czwartek, 19 marca 2020

Państwo teoretyczne z pandemią w tle

Muszę się w tym miejscu przyznać, że dość długo się zastanawiałem nad tym, czy pisać notkę na temat koronawirusa. Z jednej bowiem strony – epidemiolog ze mnie jak z ministra Szumowskiego bohater. Z drugiej strony, wszyscy wszędzie piszą/opowiadają o koronawirusie. Z trzeciej strony wszyscy są już i tak wystarczająco spanikowani, więc może lepiej nie dokładać cegiełki. Na tym przerwę wyliczankę, choć mógłbym z tych punktów jeszcze sporo dopisać. Czemu więc tę notkę popełniłem? To proste, (eufemizując) wkurwia mnie straszliwie to, że zaczęto robić bohaterów z tych (eufemizując) pierdolonych nieudaczników zawiadujących naszym krajem, przez których to, pierdolonych nieudaczników, wszyscy możemy mieć przesrane. I chuj mnie, za przeproszeniem, obchodzi to, że gdzie indziej jest gorzej (w domyśle – tamtejsze władze dały dupy bardziej od naszych), niech się rozliczaniem władz innych krajów zajmą ich mieszkańcy.


Zanim przejdę dalej, chciałbym skierować odezwę blogerską do naszych ukochanych władz: uważam was za pierdolonych nieudaczników, ale trzymam za was kciuki. Jeżeli jesteście w stanie nie spierdolić choćby jednej, jedynej rzeczy, to walka z epidemią jest właśnie tą rzeczą. Mam takie niejasne przeczucie, że dla was to jest business as usual. Tzn. myślicie sobie „ok, jak coś się spierdoli, to spuścimy z łańcucha TVP i ta wytłumaczy wszystkim, że winę za to wszystko ponosi 3 pokolenie UB. Poza tym, zawsze można pogadać o ośmiorniczkach i odpalić jakąś taśmę z piwniczki Samuela”. Skąd wiem, co sobie myślicie? Ano stąd, że TVP z jednej strony odpierdala propagandę sukcesu (nasz Najlepszy Z Najlepszych Rządów Najlepiej Radzi Sobie Z Zagrożeniem), ale równolegle napierdala w „poprzedników”, którzy coś tam coś tam. Dodatkowo, infantylizm części waszych polityków, którzy (zaczadzeni sondażami) twierdzą, że ABSOLUTNIE NIE MA POWODU DO ZMIENIANIA TERMINU WYBORÓW PREZYDENCKICH, sugeruje, że nie do końca sobie, kurwa, zdajecie sprawę z powagi sytuacji. Tak więc postaram się wytłumaczyć to w sposób zrozumiały: miejcie, wy bando pierdolonych nieudaczników na uwadze to, że jeżeli nie ogarniecie tego, co się dzieje, to konsekwencje będą dla nas wszystkich o wiele bardziej dotkliwe, niż przejebanie iluś tam milionów na PFN albo inną kolekcję Czartoryskich. Jeżeli trzeba prościej, to już tłumaczę: jeżeli to spierdolicie to może umrzeć bardzo dużo ludzi. Powtarzam: trzymam za was kciuki, choć nie daliście mi żadnego powodu do optymizmu.


(Już po napisaniu powyższego wstępu dowiedziałem się, że koronawirusem zaraził się jeden z ministrów.)


Ad meritum. Ja tam nie jestem premierem, ministrem, wiceministrem (nawet nigdy nie stałem blisko żadnego), ale gdybym pełnił taką funkcję i gdyby się okazało, że gdzieś tam na świecie się z epidemią zmagają i wiadomo, że okres inkubacji choróbska jest dłuższy niż ten z filmu „World War Z” (kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że film nie miał praktycznie nic wspólnego z książką), to najprawdopodobniej zrobiłbym tak: kazałbym zebrać do kupy jakichś epidemiologów, dohtorów, którzy mają specjalizacje w dbaniu o te kawałki człowieka, które psuje wirus, jakichś matematyków/statystyków, szpeców od logistyki/transportu (szczególnie tych, którzy ogarniają transport międzynarodowy [coby było wiadomo, jak dużo ludzi wylatywało/wyjeżdżało/etc.]) z obszaru ogarniętego epidemią, ziomków z sanepidu i ludzi, którzy nadzorują szpitale. Zebrałbym tych ludzi do kupy (wtedy jeszcze można było) i bym im powiedział: mordy, mamy takie, a takie dane dotyczące wirusa – ogarnijcie no mnie różne scenariusze „co będzie” i dajcie mi znać, jak bardzo jesteśmy nieprzygotowani do tych najgorszych scenariuszy i co będzie trzeba zmienić, żeby jednak się przygotować. Dodatkowo, ogarnijcie jakieś strategie zaradcze, bo może akurat by się dzięki nim udało uniknąć tych najgorszych scenariuszy, ok? Jak mnie to już ogarniecie, to aktualizujcie mnie te modelo-scenariusze w oparciu o nowe dane. Ponieważ pod moimi rządami Polska wstałaby z kolan – pieniądze dla szpeców by się znalazły, żeby szpece nie musieli zapierdalać za „do portfolio”. Jakbym już miał te modelo-scenariusze, to bym zebrał swoich podwładnych i obgadał z nimi to „co trzeba zrobić na wszelki wypadek”. Potem zaś bym poszedł do mediów (albo media do mnie) i bym opowiedział o tym, że trzeba się na wszelki wypadek przygotować, żebyśmy w razie czego nie mieli zamaszyście przejebane. Dodałbym również, że prognozy są różne i, że jeżeli się okaże, że sprawdzą się czarne scenariusze, to trzeba się będzie liczyć z tym i tym. Generalnie to potraktowałbym społeczeństwo po partnersku. Jak już wspomniałem, nie jestem premierem, ale na mój podkarpacki rozum, gdyby tak to wszystko wyglądało, to być może bylibyśmy teraz, jako społeczeństwo, znacznie mniej zesrani ze strachu. Jak to się więc stało, że jesteśmy zesrani w stopniu znacznym? O tym właśnie będzie ta notka. Będzie ona również poświęcona temu, co powinniśmy zrobić po tym, jak już opadnie kurz. Z przyczyn oczywistych, będę się w niniejszej notce opierał na publicznych wypowiedziach Polityków Zjednoczonej Prawicy (i podległych im szpecom), którzy wypowiadali się na temat zagrożenia koronawirusem.


W ramach szperania w internetach celem nie bycia Ziemkiewiczem, zorientowałem się, że temat koronawirusa na portalach internetowych pojawił się mniej więcej w drugiej połowie stycznia. Nie powinno to nikogo dziwić, bo gdzieś tak w pierwszej połowie stycznia ogarnięto, że zapalenia płuc w Chinach to nowy wirus wywołuje i ogarnięto genom tegoż wirusa. Być może jestem paranoikiem, ale wydaje mi się, że już w tym momencie Ważne Osoby powinny się pochylić nad tym. Tak, wiem, działo się to bardzo daleko, ale mamy rok 2020, tak więc nawet „bardzo daleko” jest blisko. Jak to wyglądało w naszym kraju?


21 stycznia 2020 szef GIS, Jarosław Pinkas, powiedział: „Mamy dobrze przygotowane służby graniczne oraz sanitarne, które będą właściwie reagować na wszelkie niepokojące sygnały w kontekście nowego koronawirusa, który pojawił się w Chinach (…) Ważne jest to, żeby osoby, które mogą odroczyć swoją podróż do Chin, to zrobiły. Szczególnie nie jest ona teraz zalecana osobom, które mają jakieś deficyty zdrowotne. Są one najbardziej wrażliwe na ten wirus (…) Praktycznie każda osoba, która ma deficyty odpornościowe powinna zastanowić się nad tym, czy polecieć do Chin”. Informacja była prosta: jesteśmy przygotowani, monitorujemy sytuację. Co prawda wybiegnę trochę w przyszłość, ale zapamiętajcie sobie ostrzeżenia Pinkasa odnośnie ryzyka związanego z podróżami do Chin.


24 stycznia 2020 Ministerstwo Zdrowia oświadczyło, że: „nie ma na dziś zagrożenia epidemiologicznego związanego z koronawirusem dla Polaków. Sytuacja jest na bieżąco monitorowana przez Główny Inspektorat Sanitarny”. Mogliśmy się również dowiedzieć tego, że: „Minister zdrowia prof. Łukasz Szumowski poprosił ministra Jarosława Pinkasa o bieżące raportowanie sytuacji epidemiologicznej związanej z rozprzestrzenianiem się koronawirusa”. Wygląda to trochę tak, jak to, co napisałem we fragmencie „co bym zrobił, gdybym był premierem”. Ministerstwo zainteresowało się tą sprawą, a GIS monitoruje sytuację, prawda? Moim zdaniem istotna jest również jeszcze jedna informacja, która pojawiła się w artykule: "Narodowa Komisja Zdrowia Chin podała w piątek (24-01 – przypis mój własny), że liczba osób zakażonych nowym koronawirusem wynosi obecnie 830. Poinformowała też, że 25 osób zmarło z powodu ostrego zapalenia płuc spowodowanego wirusem”. 


28 stycznia 2020 rządowe media postanowiły nas wszystkich uspokoić: „Polska gotowa do walki z chińskim wirusem. Spotkanie służb (…) Aby ograniczyć możliwość zawleczenia choroby do kraju, zostały wprowadzone środki zaradcze wobec podróżnych wracających lub podróżujących do Polski z obszarów wysokiego ryzyka występowania wirusa”. I znowuż, wyglądało to tak, że fachowcy się nad tym wszystkim pochylili i wprowadzili jakieś procedury zaradcze, żeby ograniczyć ryzyko etc., etc.


29 stycznia 2020 Ministerstwo Zdrowia: „Koronawius prędzej czy później będzie w Polsce i to nie będzie nic nadzwyczajnego. Nie czekamy na to, ale i nie obawiamy się. Jesteśmy przygotowani na diagnostykę, opiekę i leczenie pacjentów”. W artykule, w którym zamieszczono wypowiedź Szumowskiego, stało również, że (to będzie dłuższy fragment): „Według oficjalnych danych na koniec dnia we wtorek (28-01) od tamtej pory w kraju potwierdzono 5974 zarażenia i 132 zgony spowodowane wirusem. Chińskie władze praktycznie odcięły od świata liczący 11 mln mieszkańców Wuhan i wprowadziły ograniczenia w przemieszczaniu się w szeregu okolicznych miast. Mimo to wirus przedostał się poza granice Chin. Jak dotychczas jego przypadki potwierdzono w 16 innych państwach, w tym dwóch europejskich - we Francji i w Niemczech.”. I znowuż mamy zapewnienia o tym, że jesteśmy gotowi. Jednocześnie poinformowano nas o tym, że jeżeli ten wirus do nas dotrze, to w sumie nie stanie się nic strasznego. Z drugiej zaś strony, widać wyraźnie, że atmosfera się zagęściła. Po pierwsze dlatego, że wzrosła liczba osób zarażonych i liczba zgonów wywołanych powikłaniami pokoronawirusowymi. Po drugie, okazało się, że koronawirus szaleje sobie już nie tylko w Chinach i że dotarł również do Europy. To ostatnie jest bardzo istotne w kontekście następnego punktu, w kierunku którego proszę się udać


30 stycznia 2020. Szef Głównego Inspektoratu Sanitarnego udziela wywiadu RMFowi. Tutaj pozwolę sobie zacytować obszerny fragment wywiadu: 

Marcin Zaborski: Teraz nie ma koronawirusa w Polsce?

Jarosław Pinkas: Na dzień dzisiejszy nie mamy koronawirusa w Polsce.

MZ: Ale nie ma szans na to, że będziemy zieloną wyspą i ten wirus do Polski nie dotrze?

JP: Szanse są małe, że będziemy zieloną wyspą, aczkolwiek Polska jest szczęśliwym krajem. Mam nadzieję, że będziemy krajem wolnym od koronawirusa.

MZ: Minister Szumowski raczej nie ma takiej nadziei, bo mówi wprost: To się po prostu stać musi.

JP: Ja jestem większym optymistą.

MZ: Sięga pan do gazet jako optymista, a tam takie tytuły: "Chiński wirus uderza w Polskę", "Tak zabija chińska zaraza", "Tak zaraza atakuje świat", "Polacy uwięzieni w mieście śmierci" - to tylko jeden z kolorowych tytułów codziennych.

JP: Pozwoli pan, że nie będę komentował.

MZ: Widzę, że pan się uśmiecha.

JP: Śmieję się, oczywiście że tak. Ten wirus jest w tej chwili w Chinach. Mamy całkiem daleko do Chin.

MZ: Nie tylko w Chinach, bo jest też w innych krajach.

JP: Jest, ale wiemy, jak ten wirus się zachowuje, mamy kilka przypadków w Europie, jeden w Finlandii, przypadki we Francji i w Niemczech. Mamy wiedzę, jak pacjenci są leczeni, że zdrowieją, że nie ma wśród europejskich pacjentów zagrożenia co do ich stanu zdrowia i życia - oni po prostu przejdą ten wirus tak, jak pewnie jakąś infekcję zapalną górnych dróg oddechowych, być może z jakimś powikłaniem, być może nie. W Europie - tak jak i w Polsce, jest dobrze zorganizowana opieka zdrowotna. Na tego wirusa nie ma specyficznego lekarstwa, nie ma też szczepionki.



Od czego by tu zacząć? Może od tego, że szef GIS, zamiast informować o tym, co się dzieje, wolał opowiadać jakieś bzdury? Zwróćcie uwagę na to, że gdyby Zaborski go nie ciągnął za język, to narracja, którą by budował Pinkas brzmiała by tak: „Polska ma farta, więc może być tak, że wirus nas ominie, a poza tym ten wirus to jest w Chinach, a to daleko”. On sobie doskonale zdawał sprawę z tego, że koronawirus się pojawił w Europie (bo przeca jak mu na to Zaborski zwrócił uwagę, to od razu się pochwalił wiedzą). Warto również wspomnieć o tym, że w tym samym wywiadzie Pinkas powiedział, że ma spore wątpliwości odnośnie tego, czy trzeba zawiesić połączenia lotnicze z Chinami. Jest to o tyle ciekawe, że wcześniej powiedział przecież, że „wiemy, jak ten wirus się zachowuje”. Warto sobie również przypomnieć to, jak nieco wcześniej przestrzegał przed podróżami do Chin. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że minister Szumowski powiedział, że zlecił GISowi stałe monitorowanie sytuacji i informowanie MZ na bieżąco o wszystkim. Wróćmy na moment do wcześniej poruszanego fragmentu wywiadu, w którym to Pinkas stwierdził, że wirus jest w Chinach, Chiny są daleko. Jak sobie to przeczytałem po raz pierwszy, to pomyślałem, że Pinkas jest po prostu jakimś ignorantem i nie wie, że koronawirus się już w Europie pojawił. Rzecz jasna, źle sobie pomyślałem, bo zaraz potem Pinkas opowiadał o tych przypadkach. Teraz warto sobie postawić następujące pytanie: dlaczego Pinkas chciał zbudować taką, a nie inną narrację? To jest moja robocza teoria, ale obstawiam, że robił to dlatego, że dostał takie, a nie inne polecenie. W wypowiedzi Pinkasa jest jeszcze jeden, zajebiście istotny fragment: „W Europie - tak jak i w Polsce, jest dobrze zorganizowana opieka zdrowotna”. Na pierwszy rzut oka wygląda to na zwykłą propagandę sukcesu („W Europie TAK JAK I w Polsce”). Tylko, że na drugi rzut oka chodzi również o coś innego. O wyraźną sugestię, że poważne problemy taka choroba to sobie może wywoływać w krajach, w których służba zdrowia źle działa, a nie w Europie (tak więc, hohoho, u nas to by było niemożliwe/etc.). Wydaje mi się, że tego rodzaju przeświadczenie było jedną z podstaw gremialnego olania problemu koronawirusa (w początkowej fazie) przez sporą liczbę państw. Niemniej jednak, tak jak to napisałem wcześniej, niech sobie własnych włodarzy osądzają mieszkańcy innych krajów. Przykładowo, rozliczanie rządu Wielkiej Brytanii, którego to rządu plan walki z koronawirusem oznaczałby śmierć kilkuset tysięcy osób i który to plan opierał się na błędnych danych, to zadanie dla mieszkańców Wielkiej Brytanii. Analogicznie, rozliczanie ludzi, którzy podważali zasadność zawieszenia połączeń lotniczych z Chinami, to zadanie dla nas.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


7 lutego 2020 w DGP pojawił się wywiad z ministrem Szumowskim. Szumowski: „wskazał, czego powinniśmy obawiać się bardziej (od koronawirusa przypis mój własny). Chodzi o grypę i zapalenie płuc. Szumowski w dzienniku powiedział, że z powodu grypy już w tym roku zmarło w Polsce ponad 10 osób, a każdego roku umiera 70–80. Na zapalenie płuc rocznie choruje natomiast 15 tys. ludzi w Polsce. Jego zdaniem to tych chorób powinniśmy się obawiać bardziej niż koronawirusa.”


W lutym było znacznie więcej wypowiedzi (Ważnych Osób) na temat koronawirusa. Dodatkowym utrudnieniem w wyszukiwaniu tychże jest to, że wywiady rezonowały po wszystkich portalach (bo się media zorientowały, że koronawirus generuje kliknięcia). Tak więc postanowiłem skupić się na tym, co Ważne Osoby opowiadały pod koniec lutego, bo wtedy koronawirus się zaczął rozpędzać we Włoszech, a co za tym idzie, media się pochylały nad tym tematem częściej (a z tego z kolei wynikało to, że Ważne Osoby były pytane o koronawirusa bardzo często).


24 lutego na portalu Dziennika Polska Times pojawił się wywiad z Pinkasem. Tytuł wywiadu nie zestarzał się zbyt dobrze: „W Polsce grypa jest groźniejsza niż koronawirus”. Pinkasa zapytano (między innymi) o to, skąd obywatele mogą czerpać wiarygodne informacje: „skąd mamy czerpać wiedzę? Mamy ją czerpać od autorytetów; od tych osób, które są predestynowane do tego, żeby dzielić się wiedzą. To znaczy, że nic im się nie wydaje, tylko mają pewność; ich doświadczenie zawodowe i wiedza pozwalają na to, żeby dzielić się informacjami (…) Nie zajmujemy się rozpowszechnianiem niesprawdzonych informacji, które nie są oparte na rzetelnych danych.”. Chciałbym w tym momencie (bez żadnego trybu) przypomnieć o tym, że cytowane słowa padły z ust człowieka, który usiłował tłumaczyć, że koronawirus to jest tam gdzieś daleko w Chinach mimo tego, że wiedział o przypadkach w Europie. Tenże sam człowiek podważał zasadność zawieszenia połączeń lotniczych z Chinami.  O czym jeszcze opowiadał w wywiadzie? Jest tam kilka istotnych fragmentów, ale jeden z nich jest, moim zdaniem, kluczowy: „Za chwilę będziemy wiedzieli, czy naukowcy chińscy dobrze przewidują rozprzestrzenienie się tego wirusa.” Z tego bowiem wprost wynika, że Polska nie dysponowała swoimi modelami-scenariuszami rozwoju sytuacji. Gdyby bowiem nasz kraj dysponował takowymi modelami-scenariuszami, to Pinkas opowiedziałby o tym, że: „za chwile będziemy wiedzieli, czy dobrze przewidujemy (...)”. Wynika z tego jeszcze to, że Polska nie próbowała zasięgnąć opinii w tej sprawie u innych krajów europejskich (acz w sumie może to i dobrze, bo znając sympatię Genialnego Stratega, moglibyśmy się zwrócić o „pomoc” do Wielkiej Brytanii). Idźmy dalej: „W Polsce jesteśmy przygotowani. Mamy szpitale, respiratory, znakomicie wykształconych lekarzy. Wszystko zależy oczywiście od skali zagrożenia.”. I znowuż mamy do czynienia z „uspokajaniem” przy pomocy narracji „damy radę”. Warto zwrócić uwagę na „dupochron”: „Wszystko zależy oczywiście od skali zagrożenia”. Można by to było omyłkowo uznać za odniesienie się do jakichś prognoz, ale gdyby Pinkas miał z takowymi do czynienia, to opowiedziałby o tym, jakie jest prawdopodobieństwo takiego „scenariusza”. Zamiast tego mamy informację, z której wynika, że sobie poradzimy albo sobie nie poradzimy, to zależy. Żałuję, że dziennikarka go nie docisnęła w tym temacie. Pinkas zapytany o rokowania odpowiedział:  „Rokowania na wyzdrowienie są bardzo duże; większość pacjentów zdrowieje. Dobrym przykładem są ci pacjenci, którzy byli lub dalej są leczeni w Europie. Z dotychczasowych obserwacji wynika, że ta choroba nie jest śmiertelna dla ludzi, którzy nie mają obciążeń immunologicznych, albo związanych z wiekiem, czy z innymi współistniejącymi chorobami.”. Poznajecie tę narrację, w myśl której europejska służba zdrowia sobie doskonale radzi i koronawirus nie będzie dla niej problemem? 


Również 24 lutego 2020 Szef GIS postanowił się „odezwać” w sprawie Polaków wracających z Włoch: „Polacy, którzy wracają z Włoch, powinni zachować spokój i obserwować swój stan zdrowia – poinformował Jarosław Pinkas, Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas, odnosząc się do kolejnych przypadków koronawirusa stwierdzanych we Włoszech. Na północy kraju zmarły już cztery osoby. Włochy to popularny kierunek turystyczny wśród Polaków. (…) Polacy (przypis mój własny): „Muszą oni zachować daleko idący spokój. Muszą sami się obserwować. Muszą widzieć, że mogli spotkać się z zagrożeniem. Między nami mówiąc, ono nie jest tak wielkie, jak się wszystkim wydaje”. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że 24 lutego 2020 sytuacja we Włoszech nie wyglądała jeszcze bardzo chujowo, ale widać było wyraźny wzrost liczby zarażonych, więc obawy Polaków wracających z Italii były zrozumiałe. Nie był zaś zrozumiały optymizm Pinkasa. Ów optymizm znalazł swoje odzwierciedlenie również w tym fragmencie, który zestarzał się zajebiście źle: „Jeszcze za wcześnie, aby mówić o tym, że będzie pandemia. Należy przeanalizować to, co się dzieje w Chinach. Dzisiaj rano dostałem dość interesujące informacje, które potwierdzałyby to, że najprawdopodobniej do końca lutego szczyt zachorowań zostanie zahamowany, że będziemy mieli trend spadkowy.”  


25 lutego 2020 Michał Dworczyk (minister bez teki) powiedział: „Jesteśmy przygotowani na koronawirusa niezależnie od skali ewentualnych zachorowań”. Pozwolę sobie tego nie skomentować. 


26 lutego 2020 Pinkasa indagowano w sprawie szpitali, które (zdaniem pracujących w nich lekarzy) nie są przygotowane na koronawirusa: „Jeżeli jakiś lekarz mówi, że dany szpital jest nieprzygotowany, to… niech go zmieni. Dlaczego? Bo to świadczy o tym, że placówka może być źle zarządzana lub nie mieć odpowiedniego dyrektora. Ktoś, kto kieruje szpitalem, ma obowiązek robić to w taki sposób, aby podmiot był bezpieczny dla pacjentów (…) Niebawem dojdzie do spotkania z większością dyrektorów polskich szpitali – zapowiada Pinkas w rozmowie z „Do Rzeczy””. Śmiem twierdzić, że z tego krótkiego kawałka tekstu można wyciągnąć kilka wniosków. Primo – racje mieli zapewne lekarze, bo oni sobie doskonale zdawali sprawę z tego, że to, co mają „na stanie”, może nie wystarczyć, jak im się pojawią chorzy na koronawirusa, których trzeba będzie izolować. Secundo, trochę racji miał Pinkas opowiadając o tym, że kierujący szpitalem mają obowiązek kierować nimi tak, żeby (…). Tylko, że z tej jego racji, za przeproszeniem, gówno wynika, bo polska służba zdrowia jest w chuj niedofinansowana i szczerze wątpię, żeby szpitale dostawały wcześniej jakąś ekstra kasę,by mogły się przygotować do epidemii (taki sprzęt trzeba też od czasu do czasu wymieniać, a to generuje kolejne koszty). Tertio, końcówka „niebawem dojdzie do spotkania z większością dyrektorów” oznacza, że ani Ministerstwo Zdrowia, ani GIS się jakoś specjalnie z tymi dyrektorami nie kontaktowały wcześniej, tak więc stąd mogła się wziąć różnica opinii między Pinkasem i lekarzami (którzy mieli nieco większe pojęcie od niego o tym, jak sytuacja w terenie wygląda).


27 lutego 2020 Szumowski powiedział: „Myślę, że to jest kwestia najbliższych dni, kiedy ten wirus się w Polsce pojawi, czy najbliższego czasu.”. W internetach było już wtedy od cholery teorii, w myśl których ministerstwo wie, ale nie powie. Wydaje mi się, że te teorie były dla naszego rządu zbyt pochlebne, bo wynikało z nich, że ministerstwo w ogóle panuje nad sytuacją (zaś szpitale/etc. dysponują odpowiednią liczbą testów). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że 28 lutego 2020 poinformowano opinię publiczną o tym, że rząd posłał samolot po 30 tysięcy testów.


27 lutego 2020 ministra rozwoju, Jadwiga Emilewicz wypowiedziała się w sprawie koronawirusa (wypowiedź ta zestarzała się jeszcze gorzej od tych Pinkasowych): „Polska gospodarka oparta na małych i średnich firmach, które nie miały swoich parków produkcyjnych ulokowanych w Chinach, paradoksalnie na tego typu kryzysie może skorzystać (…) Wiele branż może skorzystać na tej kryzysowej sytuacji, choć oczywiście trudno oszacować konsekwencje dla globalnej gospodarki”. Jest to, w mojej opinii, pierdylionowy z rzędu (tak, liczyłem) dowód na to, że absolutnie nikt z rządu nie miał najmniejszej styczności z jakimikolwiek prognozami. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że w końcówce lutego codzienne doniesienia z Włoch powinny zaalarmować nawet największych lekkoduchów ze Zjednoczonej Prawicy i skłonić ich do zweryfikowania poglądów odnośnie tego „co się może stać”.


28 lutego 2020 w DGP pojawił się wywiad, w którym Jarosław Pinkas zaczął się użalać na swój ciężki los: „Jestem od kilku dni w biurze, nocuję tu, w zasadzie nie wiem, jaki dzień dzisiaj. Szczerze powiem, jestem w piekle. Bo mamy przeciwnika, który jest niezidentyfikowany”. Jednocześnie dodał, że tym niezidentyfikowanym przeciwnikiem nie jest wirus, ale: „Ten przeciwnik to panika, niepokój, brak rozsądku i rozwagi. Oraz złe emocje.”. Magdalena Rigamonti odparła wtedy w sposób mało subtelny (acz uzasadniony): „Rząd nie przekazuje społeczeństwu jasnych komunikatów, więc jest panika.”. Pinkas odparł: „Ministerstwo Zdrowia oraz Główny Inspektorat Sanitarny publikują komunikaty od 20 stycznia. Ale media epatują tym, co się dzieje teraz we Włoszech, dlatego jest panika.”. Zwrócono mu uwagę na to, że media nie „epatują”, tylko informują (faktem, że mimo medialnego zainteresowania, temat koronawirusowa jeszcze nie był grany 24/7 tak, jak teraz). Znamienne jest to, że Pinkas nie był w stanie pojąć tego, że reakcje społeczeństwa biorą się stąd, że dotychczasowe zapewnienia i bagatelizowanie problemu przez Ministerstwo Zdrowia (które zapewniało, że się przejmuje koronawirusem/etc.) i GIS zderzyły się z tym, co dzieje się we Włoszech. Już wtedy nie wyglądało to specjalnie dobrze (27-go, kiedy Pinkas udzielał wywiadu, we Włoszech było 250 nowych zarażeń i 5 zgonów). Pinkas narzekał również na to, że w Polsce różni tacy chcą „grać” koronawirusem (ciekawe, co Pinkas powiedziałby o lansie, który odpierdala ostatnio Prezydent RP): „Koronawirus stał się elementem rozgrywki politycznej, co jest kuriozalne (…) "Kiedy mówimy, że się przygotowujemy, to opozycja od razu: 'A co żeście zrobili?'. Aż się boję to powiedzieć, ale powiem: wielu polityków, którzy posługują się koronawirusem jako elementem gry politycznej, powinno sobie włożyć lód do majtek”. O tym, jak bardzo byliśmy, kurwa, przygotowani będę jeszcze pisał, ale już teraz mogę napisać, że nie dziwię się Pinkasowi. Tzn. nie dziwi mnie to, że tak straszliwie się biedak stresował pytaniami „co zrobiliście”, bo gdyby to musiał opisać ze szczegółami, to by pewnie się okazało, że ta lista byłaby bardzo krótka i jedną z istotniejszych pozycji na tejże liście byłoby „uprawialiśmy propagandę sukcesu i na wszelki wypadek nie bawiliśmy się w jakieś tam, kurwa, prognozy, scenariusze, bo Poland Stronk”.


29 lutego 2020 w Radiu Zet pojawił się Pinkas i, na swoje nieszczęście, dużo mówił. Tym razem znowu potrzebny będzie obszerniejszy fragment: „Na pytanie, co oznacza postawienie szpitali w stan wyższej gotowości, odpowiedział: "Mamy być przygotowani na najgorszą ewentualność tzn. na wystąpienie w Polsce epidemii, której nie mamy i być może jej nie będzie, a jeśli już, to nie będzie miało to jakiegoś bardzo istotnego, wielkiego zasięgu". "Mamy być przygotowani na sytuację ekstremalną, bo tak funkcjonuje państwo, że musi zapewnić swoje działanie w sytuacji ekstremalnej" – dodał. (…) Przewiduje taki scenariusz, że będziemy mieli może dwa, trzy, czy cztery zachorowania i pokażemy skuteczność działania inspekcji sanitarnej, która będzie prowadziła taką aktywną działalność przeciw epidemiczną, tzn. dochodzenia epidemiologiczne, że będziemy zabezpieczeni, że będziemy mieli naszych pacjentów i osoby zagrożone izolowanych, poddanych kontroli itd.”. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że 28 lutego 2020 sytuacja się pogorszyła (we Włoszech 238 nowych zachorowań i 4 zgony), mimo tego Pinkas mówił praktycznie to samo, co wcześniej. Jedyną nowością było postawienie szpitali w stan gotowości, które to postawienie na niewiele się zdało, bo, jak wiemy, szpitale się musiały przez dłuższy czas (w trakcie epidemii nawet kilka dni, to dłuższy czas) adaptować do sytuacji.   


O tym, co było w marcu (a raczej – co dzieje się w marcu) wiemy wszyscy, więc znęcanie się nad nieprzemyślanymi wypowiedziami polityków nie ma większego sensu. Warto jedynie odnotować, że minister Szumowski jest w internetach bashowany zestawieniami swoich własnych wypowiedzi, bo praktycznie w przeciągu kilku dni zmienił zdanie z: „Nie spodziewam się gwałtownego przyrostu chorych (w najbliższym czasie – przypis mój własny), spodziewam się raczej dwóch, trzech kolejnych osób, które będą miały potwierdzone wyniki” na „czeka nas epidemia”. W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję. Przez moment zapomnijmy o tym, że państwo nieteoretyczne powinno dysponować już w styczniu zylionem scenariuszy (żeby się nie dać zaskoczyć), zapomnijmy o idiotycznych wypowiedziach z gatunku poland stronk. Skupmy się na samym marcu. Jeżeli ktokolwiek obserwując to, co się odpierdalało we Włoszech, opowiadał o tym, że u nas wszystko będzie dobrze i w sumie to nie ma się czego bać, to takiego kogoś powinno się uznać za groźnego idiotę.


W tym miejscu pora na kolejne wyznanie: po zebraniu cytatów i napisaniu tego, co mogliście przeczytać powyżej, zrobiłem sobie przerwę, celem zebrania myśli. W trakcie tejże przerwy minister Szumowski popełnił dwa wywiady (Radio Zet i Gazeta Polska), którego fragmenty wprost idealnie wpasowują się w kontekst, który nam się objawił po lekturze wcześniejszych wypowiedzi Szumowskiego i GIS. Szumowski, zapytany o to, czy polski rząd aby nie przespał trochę przygotowań na nadejście epidemii koronawirusa, odpowiedział: „No ruszyliśmy z przygotowaniami tak naprawdę, odkąd usłyszeliśmy, że jest w Chinach, i to niedługo później.” . Potem dodał, że: „Natomiast myśmy mieli trochę więcej czasu niż inne kraje, Bogu dzięki, stąd mieliśmy czas, żeby zareagować gwałtowniej niż inne kraje”. Jeżeli ktoś po przeczytaniu tego, co napisałem wcześniej miał jeszcze wątpliwości odnośnie tego, czy nasz rząd olewał kwestię prognoz/etc., to takiej osobie dedykuję ten fragment: „Przygotowujemy się maksymalnie jak możemy. Tak naprawdę nie znamy skali epidemii, która nas czeka”. Do powyższego fragmentu zaś idealnie pasuje to, co Szumowski powiedział Gazecie Polskiej: „W wyniku zrządzenia losu doszło do sytuacji, którą można potraktować jako eksperyment. Mówię o wycieczkowcu Diamond Princess, którym podróżowało 2,5 tys. pasażerów. Statek był zamknięty i działała na nim klimatyzacja, w której miesza się powietrze. Przez dłuższy czas stał w jednym miejscu. Zachorowało 700 osób (…) To pokazuje, ilu ludzi może zachorować. Na pewno zachoruje mniej w populacji otwartej. Myślę, że 10-20 proc. społeczeństwa. W efekcie wszyscy się zetkną w jakiś sposób z wirusem i mogą mieć odporność. To jest jednak nadal pewna hipoteza”. Przepraszam za podkarpacki dialekt, ale wydaje mi się, że podstawowym pytaniem, które powinni zadawać dziennikarze Szumowskiemu (i Pinkasowi, o ile ktokolwiek go puści do mediów) jest pytanie o to: Czy wy jesteście, kurwa, poważni? Wiadomym jest, że nikt nie zna skali epidemii, bo ta w różnych krajach będzie wyglądać różnie. Niemniej jednak z tego, co mówi Szumowski, wyziera absolutny wręcz brak jakichkurwakolwiek prognoz. Tak sobie dumam, że co prawda koronawirus udowodnił, że zachorować na niego mogą wszyscy, to jednak wydaje mi się, że to, co działo się z  populacją na statku, na którym bilety zaczynają się od 130 dolców/doba (do tego sobie trza doliczyć kasę, którą się wydaje już w trakcie rejsu), ciężko ekstrapolować na populację, składającą się z osobników o nieco bardziej zróżnicowanych dochodach, z których ci biedniejsi mogą mieć układy odpornościowe w nieco gorszym stanie. Aczkolwiek przyznaję, że to jest jednak nadal pewna hipoteza. Tym niemniej chciałbym was w tym miejscu zapewnić, że mnie słowa Szumowskiego o tym, że się państwo polskie przygotowywało do epidemii od stycznia przekonują. Po prostu udam, że nie przeczytałem tych wszystkich bzdurnych wypowiedzi, nad którymi się pastwiłem do tej pory, no bo przecież skoro minister Szumowski (KTÓRY SIĘ NIE WYSYPIA, MÓJ BYCIE TRANSCENDENTNY, POPATRZCIE JAKI ON JEST ZMĘCZONY!!) mówi, że się przygotowali, to się przygotowali.


No dobrze, a jak w naszym kraju wyglądają efekty tych przygotowań? Ano tak, że wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego. Zakaz organizowania imprez (no chyba że msze do 50 osób, to wtedy nie). Zamknięte szkoły (wstępnie miały być zamknięte na 2 tygodnie, ale już teraz szef MEN zapowiedział, że pewnie będą zamknięte dłużej). Nieczynne są również, między innymi kina, siłownie, restauracje i insze miejsca, w których ludzie się by mogli spotykać (i zarażać). Tyle, że nie wszystkie takie miejsca zostały zamknięte, bo, na ten przykład, markety budowlane (w których jest od cholery klientów) działają, działa również kupa inszych sklepów. Tutaj popełnię dygresję anecdatyczną, ale na własne oczęta widziałem niewielkie sklepy, które były zamknięte „od 17 marca do odwołania”  albo po prostu zamknięte (bez żadnego trybu), tak więc część suwerena sama z siebie się katapultowała. Nikomu nie umknęło to, że najpierw (11 marca 2020) podjęto decyzję o zamknięciu szkół (żłobków, przedszkoli i inszych uniwersytetów), a dopiero potem (13 marca 2020) ktoś wpadł na to, że może warto by było pozamykać galerie. Mam niejasne przeczucie, graniczące z pewnością, że Ministerstwo Zdrowia „wpadło” na pomysł zamknięcia galerii po tym, jak część suwerena zaczęła w internecie wspominać o tym, że no w sumie spoko, że szkoły pozamykane, ale młodzież może sobie pójść do tych galerii, a chyba nie chodziło o to, żeby się gdzieś zbierały duże ilości młodzieży naraz. O tym, jak bardzo jesteśmy, kurwa, przygotowani (i to od stycznia) świadczy również zbiórka na posiłek dla lekarzy (i personelu medycznego). Świadczy o tym także to, że personel medyczny zgłasza uwagi w rodzaju: „Brakuje nam przede wszystkim ubrań ochronnych. Takich, które spełniają wymogi, jak na przykład kombinezony ochronne. Te, które dostaliśmy to kombinezony wojskowe, które w szpitalu mają ograniczone zastosowanie. Brakuje nam fartuchów, maseczek. Musimy zabezpieczyć personel, bo jak oni się rozchorują, to nie będzie miał kto leczyć - mówi dr n. med. Jerzy Friediger, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie”. Strach pomyśleć, co by było, gdyby się nasze władze nie przygotowały do koronawirusa...


Od pewnego czasu pojawiają się w polskiej debacie wypowiedzi, których autorzy nieśmiało pytają, czy aby na pewno sensowne jest organizowanie wyborów prezydenckich w maju 2020. Co zrozumiałe, im dalej w las, tym więcej pytających. Co ciekawe, w obozie władzy zaczyna chyba kiełkować spór o wybory. Otoczenie Prezydenta RP niezmiennie opowiada o tym, że „Wybory odbędą się 10 maja”. Z drugiej zaś strony Michał Dworczyk stwierdził, że: „Mogą zostać przesunięte, jeśli sytuacja się zmieni”. Kronikarski obowiązek każe mi w tym miejscu popełnić dygresję i wspomnieć, że otoczenie prezydenta twierdzi, że wyborów się przesunąć nie da „bo Konstytucja”. Jest to, kurwa, urocze, że ekipa, która wycierała sobie tąż Konstytucją cztery litery w trakcie praktycznie całej swojej kadencji, nagle zaczyna opowiadać o tym, że trzeba tejże Konstytucji przestrzegać. Jeszcze trochę i obecny Prezydent RP zacznie chodzić w koszulce z wiadomym napisem (i nie będzie do Red is Bad [swoją drogą ciekawe, co ludzie śmigający w koszulkach RiB sądzą na temat państwa wspierającego przedsiębiorców w trakcie epidemii..]). Ja sobie doskonale zdaję sprawę z tego, że obecne władze do perfekcji opanowały robienie fikołków narracyjnych, ale śmiem twierdzić, że narracji „siedźcie w domu, bo tylko i wyłącznie izolacja może nas uchronić mieniem bardziej przejebane”, nie da się spiąć z narracją „nie ma przeciwwskazań do tego, coby się wybory odbyły”. Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że nawet najwierniejszy z wiernych, Jacek Karnowski napisał był, że: „Jeśli przekładać wybory, to o cały rok, a nie o kilka miesięcy. Rząd musi mieć możliwość posprzątania po katastrofie, której nie jest winien”. Co prawda drugie zdanie to bzdura, bo, jednakowoż rząd odpowiada za to, w jaki sposób (nie)przygotował kraju do tego, co się teraz dzieje, ale to jedynie moje przypierdalanie się. Istotne jest to, że Karnowski by tego tak sam z siebie nie napisał i jeżeli on się nad tym „zastanawia”, to znaczy, że partia rządząca bada grunt pod ewentualne przesunięcie wyborów. Nie byłbym sobą, gdybym nie zaczął się zastanawiać nad tym co będzie, jeżeli Zjednoczona Prawica uzna, że wybory jednak trzeba przesunąć. Tzn. nie chodzi mi o jakiekolwiek prognozy wyborcze, ale o to, czy konflikt na linii ZP – Prezydent się zaostrzy, czy też otoczenie Prezydenta RP uzna, że jednak źle przeczytało Konstytucję i że wybory da się przesunąć i wszystko spoko. Nawiasem mówiąc, otoczenie obecnego Prezydenta RP wierzy w to, że wybory odbędą się terminowo i wymyśla swojemu pracodawcy idiotyczne eventy w rodzaju wizyt gospodarskich w Zakładach Orlen Oil w Jedliczu. Gdybym był złośliwy, to napisałbym, że domyślam się, w jaki sposób Prezydent RP połączy narracje „zostań w domu” ze swoimi wyjazdami. Otóż Prezydent RP oznajmi, że jego wyjazdy nie stoją w sprzeczności z akcją „zostań w domu”, bo przecież jest Prezydentem RP, tak więc cała Polska jest jego domem (jeżeli ktoś uważa, że to czerstwy dowcip, to pragnę taką osobę poinformować, że doskonale zdaję sobie z tego faktu sprawę, ale i tak jest to mniej czerstwe, niż tłumaczenia Szumowskiego, który twierdzi, że Prezydent RP co prawda nie siedzi w domu, ale nie siedzi w nim w sposób bezpieczny). Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, to też pomyślałem, że zamiast czerstwych dowcipów, napiszę krótką ściągawkę dla dziennikarzy i opozycji, w której to ściągawce będzie stało „co robić” w sytuacji, w której obóz prezydenta RP się, kurwa, uparł na te wybory. Otóż moi drodzy, warto partii rządzącej zadać kilka prostych pytań:


1) Czy rząd dysponuje procedurami umożliwiającymi bezpieczne przeprowadzenie wyborów w trakcie pandemii koronawirusa?


2) Jeżeli odpowiedzią będzie, że „mamy, mamy najlepsze procedury, inne kraje zazdroszczą nam naszych procedur”, należy zapytać kto (i kiedy) je stworzył i w oparciu o jakie dane. Potem należy dopytać o to, czy procedury są „aktualizowane” w oparciu o nowe informacje dotyczące koronawirusa?


3) Ponieważ mowa o pandemii, należy zadać pytanie o to, czy polskie władze będą w stanie zagwarantować to, że wszyscy Polacy przebywający za granicą będą mogli wziąć udział w wyborach prezydenckich. Warto mieć na uwadze to, że różne kraje mają różne przepisy odnośnie radzenia sobie z koronawirusem (no chyba, że ich szefem jest Boris Johnson, bo ten miał po prostu wyjebane), a co za tym idzie, w różnych krajach różnie może wyglądać sprawa kwarantanny. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że pytanie to podsunął mi jeden ćwiterianin .


4) Jeżeli dziennikarz/polityk będzie bardzo ciekawy, powinien zapytać o to, jak w myśl procedur  będzie wyglądała sytuacja osób objętych kwarantanną, tzn. w jaki sposób będą oni mogli zagłosować.


5) Zakładam, że w ramach przygotowywania się do wyborów, ktoś będzie musiał przeszkolić wszystkich członków komisji obwodowych z wcześniej omawianych procedur, które obejmować będą np. postępowanie w przypadku podejrzenia, że do komisji przyszedł ktoś chory, dezynfekcja komisji, kart wyborczych etc., etc. Pytanie, które należy zadać w tym kontekście, brzmi następująco: kto przeszkoli te kilkanaście tysięcy osób?


6) Czy przed wyborami uda się zaopatrzyć wszystkich członków komisji obwodowych z odzież ochronną (w tym, rękawice, przyłbice/etc.)?


7) Jak się już o to wszystko zapyta, to można zadać inne pytanie, które brzmi następująco: ile to, kurwa, będzie kosztowało?


8) Potem można zaś dopytać o to, czy zdaniem polskich władz tych pieniędzy (które, moim zdaniem, będą gigantyczne) na pewno nie da się lepiej spożytkować, niż wydawać je na przeprowadzenie wyborów w chujowych warunkach tylko i wyłącznie dlatego, że się Prezydent z kolegami uparł. Pytań może być, rzecz jasna, więcej, ale póki co, nic więcej nie przychodzi mi do głowy.


Edycja: po tym jak skończyłem pisać tekst, okazało się, że jeżeli chodzi o wybory, to zdania w Zjednoczonej Prawicy są podzielone (E. Witek i Morawiecki twierdzą, że wybory na pewno nie zostaną przesunięte).


Gdy opadnie już kurz pokoronawirusowy,  Polacy powinni zadać polskim władzom szereg innych pytań. Czemu dopiero „po wszystkim”? Bo teraz wszyscy mamy nieco inne problemy i raczej nie powinniśmy rozpraszać tych geniuszy trudnymi pytaniami, zwłaszcza, że pytań powinno być sporo (i powinny być bardzo szczegółowe). Nie będę was katował listą, po prostu nakreślę problematykę. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że pytania trzeba będzie zadawać drogą oficjalną. Pamiętacie może spin byłego ministra zdrowia, który twierdził, że „dziewczynki przyjmują pigułki dzień po kilka razy w ciągu miesiąca”? Ministerstwo zostało zapytane o to, na podstawie jakich danych Konstanty Radziwiłł oparł swoją wypowiedź. Ministerstwo Zdrowia co prawda olało pytającego odpowiadając, że rozmowa dotyczyła w sumie innego tematu, a piguły dzień po to był temat poboczny, więc jak się minister na ten temat wypowiadał, to mógł się wypowiadać bez podawania źródeł (czytaj: mógł się oprzeć na danych Instytutu Danych z Dupy). Chodzi mi o taką oficjalną drogę. Casus Radziwiłła przypominam zaś po temu, żeby od razu zaznaczyć, że w przypadku pytań dotyczących koronawirusa, tego rodzaju unik MZ nie będzie możliwy, bo przedmiotem wywiadów, w których padały bzdurne wypowiedzi był właśnie koronawirus. Rzecz jasna, pytania nie powinny dotyczyć tylko i wyłącznie wypowiedzi, ale warto by było zapytać np. o to, dlaczego szef GIS miał zastrzeżenia do zawieszenia połączeń lotniczych z Chinami (konkretnie zaś, zapytać o to, na jakich źródłach opierała się jego wypowiedź.).  Można by też zapytać GIS o to, czy jego szef może udostępnić informacje, na których oparła się jego wypowiedź odnośnie tego, że być może nie będzie pandemii, bo w Chinach szczyt zachorowań zostanie zahamowany. Kiedy Pinkas o tym opowiadał, wiadomo już było, że wirus dotarł do Europy (o krajach, do których miał bliżej z Chin, nie wspominając). Można również zapytać KPRM, na czym Dworczyk oparł swoją wypowiedź, z której wynikało, że Polska jest gotowa na koronawirusa niezależnie od liczby zachorowań/etc. Generalnie – warto by było zapytać o źródła każdej „optymistycznej” wypowiedzi. Jednakże znacznie ważniejsze od dopytywania się o źródła różnych wypowiedzi Ważnych Osób jest zapytanie o to, czy Polska dysponowała własnymi analizami/modelami. Jeżeli tak (w co wątpię), to należałoby zapytać, czy były one aktualizowanie w oparciu o nowe informacje. Jeżeli zaś okazałoby się, że Polska takowymi autorskimi modelami-scenariuszami nie dysponowała, to trzeba by było zapytać o to, na czym tak właściwie opierały się owe mityczne „przygotowania” do koronawirusa. Bo jak na mój podkarpacki rozum, to te „przygotowania” wyglądały tak, że najpierw robiono niewiele, a potem, jak sytuacja we Włoszech zaczęła wyglądać na tyle tragicznie, że nawet nasze władze to dostrzegły, zaczęto się martwić i zastanawiać nad tym „co dalej” (i dlatego teraz się nam minister zdrowia nie wysypia). To trochę potrwa, ale moim zdaniem, wszyscy powinniśmy się dowiedzieć tego, w jaki sposób przebiegały przygotowania naszego kraju do epidemii. Jeżeli zaś okazałoby się, że zamiast przygotowań był jeden wielki jebałpiesizm i tupolewizm (w ramach którego na polityków opozycji i dziennikarzy pytających o to „co robimy, żeby się przygotować” szczuto drony, które twierdziły, że „hehehe, tego jeszcze u nas nie ma, więc japa lewaki”), to trzeba by było się poważnie zastanowić nad tym, jakie konsekwencje wyciągnąć względem osób odpowiedzialnych za taki, a nie inny stan rzeczy.


Źródła:





https://businessinsider.com.pl/rozwoj-osobisty/zdrowie/koronawirus-we-wloszech-co-robic-zalecenia-dla-polakow-turystow/64mkrpj


https://zdrowie.wprost.pl/koronawirus/10302432/emilewicz-polska-gospodarka-moze-skorzystac-na-kryzysie-wywolanym-koronawirusem.html




https://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1457777,szumowski-nie-spodziewam-sie-gwaltownego-wzrostu-chorych-na-koronawirusa-w-polsce.html

http://www.rynekaptek.pl/marketing-i-zarzadzanie/lukasz-szumowski-czeka-nas-epidemia,36469.html

https://www.rp.pl/Rzad-PiS/200319170-Szumowski-Dzialamy-sprawnie-i-szybko.html

https://www.tvp.info/47170879/ilu-z-nas-moze-siezarazic-minister-zdrowia-szacuje

Nie linkuję stron, na których można sobie zobaczyć ceny rejsów, bo wystarczy, że mnie teraz katują reklamami biletów.

https://dorzeczy.pl/kraj/132209/morawiecki-podjelismy-decyzje-o-odwolaniu-wszystkich-imprez-masowych.html

https://tvn24.pl/polska/koronawirus-w-polsce-szkoly-przedszkola-i-zlobki-zamkniete-w-calym-kraju-na-dwa-tygodnie-4344016

https://tvn24.pl/poznan/koronawirus-w-polsce-pomoc-dla-szpitali-maseczki-fartuchy-rekawice-4358254



https://wpolityce.pl/polityka/491671-jesli-przekladac-wybory-to-o-caly-rok-a-nie-kilka-miesiecy

https://www.tvp.pl/regiony-tvp/regiony/rzeszow/aktualnosci/spoleczne/orlen-oil-zwiekszy-produkcje-plynu-do-dezynfekcji-andrzej-duda-w-jedliczu/47160524

Ćwiternauta zwrócił moją uwagę na to, że Polacy przeca głosują również zagranico (zapomniałem o tym „drobnym” fakcie dlatego, że sam nigdy nie głosowałem poza granicami).

https://twitter.com/MarekTatala/status/791550001260457985

Dane o zachorowaniach brałem z wiki (albowiem zebrali je do kupy w jednym miejscu).







1 komentarz:

  1. Mega ciekawa notka, ale powiem, że nie jestem zdziwiony tym, że rządzący w Polsce olali temat pandemii koronawirusa. Było to do przewidzenia, gdyż są bandą nieudaczników.

    OdpowiedzUsuń