Zaczniemy od pozytywnej informacji, ale zanim wam ją zaprezentuję, potrzebne będzie ziarno kontekstu. Otóż, jakiś czas temu (konkretnie zaś w Hejterskim Przeglądzie Cyklicznym #105) opisałem perypetie Roberta Bąkiewicza, który był łaskaw namalować (nieudolnie, jak przystało na zainteresowanego historią prawicowca) znak „Polski Walczącej” na elewacji Ministerstwa Środowiska i Klimatu. Traf chciał, że budynek ten jest zabytkiem. Kolejny traf chciał, że Bąkiewicz pochwalił się mazaniem po ścianie w internetach (sam wrzucił filmik). Napisałem wtedy byłem, że ponieważ wraz ze zmianą władzy pewne standardy (parasol ochronny nad członkami Zjednoczonej Prawicy i ich otoczeniem) się skończyły, to Robert Bąkiewicz może ponieść konsekwencje swoich działań. Okazało się, że miałem racje, a Robert Bąkiewicz ma zarzuty prokuratorskie (tl;dr uszkodzenie zabytku). Najzabawniejsze jest to, że Bąkiewicz się nie przyznał do zarzucanego mu czynu, a na swoich socialach opublikował łamiący apel: „Przyszło nam żyć w czasach, gdy obrona symboli narodowych i pamięć o pomordowanych żołnierzach niezłomnych jest przestępstwem. Grozi mi 8 lat pozbawienia wolności za publiczny wyraz sprzeciwu wobec niszczenia pamięci o polskich patriotach”. Tak, bo na pewno dokładnie tego dotyczył zarzut. Na pewno nie miał nic wspólnego z pomazaniem elewacji. Równie zabawne jest to, że Bąkiewicz w tym samym miejscu tłumaczy, że się mu zarzuca to, że „niejako zniszczył zabytek”. Co prawda wszyscy mogli zobaczyć (dzięki Bąkiewiczowi), że to zrobił, ale Bąkiewicz teraz będzie tłumaczył, że wcale tego nie widzieliśmy. Rzec by można: chwilo trwaj.
Kilka dni temu Andrzej Duda przeżywał wzmożenie. Efektem tego wzmożenia był list jego autorstwa, który Małgorzata Paprocka (Kancelaria Prezydenta) odczytała przed Zgromadzeniem Ogólnym Sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego. Gdyby nie kontekst, to ów list można by było uznać za zabawny. Okazuje się bowiem, że Andrzej Duda zapowiedział, że będzie bronił trójpodziału władzy w Polsce. Pozwolę sobie w tym miejscu na zastosowanie ukochanego przez symetrystów argumentu: Gdzie Duda był przez osiem ostatnich lat? Tak, wiem, jeździł na nartach. Nieco zaś bardziej na poważnie, to mamy tu do czynienia z czymś, co obserwowaliśmy w momencie, w którym PiSowi odebrano kluczyki do mediów. Otóż, cała Zjednoczona Prawica (w tym jej odnogi medialne) rzuciła się wtedy do opowiadania o tym, że tak właściwie to oni bronią niezależności mediów. Eufemizując, nie udało się w ten sposób porwać tłumów. Równolegle do tych narracji pojawiły się komentarze (złośliwe), z których można było wyczytać, że cała ta obrona mediów byłaby nieco bardziej wiarygodna, gdyby nie to, że PiS zamienił media publiczne w tubę propagandową.
No ale, idźmy dalej. Andrzej Duda napisał również o tym, że: „Obserwujemy próby, bezprecedensowe od czasów powojennych, kwestionowania ważności powołań sędziowskich. Nie było i nie będzie na to mojej zgody". Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że to są bardzo mocne słowa, jeżeli weźmiemy pod rozwagę fakt, że Andrzej Duda nie przyjął ślubowania od poprawnie wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, napiszę jedynie tyle, że zamiast tych poprawnie wybranych sędziów, Andrzej Duda umieścił w TK partyjnych nominatów. Efekt końcowy tego działania wygląda tak, że po pierwsze, Trybunał Przyłębski nie jest uznawany za sąd (albowiem dublerzy). Po drugie, doszło do sytuacji, w której absolutnie nikogo nie obchodzą wyroki trybunału. Po trzecie zaś, nie tak dawno temu mieliśmy do czynienia z bezprecedensową sytuacją, w której trybunał nie mógł się zebrać i wydać orzeczenia, bo doszło do konfliktu w partii rządzącej, który to konflikt miał bezpośrednie przełożenie na działania sędziów. Tak sobie myślę, że jeżeli Andrzej Duda koniecznie chce szukać sytuacji „bezprecedensowych od czasów powojennych”, to może powinien przyjrzeć się temu, co sam współtworzył przez ostatnie dwie kadencje.
Moi drodzy, nie wiem, czy dotarła do was już łamiąca wiadomość, z której wynikało, że nie ma czegoś takiego, jak energia odnawialna. Jeżeli nie wierzycie mi na słowo, to może uwierzycie arcypasterzowi researchu, Rafałowi Ziemkiewiczowi, który ostatnio to tłumaczył w jednej z radiowych audycji. Czemu nie ma odnawialnych energii? Ano temu, że nie istnieje perpetuum mobile. Tak więc, szach i mat, ekolewaki! Rzecz jasna, jak zawsze, gdy okazuje się, że człowiek, którego można by eufemistycznie określić mianem nieukołaka powiedział coś durnego, pojawiło się spore grono jego wyznawców, którzy zaczęli tłumaczyć, że hehe, no ale z punktu widzenia fizyki to on ma przecież rację. Efektem tej konkretnej strategii obronnej było to, że pod wpisami na ten temat pojawiały się dość długie dyskusje, w których osoby nie będące nieukołakami tłumaczyły wyznawcom Ziemkiewicza, że jednakowoż z punktu widzenia fizyki Ziemkiewicz racji nie ma, bo jak się na to popatrzy przez pryzmat fizyki, to przecież energii się nie wytwarza. Niemniej jednak te dyskusje były bezprzedmiotowe (acz kształcące), albowiem wszystko wynikło z tego, że Ziemkiewicz najprawdopodobniej nie za bardzo zrozumiał o co chodzi z tą energią odnawialną. Nie chodzi tu bowiem o to, że ta energia się z próżni bierze i powstaje sama z siebie (bo to nie jest teologia), ale o to, że (pozwolę sobie tu na zagranie karty „chłopski rozum”) w najbliższym czasie nie braknie nam ani słońca, ani wiatru (z wodą do hydroelektrowni to różnie może być).
Nawiasem mówiąc niewymownie mnie bawi to, jak prawica za każdym razem gdy zaczyna się rozmowa o OZE, opowiada o tym, że hola hola! Tutaj przecież chodzi o pieniądze! Duże firmy będą na tym zarabiać i będą brały pieniądze za wiatraki i farmy fotowoltaiczne! Rzecz jasna, w tych ich narracja (tu chodzi o pieniądze!) zupełnie pomijany jest jeden drobny szczegół. Jaki? Ano taki, że jakoś tak się złożyło, że paliw kopalnych nikt nam za darmo nie daje i jakoś tak się złożyło, że stoją za ich wydobyciem (przetwórstwem, sprzedażą/etc.), eufemizując, raczej niemałe biznesy. I tak sobie dumam nad tym, czy ci ludzie tego nie dostrzegają (w przypadku Ziemkiewicza by mnie to nie zdziwiło), czy też dostrzegają, ale wychodzą z założenia, że lepszy diabeł znany, niż nieznany.
UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!
https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty
Dość głośno zrobiło się ostatnio o pewnej drobnej omyłce, do której doszło w szwajcarskiej spółce-córce Orlenu. Otóż, okazało się, że przedpłacono 1.6 mld złotych na zakup ropy i produktów ropopodobnych, ale produktów za które zapłacono – nie otrzymano. Rzec by można, że jest to historia podobna do tych, z którymi mieliśmy do czynienia „przez osiem ostatnich lat” (vide, respiratory, maski/etc.). Co zrozumiałe po tym, jak ów news się zrobił publiczny, nie brakowało złośliwych komentarzy pod adresem Daniela Obajtka. Do jednego z nich (który był autorstwa Korwina Juniora) odniósł się był główny zainteresowany i stwierdził, że generalnie rzecz biorąc, to czemu się go w ogóle ludzie czepiają, skoro on już nie jest szefem Orlenu i że jak ktoś ma jakieś zastrzeżenia, to niech je kieruje do nowych władz. Gdy pod jego wpisem pojawiły się komentarze, w których zaczęto mu tłumaczyć, że w sumie to spoko, że już nie jest szefem Orlenu, ale sytuacja, o której mowa miała miejsce za jego rządów, postanowił wycofać się na z góry upatrzone pozycje i nie reagować. Z tego, co udało się ustalić mediom, z całej tej kwoty uda się odzyskać jakieś 300 milionów. Ja się tam na tym co prawda nie znam, ale obstawiam, że umowa była skonstruowana w sposób, którego oreły od Daniela Obajtka nie były w stanie ogarnąć (co nie powinno nikogo dziwić specjalnie). Jestem ciekaw tego, jaki będzie ciąg dalszy całej tej sprawy (czytaj: kto za to beknie, bo że ktoś beknie, to rzecz raczej oczywista).
W Zjednoczonej Prawicy można zaobserwować początki działania, które od biedy można by nazwać „zwieraniem szeregów”. Otóż, przy okazji kolejnej rocznicy katastrofy smoleńskiej, TV Republika otworzyła piwniczkę z narracjami „zamachowymi” (+ Jarosław Kaczyński Głośno i Wyraźnie opowiadał o zamachu). Nie chcę w kółko powtarzać, że jestem czegoś autentycznie ciekaw, jednakowoż jestem do tego zmuszony, tak więc jestem autentycznie ciekaw tego, jak przebiegał proces decyzyjny, który doprowadził czynniki decyzyjne do wniosku, że to dobry moment na produkcję narracji, które przemawiają praktycznie wyłącznie do betonu. Absolutnie wręcz wykluczone jest to, żeby jakikolwiek centrowy wyborca (na którego pozyskaniu powinno zależeć partii Jarosława Kaczyńskiego) po ośmiu latach smoleńskiego cyrku, uwierzył w to, że faktycznie doszło do jakiegokolwiek zamachu. Ok, ja rozumiem, że to była w sumie ciągła narracja, ale prawda jest taka, że „przez osiem ostatnich lat” PiS sprawował całkowitą (i niepodzielną) kontrolę nad wszelkimi możliwymi służbami i nad organami ścigania. W jaki więc sposób taki centrowy wyborca miałby sobie zracjonalizować to, że choć prezes co miesiąc opowiadało tym, że „już niebawem dojdziemy wszyscy do prawdy”, a za tymi słowami nie szły żadne działania?
Przed 2015 roku narracje w rodzaju „śledztwo było źle przeprowadzone, my zrobimy to lepiej”, mogły trafiać do ludzi, ale w 2023, czyli po ośmiu latach Latającego Cyrku Antoniego Macierewicza, uwierzy w to wyłącznie beton. Dlatego też na początku tego tematu pojawiła się wzmianka o tym, że najprawdopodobniej chodzi o zwieranie szeregów. Przyznam szczerze, że trochę mnie to dziwi, bo praktycznie za moment mamy wybory do Parlamentu Europejskiego i nie jest to najlepszy moment na wywoływanie konfliktów wewnętrznych. Z drugiej jednakowoż strony, może wybory do PE są przyczyną „zwierania szeregów”. 5-letnia kadencja wygląda dla wielu osób bardzo kusząco w sytuacji, w której PiS będzie musiał jakoś przetrwać chude lata. To zaś może się przełożyć na konfliktu wewnętrzne wywołane tym, że (eufemizując) nie dla wszystkich może starczyć miejsca.
Na sam koniec tego Przeglądu zostawiłem sobie nieco dłuższy temat, którym będzie (jak się pewnie domyślacie) szeroko pojęta debata aborcyjna. Od czego by tu zacząć? Ano może od tego, że choć wszystkie omawiane projekty trafiły do komisji (i stało się tak po raz pierwszy od bardzo dawna), to potem będzie nas czekało drugie głosowanie i tu już zaczną się schody, bo z deklaracji Trzeciej Drogi wynika, że liberalizacja prawa aborcyjnego to jest dla zarządu, a dla pani Areczki to co najwyżej powrót do sytuacji sprzed wyroku Trybunału Przyłębskiego (czyli faktyczny zakaz z trzema wyjątkami). Nawet, gdyby jakimś cudem udało się przegłosować ustawę liberalizującą prawo aborcyjne, to nie zostanie ona podpisana. Zupełnie inaczej rzecz się może mieć z ustawą Trzeciej Drogi (która, bądźmy poważni, nie jest ustawą liberalizującą prawo aborcyjne). Nie wiadomo jak na taką ustawę zareaguje Andrzej Duda. Nawiasem mówiąc, problem Dudy z tą ustawą będzie w sumie problemem piętrowym. Jeżeli ją podpisze, to narazi się prawicy (o tym, że nie on pierwszy, za moment będzie jeszcze). Jeżeli jej nie podpisze – narazi się większości społeczeństwa.
O ile jemu samemu to już w niczym nie zaszkodzi, to kandydatowi (bądź też kandydatce), którego wystawi w wyborach prezydenckich PiS już, owszem, może. Na tym się jednakowoż problemy Dudy nie kończą, bo przecież jakiś czas temu zapowiedział, że będzie wszystkie ustawy kierował do Trybunału Przyłębskiego (bo mu się nie podoba, że dwóch ziomków, których wyciągnął z więzienia nie może brać udziału w pracach Sejmu). I znowuż, wiadomo, że Trybunał Przyłębski zrobi to, co mu każe zrobić Kaczyński, ale nieśmiało przypominam, że przesłankę embraiopatologiczną usunięto właśnie przy pomocy Trybunału Przyłębskiego. Co prawda Andrzej Duda mógłby zdecydować, że on to podpisze, ale wtedy (nie po raz pierwszy) wyjdzie na niepoważnego typa, który mówił, że wszystko będzie kierował do koleżanki z trybunału, a potem jednak tego nie skierował. Ten temat to jest prawdziwa matrioszka, bo następna w kolejce jest rozkmina pt. „ no dobra, ale co w sytuacji, w której po podpisaniu tej ustawy przez Dudę, ktoś inny skieruje ją do Trybunału Przyłębskiego?” Na tym więc przerwę tę wyliczankę. Dość powiedzieć, że sytuacja (eufemizując) jest wybitnie zagmatwana.
Czego można się było spodziewać, prawica podeszła do debaty w sposób absolutnie wręcz niepoważny. Tak, wiem, Karina Bosak miała (zdaniem części obserwatorów) dobre przemówienie, ale z jednej strony mamy tę Karinę Bosak, a z drugiej całą masę dzbaneczników, które przyszły do Sejmu z plastikowymi płodami, podobiznami płodów na jakichś kartonach (albo też pod Sejm z dzwonem, który „ma budzić sumienia”) i całą masę polityków gadających głupoty (których nie chce mi się tu powtarzać, albowiem nic nowego przez ostatnich kilkanaście lat prawica nie wymyśliła w tej materii). Śmiem twierdzić, że wystąpienie Kariny Bosak (konkretnie zaś jego potencjalny wpływ na suwerena) jest odrobinkę przeszacowany. Warto pamiętać o tym, że Karina Bosak nie reprezentuje tam w sejmie siebie, ale reprezentuje konfiarzy i to też nie pozostaje bez wpływu na to, w jaki sposób jej wystąpienie suweren będzie odbierał. Nieco wcześniej zasygnalizowałem, że poruszę kwestię „podpadnięcia prawicy”, co niniejszym czynie. Otóż. Mateusz Morawiecki na swoim Eloneksowym koncie napisał, że się był omylił w głosowaniu. Jako zwolennik tzw. „kompromisu aborcyjnego” chciał zagłosować za tym, żeby ów projekt trafił do komisji, ale się był pomylił. Ujmując rzecz kolokwialnie, nie spotkało się to ze zbyt ciepłym przyjęciem ze strony prawicy i Morawiecki został zjechany przez spore grono prawicowców (od konfy, poprzez duchownych, na Jurze Kwaśniewskim kończąc). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że wbrew swoim deklaracjom z czasów kampanijnych, Roman Giertych nie pojawił się na głosowaniu (ale to nic takiego, bo Stanowski napisał na Eloneksie, że w trakcie kampanii wszyscy kłamią, tak więc lewaki dupa cicho).
I tym akcentem zakończę powyższy przegląd. W pierwotnej wersji miał on być dłuższy, bo chciałem się tu popastwić nad pewnym artykułem z „Do Rzeczy”, w którym próbowano bronić pewnego instytutu przed oskarżeniami o skarpetosceptycyzm, ale doszedłem do wniosku, że ów temat zasługuje na osobny tekst (który może nosić znamiona ściany tekstu), który to tekst zamierzam „niezwłocznie” popełnić. Ci z was, którzy słuchają podkastu już wiedzą, o który tekst chodzi, ale uwierzcie mi, myśmy w tym odcinku Cebul na Torcie jedynie zarysowali powierzchnię tego tekstu (bo odniesienie się do niego w całości wymagałoby pewnie kilkugodzinnego odcinka), tak więc You Have Been Warned.
Źródła:
https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2024/02/hejterski-przeglad-cykliczny-105.html
Raz i perpetuum mobile
https://www.youtube.com/watch?v=BB86u4ll9eI
https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/16-mld-zl-zniknelo-z-orlenu-spolka-poprawia-odpis/h42g40g
Smoleńsk
https://www.youtube.com/watch?v=lHKP8DyeUMU
https://twitter.com/K_Stanowski/status/1779050357869461549
https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9485640,zakonczyla-sie-debata-o-projektach-ustaw-dotyczacych-aborcji-glosowan.html
https://tvn24.pl/polska/aborcja-w-sejmie-glosowania-nad-projektami-relacja-st7866075
https://dorzeczy.pl/opinie/574419/morawiecki-w-ogniu-krytyki-za-glosowanie-ws-aborcji.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz