czwartek, 27 marca 2025

Dyktatura Chłopskiego Rozumu: Część 2 – Chaos

 Dawno dawno temu, wydano grę pt „Warhammer: Mark of Chaos”, która miała bardzo, ale to bardzo fajne intro. Pod koniec tegoż intra narrator wypowiedział frazę „there is no escape from Chaos – it marks us all (w tłumaczeniu Piknikowym: nie ma ucieczki przed chaosem – naznacza nas wszystkich). Wydaje mi się, że będzie to idealny wstęp do niniejszej ściany tekstu.

Gdyby było tak, że USA to jest jakiś taki kraj, który nie ma najmniejszego wpływu na nasze państwo, to można by było patrzeć na to, co się tam dzieje ze współczuciem. No ok, wybrali sobie Trumpa, ale chyba do końca nie zdawali sobie sprawy z tego, w co się pakują (tzn. miliarderzy wiedzieli, ale biedniejsi chyba nie do końca). Problem polega na tym, że Trump jako prezydent światowego mocarstwa to problem nie tylko Ameryki, ale, nad czym możemy jedynie ubolewać, nas wszystkich.

Czy jestem zdziwiony tym, co robi Trump i jego otoczenie? Nieszczególnie. Główna przyczyna tego mojego nieszczególnego zdziwienia to to, że gdy w 2016 Trump wygrał wybory, to obawiałem się właśnie tego, co się teraz dzieje. Wtedy mu nie wychodziło (choć się starał), bo stopowali go niektórzy Republikanie i administracja. W 2024 sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Partia Republikańska była po prostu partią Trumpistowską, a plany zaorania administracji były dość szczegółowo rozpisane (project 2025), tak więc mniej więcej wiadomo było, czego się spodziewać. Kwestią otwartą było jedynie to, w którym momencie Trump zacznie traktować wszystkich dookoła (no prawie wszystkich, o czym jeszcze będzie) z buta.

Okazało się, że na traktowanie z buta nie trzeba było długo czekać. Tak po prawdzie to Trump nie poczekał nawet na zaprzysiężenie i pogadanki o tym, że tak właściwie to on by chciał, żeby Kanada była kolejnym stanem, zaczął wcześniej. Tak samo, jak pogadanki o pozyskaniu Grenlandii i Kanału Panamskiego. Warto wspomnieć o tym, że w przypadku tych dwóch ostatnich Trump nie wykluczył nawet interwencji zbrojnej. Ktoś mógłby powiedzieć: dobra, może on se tak tylko gada. Tyle, że taki ktoś najwyraźniej ostatnie rządy Trumpa przeleżał pod lodem i nie wie, że w przypadku Trumpa „tylko gadanie” wygląda tak, że jeżeli nikt go nie powstrzyma, to „tylko gadanie” ciałem się stanie. Przykładowo, po przegranych w 2020 wyborach Trump „tylko gadał” o tym, że tak właściwie to je wygrał i w ramach „tylko gadania” dzwonił do sekretarza stanu Georgia i namawiał go do tego, żeby „znalazł” mu brakujące głosy. Co prawda wtedy się nie udało, ale właśnie dlatego, że ów sekretarz Trumpowi odmówił. Po „wyczyszczeniu” administracji państwowej może być różnie z tym odmawianiem.

I tu w sumie taka ciekawostka się pojawia. Otóż, jeżeli ktoś przygląda się temu, co się dzieje na Eloneksie, to taki ktoś może dostrzec mało subtelne próby przekonania amerykańskiego suwerena do tego, że Rosja to w sumie nie jest taka zła, a co za tym idzie, Trump ma rację,  gdy chce się dogadywać z Rosją. O ile sam Trump opowiada o tym, że on się z Putinem przyjaźni, że są BFF/etc., to MAGA-owcy opowiadają już zupełnie inna historię. Opowiadają np. o tym, że gdyby USA weszło w sojusz z Rosją, to byliby nie do powstrzymania. O NATO mają do powiedzenia tyle, że w sumie to ten sojusz jest już zbędny i niech się Europa broni sama przed Rosją (i nie, nie gryzie się im to absolutnie z narracjami o tym, że powinni się zaprzyjaźnić z Wołodią). Tego rodzaju wielce uczone narracje pojawiły się w infosferze MAGA-owców zaraz po tym, gdy Dobry Car Rosji zaproponował, że jakby co, to on może po taniości sprzedać USA dwa miliony ton aluminium. Zupełnym przypadkiem ta propozycja zbiegła się w czasie z nałożeniem przez UE kolejnego pakietu sankcji na Rosję, w którym to pakiecie, cóż za niespodzianka, było między innymi zbanowanie rosyjskiego aluminium.

