czwartek, 2 kwietnia 2015

Kaja Godek – kafar Episkopatu

Kilka dni temu portal Wyborcza.pl opublikował list Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian" pt. „Kaja Godek nie ma skrupułów, miażdży godność dzieci w ideologicznym celu. A publiczna TV jej na to pozwala”.

Po przeczytaniu wspomnianego listu, wygrzebałem w internecie odcinek programu „Bez retuszu”, do którego się odnosił (oglądania programu nie polecam osobom o słabych nerwach). Dość powiedzieć, że wypowiedzi Kai Godek były w 100% zgodne z biskupią narracją (pełną pogardy dla metody in vitro, rodziców, którzy zdecydowali się na skorzystanie z tej metody i samych dzieci „z bruzdami”). Rzecz jasna, list „Naszego Bociana” spotkał się z reakcją Kai Godek i właśnie o tym będzie niniejsza notka.

„Gazecie Wyborczej” i jej ideowym kolegom składam serdecznie podziękowanie za nagłośnienie problemu krzywdzenia dzieci pochodzących z zapłodnienia in vitro” - odezwała się osoba, która wraz z kolegami z Episkopatu i tuzami w rodzaju księdza Oko usiłuje doprowadzić do tego, żeby ludzie się brzydzili dzieciakami z in vitro (bo wiadomo, że wraz z obrzydzeniem przyjdzie nienawiść). A to „bruzda dotykowa” (Longchamps de Bérier), a to „twory frankensteina”(Pieronek), a to „poczynanie na szkle” i „zwierzęca metoda”.

Kaja Godek: „Uwadze wielu osób umyka jednak fakt, że samo powołanie do życia metodą in vitro jest uwłaczające dla poczynającego się w ten sposób dziecka”.

No, a poza tym te bruzdy...

„W klinikach sztucznego rozrodu istnieją tzw. „pokoje M”, czyli „pokoje dla panów”, gdzie pośród stosu pisemek pornograficznych przyszli ojcowie oddają do plastikowego pojemnika materiał genetyczny, z jakiego mają powstać ich dzieci”.

Nie żaden „materiał genetyczny” tylko dzieci niepoczęte! Obsesja na punkcie cudzych genitaliów i tego co, kto i gdzie z nimi robi to wizytówka Kościoła i jego świeckich pomocników.

„Klucz do takich pokoi otrzymuje się na 20 minut, po tym czasie należy przekazać pracownikowi kliniki pobrane nasienie, które poddawane jest kolejnym laboratoryjnym procedurom i w końcu łączone z komórkami jajowymi uzyskanymi od kobiety. W ten sposób powołuje się do istnienia dziecko (a najczęściej kilkoro dzieci)”.

Plemniki łączy się z komórkami jajowymi... Potworność...

„Zdarza się, że z takiego pokoju trzeba korzystać kilkakrotnie zanim materiał uda się pobrać – upokorzenie rodzi stres, a to nie ułatwia klientom ‘pobrania’”.

I w tym miejscu nawet bez specjalistycznej wiedzy widać, że pani Kaja pisze wierutne bzdury. Bo jakby to wyglądało w praktyce? „Panie Henryku, ma pan 20 minut, bo potem w kolejce jest pan Łukasz. Jeśli się pan nie wyrobi, to będzie pan musiał poczekać aż się zrobi okienko po panu Stefanie”. Gdyby w klinikach faktycznie był taki ruch, że "okienko" dla mężczyzny miało by 20 minut, to w jaki niby sposób można by było z tego pokoju "korzystać kilkakrotnie zanim materiał uda się pobrać"?

Poza tym jest jeszcze jedna sprawa, o której pani Kaja nie ma pojęcia (swoją drogą - pasowałoby uzupełnić wiedzę przed zabieraniem głosu na dany temat). Mężczyzna, który przyszedł z partnerką do kliniki in vitro prawie na pewno ma za sobą badanie nasienia (wbrew twierdzeniom przeciwników in vitro – nie jest to metoda, na którą ludzie decydują się bez uprzednich badań). I niech pani Kaja zgadnie, w jaki sposób pobiera się od mężczyzny próbki do badania? Skoro sobie taki Kowalski poradził z oddawaniem nasienia w celach diagnostycznych, to poradzi sobie też w klinice in vitro.

„Promotorzy sztucznego rozrodu zapierają się, że dzieci z in vitro to dzieci z miłości”.

Rodzice dzieciaków z in vitro mają dokładnie takie samo zdanie na ten temat.

„Wypada zapytać: z miłości do kogo? Czy do rozebranej modelki z pornogazety w pokoju dla panów?”

Czy tylko mnie się wydaje, że gdyby kliniki in vitro wprowadziły zarządzenie „masturbacji w celu pobrania nasienia należy dokonywać tylko i wyłącznie w trakcie myślenia o swojej partnerce”, pani Kaja zapałałaby gorącą miłością do tej metody?

„Jakie poczucie funduje się dziecku poczętemu tą metodą?”

A co to w ogóle za argument? Skoro nie można było dziecka „począć” inną metodą, to jaki wybór miała para? Niech się pani Kaja zapyta jakiegoś dzieciaka z in vitro o to, czy „trudno mu się żyje ze świadomością, że jego ojciec masturbował się w klinice in vitro”. Śmiem twierdzić, że najłagodniejszą odpowiedzią, z którą zetknęłaby się pani Kaja, byłoby „czy panią już do szczętu poje***ło?”

„Czy ciężar świadomości, że jego życie rozpoczęło się w opisany powyżej sposób to dla lobbystów in vitro naprawdę czysta abstrakcja?”

To JEST czysta abstrakcja. Nikt, komu propaganda fanatyków religijnych nie wyżre mózgu, nie będzie się zastanawiał nad takimi pierdołami. Rzygać się chce od retoryki ludzi, którzy na wszelkie możliwe sposoby próbują wykazać, że dzieciaki z in vitro są „gorsze”. Pani Kaja zachowuje się jak gówniarz, który biega za innym dzieciakiem i wrzeszczy na niego, że był „adoptowany”, tylko po to, żeby poczuć się lepiej.

„Czy kogoś dziwi, że w chwili, gdy opisuje się przebieg procedur sztucznego zapłodnienia, siedzące w telewizyjnych studiach osoby uwikłane w ten biznes dostają histerii? Że nie przechodzi im długo po programie?”

Dziwi mnie to, że kogoś takiego w ogóle zaprasza się do studia tylko po to, żeby ział nienawiścią do wszystkiego, co „inne”. Ponadto, nie jest histerią sytuacja, w której ktoś jest tak bardzo zszokowany zbydlęceniem swojego rozmówcy, że nie jest w stanie wypowiedzieć słowa (względnie – jest w stanie wypowiedzieć ich wiele, ale prawie wszystkie są niecenzuralne). Mało kto jest w stanie dyskutować z osobami pokroju Kai Godek. Tak samo, jak mało kto wytrzymałby sytuację, w której jakiś obcy człowiek wlazł mu do mieszkania, zdemolował wszystkie pomieszczenia, wysmarował ściany fekaliami, podarł album ze zdjęciami bliskich i na końcu powiedział, „ok, przyszedłem do pana, żeby porozmawiać moich zastrzeżeniach do metody in vitro”.

„Dostają jej z pewnością z co najmniej dwóch powodów.”

Jednym z nich jest Pani bezmyślność, a drugim to, że daje im Pani odczuć to, że bezgranicznie nimi pani gardzi.

„Uświadomienie sobie, że własnemu dziecku zrobiło się krzywdę, musi potwornie boleć.”

Przypomnijmy – tą krzywdą jest fakt, że ojciec dziecka masturbował się w klinice in vitro.

„Dyskomfort rodzi się też być może z tego, że grupy oficjalnie podające się za miejsca wsparcia rodziców korzystających z in vitro to de facto tajna broń przemysłu sztucznego rozrodu”

Dlatego, że nie tłumaczą rodzicom, że ich dziecko będzie gorsze od dzieci pani Kai Godek?

„Zajmują się naganianiem klientów i robieniem pijaru klinikom.”

Wydaje mi się, że każdy, kto nie mówi „in vitro to szatan, zło i zniszczenie”, w opinii pani Kai „robi pijar klinikom”.

„Tak jak Wanda Nowicka brała pieniądze od biznesu aborcyjnego, tak owe fundacje i stowarzyszenia są za swoją pracę sowicie wynagradzane przez koncerny zarabiające na produkcji dzieci z probówki.”

Nawet jeśli jakieś koncerny faktycznie płacą tym stowarzyszeniom, to co z tego? A skoro już jesteśmy przy pieniądzach - ciekaw jestem, czy pani Kaja Godek, będąca członkiem zarządu fundacji „pro prawo do życia” (od dnia 28-05-2014, o ile dobrze odczytuję dane z KRS), za swoją „pracę” w fundacji (tj. próby wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji, zakazu edukacji seksualnej i obwożenie po Polsce zdjęć pokawałkowanych płodów) otrzymuje jakieś wynagrodzenie, czy też działa na zasadzie pro publico bono?

„Gazetę Wyborczą i jej pomagierów proszę jedynie o niewykręcanie kota ogonem. To wy lobbujecie za tym, aby poczynanie ludzi w sposób im uwłaczający zostało zalegalizowane stosowną ustawą. Atakujecie osoby, które pokazują ciemną stronę in vitro, bo jesteście przerażeni tym, co sami propagujecie…”

Wyobraźmy sobie sytuację, w której jakiś człowiek – nazwijmy go pan Iksiński – zostaje zaproszony do studia TV w celu wzięcia udziału w dyskusji na jakiś temat. Program się rozpoczyna, dyskusja toczy się na żywo, nagle pan Iksiński wstaje i wymiotuje kolejno na każdego uczestnika. Obrzygani przez Iksińskiego ludzie nie są z tego zadowoleni i dają temu wyraz w rozmowie z dziennikarzami jednej z gazet. Gazeta opisuje całe zajście oraz dodaje komentarz „obrzyganych”. Iksiński czyta uważnie artykuł w gazecie i nagle wzbiera w nim słuszny gniew: „No przecież ja tylko dyskutowałem i przestawiałem swoje argumenty. Jesteście przerażeni tym, co sami propagujecie!”

Retoryka Kościoła, który od upadku PRL szuka sobie kolejnego „wroga klasowego” (wokół walki z którym mógłby znowu skupić wiernych), staje się coraz bardziej histeryczna. Coraz więcej w niej nienawiści do bliźniego. Coraz więcej pogardy dla „innych”. Dlatego właśnie kościelnymi agentami wpływu są ludzie pokroju Tomasza Terlikowskiego i Kai Godek. Nie chodzi o dyskusję z ludźmi o odmiennych poglądach – chodzi o to, żeby tych ludzi pognębić. Zamiast wierzących intelektualistów i filozofów do rozmów z „niewiernymi” posyła się kafary, których jedynym zadaniem jest „zmiażdżenie heretyków”. 

Kościół mógłby, co prawda, po prostu oświadczyć: „nam się metoda in vitro nie podoba, ale rozumiemy, że nie wszyscy są wierzący i nie wszyscy muszą nas słuchać”. Zamiast tego mamy do czynienia ze skrajnym przypadkiem dehumanizacji dzieciaków z in vitro. Co prawda, ktoś tam kiedyś powiedział „będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”, ale dla Kościoła dzieciaki z in vitro nie są „bliźnim”, bo „nie poczęły się w sposób naturalny” - zostały „wyprodukowane na szkle” za pomocą „zwierzęcej metody”. Sam Kościół twierdzi, że nie wyklucza nikogo, tyle że wypowiedzi hierarchów (oraz usłużnych w rodzaju ks. Oko, Tomasza Terlikowskiego etc.) stoją w jawnej sprzeczności z tymi deklaracjami. Tym samym - „przykazanie miłości” (cytowane wcześniej) zostało zamienione na przykazanie nienawiści, które brzmi mniej więcej tak „będziesz nienawidził tego, kogo ci wskażemy”.

12 komentarzy:

  1. Tymczasem na tym słynnym zgniłym zachodzie temat in vitro, gejów czy aborcji po prostu nie istnieje. I podczas gdy takie chore kobiety jak Godek wrzeszczą jakie to in vitro jest złe, na zachodzie wszyscy sobie szczęśliwie żyją i nie zawracają uwagi takimi kwestiami, które są prywatną sprawą każdej osoby.

    Gardzę takimi ludźmi jak Godek i pogardzam polskim kościołem katolickim, który idzie drogą, którą pewnie sam papież Franciszek uważa za prostą drogę do piekła.

    OdpowiedzUsuń
  2. ooooooooooooooo kolejny wpis, ruszam czytać :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niczego nie obiecuję, ale może uda mi się nieco częściej wrzucać coś na bloga :D

      Usuń
  3. próbowałam dziś rano skomciać, ale chyba połączenie się zerwało, więc jeszcze raz:

    "Nawet jeśli jakieś koncerny faktycznie płacą tym stowarzyszeniom, to co z tego?"

    stowarzyszenia pacjenckie działające na rzecz osób niepłodnych są dwa- jedno to Nasz Bocian, a drugie to katolickie stowarzyszenie wspierające niepłodne malżeństwa. Nie mam wiedzy o działaniu tej drugiej organizacji, co się jednak tyczy NB to stowarzyszenie jest finansowo niezależne od ośrodków ivf, ośrodków adopcyjnych i firm farmaceutycznych, czego formalnym zapisem jest nasza publiczna polityka współpracy z biznesem:

    http://www.nasz-bocian.pl/pacjencki_monitoring_zasady_wspolpracy_z_biznesem

    Na wypadek gdyby się komuś nie chciało czytać: nasz bocian nie przyjmuje darowizn od klinik ani firm farmaceutycznych, jednym wyjątkiem może być darowizna rzeczowa (np. zestawy do wykonania badań genetycznych) pod warunkiem, że zostaną przekazane na rzecz pacjentów w celu konkursu.
    Z tego powodu rzucenie konkretnego oskarżenia pod naszym adresem (nie: "owe fundacje i stowarzyszenia są za swoją pracę sowicie wynagradzane przez koncerny zarabiające na produkcji dzieci z probówki.”, ale z podaniem nazwy) skończyłoby się procesem, który z przyjemnością byśmy założyli, jako że jego finał jest najzupełniej jasny: co roku publikujemy sprawozdania finansowe, są one najzupełniej jawne, jak zalinkowana "polityka". I również dlatego pani Godek nie sprecyzuje adresata swoich insynuacji, ponieważ prawdopodobnie jest świadoma powyższego i woli poprzestawać na wrzucaniu gówna w wentylator, co oszczędza Jej potem kompromitacji w sądzie, gdyż oczywiście nie możemy Jej pozwać, skoro nie zostaliśmy wskazani z nazwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za doinformowanie w temacie. Nie pochyliłem się w swoim tekście nad tą wypowiedzią - dlatego, że finasowanie towarzystw miało dla mnie znaczenie drugorzędne (skupiłem się, co z resztą widać, na retoryce pogardy).

      Swoją drogą - nie dziwi mnie wcale to, że Kaja Godek nie napisała wprost o jakie stowarzyszenie jej chodzi. Środowiska, z których się wywodzi do perfekcji opanowały umiejętność obrażania i pomawiania, bez wystawiania się na ryzyko pozwu.

      Usuń
  4. "Czy ciężar świadomości, że jego życie rozpoczęło się w opisany powyżej sposób to dla lobbystów in vitro naprawdę czysta abstrakcja?"

    A co z ciężarem świadomości, że zostało się poczętym w wyniku gwałtu? Czy na ten temat Kaja Godek się wypowiada?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem gotów założyć się o wiele, że odpowiedzią byłoby: "no ale lepsze to niż zabicie dziecka poczętego". Dyskusja z tymi ludźmi jest równie sensowna co gra w szachy z gołębiem.

      Usuń
    2. w punkt. i na wielu podobnych nielogicznościach została przyłapana Pani wygłaszająca ze wstrętną i napastliwą manierą "oczywiste prawdy" wyczytane w katechizmie albo zasłyszane na rekolekcjach.

      Usuń
  5. Czytałem częściowo hejt Headshrinkera: lewacki bluzg pełen pogardy; kiedyś nie każdy umiał pisać, dzisiaj... też nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Typowy prawak: "czytałem częściowo". Najpierw obrzucacie wszystkich inaczej od Was myślących łajnem, a jak ktoś Wam odpowie to się skarżycie że "pogarda". To się nazywa wyparcie. Może przeczytaj całość ze zrozumieniem bo tekst dobrze opisuje mechanizm, który stosuje środowisko prawicy.

      Usuń
  6. Kaię Bozia pokarała za głupotę i dała niedorobione dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wystarczy żeby Pani Godek z całym duchowieństwem wstawiła się u Najwyższego - poprosiła by pary bezpłodne mogły mieć dzieci, a dzieci urodzone byłyby zdrowe i problem by się rozwiązał...

    OdpowiedzUsuń