Mimo tego, że ten odcinek będzie podwójny, to jednakowoż nie będzie z tego raczej ściany tekstu (tak więc tematów będzie nie za wiele), albowiem jeszcze do niedawna dłubałem przy przygotowaniach do podkastowego odcinka o Terlikowskim i teraz trzeba się będzie sprężać, żeby nie przekładać Przeglądu na kolejny termin.
Zaczniemy od tematu, który jest tak bardzo absurdalny, że gdyby ktoś napisał scenariusz na podstawie tych wydarzeń, to zostałby wyśmiany za to, że wydarzenia przedstawione w filmie są wybitnie wręcz nierealistyczne. Chodzi, rzecz jasna, o spółkę córkę Orlenową (OTS), która wtopiła 1.6 mld PLNów (z czego ponoć uda się odzyskać jakieś 300 milionów). Po tym, gdy zrobiło się o tej sprawie głośno, Daniel Obajtek bronił się przed zarzutami tak, że w sumie to czego się ludzie go czepiają, on już nie jest szefem przecież. A potem nastąpił ciąg dalszy i okazało się, że jest jeszcze bardziej spektakularnie. Otóż, szefem OTS został jeden taki pan, co do którego istnieją podejrzenia, że może mieć związki z Hezbollachem. O tych podejrzeniach Obajtek wiedział, bo ostrzegał go przed tym orlenowski dział bezpieczeństwa. Obajtek te ostrzeżenia zignorował, bo wiedział lepiej. Reszta historii jest znana: 1.6 mld PLNów wpłacono w ramach zaliczki jakiemuś 25-latkowi, który sobie założył spółkę w Dubaju. No dobrze, ale jak Obajtek zareagował na informacje o tym, że postanowił być sprytniejszy od ludzi, których zadaniem było dbanie o bezpieczeństwo Orlenu? Zareagował, jak to Obajtek. Po prostu powiedział, że nowe władze szukają afer tam, gdzie ich nie ma.
Na moment przeniesiemy się za naszą zachodnią granicę. Der Spiegel jakiś czas temu, ujmując rzecz kolokwialnie, zezłomował AfD określając ich mianem zdrajców. Okazało się bowiem (będziecie zaraz bardzo zdziwieni swoim brakiem zdziwienia), że manifest tejże partii powstał (zapuśćcie sobie dźwięk werbli dla lepszego efektu) w Moskwie. Tenże sam manifest był cytowany niemalże słowo w słowo przez niektórych członków AfD. Ale czekajcie, jest jeszcze lepiej. Petr Bystron ostatnio spotkał się z zarzutami przyjmowania kasy od Rosjan. Tłumaczył wtedy, że to wszystko ściema. Gdy się okazało, że czeski wywiad dysponuje nagraniami, na których Bystron bierze paczki z kasą, tenże przemiły pan zmienił nieco narrację. Po pierwsze zaczął tłumaczyć, że ok, jakieś tam paczki wziął, ale wcale nie było w nich pieniędzy. Po drugie zaś, to wszystko, co go spotyka, to efekt ATAKU NATO. Pewnie sobie myślicie, że to już koniec. Nic z tych rzeczy, albowiem jakiś czas temu jeden z asystentów europosła Maksymiliana Kraha został aresztowany pod zarzutem współpracy z chińskim wywiadem. Zapewne bardzo zdziwi was to, że Krahowi często zdarzało się produkować prochińskie wypowiedzi. Tak sobie myślę, że niebawem łatwiej będzie wskazać wywiady, z którymi akurat członkowie AfD nie współpracowali. Kwestią otwartą pozostaje to, czy te ustalenia będą miały jakiekolwiek przełożenie na poparcie wyżej wymienionej partii.
Swego czasu bardzo głośno zrobiło się o tym, jak to pewien ksiądz znany z tego, że dokonywał egzorcyzmów przy użyciu salcesonu (ja wiem, że my sobie z tego robimy bekę, ale w Polsce mieszka grono ludzi, które w to wierzy i znajduję to lekko przerażającym) z racji tego, że był umoczony w wydawanie pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości, załapał się na areszt tymczasowy. Pod koniec kwietnia Eloneksowe konta polityków Suwerennej Polski eksplodowały z oburzenia, albowiem okazało się, że zażalenie na AT będzie rozpatrywał sędzia, który kilkanaście lat temu był wiceministrem w rządzie Donalda Tuska. Bo wiecie, z tego, że tak dawno temu był wiceministrem musi wynikać, że nie będzie bezstronny. Per analogiam, z tego, że duet Piotrowicz i Pawłowicz do TK wszedł praktycznie z Sejmu (to jest o tyle zabawne, że Piotrowiczowi dali tę fuchę, bo się nie dostał do Sejmu, a Pawłowicz, o ile mnie pamięć nie myli, nie kandydowała po prostu na kolejną kadencję) wynikało, że będą bezstronni. Tak samo, jak bezstronni byli ci wszyscy sędziowie powiązani z Suwerenną Polską i ze Zjednoczoną Prawicą.
No, ale wróćmy do meritum. Czemu tak właściwie Ziobroidy się zaczęły burzyć? Tak, wiem, członkowie tej partii mają miliony powodów do zmartwień w związku z tym w jaki sposób używano Funduszu Sprawiedliwości, ale nie w tym rzecz. Otóż, chodzi po prostu o najzwyklejsze w świecie bicie piany. Dawno, dawno temu, widziałem statystyki dotyczące tego, w ilu przypadkach sąd uwzględnia zażalenie na Areszt Tymczasowy i to były jakieś „groszowe sprawy” (tzn. zażalenia uwzględniane są w maksymalnie kilku % spraw). Innymi słowy już sama statystyka gra na niekorzyść salcesonowego egzorcysty. Ponieważ takiego obrotu spraw spodziewały się Ziobroidy postanowiły trochę na tym ugrać. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że sąd nie uwzględnił zażalenia i wyżej wymieniony Wojownik Świętego Salcesonu pozostał w areszcie.
UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!
https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty
Okazało się, że w sumie to już nie trzeba się interesować aferą Pegasusa, bo ostoja niezależnego dziennikarstwa, Robert Mazurek, był łaskaw powiedzieć, że w sumie to nie było żadnej afery. Tzn. może i jakaś tam była, ale bardzo niewielka, bo w sumie to tylko kilkaset osób przez tyle lat inwigilowano, a w ogóle to nawet jeżeli, to wszystko odbywało się zgodnie z prawem, a poza tym, nie można zapominać o tym, że prokuratura i ABW Ziobrze do domu wjechały. Gdyby na olimpiadzie była dyscyplina „chłopski rozum”, to Mazurek byłby w tej dyscyplinie niekwestionowanym mistrzem. Po pierwsze o tym, dlaczego używanie Pegasusa było niezgodne z prawem, napisano już terabajty tekstów (chodzi między innymi o to, że inwigilowano x osób jednocześnie [ze względu na to, jak działał Pegasus], o to, że pozyskane dane były przechowywane zagranicą i tak dalej i tak dalej) . Po drugie, nawet jeżeli sędziowie wydawali na to zgody, to nie oznacza, że inwigilacja była zgodna z prawem (z przyczyn wymienionych przed momentem, sąd nie był w stanie tego w żaden sposób „ulegalnić”). Po trzecie, już samo to, kto był inwigilowany (ostatnie doniesienia mówią np. o Terleckim i Kuchcińskim [skoro Tusk odniósł się do tego na Eloneksie, to możemy być pewni, że to prawda]) pokazuje, że nie miało to żadnego związku z dbaniem o bezpieczeństwo. Po czwarte, Mazurek ma już swoje lata, a mimo tego, jest bardzo dobrze wygimnastykowanym akrobatą, albowiem szpagat, który wykonał, żeby połączyć Pegasusa z przeszukaniem u Ziobry był naprawdę imponujący.
No dobrze, skoro już jesteśmy przy temacie Pegasusa, to właśnie dzisiaj (czyli w czwartek) wydarzyło się coś, co (ja wiem, że to powtarzam, ale to nie moja wina, że non stop zachodzi taka potrzeba) gdyby nie kontekst, byłoby nawet zabawne. Otóż Trybunał Przyłębski wystosował pismo do komisji ds. Pegasusa, coby się ta komisja wstrzymała z działaniami do momentu, w którym Trybunał Przyłębski nie wypowie się w temacie tego, czy ta komisja to w ogóle ma prawo działać. Rzecz jasna, absolutnie nikogo to pismo nie obchodzi (tak, jak inne produkowane taśmowo przez podległy PiSowi twór, którym stał się niegdysiejszy Trybunał Konstytucyjny). Nawiasem mówiąc, myśmy wszyscy wiedzieli po co PiSowi było przejęcie sądownictwa (zabezpieczenie się przed jakimikolwiek prawnymi konsekwencjami swoich działań), ale zawsze miło jest przekonać się o tym, że człowiek miał rację. Osobną kwestią jest to, że (pomijając już to, że absolutnie nikogo nie obchodzi co teraz robi ten trybunał), to coś w rodzaju narracyjnych autograbi. No bo z jednej strony PiS tłumaczy, że nie było żadnej afery, a z drugiej strony nagle okazuje się, że próbuje uniemożliwić pracę komisji, która ma to wszystko wyjaśnić. Ja wiem, że PiS bardzo lubi bawić się w wielonarracje, ale tego się spiąć w żaden sposób nie da. Po co TP miałby blokować pracę komisji, skoro nie było żadnej afery? Przecież skoro jej nie było, to działania komisji to wykażą, prawda? Jedyne, co można osiągnąć przez działania tego typu to pewność, że trybunał w obecnym kształcie zostanie zaorany, posypany solą i nikt po nim nie zapłacze.
Komisja Europejska stwierdziła ostatnio, że ryzyko naruszania praworządności przez Polskę jest już niezbyt duże, a to z kolei jest podstawą do skancelowania artykułu 7, który to artykuł przypięto naszemu krajowi w grudniu 2017 (w efekcie działań mających na celu przejęcie sądownictwa przez Zjednoczoną Prawicę). Cała masa proPiSowskich opiniomatów rzuciła się do komentowania tej decyzji i tłumaczenia, że decyzja KE była polityczna i że tam wcale nie chodziło o żadną praworządność. Cieszy mnie to, że istnieją takie opiniomaty, bo bez nich byłbym gotów pomyśleć, że może ta decyzja ma jakiś związek z tym, że jakoś tak się złożyło, że obecnym władzom nie zależy na ręcznym sterowaniu sądownictwem i nie próbują one rozjechać tegoż sądownictwa walcem. Owszem, obecne władze jadą po bandzie (vide, odbicie prokuratury, odebranie kluczyków do TVP/etc.), ale w KE nie siedzą jacyś idioci i ci ludzie doskonale zdają sobie sprawę z tego, skąd biorą się takie, a nie inne decyzje.
Przedostatnim tematem, nad którym się pochylimy będzie temat recyklingu narracji. W trakcie wyborów w 2023 ten recykling było widać bardzo dobrze i już wtedy się on był nie sprawdził. Wspominam o tym dlatego, że w kampanii do PE również się ów recykling pojawił. Marcin Warchoł zaczął tłumaczyć wyborcom, że jeżeli nie uda się zatrzymać Zielonego Ładu (w domyśle: jeżeli PiS przegra), to zamiast kiełbasy na grillach będziemy mieli robaki. Jeżeli ktoś sobie w tym momencie pomyślał: na litość nieistniejącego bytu transcendentnego, czy ten typ na serio odkopał narracje, które nie zażarły nawet wtedy, gdy były jeszcze świeże? To ja takiej osobie mogę odpisać jedynie tyle: A i owszem.
No dobrze, teraz dochodzimy do ostatniego tematu, który będzie tematem najbardziej obszernym i wielowątkowym. Jak się pewnie domyślacie, tym tematem będzie niedawna rejterada sędziego Szmydta, który doszedł do wniosku, że wszędzie dobrze, ale u Baćki najlepiej. Wydaje mi się, że idealnym początkiem tego kawałka Przeglądu będzie rzucenie truizmu: to jest sytuacja bez precedensu. Ok, zdarzyło się do Białorusi uciekł jakiś żołnierz, ale tym razem chodzi o sędziego, który miał dostęp do informacji niejawnych, miał dojścia do władz. W telegraficznym skrócie doszło do sytuacji, do której dojść nie powinno. Zaraz po tym, jak o ucieczce Szmydta zrobiło się głośno (o ucieczce i o tym, że będzie się starał na Białorusi o azyl polityczny) opiniomaty Zjednoczonej Prawicy wykonały synchroniczny fikołek z prędkością, której mogłaby im pozazdrościć niejedna ultrawirówka. Momentalnie okazało się, że choć Szmydt był jednym z sędziów zamieszanych w aferę hejterską (jego żoną była wtedy „Mała Emi”) i generalnie był mocno związany z Ziobroidami, to tak naprawdę ten sędzia to był jakiś TVNowski i GazWybowy człowiek.
Te same opiniomaty zaczęły budować narracje, z których wynikało, że po pierwsze Szmyd nie miał żadnych związków z PiSem, a po drugie, to np. Komorowski powołał go do WSA (prawie 12 lat temu), a w ogóle to on był w stowarzyszeniu sędziów Themis. I tak dalej i tak dalej. Tę strategię PiS stosował do porzygu, ilekroć w trakcie swoich 8-letnich samodzielnych rządów musiał się mierzyć z krytyką. Strategia ta polega na maksymalnym zaciemnieniu rzeczywistości po to, żeby przeciętny obywatel dał sobie spokój z ustaleniem tego „jak było naprawdę”. Polega ona również na tym, że się obywatelowi tłumaczy, że może i PiS zrobił coś nie tak, ale wcześniej PO zrobiło coś bardziej nie tak, a w ogóle to wszystko wina Tuska/PO/Brukseli. Na nasze szczęście (i nieszczęście PiSu) partia Kaczyńskiego straciła kluczyki do mediów publicznych (i do Polski Press), tak więc efekty takich działań mogą być raczej mizerne. Szczególnie w kontekście tego, że po Eloneksie latają skany dokumentów, w których Ziobroidy powołują Szmydta tu i ówdzie.
Muszę się wam do czegoś przyznać (nie, nie piszę do was z Białorusi), ale zanim się przyznam, pozwolę sobie na odrobinę kontekstu. Ja się zajmuje już od x lat grzebaniem za informacjami i opisywaniem polskiej polityki. Do polskich dziennikarzy mam mniej więcej tyle samo zaufania, co do polityków (czyli go nie mam). Jednakowoż przyznać się muszę, że we wtorek nabrałem się na ewidentnego fejka. Autorem tegoż fejka był Andrzej Gajcy, który wyprodukował artykuł na temat Szmydta. Pozwolę sobie na zacytowanie leadu tegoż artykułu: "Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego od kilku miesięcy wiedziała o związkach sędziego Tomasza Szmydta z białoruskimi służbami — wynika z nieoficjalnych informacji Onetu. Miał on być nawet rozpracowywany przez polski kontrwywiad, a działania polskich służb zmierzać miały do jego zatrzymania za szpiegostwo. Na finiszu operacji coś poszło jednak nie tak.”
Twórczość Gajcego (nie wiem, czy jego nazwisko się odmienia, ale mało mnie to obchodzi) jest mi znana i znane są również jego afiliacje polityczne (tzn. ok, nie widziałem, żeby miał legitymację partyjną, ale jeżeli się odpowiednio długo patrzyło na to, co ów pan produkuje, to nietrudno było się domyśleć tego, że w jego przypadku bezstronność jest mocno przekrzywiona w prawą stronę). Dziennikarze, których znam, na temat Gajcego mieli do powiedzenia tyle, że jest po prostu PiSowskim cynglem, który potrafi długo udawać bezstronnego, ale gdy obowiązek wezwie, to zawsze wyciągnie do PiSu pomocną dłoń.
Mimo tego wszystkiego uwierzyłem w to, co napisał w artykule. Doszedłem bowiem do wniosku, że sprawa jest na tyle gruba, że nikomu poza PiSowskim opiniomatem nie będzie zależało na tym, żeby tę sprawę „zaciemniać” i żeby rozpowszechniać nieprawdziwe informacje na jej temat. Na swoją obronę mogę jedynie zacytować fragment pewnego internetowego komiksu: człowiek to jednak debil. Do wrzutki Gajcego odniósł się Tomasz Siemoniak, który był łaskaw zrównać ten artykuł z ziemią.
Niemniej jednak o wiele istotniejsza była reakcja innego polityka, który artykułu użył w charakterze trampoliny. Politykiem tym jest Zbigniew Ziobro, który oznajmił, że służby pod rządami nowej koalicji, to w ogóle nie działają, nowa władza prześladuje opozycję, a w ogóle to on Szmydta nie znał (a ten Szmydt to był od Themis!) i wie o nim tyle, że on był zamieszany w aferę hejterską. Do skanów dokumentów z własnym podpisem, które nie do końca wpisywały się w narracje o „nieznajomości” Szmydta się już nie odniósł w żaden sposób (tak samo, jak nie odnoszą się do nich PiSowskie opiniomaty).
Szczerze mówiąc, to właśnie reakcja Ziobry sprawiła, że w głowie mi się alarm rozdzwonił, bo dotarło do mnie, że jakoś tak dziwnym trafem Ziobro milczał przez cały dzień i wypowiedział się na temat tej sprawy dopiero wtedy, gdy w eter wrzucony został wytwór Gajcego. Reakcja Siemoniaka była już jedynie potwierdzeniem tego, czego się zacząłem domyślać.
Skoro się już na tę narrację nabrałem, to pozwolę sobie ją rozbić na atomy. Primo, jako damage control była ona cokolwiek kiepskawa (i była to jedna z przyczyn, dla których w nią uwierzyłem), bo nawet jeżeli byłoby tak, że służby rozpracowywały Szmydta i po prostu dały ciała na finiszu, to ciężko mieć o to pretensję do obecnych władz. Nowe władze nie zachowały się bowiem jak Macierewicz z Kaczyńskim, którzy swego czasu zaorali służby i budowali je od zera przy pomocy kilkunastogodzinnych kursów oficerskich. Zmiany kadrowe wymagają czasu. No chyba, że chce się je robić metodą polityka, który zadbał o to, żeby raport WSI został przetłumaczony na język rosyjski.
Secundo, nawet gdyby udało się jakoś przekonać wszystkich do tego, że służby dały ciała, to nie zmienia to faktu, że Szmydt był człowiekiem ze stajni Ziobry. Z tego zaś wynika, że wyjaśnienia będą wymagać wszelkie jego powiązania i relacje z tymi politykami. Tak samo, jak wyjaśnienia będzie wymagało to, od kiedy współpracował z białoruskimi służbami. To, że musiał z nimi współpracować od dłuższego czasu, jest raczej oczywiste. No chyba, że ktoś jest skłonny uwierzyć w to, że Szmydt nawiał do Mińska na zupełnym spontanie.
Tertio, histeryczna reakcja PiSowskich opiniomatów (i części „zaprzyjaźnionych” z PiSem sędziów) sugeruje, że (eufemizując) nieco się oni obawiają tego, co się będzie działo, gdy służby się zajmą wyjaśnianiem powiązań Szmydta. Już samo to sugeruje, że jakiekolwiek fikołki narracyjne są po prostu bezsensowne, bo czekać je będzie zderzenie z „twardymi” dowodami. I znowuż, jeżeli ktoś chce wierzyć w to, że Szmydt sobie tam siedział u tych Ziobroidów i absolutnie nikt się z nim nie kontaktował i nikt go nie znał, to ja takiej osobie na drodze do szczęścia nie będę stał.
Quatro i tu muszę na moment zastosować chłopski rozum. Gdyby faktycznie było tak, że Szmydt byłby pod lubą służb, to obstawiam, że nie udałoby mu się wyjechać z Polski. Tzn. do innego kraju Shengen pewnie by wyjechał, ale do Białorusi by mu się uciec nie udało i jego eskapada skończyłaby się na kontroli paszportu przy próbie pokonania granicy Polsko-Białoruskiej.
Tak na sam koniec pozwolę sobie sparafrazować klasyka. Reakcja polskich władz na to, co się stało (i np. fakt, współpracy polskich służb z Czeskimi w trakcie złomowania Voice of Europe) sugeruje, że jeżeli chodzi o podejście do aktywności agentów „ze Wschodu”, mamy do czynienia z pewnymi dostrzegalnymi zmianami. Jeżeli chodzi o spolegliwość polskich służb względem „wschodniej” agentury, to można powiedzieć, że Nie ma już Kaczyńskiego i te zwyczaje się skończyły. Czego sobie i wam życzę.
Źródła:
https://wiadomosci.wp.pl/afera-w-spolce-orlenu-w-tle-czlowiek-wspolpracujacy-z-hezbollahem-7022035679022016a
https://fakty.tvn24.pl/fakty-o-swiecie/kolejne-klopoty-afd-maximilian-krah-w-opalach-jego-asystent-mial-szpiegowac-dla-chin-st7886109
https://www.radiomaryja.pl/informacje/ks-michal-olszewski-pozostanie-w-areszcie/
https://www.prawo.pl/prawnicy-sady/areszty-w-polsce-nadal-przewlekle-raport-hfpc,523138.html
https://twitter.com/PiknikNSG/status/1784864542201164064
https://wpolityce.pl/polityka/690029-to-trzeba-zobaczyc-mazurek-rozprawia-sie-z-afera-pegasusa
https://tvn24.pl/polska/artykul-7-wobec-polski-jest-komunikat-komisji-europejskiej-st7901400
https://twitter.com/PiknikNSG/status/1787539235903316279
https://wiadomosci.onet.pl/kraj/sedzia-szmydt-od-dawna-byl-na-celowniku-abw-szokujace-ustalenia/dm6ytp3?utm_campaign=cb
https://twitter.com/TomaszSiemoniak/status/1787942834873467345
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz