środa, 5 kwietnia 2023

Może i mają kontrowersyjne poglądy, ale liczy się program gospodarczy!

Jak się pewnie domyślacie, niniejsza notka będzie dotyczyć pewnej partii, która ostatnimi czasy zaliczyła sondażową zwyżkę. Po tym, jak owa partia tę zwyżkę zaliczyła, komentariat i wszelkiej maści media zaliczyli masowy incydent kałowy. Nie chciałbym być źle zrozumiany, nie chodzi mi o ludzi, którzy po prostu martwią się tym, że ta partia, której nazwa zaczyna się na literkę „K”, mogłaby wejść w koalicję rządzącą, bo to akurat jestem w stanie zrozumieć. Nie jestem natomiast w stanie zrozumieć tego, że media (i komentariat) popełniają ten sam błąd, który popełniali przy okazji każdej kolejnej populistycznej partii, która się u nas pojawiła. Zazwyczaj pewnej frazy używam żartobliwie, ale tym razem (niestety) zostanie ona przeze mnie użyta pół żartem - pół serio.  Otóż, jestem tak stary, że pamiętam, co się działo, gdy na naszej scenie politycznej łokciami zaczęła się rozpychać taka partia, jak Samoobrona.


Jeżeli ktoś nie wie, co to byli za ludkowie (co jest o tyle prawdopodobne, że to zamierzchła przeszłość polityczna [aczkolwiek co jakiś czas pojawiają się w różnych mutacjach filmiki „ileś tam minut, które zabiły Andrzeja Leppera”]), to tak w telegraficznym skrócie: to była zgraja cwaniaków, która to zgraja postanowiła „zagospodarować” tę część elektoratu, która była wkurzona na to, co działo się w szeroko pojętych latach 90-tych. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że w owym czasie była sobie również brunatna Liga Polskich Rodzin (założona między innymi przez Romana Giertycha), ale to był inny rodzaj populizmu (kładący nacisk głównie na skrajny nacjonalizm/etc.), tak więc skupimy się na Samoobronie. Członkowie Samoobrony nie byli najostrzejszymi ołówkami w piórnikach, ale, jak już wspomniałem, była to zgraja cwaniaków, która wiedziała, w jaki sposób przemawiać do elektoratu. Media wtedy bardzo chętnie zapraszały do siebie członków tej partii, żeby robić sobie z nich bekę. No bo przychodził taki typ, który co prawda miał w cholerę kasy, ale udawał, że „reprezentuje biedę” (to na nich wzorowały się takie osoby, jak np. Patryk Jaki). Gdy zadawano mu pytania o program, o to, co trzeba zmienić w Polsce albo o to, jakie są plany jego partii, to człowiek ów opowiadał jakieś niestworzone historie, a państwo redaktorstwo podgrzewało atmosferę jakimiś „śmiesznymi” tekstami, żeby widz pośmiał się z prostaczka.



Do łbów państwu redaktorstwu nie przyszło natomiast to, żeby te bzdury w jakiś sposób na bieżąco debunkować. Efekt końcowy był taki, że dla kogoś, kto nie ogarniał, jak działają finanse publiczne (i generalnie jak działa państwo) wyglądało to tak, że przyszedł taki prosty człowiek do studia, opowiedział o tym, jak można „naprawić Polskę”, a jakieś mendy w garniturach się z niego śmiały. Lepper razem z partią wywalił się dopiero w wyborach 2007. Stało się tak dlatego, że razem z Giertychem Romanem sobie poszli porządzić z PiSem, a PiS im w międzyczasie podebrał poparcie Dyrektora Radia Zła Żmija. Przez praktycznie cały okres samoobronowej prosperity media nie nauczyły się tego, w jaki sposób sobie radzić z tymi ludźmi (ograniczało się to jedynie do onelinerów).


Potem przyszła era Palikota (który, jak na populistę, był dość ogarnięty i w sumie z całej tej czeredy najbardziej cywilizowany, ale na swoje nieszczęście był więźniem własnego ego), który po mistrzowsku wykorzystywał zainteresowanie mediów. Następnie nadszedł czas Kukiza, który jest totalnym nieogarem, ale ponieważ media nie potrafiły z nim rozmawiać, to w sumie wyszedł na antysystemowca (głównie dlatego, że chodził w kurtce, a nie w garniaku). Kukiz wygadywał przed kamerami straszliwe bzdury, ale, jak zwykle, nikomu nie chciało się ich prostować (bo i po co? Przecież te bzdury przyciągały przed telewizory widzów). Efektem takiego podejścia było 20% głosów, które Kukiz dostał w wyborach prezydenckich. Tenże sam Kukiz założył partię (o ile mnie pamięć nie myli, to on tego nie nazywał partią, tylko ruchem politycznym i bardzo się szczycił tym, że nie zakłada partii). Mimo wsparcia dziennikarzy (pomimo, że nadal mógł chodzić do programów telewizyjnych i opowiadać bzdury i nikomu nie chciało się ich prostować), partia (czy tam „ruch polityczny”) odniosła „umiarkowany sukces” (8.81% głosów). W trakcie kadencji 2015-2019 Kukizowi się to rozleciało, więc startował z PSLem.


W 2019 powstał twór zwany Konfederacją. Zrzeszał on (to bardzo adekwatne określenie) Korwinistów, Narodowców, Braunowców i (całą resztę ciężkiej szurii). W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję. W mediach przez praktycznie cały czas (od czasów LPR, poprzez czasy Ruchu Narodowego, aż do czasów Konfederacji) pojawiali się narodowcy. Im też nie specjalnie przeszkadzano w głoszeniu takich, a nie innych poglądów, ale głoszący te poglądy nie byli w stanie uzyskać poparcia społecznego wystarczającego do tego, żeby samodzielnie coś ugrać w wyborach. Dlatego tez dołączyli do Konfederacji (wcześniej część narodowców startowała z list Kukiza). Nie zgadniecie, w jaki sposób media reagowały na Konfederację i dlaczego robiły dokładnie to samo, co wcześniej z Kukizem, Palikotem, Lepperem, Giertychem i innymi.


Trochę się rozpisałem o tym, ile ta partia (i wszystkie wcześniejsze „antysystemowe”) zawdzięczają mediom, a to jest jedynie jedna z przyczyn, dla których ta partia weszła do Sejmu, a teraz ma takie, a nie inne poparcie. Tych przyczyn było znacznie więcej i pozwolę je sobie teraz skrótowo opisać.  


Ta partia jest dzieckiem chaosu informacyjnego. Ten chaos sam w sobie ma kilka przyczyn i gdybym je chciał opisać, nawet w skrócie, to wyszłaby z tego ściana tekstu, tak więc będzie bardzo skrótowo. Po pierwsze, chaos ten zawdzięczamy zarówno mediom, których pracownicy w przeważającej większości olewają research. Po drugie, zawdzięczamy go temu, że w pogoni za oglądalnością/wejściami na stronę media bombardują nas jakimiś śmiecio-informacjami. Po trzecie, kulejąca moderacja w mediach społecznościowych. Po czwarte, rządowym mediom i temu, że kreują one własną rzeczywistość, nie mającą nic wspólnego z tą, która nas otacza. Po piąte, zawdzięczamy go politykom, którzy potrafią zmieniać zdanie o 180 stopni i w ogóle nie przyznawać się do tego, że kiedyś mieli inne (Mentzen się w to towarzystwo idealnie wpasowuje). Taki chaos to wprost idealne miejsce do rozwoju partii, która co prawda opowiada straszliwie idiotyzmy, ale za to używa prostego przekazu (Kukiz robił to samo w 2015). Z punktu widzenia pragmatyzmu politycznego, ta partia ma praktycznie najskuteczniejszą politykę informacyjną: jeżeli wygadujesz bzdury, to masz przewagę nad kimś, kto stara się jakoś reagować na zmieniającą się rzeczywistość. Twój przekaz będzie spójny, bo nie będziesz zmieniać zdania, a nie będziesz go zmieniać, bo nie przejmujesz się rzeczywistością.


Problem, który ta partia będzie miała z wywiadem udzielonym przez jednego z jej liderów nie wynika z tego, że opowiadał brednie o biciu dzieci, ale z tego, że pokazał, że konfederacja zmienia zdanie (przyczyny, dla których „zmieniła zdanie”, opiszę nieco dalej.) Już samo to, że nagle się okazuje, że „piątka konfederacji” to był żart, a 100 ustaw Mentzena to było dawno i nieprawda sprawia, że główny filar polityki komunikacyjnej konfy (czyli spójność) właśnie się spektakularnie zawalił.   


Idźmy dalej. Ta partia jest dzieckiem wszystkich tych polityków, dziennikarzy/etc., którzy przez całe lata starali się zohydzić Polakom jakikolwiek solidaryzm społeczny. Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować fragment książki Karola Modzelewskiego „Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca”: „We wrocławskiej komunikacji miejskiej zawrzało, gdy ogłoszono informację o podwyżce płac, ponieważ najwięcej dostać mieli kierowcy autobusów, a najmniej pracownicy warsztatów i sprzątaczki. Kierowcy, podobnie jak motorniczowie tramwajów, jeździli po kilkanaście godzin dziennie świątek piątek, ale też bardzo dużo zarabiali. Władek Frasyniuk, który przed sierpniem prowadził autobus pospieszny linii E, pokazywał mi odcinek kasowy ze swoim zarobkiem z lipca: 16 tysięcy złotych (ja byłem wtedy adiunktem po habilitacji i zarabiałem 4700 zł). We wrześniu strajkiem nie zagrozili jednak we wrocławskim MPK mechanicy ani sprzątaczki, tylko kierowcy autobusów, którzy zarabiali najwięcej i najwyższe też dostali podwyżki. Uważali oni, że ta nierówność jest niesprawiedliwa, i gotowi byli zatrzymać komunikację miejską wbrew własnemu interesowi materialnemu, żeby upomnieć się o tych, co mają gorzej.”


A teraz sobie wyobraźmy, jak bardzo nierealny jest taki scenariusz dzisiaj. Dzisiaj bowiem jest tak, że jeżeli ktokolwiek zacznie protestować, to rzuci się na niego machina propagandowa, która zacznie tłumaczyć wszystkim, że ten, co protestuje i chce podwyżek, to darmozjad. Aczkolwiek to nie do końca tak. To nie zaczęło się „dzisiaj”, tylko w latach 90-tych i trwa do dziś. PiS ze swoim szczuciem na dosłownie wszystkie (poza górnikami) protestujące grupy społeczne po prostu podtrzymał tę, jakże piękną tradycję. Chcesz podwyżki? To se zmień pracę, nierobie jeden! A poza tym, to ile ty pracujesz tak właściwie, leniu?! Do roboty się weź! Takie okoliczności przyrody są wprost idealne do rozwoju partii, która twierdzi, że w sumie to można te podatki wszystkie zlikwidować i wtedy nikt się do niczyich podwyżek nie będzie dokładał, a wszystko wyreguluje niewidzialna ręka rynku. Ktoś może powiedzieć, no dobrze, ale Władca Kuców działa od bardzo dawna i jakoś tak średnio mu szło. Ano szło mu średnio, bo był sam i generalnie to jest to człowiek całkowicie pozbawiony charyzmy, który ma bardzo długą historię wygadywania straszliwych idiotyzmów na bardzo różne tematy. Co innego uśmiechnięty pan z Tik Toka, który sprzedaje piwo.


Ta partia jest dzieckiem niedziałającego państwa. Gdyby nasze państwo działało choćby jako tako, to wszelkiej maści „antysystemowcy” (cudzysłów użyty z rozmysłem) wywalaliby się przed progiem wyborczym. No, ale jak nasze państwo ma działać poprawnie, skoro mamy (na ten przykład) wiecznie niedofinansowaną Ochronę Zdrowia? Kolejki do specjalistów (no chyba, że się ma pieniądze i się pójdzie prywatnie). Potrzebujesz rehabilitacji? Przykra sprawa. Albo zapłacisz, albo będziesz czekać tak długo, że będzie na rehabilitację za późno. I tak dalej i tak dalej. Czy kogokolwiek dziwi to, że część ludzi daje się zbajerować partii, która mówi: a wiecie co? Zaorzemy to i tyle. Każdy sobie wykupi prywatne ubezpieczeni i będzie super. Rzecz jasna, nie powiedzą tego, że z tym prywatnym ubezpieczeniem to będzie tak, że firmy będą chciały na tym zarabiać i że będzie to wyglądało tak jak w USA (albo nawet gorzej). Aczkolwiek OZ to tylko jedna z płaszczyzn, na których państwo nie działa. Nie działa, bo nie może działać, bo jest niedofinansowane. A jest niedofinansowane, bo praktycznie wszystkie partie (poza Lewicą) tłumaczą elektoratowi, że jakby co, to one zrobią tak, że państwo będzie działać, a dodatkowo (werble) obniżą podatki! Czy jakimkolwiek zaskoczeniem jest to, że partia, która z tymi głupotami idzie o krok dalej (i twierdzi, że po prostu część podatków zlikwiduje, a państwo sobie będzie działać jeszcze lepiej) potrafi przyciągać wyborców?



UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


I tak mógłbym sobie dalej wymieniać powody, dla których ten polityczny nowotwór ma takie, a nie inne poparcie, ale wydaje mi się, że tych kilka powodów wystarczy. Dopóki się nam w Polsce okoliczności przyrody nie zmienią, to wszelkiej maści konfederacje (wcześniej zaś Kukizy/etc.) będą miały idealne warunki do kiełkowania. Można więc bezpiecznie założyć, że jeżeli nic się w naszym pięknym kraju nad Wisłą nie zmieni na plus, to twory w rodzaju Konfederacji nie znikną z naszej rzeczywistości politycznej, bo będziemy mieli popyt na „antysystemowość”. Popyt, który, niestety może rosnąć. Czemu? Ano temu, że jeżeli nie doczekamy się jakiejś sensownej reformy systemu emerytalnego, to coraz więcej młodych będzie chciało się z tego obecnego wymiksować, bo średnio kusząco brzmi perspektywa „dorzucania się do systemu”, który będzie miał im do zaoferowania jedynie głodowe emerytury. Im dłużej będziemy zwlekać z tą reformą, tym większe pole manewru będą mieli wszelkiej maści „antysystemowcy”, którzy, co prawda nie bardzo ogarniają rzeczywistość, ale za to potrafią przekonująco opowiadać o tym, że jak zlikwidują to i owo, to wszystko będzie działać lepiej, niż teraz.


No dobra, ale co będzie dalej z Konfederacją? Z tego, co działo się w naszej debacie publicznej po tych paru sondażach z konfiarskimi zwyżkami wynika, że konfie będzie teraz rosło (i że, oczywiście, jest to wina lewicy) i na bank będzie współrządzić z PiSem po kolejnych wyborach.


Od czego by tu? Może od tego, że jedyne, co w tym wszystkim ma sens, to to, że faktycznie, gdyby partia uśmiechniętego pana z Tik Toka miała możliwość wejścia do koalicji rządzącej, to z pewnością by to zrobiła. Tak, ja wiem, że uśmiechnięty pan z Tik Toka napisał, że oni nie chcą z nikim siadać do stolika, ale chcą wywrócić stolik (parsknąłem w głos, jak przeczytałem tego ćwita), ale prawda jest taka, że gdyby konfie zaświecono w oczy dziesiątkami milionów złotych (mogło by być i więcej, PiS ma do dyspozycji cały budżet), które konfiarze mogliby zyskać na koalicji, to uśmiechnięty pan z Tik Toka bardzo szybko zapomniałby o tym, że chciał „wywracać stolik”. Obstawiam, że bardzo szybko wjechałyby wtedy narracje „no poszliśmy do tych Spółek Skarbu Państwa, bo teraz to przynajmniej będą on dobrze zarządzane”.


Jednakowoż to jest tylko jedna strona medalu. Drugą jest to, że dla PiSu koalicja z kimkolwiek oznacza gargantuicznej wręcz wielkości straty finansowe. Owszem, mogliby sobie na spokojnie dorobić nawet kilka ministerstw nowych, ale na ministerstwach się to wszystko przecież nie kończy. Są przecież Urzędy Wojewódzkie, KRUSy, stanowiska kierownicze w Służbie Cywilnej i tak dalej i tak dalej. Już teraz w regionach dochodziło do poważnych spięć między PiSem i Solidarną Polską (które to spięcia miały przyczyny, że tak to ujmę „merkantylne”). Ja wiem, że w sytuacji, w której PiS będzie miał wybór: stracić te dziesiątki milionów, stołki/etc., ale utrzymać władzę, czy też stracić wszystko, to wybór będzie bardzo prosty. Problem w tym, że z tych stołków trzeba będzie najpierw kogoś wywalić. A takie wywalenie (szczególnie z kierowniczego stanowiska) to problem, bo wywalony może się chcieć odegrać. Ja wiem, że gdzieś tam w tle jest jeszcze próba rozprawienia się z samorządami, ale jeżeli ktoś teraz ma fuchę i miałby z niej zostać wyrzucony, żeby zrobić miejsce dla jakiegoś konfiarza, to taki ktoś będzie miał w głębokim poważaniu „obietnicę i nadzieję”. Tak nawiasem mówiąc, nie bez przyczyny napisałem o „dorabianiu” nowych ministerstw. Prawda jest bowiem taka, że PiS miałby olbrzymie opory przed wpuszczeniem kogokolwiek do już istniejącego ministerstwa. Nie chodzi nawet o to, że „ich” ludzi by stamtąd wywalono, ale o to, co mógłby znaleźć ktoś, kto do tego ministerstwa wejdzie.


Na razie zostawmy kwestie potencjalnej koalicji i przejdźmy do innej sprawy, którą są rozważania na temat tego, czy konfie teraz będzie rosło, czy raczej spadało. Zacznę od tego, że bardzo wiele zależy tu od działań Zjednoczonej Prawicy. Jeżeli powtarzać się będą „przypadki” w rodzaju tego, z którym mieliśmy do czynienia na początku roku (pomimo powrotu VAT okazało się, że ceny nie wzrosły), to będzie to sprzyjało konfie (która opowiada o tym, że im mniej państwa w państwie, tym lepiej).


Teraz zaś przejdę do czegoś, za czym nie przepadam, czyli do prognozowania tego „co będzie”. Ja się wam przyznam, że nie mam pojęcia, jak działają ci wszyscy komentariusze, którzy wyrzucają z siebie miliardy prognoz, z których większość się im nie sprawdza i to „niesprawdzanie się” nie wpływa ani trochę na pewność, z którą wygłaszają swoje kolejne prognozy. Mnie pokory nauczył rok 2015, po którym to 2015 mocno ograniczyłem prognozowanie.


No dobra, skoro wstęp do prognozy mamy już za sobą, to teraz można przejść do samego prognozowania. Moim zdaniem, przez jakiś czas konfa może utrzymać poparcie na tym „podwyższonym” poziomie, a potem będzie już raczej tracić poparcie. Nawet, gdyby udało się na tym „podwyższonym” poparciu dojechać do wyborów (co jest wątpliwie z przyczyn, które zaraz wymienię), to wtedy może nastąpić tąpnięcie. Czemu akurat wtedy? Ano temu, że trzeba będzie sklecić jakieś listy wyborcze. Fajnie jest sobie schować onuce Brauna i Władcę Kuców do komórki, żeby się nie odzywali, ale jeżeli na listach wyborczych znajdzie się nazwisko Brauna, to Konfederacja będzie rozliczana z jego prorosyjskich wypowiedzi i działań. Nieśmiało przypominam, że to właśnie antyukraińskie i prorosyjskie akcje sprawiły, że w grudniu 2022 konfa w niektórych sondażach spadła poniżej progu wyborczego.


Niemniej jednak wątpię w to, żeby konfa dojechała na tym podwyższonym poparciu do wyborów. Wątpię dlatego, że już sama „zwyżka” sprawiła, że konfa musiała się zacząć mierzyć z pierdylionem problemów natury, że tak to ujmę, wewnętrznej. No bo tak. Do pewnego momentu ci ludzie byli przeświadczeni o tym, że niezależnie od tego, co zrobią i co powiedzą, nadal będą bezpiecznie tkwić o dwa/trzy oczka nad progiem wyborczym. Końcówka roku 2022 sprawiła, że dotarło do nich, że ich własny elektorat ma ograniczoną odporność. Stąd też schowanie do komórek wszelkiej maści ciężkich szurów. Dodajmy do tego ten drobny szczegół, że konfa zachęcona sondażami chciałaby pozyskać jeszcze większy elektorat. No i tutaj pojawia się jeden z wielu problemów (ja się akurat z tych problemów konfy cieszę, ale oni pewnie nie). Te problemy się ze sobą przeplatają, tak więc nie będę się bawił w wyliczankę i po prostu je opisze zbiorczo.


Główny problem konfy polega na jej dotychczasowej strategii komunikacyjnej. W telegraficznym skrócie, chodzi o to, że politycy tej partii do pewnego momentu (końcówka roku 2022) po prostu jechali po bandzie. Ja wiem, że na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, że konfa to zwyczajnie zbiorowisko ciężkich szurów, onuc, etc., które po prostu mówią to, co im ślina na język przyniesie. Tyle, że to nie jest prawda. Tzn. owszem, są tam takie osoby, ale te ich wypowiedzi nie były efektem tego, że akurat w danym momencie komuś zachciało się powiedzieć tę, czy inną bzdurę. To było przemyślane działanie. Konfiarze po prostu wiedzą, w jaki sposób działają algorytmy w mediach społecznościowych (tl;dr najczęściej podrzucają nam to, co nas irytuje, żebyśmy się odpalili i flejmowali w internetach). Żeby wykorzystywać te algorytmy, pozwolono wszelkiej maści szurom i innym Braunom (ciekawe, czy dali mu chociaż lampkę, czy też siedzi po ciemku w tej komórce) opowiadać to, co opowiadali. Szury opowiadały to, co opowiadały, a zasięgi same rosły.


Ktoś może powiedzieć: no ale skąd pewność, że to po prostu nie są same szury? Po pierwsze stąd, że pochowano prorosyjskich szurów. Po drugie zaś stąd, że uśmiechnięty pan z Tik Toka w wywiadzie, którego udzielił Patrykowi Słowikowi, bawił się w głównego bohatera „Memento”. Gdyby to po prostu były szury, które działają w sposób nieprzemyślany, to Brauna (wraz z innymi onucami) nie zamknięto by w komórce, a Mentzen w tym wywiadzie albo podtrzymałby wszystko, co w tych 100 ustawach było, albo w ogóle pojechał po bandzie i powiedział, że te ustawy to były jeszcze zbyt łagodne.


O ile pod koniec grudnia 2022 chodziło o to, żeby znowu skoczyć ponad próg wyborczy, to teraz (po tych zwyżkowych sondażach) planem minimum jest pewnie utrzymanie obecnego poparcia. Dlatego też uśmiechnięty pan z Tik Toka robił w trakcie wywiadu fikołek za fikołkiem. Z tą zmianą w strategii komunikacyjnej wiąże się kolejny problem. Tak, jak już to napisałem wcześniej, konfa do pewnego momentu miała spójny przekaz, który się rzeczywistości nie kłaniał. Teraz zaś (w pogoni za wyższym poparciem) zaczęły się fikołki, które sprawiły, że o jakiejkolwiek spójności przekazu można zapomnieć. Do tej pory to konfa chłostała wszystkich za to, że „raz mówią jedno, a innym razem drugie”, a teraz poprzez swoje fikołki sama się naraziła na tego rodzaju krytykę.


Gdyby wybory miały się odbyć miesiąc po tym, jak konfa zaliczyła te wzrosty sondażowe, to pewnie by im się udało do wyborów dojechać z takim „podwyższonym” poparciem w miarę bezproblemowo, bo fikołki by im raczej nie zaszkodziły. Tyle, że (na nasze szczęście) do wyborów jest jeszcze kawał czasu i te fikołki mogą się na nich zemścić. Ciekaw jestem, czy tam w konfie ktoś sobie poprzeliczał to wszystko. No bo z jednej strony, takie fikołki i ugłaskiwanie przekazu miało służyć pozyskaniu nowego elektoratu i utrzymaniu słupków na tej „dzisiejszej” wysokości. Tyle, że z drugiej strony, część elektoratu konfy to ciężka szuria, która to ciężka szuria zapewniała im zasięgi (rozrzucając zapamiętale rosyjskie dezinfo o pandemii, szczepieniach/etc.). Tego szura konfa nauczyła, że jeżeli partia raz mówi jedno, a potem drugie, to na pewno jest to element jakiegoś spisku. Kwestią otwartą jest to, czy ten szur jest taki, jak betonowy elektorat PiSu, który zagłosuje na swoją ukochaną partię, choćby nie wiem co, czy też szur jest labilny i zacznie sobie szukać innych „antysystemowców” (no wiecie, takich, którzy „nie zmieniają zdania”).


Ostatni problem konfy, nad którym się będę tutaj pastwił wiąże się z tym, że konfa (jeżeli chodzi o swój przekaz/etc.) stawia głównie na internety. Z tego, w jaki sposób działają algorytmy są otrzaskani. Potrafią sobie „robić zasięgi”. No i wszystko pięknie (tzn. dla nich), ale budowanie zasięgów na wkurzaniu wszystkich nie-szurów niesie ze sobą spore ryzyko. Ryzyko to polega na tym, że internety są reaktywne. Na tym też się opiera działanie algorytmów: podrzucanie nam tego co nas wkurza, żebyśmy się „zaangażowali” i poświęcali soszjalom więcej czasu. To „zaangażowanie” zapewniało konfie zasięgi. Tyle, że to samo zaangażowanie zapewniało konfie pierdyliony negatywnych reakcji i komentarzy. Dopóki opierali się w głównej mierze na szurskim elektoracie, te negatywne reakcje im nawet pomagały (patrzcie, przyszli tutaj ci, co głosują na inne partie i hejtują nas za słowa prawdy!). Może im to jednakowoż bardzo, ale to bardzo utrudnić utrzymywanie „podwyższonego” poparcia, bo ktoś skuszony filmikami, nakręconymi przez uśmiechniętego pana z Tik Toka, może niekoniecznie dobrze zareagować na to, że partia, którą Mentzen promuje, ma mniej uśmiechnięte oblicze. A z jakiegoś powodu pod koniec zeszłego roku konfa miała takie, a nie inne słupki sondażowe.


Na sam koniec tej i tak już trochę przydługiej notki zostawiłem sobie jeszcze jedną kwestię taką „okołokonfiarską”. Jest sobie taki film jak „Sully”, o pilotach, którzy po utracie obydwu silników wylądowali na rzece Hudson. Do pilotów były pretensje o to, że lądowali na tej rzece mimo tego, że zdaniem mądrych głów – daliby radę dolecieć do jakiegoś lotniska. Na spotkaniu (zebraniu?) komisji, która zajmowała się badaniem tej katastrofy oglądano loty symulacyjne, z których wynikało, że w sumie gdyby się ten Sully spiął, to dałby radę dolecieć nawet do dwóch lotnisk (tl;dr [oraz spoiler alert] zaraz potem okazało się, że wcale by nie dał rady). Pilot, który lądował (grany przez Toma Hanksa) wypowiedział w pewnym momencie kwestię „Can we get serious now” i zaczął tłumaczyć, dlaczego jego zdaniem te symulacje nie były adekwatne.


Wspominam o tym po pierwsze dlatego, że zawsze warto wspomnieć film z Tomem Hanksem, a po drugie dlatego, że po tym, jak się sondaże „zwyżkowe” objawiły i się okazało, że młodzież (głównie płci męskiej) chce głosować na konfederację, pojawiło się mnóstwo analiz odnośnie tego „dlaczego tak jest i dlaczego lewica nic z tym nie robi”. Can we get serious now? W jaki sposób lewica miałaby pozyskać ten elektorat?


To są w przeważającej większości (chodzi o mi o ten młody elektorat) osoby, które wierzą w te wszystkie „proste rozwiązania” proponowane przez konfę. Gwoli ścisłości, do tych młodych nie mam żadnych pretensji o to. Nieśmiało bym chciał zwrócić uwagę na to, że z niewyjaśnionych przyczyn się utarło, że Korwin (a co za tym idzie konfederacja, którą reprezentuje uśmiechnięty pan z Tik Toka) „zna się na gospodarce”. Największy absurdem jest to, że tego rodzaju bzdury powtarzane są nie tylko przez tę część młodzieży, która musi wyrosnąć z korwinizmu, ale przez osoby, na ten przykład, w moim wieku (ale też i starsze o jedno pokolenie). To zawsze jest coś w rodzaju „no tak on jest taki, jaki jest, ale trzeba przyznać, że podejście do gospodarki ma dobre”. Jeżeli tego rodzaju bzdury powtarzają starsi ludzie, którzy mają już trochę doświadczenia życiowego i powinni sobie zdawać sprawę z tego, że te „proste rozwiązania” (których, jakoś tak się złożyło, że nie wprowadzono jeszcze w żadnym kraju) to są po prostu bzdury. Poza tym, w jaki sposób lewica miałaby pozyskać elektorat, który gardzi solidaryzmem społecznym, uważa podatki za kradzież, a transfery publiczne uważa za wstęp do gułagów? To nie lewica „wychowała” tę część elektoratu konfederacji, tak więc nie bardzo rozumiem czemu mają służyć te pretensje kierowane w jej stronę. Nie zmienia to faktu, że lewica potrzebuje populistycznych narracji i to na ASAPie.


Źródła:

Uśmiechnięty pan z Tik Toka chce przewracać stolik

https://twitter.com/SlawomirMentzen/status/1639926659724857348

Uśmiechnięty pan z Tik Toka bawi się w "memento"

https://wiadomosci.wp.pl/slawomir-mentzen-jestem-leniwym-lobbysta-6881890123549632a

Sondaż z listopada 2022

https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-sondaz-pis-na-prowadzeniu-konfederacja-poza-sejmem,nId,6410539#crp_state=1


Karol Modzelewski "Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz