piątek, 26 kwietnia 2013

Całkowity zakaz aborcji – potencjalne efekty. (rozważania aborcyjne #3)

Fanatycy religijni bardzo nie lubią psychologii jako nauki. Ale to jeszcze nic. Psychologii społecznej wręcz nienawidzą. Jeśli ktoś w dyskusji z fanatykiem użyje argumentu z zakresu psychologii społecznej – biada mu. Zaraz dowie się tego, że psychologia społeczna to nie jest nauka, bo sprowadza ludzi do roli szczurów laboratoryjnych! A człowiek to coś więcej! Przez jakiś czas głowiłem się nad tym – o co do jasnej cholery chodzi? Skąd ta niechęć. A potem mnie olśniło. Psychologia Społeczna rozbija na czynniki pierwsze nawet te interakcje – które wydają się być może nie tyle pierwotne – co „podstawowe”, rozbija na czynniki pierwsze nawet najprostsze komunikaty. Inaczej rzecz ujmując – nie ma na tyle prostej interakcji, nie ma na tyle pierwotnej reakcji na bodziec „społeczny”, nie ma na tyle pierwotnego komunikatu, nad którym psychologia społeczna prędzej czy później się nie pochyli. Tym samym jest to odmiana psychologii – demaskatorska. Czasem – ludzie dowiadują się o sobie ( w ramach zgłębiania zagadnień tej gałęzi psychologii) rzeczy, których nie chcieli by wiedzieć. Ale to wszystko nic nie znaczy. Najwięcej znaczy to, że po zapoznaniu się choćby pobieżnym z P.S. człowiek dochodzi do jednego wniosku. Nie ma ludzi idealnych. Jak to powiedział jeden z bohaterów „Czasu apokalipsy” (Ang „Apocalypse Now”) „Every man has got a breaking point „. Co znamienne – nie chodzi o to, że człowieka można złamać za pomocą tortur/etc. Człowiek może się „sam” złamać pod wpływem bodźców zewnętrznych. Wszystko jest kwestią odpowiednich bodźców. A jeśli można „łamać” to można też wpływać – tym samym odpowiednie bodźce (bądź też ich konfiguracja) wywołają pożądane stany emocjonalne. I to ma być dowód na to, że psychologia społeczna traktuje ludzi jak szczury.

Tym co umknęło wyznawcom doktryny JPS! (Nienawiść do psychologi wyniosłem z domu!) to fakt, że te bodźce zostały wpierw dostrzeżone przez uważnego badacza a dopiero potem potwierdzone eksperymentalnie. Tym samym jeśli psychologia społeczna traktuje ludzi jak szczury laboratoryjne – to tylko i wyłącznie dlatego, że sami się tak zachowują. Rzecz jasna – ponieważ jej (psychologii) nienawidzą -tedy się nią nie zajmują „bo po co”.

Ten przydługi wstęp teoretyczny nie jest li tylko popisem erudycji (ale jaka to erudycja – czytałem jakieś pierdoły o szczurach laboratoryjnych). Chodziło o osadzenie skutków ignorancji proliferów -w kontekście. Kontekst jest „nienawiść do psychologii” i nieznajomość najprostszych mechanizmów psychologicznych. A konkretnie jednego, który sprawia, że całkowity zakaz aborcji – tak naprawdę niczego nie zmieni - będzie ich dokładnie tyle samo. Ten mechanizm to reaktancja. Reaktancja to - „przywracanie wolności wyboru”. W teorii – można wielu rzeczy zakażać. W praktyce jeśli ktoś będzie chciał coś zrobić to będzie miał zakazy w 4 literach. Zwłaszcza w sytuacji, w której zakaz obowiązuje np. w jednym kraju. A We wszystkich sąsiednich już nie. Ale nawet jeśli nagle cała Europa, cały świat, gremialnie zakazałby aborcji, ten jeden prosty mechanizm sprawi, że aborcja nie zniknie. Nawet gdyby karać za nią kobiety – niczego to nie zmieni. Może tyle, że będą jeszcze bardziej ostrożne.

Zanim ktoś zaneguje reaktancje i powie „to tylko teoria a psychologia to nie nauka” proponuje zapoznać się z historią okupowanej polski. Historyk opowiadał nam kiedyś na zajęciach, że jeśli nam się wydaje, że jesteśmy wyjątkowi bo nam się nie chce uczyć -to nam się wydaje. W Przedwojennej Polsce nauczyciele mieli dokładnie ten sam problem. Problem zniknął w momencie, w którym polska była okupowana a za nauczanie polskiego/etc można było iść do więzienia, albo nawet zginąć. Wtedy wszystkim zachciało się uczyć. Przecież żaden nauczyciel nie zmuszał uczniów do uczenia się w konspiracji, sami chcieli. Nawet ci, którzy wcześniej się obijali. Nawiasem mówiąc uczniowie uczyli się nie wiedząc tego czy wojna się skończy i jak się skończy. W tamtych warunkach można było wierzyć w to, że Polski już nie będzie. No to po cholerę im to było? Ano przywrócili sobie wolność wyboru. Choćby i za cenę własnego życia. Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli kobieta nie chce urodzić dziecka, to go nie urodzi. Zabije siebie wraz z „napoczętym życiem”, ale dziecka nie urodzi. Skrajny przypadek? Być może, tym niemniej tego rodzaju sytuacje też występują. Choćby jedna na milion to nie znaczy, że ich nie ma.

Jeśli kogoś nie zadowala przykład z uczniami za okupacji. To podam inny – recydywiści i ich wewnętrznie sformalizowane formy zachowania („Symetrie” polecam obejrzeć – tam pobieżnie bo pobieżnie ale w miarę prawidłowo pokazano). Popatrzmy na to okiem zewnętrznym. Ludzie siedzą w więzieniu. W miejscu, w którym olbrzymią ilość czynności należy wykonywać na komendę i w odpowiednim czasie. Spacer, prysznic, jedzenie etc. Co więc robią ludzie, którzy mają ograniczoną wolność? Ograniczają ją jeszcze bardziej. Poprzez wymyślanie własnych regulacji często o wiele bardziej restrykcyjnych od tych narzuconych przez system penitencjarny. No po cholerę im to? Mało im zakazów? Ano poprzez te „własne” zakazy przywracają sobie wolność decydowania o sobie.

Ulubionym argumentem proliferów, którego używają zawsze gdy ktoś powie „Polki i tak będą dokonywać aborcji” jest argument „to, że ktoś popełnia przestępstwo nie oznacza, że trzeba taką sytuacje zalegalizować”. 2 sprawy, pierwsza, aborcja stała się przestępstwem nie tak dawno temu. Druga wszędzie dokoła aborcja jest legalna. Gdyby było tak, że aborcja jest nielegalna w większości państw argument byłby sensowny i trafiałby do ludzi. No przestępstwo i tyle patrzcie, wszędzie dokoła zakazali! Rzeczywistość jak wszyscy wiedzą jest inna. Polka ma świadomość tego, że to co jest przestępstwem w naszym kraju, nie jest nim w żadnym Państwie ościennym. Ba, Słowacja ma ponoć w konstytucji zapis o ochronie płodu i co z tego wynika? Niech no ktoś wpisze w google „aborcje Słowacja” i zobaczy pierwsze wyniki. I w tym momencie kolejny mechanizm poznawczy się uaktywnia sytuacja, w której znajdują się Polki (wszędzie do koła aborcja legalna - u nas nie) wywołuje dysonans poznawczy. Nasze umysły dysonansu nie lubią – więc go usuwają. W efekcie tego usuwania dysonansu sporo ludzi dochodzi do wniosku takiego, że zakaz aborcji to kolejny debilny przepis jakich u nas wiele. A skoro przepis jest debilny to znaczy, że można sobie go spokojnie obchodzić. A skoro można obchodzić witaj podziemie aborcyjne i turystyko aborcyjna!

Aczkolwiek to, że aborcji byłoby tyle samo (w przybliżeniu) to najmniejszy problem proliferów. Drugim byłoby to, że reaktancja mogłaby się objawić pospolitym ruszeniem ludzi o poglądach pro choice, którym w takiej sytuacji znacznie bardziej zależałoby na zmianie prawa niż proliferom na jego utrzymaniu (choćby dlatego, że przez jakiś czas pławiliby się w samozadowoleniu). Poza tym proliferzy nie doceniają ludzkiej determinacji. Zwłaszcza w momencie, w którym człowiek czuje się tak jakby mu (za przeproszeniem) w pysk napluli. Już teraz „kompromis” trzeszczy. I choć proliferzy są bardziej aktywni – to nie stanowią większości społeczeństwa.

Ktoś mi może zarzucić w tym momencie bajkopisarstwo. No bo skąd ja wiem, że jak by był zakaz to by potem była liberalizacja? Pisałem już o tym na początku istnienia bloga w notce (quo vadis aborcjo – czyli patrzmy na to co robi Gowin) Jak to jest, że ten który słyszy krzyczące zarodki nie poparł zakazu aborcji? Gowin choć na pierwszy rzut oka zachowuje się jak średnio rozgarnięty przedstawiciel katoprawicy jest cwany. Cwany i jednak sporo wie. Na tyle dużo, że zdaje sobie sprawę z tego czym się skończy całkowity zakaz aborcji. Nie wspominając już o tym, że gdyby coś takiego (zakaz aborcji) przeforsowano w roku wyborczym to lewica zdemolowałaby scenę polityczna wystarczyłoby im jedno hasło „jesteśmy pro choice”. O politykach „pro choice” - będzie kolejna notka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz