czwartek, 17 czerwca 2021

Nic się nie stało

Jakiś czas temu okazało się, że ktoś włamał się na skrzynkę mailową Michała Dworczyka (wjechano również na konta w mediach społecznościowych jego i jego bliskich). Sam Dworczyk przyznał, że nie ma pojęcia, kiedy doszło do włamania. Michał Dworczyk zapewnił, że nie wysyłał za pomocą tej skrzynki żadnych informacji, które „mogłyby stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa”. Co zrozumiałe, cała partyjna machina propagandowa zaczęła dwoić się i troić, żeby przekonać suwerena o tym, że „nic się nie stało” (innymi słowy, zaczęto siać dezinformację). Znając skuteczność tejże machiny można bezpiecznie założyć, że pewnie uda się jej narzucić narrację, choć stało się bardzo dużo i nie chodzi tu tylko i wyłącznie o to, że w październiku rząd zastanawiał się nad wysłaniem wojska przeciwko protestującym, aczkolwiek i nad tym tematem pochylę się w dalszej części tekstu (kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że prawdziwość maila „o wojsku” została potwierdzona przez rządowe media). Narracja rządowej machiny propagandowej jest taka, że (w telegraficznym skrócie) najprawdopodobniej to rosyjscy hakerzy włamali się Dworczykowi na skrzynkę, tak więc cała akcja „pachnie wschodem”, tak więc nie powinno się pisać/mówić na temat tego, co zostaje opublikowane na Telegramie, bo jak ktoś będzie o tym pisał/mówił, to staje się narzędziem FSB, a ponadto należy pamiętać o tym, że nic strasznego się nie stało.


Ja bym w tym miejscu chciał zadać jedno pytanie: jeżeli faktycznie za tym włamaniem stoją rosyjscy hakerzy, to czemu Dworczyk nie został zdymisjonowany, a ludzie, odpowiedzialni za cyberbezpieczeństwo rządowych VIPów, wyjebani z roboty? Zanim opiszę przyczyny, dla których moim zdaniem Dworczyka&co powinno się wyjebać z rządu, pozwolę sobie na krótką dygresję. Otóż, część komentatorów (nie mylić z komentariatem) zastanawia się nad tym, czy aby na pewno Dworczyk został zhakowany przez Rosjan i czy przypadkiem nie było tak, że za całą tę akcję nie odpowiadają jego właśni koledzy partyjni. Ciśnienie wewnętrzne w Zjednoczonej Prawicy jest tak wielkie, że byłoby to całkiem prawdopodobne. Paradoksalnie, dla tenkraju byłby to znacznie lepszy scenariusz, niż ten z rosyjskimi hakerami, do którego to scenariusza rządowy agitprop (i cały rząd) ma bardzo nonszalanckie podejście.


Zgodnie z rządowymi narracjami wszystko przebiegało tak, że pan haker z Rosji włamał się na skrzynkę mailową Dworczyka, potem włamał się na konta (jego i jego rodziny) w mediach społecznościowych, a następnie spalił całą akcję, publikując na koncie FB Agnieszki Dworczyk wiadomość: „Sprawcami zostały skradzione dokumenty służbowe, które zawierają informacje niejawne i mogą być wykorzystane do wyrządzenia szkody bezpieczeństwu narodowemu RP, a także mogą być wykorzystane jako dowód rzekomej polskiej ingerencji w sprawy wewnętrzne Białorusi”. Komentariat związany z rządowymi mediami zaczął od razu tłumaczyć, że to jest „rosyjska składnia”. Warto na to zwrócić uwagę, albowiem usiłuje się nas przekonywać do tego, że część z maili publikowanych na Telegramie jest spreparowana. Innymi słowy, to by miała być jakaś głęboko zakrojona akcja, w trakcie której Rosjanie byli w stanie spreparować maile (tak więc, napisać je poprawną polszczyzną), ale nie potrafili zadbać o składnie w wiadomości na FB. Tak, to ma sens. No ale, skoro rząd twierdzi, że to rosyjscy hakerzy, to ja mu wierzę.


Dawno temu gadałem sobie przez jakiś czas z typem, który ogarniał tematy hakerskie (ja się na tym średnio znam [i nawet Mr Robot nadal czeka w kolejce na obejrzenie]). Typ ów, powiedział, że generalnie rzecz ujmując, jeżeli na skrzynkę mailową włamie się wam fachowiec, to macie zamaszyście przejebane. Czemu? Ano temu, że fachowiec jest w stanie wjechać wam na każde urządzenie, na którym skorzystacie z tej skrzynki (wymaga to trochę starań, ale, heloł, mówimy tu o fachowcu). Rzecz jasna, nie jest tak, że ktoś w ciągu jednej sekundy zrobi wam zrzut z całego dysku twardego (albowiem jest to niemożliwe ze względu na przepustowość łącza), ale jednak będzie sobie mógł tam spokojnie grzebać. Jak już wam taki fachowiec wyjdzie ze skrzynki na urządzenie, to może się dostać do innych skrzynek, z których korzystacie (o tym, że ogarnie wszystkie hasła [znajomy co się zna, mówi, że używa się do tego Keyloggera] wspominać nie trzeba). Fachowiec mógłby też dostać się na skrzynki mailowe waszych znajomych, dołączając skrypty do wysyłanych przez was wiadomości. Ów typ na sam koniec rozmowy mnie „pocieszył” i powiedział, że to nie jest tak, że żeby zostać zhakowanym, trzeba wejść na jakąś dziwną stronę, albo otworzyć jakiś chujowy link, albowiem jakiś złośliwy skrypt może zostać dołączony do obrazka, który ktoś wam przyśle. Reasumując: lepiej nie zostać zhakowanym przez fachowca.


Teraz wróćmy do narracji rządowych, w myśl których Dworczyka zhakowali Rosjanie, tak więc jedni z najlepszych fachowców na świecie. Z tych samych narracji wynika, że ci sami hakerzy byli tak uprzejmi, żeby włamać się jedynie na konta społecznościowe (poza skrzynką, rzecz jasna) i nie zrobili absolutnie nic więcej. Nie włamali mu się na żadne urządzenie, nie próbowali dostać się na inne skrzynki mailowe, na pewno nie przeglądali zawartości urządzeń i absolutnie na pewno nie próbowali się dostać na skrzynki mailowe innych idiotów z rządu, którzy mieli je pozakładane na gmailu. Ponieważ hakerzy byli uprzejmi, nie ma najmniejszego ryzyka, że mieli dostęp do jakichkolwiek informacji/materiałów poufnych, które znajdowały się na tych urządzeniach. Dobrze, że są na tym świecie uprzejmi rosyjscy hakerzy, bo w przeciwnym wypadku musielibyśmy się liczyć ze scenariuszem, w którym przez niewiadomy czas (dni? tygodnie? miesiące?) rosyjscy hakerzy mieli dostęp do materiałów i informacji niejawnych. Chciałbym w tym miejscu nieśmiało zwrócić uwagę na to, że za taki fuckup zwykły urzędnik (który miał dostęp do informacji poufnych, czy tam niejawnych [nie wiem, jaka jest poprawna nazwa]) wyleciałby na zbity pysk z roboty z zarzutami prokuratorskimi i musiałby potem przed sądem udowadniać, że jest kretynem i nie zrobił tego wszystkiego specjalnie. Ponieważ nie chodziło „zwykłego urzędnika”, ale o Szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów o jakichkolwiek konsekwencjach nie może być mowy, bo przecież nic się nie stało. Zapewne nikt nawet nie zastanowi się nad tym, czy aby na pewno taki człowiek powinien nadal mieć dostęp do materiałów/informacji poufnych. Warto pamiętać o tym, że rząd Zjednoczonej Prawicy ma doświadczenie w (eufemizując) nieostrożnym obchodzeniu się z informacjami niejawnymi. Bo swego czasu wysyłano je jakiemuś typowi, którego te dzbany „poznały przez internet” (aka „Piotr Niewiechowicz” [jeżeli kogoś to ominęło, to w źródłach znajdzie link]).


Skoro temat uprzejmych hakerów mamy już za sobą, teraz można przejść do tematu „wojska na ulicach”. Maila, w którym Wielki Zhakowany wyjaśniał dlaczego to zły pomysł, uwiarygodnił rządowy agitprop. Gdyby bowiem było tak, że mail jest po prostu fejkiem, to by to zwyczajnie powiedziano i nie bawiono się w „wielonarrację”. Zamiast tego wyglądało to tak, że co prawda część propagandystów tłumaczyła, że to dezinformacja, ale druga część tłumaczyła, że w sumie to w mailu stało, że wojska się nie powinno używać, więc o chuj w ogóle chodzi krytykom? Trzeba docenić lojalność ludzi, którzy robią z siebie idiotów, zarzekając się, że „rząd nie chciał użyć wojska”. Prawda jest bowiem taka, że gdyby czynniki decyzyjne nie chciały tegoż wojska użyć, to mail, w którym Wielki Zhakowany tłumaczy, czemu użycie wojska to zły pomysł, po prostu by nie powstał. Czemu? Ano temu, że nie byłoby po temu żadnych powodów. Co prawda, nie można wykluczyć, że Wielki Zhakowany lubi sobie w randomowych momentach wysyłać wiadomości, w których przekonuje kolegów z rządu do tego, że użycie wojska przeciwko protestującym to zły pomysł, ale śmiem w to wątpić. Gdyby w tym mailu było napisane coś w rodzaju „no a jeżeli chodzi o wojsko, to nie będziemy się w ogóle zastanawiać nad tym, czy nie użyć go w trakcie protestów, bo to jest bardzo zły pomysł”, to narracja „rząd nie chciał” miałaby trochę sensu. Tyle, że ten mail wygląda zupełnie inaczej. To jest cały arsenał drobiazgowo przygotowanych argumentów (podejście było wielopłaszczyznowe, bo z jednej strony tłumaczono, że wojsko jest nieprzygotowane, a z drugiej, że to wszystko mogłoby mieć zły wpływ na wizerunek wojska/rządu/etc.).


ВНИМАНИЕ! Artykuł sponsorowany przez wrogów państwa polskiego!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Pozwolę sobie w tym miejscu na coś w rodzaju „anecdaty", ale styl, w jakim mail został napisany rozpozna każdy, kto kiedykolwiek musiał w dyplomatyczny sposób przekonać swojego przełożonego do tego, żeby czegoś nie robił. Czasem bowiem bywa tak, że przełożony wymyśli sobie jakiś idiotyzm i nie można mu powiedzieć wprost, że to głupie (tzn. czasem można, ale tacy przełożeni należą do rzadkości). Nie można powiedzieć tego wprost, bo wtedy przełożony poczuje się jak idiota i praktycznie na pewno odreaguje to swoje „poczucie jak idiota” na tym, kto sprawił, że poczuł się tak, a nie inaczej. Tego rodzaju dokumenty tworzone są tak, że ładuje się do nich maksymalną liczbę argumentów w nadziei, że któryś z nich przekona przełożonego. Takich dokumentów nie tworzy się w pięć minut i takich dokumentów nie tworzy się „ot tak sobie”, bo byłaby to strata czasu. Jeżeli ten dokument powstał, to powstał tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś chciał wysłać wojsko na ulicę, a Wieki Zhakowany starał się dyplomatycznie, przy użyciu argumentów wytłumaczyć, czemu to bardzo zły pomysł. W kontekście powyższego trochę bawią te dupochronne tytuły „rząd rozważał wyprowadzenie wojsk podczas protestów?”. Coś się popsuło i nie było mnie słychać, to powtórzę jeszcze raz: gdyby rząd tego nie rozważał, ten dokument by nie powstał.


Warto się zastanowić nad tym, kto był taki wyrywny i chciał nasłać żołnierzy na protestujących? Na pewno nie Mateusz „Bankier” Morawiecki, bo on ma to wszystko w dupie. Widać to wyraźnie praktycznie w każdej jego wypowiedzi, które są wklepane na pamięć (a sam Morawiecki nie pamięta pewnie ich treści pięć minut po zakończeniu wystąpienia). Na pewno nie był to nikt z „równych” Wielkiemu Zhakowanemu, bo gdyby tak było, to dokument byłby skonstruowany w zupełnie inny sposób. Gdy robiłem sobie poranną prasówkę, gdzieś mi mignął artykuł (teraz go oczywiście nie mogę znaleźć), w którym ktoś zwrócił uwagę na przedziwną zbieżność dat. Mail, w którym tłumaczono, czemu nie powinno się wysyłać wojska przeciwko protestującym, powstał w tym samym dniu, w którym Żoliborski Strateg (aczkolwiek tu bardziej adekwatne byłoby określenie „Żoliborski Generał”) był łaskaw wystosować odezwę do Polaków (aczkolwiek mail został wysłany kilka godzin później), której fragmenty pozwolę sobie zacytować (chciałbym w tym miejscu podziękować Oko Press za to, że byli chyba jedyną redakcją, która wrzuciła w net cały tekst tego strumienia nieświadomości):


„W szczególności musimy bronić polskich kościołów. Musimy ich bronić za każdą cenę. Wzywam wszystkich członków Prawa i Sprawiedliwości oraz wszystkich, którzy nas wspierają do tego, by wzięli udział w obronie Kościoła, w obronie tego, co dziś jest atakowane i jest atakowane nieprzypadkowo. Bardzo często w tych atakach widać pewne elementy przygotowania, być może nawet wyszkolenia. Ten atak jest atakiem, który ma zniszczyć Polskę. Ma doprowadzić do tryumfu sił, których władza w gruncie rzeczy zakończy historię narodu polskiego, tak jak dotąd go żeśmy postrzegali. Tego narodu, który jest naszym narodem, który mamy w naszych umysłach i w naszych sercach. Który jest przedmiotem polskiego patriotyzmu. Brońmy Polski, brońmy patriotyzmu i wykażmy tutaj zdecydowanie i odwagę. Tylko wtedy można tą wypowiedzianą, wprost wypowiedzianą, przez naszych przeciwników wojnę, wygrać (…) jest dziś czas, w którym musimy umieć powiedzieć “nie”, powiedzieć „nie” temu wszystkiemu, co może nas zniszczyć. Ale to zależy od nas, to zależy od państwa, od jego aparatu, ale przede wszystkim zależy od nas. Jeszcze raz to powtarzam. Od dalszej determinacji, naszej odwagi.”


W czasie, w którym te słowa padały, fragmenty o tym, że w atakach: „widać pewne elementy przygotowania, być może nawet wyszkolenia” i wzmianki o tym, że: „Ten atak jest atakiem, który ma zniszczyć Polskę”, brzmiały jak wytwór osoby, która straciła kontakt „z bazą”. No wyszedł se chłop przed kamery i pierdolił głupoty, bo ów chłop ma na tyle silną pozycję, że nikt nie jest w stanie go powstrzymać przed tym. Jednakowoż, jeżeli osadzimy te słowa w kontekście tego, że w przysłowiowym międzyczasie rząd zastanawiał się nad tym, czy aby nie wysłać wojska przeciwko protestującym, to zaczynają brzmieć jak wypowiedź, która miała przygotować suwerena na to, że protestujący spotkają się niebawem z wojskiem. Jeżeli bowiem mamy do czynienia z przygotowywanymi wcześniej i przeszkolonymi napastnikami, którzy chcą „zniszczyć Polskę”, to każda (dowolnie stanowcza) odpowiedź państwa będzie uzasadniona, prawda?


Tak okołotematowo, to nie było absolutnie żadnych podstaw do tego, żeby przeciwko protestującym wysyłać wojsko. Warto w tym miejscu nadmienić, że rząd zastanawiał się nad tym, nad czym się zastanawiał, na samym początku protestów. Tak więc zanim jeszcze zaczęto używać policji do zaogniania sytuacji. Pomimo tego, protestujący zachowywali się spokojnie (poza nielicznymi przypadkami). Wypowiedzi Kaczyńskiego o „przeszkoleniu i wcześniejszym przygotowaniu”, to najzwyklejsze w świecie brednie. Gdyby bowiem ktokolwiek się „przygotowywał do ataków”, to dla nawciąganych schabów z „wydziału chaos” (nie, nikt mnie nie przekona do tego, że ci ludzie nie byli pod wpływem środków odurzających, tego poziomu agresji nie da się wytłumaczyć samymi sterydami) ich gościnne występy, w trakcie których napierdalali ludzi pałkami teleskopowymi, skończyłyby się w najlepszym wypadku długim pobytem w szpitalu. Co prawda, najprawdopodobniej nigdy nie dowiemy się tego, kto w ogóle rzucił pomysł wysłania wojska przeciwko protestującym, ilu ktosiów go popierało i czemu byli tak bardzo zdeterminowani, że Wielki Zhakowany musiał wyprodukować (tzn. on, albo jego podwładni) wyżej opisywany dokument. Niemniej jednak można bezpiecznie założyć, że jedną z tych osób mógł być człowiek, który ma długą historię agresywnych zachowań, wydzierania się na posłów i obrażania się na suwerena (w sytuacjach, w których suweren zachowywał się niezgodnie z jego oczekiwaniami).


Rzecz jasna, nikt nie poniesie za to wszystko żadnych konsekwencji, bo przecież nic się nie stało.


Źródła:

https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-dworczyk-o-wlamaniu-na-konto-mailowe-czesc-z-ujawnionych-inf,nId,5291110#crp_state=1

https://www.tvp.info/54366103/onet-i-wyborcza-powielaja-narracje-rosyjskich-hakerow-rzad-chcial-wyprowadzic-wojsko-na-ulice

https://wpolityce.pl/polityka/555029-rzad-nie-chcial-uzyc-wojskaopozycja-szyje-klamliwa-narracje

https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-wlamano-sie-na-skrzynke-mailowa-michala-dworczyka-jest-oswia,nId,5284612#crp_state=1

https://www.energetyka24.com/zagadka-piotra-niewiechowicza--jak-wymyslony-ekspert-publikowal-teksty-zdobywal-niejawne-informacje-o-baltic-pipe-i-obnazal-slabosc-panstwa

https://oko.press/kaczynski-wzywa-do-wojny-z-kobietami-tekst-oswiadczenia/



3 komentarze:

  1. Ino tu pytanie. Jeśli to wewnętrzna robota, to kto? Chyba tylko Kamiński ma środki, ale po co mu to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogło chodzić o jakieś rozgrywki personalne. Oni się tam non stop żrą przeca.

      Usuń
  2. Nooo, dwie notki pod rząd, ładnie.
    Wincyj, wincyj!

    OdpowiedzUsuń