Źródło: Materiał wyborczy Andrzeja Dudy |
Zastanawiam się nad tym, czy sztabowcy Andrzeja Dudy są niedoinformowani, czy też liczą na krótką pamięć społeczeństwa. Powoływanie się na olane przez PO projekty obywatelskie (z których niektóre były obywatelskie tylko z nazwy, ale o tym dalej) to lekka kpina. Choćby dlatego, że PiS pod tym względem nie różnił prawie w ogóle od PO.
Ktoś pamięta może 140 tysięcy podpisów pod wnioskiem o odwołanie Romana Giertycha z funkcji Ministra Edukacji Narodowej? Ja pamiętam. Pamiętam również to, jak PiS-owcy (za przeproszeniem) rżnęli głupa twierdząc, że oni żadnych podpisów nie widzieli.
Ktoś może pamięta, jak chciano
zorganizować referendum, w którym Polacy mieliby się wypowiedzieć
w temacie tego, czy chcą tarczy antyrakietowej w Polsce? Jarosław
Kaczyński (ówczesny premier) powiedział wtedy, że „nie widzi
żadnej możliwości zorganizowania referendum w tej sprawie”.
Tłumacząc z Kaczyńskiego na polski – mam was i waszą opinię w
dupie.
Pod tym względem PO - którą cenię
sobie mniej więcej tak bardzo jak PiS- jawi się jako ta ostoja
demokracji, bo odrzucane projekty były chociaż poddane pod
głosowanie i nikt nie rżnął głupa udając, że „o nich nie
słyszał”.
Swoją drogą, jestem wdzięczny
kandydatowi Dudzie za to, że się postanowił oflagować i
powiedzieć wprost, że jest zwolennikiem zakazu aborcji i
przeciwnikiem edukacji seksualnej (bo choć projekt nazywał się
„stop pedofilii”, to w praktyce skupiał się on na wyrugowaniu zalążków edukacji seksualnej, którą to edukację Kościół
zwalcza zawzięcie odkąd do szkół weszła religia).
I tu dochodzimy do sedna. Ani projekt
„stop pedofilii”, ani też projekt, którego autorzy domagali się
zakazu aborcji, nie były projektami obywatelskimi (nie były
inicjatywami oddolnymi). Nie mam najmniejszych wątpliwości co do
tego, że za autorami projektów stoją protektorzy w postaci
purpuratów. Nie jest bowiem w naszym kraju możliwe, aby jakieś
organizacje (składające się z fanatyków religijnych w rodzaju
Mariusza Dzierżawskiego i Kai Godek) działały niezależnie od
Kościoła. Kościół
po prostu uznał, że „obywatelskie” projekty są wygodniejsze.
Biskupi przekonali się bowiem o tym, że jeśli domagają się
czegoś jako Kościół – spotyka się to z większym oporem, niż
gdyby domagali się czegoś za sprawą „obywatelskich projektów
ustaw”. Takie projekty obywatelskie to świetny sposób na
maskowanie. Jeśli projekt przejdzie – Kościół będzie się
cieszył (bo wreszcie będzie tak, jak sobie tego życzą purpuraci),
jeśli projekt nie przejdzie – to znaczy, że „władza wystąpiła
przeciwko społeczeństwu”. Teraz w tę retorykę („władza
przeciw obywatelom”) wpisuje się kandydat Duda, który zapewne
liczy na kilka milionów głosów, którymi w naszym kraju dysponuje
Kościół katolicki.
Fajnie by było, gdyby ktoś kandydata
Dudę zapytał co sądzi o tym, że po wejściu w życie ustawy o
planowaniu rodziny (wprowadzenie tzw. ustawy antyaborcyjnej), olano
gdzieś tak 1.200.000 podpisów pod wnioskiem o referendum w tej
sprawie (z tego co mi się po łbie kołaczę – nawet tego pod
głosowanie nie poddano). Czy wtedy władza również „nie słuchała
Polaków”? I czy „Prezydent Duda” będzie słuchał również
tych Polaków, z którymi się nie zgadza?
Źródło:
Nergal miał rację.
OdpowiedzUsuń