piątek, 6 września 2013

Zakłamany konserwatyzm z WikiLeaks w tle

Na samym wstępie zaznaczyć muszę, że notka ta powstała w oparciu o „Holocher-gate”. Wahałem się dość długo nad tym, czy w ogóle komentować tę całą sytuację. Z której strony bowiem nie spojrzymy na to, co się stało, upubliczniono czyjeś prywatne rozmowy. Literalnie wszystkie konwersacje, w tym rozmowy z małżonką. Niektórzy komentatorzy przyrównali to do ściągnięcia komuś majtek w miejscu publicznym. Rzecz jasna, wszystkich, którzy czytali te materiały automatycznie przyrównano do ludzi, którzy widząc to, jak komuś majtki ściągnięto, wpatrują się w owo zjawisko zamiast odwrócić wzrok.

Co do samych szefów Ruchu Narodowego, to zachowują się oni (w kontekście całej tej sprawy) jak średnio rozgarnięci gimnazjaliści. Z jednej strony – usiłują tłumaczyć, że to wszystko to manipulacja, że służby specjalne to zrobiły, że nie wiadomo czy to wszystko prawdziwe i tak dalej (czyli standardowa gadka politykierów polskich – jak cię złapią za rękę, powiedz, że nie twoja). Z drugiej zaś strony łażą po Twitterze i tłumaczą, że publikowanie czyichś prywatnych wiadomości jest karalne. Jest tylko jeden problem w tym rozumowaniu. Żeby udowodnić, że upubliczniono czyjeś prywatne dane, trzeba by najpierw udowodnić, że są one prawdziwe. A na tym mało komu zależy w kontekście ich zawartości.

I właśnie doszedłem do tego, dlaczego jednak popełniłem notkę w tym temacie. Te materiały – tzn. te, które w „internetach” już są opublikowane w postaci screenów - pokazują skrajną obłudę i zakłamanie naszych szanownych konserwatystów narodowych. Cytatów, jak to już zapowiedziałem, nie będzie, ale moje autorskie komentarze – owszem.

Honor Narodowca

Co robi narodowiec, kiedy dowie się, że jakiś jego znajomy (narodowiec) zgwałcił dziewczynę? I to na dodatek dziewczynę, która jest zaprzyjaźniona z narodowcami? Nic. Martwi się jedynie tym, że bardzo źle by się stało, gdyby się o tym dowiedzieli inni. Domyślam się, że gdyby gwałcicielem był ktoś inny (spoza kręgów narodowców), to zostałby solidnie obity i pewnie zajęłaby się nim policja. A już jakby się okazało, że jakiś LEWAK kogoś zgwałcił, to bardzo być może, że policja musiała by czekać, aż go w szpitalu poskładają. Gwałcący narodowiec to nic takiego.

Co robi narodowiec, jeśli w mediach mało informacji na temat „złych lewaków” krąży? Wymyśla własne. Straszliwie się cieszyli rozmówcy z tego, że jak wymyślą, że antifa pobiła jakiegoś dziadka, co mainstream bez sprawdzenia opublikuje, to lewaki będą miały problem.

Co robi narodowiec, jeśli musi dyskutować z kimś, kogo nie lubi? Obsrywa go potem w rozmowie i narzeka na to, że teraz takie czasy, że nie można komuś spuścić wpierd*lu tylko trzeba debatować. Rozczuliło mnie szczególnie zachowanie jednego z wodzów RN. Jeden z prawicowych publicystów rzucił na Twitterze screen, na którym stało jak wół, że dzielni narodowcy najchętniej obili by mu mordę, ale ktoś tam nie chciał i dlatego musieli sobie odpuścić. Reakcja RN była natychmiastowa - „publikowanie prywatnych rozmów jest karalne”. Zachowanie było o tyle absurdalne, że ów dziennikarz (z którym mi wyjątkowo nie po drodze) miał pełne prawo nieco się zdenerwować na taką wypowiedź. Innymi słowy przekaz RN był następujący: „możemy na Ciebie s*ać w rozmowach prywatnych, ale Tobie nie wolno z tym nic zrobić, nawet jak się o tym dowiesz, bo Cię pozwiemy!”

Doprawdy, honor się wprost wylewał z tych wypowiedzi. Tolerowanie gwałcicieli, wymyślanie newsów, oczernianie innych ludzi – toż to 101% prawdziwego honoru.


Walka o tradycyjną rodzinę

Ileż to się można nasłuchać w mediach i naczytać o tym, jak to konserwatyści walczą o „tradycyjną rodzinę”, której zagraża „homolobby” i lewactwo. Ileż to było narzekania na to, że te złe feministki chcą kobiety odciągać od rodzin, a przecież kobiety naturalne miejsce w domu, przy dzieciach i w kuchni jest. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy oczy me ujrzały, jak jedna z Narodowych Dam utyskiwała na to, że musi siedzieć w domu z dziećmi, prać brudne ciuchy i nad garami ślęczeć. W tym czasie małżonek jej gdzieś się szlaja ze znajomymi. Nie rozumiem za bardo tego utyskiwania - przecież siedzenie przy garach jest dla konserwatystki czymś naturalnym... Czyżby się Dama Narodowa za dużo feministek nasłuchała i znudziło się jej dbanie o ognisko domowe? Czy to marudzenie przeszkadzało Narodowej Damie w czymś? Gdzie tam – nadal zachwalała w różnych mediach życie, na które sama najwidoczniej nie miała najmniejszej ochoty.

W RN jest jeden jeden dość znany bojownik o tradycyjną rodzinę. Bojownik, który wie, że „homolobby” chce zniszczyć wszystkie rodziny (w tym jego). Bojownik ten jest żonaty i dzieciaty, więc można zrozumieć jego troskę o własną rodzinę. Jakież było moje zdziwienie, kiedy nazwisko owego bojownika pojawiło się kilkukrotnie w rozmowach narodowców. Jedna z rozmów dotyczyła podejrzeń tego, że bojownik składał niedwuznaczne propozycje jakiejś kobiecie (która NIECO młodsza od niego była). Dowody dzielnym narodowcom nie były potrzebne do tego, żeby pomóc dziewoi, którą nagabywał bojownik, tylko do tego, żeby bojownika wypieprzyć z RN. Innym znowu razem (po imprezie suto zakrapianej) o bojowniku pisali, że kobieciarz z niego straszny i że jakąś tam narodową panią bardzo chciał „poznać” (z rozmowy nie wynikało jednoznacznie, czy się mu to udało, ale podkreślano, że starał się i to bardzo). W kontekście tych wypowiedzi sugerowałbym bojownikowi aby nieco bardziej skupił się na monogamii bo jeśli tego nie zrobi to jego rodzinie żadna walka z „homolobby” nie pomoże...

I na tym poprzestanę. Tego rodzaju perełek było tam mnóstwo. Pewnie gdyby mi się chciało przegrzebać całą tę nieszczęsną korespondencję, znalazłbym znacznie więcej dowodów na to, jak bardzo honorowi/etc. są nasi konserwatyści narodowi. Czy to, że konserwatyści nie potrafią żyć zgodnie z zasadami, do życia według których chcą zmuszać innych, jest niespodzianką?
W najmniejszym stopniu. Jednakże czym innym jest „głębokie przekonanie”, a czym innym dowód. I choćby dlatego warto jednak trochę popatrzeć na tego biednego pana „ze ściągniętymi majtkami”.

Nawiasem mówiąc, choć nie powinienem tego robić, to polecam lekturę oryginalnych wypowiedzi każdemu, kto „obawia się Ruchu Narodowego”. Ja się go nie obawiałem (no, bo bądźmy poważni, po mordzie to można dostać od byle bandyty - nie znaczy to, że taki bandyta przejmie władzę w kraju). Trzeźwo myślący ludzie wiedzieli, że ta grupa jest straszliwie skonfliktowana wewnętrznie, bo i środowiska skrajnie różne. Wystarczyło poczytać komentarze na starej stronie RN, żeby zobaczyć, że nawet tam się żrą między sobą. Te konflikty na każdym szczeblu się zdarzają i choć na zewnątrz RN chce uchodzić za monolit, to szefowie tej organizacji ryją pod sobą – byle dla siebie więcej ugrać. Pytanie tylko czego? Bo o ile jestem w stanie zrozumieć ryjących pod sobą posłów i walki o miejsca na listach (w przypadku dużych partii), to zupełnie nie rozumiem walk o władzę w organizacji, której poparcie trzeba by mierzyć promilami.

Ciekawi mnie, co dalej z Ruchem Narodowym. Niektórzy już świętowali jego rozpad. Jeszcze inni spodziewali się trzęsienia ziemi w Ruchu Narodowym (chodzi mi o naczalstwo tejże organizacji). A ja osobiście wcale się nie zdziwię jeśli w RN nic się nie zmieni i nikt nikogo nie wywali (no, może poza jednym nazwiskiem, które może niedługo wypłynąć wraz z prawomocnym wyrokiem sądowym). Powód jest prosty: nie ma RN bez Młodzieży Wszechpolskiej i nie ma RN bez ONR. Choć jedni patrzą na drugich jak na tępych troglodytów, a ci patrzą na tamtych jak na lalusiowatych jajogłowych, to i tak potrzebują się wzajemnie. „Mózgi” potrzebują „mięśni”, bo bez tego zeżre ich Antifa/etc., a „mięśnie” potrzebują „Mózgów”, bo bez nich nie są w stanie niemalże w ogóle komunikować się ze społeczeństwem. Może poza momentami, w którym komunikują się kopniakami i cegłówkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz