czwartek, 31 stycznia 2019

Hejterski Przegląd Cykliczny #45

Tym razem przerwa w przeglądowaniu była spowodowana tym, że uznałem, że wypadałoby się wstrzymać na jakiś czas z heheszkami (z przyczyn oczywistych). W efekcie czego mam znowu materiału wsadowego tyle, że czuję się trochę jak ten Achilles goniący żółwia (nie lękajcie się, pięty mnie nie bolą póki co!). Z racji tego, że mam trochę ("trochę", udał mi się ten żarcik) starych wątków uprzedzam, że archeologa będzie (aczkolwiek, to już chyba norma).


Na samym wstępie, krótki followup do tekstu o tym, co stało się w Gdańsku. Rządowa machina propagandowa wytrzymała tydzień. Po tygodniu na „prawym” Twitterze wyjebało szambo. Magdalenę Adamowicz zmieszano z błotem za to, że miała czelność udzielać wywiadów. Z przyczyn zrozumiałych, tym razem obędzie się bez cytatów. Najbardziej rozczulające w kontekście tegoż szamba jest to, co napisała na swoim ćwitrze rzeczniczka Beata Mazurek. Najpierw napisała o tym, że: „W obliczu ludzkiej tragedii, PIS zachował się jak trzeba”, zaś nieco później dodała, że „Powtórzę w obliczu tragicznej śmierci P. Adamowicza Polacy i decydenci Zjednoczonej Prawicy zachowali się godnie. Polacy są mądrzy i nie dali się nabrać na kłamstwa, insynuacje totalnej opozycji oraz części mediów. Nasze atuty to prawda, program, kompetencja i dobre rządy” (of korz, komentowała w ten sposób sondaż, w którym PiS prowadził). Gdyby PiS faktycznie chciał się zachować „jak trzeba”, to przynajmniej części dronów skrócono by smycz i kazano by zamknąć ryje. Wiadomo, że część by nie posłuchała, ale jeżeli czyjś rzyg na Magdalenę Adamowicz dojeżdża do 4 tysięcy favów to znaczy, że do pompowania zasięgu zaprzęgnięto sporą część ćwiterowej machiny propagandowej. W kontekście powyższego, jeżeli pani rzeczniczka uważa, że PiS „zachował się jak trzeba”, to wolałbym nie wiedzieć, co musieliby zrobić PiSowcy, żeby rzeczniczka uznała, że zachowali się „źle”. W tym miejscu warto jedną rzecz zaznaczyć. Do momentu, w którym zginął Paweł Adamowicz, moderowanie agresji przez partię rządzącą można było uznać za idiotyczne zachowanie ludzi, którzy nie mają pojęcia, czym się to może skończyć. Po śmierci Adamowicza partia rządząca już tej „wymówki” nie ma, bo teraz już doskonale wiadomo, czym się kończy sączenie ludziom do głów idiotyzmów o układzie, spiskach i o zdrajcach. I nie, najmniejszego znaczenia nie ma to, czy PiS uwierzył w swoją narrację „A nas przy tym nigdy nie było. Wianki dziewicze na naszej skroni. To przecież tylko kilka osób robiło. To oni, oni, to oni”.   


W jednym z grudniowych Przeglądów (nie żeby ich było jakoś strasznie dużo) napisałem o tym, jak to suweren dostał od polityków lekcję w zakresie tego, „kim są politycy”. Chodziło, rzecz jasna, o oburzenie (które częściowo dało się zrozumieć) na radnego Kałużę, który uznał, że Koalicja Obywatelska spoko, ale ziomeczkowanie się z PiS jest bardziej spoko, szczególnie, jak się stołek za to dostaje. Oburzenie wyborców było zrozumiałe, bo głosowali na KO, a dostali PiS. Tyle, że oburzali się również politycy (niektórzy nawet bardzo). Szczególnie przejęty był Bogdan Zdrojewski, który napisał był, że: „Mam wrażenie, że taki gość jak radny Kałuża zamiast na fotel wicemarszałka powinien trafić do pierdla. Przecież za oszukanie jednej osoby można już mieć kłopot z prawem, a co dopiero zrobić w bambuko kilkadziesiąt tysięcy!!!” Zastanawiałem się wtedy nad tym, czy Zdrojewskiego będą oburzać wszystkie transfery polityczne czy tylko te, które szkodzą jego partii. No oczywiście, że będzie o posłach/posłankach Nowoczesnej, którzy odeszli z partii i przyłączyli się do Klubu Poselskiego „Platforma Obywatelska – Koalicja Obywatelska”. Rzecz jasna, polityków PO ten transfer ni cholery nie zdenerwował (zaś Zdrojewski nie wzywał do zamknięcia posłów do pierdla za oszukanie tysięcy wyborców). Część publicystów musiała udawać, że się trochę zdenerwowała (bo gdyby tego nie zrobili, to internet by im przypomniał co robili, jak radny Kałuża zmienił front). Jeżeli chodzi o moją opinię na ten temat, to ecce polityka. Możemy się na to wkurwiać, ale to się nie zmieni w najbliższym czasie. Jeżeli zaś już jesteśmy przy rzeczach, które się nie zmienią w najbliższym czasie, to casus Jońskiego warto poruszyć. Otóż Dariusz Joński (niegdyś SLD, potem Inicjatywa Polska, a teraz KO) dostał ostatnio fuchę w Łódzkim Aquaparku. Momentalnie wypomniano mu to, że hejtował Zdanowską (najpierw będąc w SLD, a potem w IP), a potem uznał, że Zdanowska jest spoko. Aczkolwiek mogło być i tak, że jak brał fuchę to się nie cieszył. No ale to dygresja tylko. Reakcje na to obdarowanie fuchą były rozłożone na skali od beki do oburzenia. Bekę rozumiem (i propsuje), oburzenie mnie cokolwiek dziwi. Nie zrozumcie mnie źle, kiedyś mnie wkurwiało rozdawanie stołków z nadania politycznego (połączone z wyjebywaniem ogarniętych ludzi i zastępowaniem ich matołami). W pewnym momencie zaczęło mnie to po prostu śmieszyć (bo ileż się można wkurwiać). Równie zabawnym znajduję obietnice wyborcze w rodzaju „skończymy z upolitycznianiem samorządu”. Jednostki Samorządu Terytorialnego są traktowane jak paśniki (a jak myślicie, czemu się jeden pan z kolegami tak wyrywał do prezydentowania w stolicy?). Aczkolwiek, na moment załóżmy, że ktoś faktycznie chciałby odpolitycznić samorząd i nie dawać stołków „po znajomości”. Wygrywa taki typ wybory prezydenckie (albo burmistrzem miasta zostaje) i co robi? Musi wywalić Misiew (ekhm, kurwełe, teraz to już chyba trzeba pisać M.) powkładanych wszędzie przez poprzedników i zrobić przegląd ludzi na stanowiskach kluczowych (skarbnik, sekretarz, naczelnicy wydziałów, prezesi spółek miejskich/etc). Jak już zrobi przegląd, to będzie musiał części ludzi podziękować i pozatrudniać nowych. I teraz pytanie za pierdylion punktów – skąd ich weźmie i dlaczego będą to jego znajomi (albo ludzie „z polecenia”)? Ding, ding, ding, bo musi mieć zaufanych ludzi. Ilość makulatury, którą musi podpisywać prezio/burmistrz jest tak olbrzymia, że bez zaufanych ludzi nie da się tego ogarnąć (i to nawet w miejscowościach znacznie mniejszych od mojego rodzinnego zadupia). W teorii, mógłby ogłaszać konkursy i zatrudniać „bezpartyjnych" (albo „bezkoteryjnych”) fachowców, ale w praktyce nie bardzo miałby ich skąd wziąć, szczególnie w mniejszych miejscowościach,  które cierpią na drenaż mózgów (tak, wiem DM odnosił się do państw, ale wprost idealnie się nadaje do opisywania zjawiska pt. „spierdalanie z prowincji”). Rzecz jasna, tego rodzaju problem miałby ktoś, kto faktyczne próbowałby podejść do problemu „ideowo”. W praktyce wygląda to tak, że „liczący się” kandydaci (albo tacy, którym się wydaje, że są liczący) mają już przed wyborami cała układankę gotową. Ludzkie Dramaty zaczynają się po wyborach, jak się okazuje, że nie dla wszystkich starczy miejsca/etc. Ja wiem, że to wszystko jest nudniejsze od przemówień Premiera Tysiąclecia, ale musiałem. Tl;dr można się nabijać z Jońskiego za to, że wziął ten stołek (można, jeszcze jak!), ale nie warto się oburzać.


Skoro zaś już jesteśmy przy śmianiu się, to chciałbym się pochylić nad człowiekiem, który udowodnił, że w politykę zagraniczną można gorzej niż Witold „Tommy Wiseau dyplomacji” Waszczykowski. Ja rozumiem, że Jacek Czaputowicz już wie, czym się kończy „samowolka” (bo już raz mu smycz skrócili), ale jego skłonność do powtarzania idiotyzmów jest cokolwiek zaskakująca. Otóż, okazuje się, że za Brexit odpowiada nie kto inny, a właściciel najbardziej rozpoznawalnej winnicy, Donald Tusk: „To jest jego wielka porażka, że w ogóle do Brexitu dochodzi. Brytyjczycy zdecydowali, że wychodzą, bo Unia nie odpowiada ich aspiracjom i dlatego, że się zawiedli na liderach UE, a jednym z głównych jej liderów wówczas był Donald Tusk – argumentował”. To już jest ten poziom absurdu, że równie dobrze można by powiedzieć, że Brytyjczycy usłyszeli o tym, że mają być Strategicznym Partnerem Polski w UE i uznali, że „pora spierdalać”. Jestem się w stanie założyć o wiele, że gdyby UE „odpowiadało aspiracjom Brytyjczków” (czyli, jak zwykle, dostaliby to, czego chcieli i mieli wyjebane na innych) i ucierpiała by na tym (w jakikolwiek sposób) Polska, to Czaputowicz by teraz tłumaczył, że Tusk zawiódł Polskę, że porażka/etc. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że Czaputowicz jedynie powtarzał to, co Prezes Polski powiedział był „na świeżo” po referendum: „Brexit jest straszliwą klęską polityki europejskiej i powinny być z tego wyciągnięte wnioski personalne, odnoszące się do obecnego kierownictwa UE. Tutaj szczególną rolę odegrał Donald Tusk, który prowadził negocjacje z Brytyjczykami i w gruncie rzeczy doprowadził do tego, że niczego nie otrzymali”. Już się mnie nawet nie chce pisać o tym, że Brexit (w całej swej fuckupowatości) jest straszliwą klęską przygłupich konserw, które myślały, że sobie zrobią referendum, coby im słupki sondażowe poprawiło.


Teraz(!) króciutki hejcik bez żadnego trybu, albowiem śmieszy mnie to, że partia, która ma samodzielną większość parlamentarną, po przegłosowaniu votum zaufania – daje kwiaty Premierowi Tysiąclecia. Ja rozumiem, że to chyba zwyczaj jest taki (tak samo, jak dawanie kwiatów ministrowi, którego się nie dało wyvotumować z rządu), ale w chuj mnie to bawi. Rozumiałbym jeszcze sytuacje, w której w koalicji są dwie partie, bo tam (przynajmniej w teorii) może dojść do różnicy zdań między koalicjantami, w efekcie której ten lub owy minister wyleci na zbity pysk. W przypadku Zjednoczonej Prawicy, której posłowie podpisują in blanco projekty ustaw (tzn. podpisują puste kartki, które potem się zmieniają w projekty), tego rodzaju ryzyko nie zachodzi. W związku z powyższym, ilekroć widzę to wręczanie kwiatów, liczę na to, że któryś z posłów partii rządzącej wejdzie na mównicę sejmową i powie głośno „Brawo my! Udało nam się tego nie zjebać i wcisnąć prawidłowe przyciski!”.


Temat zjebywania wiąże się z kolejną ciekawostką archeologiczną. Otóż w grudniu 2018, KRS przyjęła uchwałę, w myśl której sędziom nie wolno popierdalać w koszulce z napisem „Konstytucja”, bo powinni być „apolityczni”. Wbrew pozorom, nie chodzi o tę uchwałę. Tzn. ok, jest ona skrajnie idiotyczna, ale jest ona jedynie zwieńczeniem wcześniejszych działań partii rządzącej. Działań, które doprowadziły do sytuacji, w której członkowie tejże partii uważają, że hasło „konstytucja” jest hasłem wrogim dla tejże partii, bo jest „utożsamiane z określoną opcją polityczną”. Domyślam się, że gdyby ktoś pozwolił KRS-owi rozwinąć skrzydła, to okazałoby się, że hasło „konstytucja” jest antyrządowe. No przecież to jest, kurwa, czysty absurd.


Końcówka roku 2018 nie była zbyt dobra dla Cezarego „Metyla” Gmyza, który został pozwany przez Ringier Axel Springer Polska za wpisy na Twitterze. RAS domaga się przeprosin i 200 tysięcy na cel społeczny. Na miejscu pozywającego wskazałbym o jaki cel społeczny chodzi, bo może się to skończyć tak, że jeżeli „Metyl” przejebie sprawę, to wpłaci kasę na jakiś cel społeczny, którym zawiaduje dyrektor Radia Zła Żmija (albo inne Ordo Iuris). Ciekaw jestem jak się potoczy ta sprawa, aczkolwiek nie będzie dla was niespodzianką to, że mam nadzieje, że „Metyl” dostanie po kieszeni. Odnoszę bowiem wrażenie, że ludzie, którzy zajmują się zarzygiwaniem debaty publicznej w Polsce (przeważnie na zasadzie „mnie wolno więcej, bo jestem kolegą Zbyszka”) powinni dostać wyraźny sygnał, że „nie tędy droga”. Nie, to co robi „Metyl” (i jego inni salonowi koledzy) nie ma nic wspólnego z wolnością słowa. Amen.


Od ładnych paru miesięcy po mediach obija się informacja o tym, że Karnowscy chcą kupić Zetkę. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie to, że kredytu (bez którego nie byliby w stanie sfinalizować tej transakcji) udziela im jeden z banków kontrolowanych przez partię rządzącą. Ta sama partia rządząca wspiera wszelkie „wyklęte” media i inicjatywy przy pomocy reklam Spółek Skarbu Państwa. Gdybym był złośliwy, napisałbym, że też bym chciał, żeby jakiś bank udzielił mi kredytu, który potem spłaci za mnie ktoś, kto zarządza tym bankiem. Ponieważ zaś złośliwy nie jestem napiszę jedynie, że w dyskusji na temat tej transakcji nie mogło zabraknąć redaktora Wosia, który, a jakże, zaczął ich bronić: „Przy okazji plotki o Karnowskich i Zetce wyszło coś ciekawego. Jakieś przekonanie, że w zasadzie to nie powinno być dla nich miejsca NIGDZIE. Założyli Sieci? Zgroza, bo za pieniądze Skoków! Brylują w TVP? Skandal, bo medium publiczne! Zetka? Tez nie wolno. To co im wolno??” Ja wiem, że to redaktor Woś, więc nie powinniśmy się spodziewać rewelacji, ale kurwa, serio? Karnowscy stworzyli medium, które w praktyce jest słupem ogłoszeniowym jednej partii, a Woś nie ogarnia, co niby miałoby być złego w tym, że dostaną jeszcze radio. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że redaktorowi Wosiowi wyszedł piękny uroboros. Zaczynał od obrony ludzi, którzy mają na serio przejebane, a skończył na obronie milionerów (wcześniej zdarzyło mu się użalać nad Premierem Tysiąclecia). Coś mi mówi, że niebawem doczekamy się książki pt. „to nie jest kraj dla milionerów”. Sprawa się ciągnęła i ciągnęła, aż tu nagle, niczym diabeł z piekła, pojawił się on, Soros (i Agora). Sytuacja się więc trochę skomplikowała, albowiem nietrudno sobie wyobrazić sytuacje, w której Agora przelicytuje Fratrie. Partia Rządząca najpierw eksplodowała mową miłości pod adresem Agory i Sorosa, następnie zaś politycy tej formacji zaczęli tłumaczyć, że choćby chuj na chuju stawał, to Soros Zetki nie dostanie. Potem, znacznie ciszej, wiceminister kultury stwierdził, że: „możemy się tylko przyglądać, bo nie mamy narzędzi. Powinien to zbadać UOKiK.” Tak sobie myślę, że „jastrzębie” z PiSu powinny powiedzieć wprost „nie chcemy, żeby Zetkę kupił kto inny niż nasi funfle”. Do tego się bowiem sprowadza cała ta sytuacja. Tu nie chodzi o Sorosa, ani o to, że PiS Sorosa nienawidzi tak bardzo, że politycy tej formacji i pracownicy mediów rządowych rozpowszechniają rosyjskie fejki na temat tegoż jegomościa. Nie, tu chodzi o to, że Zetka miałaby być kolejnym „słupem ogłoszeniowym” partii rządzącej (tylko pomyślcie, ile można by było zaoszczędzić na kampaniach wyborczych).


Tęskniliście za Red is Bad? Ja też nie, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Chwilę temu mignęła mi gdzieś informacja o tym, że jak się tankuje na Orlenie i zbiera punkty, to sobie je można wymienić między innymi na akcesoria/etc RiB. Po krótkim researchowaniu okazało się, że nikt sobie tego nie wymyślił. Ja wiem, że już kiedyś żartowałem sobie z tego, że firma, która powinna się brzydzić „upaństwawianiem” biznesu, zarabia krocie dzięki wsparciu państwa (ciekawe, czy mają u siebie koszulkę z napisem „I fucking love interwencjonizm”). Kronikarski obowiązek każe mi wspomnieć o tym, że w katalogu Vitay  nie ma koszulek/akcesoriów z antyunijnymi hasłami (tzn., mnie się nie udało takowych wyszperać, jeżeli ktoś wynora, to ja z przyjemnością dokonam korekty tekstu). Ciekaw jestem, jak bardzo bezstronne będą fanpejdże/konta służące do promowania marki RiB w trakcie kampanii. 


Nieco wcześniej wspominałem chodzącą egzemplifikację filmu „Disaster Artist” Witolda Waszczykowskiego. Zanim przejdę do konkretów, napiszę jedynie, że chyba wiem, jak wyglądała rozmowa Witolda z Premierem Tysiąclecia (kiedy ten oznajmił, że wszystko fajnie, ale może byś już tak pospierdalał, Witek). Otóż wydaje mi się, że pan Witold powiedział wtedy „proszę mnie nie odwoływać, jeszcze nie udało mi się wszystkiego spierdolić”. Gwiazda neutronowa dyplomacji wymyśliła sobie bowiem pewnego razu, że fajnie by było, gdyby typ, który współtworzy Studio YAYO (Ryszard Makowski), został konsulem generalnym w Los Angeles. Pan Makowski odmówił. Tak, dobrze przeczytaliście, Witoldowi Waszczykowskiemu udało się wymyślić coś tak idiotycznego, że nawet typ od Studia YAYO uznał, że to przesada. Niestety, nie wiadomo, czy obaj panowie śmiali się jeszcze długo po tej rozmowie.


W tym kawałku Przeglądu określenie „wątek archeologiczny” nabierze nowego sensu. Wiceministrowi Jarosławowi Zielińskiemu wypominano to, że w okolicach jego domu praktycznie non stop stał patrol policyjny (wypominano mu znacznie więcej rzeczy, ale na tym się skupimy). Ponieważ atmosfera zaczęła się zagęszczać, pan wiceminister przeszedł do kontrataku i stwierdził, że ten partol to dlatego, że „jakiś czas temu, w pobliżu znaleziono ludzką głowę, obciętą przez bandytów”. Po tej deklaracji wszystkim przypierdalającym się do wiceministra powinno się zrobić głupio, prawda? Z tej deklaracji wynika bowiem, że tam, gdzie mieszka wiceminister, jest dość przejebane. Byłaby wielka szkoda, gdyby ktoś sprawdził tę historię i okazałoby się, że to bzdura, nieprawdaż? I w tym momencie wchodzi Robert Zieliński (zbieżność nazwisk przypadkowa) cały na biało. Ów dziennikarz skontaktował się był z miejscowymi policmajstrami (najpierw zapytał odpowiedniej komendy policji, ale go spławiono) i okazało się, że w sumie to taka sytuacja miała miejsce, ale w roku 1999 i jedynie 239 kilometrów od domu wiceministra. Swoją drogą, gdyby tematem zajęli się rządowi spindoktorzy to pewnie bardzo szybko byśmy się przekonali, że „w pobliżu”, może oznaczać 239 kilometrów, a poza tym, to nikt nie może zaprzeczyć, że 19 lat (wypowiedzi z 2018 były) to też „jakiś czas temu”. Ze swej strony proponowałbym panu wiceministrowi, żeby już nie oglądał przed snem „Sleepy Hollow”.


Praktycznie na finiszu roku 2018 partia rządząca uznała, że fajnie by było, jakby narodowiec został wiceministrem cyfryzacji. Ponieważ nie było zbytniego wyboru, zdecydowano się na Adama Andruszkiewicza. Co zrozumiałe, decyzja ta była szeroko krytykowana (określenie „szeroko komentowana” by tu absolutnie nie pasowało). Oczywiście do obrony pana Adama wzięli się PiSowscy spindoktorzy i zbudowali narrację, w myśl której Adam jest spoko i oni nie rozumieją o chuj chodzi krytykom, bo przeca temu człowiekowi nie można absolutnie nic zarzucić. Przez moment zastanawiałem się nawet nad tym, czy nie warto by było odpowiedzieć na takie pytanie, ale potem uznałem, że to cokolwiek bezsensowne. To jest narodowiec. Jeżeli ktoś uważa, że tego rodzaju osoba powinna zostać wiceministrem, to najprawdopodobniej trafiła na mój kawałek internetów przez przypadek i ja się nie podejmuje prób przekonywania takiego kogoś do czegokolwiek. Swoją drogą, dość zabawne jest to, że tę decyzję kadrową krytykują ludzie, którzy uważają, że w sumie Romek Giertych jest spoko, bo skakał przeciwko PiSowi na jakimś spędzie. Podniosłem podobny argument na ćwitrze i od razu mi zaczęto tłumaczyć, że co to za porównanie, że Romek już taki nie jest. Kurwa, jebie mnie to, „jaki jest Romek”. Doskonale pamiętam, komu zawdzięczamy Młodzież Wszechpolską i czym się ta organizacja zajmowała w latach 90-tych. Cebulą na torcie było to, co Giertych miał do powiedzenia na temat MW. Tzn. powiedział, że owszem, reaktywował MW, ale wtedy była spoko, a potem: „została opanowana przez grupę radykałów i nie biorę żadnej odpowiedzialności za to, co się dzieje w Młodzieży Wszechpolskie”. To jest po prostu rewelacja. Co prawda, w latach 90-tych w MW było sporo jawnych neonazistów, którzy napierdalali ludzi na ulicach (wyroki już dawno zatarte, ale z tego zatarcia nie wynika, że nikt nikogo nie bił), ale wtedy było spoko, bo dopiero potem radykałowie tę organizację przejęli. Co się zaś tyczy tego, że „Romek się zmienił”. Ja się wam przyznam, że ja bym był w to w stanie uwierzyć, gdyby Giertych zaczął wspierać organizacje zajmujące się zwalczaniem środowisk neonazistowskich (w teorii, powinna się tym zajmować policja i prokuratura, ale w praktyce różnie z tym bywa) albo np. zaangażował się w działania, mające na celu delegalizacje tych organizacji, które mają powiązania z neonazistami z innych krajów. Tak swoją drogą, nie mam pojęcia po chuj im ten Andruszkiewicz. Od pewnego momentu był co prawda wiernym żołnierzem i wychwalał dokonania PiSu tak, że potrafił zawstydzić Karnowskich i Sakiewicza, ale przecież takich ludzi mają na pęczki. Ludzi, którzy podpiszą każdy dokument, który się im podsunie – też mają od cholery (vide podpisywanie in blanco papierów, z których się robi poselskie projekty ustaw). Nie bardzo do mnie przemawia też teza o „otwieraniu się na narodowców” (bo jeżeli by tak było, to pani Kołakowska nadal byłaby radną z ramienia PiSu). Jedyne co nam w tej sytuacji pozostało, to baczne przyglądanie się pracom Ministerstwa Cyfryzacji, bo może tam się odpowiedź na pytanie „po chuj” znajdzie.


Z ciekawostek. Rok 2018 był rokiem przełomowego odkrycia, którego dokonały nasze rodzime incele. Otóż dzięki „projektowi Klaudiusz”, który zakładał stworzenie fejkowego konta na Tinderze  (opatrzonego zdjęciami jakiegoś atrakcyjnego jegomościa), incelom udało się odkryć, że kobietom podobają się atrakcyjni mężczyźni. Mam nadzieję, że to odkrycie zostanie należycie nagrodzone. Proponowałbym Piwniczną Nagrodę Nobla.


4 bańki wydano na tzw. „Ławeczki Niepodległości”, które wyglądają jak przewrócone lodówki z otwartymi zamrażalnikami. Co ciekawe ludzie, którzy „jakiś czas temu” (taki tam sucharek) hejtowali czekoladowego orła uznali, że te lodówki to super pomysł. No ale to dygresja. Z racji tego, że lodówki były hejtowane (całkiem słusznie) do dyskusji postanowił się wtrącić MON, który na Twitterze oświadczył, że: „Wszystkim, którzy hejtują #ŁawkaNiepodległości: de gustibus non est disputandum.” (potem było trochę pierdolenia o tym, że projekt spoko). Innymi słowy, chuj z tego, że wydaliśmy publiczną kasę na taki badziew, o gustach się nie dyskutuje, więc japa. Potem próbowano nieco spokojniej (przy pomocy konta Polska Zbrojna): „#ŁawkaNiepodległości - oddajmy głos artystom, czyli jak czytać zawartą w projekcie symbolikę”. Moim zdaniem, jeżeli artysta musi tłumaczyć „co autor miał na myśli”, to znaczy, że coś poważnie zjebał. Tzn. ok, może być tak, że ktoś np. napisze wiersz i nikt poza tym ktosiem nie będzie wiedział o chuj chodziło autorowi, ale to miało być „dzieło” skierowane do wszystkich, tak więc pasowałoby, żeby ci „wszyscy” nie mieli problemu z interpretacją.


Na samym końcu niniejszego Przeglądu (który absolutnie nie wyczerpuje tematów „archeologicznych” i tych styczniowych [tak, z tego wynika, że niebawem będzie kolejny, w którym się już, kurwa, postaram to wszystko poupychać, bo inaczej Achilles nigdy nie dogoni tego pierdolonego żółwia]), postanowiłem zająć się tematem bardzo bieżącym, a mianowicie „Taśmami Kaczyńskiego”. Nie wiadomo, co jeszcze czai się w tych taśmach, ale, co już wiemy, będzie olbrzymim problemem wizerunkowym dla PiSu. Zanim przejdę dalej, chciałbym zauważyć, że temat ten został zajebiście przereklamowany (overhype lvl 9000) i nie bardzo wiem po chuj to zrobiono. Jeżeli reklamuje się coś tak, że z „zajawek” wynika, że po publikacji służby nie będą miały innego wyjścia, jak tylko wydrzeć Prezesa Polski z wyra o 6 rano (a co za tym idzie TO KONIEC PISU), to pasowałoby, żeby te zajawki miały pokrycie w faktach. Od dwóch dni toczą się prawnicze debaty odnośnie tego, czy i jeżeli tak, to jakie przepisy zostały złamane. Już samo to sugeruje, że dotychczasowo udostępniany materiał jest mocno „niejednoznaczny”. Czy z tego wynika, że PiS nie ma się absolutnie czym przejmować (ok, trochę kiepsko idzie mi budowanie napięcia, bo już wcześniej napisałem, że ma). Część komentatorów (całkiem słusznie) zwraca uwagę na to, że tematyka jest w chuj złożona i mało kto jest w stanie ogarnąć o co (i komu) tam chodziło. Na tym „skomplikowaniu” bazują mediaworkerzy/drony dobrej zmiany (i praktycznie wszyscy politycy partii rządzącej), którzy tłumaczą, że „nic się nie stało”, i że jeżeli coś wynika z tych taśm, to to, że Prezes Polski jest uczciwy, a w ogóle to pamiętacie jak PO rzucało kurwami u „Sowy”? Partia rządząca liczy na to, że jeżeli zawali swoim przekazem wszystkie możliwe kanały, to nikomu nie będzie się chciało w szczegóły zagłębiać. Gdyby była to standardowa sytuacja kryzysowa, takie działanie mogłoby być skuteczne. Zastanawiam się nad tym, kiedy do spindoktorów dobrej zmiany dotrze, że to nie jest standardowa sytuacja i że ich pierwsze narracje (które w innej sytuacji byłyby skuteczne) niebawem staną się ich zmorą. Na pierwszy rzut oka przekaz w rodzaju „z taśm wynika, że prezes jest bardzo ogarnięty w biznesie” to bardzo dobry przekaz. Jest tu tylko jeden problem. Do tej pory mozolnie budowano (przy wsparciu oponentów) wizerunek prezesa jako ascety, który „ni mo piniendzy” i który niemalże brzydzi się biznesem (bo układy różne/etc.). Teraz, po kilkunastu latach, okazuje się, że w sumie to Prezes ogarnia biznes i (upraszczając) „obraca milionami”. Jak to mawiali w moich regionach, nie ma chuja we wsi, żeby się te dwie narracje spięły (nie, raczej nikt nie uwierzy w to, że Prezes osiągnął stan kwantowy). Kolejna narracja, która będzie prześladować spindoktorów to ta, w myśl której „Prezes jest bardzo uczciwy, bo przecież powiedział, żeby ten typ poszedł do sądu, bo on nie da pieniędzy jeżeli to będzie nielegalne”. W przeciwieństwie do „prezesa biznesmena”, ta konkretna narracja jest po prostu idiotyczna. Wynikałoby z niej bowiem, że jakiś typ usiłował wyłudzić pieniądze od Prezesa, a ten się nie dał. Tylko, że jeżeli tak by było w rzeczywistości, to czemu Prezes nie kazał mu wypierdalać i nie nasłał na niego służb (no bo jak wyłudza, to powinien za to odpowiedzieć). Sprawa druga, nikt nie uwierzy w to, że jakiś biznesmen wszedł do Prezesa z ulicy i powiedział „dej piniondz”. Sprawa trzecia, gdyby biznesmen chciał przekręcić Jarosława, to ten by nie mówił, że „ej, Ty idź do sądu a ja zachowam się jak trzeba i dostaniesz te hajsy wtedy”. Po czwarte, narracja o „Prezesie, który się nie dał” miałaby sens, gdyby spotkanie było jedno. No ok, wpuszczono do Jarosława jakiegoś typa, który coś tam pierdolił, ale potem już nikt tego błędu nie popełnił. Tyle, że tych spotkań było ponoć 20 (słownie: dwadzieścia). Spindoktorom nie pomaga również fakt, że u Jarosława gościł prezes Pekao SA. Kolejny problem partii rządzącej polega na tym, że Jarosław był łaskaw jebnąć komentarzem, z którego wynikało, że wybory w Wawie trzeba wygrać, bo jak nie, to nie będzie pozwolenia na zabudowę. Teraz przynajmniej wiadomo czemu PiSowi aż tak bardzo zależało na pompowaniu balonu o nazwie Patryk Jaki. Mnie na serio dziwiło to zaangażowanie. Ok, wiadomo było, że odebranie Wawy PO dałoby PiSowi zajebisty zysk wizerunkowy, ale mnogość środków (polityków, mediaworkerów, dronów/etc.), którą zaangażowano w „Bitwie Warszawskiej” była cokolwiek zjawiskowa. W kontekście deklaracji Prezesa nieco śmiesznie brzmiały wypowiedzi niektórych polityków partii rządzącej, którzy klarowali, że wszyscy wiedzieli, że „Warszawa jest nie do wygrania”. Problemem nr pierdylionowy jest z kolei to, że te taśmy w ogóle powstały. Do tej pory hejtowano PO za to, że „się frajery dały nagrać”, a teraz okazuje się, że człowiek, o którym wiadomo, że ma paranoję na punkcie spisków (i płaci w chuj kasy za ochronę) również dołączył do grona „frajerów”. Tego już teraz nie da się w żaden sposób „zasypać”, a taśm jest jeszcze ponoć w cholerę i jeszcze trochę. Niezależnie od tego, co jest na tych taśmach, to co puszczono do tej pory pokazuje, że genialny strateg ma mentalność bazarowego cwaniaczka (tylko, że dzięki władzy może działać na znacznie większa skalę). Gdyby chodziło o dowolnego innego członka partii, można by go było po prostu z niej wyjebać i powiedzieć, że „to robaczywe jabłko”. Ponieważ chodzi o Ojca Założyciela, nie ma mowy o wyjebaniu i do obrony zaprzęgnięto nawet Premiera Tysiąclecia (kurwa, to jest też lekko absurdalne, Prezes Rady Ministrów broni szeregowego posła [który nie pełni żadnych oficjalnych funkcji, poza byciem szefem partii] w trakcie konferencji prasowej). Czasem sobie lubię poteoretyzować, ale w tej konkretnej sytuacji nie będę się wychylał, albowiem nie mam zielonego pojęcia co będzie dalej. Jedyną rzeczą, której jestem (prawie) pewien, to to, że PiS ma zajebisty problem i nie bardzo wie co z nim zrobić.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty



Źródła:

https://twitter.com/beatamk/status/1086956549921218561

https://twitter.com/beatamk/status/1089225020168175617



http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24400103,dariusz-jonski-wiceprezesem-aquaparku-nieoficjalnie-to-czesc.html

http://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2018-12-11/czaputowicz-kosiniak-kamysz-goscmi-wydarzen-i-opinii-transmisja/

http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,130517,24275734,sedziowie-nie-beda-mogli-nosic-koszulek-z-konstytucja-czlonek.html



https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/fratria-i-pis-chca-zablokowac-sprzedaz-radia-zet-agorze-i-jej-wspolnikowi#

https://twitter.com/Tygodnik_Sieci/status/1089897132608417793

www.vitay.pl/katalog-Vitay/nagrody/Koszulka-z-haftowana-Flaga-Polski-roz-L,2243.html



Kiedyś mieli na stanie koszulki z hasłem „blue is red, red is bad”, ale chyba zmiana kolekcji była i teraz takie mają:


https://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/552960,roman-giertych-mlodziez-wszechposka-zajscia-w-radomiu.html




https://www.se.pl/wiadomosci/polityka/morawiecki-broni-kaczynskiego-najwieszky-niewypal-odkryty-od-czasow-ii-wojny-swiatowej-aa-prJA-ZYRF-SKfE.html




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz