poniedziałek, 26 października 2015

O Zandbergu, który „popsuł lewicę”

Do wczoraj (niedziela wyborcza), do godziny 21 nie wiedziałem, że w Polsce jest aż tylu ludzi, którzy troszczą się o lewicę. Konkretnie zaś takich, którzy troszczą się o to, żeby lewica miała swoją reprezentacje w parlamencie. Po 21, kiedy okazało się, że ani ZLEW, ani Razem nie wejdą, na głowę Adriana Zandberga wylano hektolitry pomyj, bo „to jego wina, że teraz w parlamencie nie będzie lewicy”. W niniejszej notce postaram się wytłumaczyć dlaczego, moim zdaniem, ta teza jest tak idiotyczna, że samo przeczytanie zdania „to wina Zandberga” może wywołać ból zębów.

Oskarżony Adrian Zandberg

Gdybyśmy chcieli potraktować poważnie argumentację wszystkich tych mędrców, którzy odsądzają Zandberga od czci i wiary za to, co się stało (czyli na dobrą sprawę za ZLEW poza sejmem, bo ci sami mędrcy partię Razem mieli w dupie od początku jej istnienia, bo im nie pasowała do sztancy) musielibyśmy stwierdzić, że jedyną przewiną tego konkretnego lewaka było to, że... przyszedł na debatę do studia i mówił z sensem. Ów straszliwy „efekt Zandberga” (który w opinii mędrców doprowadził do porażki ZLEW-u) polegał na tym, że ów człowiek zamiast wydzierać ryj - odpowiadał na pytania. Czy doprawdy trzeba tłumaczyć dlaczego ta teza jest idiotyczna? Co miał zrobić Zandberg? Nie iść na debatę? Nie odpowiadać na pytania? Wyjechać Korwinowi z bani? Podbić oko Ryszardowi Petru?

Doszło do dość absurdalnej sytuacji – opieprza się faceta, który wypadł w debacie dobrze, zamiast opieprzać ludzi, którzy na jego tle wypadli blado. To zajeżdża sytuacją z 2007 roku, w której Tusk znokautował Kaczyńskiego w trakcie debaty, ale „prawilni” dziennikarze tłumaczyli, że to nie była wina Kaczyńskiego (że dał dupy i się źle przygotował do debaty), tylko Tuska właśnie (bo nie dał Kaczyńskiemu skrzydeł rozwinąć). Kto bronił Nowackiej przygotować się do debaty? Przecież równie dobrze to ona mogła być gwiazdą tejże debaty i po niej mógł nastąpić „efekt Nowackiej”, który dałby ZLEW-owi kilkanaście procent poparcia.

Główny poszkodowany - urwany ZLEW

Największy ból miejsca, w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę mieli (i mają nadal) politycy, którzy startowali ze ZLEW-u. np. Michał Kabaciński: Niech Razem weźmie odpowiedzialność za brak lewicy w Sejmie. I znowuż to nie „my” jesteśmy winni, to „oni”. Nawet gdybyśmy skupili się li tylko na kampanii wyborczej – te słowa brzmią idiotycznie. Bo czym zawiniła partia Razem? Tym, że powstała i że wystartowała w wyborach? Interesujące jest to, że ZLEW-owcy w ogóle nie patrzą na wynik wyborów przez pryzmat tego, że spieprzyli kampanię (mimo, że mieli znacznie łatwiejszą sytuację od partii, którą media olewały przez większą część kampanii, ale o tym za moment napiszę), tylko przez to, że im „Razem zabrało głosy”. Faktycznie, mogłoby być tak, że gdyby Razem nie powstało, to ZLEW wszedłby do parlamentu, ale odpowiedzmy sobie na jedno pytanie – czy to byłoby aż tak dobre dla polskiej lewicy? To, że lewicowi wyborcy MUSZĄ głosować na partię Leszka Millera z braku alternatyw (bo sarna z krzesłem na głowie do sejmu niestety nie wejdzie)?

A jak się będzie przedstawiać argumentacja „to wina Razem”, jeśli wyjdziemy poza to, co działo się w trakcie kampanii? Jeszcze bardziej idiotycznie. Bo oto mamy partię, która przez 10 lat była w opozycji i przez cały ten czas nie potrafiła się w tej roli odnaleźć. Co było o tyle dziwne, że przecież do zwycięstwa w 2001 roku doszło między innymi dlatego, że Leszek „Żelazny Kanclerz” Miller bezlitośnie punktował AWS (bo było za co). Jak to więc jest, że SLD nie miało pretensji samo do siebie (za to, że zmarnowało 10 lat w opozycji), ale mogło te pretensje mieć do partii za to, że powstała i wystartowała w wyborach? Bo na pewno właśnie to (powstanie Razem) zaszkodziło SLD i na pewno z porażką wyborczą nie miały nic wspólnego działania tejże partii, których to działań zwieńczeniem (przysłowiową wisienką na torcie) było wystawienie Magdaleny Ogórek w Wyborach Prezydenckich 2015.

No ale ZLEW to nie tylko SLD – przecież tam byli jeszcze pogrobowcy Ruchu Palikota (Zielonych pomijam z racji tego, że nigdy nie byli samodzielnym bytem w parlamencie). Ruch Palikota miał być „nowoczesną lewicą”, ale wszystko skończyło się na „miał być”, bo Palikot za bardzo skupił się na glanowaniu Episkopatologii i walce z SLD o głosy lewicy i tak jakby zapomniał o tym, czym się powinna zajmować opozycja parlamentarna. Mało kto dzisiaj mówi, że większa część kadencji 2011-2015 upłynęła Palikotowi i Millerowi na wzajemnej napier***nce (inaczej się tego nazwać nie da). O ile w mediach „starych” (Telewizornia/etc.) panowie jeszcze jakiś poziom trzymali, to już na FB i Twitterach ich podwładni uprawiali coś, co eufemizując można określić mianem kopania się po jajach.

Czemu oba te polityczne byty, zamiast współpracować po lewej stronie parlamentu, wolały się wzajemnie okładać pięściami? Bo zależało im na supremacji. Bo obu panom (Millerowi i Palikotowi) zależało nie na tym, żeby lewica była u nas silna, tylko na tym, żeby nią rządzić. Obaj panowie zapowiedzieli, że złożą partię swojego oponenta do politycznego grobu. I trzeba przyznać, że obietnicy dotrzymali, ale dopiero w momencie, w którym zaczęli współpracować. Zakrawa na ironię losu fakt, że ludzie, którzy rozpieprzyli lewicę w Polsce, odpowiedzialność za to co się stało zrzucają na partię, której powstanie było efektem oddolnego wk**u lewaków, których nikt w sejmie nie reprezentował od jakiegoś czasu.

Główni bredzący – ludzie mediów

Najwięcej do powiedzenia na temat „efektu Zandberga” (który „wykończył lewicę”) mieli ludzie mediów (bo Zandberg przyszedł na debatę i popsuł lewicę!), którym nagle los lewicy w Polsce stał się bliski. Te same media w trakcie kampanii otoczyły partię Razem kordonem sanitarnym (czego efektem była akcja „8 sekund”). Skąd ten kordon się wziął? Ano stąd, że nasze media (mowa tu o mainstreamowych, bo „niezależne” są na stałe przyspawane do PiS-u) lubią pokazywać ludzi, którzy mają kasę (Petru), albo ludzi, których już znają (i dlatego ZLEW się pojawiał). Razemów mendia nasze olały, bo nie mieli ani kasy, ani znajomości. Debaty kordonem sanitarnym otoczyć się nie dało i trzeba było pokazać wszystkich, w tym Zandberga (jestem się w stanie założyć o wiele, że liczono na to, że przyjdzie do studia jakiś przygłupi hipster, zrobi z siebie idiotę i będzie można kręcić bekę z „partii hipsterów”), no i tak jakby nie wyszło.

Nie chciałbym być źle zrozumiany- to nie jest tak, że ja tu wszędzie węszę spiski i twierdzę, że nasze media są w zmowie z jakimś układem/etc. Twierdzę jedynie, że bardzo im zależało na utrzymaniu status quo. Jednym z elementów tegoż była PO przy władzy, a drugim- przewidywalna „lewica” w postaci SLD. Poza tym, dla niektórych z naszych tuzów dziennikarstwa to była kwestia pychy. Wszak nie kto inny, jak nasz mainstream, wieszczył przed końcem roku 2013 (a więc przed dwoma latami wyborczymi), że niebawem Leszek Miller może być premierem (lub choćby vice). Wybory do PEU pokazały, że SLD co prawda wysokiego poparcia nie ma, ale wciąż się liczy. No a potem była już równia pochyła, klęska w wyborach samorządowych i masakra w wyborach prezydenckich. Nawet najbardziej oderwany od realiów „człowiek mediów” mógł się zacząć martwić o to status quo, więc trzeba było jakoś pomóc Leszkowi. Stąd też kordon sanitarny wokół Razem.

Jeśli ktoś chce mi zarzucić, że to brzmi jak teoria spiskowa, to niech się zastanowi nad tym, jak to jest, że nawet polityków Ruchu Narodowego zapraszano do mediów (robiono z nimi wywiady/etc.) przed wyborami do PEU w 2014? Przecież media sobie mogły spokojnie przebierać w prawicowych politykach (bo Gowiny i Ziobry miały osobne listy). Prawda jest taka, że odrobinkę pompowano RN, bo media liczyły na to, że urwie kilka % PiS-owi. Partia razem w Wyborach Parlamentarnych 2015 (w opinii „ludzi mediów”) mogła urwać kilka % jedynie ZLEW-owi, więc lepiej było jej nie pokazywać. I nie przyszło tym mędrcom do łbów to, że być może na Razem zagłosują ci, którzy i tak już nie oddaliby głosu na ZLEW? Owszem, mediom zależało na losie lewicy w Polsce, ale tylko i wyłącznie na losie tej, z którą się media dobrze znały. Bo przecież w demokratycznym kraju nie może być tak, że jacyś ludzie (bez znajomości i pieniędzy) zakładają sobie partię i chcą wejść do parlamentu! Non possumus! Nawiasem mówiąc, gdyby Razem było obecne w mediach – ZLEW musiałby się z tą partią liczyć i być może doszłoby do jakichś merytorycznych dyskusji na lewicy – taka sytuacja pomogła by i Razem, i ZLEW-owi. Udawanie, że „na lewo od ZLEWU już nic nie ma” skończyło się tym, że przyszedł na debatę jakiś dziwny koleś i „zaorał wszystkich” (pewnie sporo ludzi przed telewizorami zadało sobie pytanie „kto to ku**a jest ten Zandberg i co to jest to Razem?”), a ZLEW-owi zabrakło czasu na to, żeby się odnaleźć w sytuacji, w której jednak nie są jedynym słusznym wyborem dla lewicowego wyborcy.

Jeśli więc ludzie mediów (i politycy ZLEW-u) koniecznie muszą znaleźć winnych tego, że ZLEW-owi nie udało się wejść do sejmu (bo przecież gdyby zamiast ZLEW-u do sejmu weszła partia Razem – dla tych ludzi nadal byłoby to „porażką lewicy”) - to niech spojrzą w najbliższe lustro.

Źródła:

http://fakty.interia.pl/raporty/raport-wybory-parlamentarne-2015/aktualnosci/news-michal-kabacinski-niech-razem-wezmie-odpowiedzialnosc-za-bra,nId,1909815

10 komentarzy:

  1. Chciałam powiedzieć, że mojego głosu Zandberg z pewnością nie odebrał ZLEW-owi, bo nigdy w życiu jeszcze nie głosowałam na lewicę i nawet fragmentem umysłu nie rozważałam głosowania na ZLEW. Więc jeśli komuś odebrał mój głos, to PO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale łatwiej jest powiedzieć "to przez nich przegraliśmy" niż "to nasza wina, że przegraliśmy"

      Usuń
  2. Miler 10 lat temu oddał PiSowi jakieś 5 mln wyborców. A teraz płacze z powodu 500 tys - których pewnie i tak by nie miał.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Razem" to, paradoksalnie, konkurencja dla PO, nie dla ZL. Na lewicę nie głosowało się z dwóch powodów: bo to w większości pogrobowcy czasów "błędów i wypaczeń", oraz dlatego, że kiedy tylko mogła, ta "lewica", to dawała d... KK, do którego, jako jego członek, nie powinnam mieć pretensji o wykorzystanie sytuacji. I nie mam. Ludzie są grzeszni, a ludzie Kościoła szczególnie... ;) PO zupełnie niezasłużenie zbierała głosy wyborców lękających się Polski "tylko dla Polaków", tragifarsy "narodowej" z elementami sado-maso, Polski kibolsko-naziolsko-katolskiej, gdzie krzyż jest używany jako broń zaczepna na równi z kijem do baseballa, czego przedsmak mieliśmy po katastrofie na lotnisku w Smoleńsku. PO nie dorasta często do ław sejmowych; nie raz, nie dwa, jej przedstawiciele mówili tekstem otwartym, że w zależności od wyników sondaży (!!) wprowadzą, albo nie, jakąś reformę. A już szczytem lenistwa i kpiną z dotychczasowych wyborców był zupełny brak kampanii prezydenckiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale kampania prezydencka nie była potrzebna! Przecież Gajowy NIE MIAŁ Z KIM PRZEGRAĆ!

      a nie, czekajcie...

      Swoją drogą - warto pamiętać o tym, że PiS też uważał, że Budyń padnie w kampanii (i dlatego wystawili właśnie jego - aparatczyka z 3 rzędu).

      Usuń
  4. SLD nigdy nie miało wielu wyborców wśród młodych. W 2001r. zdobyło ponad 40% i to w najstarszych grupach wiekowych głosujących z sentymentu na zasadzie "Za komuny było lepiej". Znaczna część tego elektoratu przeszła teraz do PiS (bo zajeżdża PZPRem) albo "leży na Powązkach". Młodzi "lewacy" albo nie szli na wybory, albo szli i oddawali nieważne głosy (np. ja od 2005r.). Ewentualnie głosowali na PO w 2007r. i Palikota w 2011 (prędzej by mi ręka uschła na ale wtedy się mówiło "mniejsze zło"). Efekt jaki wywołał Razem najlepiej podsumował Zandberg w niedzielny wieczór - w końcu jest lewica, której nie trzeba się wstydzić. Stąd mój głos - 34-letniego faceta, który do powstania Razem był politycznym sierotą.

    OdpowiedzUsuń
  5. po debacie lansowano pana Adriana aż oczy szczypały więc ustęp " Razemów mendia nasze olały, bo nie mieli ani kasy, ani znajomości." to zwykłe kłamstwo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowem kluczem jest "po debacie". A jak sytuacja wyglądała "do debaty"?

      Usuń
    2. Po debacie media podchwyciły popularność Zandberga w wyszukiwarce google, która nagle skoczyła w trakcie debaty. Powodem tego internetowego zainteresowania było to, że w związku z #8sekund miliony Polaków zadało sobie fundamentalne pytanie: WTF's Razem???

      Usuń