamysł za tą ofensywą stał taki, żeby „dotrzeć do młodego wyborcy”. Jak to wyglądało w praktyce? Najpierw było „Okiem młodych”, które skończyło się totalną klapą. Potem była próba dotarcia do młodych przy pomocy influencera, który miał duże zasięgi (skończyło się to klapą). Jeszcze bardziej potem założono partyjne konto na Tik Toku (nie zgadniecie, jak to się skończyło, prawda?).


Wiecie co łączyło te wszystkie „próby dotarcia do młodego wyborcy”? To, że przekaz był absolutnie niedostosowany do odbiorców. W praktyce wyglądało to tak, że to było TVP Info, tylko że na Tik Toku. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mam zbyt dobrej opinii o Tomaszu Porębie, ale nawet taki nienajostrzejszy ołówek w piórniku nie mógł być na tyle durny, żeby w pewnym momencie wpaść na pomysł „hmmm, wiecie co pomoże nam dotrzeć do młodych ludzi? Kilkanaście filmików z Kaczyńskim wrzuconych pod rząd!”. Ten przekaz był tak toporny, że bezproblemowo dało się rozpoznać w tym wpływ „czynników decyzyjnych”. Jestem się w stanie założyć o wiele, że za tym, że filmiki z Kaczyńskim się pojawiły na Tik Toku stał albo on sam (o ile, rzecz jasna, jeszcze ogarnia na tyle rzeczywistość), albo ktoś z jego bliskiego otoczenia.


Rzecz jasna mocno dyskusyjne jest to, czy ta „ofensywa internetowa PiSu” miała jakiekolwiek szanse powodzenia. Moim zdaniem miała raczej niewielkie, bo nie da się w ciągu paru miesięcy nadrobić prawie ośmiu lat zaniedbań. Niemniej jednak wymieszanie topornej propagandy PiSowskiej z „soszjalami” praktycznie gwarantowało porażkę tejże „ofensywy”. Im większą presję wywierano na Porębe, tym gorzej im szło. I teraz dochodzimy do punktu trzeciego, czyli tego, skąd w ogóle ta presja się wzięła?


Presja stąd, że gdy w 2015 młodzi PiSowcy dostali wolną rękę, to rezultaty ich działań było widać momentalnie (PiS totalnie zdominował wtedy soszjale). Poza tym, te ich działania doprowadziły do tego, że mało komu znany Andrzej Duda (z którego na początku prawicowy publicyści mieli bekę, a zwykli ludzie mylili go z Piotrem Dudą), z sondażu na sondaż poprawiał swój wynik.


W tym miejscu dygresja krótka: jeżeli chodzi o PiSowską dominację w social media, to ona się w pewnym momencie skończyła, aczkolwiek ciężko wskazać konkretne zdarzenie, które do tego doprowadziło. To się po prostu „działo”, ale PiS na to nie zwracał uwagi, bo miał już „swoje” media, więc „czynniki decyzyjne” doszły do wniosku, że internety nie są im potrzebne. Ponieważ dla PiSu te wybory są bardzo ważne (z miliardów przyczyn), chciano znowu „przejąć” internety albo przynajmniej zrobić coś, żeby dominacja opozycji nie była aż tak bardzo przygniatająca.


Ponieważ czynniki decyzyjne PiSu już jakiś czas temu zaliczyły spore puszczenie się poręczy, nie docierało do nich to, że pewnych rzeczy najprawdopodobniej nie da się już nadrobić. Nikogo to nie obchodziło. Czynniki decyzyjne zażyczyły sobie „ofensywy internetowej”? Czynniki dostały ofensywę internetową. Gdy się okazało, że ta ofensywa średnio idzie, czynniki decyzyjne zaczęły wywierać presję, żeby „naprawić” tę ofensywę. Z tego wyszło coś w rodzaju Uroborosa: im większa była presja, tym gorzej szła ofensywa, a im gorzej szła ofensywa, tym większa była presja. Zresztą, już sam fakt zastąpienia Poręby Brudzińskim pokazuje, jak bardzo duży wpływ na kampanie miało otoczenie Kaczyńskiego.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!


https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty



Zaraz po tym, jak Poręba opublikował swój wpis o tym, że on to jednak już nie chce, pojawiło się zylion komentarzy odnośnie tego, że tak właściwie, to nie on zrezygnował, ale jego zrezygnowali. Moim zdaniem było jednak tak, że to była jego własna decyzja. Świadczy o tym końcówka jego twitta: „.Dziś na tym stanowisku potrzebny jest ktoś z nową emocją i energią. Za którym stanie się murem”. Być może to tylko moja nadinterpretacja, ale to „Za którym stanie się murem”, brzmi moim zdaniem dość jednoznacznie.


Już po napisaniu powyższego kawałka, natknąłem się na artykuł, w którym pojawiają się jakieś „kulisy” całej sprawy. Najbardziej rozbawił mnie ten fragment: „Jak się okazuje, do konwencji własnej partii postanowił wrócić sam Jarosław Kaczyński.  Prezes na kilku spotkaniach miał wyrazić zdziwienie kosztami imprezy. Nie wiedział, że to będzie aż tyle. Mówi się o kwocie nawet 3,5 mln zł. To są ogromne pieniądze. Podobno prezes jest zbulwersowany i kazał zrobić analizę finansową wydarzenia”. Przyznam szczerze, że artykuł, z którego pochodzi powyższy cytat, czytałem późno w nocy i musiałem się bardzo powstrzymywać przed tym, żeby nie ryknąć śmiechem i nie pobudzić rodziny.


Czy polscy dziennikarze mogliby się nauczyć czegoś takiego, jak „krytyczne podejście do zdobytych informacji”? Ja jestem przekonany o tym, że autor artykułu słowo w słowo przepisał to, co mu powiedziano. Nie zastanowił się jedynie na tym, po co mu to powiedziano. No bo tak na serio, ludzie, czy ktokolwiek uwierzy w to, że Kaczyńskiego obeszło to, że konwencja kosztowała 3.5 bańki? Przecież ona równie dobrze mogła kosztować 70 milionów, a prezes i tak miałby to w dupie. Problemem (z punktu widzenia Kaczyńskiego) tej konwencji nie było to, że „była droga”, ale to, że nie okazała się „gamechangerem”.


Miałem ten tekst już wrzucać, ale wtedy okazało się, że Genialny Strateg wrócił do rządu. Rzuca to sporo światła na to, czemu Poręba się katapultował. O ile w 2015 roku sztab faktycznie miał wolną rękę (głównie dlatego, że Genialnemu Strategowi się wydawało, że Duda nie ma szans, tak więc niech się tam bawi ten sztab, a potem dorośli zajmą się wyborami parlamentarnymi), to w 2023 Poręba miał jedynie dawać twarz sztabowi. Tzn może inaczej: jego pomysły były realizowane, ale realizowano je tak, jak sobie tego zażyczył Genialny Strateg. Ironia losu polegała na tym, że gdy te wszystkie pozmieniane pomysły nie działały, to Poręba za nie obrywał od partyjnych kolegów, którzy doskonale wiedzieli, że tak po prawdzie to nie jest jego wina. Przyznam szczerze, że trochę mnie to bawi.


Źródła:


https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/gigantyczne-koszty-imprezy-pis-kaczynski-byl-zbulwersowany/q84bz5l



https://twitter.com/TomaszPoreba/status/1669815183349362690



https://tvn24.pl/polska/jaroslaw-kaczynski-wraca-do-rzadu-politycy-komentuja-7184530


2 komentarze:

  1. Porębie podobno szykują się jakieś dymy w PE

    OdpowiedzUsuń
  2. Na moje to Kaczyńskiego dopadł jakiś Alzheimer już chwilę temu i to nawet nie są jego pomysły, tylko jakiejś "grupy trzymającej prezesa". Już w 2020 odpływał - piątka dla zwierząt, wyrok TK. Moim zdaniem po tym ostatnim jakaś kolektywna pani Basia zamknęła go w gabinecie. Potem zupełnie zniknął, wszystkie szury wylazły spod kamieni, Gowin poleciał z rządu, Duda zerwał się z łańcucha. W 2022 jeszcze próbowali prezesa po Polsce wozić, no ale po tekstach typu "Polacy za PO wyżerali dzikom ziemniaki z paśników" dali sobie spokój. Na ostatniej rocznicy smoleńskiej nawet nie dali mu pogadać do mikrofonu. Kaczyńskiego moim zdaniem już realnie nie ma. Te genialne strategie to produkuje jakiś hive mind złożony z Błaszczaka, Brudzińskiego, Suskiego i reszty dworu.

    OdpowiedzUsuń