No ale dobrze, wróćmy do pogróżek, którymi Donald Trump sypie jak z rękawa. Jak już wspomniałem, jeżeli chodzi o Grenlandie, to argumentacja Trumpa jako żywo przypomina tą, którą obserwujemy już od jakiegoś czasu za naszą wschodnią granicą. Otóż, zacznijmy od tego, że Trumpowi chodzi po prostu o ochronę wolnego świata i (werble) jego zdaniem mieszkańcy Grenlandii chcą, żeby Grenlandia przeszła pod kuratelę USA. Co prawda nie padło jeszcze sakramentalne „chcemy tylko chronić mniejszość MAGA”, ale moim zdaniem jest bardzo blisko.

Mieliśmy również niezbyt zawoalowane groźby w celu przejęcia Kanału Panamskiego. Tu jedna uwaga. Jakiś czas temu objawiły się doniesienia medialne, z których wynikało, że USA już odkupiła Kanał Panamski, ale zaraz potem okazało się, że jednak nie. Z późniejszych newsów wynika, że Trump zlecił wojskowym ogarnięcie (na wszelki wypadek) planu, coby w razie czego przejąć siłowo tenże kanał.

Idźmy dalej, albowiem następną porcję gróźb Trump wystosował pod adresem Kanady, która jego zdaniem powinna być kolejnym stanem. Rzecz jasna, opinia Kanadyjczyków się w tym miejscu w ogóle nie liczy, bo to są drobne szczegóły. Póki co Trump rozpoczął wojnę celną i opowiadał o tym, że jakby co, to on by chciał renegocjowania umów sprzed 100 la,t bo mu się nie podoba to, jak granice zostały wytyczone. Bo oczywiście, że jeżeli jest coś, czego potrzebujemy, to tym czymś jest typ, który chce wprowadzić precedens polegający na tym, że ustalenia „graniczne” sprzed pierdyliona lat można na spokojności zmieniać jeżeli tylko się bardzo chce. Jeżeli chodzi o wojnę celną, to Trump rozpoczął takowąż z Unia Europejską.

Co łączy te wszystkie działania? Ano łączy je to, że są skierowane przeciwko krajom (i blokowi krajów), które są sojusznikami Stanów Zjednoczonych. I w tym miejscu pozwolę sobie na eksperyment myślowy: jeżeli Trump w ten sposób traktuje sojuszników, to w jaki sposób potraktuje tak np. Rosję? Rzecz jasna, w tym eksperymencie myślowym zaszyta została pułapka, albowiem Rosja nie jest przez Trumpa uważana za wroga. Nie jest przez niego uznawana za wroga tak bardzo, że aż sobie planuje z Rosją jakieś wspólne projekty geopolityczne. Wydawać by się mogło, że tego rodzaju plany powinny spotkać się z ostrą reakcją jednej takiej partii, która Obamie politykę resetu wobec Rosji wypomina do tej pory, no ale, ponieważ teraz do resetu dąży „ich” prezydent, krytyki się nie doczekamy (to była tylko taka dygresja, albowiem obrońcom Trumpa, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, poświęcę osobny tekst). Wracając do meritum, jakoś tak się złożyło, że w pierwszej kolejności niełaską Trumpa obrywają kraje sojusznicze. Sorry, taki mamy klimat.

Przed wyborami w USA podnosiły się głosy, że jeżeli Trump wygra, może to oznaczać politykę skrajnego izolacjonizmu. Dziś wiemy, że to było skrajne wręcz niedoszacowanie tego, jak może działać na arenie międzynarodowej Trumpistowska Ameryka. Otóż, w porównaniu do tego, co dzieje się teraz, izolacjonizm jako taki nie byłby wcale taki zły. Zacznijmy od tego, że ten izolacjonizm już się w pewnym sensie „dzieje” w ramach hasła „America First”. Mamy, na ten przykład wrzutki, z których wynika, że artykuł 5 NATO jakby co, to wcale nie jest wyryty w kamieniu i jest negocjowalny. Jeszcze przed wyborami J.D. Vance stwierdził, że USA może nie chcieć pomagać tym, którzy będą próbowali wpływać na Twittera pod rządami Muska. Potem były narracje, z których wynikało, że jeżeli państwa nie zwiększą wydatków na obronność (kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że im dalej w las, tym wyższy %PKB ma być zdaniem Trumpa tym „docelowym”), to też się ich nie będzie bronić. Reasumując: zakładanie dziś, że w przypadku ataku na państwo sojusznicze USA na 100% będzie takie państwo chronić, można traktować jako daleko idącą naiwność.

USA mogą bronić takiego państwa, ale wcale nie muszą. Mało tego, jeżeli przyjrzymy się temu, w jaki sposób traktowana jest teraz Ukraina (o czym też za moment będzie), to widać wyraźnie, że dla USA kluczowe jest teraz to „a co my z tego będziemy mieli”. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Trumpowi zdarzyło się również opowiadać o tym, że jego zdaniem, gdyby przyszło co do czego, to inne państwa NATOwskie by wcale Ameryce na pomoc nie ruszyły. Najwyraźniej interwencje w Afganistanie i Iraku się zdaniem Trumpa nie wydarzyły.

Gwoli ścisłości, to zachowanie Trumpa w tej konkretnej materii jest tak bardzo chaotyczne, że gdyby ktoś nakręcił o tym film z gatunku political-fiction, to by go wyśmiano za to, że wyszła mu slapstikowa komedia, bo to przecież jest niemożliwe. Pochylmy się nad tym, żeby w pełni docenić działania „stabilnego geniusza”. Tak na pierwszy rzut oka Trump ma racje. No bo wiecie, „America First”, prawda? No to po co on ma bronić jakiejś tam Estonii, czy innej Litwy, czy też Polski? Przecież taka obrona to koszty same. Nie dość, że sprzęt wojskowy trzeba wysyłać, to jeszcze żołnierzy/etc., no a to prosta droga do strat finansowych i ludzkich. Poza tym, przecież USA nie potrzebuje żadnej pomocy z zewnątrz, bo jest mocarstwem wojskowym, z którym samodzielnie żadne inne państwo nie jest w stanie się równać (póki co przynajmniej).

Po pierwsze. Amerykanie już od jakiegoś czasu twierdzą, że w nieodległej przyszłości dojdzie do konfliktu USA z Chinami. Ja to co prawda jestem tylko prosty bloger, ale wydaje mi się, że w takiej sytuacji sojusznicy by się jednak Ameryce przydali. Co prawda podnoszą się głosy, że USA chce zrobić „odwróconego Nixona”, czyli wciągnąć do sojuszu Rosję i nastawić ją przeciwko Chinom, ale ten pomysł jest bezdennie głupi, bo wiadomo czym się kończy „wciąganie Rosji do współpracy”. O wiele lepszym sojusznikiem byłaby Europa Zachodnia i Środkowa, bo ma bez porównania większy potencjał ekonomiczny i militarny od Rosji.

Po drugie. Jeżeli USA ma się faktycznie przygotowywać do konfliktu z Chinami, to jak się do tego mają zapowiadane przez Trumpa cięcia budżetowe w wydatkach wojskowych? I to nie jakieś kosmetyczne cięcia tylko 8% (rok do roku przez pięć kolejnych lat). Trump opowiadał, że wydawanie pieniędzy na wojsko nie ma sensu, bo przecież można się dogadać zamiast ze sobą walczyć. Jeszcze trochę, a Trump zacznie śpiewać „Imagine” (a to, jak wiemy jest wizja komunizmu niestety).

Po trzecie. Przez moment załóżmy, że to przygotowywanie się do konfliktu z Chinami jakoś im się spina z cięciami budżetowymi i wydawaniem mniej na obronność. Jak to się ma do próby zarżnięcia amerykańskiego przemysłu wojskowego? Z jednej strony będą cięcia, a z drugiej Trump robi wszystko, żeby zniechęcić każdego potencjalnego kupca do zaopatrywania się w sprzęt wojskowy w USA. Z jednej bowiem strony mieliśmy to, co się stało po słynnej (dojdziemy do tego) kłótni w Gabinecie Owalnym, czyli kombinowanie, jakby tu utrudnić życie Ukraińcom (brak danych, wstrzymanie wsparcia dla ukraińskich F-16 i tak dalej). Z drugiej zaś wypowiedź Trumpa, który powiedział, że będą sprzedawać samoloty, które będą „toned down” (czyli nie takie jak powinny być). Czemu? No bo teraz je może kupić ktoś, kto jest sojusznikiem, ale potem może nim już nie być. Po tym, jak USA zaczęło utrudniać życie Ukrainie, dość głośno zrobiło się o tym, że może być tak, że ktoś sobie kupi w USA jakiś sprzęt, a potem nie będzie go mógł użyć. Gwoli ścisłości, ja sobie zdaję sprawę  tego, że tego rodzaju narracje mogą być rozpowszechniane przez, na ten przykład, lobbystów europejskiego przemysłu zbrojeniowego, ale hello, gdyby USA zachowywała się tak, jak powinien się zachowywać sojusznik, nikt nie dawałby faka o takie narracje.

Po czwarte. Trumpowi i jego „walczącemu z globalizacją” otoczeniu umyka najwyraźniej to, że USA robi interesy wszędzie, gdzie może. Robi je też w Europie. Przez interesy rozumiem również wszelkiego rodzaju inwestycje. I teraz warto sobie zadać jedno pytanie: gdzie lepiej inwestować? W miejscach, w których jest spokojnie, czy też w miejscach zagrożonych działaniami wojennymi? Zmierzam do tego, że USA opłacało się (i nadal opłaca) sojusz w ramach NATO, tak samo jak opłaca się im posiadanie baz wojskowych w Europie, bo dzięki temu ich wcale-nie-globalne firmy nie muszą się martwi o swoje inwestycje.

Gdybym chciał to jakoś podsumować, to chyba sięgnąłbym bo fragment filmu „Glass Onion”, w którym główny bohater w pewnym momencie stwierdzi, że jedna z postaci zachowuje się w sposób głupi. Gdy ktoś zadał pytanie „czy to jest tak głupie, że aż mądre?”, główny bohater (Benoit Blanc) stwierdził: „nie, to jest po prostu głupie”.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Skoro już zahaczyliśmy o temat Ukrainy, to pociągnijmy go dalej. Wszyscy pamiętają obietnice Trumpa, z których wynikało, że jeżeli wygra wybory, to zakończy wojnę w 24 godziny. Gdy w trakcie kampanii ktoś podnosił, że to mało realny scenariusz, fani Trumpa tłumaczyli, że wiadomo, że będzie przesadzał, ale na pewno i to na bank będzie się starał zakończyć tę wojnę i nie będzie się cackał z Rosją i Putinem. Poruszyliśmy tę kwestię w „Trumpolakach” i wyszło nam, że jedynym „lewarem”, który ma Trump i przy pomocy którego będzie mógł chcieć wpływać na konflikt jest to, że USA udzielają pomocy militarnej Ukrainie i mogą tę pomoc przyciąć, żeby skłonić Ukrainę do ustępstw. Okazało się, że fani Trumpa się mylili, a my mieliśmy rację (tak, zdaję sobie sprawę z tego, że to bardzo nisko zawieszona poprzeczka).

Wartym nadmienienia jest ten drobny szczegół, że USA pod wodzą Trumpa się w stosunku do Ukrainy zachowują tak, jak gangusy wymuszające haracze. Z tym, że o ile gangusy po tym, jak dostaną co chcą czasami bronią tych, od których wymuszają kasę przed innymi, to Trump już o jakiejkolwiek obronie nie chciał słyszeć. Trump sobie w pewnym momencie wymyślił, że za tę pomoc, którą to już Ukrainie USA wręczyło, to on sobie odbierze od Ukrainy połowę jej zasobów (minerały) i część infrastruktury (porty etc.). W zamian za to USA obiecały, że może porozmawiają z Putinem, a no i jeszcze część pieniędzy, które by sobie amerykański biznes zarobił inwestowano by w Ukrainie. Gdyby nie kontekst, zabawne byłoby to, że na decyzję (czy podpisać tę umowę, czy też nie) USA dały Ukrainie całą godzinę. Innym razem Trump wpadł na pomysł, że może by tak przejął Ukraińską energetykę jądrową. No dusza człowiek po prostu.

Wspominałem przed momentem o słynnym już spotkaniu w Gabinecie Owalnym, w trakcie którego Zełeński został przeczołgany tylko i wyłącznie dlatego, że miał czelność zwrócić uwagę na to, że bez gwarancji bezpieczeństwa pokój będzie iluzoryczny, bo Putin nie dotrzymuje danego słowa. Wtedy to właśnie odpalił się J.D. Vance, który stwierdził, że Zełenski nie ma RiGCzu, a poza tym to nie podziękował USA za pomoc (potem wyliczono, że podziękował ponad 30 razy). I tu doszliśmy do kolejnej kwestii, która nawet w obrębie Trumpowej logiki (i narracji, którymi się karmi tabuny MAGA) jest pozbawiony sensu. Trump bowiem przekonuje wszystkich o tym, że Putin to jego ziom i że się z nim dogada bezproblemowo. Gdyby nawet nie był jego ziomem to (i tu druga narracja) uszanuje rozejm, bo szanuje Trumpa. Gdyby to zawiodło, to (narracja numer trzy) na pewno uszanuje rozjem i pokój, bo się Trumpa po prostu boi.

Równolegle do tych wszystkich narracji Trumpiści ogłaszają wszem i wobec, że oni nie chcą dać Ukrainie żadnych gwarancji bezpieczeństwa. Czemu nie chcą dać tych gwarancji? Skoro są tak absolutnie pewni, że Putin nie złamie danego słowa, to takie gwarancje bezpieczeństwa to tylko formalność. Mało tego. Pomyślcie sobie ile można by było ugrać wizerunkowo na takim dealu. USA ogłasza, że Ukraina zostaje objęta takimi, a takimi gwarancjami, a Putin siedzi grzecznie jak mysz pod miotłą. Czemuż, ach czemuż więc z tymi gwarancjami jest taki problem? Bo administracja Trumpa zdaje sobie sprawę z tego (ci ludzie niewiele rozumieją, ale to akurat tak), że Putin może nie chcieć dotrzymać słowa choćby dlatego, żeby móc powiedzieć „sprawdzam” Amerykanom. No a skoro są tego świadomi i mimo tego próbują wmanewrować Zełeńskiego w jednostronny deal pokojowy, to chyba nie do końca dobrze o nich świadczy a my, ze względu na nasze położenie geograficzne, powinniśmy to brać pod rozwagę.

Tak swoją drogą, zaskoczeniem dla nikogo nie powinno być to, że narracje MAGA, Musków/etc., są doskonale zbieżne z narracjami rosyjskimi. Otóż, w myśl tych narracji to jest tak, że gdyby tylko Zełeński chciał, to mógłby zakończyć wojnę choćby z dnia na dzień. A nie chce tylko i wyłącznie dlatego, że boi się, że straci władze (gadanie idiotyzmów o tym, że w Ukrainie powinny się odbyć wybory, zawędrowało już do Polski i zostało wrzucone w przestrzeń publiczną przez Elżbietę Witek). I jakoś tak się składa, że w tych narracjach (i to literalnie wszystkich) nie pojawia się taki jeden drobny szczegół. Tym szczegółem jest fakt, że wojnę może zakończyć również Władimir Putin (mógł jej w ogóle nie zaczynać, ale to już osobna kwestia). Dziwnym trafem, w opinii MAGA-owców całkowitą winę za to, co się dzieje, ponosi Zełeński. Czemu nie Putin? Odpowiedź brzmi następująco: nie wiem, ale się domyślam.

Najlepiej podejście USA do Rosji obrazuje to, co ostatnio opowiadał Steve Witkoff (wysłannik Trumpa ds. Bliskiego Wschodu). A opowiadał rzeczy, które powinny sprawić, że osobom drącym w Sejmie japę „Do Nald Trump” powinno się zrobić co najmniej głupio. Przykładowo, Witkoff (w rozmowie z Tuckerem – wcale – nie – onucą Carlsonem) tłumaczył, że Putin po zamachu na Trumpa poszedł się pomodlić do cerkwi dlatego, że Trump to jego przyjaciel. Ten przemiły jegomość (i fachowiec, co do tego nie można mieć najmniejszych wątpliwości) klarował również, że na terenach okupowanych przez Rosję odbyły się referenda i tam ludzie się opowiedzieli za przyłączeniem do Rosji i że to też powinno być brane pod rozwagę. Powinienem to jakoś skomentować, ale zamiast tego pozwolę sobie przejść do kolejnej części niniejszej ściany tekstu.

Nie bardzo wiem, jak zacząć ten konkretny kawałek, więc zacznę go tak: administracja Trumpa najchętniej rozpieprzyłaby Unię Europejską i wszystko wskazuje na to, że tym się właśnie zajmuje. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że to nie jest żadna nowość. Jest sobie taki człowiek, jak Steve Bannon. W 2018 ogłosił, że on ma plan rozwalenia Unii Europejskiej od środka. Chciał to zrobić w ramach organizacji, którą było „The Movement”. W zamierzeniu miało to wyglądać tak, że Bannon zbierze wszystkich eurosceptyków (Le Pen, Orbana, Saliviniego, Wildersa i wielu innych), którzy dzięki jego światłym radom uzyskają co najmniej 30% miejsc w Europarlamencie. Dzięki temu, Bannon chciał rozwalić UE od środka. Początkowo całkiem sporo ugrupowań było zainteresowanych.

Jednakowoż im bliżej było wyborów, tym więcej organizacji wycofywało swoje poparcie. Przykładowo, Marine Le Pen stwierdziła, że impuls do reformy UE powinien być „wewnętrzny”, a nie zewnętrzny. FPO stwierdziło, że nie podoba się im amerykański wpływ i tak dalej i tak dalej. Tego, jakie były rzeczywiste przyczyny, dla których „The Movement” nie wypalił, się pewnie nie dowiemy, ale moim zdaniem mogło chodzić o to, że o ile część z tych środowisk chce w jakiś sposób reformować UE (zapewne w taki nie za dobry), to jednak nie uśmiechało się im branie udziału w inicjatywie, której pomysłodawca chce rozwalić Unię Europejską. Aczkolwiek przyczyna, dla której „nie pykło” mogła być prozaiczna. Bannon już wtedy nie był w łaskach Trumpa (pokłócił się również ze swoimi sponsorami, Mercerami). Nie oznacza to, że nie miał wpływów, ale były one bez porównania mniejsze od wcześniejszych.

Teraz zaś sytuacja wygląda zupełnie inaczej, bo zainteresowana rozwaleniem UE jest cała administracja Trumpa, która dysponuje olbrzymimi pieniędzmi i wpływami. Warto w tym miejscu przypomnieć o tym, co w Monachium nawywijał J.D. Vance, który na konferencji ds. bezpieczeństwa zaczął opowiadać o tym, że największym zagrożeniem dla Europy wcale nie są Rosja, czy tam jakieś Chiny, ale (uwaga, będzie capslock) SAMA EUROPA. Czemu? Ano temu, że brukselskie komisarze chcą cenzurować media społecznościowe, na ten przykład! Innymi słowy, panu wiceTrumpowi nie podoba się walka z dezinformacją. Ponieważ to, dlaczego wiceTrump nie chce walki z dezinformacją (khe khe, bo gdyby nie dezinfo, to jego szef nie byłby prezydentem, khe khe) jest jasne, jak cera Donalda Trumpa, nie będę się nad tym pochylał. Tak samo, jak nad bredniami o tym, że w Europie prześladuje się chrześcijan za antyaborcyjne protesty (trzeba wybitnego męża stanu, żeby podnosić ten temat, będąc wiceprezydentem w kraju, w którym niemalże opatentowano antyaborcyjny terroryzm). I tak dalej i tak dalej.

W telegraficznym skrócie, Unia Europejska jest zła i stanowi zagrożenie dla Europy. Dodajmy do tego to, że administracja Donalda Trumpa wprost popierała AfD. Wiecie, tę partię, której członkowie, dziwnym trafem, są zainteresowani spuścizną polityczną po pewnym austriackim akwareliście (co jest o tyle ciekawe, że prawica stara się nas przekonywać do tego, że ów akwarelista był lewakiem). Kronikarski obowiązek (trochę tych obowiązków już było) każe wspomnieć o tym, że praktycznie zaraz po tym, jak J.D. Vance zaczął chwalić AfD. Tomasza Froelicha, który pełni w AfD funkcję tokenowego Polaka, zaproszono do TV Republika, gdzie prowadząca nie przeszkadzała mu w wybielaniu AfD. No, ale to dygresja.

Z punktu widzenia administracji Trumpa (nastawionej na krótkoterminowy zysk) Unia Europejska jest sporą przeszkodą. To, w jaki sposób USA prowadzi rozmowy z Ukrainą dość wyraźnie pokazuje, w jaki rodzaj „negocjacji” celuje administracja Trumpa. Są to, rzecz jasna, negocjacje prowadzone z pozycji siły (rzecz jasna nie z Rosją, bo Rosja jest rządzona przez Putina, który się modlił za Trumpa) i nastawione na jak największe wydrenowanie drugiej strony. Dokładnie w ten sposób USA prowadziłoby negocjacje z państwami UE (zawsze można takiemu państwu powiedzieć, że jak nie przystanie na ten, czy inny warunek, to się okaże, że artykuł 5 NATO jest jeszcze bardziej negocjowalny). Zupełnie inaczej wyglądają negocjacje z blokiem państw, bo Unia Europejska to nie to samo, co Ukraina, która nawet nie bardzo miałaby się jak odgryźć.

Ale wiecie, to wszystko USA robi dlatego, że chcą „naprawić” Unię Europejską, albowiem Make Europe Great Again. Ja wiem, że o Trumpolakach sobie będę pisał w kolejnym tekście, ale gdyby nie kontekst, zabawne byłoby to, jak bardzo bezrefleksyjne jest to towarzystwo. Im się na serio wydaje, że Trumpowi w starciu z UE chodzi o jakieś wartości, ideały/etc. I równie na serio im się wydaje, że gdyby działanie w ramach UE ograniczało się do wspólnego ogarniania umów handlowych/etc., to Trump miałby o Unii dokładnie takie samo zdanie, jakie ma teraz, bo to nie „wartości” stoją mu na drodze do celu, którym jest wyżymanie innych państw.

W tym miejscu miałem kończyć niniejszą ścianę tekstu, ale dotarło do mnie, że zapomniałem, o bardzo istotnej kwestii, którą jest to, że USA, eufemizując, wpieprzają się w politykę wewnętrzną krajów, które przynajmniej w wymiarze deklaratywnym są krajami sojuszniczymi. Ponieważ Elonowi nie podoba się to, kto rządzi w Wielkiej Brytanii, zapowiedział, że może wesprzeć partię Nigela „Brexit Będzie Opłacalny dla Wielkiej Brytanii” Farage'a kwotą 100 milionów dolarów (dopiero szukając linku źródłowego doczytałem, że byłoby to jak najbardziej legitne i dlatego rząd będzie chciał zmienić prawo). W Rumunii z uporem godnym lepszej sprawy USA wspierało Georgescu (prorosyjski nacjonalista) i nawet przestrzegali Rumunię przed „uniemożliwieniem mu startu”. W Niemczech było wspieranie AfD. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, to nie było tak, że oni po prostu powiedzieli, że „AfD baza”. Nic z tych rzeczy. J.D. Vance na słynnej konferencji monachijskiej wezwał niemieckie partie do współpracy z AfD.

Parę słów wyjaśnienia się tu należy: generalnie rzecz ujmując w Niemczech AfD jest otoczone kordonem sanitarnym i żadna partia z nimi nie chce współpracować. Ponieważ administracja Trumpa była przekonana o tym, że AfD wybory wygra, wezwali do skancelowania tego kordonu sanitarnego. Ostatecznie wybory w Niemczech skończyły się tak, jak się skończyły. AfD miała co prawda drugie miejsce, ale rządu współtworzyć nie będzie. Ciekaw jestem czy ktokolwiek badał to, czy działania Trumpistów nie okazały się przeciwskuteczne. Niemcy nieszczególnie kochają USA i jawne popieranie AfD (i do tego pokazywanie palcem „wy powinniście robić to i to) mogło zadziałać jako czynnik mobilizujący wszystkie inne elektoraty. No ale – to tylko takie moje gdybanie.

Otwartą kwestią natomiast pozostaje to, czy Wielce Szanowni Politycy Zza Wielkiej Wody będą usiłowali zamieszać w naszych wyborach prezydenckich. MAGA krytykuje nasz rząd często i gęsto, zaś Muskowcy z uporem godnym lepszej sprawy rozpowszechniają bzdury o tym, że w Polsce trwają prześladowania. Jednakowoż wypowiedzi administracji (takie, jak te dotyczące AfD na ten przykład) wychwalające tego, czy innego kandydata, jeszcze się nie zmaterializowały. Nawiasem mówiąc, to jest też dość ciekawa sprawa, bo choć PiS dwoił się i troił, żeby Polacy pokochali Trumpa (a Tarczyński po prostu pomagał sztabowi Trumpa w kampanii prezydenckiej), to jednak nietrudno odnieść wrażenie, że w wymiarze ideologicznym Trumpistom bliżej jest do konfy, niż do Zjednoczonej Prawicy, tak więc nie do końca wiadomo, który z kandydatów miałby liczyć na ich wsparcie.

Tak na sam koniec pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję. Ja tam jakimś specjalnie wielkim fanem USA nie byłem, nie jestem i nie będę. Wiem, że jest to państwo, które ma zapędy imperialne. Mimo tego, miałem świadomość tego, że kraj ten jest jednym z filarów naszego bezpieczeństwa. Tym filarem bezpieczeństwa do tej pory rządzili ludzie, którzy byli przewidywalni. Ok, czasami potrafili srogo przydzbanić (vide, polityka resetu z Rosją), ale jednak z naszego punktu widzenia „dowozili”. Na ten przykład, gdy amerykański wywiad dowiedział się o tym, że Rosja planuje inwazję, to Amerykanie się tymi informacjami podzielili z sojusznikami. Co prawda nasze ówczesne władze pozyskawszy te informacje nadal miziały się z proputinowskimi politykami, ale to już nie była wina USA. Gdy do inwazji doszło, Ameryka pomagała Ukrainie i nie próbowała składać jej propozycji w rodzaju „ej, dajcie nam swoje elektrownie atomowe, a my zadbamy o ich bezpieczeństwo, ok?”.


Teraz zaś doszliśmy do momentu, w którym USA jest całkowicie nieobliczalne. Obecna administracja USA jest (co warto powtarzać) nastawiona wyłącznie na krótkoterminowy zysk i zachowuje się tak, jak gdyby nikt tam nie był w stanie myśleć perspektywicznie. Być może (w razie czego) będą chcieli bronić swoich sojuszników, ale równie dobrze może być tak, że ktoś tam uzna, że takie pomaganie się nie kalkuluje. Natomiast nawet, gdyby się okazało, że Trump kocha Europę na tyle, żeby w razie czego jej pomagać, to nie da się wykluczyć, że do dyskusji na temat tego, w jaki sposób pomóc nie zaproszą przez przypadek jakiegoś ruskiego dziennikarza (i nie mam tu na myśli Tuckera Calrsona).



W tym miejscu się powtórzę: There is no escape from Chaos. It marks as all.


Źródła:

https://apnews.com/article/canada-trump-us-state-131dcff58a8f56116765f160d9f35460

https://www.theguardian.com/world/2025/jan/08/why-is-donald-trump-talking-about-annexing-greenland

https://apnews.com/article/trump-biden-offshore-drilling-gulf-of-america-fa66f8d072eb39c00a8128a8941ede75

https://tvn24.pl/swiat/wybory-prezydenckie-w-usa-2020-donald-trump-wezwal-sekretarza-stanu-georgia-do-znalezienia-glosow-st4919829

https://www.rynekinfrastruktury.pl/wiadomosci/biznes-i-przemysl/2-miliony-ton-aluminium-z-rosji-trafia-do-usa-propozycja-putina--94403.html

https://businessinsider.com.pl/gospodarka/minister-ds-ue-adam-szlapka-mowi-o-nowych-sankcjach-wobec-rosji/990zss9

https://www.tvp.info/85573872/usa-donald-trump-mial-poprosic-o-opracowanie-scenariuszy-w-sprawie-przejecia-kanalu-panamskiego

https://www.radiopik.pl/3,127224,ameryka-i-rosja-jednym-glosem-o-interesach-geopolitycznych-i-powojennych-inwestycjach

https://www.independent.co.uk/news/world/americas/us-politics/jd-vance-elon-musk-x-twitter-donald-trump-b2614525.html

https://abcnews.go.com/Politics/trump-questions-nato-defend-us-1000-allies-killed/story?id=119529187

https://www.bankier.pl/wiadomosc/USA-tna-maksymalnie-swoj-budzet-obronny-Odbija-sie-na-polskim-kontyngencie-8895138.html

https://tvn24.pl/swiat/najgoretszy-moment-w-gabinecie-owalnym-klotnia-donalda-trumpa-i-wolodymyra-zelenskiego-nagranie-i-transkrypcja-st8328934

https://tvn24.pl/swiat/wolodymyr-zelenski-dziekowal-amerykanom-i-przywodcom-33-razy-cnn-wskazala-przyklady-st8329068

https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/ukrainskie-f-16-traca-wsparcie-usa

https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/ukrainskie-himars-y-bez-wsparcia-usa-ale-jakiego

https://www.rp.pl/dyplomacja/art41448291-siergiej-lawrow-skomentowal-slowa-donalda-trumpa-o-zakonczeniu-wojny-w-24-godziny

https://wyborcza.biz/biznes/7,177151,31723230,usa-chca-mineralow-ukraina-gwarancji-pomocy-powstac-ma-nowy.html?disableRedirects=true

https://www.money.pl/gospodarka/donald-trump-chce-elektrowni-jadrowych-perla-ukrainskiego-przemyslu-7138249464539840a.html

https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/,35771,31724541,politycy-pis-o-ukrainie-mowia-jak-putin-i-trump-polska-powinna.html

https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/wyslannik-trumpa-mieszkancy-ukrainskich-terytoriow-okupowanych-chca-byc-w-rosji

https://www.dw.com/en/opinion-steve-bannon-attacking-the-eu-from-the-right/a-44808912

https://en.wikipedia.org/wiki/The_Movement_(right-wing_populist_group)

https://www.nytimes.com/2018/01/04/us/politics/bannon-mercer-trump.html

https://tvrepublika.pl/Polska/Froelich-Nie-mozna-mowic-ze-AfD-to-partia-antypolska/182643

https://www.cbsnews.com/news/jeffrey-goldberg-the-atlantic-trump-officials-group-chat-signal/

https://www.rp.pl/polityka/art41974681-brytyjski-rzad-chce-uniemozliwic-elonowi-muskowi-wplate-na-partie-nigela-farage-a

https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/administracja-trumpa-ostrzega-rumunie-chodzi-o-start-prorosyjskiego-polityka/1dr3ezg


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz