W poprzednim przeglądzie wspominałem o tym, że dwie największe partie odsłoniły karty i wiadomo, kto będzie je reprezentował w wyborach prezydenckich. Rzecz jasna, zawsze istnieje możliwość zamiany kandydata (o czym przekonaliśmy się w 2020 roku), ale póki co wszystko wskazuje na to, że KO będzie reprezentował Trzaskowski, a PiS Karol Nawrocki. O przyczynach, dla których w PiSie się zdecydowano na takiego „Dudę 2.0” wspominałem w poprzednim Przeglądzie, ale chcę zrobić jeden update. Czasami bywa tak, że widzimy jakieś związki przyczynowo skutkowe, ale wydają się nam one tak oczywiste, że dochodzimy do wniosku, że „naaah, tu na pewno nie o to chodzi”. Tak było ze mną i z Nawrockim.
Otóż, gdy ogłoszono, kto będzie obywatelskim kandydatem Zjednoczonej Prawicy, popieranym przez Zjednoczoną Prawicę i otaczający się ludźmi ze Zjednoczonej Prawicy, w internety wrzucono krótki filmik z siłowni. I tak sobie wtedy pomyślałem, że być może chodziło o to, żeby ludzie z jednej strony mieli Trzaskowskiego, który ma jakieś wykształcenie i sporo czyta (o ile mnie pamięć nie myli, kiedyś nawet Zjednoczona Prawica usiłowała toczyć bekę z tego, że Trzaskowski ma dużo książek w gabinecie), a z drugiej strony historyka z wykształceniem, który w przeciwieństwie do Trzaskowskiego, pizga żelastwo na siłowni i do tego był bokserem. To był właśnie ten moment, w którym człowiek sobie myśli: „dobra, to nie może być aż tak proste”. A potem się okazało, że, owszem, to jest takie proste. Zupełnym bowiem przypadkiem, gdy obywatelski kandydat Nawrocki biegał w ramach kampanii, niezrównany portal wPolityce, poświęcając temu krótki artykuł, umieścił tam również pytanie jednego z „przypadkowych internautów”: „Gdzie jest pan Rafał?”.
Dodatkowo trochę na siłę (to jest początek suchara) próbowano wrzucać w soszjale hasło „silny prezydent na trudne czasy”. Ciekaw jestem czy osoby, które próbowały to wrzucić, zdają sobie sprawę z tego, że powielają hasło wyborcze kandydata Ruchu Narodowego z 2015 (Mariana Kowalskiego), aczkolwiek u niego to było „silny człowiek na trudne czasy”, tak więc pewnie się po prostu czepiam bez sensu. Potem były fotki z kampanijnego noszenia worków z zaprawą w Lądku Zdroju. Niemniej jednak tym, co mnie ostatecznie przekonało (i przy okazji wywaliło mój wewnętrzny krindżometr) było to, jak na spotkaniu zupełnym-przypadkiem zapytano Nawrockiego o jego rekord na ławce prostej. Wiecie, jak sztab Trzaskowskiego chciał w 2020 zagrać kartę „nasz kandydat zna języki obce”, to dziennikarze z mediów zagramanicznych zadawali mu pytania w obcych językach (prawica usiłowała to wtedy wykoleić i skończyło się wiekopomnym „brzmisz jak Polak”). Gdyby to sztab Zjednoczonej Prawicy ogarniał kampanię Trzaskowskiego, to ktoś na spotkaniu zadałby mu pytanie o to, ile zna języków, a ten by je wymieniał (+ pewnie dodatkowo mówiłby na jakich poziomach). Nie da się bowiem zadać bardziej generycznego pytania dotyczącego siłowni niż to, ile ktoś wyciska na ławce płaskiej. Jest to o tyle żenujące, że ten człowiek przecież musiał sporo ćwiczyć i można go było zapytać choćby o rekord w martwym, albo o przysiad ze sztangą.
I w tym miejscu kandydat mógł zrobić cokolwiek, zażartować, że to było tak dawno temu, że już nie pamięta, że w sumie to nie wie, bo nie robił maksów na ławce. Ale gdzie tam, obywatelski kandydat od razu odpowiedział na to pytanie (co mnie w sumie nie dziwi, bo sam pamiętam swoje życiówki), ale zastrzegł, że wtedy więcej ważył, a teraz waży mniej, tak więc mniej wyciska. Do tego momentu można by to jeszcze było zrzucić na karb przypadku. No ok, ktoś wrzucił w internety filmik z ćwiczącym kandydatem i jakiś uczestnik był po prostu ciekaw. Tyle, że potem Karol Nawrocki pociągnął temat dalej i zrobił to z subtelnością właściwą swej kondycji intelektualnej: „Tylko proszę was, nie patrzcie na mnie tylko jak - chociaż nim jestem - na chłopaka z siłowni. Bo jestem jednak doktorem nauk humanistycznych (...)”. Ok, typie, nikt nie będzie Cię traktował jak chłopaka z siłowni, bo jesteś po 40. Natomiast jeżeli nie chcesz, żeby ktoś patrzył na Ciebie przez pryzmat aktywności fizycznej, to może przestań to podkreślać przy każdej możliwej okazji. Nieco zaś bardziej na serio, to coś mi mówi, że o ile sztab obywatelskiego kandydata się nie ogarnie, to będziemy mieli takich wrzutek znacznie więcej, albowiem kampania się dopiero rozkręca. Już po napisaniu tego kawałka trafiłem w soszjalach na fotkę (i artykuł z portalu Niezależna), na której Nawrocki niósł Pralkę na ramieniu a zagadnięty o to (przez przypadkowych ludzi rzecz jasna) lapidarnie stwierdził, że w sumie to nie była taka ciężka. Wydaje mi się, że dużymi krokami zbliżamy się do momentu, w którym Obywatelski Kandydat będzie wnosił lodówkę na siódme piętro.
A propos rozkręcającej się kampanii. Dla każdego od dawna oczywiste jest to, że partie (literalnie wszystkie) robią sobie jaja z dziurawych przepisów i ogarniają sobie kampanie wyborcze na wiele miesięcy przed legitną kampanią. Rzecz jasna, żeby się PKW nie czepiało, to się nazywa „działania prekampanijne” i cyk, pora na CSa, bo takich działań przepisy nie regulują. Na ten przykład, ja w tym temacie popełniłem notkę w 2014 roku, albowiem to wtedy wzmagał się był na portalu „Niezależna” Cezary Gmyz, który zwrócił uwagę na to, że PSL i PO ogarniają sobie billboardy, mimo że kampanii nie ma jeszcze. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że Cezaremu Gmyzowi (co nie powinno dziwić) umknął ten drobny szczegół, że PiS też się wtedy w to bawił (żeby nie być gołosłownym, w swojej notce umieściłem fotkę cykniętą w okolicach dworca PKS, na której to fotce było widać wcale-nie-billboard-wyborczy Tomasza Poręby).
Potem zaś mieliśmy Zjednoczoną Prawicę przy władzy i kampanię wyborczą prowadzoną wszelkimi możliwymi sposobami 24/7 przez bite dwie kadencje. I w tym momencie wchodzi Nadzieja Dziennikarstwa i Nowomianowany Cesarz Researchu Krzysztof Stanowski, który zaczął się dosłownie parę dni temu oburzać na ten niecny proceder. Zupełnym przypadkiem akurat wtedy, gdy Trzaskowski rozpoczął swoje, ahem, „działania prekampanijne”. Co zrozumiałe, zaczęto mu hurtowo pod wpisem zwracać uwagę na to, że się trochę spóźnił z oburzeniem i co równie zrozumiałe, Nadzieja Dziennikarstwa to olała.
Wrócę na moment do Obywatelskiego Kandydata, bo się okazało, że miał dość nieciekawe powiązania. Wzięły się one stąd, że Nawrocki obracał się w towarzystwie kibolskim. Dla nikogo zaś nie jest tajemnicą to, że te środowiska (w szczególności w dużych ośrodkach) są siedliskiem wszelkiej maści gangsterki i przestępczości zorganizowanej. I znowuż, ja jestem w stanie zrozumieć to, że nie jest winą Obywatelskiego Kandydata to, że ludzie, których znał, poszli w gangsterkę. Niemniej jednak zastanawiające jest to, że będąc szefem IPN cykał sobie fotki z ludźmi, o których działalności musiał wiedzieć (bo znał ich od dawna). Pozostaje jeszcze kwestia „raportu”, który w sumie nie wiadomo kto wyprodukował i o którym sporo pisano. Tl;dr w tym dokumencie były po prostu zebrane do kupy różne informacje o Nawrockim i jego otoczeniu. Nic szczególnie odkrywczego się tam nie znalazło. Śmiem twierdzić, że gdyby kandydatowi na prezydenta z KO dało się przypiąć znajomości z gangusiarnią, to TV Republika utworzyłaby osobny kanał, na którym opowiadano by o tym non stop. Ponieważ zaś sprawa dotyczy „swojego”, to jak wiadomo „sprawy nie ma”.
W poprzednim Przeglądzie napisałem byłem o tym, że być może doczekamy się w naszym pięknym kraju nad Wisłą edukacji seksualnej z prawdziwego zdarzenia. Wspomniałem również o wzmożeniu Episkopatu i pewnego instytutu. Okazało się, że wzmożenie jest nieco większe, ale ogranicza się do organizacji albo bezpośrednio powiązanych z Kościołem, albo skrajnie szurskich. Co ciekawe, gdy organizacje te zorganizowały spęd w Warszawie, pojawił się na nim nie kto inny, a „nie patrzcie na mnie jak na chłopaka z siłowni” Obywatelski Kandydat Karol Nawrocki. I szczerze mówiąc jest to dość ciekawe, bo na tym spędzie roiło się od szurii (w tym takiej, która swego czasu lżyła PiS za „segregacjonizm sanitarny”/etc.). Poza tym, być może ja siedzę w bańce, ale wydaje mi się, że pomimo zaangażowania Kościoła, sprawa edukacji zdrowotnej niespecjalnie rezonuje w środowiskach innych, niż skrajna prawica. To już nie jest rok 2013/2014, kiedy to można było ludziom wmawiać, że w myśl wytycznych edukacji seksuaalnej WHO dzieci w przedszkolu będzie się uczyć masturbacji. Tym samym dziwić może to, że angażuję się w to kandydat największej partii opozycyjnej, która zdaje sobie sprawę z tego, że przy pomocy samego betonu nie da się wygrać wyborów. Aczkolwiek, może to po prostu kolejna partia szachów 5D, a ja się najzwyczajniej nie znam.
Co się zaś tyczy samej edukacji, to najmniejszym zdziwieniem świata jest to, że głównym hamulcowym w tej sprawie jest organizacja, która jako jedyna ma problemy z instytucjonalnym tuszowaniem pedofilii, i która robi wszystko, żeby nie ponosić żadnych konsekwencji działań jej członków. Na uwagę zasługuje zaś fakt, że list otwarty w obronie tego przedmiotu podpisał między innymi Tomasz Terlikowski, Małgorzata Terlikowska i Błażej Kmieciak. Tenże sam Błażej Kmieciak, który był członkiem państwowej komisji, powołanej przez PiS po filmach Sekielskich, która to komisja (dzięki PiSowi) nic nie mogła. Kmieciak w pewnym momencie zrezygnował z szefowania i pozostaje członkiem tejże komisji. Istotne jest to, że Błażej Kmieciak jest jedną z niewielu osób, które współpracowały z Ordo Iuris i z tej współpracy zrezygnowały. W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję krótką. Kościół nie ma zbyt dobrej passy i ze wszelkich możliwych badań wynika, że liczba jego fanów się zmniejsza.
Choć póki co wpływ Kościoła na politykę jest znaczny (wystarczy popatrzeć na głosowania w sprawie dekryminalizacji aborcji) i choć hardkorowi fani tej organizacji są rozwrzeszczani tak, że sprawiają wrażenie bardzo licznej grupy, to jednak jego wpływ na przeciętnego Kowalskiego jest coraz mniejszy. Przyczyny są różne, ale jedną z nich jest to, że „twarzami” Kościoła są skrajnie prawicowi politycy i działacze. Zmierzam do tego, że mamy w Polsce sporo ludzi wierzących, ale niekoniecznie identyfikujących się z Kościołem i jego poczynaniami. Gdyby było inaczej, to liczba uczestników marszów w „obronie papieża”, którymi to marszami PiS usiłował ratować swoje sondażowe słupki w marcu 2023, byłaby o rząd wielkości większa. W kontekście powyższego nieco dziwi ośli upór polityków różnej maści, którzy za punkt honoru postawili sobie robienie tego, czego sobie duchowni zażyczą. Dziwi również mnogość tych polityków.
Wracając do tematu edukacji. Pamiętam doskonale, jak wyglądała debata publiczna lata temu, gdy do Polski wjechało rosyjskie dezinfo, dotyczące wytycznych WHO. A wyglądała ona tak, że osoby takie, jak Dariusz Oko, robiły oszałamiające (choć na szczęście krótkotrwałe) kariery medialne. Mało kto wtedy bronił tych wytycznych, bo też i mało kto wiedział, o czym tak właściwie mowa, poza tym, że o naukę mastur**cji w przedszkolu. Wtedy też mogliśmy zaobserwować prawicowe wzmożenie na tle „genderu” (do tej pory nie udało mi się dowiedzieć, czym jest „ideologia gender”). Wydaje mi się, że dużym błędem było powielanie tych wszystkich durnych narracji bez równoczesnego debunkowania ich. W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim mainstreamowym mediom, które w pogoni za klikami i wejściami wrzucały mądrości wszelkiej maści księży Oko do debaty publicznej. Teraz sprawa wygląda zupełnie inaczej i edukacja zdrowotna ma swoich obrońców. Z jednej strony są to osoby pokroju Terlikowskich, a z drugiej np. Polski Związek Zawodowy Psychologów. Co prawda, prawica bardzo dobrze się czuje, mogąc tłumaczyć, że wszyscy są przeciwko niej i że na dodatek są ze sobą w zmowie, ale z punku widzenia przeciętnego Kowalskiego wygląda to tak, że z jednej strony mamy różne środowiska, a z drugiej te same co zawsze, które klepią te same bzdury co zawsze. To napisawszy nadal mam obawy, że za pięć dwunasta mogą się w koalicji objawić hamulcowi (khe, khe, PSL, khe, khe), którzy będą chcieli z tą edukacją walczyć, bo uznają to za „lewicową rewolucję” albo coś w ten deseń.
Już po napisaniu tego kawałka okazało się, że jedna z moich najukochańszych sondażowni przeprowadziła badania na temat edukacji zdrowotnej. Ponieważ tą sondażownią był IBRIS pytanie, które zadano respondentom było całkowicie neutralne, nie było w nim żadnego wartościowania i wcale nie miało sugerującej treści. A nieco bardziej na serio, to odstawcie płyny, bo będzie cytat: „Czy edukacja zdrowotna to deprawacja i nadmierna seksualizacja dzieci?”. Ponieważ nie jestem pracownikiem IBRISu, nie mam pojęcia czemu ktoś zdecydował się na wrzucenie tam słowa „nadmierna”. Niemniej jednak, nawet sondaż z tak doskonale skonstruowanym pytaniem badawczym, dał niezbyt dobre dla hamulcowych rezultaty: „60,7 proc. uczestników ankiety jest przeciwnego zdania, w tym aż 39,1 proc. zdecydowanie nie zgadza się z tym stwierdzeniem (…) Nieco ponad jedna czwarta (27,4 proc.) respondentów uważa edukację zdrowotną za deprawację i seksualizację nieletnich. 11 proc. nie ma zdania.”. Jako ciekawostkę mogę dodać, że nawet po stronie opozycyjnej 49 procent badanych popiera edukację zdrowotną i choć próbowano to tłumaczyć tym, że, hehe, wiecie, teraz jest tam też Razem, to wydaje mi się, że nawet bez Razemów te słupki nie byłyby zbyt dobre dla Zjednoczonej Prawicy (i Obywatelskiego Kandydata).
Uwaga! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!
https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty
Kolejny temat jest z gatunku tych, o których można powiedzieć, że „żodyn się nie spodziewał”. Bogdan Święczkowski został prezesem Trybunału, który część osób nazywa „Konstytucyjnym”. Przyznam, że gdy tylko zobaczyłem informacje o tym, że w trybunale dojdzie do zmiany i że dotyczyć ma ona osoby prezesowej, to momentalnie mi przyszła do głowy myśl, że pewnie chodzi o to, żeby przedłużyć chaos prawny. A potem się okazało, że zamiast odkrycia towarzyskiego Jarosława Kaczyńskiego, szefem jednego z rozmontowanych bezpieczników ustrojowych zostanie człowiek, który stratował w wyborach z list PiSu, był bliskim współpracownikiem Ziobry i tak dalej i tak dalej. Nawiasem mówiąc, to jest kolejny przykład tego, jak PiS robi to, o co oskarżał opozycję w latach 2015-2023. Chodzi rzecz jasna o bycie totalną opozycją (tak wiem, hasło wyszło ze środowisk platformianych, ale potem było używane przez PiS, jako obelga). Bo wiecie, teraz jest tak, że Trzaskowski może sobie wygrać wybory i może podpisywać ustawy, przegłosowane przez sejmową większość, ale na końcu tego łańcucha będzie stał Święczkowski, który ustala skład orzekający trybunału. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że jedną z narracji pomocniczych, której Zjednoczona Prawica używała w trakcie rozjeżdżania Trybunału Konstytucyjnego walcem była taka, z której wynikało, że trzeba to zrobić, bo jeżeli nie to TK, na ten przykład, skanceluje 500+. I nie, to nie jest fabrykowanie konsekwencji i wymyślanie. PiS już udowodnił (przy pomocy swojego trybunału) po co to wszystko było, bo, na ten przykład, usiłowano skancelować komisje śledcze. Nigdy wcześniej TK nie orzekał w sprawie komisji śledczych, aż do teraz. Moim zdaniem o czymś to świadczy, ale zapewne jestem po prostu uprzedzony.
Na sam koniec niniejszego Przeglądu zostawiłem sobie coś z zupełnie innej beczki. Tym czymś jest sytuacja TVNu. Otóż, od jakiegoś czasu głośno było o tym, że Amerykanie będą chcieli tę stację sprzedać. A potem jeszcze głośniej zrobiło się o tym, że stację tę najprawdopodobniej kupi jeden z orbanowskich oligarchów. Od tego momentu prawicowa infosfera non stop grzała narrację o tym, że wreszcie będzie pięknie i już nawet wyliczano, kto weźmie jaki stołek w TVN. Prawicowych zdań odrębnych było bardzo niewiele. Nie byłbym sobą, gdybym w tym momencie nie wspomniał o tym, że ci sami ludzie jeszcze nie tak dawno temu przekonywali nas do tego, że nie może być tak, że jakieś obce kapitały będą kontrolowały media, które „nadają” w Polsce. Ci sami ludzie teraz nie mogli się doczekać sytuacji, w której jakiś węgierski oligarcha położy łapę na tej stacji.
Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że biorąc pod rozwagę rynek medialny u Węgrów już samo to, że jakiś oligarcha tamtejszy przejmie jedną z trzech największych stacji telewizyjnych w Polsce, byłoby niezbyt dobre. Znacznie gorsze jest natomiast to, że Węgrzy od 2022 roku aktywnie wspierają Rosję. Nie trzeba być fanem TVNu (a ja akurat fanem nie jestem), żeby się zorientować, że to jest raczej średnia sytuacja. Znamienne jest to, że Zjednoczona Prawica w ogóle nie zwraca uwagi na to zagrożenie. Dla nich najistotniejsze jest to, że Obajtek będzie mógł do TVNu wejść „jak do siebie”. Nie jest to pierwszy przypadek, w którym partyjna kalkulacja przysłania Zjednoczonej Prawicy absolutnie wszystko inne.
W dniu, w którym pisałem te słowa premier Tusk ogłosił, że zarówno Polsat jak i TVN zostaną objęte ochroną, jako spółki strategiczne i nie będą mogły zostać sprzedane bez zgody rządu. Choć 99% uwagi komentujących skupia się na TVNnie, to ja bym w tym miejscu zaznaczył, że w kontekście tego, co się ostatnio dzieje w otoczeniu Solorza, Polsatowi taka ochrona też by się przydała. Nie mam pojęcia, jak to będzie wyglądało w praktyce i na ile wiążące jest takie rozporządzenie. Nie wiem również czy rząd zdąży z takim rozporządzeniem przed finalizacją transakcji. Generalnie na tym etapie niewiele wiadomo. Wiadomo natomiast, że Zjednoczona Prawica eksplodowała z oburzenia. Ta sama partia, która nie tak dawno temu tłumaczyła, że hola hola, to nie może być tak, żeby jakieś obce kapitały/etc., dzisiaj (tzn. 11 grudnia 2024) zaspamowała soszjale swoimi mądrościami na temat tego, czemu Tusk jest komuchem i że to w ogóle skandal.
Mój prywatny hot tejk jest taki, że Zjednoczona Prawica musiała mieć dopięte na ostatni guzik kampaniowanie dla Obywatelskiego Kandydata przy użyciu przejętego TVNu. Ktoś może powiedzieć „ok, ale pewnie by tam zrobili paździerz taki, jak wcześniej w TVP Info, a potem w przerośniętej TV Republika” i taki ktoś miałby rację, niemniej jednak nawet paździerz mógłby się przyczynić do powiększenia chaosu informacyjnego. Bo co prawda to nie jest tak, że ludzie oglądający TVN po tym, jak zacząłby się tam pojawiać Rachoń, Holecka, Klarenbach/etc. (a Obajtek wchodziłby jak do siebie) rzuciliby się do głosowania na Obywatelskiego Kandydata, to jednak chaos informacyjny w trakcie kampanii prezydenckiej nie jest dla nas, jako obywateli, optymalnym stanem. Abstrahując od tego, że przejęty przez węgierskiego oligarchę TVN prócz promowania członków Zjednoczonej Prawicy, promowałby również prorosyjskie narracje w temacie Ukrainy/etc. Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że Zjednoczona Prawica zupełnie ignorowała taki drobny szczegół, ja kto, że niejednokrotnie się już zdarzało, że Orban dbając o swoje własne interesy, zachowywał się względem partii Kaczyńskiego nieszczególnie lojalnie. A tak po prawdzie, to w tym konkretnym układzie (Węgry dają kasę, a PiS w sumie nie wiadomo co) partia Kaczyńskiego nie miałaby zbyt wielu atutów.
I tym, nie wiadomo jakim akcentem, zakończę powyższy Przegląd.
Źródła:
https://wpolityce.pl/polityka/715201-poranny-bieg-nawrockiego-silny-prezydent-na-trudne-czasy
https://x.com/WojciechGnat/status/1865869810258874751
https://www.youtube.com/watch?v=fGmtC-64Tzk
https://dorzeczy.pl/kraj/144163/trzaskowski-dostal-pytanie-po-francusku-oto-co-odpowiedzial.html
Moja stara notka o „prekampaniach”,
które się wtedy jeszcze nie nazywały „prekampaniami”
https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2014/02/niepokorni-w-suzbie-pis.html
https://x.com/K_Stanowski/status/1865828196135940556
https://www.pap.pl/aktualnosci/protest-przeciwko-edukacji-zdrowotnej-w-szkolach-nasze-wideo
https://oko.press/trybunal-zablokuje-500-plus-kaczynski-tylko-straszy
https://tvn24.pl/polska/bogdan-swieczkowski-kim-jest-nowy-prezes-trybunalu-konstytucyjnego-st8215899