czwartek, 9 lutego 2023

Równi i równiejsi

Siedziałem sobie i grzecznie pisałem krótki tekst o rosyjskiej dezinformacji, aż tu nagle kilka osób wysłało mi link do artykułu o moim ulubionym polityku z Opola.


Jakiś czas temu wspomniałem o tym, że ojciec Doktora Chłopaka z Biedniejszej Rodziny (Ireneusz Jaki, który wcale, a wcale nie był opolskim notablem w czasach, o których Patryk Jaki twierdził, że się wtedy w domu „nie przelewało”) ma problemy natury zawodowej i opisałem te problemy w telegraficznym skrócie (jeżeli ktoś przegapił, to link w źródłach znajdzie). Teraz okazało się, że sprawa ma spektakularny ciąg dalszy.


Artykuł, który mi podrzuciło kilka osób, ma tytuł z gatunku selfexplanatory: „Patryk Jaki interweniował w sprawie ojca w inspekcji pracy”. Ja w tym miejscu poczynię krótką dygresję. Myśmy się już przyzwyczaili do rządów Zjednoczonej Prawicy tak bardzo, że tego rodzaju tytuł nie robi na nas wrażenia. No bo czego innego spodziewać po ludziach, którzy non stop nadużywają tego, że ich opcja polityczna jest akurat przy władzy.


Tak się składa, że w normalnych okolicznościach przyrody, artykuł o takim tytule traktowałby o tym, że Patrykowi Jakiemu właśnie się skończyła kariera polityczna. Ponieważ okoliczności przyrody normalne nie są, jest po prostu jeden z bardzo wielu artykułów o zbliżonej tematyce, który to artykuł przeszedł praktycznie bez echa.


No dobrze, od czego zaczniemy? Ano może od tego, co na temat swojej „interwencji” miał do powiedzenia Patryk Jaki: „- To żadna tajemnica. Byłem w tej instytucji i wszędzie, gdzie się da. Nagłaśniam sprawę, robię konferencje, ja i ojciec wysyłamy oficjalne pisma do PIP i innych  instytucji. Mówiłem o tym publicznie”. Z tego by wynikało, że bezproblemowo można by było się dowiedzieć tego, w jaki sposób przebiegały te „interwencje” prawda?


Otóż nie do końca, o czym świadczy końcówka artykułu z Interii: „Chcieliśmy się dowiedzieć czegoś o wizytach Patryka Jakiego w Głównym Inspektoracie Pracy bezpośrednio od PIP, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi na nasze pytania w tym zakresie.”. Innymi słowy wszystko było tak bardzo jawne, że aż nie można się dowiedzieć, co tak właściwie się tam działo.


Tu w sumie dochodzimy do pierwszej, eufemizując, „niejasności” związanej z tą „interwencją” (tzn. w sumie z tymi „interwencjami”, bo wizyt było sporo). No bo tak właściwie, to o co chodzi z tą interwencją? Czy każdy obywatel może w ten sposób „interweniować”? Czy każdy obywatel może sobie iść z interwencją do PIP, jeżeli nie będą mu się podobały ustalenia Państwowej Inspekcji Pracy? Choć Patryk Jaki stara się być bardzo przekonujący, to ja mu jakoś nie wierzę. Coś mi się wydaje, że to wszystko opiera się na tym, że jeżeli chodzi o prawo, to są ludzie równi i równiejsi.


No bo tak na poważnie: gdyby przeciętny Kowalski (nie mylić z nieprzeciętnym Januszem Kowalskim) chciał się bawić w taką interwencję, to osiągnąłby jedynie tyle, że narobiłby problemów sobie i osobie, której chciał „pomóc”. Prawda jest taka, że „interwencja” Jakiego mogła zadziałać tylko i wyłącznie dlatego, że jego partyjny kolega jest Ministrem Sprawiedliwości. Warto w tym miejscu przypomnieć o tym, że gdy dziennikarka pisała o sprawie Ireneusza Jakiego, to Patryk zaprosił ją na rozmowę, do Ministerstwa Sprawiedliwości właśnie. Aczkolwiek z tym MS to może tylko moja złośliwość. Może Patryk Jaki nie mógł zaprosić dziennikarki gdzie indziej, bo pochodzi z biedniejszej rodziny i po prostu było mu wstyd?


W tym miejscu krótka dygresja będzie, bo Patryk Jaki z uporem maniaka o miejscu pracy swojego ojca mówi, że to „firma”. Na litość nieistniejącego bytu transcendentnego: to nie jest żadna „firma”, tylko spółka miejska. Czemu więc Jaki to robi? Fachowo nazwać to można „przemyślaną strategią komunikacyjną". Gdy swego czasu Jaki został przyciśnięty przez dziennikarzy przyznał, że owszem, pomógł ojcu „odzyskać” pracę, ale to tylko dlatego, że ten ojciec został „dekadę wcześniej” niesłusznie zwolniony. W żadnej z wypowiedzi (z którymi miałem styczność, a jak się pewnie domyślacie, było ich sporo) Jaki nie nazwał spółki miejskiej – no cóż, spółką miejską. To zawsze jest „firma”, albo „miejsce pracy”. Czemuż, ach czemuż tak się dzieje? Bo gdyby przyznał, że to spółka miejska, to nikogo by nie obchodziło to, że mu tego ojca z tej spółki zwolnili, że ta spółka sobie „dobrze radzi”.


W spółkach miejskich stołki kierownicze dostaje się (i się je traci) z woli politycznej (tak samo, jak w Spółkach Skarbu Państwa). Sprawa jest prosta, jak budowa cepa (wiele mnie kosztowało powstrzymanie się od żartu o panu Marku): Jaki dostał stołek od ówczesnego prezia Opola i ten prezio go potem stołka pozbawił. Nie ma znaczenia to, czy zdaniem Jakiego było to ”słuszne”, czy też „niesłuszne” (suwerena to nie obchodzi, tak samo, jak nie obchodzi go karuzela z nazwiskami w SSP). Dlatego też Patryk Jaki opowiada o „firmie”.


Idźmy dalej. Zastanawiam się nad tym, czy nadejdzie kiedyś moment, w którym Patryk Jaki nie będzie ordynarnie kłamał. Być może kiedyś, ale „nie dzisiaj”. Przykładowo, Patryk Jaki twierdzi, że jego ojciec został „bezprawnie zawieszony”. I wszystko pięknie, ale sąd uchylając decyzję o zawieszeniu, nie zrobił tego ze względu na naruszenie jakichś procedur, czy też złamanie prawa. Sąd stwierdził, że „zawieszenie Ireneusza Jakiego w obowiązkach prezesa WiK stanowiło dla niego "dotkliwy uszczerbek" z uwagi na "niemożliwe lub bardzo ograniczone możliwości podjęcia zatrudnienia i pozyskania środków do życia"”. Gdzie tu jakaś wzmianka o „bezprawnym zawieszeniu”? W tym samym miejscu, w którym Patryk Jaki ma równość obywateli wobec prawa.


No dobrze, idźmy dalej. Jaki w swoich wypowiedziach buduje narrację, z której wynika, że Ireneusz Jaki po prostu padł ofiarą spisku zawiązanego przez prezydenta Opola, który to prezydent jest „bliski PO”. To jest na serio zjawiskowe. Tak się bowiem składa, że gdyby nie to, że preziem Opola został człowiek, o którym teraz Jaki mówi, że jest „bliski PO”, to Ireneusz nie dostałby stołka w wodociągach. Ja wiem, że ja wymagam zbyt wiele, ale czy dziennikarze nie mogliby w takich przypadkach pytać polityka o to, czy mógłby doprecyzować parę spraw? Np. to, czemu wcześniej popierał Wiśniewskiego, skoro Wiśniewski jest „bliski PO”?


Na czym ten spisek miał polegać? Otóż, Ireneusz Jaki znalazł był jakieś wały w tych Opolskich Wodociągach, a potem zaczęto się na nim mścić. Państwowa Inspekcja Pracy pochyliła się nad tym, co się działo w opolskich wodociągach i raport końcowy tejże kontroli bardzo się Jakiemu nie spodobał. Pozwolę sobie na cytat z artykułu:


„Europoseł Solidarnej Polski stwierdził, że w związku z oskarżeniami to Ireneusz Jaki zwrócił się z prośbą o kontrolę do PIP. Ta miała być jednak odwlekana. - Kiedy się pojawiła, za późno, bo ojciec bezprawnie został zawieszony (Ireneusz Jaki wrócił do pracy decyzją sądu - red.), okazało się, że pod jego nieobecność nagrody otrzymali ci pracownicy, którzy zeznawali przeciwko niemu - tłumaczy Interii Jaki. - Ci, co nie zeznawali, zostali pominięci. Według mnie to oczywista korupcja i prokuratura już prowadzi śledztwo w tej sprawie”.


Jeżeli chodzi o kwestię nagród, to znajduję to nieco zabawnym. Tak się bowiem składa, że o wiele bardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym nagród nie dostali ludzie związani z Ireneuszem Jakim i właśnie taki był „klucz”, według którego te nagrody przyznawano. Osobną kwestią jest to, że w tym przypadku znamy jedynie wypowiedź Patryka Jakiego, który, eufemizując, bardzo oszczędnie gospodaruje prawdą. Tym samym równie dobrze wszyscy mogli dostać te nagrody, ale Patryk Jaki powiedział, że było inaczej, bo mu to pasowało do narracji. To, że prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie nie ma najmniejszego znaczenia, albowiem tak się składa, że prokuratura będzie prowadziła śledztwo w dowolnej sprawie, bo szefem wszystkich szefów w prokuraturze jest bliski kolega Patryka, niejaki Zbigniew Ziobro.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Cebulą na torcie jest to, że jeżeli Patryk Jaki zna dane świadków i wie jak oni zeznawali, to zna je również Ireneusz, którego Patryk nie pozwoli odwołać. Jestem przekonany o tym, że nie zachodzi najmniejsze prawdopodobieństwo tego, że takie informacje mogłyby zostać wykorzystane.

 
Ktoś może powiedzieć, no dobrze, ale czy z tego wynika, że ponieważ Patrykowi Jakiemu nie spodobało się to, co wyszło z kontroli PIP, kontrola będzie przeprowadzona po raz kolejny? Ależ oczywiście, że tak właśnie jest. Pozwolę sobie na kolejny cytat (będzie trochę pocięty):


„Formalnie pierwsza kontrola w WiK zakończyła się we wrześniu. Na podstawie ustaleń z protokołu inspektorzy stwierdzający nieprawidłowości powinni zdecydować, co dalej. Na przykład czy skierować sprawę do sądu. Zazwyczaj dzieje się to niezwłocznie, jednak w tym przypadku tak się nie stało. Jak wynika z naszych ustaleń, ta decyzja ma być blokowana przez okręgową inspektor pracy w Opolu. (…) Na 300 zatrudnionych osób w badaniach wzięło udział 76 proc. pracowników. (…) Protokół, którego udostępnienia odmówiono Interii, ma również zawierać błędy rzeczowe dotyczące stanowisk, dat czy nazwisk.”.


Zacznijmy od końca. Kurcze, ale niesamowity przypadek. Ten sam protokół, do którego Patryk Jaki miał bezproblemowy dostęp, nie został udostępniony Interii. Tak swoją drogą, wyguglałem sobie, że ten kwit to informacja publiczna, więc gdyby komuś się chciało (np. jakiemuś dziennikarzowi), to można złożyć wniosek stosowny i PIP będzie miał obowiązek udostępnić ten kwit (rzecz jasna z tego absolutnie nie wynika, że go udostępni, ale jeżeli tego nie zrobi, to sprawa będzie jeszcze bardziej ewidentna, niż teraz). Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał, że warto by było, żeby ktoś ten protokół ogarnął, zanim powstanie kolejny, bo wtedy może się okazać, że w jakiś magiczny sposób tamten pierwszy protokół zniknie (skoro mogły znikać całe tomy akt, może zniknąć i protokół).


Swoją drogą, gdy się zacząłem pochylać nad tą sprawą, nie miałem pojęcia, co się tam mogło „zadziać” w tych wodociągach. Jednakowoż działania Patryka Jakiego przekonały mnie do tego, że działo się tam bardzo źle. No bo tak na ten ulubiony przez prawicę chłopski rozum. Załóżmy, że Patryk Jaki ma rację i że tam faktycznie jakiś spisek został zawiązany. Gdyby tak było, to Patryk olałby ten protokół i pozwolił na to, żeby został on rozjechany w sądzie. Skoro bowiem były tam „ewidentne błędy”, to byłyby one równie ewidentne dla sądu. Świadkowie, którzy zeznawaliby w sądzie, mieliby świadomość tego, czym grozi składanie fałszywych zeznań. Przy odrobinie szczęścia na takiej rozprawie posypałby się cały „spisek”.


Czemu więc Patryk Jaki zdecydował się na „interwencję” (czytaj: na użycie swoich koneksji politycznych do powtórzenia już raz przeprowadzonej kontroli tylko i wyłącznie dlatego, że nie spodobało mu się to, co wyszło w pierwszej”)? Moim zdaniem stało się tak dlatego, że Jaki niespecjalnie wierzył w to, że w sądzie okaże się, że to wszystko kłamstwa, pomówienia i spisek. Po za tym zrobił to dlatego, że mógł. Znamienne jest to, że osoba, która tak dużo miała do powiedzenia na temat pookrągłowostołowych elit, które nadużywają swojej władzy – robi dokładnie to samo, co w jej mniemaniu robiły owe elity.


Wróćmy na moment do tego „spisku”. Przecież, żeby coś takiego mogło dojść do skutku, to musiałby być w to zamieszany również inspektor z PIP. Mam uwierzyć w to, że ktoś zatrudniony w instytucji podlegającej partyjnym kolegom Patryka Jakiego uznałby, że warto tak bardzo ryzykować? Najprawdopodobniejszy scenariusz w moim mniemaniu wyglądał tak, że w wodociągach działo się źle i to właśnie wykryła kontrola z PIP. Kontroler nie mógł zignorować zeznań świadków, bo gdyby to zrobił, to mógłby mieć problemy. Czy kontroler nie był świadomy tego, że taki, a nie inny protokół ściągnie mu na głowę gniew „walczącego z elitami” Patryka Jakiego? Musiał ją mieć, dlatego, że każdy wiedział o tym, że Ireneusz Jaki dostał robotę w wodociągach dlatego, że załatwił mu ją Patryk. Szczerze przyznam, że nie zazdroszczę kontrolerowi sytuacji, w której się znalazł.


Jeżeli ktoś jest ciekawy tego, jak to się stało, że słuch po pierwszym protokole (tym, który sobie czytał Jaki, ale dziennikarzowi Interii już nie było wolno), to ten cytat jest dla was: „Pytaliśmy m.in. dlaczego dotąd nie udało się "wydać środków prawnych", jak to jest określane w przepisach. W niepodpisanej nazwiskiem odpowiedzi Biura Informacji GIP czytamy, że ani Katarzyna Łażewska-Hrycko, ani okręgowi inspektorzy pracy nie mogą wpływać na inspektorów prowadzących kontrolę. Z kolei przepisy "nie określają wiążącego terminu skierowania do pracodawcy środków prawnych". Jeżeli mam być szczery, to ta końcówka „przepisy nie określają”, to coś w rodzaju „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi”. To jest kolejny dowód na to, że w polskim prawie nie powinno być tego rodzaju zapisów, bo zawsze, ale to zawsze znajdzie się ktoś, kto potraktuje to jak furtkę.  


Nie byłem fanem rządów PO-PSL (z bardzo wielu przyczyn), ale mam świadomość tego, że gdyby do tej sytuacji doszło w latach 2007-2015, i polityk partii rządzącej zrobiłby to, co teraz Jaki, to oburzenie byłoby ogromne. To, że PiS domagałby się powołania komisji śledczej w celu sprawdzenia, czy tego rodzaju sytuacje nie zdarzały się wcześniej, jest oczywistą oczywistością. Tyle, że na tym by się nie skończyło, bo ciśnienie „społeczne” byłoby olbrzymie. No wyobraźmy sobie, że jakiś polityk PO zostaje złapany na tym, że wykorzystuje koneksje do tego, żeby „zniknąć” problemy członka swojej rodziny (któremu to członkowi rodziny wcześniej załatwił robotę i jeszcze się tym chwalił). Dopytywany przez dziennikarzy odpowiada, że tak, to on jest na tropie poważnej afery, więc on niczego nie ukrywa. Wyobraźmy sobie, że instytucja, którą nawiedzał ten polityk, indagowana przez dziennikarzy robi uniki (w wymiarze prawnym), a dokumentów, do których miał wgląd ów polityk nie chce pokazać nikomu innemu. Jak duże problemy miałby taki platformers (w tym problemy natury prawnej) i jak szybko skończyłaby się jego kariera?


Teraz mamy rok 2023 i PO-PSL nie rządzi od dłuższego czasu, a Zjednoczona Prawica, której rządy (uwaga, odstawić płyny) miała przynieść „odnowę moralną”, ma na swoim koncie tyle dokonań o różnym kalibrze, że ta konkretna sytuacja przeszła praktycznie bez echa. I tak sobie tutaj żyjemy.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz