piątek, 3 października 2025

Brunatni w krainie amnezji - część druga

 W poprzedniej Ścianie Tekstu wspomniałem o tym, że skrajna prawica zaczęła się pomału dostosowywać do zmieniających się realiów. Wydaje mi się, że to odpowiedni moment, żeby przypomnieć, jak to jedna ze skrajnie prawicowych organizacji (Narodowe Odrodzenie Polski) usiłowała nagiąć prawo do swojej woli i inicjalnie się to tej organizacji udało. Chodzi o sytuację z 2011 roku, kiedy to NOP chciał sobie sądownie zastrzec symbole organizacji. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie wybór tychże symboli. Jednym z nich był zakaz pe*ałowania, a drugim (uwaga, tutaj potrzebny będzie capslock) KRZYŻ CELTYCKI. Tu słówko wyjaśnienia, nie chodzi o tzw. Wysoki Krzyż z Wysp Brytyjskich, ale o ściśle określony symbol, którego używają na całym świecie organizacje neonazistowskie.


Pora na drugie słówko wyjaśnienia: zatwierdzenie tych symboli oznaczałoby, że NOP mógłby zgłaszać do prokuratury „próby znieważania” tych symboli. Gdyby więc ktoś np. opublikował przekreślonego celtyka, to NOP mógłby zgłosić do prokuratury znieważenie symbolu organizacji i pewnie cała sprawa skończyłaby się w sądzie (a raczej sprawy, bo tego rodzaju sytuacji byłoby pewnie od cholery). Wydawać by się mogło, że w kraju tak doświadczonym przez działania austriackiego akwarelisty nikt przy zdrowych zmysłach nie zarejestrowałby celtyka, prawda? Tak samo, jak tego drugiego symbolu, bo jest on po prostu wulgarny i obraźliwy. 


Tak więc oczywiście, że sąd rejestrowy te symbole dopuścił. I nie, to nie było żadne przeoczenie i omyłka. Sąd oparł swoją decyzję na ekspertyzie, którą wykonało dwóch typów z Lublina. Typy tłumaczyły, że celtyk nie ma nic wspólnego z nazizmem, bo (uwaga, odstawić płyny): „metryka tego znaku sięga czasów Celtów i Słowian, a nawet ludów indoeuropejskich, gdy dla plemion tych znak okręgu z równoramiennym krzyżem symbolizował słońce, a później taka forma krzyża zyskała też akceptację Kościoła. Według nich dziś krzyż celtycki to dla większości skojarzenie z literaturą fantasy i Stonehenge, a nie neofaszyzmem.” (generalnie polecam cały artykuł, który wrzucę w źródła, bo tam te wyimki z uzasadnienia są po prostu tragikomiczne). Potem nastąpiło odwołanie RPO (prokuratura też się do tego wmieszała). Sąd kolejnej instancji miał to zbadać i sprawa otarła się również o Trybunał Konstytucyjny. Ostatecznie okazało się, że skoro NOP ma już jeden symbol (falanga), to nie można zarejestrować kolejnych i nie badano już zgodności tych symboli z RiGCzem. Zawiadowca NOPu zapowiadał zaskarżenie tej decyzji, ale o ile mi wiadomo, nic z tego nie wyszło. Tak więc, jeżeli ktoś kiedyś zastanawiał się nad tym, czym zajmowałaby się skrajna prawica, gdyby prawo było po jej stronie, to choć odpowiedź na to pytanie jest złożona, to próba zarejestrowania neonazistowskiego symbolu (i wiadomo jakiego zakazu) może stanowić część odpowiedzi. 


Ponieważ w tego rodzaju ścianie tekstu dość istotna jest chronologia, pozwolę sobie na przeskoczenie z tematu narodowców do tematu kiboli. O tym, że podejście społeczeństwa do kiboli (rozumianych jako osoby, które lubią się prać po pyskach dlatego, że ten drugi ma szalik innej drużyny) uległo zmianie, świadczyć może choćby to, kto wygrał wybory prezydenckie w 2025. Gdyby ktoś w 2010 roku głośno powiedział, że za 15 lat prezydentem zostanie człowiek, wywodzący się z kibolskiego środowiska, który brał udział w ustawkach, to taki ktoś zostałby wyśmiany. 


I w tym miejscu chyba warto sobie zadać pytanie „how the fuck did we got here?”. Wydaje mi się, że kluczowy do znalezienia odpowiedzi na to pytanie będzie rok 2011. Wtedy to bowiem partia Jarosława Kaczyńskiego jednoznacznie opowiedziała się po stronie kiboli. I ja rozumiem, że to było między innymi pokłosie tzw. „akcji widelec” (2008). Ta akcja polegała na tym, że policja zatrzymała od cholery ludzi (w tym przechodniów) w ramach walki z kibolami. I jak to bywa w przypadku naszego kraju, najpierw olewamy jakiś problem całymi latami (na ten temat się jeszcze za moment powymądrzam) i nie próbujemy walczyć z przyczynami jakiegoś zjawiska, a potem następuje gigantyczny overkill, który robimy po to, żeby pokazać, że „coś robimy”. W trakcie tej akcji policja podczas przesłuchiwania wymuszała zeznania. Tl;dr skończyło się to potem odszkodowaniami/etc. 


Nikogo, kto pamięta tamte czasy i to, jak potrafili się zachowywać kibole (demolowanie stadionów, pobicia przechodniów, demolowanie pociągów, rzucanie cegłami i brukowcami w autobusy/etc./etc.) nie dziwiło to, że absolutnie nikogo nie obchodziło to, że wtedy policja przegięła. Chciałoby się rzec „sorry, taki mamy klimat”. 


Ponieważ PiS w 2011 szukał jakichkolwiek sposobów na poszerzenie elektoratu (co nie powinno dziwić, bo porażka wyborcza w 2007 była bardzo dotkliwa) i padło na kiboli. O ile samo zwracanie uwagi na to, że policja w 2008 roku przegięła, nie było niczym zdrożnym, to już przedstawianie wszystkich kiboli, jako ofiary policji, było przegięciem i to srogim. Mizianie się z kibolami w 2011 w niczym PiSowi nie pomogło, bo porażka w wyborach parlamentarnych była również dotkliwa. 


Partia Jarosława Kaczyńskiego miała wtedy wybór: albo odpuszczamy ten temat, albo idziemy za ciosem. Oczywiście, PiS poszedł za ciosem. Nawiasem mówiąc, aż dziw bierze, że jeszcze nikt w poszukiwaniu dowodów na geniusz polityczny Jarosława Kaczyńskiego nie dokopał się do tego roku 2011 i nie zaczął tłumaczyć, że Kaczyński gra w szachy 5D, bo on już w tym 2011 roku zaplanował, kogo wystawi w wyborach prezydenckich w 2025 roku. Nigdy nie dowiemy się tego, czemu Jarosław Kaczyński w 2011 roku podjął taką, a nie inną decyzję, ale po tym, jak ją podjął, cały PiSowski agitprop ruszył z akcją ocieplania wizerunku kiboli. Wydaje mi się, że szczytowym osiągnięciem było przyrównywanie kiboli do Armii Krajowej (niestety, nie jestem w stanie tego oźródłować, bo pojawiło się to w jednym z numerów kwartalnika „Fronda” [autorem był ktoś z tzw. hipster prawicy, której przedstawicielami byli, między innymi Samuel Pereira i Dawid Wildstein], a screeny przepadły razem z zawartością starego lapka). Przekonywano nas do tego (np. klawiaturą i ustami Wojciecha Wybranowskiego), że kibole mają po prostu złą prasę i że tak właściwie to są spoko ziomki. Patrząc na te działania z perspektywy czasu, trzeba przyznać, że zakończyły się one spektakularnym sukcesem. 


Ja polską prawicę i jej działania obserwuje od dawna i mam świadomość tego, że na prawicy od jakiegoś czasu panuje niemalże doskonała próżnia intelektualna. Choć jest tam sporo ludzi z tytułami naukowymi, to jednak mowa tu o indywiduach pokroju Krasnodębskiego, Legutki albo Zybertowicza. Nie chciałbym być źle zrozumiany. Ja tym ludziom nie chcę odbierać tytułów naukowych. Mnie chodzi jedynie o to, że nawet ci z tymi tytułami już tak długo myśleli jednotorowo, że równie dobrze mogliby ich nie mieć, bo nie różnią się niczym od przeciętnego PiSowskiego konta agitacyjnego na Eloneksie.


Z prawicą jest również ten problem, że jej przedstawiciele (choć sami twierdzą, że jest inaczej) praktycznie nigdy nie myślą nad tym, jakie mogą być efekty ich działań. Tzn., może inaczej. Oni swoje działania postrzegają przez pryzmat tego, czy pozwolą im one dorwać się do władzy (to „dorwać” jest tu bardzo adekwatnym określeniem). Jeżeli dojdą do wniosku, że tak będzie, to będą coś robić i nie zastanawiają się nad tym, czy przypadkiem dane działanie nie będzie miało jakichś innych efektów. 


Dokładnie tak było w przypadku ocieplania wizerunku kiboli. W PiSie myślano jedynie o tym, że to jest elektorat, po który warto się pochylić. Nikt tam nie zastanawiał się nad długofalowymi efektami takich działań. No bo tak. Jak kibolem zostawał ktoś w latach 90, to tam nie było udawania, że w tej całej sprawie chodzi o coś więcej, niż lanie się po mordach z innymi kibolami i z policją. Ci ludzie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że dla ogromnej części społeczeństwa są zwykłymi bandytami. Ujmując rzecz nieco inaczej: wiedzieli, że ich zachowanie nie jest społecznie akceptowalne, w efekcie czego całkiem spore grono kiboli „wyrastało” z radykalizacji. 


A teraz sobie wyobraźmy, że kibolem zostaje ktoś, kto jest utrzymywany w przeświadczeniu, że może i ktoś kiboli nie lubi, ale to dlatego, że jest lewakiem albo komunistą, zdrajcą (można stosować łącznie i zamiennie) i tak dalej, i tak dalej. Kibole są przedstawiani jako bohaterowie, którzy w razie czego będą chronić Polski przed różnymi zagrożeniami (genderem, elgiebetami, edukacją zdrowotną, niebiałymi ludźmi, lewakami, Unią Europejską, Zielonym Ładem, Ukraińcami i tak dalej, i tak dalej). Ja co prawda nie jestem psychologiem, a o rozwojówce mam pojęcie mocno takie sobie, ale śmiem twierdzić, że ciężko z czegoś takiego „wyrosnąć”. Czym innym jest sytuacja, w której gdzieś z tyłu głowy masz to, że zajmujesz się bandyterką, a czym innym taka, w której wpaja Ci się przez ileś tam lat, że jesteś bohaterem. A, no tak, i zapomniałem o najważniejszym. Kibole zarówno wtedy, jak i teraz trwali w przekonaniu, że przemoc jest naturalnym sposobem rozwiązywania sytuacji konfliktowych (jakichkolwiek). 


Choć jeszcze nie dotarliśmy do momentu, w którym większość społeczeństwa uważa kiboli za bohaterów, to już teraz jesteśmy na etapie, w którym sporej część społeczeństwa kibolska przeszłość Karola Nawrockiego nie przeszkadzała. Ta sama część społeczeństwa zaczyna traktować kiboli jako „zło konieczne”, no bo może i leją się po mordach, ale przynajmniej będą nas chronić przed innymi zagrożeniami. To, że kibolstwo jest praktycznie nierozerwalnie związane z gangsterką zostało skutecznie wyparte ze „świadomości zbiorowej”. Najpierw nas to szokowało, potem już newsy o kolejnych kibolach-gangusach były normą. A teraz już mało kogo to obchodzi. 


W trakcie kampanii prezydenckiej z lekkim zdziwieniem obserwowałem to, ile pozytywnych reakcji zebrało „świadectwo” jednego kibola. Otóż, gdy głośno się zrobiło na temat tego, że Karol Nawrocki brał udział w ustawkach, ruszyła machina propagandowa, której udało się przekonać wystarczającą część społeczeństwa do tego, że ustawki to w sumie honorowe zajęcie. Jednym z elementów składowych tej machiny były „świadectwa”. Otóż, zawiadowca jednego z dużych chuligańskich pejów (nie, tego nie oźródłuję dla zasady) przekonywał, że nie ma nic złego w takiej przeszłości, jak ta Nawrockiego. A poza tym, to on pochodził z biednej i przemocowej rodziny, został kibolem i potem go z tego wyciągnął (werble) Krzysztof Bosak, który jego i jemu podobnych edukował. Aż dziw bierze, że Krzysztof Bosak nie pochwalił się tym, że zajmował się streetworkingiem. 


Gdyby faktycznie było tak, że zawiadowca peja wyszedł z przemocowych środowisk, to można by mu tylko przyklasnąć, ale śmiem w to wątpić choćby dlatego, że prowadzi chuligański pej. Po drugie, rozumiem, że w przemocowe środowiska wpada się łatwiej jeżeli w domu jest przemoc, alkohol i generalnie warunki niesprzyjające poprawnemu rozwojowi. Niemniej jednak nie dam sobie wmówić, że pójście w chuligankę jest jedynym wyjściem z takiej sytuacji. A nie dam sobie tego wmówić, bo z racji tego, że wychowałem się na zadupiu, znałem całą kupę kiboli i ludzie ci pochodzili z bardzo różnych domów (nie byli reprezentantami wyłącznie „klasy ludowej”, choć redaktor Woś wszystkich nas by chciał do tego przekonać). Poza tym, nie jestem kretynem, działalność Krzysztofa Bosaka znam bardzo dobrze i pomysł, że były prezes (uwaga będzie znowu CAPS) MŁODZIEŻY WSZECHPOLSKIEJ miałby zajmować się wyciąganiem młodzieży z przemocowych środowisk przeciwdziałaniem radykalizacji wydaje mi się równie absurdalny jak to, że Ziemkiewicz potrafi robić research. 


Nad tą konkretną ścianą tekstu siedziałem długo (rzecz jasna chodzi tu o samo pisanie, bo najdłużej w limbo leżała notka o fantastyce), ale w tym momencie musiałem zrobić sobie dość długą przerwę, żeby zastanowić się nad tym „w którą teraz stronę”. Im bliżej jesteśmy bowiem „czasów obecnych”, tym więcej pojawia się wątków, które warto by było poruszyć, bo mają one wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. Z jednej strony chciałoby się to opisywać w sposób chronologiczny – z drugiej, czasami konieczny jest Wielki Skok Naprzód (przepraszm, musiałem). I w tymże właśnie momencie za Wielką Wodą doszło do pewnego wydarzenia, które zapewne przeszłoby u nas bez echa, gdyby nie to, że polska prawica sprowadziła sama siebie do roli ekspozytury ruchu MAGA. Chodzi, rzecz jasna, o śmierć Charliego Kirka. 


Gdyby nie kontekst, zabawne byłoby to, że polska prawica (narodowcy w szczególności) zaczęła rozpaczać nad tym, że w tym USA, to jest już tak źle, że dochodzi do zabójstw politycznych. A byłoby to zabawne dlatego, że tam do przemocy (w tym zabójstw) motywowanych politycznie dochodzi raczej często i gdy parę miesięcy temu przedstawiciel skrajnej prawicy zabił polityczkę Partii Demokratycznej i jej męża (oraz poważnie zranił senatora tejże samej partii), a w aucie miał listę 70 osób (nie zgadniecie z której partii byli), jakoś tak nikt nie chciał uczcić pamięci ofiar minutą ciszy. No, ale to dygresja. 


W przypadku Charliego Kirka prawica przeżywała prawdziwy emocjonalny rollercoaster, bo najpierw winę za zło świata całego zrzucono na lewaków. Potem, gdy okazało się, że sprawcą był biały mieszkaniec Utah (choć gubernator tego stanu modlił się o to, żeby tak nie było), sprawa zrobiła się problematyczna. No, ale potem się okazało, że skoro sprawca był w związku z osobą transpłciową, to wszystko jest w porządku (w wymiarze narracyjnym), bo prawica znowu mogła przypisać sprawcę do kategorii „lewak”. O tym, że ta sprawa była o wiele bardziej złożona, zaś Robinson nie był ani lewakiem, ani prawakiem, porozmawialiśmy w ramach podkastu z Piotrem Wilkinem (link do odcinka w Źródłach znajdziecie), tak więc odpuszczę sobie opisywanie tego, bo to wymagałoby osobnej ściany tekstu. 


Dla nas kluczowy był moment, w którym prawica zaczęła się miotać narracyjnie (bo sprawca był biały/etc.) i bardzo się starała jakoś wybrnąć z narożnika, do którego się sama zagoniła. I znowuż z pomocą przychodzi nam nieoceniony Krzysztof Bosak, który napisał był wtedy na swoim Eloneksie: „Jeśli to prawda to wymaga to wyciągnięcia wniosków. Radykalizm lewicowy potrafi być niebezpieczny i popychać młodzież z dobrych domów do łamania prawa i nawet zbrodni. To dzieje się w USA, w Europie, rzadko bo rzadko, ale także w Polsce.”. Najbardziej mnie w powyższym fragmencie bawi ta młodzież „z dobrych domów”. Bo wiecie, gdyby sprawca nie był biały albo jego rodzice byli lewakami, to sprawa byłaby oczywista, a tak, trzeba się zastanawiać jak to możliwe, że lewicowy radykalizm biedaka dopadł. Wiadomo bowiem, że jeżeli doszło do aktu przemocy, to to musiał być lewicowy radykalizm, bo prawicowi radykaliści jeszcze nigdy nie dokonali żadnego aktu przemocy. 


Wpis był znacznie dłuższy i Bosak narzekał w nim również, a jakże, na antifę, która co prawda mówi, że walczy z faszyzmem, ale sama sobie wybiera kto jest faszystą (Ziemkiewicz pewnie pęka z dumy, że po 30 latach ktoś powtarza jego narracje). Natomiast rozłożyły mnie na łopatki dwa fragmenty. Pierwszy z nich: „Istnienie skrajnie prawicowego ekstremizmu nie jest powodem by przymykać oko na jego lewicowy odpowiednik.”. To może niech Bosak, no nie wiem, zacznie walczyć z tym prawicowym? Bo tak się jakoś składa, że jest za niego w dużej mierze współodpowiedzialny i przez lata jakoś mu on nie przeszkadzał (za moment przyniosę „paragony”). A teraz drugi fragment: „Ekstremizm zaczyna się tam gdzie pojawia się uznanie dla przemocy motywowanej politycznie, usprawiedliwianie jej, fascynacja nią, instruowanie do niej. Wszystkie te elementy są w tzw. ruchu ANTIFA.”. 


Kurde, nigdy się nie spodziewałem tego, że będę musiał napisać, że Krzysztof Bosak i jego otoczenie to część ANTIFY. Bo on i jego środowisko odfajkowują wszystkie wymienione punkty. Weźmy takie na ten przykład podpalenie tęczy z Placu Zbawiciela (tak, był to akt przemocy) w 2013 roku. Zaraz po tym, jak do tego doszło, Krzysztof Bosak był odpytywany przez jednego dziennikarza na okoliczność tego zdarzenia. Poniżej zamieszczę stenogram wystąpienia (niestety, niestety, link źródłowy do kanału YT kończy się komunikatem „ten film jest prywatny”):


Dziennikarz: Panie Krzysztofie, jak by pan określił tych, którzy podpalili tęczę na Placu Zbawiciela?

Krzysztof Bosak: Przypuszczalnie podpalaczami.

D: Bandyci? 

KB: To słowo byłoby uzasadnione, jeżelibyśmy ustalili, że podpalenie tęczy jest czynem kryminalnym. Natomiast, na ile mi wiadomo, ta tęcza miała być dawno temu rozmontowana, jej tam nie powinno już być. To była instalacja czasowa, która z niewiadomych przyczyn - podejrzewam inspirację ideologiczną - została przedłużona na bliżej niesprecyzowany czas(...)

D: Czyli nie bandyci?

KB: Nie użyłbym tego słowa. 

 
Czyli wicie rozumicie. Tęcza tam stała (zdaniem Bosaka) nielegalnie, tak więc podpalacze nie byli bandytami. Innymi słowy, odhaczamy „usprawiedliwianie przemocy”.  Teraz możemy przejść do połączonych punktów „uznanie dla przemocy i fascynacja ją”. Po tym, jak tęczę podpalono, jeden fotograf pykną fotkę płonącej tęczy, na tle której stał jakiś ziomek z biało-czerwoną flagą. Fotka ta została umieszczona na okładce czasopisma „Polska Niepodległa”. Czemu o tym wspominam? Ano temu, że na początku stycznia 2014 roku „Oddział Telewizyjny Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, przyznał nagrodę Polskiej Szabli Ułańskiej za „Najlepszą fotografię patriotyczną roku 2013” tejże właśnie fotografii. Ponieważ momentalnie zrobiło się na ten temat głośno, KSDP wystosowało oświadczenie, w którym tłumaczono, że na zdjęciu prawie nie widać tęczy i że ta nagroda została wręczona dlatego, że widać tam typa z flagą biało-czerwoną. 


Teraz możemy przejść do „instruowania do przemocy”. Przed państwem Konrad Berkowicz, który na swoim eloneksowym koncie napisał: „Instalacja tęczy na pl. Zbawiciela ma kosztować prawie milion złotych. Podpalenie jej około 100 zł. Nic nie sugeruję. Wskazuję tylko, ile co kosztuje.”. Wpis nadal wisi. Tak, ja też jestem zdziwiony tym, że idąc tokiem rozumowania Bosaka, polska prawica to ANTIFA. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że rdzeniem kampanii wyborczej Ruchu Narodowego w wyborach do Europarlamentu w 2014 były protesty przeciwko odbudowie tęczy. Bosak dorobił się nawet pięknej fotki z blokady, gdy odprowadzała go z niej policja.  


Skoro zaś już jesteśmy przy tej kampanii, to chyba warto wspomnieć o tym, że Witold Tumanowicz (obecny poseł z ramienia Ruchu Narodowego, były wiceprezes Młodzieży Wszechpolskiej) w jej trakcie wyprodukował plakat wyborczy, na którym macha drewnianą sztachetą (najprawdopodobniej Ruch Narodowy uznał, że kij baseballowy byłby za mało patriotyczny). Tumanowicz bardzo szybko przekonał się o tym, że nie był to najlepszy pomysł, bo złośliwcy (to nie ludzie, to wilki) przerobili plakat i zamiast sztachety, Tumanowicz machał na niej wielkim dildo. 


Chuliganka spod znaku narodowców udzielała się również w 2013 roku, kiedy zakłócali wykłady Magdaleny Środy, a potem Zygmunta Baumana. W przypadku tego pierwszego wykładu całą sprawę skomentował Ziemkiewicz, który stwierdził, że jemu to śmierdzi prowokacją, bo wchodzą sobie jacyś ludzie na wykład i nikt ich nie legitymuje (nie trzeba chyba wspominać o tym, że, owszem, byli legitymowani i nawet toczyło się tej sprawie postępowanie, ale prokuratura nie stwierdziła znamion czynu zabronionego). Twórczość Ziemkiewicza była o tyle zabawna, że Artur Zawisza (narodowiec, który miał potem problemy związane z jazdą po pijaku) tłumaczył mu, że błądzi, bo to naprawdę narodowcy. O ile w przypadku wykładu Środy łysa ziomberiada sobie poszła, gdy wyprosiła ich ochrona, to na wykładzie Baumana do opuszczenia sali skłoniła narodowców dopiero wizyta antyterrorystów. Jak skomentował to wyczulony na polityczny ekstremizm Krzysztof Bosak? Miło, że pytacie: „Nie uważam, żeby skandowanie okrzyków, z którymi ktoś się nie zgadza, było czymś nagannym. Ci, którzy chcą wyrazić swój protest mają prawo to zrobić. Wykład był otwartym wydarzeniem”.  Jak to było z tym usprawiedliwianiem przemocy, Wielce Szanowny Panie Krzysztofie? 


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty 

Zanim przejdę dalej, poczynię 88 (pun intended ze względu na tematykę) dygresję. Nie można odmówić narodowcom skuteczności retorycznej. W sytuacji, w której ich własne środowisko jest odpowiedzialne za ogromną liczbę aktów przemocy, udaje im się przekonać sporą część społeczeństwa do tego, że prawdziwym zagrożeniem jest mityczna ANTIFA (mityczna, bo choć organizacji antyfaszystowskich trochę jest, to jednak nie są oni w ramach jednej dużej organizacji, której jedynym czynnikiem spajającym jest zamiłowanie do dokonywanie aktów przemocy, jaką jest, no nie wiem, na przykład Ruch Narodowy). 


Jak już wspomniałem w poprzednich warstwach tektonicznych tej ściany tekstu, w 2011 PiS zrobił zwrot, chcąc pozyskać skrajnie prawicowy (chuligańsko-narodowy) elektorat. Jarosław Kaczyński sobie umyślił, że na prawo od PiSu nic już nie wyrośnie. Ktoś złośliwy mógłby w tym momencie napisać, że Genialny Strateg tak sobie to wszystko zaplanował, że aż wyhodował konfę (a w zasadzie dwie, bo przecież Braun ma swoją), przed którą teraz musi się płaszczyć (tak, wiem, teraz obie partie na siebie pohukują, ale jestem tak stary, że pamiętam wybory prezydenckie 2025 i to jak się wtedy zachowali Mentzen, Bosak i Wipler) Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, napiszę jedynie tyle, że zwrot ten miał swoje odzwierciedlenie w coraz ostrzejszej retoryce używanej przez PiS. Owszem, od 2005 roku, gdy Tusk się pokłócił z Kaczyńskim dwie największe partie okładają się słownie i już wtedy nie wyglądało to zbyt pięknie. 


Potem było już tylko gorzej, aczkolwiek warto w tym miejscu zaznaczyć, że do momentu przejęcia władzy, Zjednoczona Prawica musiała się, siłą rzeczy, ograniczać jedynie do używania skrajnej retoryki (i stąd np. rzyganie rasizmem w 2015 roku), ale po przejęciu przez partię Kaczyńskiego władzy, zaczęto aktywnie chronić narodowców i kibolstwo przed konsekwencjami prawnymi. Przytoczę tylko kilka przykładów, bo gdybym chciał tu opisać kompletną listę, to ta ściana tekstu byłaby pewnie dłuższa od Jormunganda. 


Gdy 21 maja 2016 córka ówczesnej radnej z ramienia PiS, Anny Kołakowskiej, została zatrzymana przez policję za blokowanie Marszu Równości, Mariusz Błaszczak (ówczesny szef MSWiA) miał incydent kałowy i zarzucił policjantom stosowanie brutalnych metod. Gdy potem przeprowadzono w tej sprawie dochodzenie i okazało się, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami, Błaszczak swoich słów nie cofnął. Wiedzą powszechną było to, że Anna Kołakowska miała powiązania ze skrajnymi środowiskami prawicowymi. Jest to o tyle istotne, że ta sama radna rok później (maj 2016) powiedziała pod adresem Agnieszki Pomaski (zawsze przy okazji tej posłanki mam moment zawahania, bo nie wiem, czy jej nazwisko się odmienia), że: „to coś powinno się złapać i ogolić na łyso”. Wydawać by się mogło, że w sytuacji, w której tego rodzaju słowa padają z ust (czy też klawiatury) osoby mającej takie, a nie inne powiązania, prokuratura powinna to potraktować jako groźby karalne? Nic bardziej mylnego. Pomaska musiała wnieść subsydiarny akt oskarżenia, bo prokuratura dwukrotnie umarzała postępowanie w sprawie Kołakowskiej. 

 

Idźmy dalej. W 2017 narodowcy (z różnych organizacji, w tym z Młodzieży Wszechpolskiej) zorganizowali event, na którym wieszali podobizny europosłów. Prokuratura znowu nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego. Tak, jak w przypadku posłanki PO wniesiono w tej sprawie subsydiarny akt oskarżenia. Skończyło się wyrokiem w 2023 (który został utrzymany w 2024). Choć sędzia skazała organizatorów eventu, to jednak stwierdziła, że samo umieszczanie podobizn polityków w tym przypadku mieściło się w granicach debaty publicznej. No dobrze, ale co na ten temat miał do powiedzenia walczący z politycznym ekstremizmem Krzysztof Bosak?  „to był happening (…) Nie ma się czego wstydzić. Happeningi są mniej lub bardziej udane, ten się bardzo mocno przebił w mediach, więc można go zaliczyć do udanych.”. 


Jakby to powiedział Michał Rachoń: Jedziemy dalej. W 2017 roku odbył się tzw. Marsz Niepodległości, na którym pojawiły się, no nie uwierzycie, rasistowskie hasła i neonazistowska symbolika. Ponieważ to nie był rok 2015, policja już wiedziała, że nie powinna interweniować. Sam Mariusz Błaszczak powiedział, że „policja nie miała powodów do interwencji. Tłumaczył, że transparenty niesione przez uczestników marszu niekoniecznie były niezgodne z prawem, bo nie musiały wcale nawiązywać do faszyzmu czy rasizmu (…) Pytany o hasło „Europa tylko biała”, przekonywał, że „skojarzenia [dotyczące tych słów] mogą być różne”. Tak, w tym haśle zapewne chodziło o to, że przed zmianami klimatycznymi w Europie było w zimie dużo śniegu i dlatego była biała. Gdy zrobiło się o tym głośno, PiSowska prokuratura postanowiła, że jednak się nad tym pochyli, ale, co za szok, ostatecznie nikomu nie postawiono żadnych zarzutów. 


Pamiętacie materiał TVN o urodzinach pewnego austriackiego akwarelisty? Tam co prawda prokuratura zadziałała (bo nie miała wyjścia), ale równolegle media Karnowskich wrzuciły w przestrzeń publiczna dezinformację (wspierały te media inne media rządowe). Otóż, to nie było tak, że ci ludzie sami z siebie te urodziny zorganizowali. Nic z tych rzeczy, to wszystko było ustawką TVNu. Portal wPolityce opublikował na ten temat mniej więcej tyle artykułów, ile ruscy wysyłają dronów w trakcie ataków na Ukrainę. Co ciekawe, wzmagał się na ten temat również Joachim Brudziński (ówczesny szef MSWiA). Parę lat później portal wPolityce opublikował informację o tym, że organizatorzy wiadomych urodzin zostali skazani i oczywiście nie zająknięto się w artykule na temat „dziennikarskiego śledztwa”, z którego miało wynikać, że to ustawka. 


Ale tu jest jeszcze ciekawiej, bo TVN wytoczył Karnowskim proces. W 2022 roku sąd orzekł, że z tymi urodzinami to było tak, że to jednak nie była ustawka. I wtedy stała się rzecz niesłychana. Karnowscy (tzn. wiem, że to akurat był Jacek Karnowski, ale to żadna różnica) nie złożyli apelacji. Czemu? Na pewno nie miało to żadnego związku z tym, że nie było żadnego śledztwa dziennikarskiego, bo media Karnowskich nie zatrudniają dziennikarzy. Tutaj co prawda nie mieliśmy do czynienia z obroną narodowców przez prokuraturę, ale za to PiSowski agitprop próbował ludziom wmówić, że to nie tak, że w Polsce są naziole. Nic z tych rzeczy. Po prostu ktoś ich zmanipulował i kazał im to zrobić. O tym, że ABW usiłowało przypiąć dziennikarzowi, który przeniknął do nazioli propagowanie ustrojów totalitarnych za to, że hejlował razem z naziolami, wspominać nie trzeba, prawda? Tak samo, jak o tym, że cała masa prawicowców tłumaczyła, że oni by nigdy nie hejlowali (ale nie wiem, czy tak samo oburzony byli Winnicki i Wybranowski). Zanim ktoś będzie heheszkował z tego, że to Karnowscy i kto im tam uwierzy, pozwolę sobie użyć anecdaty, no na przykład mój mieszkający na wsi wujek w to uwierzył i coś mi mówi, że nie był on jedyną osobą, która dała wiarę tym „ustaleniom”. 


Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o tym, do czego doprowadziła PiSowsko-kościelna nagonka na elgiebety. Gdy w Białymstoku odbył się pierwszy Marsz Równości (20 lipca 2019), prawie doszło tam do pogromu. W sytuacji, w której dokonania skrajnej prawicy zostały uwiecznione na filmach, chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości w kwestii tego, co tam zaszło? Ówczesny (tak, mam świadomość tego, że słowo „ówczesny” pojawia się w tej ścianie tekstu częściej niż „dygresja”) zastępca szefa publicystki TVP Info, Daniel Liszkiewicz, miał inne zdanie na ten temat i dowodził (spowalniając filmik), że (werble) doszło tam (werble, ale dwa razy głośniej),  do ustawki. Wyroki skazujące (np. za złamanie obojczyka jednemu z uczestników Marszu Równości) nie skłoniły pana Daniela do usunięcia wpisu z Twittera. Tak samo, jak zachowanie skrajnej prawicy nie skłoniły arcybiskupa Jędraszewskiego do ogarnięcia bajery, bo niecałe dwa tygodnie później był on łaskaw wydalić z siebie słowa o „tęczowej zarazie”. 


Tego było znacznie więcej, ale na tym poprzestanę. Zjednoczona Prawica nie zeszła z raz obranej drogi i gdy tylko mogła albo pomagała skrajnej prawicy umarzając postępowania (które kończyły się czasem wyrokami skazującymi po wniesieniu subsydiarnych aktów oskarżenia tylko i wyłącznie dlatego, że partii Kaczyńskiego nie udało się zrobić z sądami tego, co z prokuraturą), albo wmawiając suwerenowi, że „to wszystko nie jest takie jednoznaczne”. PiSowi bardzo zależało na dobrych relacjach z narodowcami tak bardzo, że po prostu kupili część z nich milionami ze środków publicznych. Pamiętacie może godną Jaruzela przemowę Kaczyńskiego, który wzywał aktyw partyjny do „obrony kościołów”? Do kogo była skierowana ta odezwa? Tak, wiem, oficjalnie do „popierających PiS”, ale w praktyce odpowiedzieli na nią głównie narodowcy i kibole. Nawiasem mówiąc tylko prawdziwy geniusz i prawdziwie wielki mówca mógł w jednej „odezwie” opowiadać o tym, że protesty przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego są złe, bo jest covid i że zakazane są zgromadzenia powyżej 5 osób, a zaraz potem wezwać do tłumnej obrony kościołów.


Pomału chciałbym zmierzać w stronę wniosków końcowych (acz mam świadomość, że pewnie mógłbym to zrobić jakieś 30 tysięcy znaków temu), ale trzeba wspomnieć jeszcze o paru rzeczach. Jedną z nich jest to, że za rozrośnięcie się skrajnej prawicy i przesunięcie kredensu debaty w prawo, nie odpowiada wyłącznie Genialny Strateg. Współodpowiedzialne są również media, które w pogoni za zasięgami publikowały wszystko, co się dało. Zapewne redaktorzy nie mieli sobie nic do zarzucenia, bo gdy widzieli, że publikowane przez nich treści (cytaty/etc.) wywoływały oburzenie, przekonywali sami siebie, że skoro tak, to nic się nie stało. Tyle, że to oburzenie (ze wszechmiar słuszne) to tylko jedna strona medalu. Drugą jest to, że w ten sposób skrajne poglądy weszły do mainstreamu. No bo (będę łaskawy) niech będzie, ze 90% odbiorców się oburzało na daną wypowiedź (teraz to nierealne ze względu na polaryzację, bo „naszym” zawsze wolno więcej niż „onym”). Pozostałe 10% dojdzie do wniosku, że skoro tego rodzaju wypowiedzi pojawiają się na mainstreamowych portalach, to znaczy, że „już można”. 


To zaś prowadzi do punktu drugiego, który już sygnalizowałem. Debata publiczna jest dzisiaj bez porównania „ostrzejsza” od tej, z którą mieliśmy do czynienia w „najntisach” i na początku XXI wieku. I ja wiem, że cała masa prawicowców stara się nas wszystkich przekonać do tego, że kiedyś to były czasy, a teraz to nie ma czasów, ale to są bzdury. Każdemu, kto chciałby o tym podyskutować pragnę przypomnieć, że w 1991 roku można było wylecieć ze stołka wiceministra za wygadywanie bzdur na temat AIDS (że to „choroba grzechu”) i nazywanie elgiebetów dewiantami. Obstawiam, że w latach 2015-2023 za podobną wypowiedź można by było dostać jakieś odznaczenie od Czarnka, a Gazeta Polska pewnie wypuściłaby jakieś naklejki w obronie osoby, która wygadywałaby tego rodzaju bzdury. Gdyby istniało coś takiego, jak „cancel culture”, to osoby pokroju Jakiego, Mentzena, Berkowicza, Mateckiego i wielu, wielu innych nie miałyby szans na uzyskanie jakiegokolwiek mandatu, bo nawet gdyby dostali biorące miejsca na listach, to suweren głosowałby na innych „po złości”. 


I ja rozumiem, że ktoś może podnieść argument, że z dwojga złego, to już chyba lepiej, że mamy „jedynie” zaostrzoną debatę (czyli przemoc symboliczną) zamiast tego, co się działo w latach 90, bo przecież taka zwyczajna przemoc jest gorsza od przemocy symbolicznej. Tyle, że ten argument nie ma większego sensu, bo na końcu tej przemocy symbolicznej zawsze znajduje się „zwykła” przemoc. Co zresztą było widać przy okazji spędu Sebixów przy granicy. Równolegle Zjednoczona Prawica i konfa robiły nagonki na „kolorowych”. To chyba dobry moment na to, żeby pokazać jak bardzo wykrzywiona jest polska debata. Matecki publicznie chwalił się tym, że latają dronem za jakimś randomowym typem (wpis nadal wisi). Czy polskie media się tym zainteresowały? A gdzie tam. A teraz sobie wyobraźmy, co by było, gdyby Adrian Zandberg pochwalił się na Eloneksie tym, że lata dronem za jakimś deweloperem. Ta, choć krótkotrwała, histeria sprawiła, że np. w Częstochowie 26 lipca 2025 30 letni kibol Rakowa ugodził nożem obywatela Zimbabwe („staremu” kibolowi towarzyszył 17-letni kibol). Na pewno nie miało to żadnego związku z tym, że 22 lipca tegoż samego roku odbyły się protesty „przeciwko migracji”, w których brali udział kibole Rakowa. 


Gdy dzieją się tego rodzaju rzeczy, prawica nie potrafi zareagować tak ostro, jak wtedy, gdy ktoś na proteście przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego użyje wulgaryzmu. Walczący z ekstremizmami Krzysztof Bosak też jakoś się nie kwapi do krytyki. Rzecz jasna, gdy zostanie pociągnięty za język przez dziennikarza, to wtedy się okazuje, że to nie ich (prawicy) wina i że im nie o to chodzi. Tylko, że jakoś tak się składa, że to są prawie zawsze te same środowiska. Mimo tego, prawicowi „badacze” w rodzaju Marcina Palade domagają się tego, żeby ANTIFĘ w Polsce uznać za „organizację terrorystyczną”. Gdyby nie kontekst byłoby całkiem zabawne, że gdyby ktoś Palade powiedział „ok, zróbmy tak, ale równolegle uznajmy za organizacje terrorystyczne te organizacje kibicowskie, których członkowie mają wyroki za pobicia, albo powiązania z Przestępczością Zorganizowaną/etc.”, to pewnie Pan Marcin eksplodowałby z oburzenia i stwierdził, że to jakieś bolszewickie metody. 


Zjawiskowe jest to, że ci sami ludzie, którzy zło świata całego przypisują mitycznej ANTIFIE, to już przestępstw dokonanych przez kiboli, narodowców/etc. nie są w stanie jednoznacznie przypisać do żadnej „strony” politycznego sporu i do żadnej organizacji. To są po prostu jakieś przestępstwa, które się „dzieją” w oderwaniu od jakichkolwiek realiów. Prawica jest pod tym względem stała w uczuciach, bo Ziemkiewicz taką narrację narzucał już trzydzieści lat temu. Poza tym, trzeba pamiętać o tym, że prawica już dawno postawiła znak równości między Marszami Równości i rozbijaniem tych marszów. Aczkolwiek to chyba nawet tak nie do końca, bo Marsze Równości to zło, tak więc rozbijanie, blokowanie tychże nie może być złe, prawda? Zresztą, chciałbym w tym miejscu przypomnieć, że polska prawica nieironicznie używa określenia „homoterroryzm”, tak więc nie oczekujmy od nich zbyt wiele. 


Najbardziej mnie męczy to, że jako społeczeństwo (a już w szczególności tyczy się to ludków wychowywanych wiadomo w jakich latach) niby jesteśmy tego świadomi, ale gdy Bosak albo inny Mentzen zaczyna nam machać przed oczami hasłem „ukraina”, „migrant”, „niebiały człowiek”, to się nagle okazuje, że zamiast zastanowić się nad tym „co jest grane” wierzymy, że konfiarze łamane przez narodowcy łamane przez kibole po prostu dbają o nasze bezpieczeństwo. No może i nas ganiali w tych najntisach, może i zachowywali się brutalnie i napadali ludzi na ulicach, ale tu na pewno chodzi o to, że oni po prostu mają Polskę w sercu, bo przecież rok rocznie chodzą na tzw. Marsze Niepodległości. Zanim ktoś powie „ej, no ale przecież to nie są ci sami, którzy ganiali obecnych 40 latków:. I owszem, to nie są „ci sami” ludzie, ale „tamci” ludzie właśnie wychowują swoje dzieci i chyba nie ma wątpliwości w kwestii tego, jakie wartości im wpajają. 


Wydaje mi się, że jednym z największych kłamstw, które część mojego pokolenia (daje sobie +10 do starości za użycie związku frazeologicznego) sobie wmówiło to to, że skrajnym środowiskom faktycznie chodzi o „innych”. No bo co mnie obchodzi, że będą ganiać jakichś tam Ukraińców, migrantów albo w ogóle niebiałych ludzi. Przecież nie należę do żadnej z tych grup. No może czasami zaczepią nie tych, co trzeba, no ale, jak to powiedział cytowany przeze mnie wcześniej komendant policji „chłopaki się pewnie pomyliły”. No może i chcą tłuc elgiebety, ale to też trochę wina tych drugich, bo przecież „się obnoszą”. Do wszystkich, którzy wychodzą z podobnego założenia, mam jedno pytanie: co powstrzyma skrajnie prawicowe środowiska przed rozszerzeniem zakresu pojęciowego „zagrożenia”, przed którym mają rzekomo chronić Polskę i Polaków? Np. na działaczy partii lewicowych. No bo przecież wiadomo, że lewaki to też są takie i owakie, a Zandberg to miał kiedyś koszulkę z Marksem, więc wypadałoby go za to pociągnąć do odpowiedzialności, prawda? A może zaczną ganiać mężczyzn z długimi włosami (tak, jak to te środowiska robiły nie tak dawno temu)? 


Każdemu, kto chciałby mi w ty miejscu zarzucić, że zmyślam, chciałbym przypomnieć, że polska prawica prowadziła sobie swego czasu coś takiego jak „Redwatch”. Była to sobie taka strona, na której skrajna prawica doxxowała ludzi, których nie lubi. Mógł to być lewicowy dziennikarz, feministka studiująca socjologię, działacz elgiebet albo np. uczeń liceum, który pomógł sprzątać kirkut. Na stronie bardzo było sporo informacji np. na temat tego, gdzie można znaleźć daną osobę (pamiętam, że opisano tam dość dokładnie, którymi pociągami jeździła jedna osoba [gdzie wsiadała, gdzie wysiadała i o której porze nimi jeździła], czasami były też informacje, że jakby co to na tego czy owego trzeba uważać, bo może nie dać się łatwo obić. W kontekście tego, co w latach 2015-2023 wyrabiała Zjednoczona Prawica na ironię zakrawa fakt, że po raz pierwszy za tych polskich naziolków (gwoli ścisłości, tu nie było najmniejszych wątpliwości co do przynależności autorów strony) wzięła się wtedy prokuratura zawiadywana przez Ziobrę. Co prawda autorzy tej strony poszli siedzieć, to jednak potem stronę prowadził ktoś inny. Ja bym bardzo chciał, żeby to były moje wymysły, ale tak niestety nie jest. Osobną kwestią jest zaś to, że z tą „wiarą” w dobre intencje skrajnej prawicy, to jest trochę tak, jak gdyby ktoś przeczytał „Pamiętnik znaleziony w Licheniu” Ahmeda Goldsteina i i po lekturze doszedł do wniosku, że: „tak, to jest kierunek, w którym powinniśmy zmierzać”.


Zazwyczaj tego nie robię, ale tym razem zrobię wyjątek. Będzie to anecdata, ale dodam na jej początku PDK, albo „kto wie, ten wie”. Otóż, jakiś czas temu okazało się, że na wewnętrznym komunikatorze jednej z lewicowych partii, pewien lewicowy polityk (który powinien wiedzieć lepiej bo też doskonale pamięta najntisy) tłumaczył, że może i faszole na granicy zachowują się tak, a nie inaczej, ale nie ma co się na nich skupiać, bo ważniejsze są słupki poparcia. I wiecie, ja rozumiem, że słupki poparcia są istotne, ale wydaje mi się, że te słupki nie będą tak bardzo istotne w momencie, w którym skrajna prawica uzna, że pora zacząć walczyć z lewicowym zagrożeniem i np. zacznie wjeżdżać na spotkania partyjne (tak, jak wcześniej wjeżdżała na wykłady), zastraszać uczestników tychże spotkań albo je po prostu zagłuszać (Bąkiewicz ma wprawę, bo w 2021 zagłuszał prounijny więc PO). Uleganie tym środowiskom sprawia, że Krzysztofy Bosaki publicznie mówią rzeczy, za które jeszcze nie tak dawno temu zostaliby wyśmiani (domaganie się uprawień dla prawicowych bojówek/etc.).


Wspomniałem przed momentem, że dla prawicy (aczkolwiek nie tylko dla niej, bo spora część dziennikarzy w naszym kraju cierpi na tę samą przypadłość), każde przestępstwo, pobicie, podpalenie/etc., którego sprawcą jest ktoś prawicowy to „osobny przypadek”. Dla mnie to  jest coś w rodzaju harcownictwa. Skrajnie prawicowe organizacje sprawdzają w ten sposób na ile sobie mogą pozwolić. Jeżeli będziemy im jako społeczeństwo ulegać albo, co gorsza, chwalić ich za „branie sprawy w swoje ręce” (jak to zrobiła pewna lewicowa posłanka) to możemy się obudzić w rzeczywistości, w której skrajna prawica będzie nas trzymała za mordę. Rzecz jasna nie wszystkich i nie od razu, bo zacznie się od „wrogów”. 


Nikt, kto pamięta lata 2015-2023 nie może liczyć na to, że w razie czego państwo nas ochroni przed skrajną prawicą. Może inaczej: teraz nas może ochronić (nie tak skutecznie jak powinno, ale jednak). Jeżeli po kolejnych wyborach rządzić będzie nami koalicja PiSu i konfy (albo PiSu i dwóch konf), to nie będziemy mogli liczyć na żadne wsparcie ze strony państwa, bo państwo będzie skrajną prawicą. I nie trzeba jakoś specjalnie wysilać mózgownicy, żeby odgadnąć, w którą stronę to wszystko pójdzie. W latach 2015-2023 Ziobrokratura (ale też MSWiA) robiła co mogła, żeby chronić skrajną prawicę przed konsekwencjami prawnymi. Jedynym bezpiecznikiem, który nie został do końca rozjechany przez PiS były sądy, ale Jarosław Kaczyński praktycznie zaraz po tym, gdy okazało się, że Morawiecki jednak nie zbierze większości powiedział, że jeżeli jeszcze raz wygrają, to zrobią ze wszystkim porządek i tym razem sądy się nie ostaną.


Działający w latach 2015-2023 mechanizm już opisałem, ale przypomnijmy: jeżeli skrajny prawicowiec czemuś zawinił, to w pierwszej kolejności uruchamiano chłopców i dziewczęta od Zbyszka Umarzatora (sprawa Kołakowskiej, narodowców wieszających zdjęcia polityków/etc.). Jeżeli sprawy nie dało się umorzyć ze względu na „ciśnienie” społeczne, to wtedy co prawda prokuratura wszczynała postępowanie, ale okazywało się, że nikomu nie można niczego „przypiąć” (sprawa neonazistowskiej symboliki i rasistowskich bannerów z tzw. Marszu Niepodległości). Jeżeli tak też się nie dało (bo np. cała Polska widziała naziolków świętujących urodziny austriackiego akwarelisty albo pobicia na Marszu Równości w Białymstoku), to trzeba było kogoś oskarżyć i sprawa ostatecznie lądowała w sądzie. Równolegle jednakowoż uruchamiano kampanie dezinformacyjne, z których miało wynikać, że „to nie jest takie jednoznaczne” (prawda, panie Liszkiewicz i panie Karnowski?). I owszem, w tych nielicznych przypadkach, w których nie dało się „ochronić” skrajniaków zapadały wyroki skazujące, ale jeżeli sądy zostaną przejęte przez PiS, to będą działać jak prokuratura i wyroków skazujących może nie być. Zaś równolegle suwerenowi się będzie tłumaczyło, że to wszystko wcale nie jest takie, jak nam to lewaki przedstawiały. 


Tak wiem, są te wszystkie trybunały zagramaniczne, które mogą potem skrytykować PiS za takie, a nie inne działania i nałożyć kary, ale  po pierwsze taka procedura trwa, a po drugie, pamiętajmy o tym, że Trybunał Przyłębski orzekł wyższość polskiego prawa nad tym złym zagranicznym, więc tak na dobrą sprawę Jarosław (albo jego następca) będzie mógł powiedzieć, żeby sobie w tych obcych językach komu innemu dupę zawracały te trybunały ze Zgniłego Zachodu.


Najbardziej dołujące w tym wszystkim jest to, że gdy te rzeczy się już będą działy i gdy naprawdę będzie już nieciekawie, to wtedy podniosą się głosy dziennikarzy i części społeczeństwa, że co prawda dzieją się rzeczy straszne, ale przecież nikt nie mógł tego przewidzieć. I jestem przekonany o tym, że ci ludzie będą to mówić/pisać całkowicie szczerze. Ci sami ludzie, również całkowicie szczerze dziwują się temu, co teraz się dzieje w USA, gdzie Trump razem ze swoim otoczeniem właśnie stara się (całkiem skutecznie) wziąć za pysk cały kraj. I żadnej z tych osób (chodzi tu głównie o osoby, które uważają się za dziennikarzy) nie przyjdzie do głowy to, że jeżeli Zjednoczona Prawica wróci kiedyś do władzy (samodzielnie, bądź też z konfą/konfami), to scenariusz będzie identyczny. I już nawet nie chodzi o to, że Zjednoczona Prawica i konfa same siebie sprowadziły do roli ekspozytury ruchu MAGA na Polskę, ale o to, że podwaliny pod przyszły zamordyzm PiS kładł przez osiem lat swoich rządów. No ale po co się zastanawiać nad tym, co się stanie i po co bawić się w jakiekolwiek prognozy,  po co w jakikolwiek sposób skomentować wypowiedzi Bosaka, który postulował nadawanie praw bojówkom, po co w ogóle pamiętać o tym, czym od wielu lat zajmuje się skrajna prawica? Po co robić to wszystko, skoro o wiele mniejszym wysiłkiem intelektualnym jest „dziwienie się”. I tak, jak w trakcie pandemii bujaliśmy się na falach zachorowań, tak teraz będziemy się bujać na falach „zdziwień”. 

  
 
I na tym zakończę powyższą ścianę tekstu. Nie mogę napisać, że to jest „pesymistyczny” akcent, bo niestety akcent jest ze wszechmiar „realistyczny”. Mogę na sam koniec dodać, że jest to chyba najdłuższy poświęcony jednemu tematowi. Dodam również, że z jednej strony dawno już żaden temat mnie tak bardzo nie wymęczył, a z drugiej, dawno już nie miałem tak dużej wewnętrznej potrzeby do pochylenia się nad jakimś tematem. Chciałbym móc napisać, że mam szczerą nadzieję, że za kilka lat wszyscy będziemy się mogli śmiać i dojść do wniosku, że wszystko, co napisałem powyżej możemy spiąć klamrą „czarnowidztwo”, ale niestety tak nie jest. Mogę jedynie napisać, że jeżeli będziemy mieli ogromne szczęście, to „może się uda”, ale to jest jedyna pociecha, którą mogę wam zaoferować.  


Źródła:

Rejestracja Celtyka i Zakazu (wiadomo czego):

https://www.prawo.pl/prawnicy-sady/sad-dopuscil-kolejne-symbole-nop-min-krzyz-celtycki,42175.html

Rzecznik Praw Obywatelskich złożył potem apelacje:

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/589650,sad-ponownie-zbada-czy-zarejestrowac-symbole-nop-w-tym-zakaz-pedalowania.html

Ostateczna odmowa rejestracji:

https://wiadomosci.wp.pl/sad-odmowil-nop-rejestracji-m-in-zakazu-pedalowania-6032732800332929a

https://edition.cnn.com/2025/06/14/us/minnesota-shootings-manhunt-vance-boelter-invs

https://thehill.com/homenews/state-watch/5502257-utah-governor-spencer-cox-trump/

https://www.facebook.com/Podkast.Dezinformacyjny/posts/pfbid02kF6xWMykTnH4C8UuuiHSsyLWFFpcSDBMwLBqW8LtfP5MRAJZtjRXnTSnVCRFEKDkl

https://polskieradio24.pl/artykul/1983486,poszkodowani-w-akcji-widelec-mowia-dosc-setki-tysiecy-zlotych-odszkodowan

Moja notka o podpaleniu tęczy:

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2014/01/katolicka-pogarda.html

https://www.ksd.media.pl/aktualnosci/1762-nagroda-za-najlepsza-fotografie-patriotyczna-roku-2013

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,34862,15788726,liderzy-narodowcow-zatrzymani-i-od-razu-wypuszczeni-po-awanturze.html

https://natemat.pl/100955,kandydat-ruchu-narodowego-nawoluje-do-przemocy-zdjecie-ze-sztacheta-i-pogonimy-barroso-schultza-i-lewandowskiego

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/713420,narodowcy-na-wykladzie-profesora-baumana-na-sale-musieli-wkroczyc-antyterrorysci.html

https://wyborcza.pl/7,75398,13458054,ziemkiewicz-zadymy-na-wykladach-smierdza-mi-prowokacja-zawisza.html

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/691050,jest-postepowanie-w-sprawie-wykladu-srody-na-ktory-wdarli-sie-narodowcy.html

https://www.rp.pl/kraj/art5471301-nikt-nie-odpowie-za-zaklocenie-wykladu-prof-srody-dochodzenie-umorzone

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/713420,narodowcy-na-wykladzie-profesora-baumana-na-sale-musieli-wkroczyc-antyterrorysci.html

https://www.wprost.pl/kraj/406751/krzysztof-bosak-nie-jestesmy-faszystami-szanujemy-demokracje.html

https://wiadomosci.wp.pl/zawisza-bezkarny-byly-posel-pis-mimo-zakazu-nadal-jezdzi-autem-6890220696533600a

https://www.wprost.pl/kraj/10007734/blaszczak-ocenia-sposob-zatrzymania-corki-radnej-pis-to-jest-nieakceptowalne.html

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/957653,po-niech-blaszczak-przeprosi-policjantow-za-krytyke-po-zatrzymaniu-corki-radnej-pis.html

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/1389520,trzeba-to-cos-zlapac-i-ogolic-na-lyso-jest-wyrok-w-sprawie-bylej-radnej-pis.html

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/8707680,wyrok-zdjecia-europoslowie-na-szubienicach.html

https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,30671392,jest-ostateczny-wyrok-ws-narodowcow-ktorzy-zawiesili-na-szubienicach.html

https://www.fakt.pl/polityka/krzysztof-bosak-wieszanie-na-szubienicach-portretow-to-udany-happening/dclnwve

https://oko.press/przestepcy-z-marszu-niepodleglosci-2017-bezkarni

https://wpolityce.pl/polityka/420220-internauci-zszokowani-mozliwa-ustawka-z-urodzinami-hitlera

https://wpolityce.pl/polityka/421423-brudzinski-pyta-wlascicieli-tvn-o-urodziny-hitlera

https://wpolityce.pl/media/420145-tylko-u-nasurodziny-hitlera-byly-maskarada-znamy-kulisy

https://wpolityce.pl/kryminal/600773-sad-wydal-wyrok-ws-obchodow-urodzin-hitlera

https://tvn24.pl/polska/jacek-karnowski-bedzie-musial-przeprosic-dziennikarzy-tvn-autorow-reportazu-polscy-neonazisci-st6779966

https://wyborcza.pl/7,75398,24210792,material-tvn-o-urodzinach-hitlera-czyli-jak-pis-owskie-przybudowki.html

https://x.com/Dan_Liszkiewicz/status/1152848208416116736?s=20

https://tvn24.pl/bialystok/bialystok-marsz-rownosci-pobil-nastolatka-wyrok-zapadl-w-jeden-dzien-st4329303

https://oko.press/kosciol-lgbt-marsz-bialystok

https://oko.press/narodowcy-od-bakiewicza-z-3-milionami-dotacji-od-rzadowego-funduszu

https://wyborcza.pl/7,75398,26445890,kaczynski-wzywa-do-obrony-kosciolow-bronmy-polski.html

Teresa Torańska „My” (konkretnie zaś rozmowa z Janem Krzysztofem Bieleckim)

https://x.com/DariuszMatecki/status/1947011874706387172

https://www.tvp.info/88074474/czestochowa-kibic-rakowa-czestochowa-zaatakowal-obcokrajowca-z-rasistowskich-powodow

https://czestochowa.naszemiasto.pl/w-czestochowie-protestowano-przeciw-imigrantom-kibice-rakowa-staneli-na-czele-marszu-konfederacji-pod-haslem-stop-imigracji/ar/c1p2-27795737

https://x.com/MarcinPalade/status/1969090338263273809

Na Wiki bardzo dobrze opisano czym zajmował się Redwatch:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Redwatch

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/471834,administratorzy-strony-internetowej-redwatchorg-ida-do-wiezienia-wyrok-zapadl.html

https://pl.wikinews.org/wiki/2011-04-22:_Trzej_redaktorzy_Redwatch_skazani_na_kary_wi%C4%99zienia

https://tvn24.pl/polska/marcin-porzucek-z-pis-broni-roberta-bakiewicza-wrocila-sprawa-zaklocania-wystapienia-powstanki-st8542648


wtorek, 30 września 2025

Brunatni w krainie amnezji - część pierwsza

 Żeby tradycji stało się zadość, w trakcie powstawania tej konkretnej ściany tekstu nie mogło się obyć bez „martyrologii piknikowej”. Otóż, z tą ścianą tekstu to było tak, że choć treść miałem mniej więcej ogarniętą w głowie, to jeżeli chodzi o sam tytuł (pierwotnie miała to być „brunatność naszego wieku”) i wstęp, to miałem klęskę urodzaju. Gdy doszedłem do momentu, w którym wstęp miał prawie dwie strony i składał się z wielu pomniejszych wstępów (ot, taka wstępcepcja), uznałem, że jednak trzeba to jakoś inaczej ogarnąć. Uwaga natury ogólnej. W tej ścianie tekstu będzie trochę źródeł, ale równie sporo będzie dowodów anegdotycznych. 


Zacznę więc od tego, że jako milenialsi (chodzi mi o tę część, która wychowywała się w „najntisach”) dorobiliśmy się „generacyjnej” amnezji. Nie da się bowiem w inny sposób wytłumaczyć wyniku jednego z sondaży. W ramach tegoż sondażu Polaków zapytano o stosunek do samozwańczych „obrońców granic” i okazało się, że najwięcej zwolenników tychże przygranicznych spędów było w dwóch przedziałach 70+ oraz (werble) 30-49 lat. Niestety, nawet u źródeł (tak więc w Rzepie) nie wiadomo jak wysoki był ten słupek, bo akurat tego jednego kawałka sondażu tam nie pokazano na wykresie. 



I ok, może bym się skłonił ku wytłumaczeniu pt.: dobra, ten sondaż zrobił IBRIS, a wszyscy wiemy jakie sondaże temu IBRISu wychodzą, ale niestety, znam zbyt wielu swoich rówieśników (i osób urodzonych „w okolicach” mojego rocznika), żeby łudzić się tym, że może tym razem IBRIS znowu był IBRISem. Aczkolwiek z lekka zastanawiające jest to, że w przedziale wiekowym 50-59 sondaż nie wychwycił literalnie żadnego („zdecydowanego”, bo umiarkowani się znaleźli) fana ROG. 


Nieco przeformułujmy to, co napisałem powyżej. Skrajnie prawicowa organizacja doszła do wniosku, że na ten przykład zatrzymywanie randomowych aut i przeszukiwanie ich jest w sumie ok (jestem autentycznie ciekaw, czy takie osoby są już tak bardzo „przekonane”, że dałyby przeszukać swoje auto ROGowcom, czy też byliby oburzeni, bo przecież są biali, więc o co w ogóle chodzi).  Dodajmy do tego wypowiedź Krzysztofa Bosaka, który na początku lipca (tak więc wtedy, gdy o ROG było najgłośniej) stwierdził, że jego zdaniem: „formacjom obywatelskim trzeba zacząć nadawać pewne uprawnienia”. Tłumacząc z Bosakowego na polski: chodziło o to, żeby to, czym zajmowały się te bojówki z granicy było zalegalizowane (i to na stałe). 


Zanim zacznę się pastwić nad tą konkretną wypowiedzią, pozwolę sobie na długaśny trip down the memory lane w wykonaniu zadupianina, który doskonale pamięta to, jak wyglądała w Polsce końcówka lat 90-tych (i początek XXI wieku). A wyglądała bardzo kiepsko, nawet jeżeli weźmiemy pod rozwagę oficjalne statystyki (które to, jak zaraz spróbuję wykazać, można sobie wsadzić w dupę). 


Generalnie z tymi najntisami to było tak, że jak ktoś wtedy sobie żył i dorastał, to dla takiej osoby to, co się wtedy działo, było normą (co w sumie nie powinno dziwić, bo nie dało się tego porównać do „innych czasów”). Mnie trochę (w sumie to całkiem długie trochę) czasu zajęło zanim zrozumiałem, że jeżeli miałbym podsumować jednym słowem te nieszczęsne lata 90, to tym słowem byłaby „przemoc”, której było od cholery. 


W ramach ciekawostki mogę wspomnieć o tym, że gdy w 2011 TVN Uwaga pochyliła się nad moim rodzinnymi miastem i wyprodukowała odcinek pt. „Tarnobrzeg, miasto młodocianych bandziorów”, trochę mnie uwierała stronniczość tego materiału. Zachęcam was do zapoznania się z nim (link w źródłach będzie), żebyście w pełni mogli docenić to, jak bardzo można się starać, żeby przestraszyć odbiorcę. Aczkolwiek materiał miał również sporą wartość informacyjną, bo można się było z niego dowiedzieć między innymi tego, że jeżeli chodzi o monitoring w TBG, to on działa tylko teoretycznie (wypowiadał się na ten temat rzecznik komendy wojewódzkiej policji w Rzeszowie). Pamiętam też wątek humorystyczny. Ówczesny prezydent (Norbert Mastalerz) bodajże na swoim blogu żalił się, że on się produkował przez prawie godzinę w rozmowie z ludkami z TVN, a ostatecznie nic z tego się nie znalazło w materiale (co w sumie nie było takie dziwne, bo pan prezydent miał tendencję do lania wody i mówienia nie na temat). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że punktem wyjścia dla tego programu było pobicie (ze skutkiem śmiertelnym), a resztę sobie do tego już dorobiono. 


No dobrze, ale to był 2011, a my przecież o najntisach mieliśmy i o przemocy. Pozwolę sobie opisać kilka sytuacji (selekcja będzie ostra, bo gdybym chciał to opisać szczegółowo [i mowa tu o sytuacjach, których byłem świadkiem, tak więc nie powtarzam wam tu plotek), to byłaby z tego spora książka, którą zapewne uznano by za jakieś SF. 


Chodziłem sobie do SP nr 10 w Tarnobrzegu. Szkoła była dość spora, co za tym idzie, było w niej sporo dzieciaków (o ile dobrze pamiętam mieliśmy 8 albo 9 klas na roczniku, a w każdej klasie było 30+ dzieciaków). Jak się pewnie domyślacie, nie wszystkie dzieciaki były grzeczne. 


Mieliśmy na roczniku Zygmunta. Zygmunt był typem człowieka, od którego można było dostać w pysk za to, że się obok niego stało i prawie wszyscy się go obawiali. Już nawet nie chodziło o to, że był duży (aczkolwiek był masywniejszy od przeciętnego przedstawiciela swojego rocznika), ale o to, że potrafił się „odpalić” dosłownie w ułamku sekundy. Żadnego trashtalku, żadnego straszenia, po prostu się odpalał i zaczynał tłuc kogo akurat tam rachunek prawdopodobieństwa postawił obok niego. Nie wiem, co się teraz dzieje z Zygmuntem, ale jakieś 10 lat temu wylądował w pierdlu za alimenty (aczkolwiek najprawdopodobniej nie był to jego pierwszy pobyt w tym przybytku odosobnienia). Czy Zygmunt miał jakiekolwiek problemy w szkole z racji swojego zachowania? A gdzie tam. 


Mieliśmy i to w klasie Łukasza. Łukasz co prawda nie był duży, ale miał kolegów, którzy byli sporo starsi i sporo silniejsi. Łukasz dokładnie wiedział, kogo może pobić, a kogo nie (bo np. ten ma jeszcze większych znajomych). W przypadku Łukasza szkoła się zorientowała, że coś jest nie tak, ale najwyższym wymiarem kary za jego zachowanie było wysłanie go do innej klasy. Łukasz był potem stałym bywalcem zakładów karnych. 


To „zesłanie” Łukasza było o tyle ciekawe, że już wcześniej wrzucono go do klasy, w której zebrano dzieciaki „z problemami”. Bo wiecie, zamiast się nimi zająć i spróbować im jakoś pomóc, po prostu zebrano je do kupy w jednym miejscu. Dla równowagi wrzucono tam trochę „normalsów”. Jednego takiego normalsa sobie Łukasz bardzo upodobał i go gnębił. Gdy rodzice tegoż normalsa zwrócili się do wychowawczyni, żeby jakoś tę kwestię ogarnęła i żeby zrobiła to w miarę dyskretnie (żeby ich pociecha nie miała większych problemów), wychowawczyni zrobiła to tak dyskretnie, że poruszyła tę kwestię przy całej klasie (i dlatego się o tym w ogóle dowiedziałem). Ów „normals” miał tyle szczęścia, że wychowawczyni nie powiedziała o tym, że dowiedziała się o całej sprawie od rodziców normalsa (co za tym idzie, Łukasz znalazł sobie potem innego normalsa do gnębienia, tak na wszelki wypadek). 


Mieliśmy w szkole Tomka (starszy ode mnie, ale nie pamiętam o ile, bo zdarzyło mu się zimować w klasie i nie kojarzę czy tylko raz). Z Tomkiem nie wszystko było w porządku i też bardzo lubił bić dzieciaki. Fartownie, Tomek nieczęsto chodził do szkoły, tak więc zbyt wielu okazji nie miał do bicia. 


Mieliśmy w szkole innego Zygmunta, który miał rodzeństwo. Zygmunt pochodził z patologicznej rodziny i to był już rodzaj patologii, który można było zobaczyć w pierwszym sezonie „Peacemakera”. Otóż, ojciec Zygmunta zachęcał swoich synów do tego, żeby się bili w domu. Z tym Zygmuntem i jego rodzeństwem było o tyle bezpiecznie, że w przeciwieństwie do wyżej wymienionych, nie bili przypadkowych ludzi. 


Ale to robiły dzieciaki z mojej klasy, Patryk, Mariusz i wcześniej wzmiankowany Łukasz. Otóż, to trio pobiło kiedyś młodszego od nas dzieciaka. Czemu? Tego nie wiem, a oni sami nie byli w stanie podać powodu, gdy byli za to rugani przez wychowawczynię. Była to jedna z niewielu sytuacji, w której rodzice ofiary zareagowali i szkoła musiała w jakiś sposób do tego odnieść. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że „reakcja” wyglądała tak, że dostali uwagi i nawet im nie obniżono zachowania. 


W tej naszej szkole to było tak ciekawie, że gdy rówieśnicy zamknęli kolegę w szafce i zostawili go tam na całą lekcję, to nauczycielka prowadząca tę lekcję, nie zwróciła uwagi na to, że uczeń, który wcześniej był obecny na zajęciach, teraz nagle się zdematerializował, a pod salą leży jego plecak. 


O tym, że „za szkołą” dochodziło do w miarę regularnych mordobić, wspominać chyba nie trzeba, bo to raczej oczywista oczywistość. 


A teraz zadajcie sobie pytanie: co byście zrobili, gdyby do tego rodzaju sytuacji dochodziło w szkole, do której uczęszczają wasze pociechy? Ja tam wiem, że swoją pociechę bym z takiej szkoły zabrał w cholerę tak szybko, jak tylko byłoby to możliwe. Prawda jest bowiem taka, że wszystkie z opisanych przeze mnie sytuacji powinny były się „skończyć” na bagietach. Jedną rzecz tu doprecyzuję. Gdy napisałem o „pobiciach” to nie miałem na myśli sytuacji, w której ktoś kogoś uderzył i wszyscy się potem rozeszli do swoich zajęć. Ja mam na myśli pobicia, które zostawiały widoczne ślady (które to ślady pedagodzy, ale też niektórzy rodzice mieli w dupie). 


Można by było w tym momencie napisać „takie to były czasy” i w sumie byłoby w tym dużo racji, bo nawet wtedy, gdy rodzic reagował na to, że dzieje się coś złego, szkoła praktycznie nic z tą wiedzą nie robiła. A przepraszam, w trosce o nasze bezpieczeństwo od bodajże 5 klasy musieliśmy chodzić po szkole z identyfikatorami. Czy przełożyło się to na cokolwiek? Chyba nie muszę na to pytanie odpowiadać. Jeżeli więc nikt na to nie reagował, to trudno mieć pretensje do dzieciaków, że takie zachowania traktowały jak normę. 


Tak nawiasem mówiąc, dopiero po napisaniu powyższego przypomniało mi się, że równie wesoło było w zerówce. Jeżeli chodzi o moją grupę, to z tego, co pamiętam mieliśmy: jeden rozwalony nos, jedno podbite oko i jedną rozbitą głowę (skończyło się na guzie zwykłym). Absolutnie nikt się tym nie przejął i nikt nie poniósł konsekwencji żadnych.


Ja bym nie chciał być źle zrozumiany. Doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że przemoc się nie skończyła na początku XXI wieku. Do tego rodzaju „zjawisk” (nie wiem, czy to odpowiednie określenie, ale żadne inne mi do łba nie przychodzi lepsze) nadal dochodzi w szkołach. Tyle, że nawet jeżeli, to na mniejszą skalę. Poza tym teraz tego rodzaju sytuacje nie są już w szkołach uznawane za normę. Zapewne znajdą się jakieś wyjątki, ale wtedy wyjątkiem byłaby sytuacja, w której pedagog zareagowałby na przemocową sytuację w sposób inny niż „podajcie sobie rękę na zgodę”, albo opieprzył obu uczniów, bo może i jeden skakał po drugim, ale obaj brali udział w bójce, więc obaj byli tak samo winni. Owszem, wtedy na ten przykład, nie było czegoś takiego jak cyber-bullying, z którym dzisiaj szkoła radzi sobie tak dobrze, jak wtedy ze „zwykłą” przemocą, ale to już jest insza inszość. 


Ktoś mógłby w tym momencie powiedzieć, no elo, może po prostu miałeś pecha, mordo, i trafiłeś do takiej, a nie innej szkoły. I w sumie nie mógłbym z takim argumentem dyskutować, bo nie wiem jak to wyglądało w innych szkołach (z przyczyn oczywistych). Natomiast wiem, jak to wyglądało „na zewnątrz” szkoły. Bo jak się już poszło do liceum i zaczęło się więcej czasu spędzać „na zewnętrzu” (bo człowiek starszy, to już się zapuszczał w dalsze rejony miasta), to się okazało, że chyba jednak ta moja szkoła nie była wyjątkowa. Aczkolwiek może inaczej to ujmę: jeżeli moja szkoła była wyjątkowa, to najwyraźniej część młodzieży zmaterializowała się w Tarnobrzegu w wieku, że tak to ujmę „szkoło-średnim”. 


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Taka jedna uwaga. Ja co prawda nie poświęcałem zbyt wiele czasu nauce i lubiłem się włóczyć z ziomeczkami. Obstawiam, że jeżeli ktoś pędził bardziej książkowo-domowy żywot, to zapewne miał inne doświadczenia, bo taki tryb życia oznaczał mniej interakcji „wieczornych”, a to oznaczało mniejsze ryzyko zetknięcia się z „normalnością”. W ramach tego włóczenia się po mieście człowiek bardzo szybko uczył się tego, jakich ulic, miejsc i osób należy unikać. Można powiedzieć, że mieliśmy u siebie takie mikro „no-go zone”. No wiecie, takie miejsca, w które policja się nie zapuszczała, aczkolwiek z tą policją było tak, że czasem nawet jak się gdzieś zapuszczała, to z interwencjami było różnie.


Wyobraźcie sobie taką sytuację. Siedzimy sobie z ziomeczkami na „Czerwonym” (czyli na głównym rynku tarnobrzeskim). Po przeciwnej stronie placu jakaś grupka siedzi sobie grzecznie na ławce i raczy się alkoholem. Podjeżdża pod tę ławkę wóz policyjny, z którego zaczynają wychodzić bagiety (no bo przecież picie w miejscu publicznym). I w tymże właśnie momencie z sąsiednich ławek wstaje spora liczba młodzieży i zaczyna się kierować w stronę „spożywających” i wozu policyjnego. Policjanci najwyraźniej otrzymali wtedy jakieś wezwanie pilne, bo bardzo szybko wsiedli do auta i się oddalili (rzecz jasna, nie zdążywszy nikogo wylegitymować).


Dość powiedzieć, że w ciągu czterech lat intensywnego włóczenia się po mieście i oglądania różnych patologicznych zachowań, tylko raz widziałem policyjną interwencję, dwóch osiedlowych kafarów, którzy ewidentnie byli pod wpływem, zostało „zawiniętych” przez bagiety. Gwoli ścisłości, policjanci potraktowali ich bardzo ulgowo, jeżeli wziąć pod rozwagę to, że kafary się z nimi dość intensywnie szarpali i paru z policjantów (było ich sporo) oberwało w trakcie interwencji.

 

Wydaje mi się, że najlepiej moją opinię na temat najntisów odda taka anegdata. Zanim ją opiszę, podkreślę, że ja się generalnie zadawałem z taką samą jak ja młodzieżą. Taką, która co prawda niespecjalnie przepadała za nauką, ale daleko jej było do jakichś przemocowych środowisk (takich ludzi też się znało, bo trzeba ich było znać, ale to nie było moje bezpośrednie otoczenie). Któregoś pięknego dnia, jeden z moich znajomych postanowił sobie ze mnie pożartować i poprosił jeszcze innego znajomego, żeby ten tyrknął do mnie na numer domowy i zmienionym głosem zaczął mi wygrażać. Niespecjalnie się tym przejąłem (no bo to jednak lata 90 były), ale opowiedziałem o tym ziomeczkom, z którymi się byłem akurat włóczyłem. Po tym, jak wyżej wymienione włóczenie się skończyło, ziomeczki mnie odprowadziły pod klatkę i dwóch z nich zaproponowało, żebym poczekał, a oni wejdą do środka i zobaczą, czy tam się ktoś nie czai na mnie, bo trochę głupio by było, jakbym nożem oberwał pod własnym domem. Jak powiedzieli tak zrobili. No i oczywiście, że nikt tam się na mnie nie czaił (kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że ten inny kolega, który sobie mnie „sprankował” przyznał się po paru dniach [ale nie dlatego się przestaliśmy kolegować]), niemniej jednak owe ziomeczki (zwykli licealiści) uznali, że lepiej takie rzeczy sprawdzić. 


Przyznam szczerze, że nie zastanawiałem się nigdy nad tym, czy to wszystko wyglądało na moim zadupiu tak, jak wyglądało dlatego, że, no cóż, było to zadupie. Nie zastanawiałem się nad tym dlatego, że gdy wyjechałem na studia do Większego Ośrodka (którym był Kraków), to tam wyglądało to momentami znacznie gorzej, a poza tym, z rozmów ze współstudentami wywnioskowałem, że pod tym względem moje zadupie nie było w najmniejszym stopniu wyjątkowe. Jednakowoż, nawet gdyby tak było. Nawet gdyby ten nieszczęsny Tarnobrzeg był z niewiadomych przyczyn jakąś „strefą wojny”, w której działy się te „wyjątkowe rzeczy”, to jednak należy pamiętać o tym, że była to „normalna” przemoc, (Kolejne zdanie najlepiej by było przeczytać głosem Galadrieli z pierwszej filmowej trylogii LOTR): „ale oprócz tej normalnej przemocy był jeszcze inny jej rodzaj.”. Tenże rodzaj przemocy był obecny w całej Polsce i z tego, co mi wiadomo, w wielu miejscach wyglądało to bez porównania gorzej, niż na moim rodzinnym zadupiu. 


Zapewne wszyscy się domyśliliście, że chodzi o skinheadów. Śmiem twierdzić, że była to najbardziej patologiczna subkultura. Gwoli ścisłości, mieliśmy „szalikowców”, ale przynajmniej u nas z szalikowcami było tak, że oni ograniczali się do lania się po pyskach z innymi szalikowcami, a „zwykłych” ludzi bardzo rzadko ruszali (mowa tu o „najntisach” rzecz jasna, bo potem się to pozmieniało). Wiem, że w innych miejscach wyglądało to zupełnie inaczej. Tak samo, jak inaczej było w przypadku relacji na linii szalikowcy-skini. U nas miłości między tymi dwiema subkulturami nie było. Dopiero w trakcie nagrywania podkastowego odcinka o Rafale Wosiu, dowiedziałem się, że być może moje rodzinne miasto było pod tym względem wyjątkowe, bo w innych miejscach neonazizm był wśród szalikowców/kiboli powszechny. 


Kolejna różnica między ówczesnymi kibolami, a skinami polegała na tym, że ci pierwsi wiedzieli co robią i nie udawali, że chodzi w tym o coś innego, niż lanie się po pyskach z innymi kibolami. Ze skinami zaś było tak, że oni to wszystko, w swej opinii, robili „dla ojczyzny”. Jeżeli ktoś się wychowywał w latach 90 (i w pierwszej dekadzie XXI wieku), to takiej osobie skinheadów przedstawiać nie trzeba. Jeżeli natomiast ktoś wychowywał się później, to pozwolę sobie na zacytowanie fragmentu „brunatnej księgi” Stowarzyszenia Nigdy Więcej: (Czerwiec 2000): „SANDOMIERZ. 16 czerwca dwóch nazi-skinów napadło 16-letnią uczennicę Liceum Katolickiego. Najpierw obrzucili ją kamieniami, a następnie pobili przy użyciu metalowego łańcucha. Powodem agresji były rasistowskie poglądy bandytów, dziewczyna była Mulatką.” Nawiasem mówiąc, tą konkretną sytuację z SND pamiętałem. Próbowałem wyszukać jakieś info na ten temat, ale to jest jedyny „ślad” po tym zdarzeniu. W ogóle to polecam brunatną księgę w całości, aczkolwiek zastrzegam, że to tylko dla ludzi o mocnych nerwach.


Gwoli ścisłości, to nie jest tak, że od skinów można było oberwać za niewłaściwy ich zdaniem kolor skóry. Nic z tych rzeczy. Można było od nich dostać po gębie za to, że się miało np. długie włosy (czasem przy okazji te włosy obcinali [ciekaw jestem, czy byli świadomi tego, że zachowywali się jak Milicja Obywatelska w czasach PRLu]). Można było oberwać za „szatańską koszulkę” i tu mogę służyć dowodem anegdotycznym, bo mało brakło, a sam bym dostał łomot za koszulkę Samaela. Żeby to chociaż było „Ceremony of Opposites”, ale to był „Eternal”. No ale, jak czwórka skinów szukała usprawiedliwienia do tego, żeby se kogoś pobić, to nawet absolutnie nijaka koszulka mogła wystarczyć. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że ostatecznie nic mi się nie stało, bo ulica, na której mieszkałem (rzecz jasna, odpytano mnie z tego „skąd jestem, bo na pewno nie z Tarnobrzega”) była w okolicy znana z, no cóż, „patriotyzmu lokalnego” i o „swoich” się tam dbało, nawet o tych, za którymi się na co dzień nie przepadało. No i wiecie, czym innym jest obicie (w kilku) jakiegoś randomowego typa, a czym innym obicie tego typa i ryzykowanie tym, że ktoś się o niego upomni, no ale to dygresja. 


Z przemocą skinheadów było tak, jak z tą „normalną”. Wszyscy o tym wiedzieli, ale nikt z tym nic nie robił. Co było o tyle absurdalne, że ta sama policja, która miała w dupie to, co robili skini, organizowała w szkołach średnich spotkania z młodzieżą i przestrzegała ich przed skinheadami. A wiem o tym stąd, że byłem na takim spotkaniu i dowiedziałem się z niego tyle, że pan policjant na temat łysych wie mniej ode mnie. Być może ta niemoc policji związana była z tym, że jeden ze skinheadów był synem miejskiego notabla. 


No ale, nic co dobre (dla skinów), nie trwa wiecznie. Problemy łysych zaczęły się już po tym, jak wyjechałem sobie studiować, tak więc znałem to tylko z opowieści. Wiecie, przez wiele lat było tak, że łysi terroryzowali to nasze miasto (w Sandomierzu było pod tym względem znacznie gorzej, o czym za moment). Wiedzieli kogo można było bezkarnie pobić, a na kogo (np. na jakie osiedla/ulice) trzeba było uważać. Nie słyszałem o tym, żeby którykolwiek z nich miał jakieś problemy natury prawnej (a należały im się one od dłuższego czasu). W teorii, pobity przez skinheadów mógł się zgłosić na policję (po wcześniejszym zrobieniu obdukcji), ale w praktyce, wszyscy się tego bali. No bo ok, nawet jeżeli policja zawinie takiego Witka z Grześkiem, to ten Witek i Grzesiek mają kolegów, którzy będą wiedzieli, co się stało i przez kogo to się stało. 


Tego rodzaju bezkarność jest w stanie człowiekowi przemeblować łeb i tak to właśnie było z miejscowymi skinami. W tym miejscu pora na kolejną dygresję. Wielokrotnie zdarzało mi się, że w trakcie opisywania jakichś zdarzeń (choćby i sprzed lat), spływało na mnie olśnienie. Nie inaczej było w tym przypadku, ale nie uprzedzajmy faktów. Nie pamiętam już, który to był rok, ale pewnie okolice 2001/2002. W ramach doinformowywania się o tym, co się dzieje w moim rodzinnym mieście dowiedziałem się, że paru skinów (w tym syn wcześniej wzmiankowanego notabla) właśnie się przed sądem tłumaczy z pobicia. 


Mo ją pierwszą reakcją było: ale że jak? Okazało się, że grupka skinów urządziła sobie w mieście polowanie na ludzi. Kluczowe było dla nich to, że ktoś „wyglądał jak Żyd”. No i tym razem traf chciał, że ofiary zgłosiły całą sprawę na policję, a ta się tym przejęła. Z dość dobrze poinformowanych źródeł dowiedziałem się, że niebagatelną rolę w całej sprawie odegrał notabl, który usiłował pomóc synowi i odniosło to skutek odwrotny do zamierzonego. Potem następni łysi zaczęli mieć problemy i część z nich uciekła za granicę w oczekiwaniu na przedawnienia (co im się udało). 


Przez dość długi czas nie byłem w stanie zrozumieć, czemu się to wszystko skinom posypało praktycznie w jednym momencie i olśniło mnie dopiero, jak pisałem powyższy fragment Ściany Tekstu. Przyczyną, dla której wszystko się pozmieniało, była moim zdaniem reforma administracyjna. Do momentu, w którym TBG było województwem, można było pewnie sporo spraw zamiatać pod dywan, bo wystarczyło znać miejscowych policjmajstrów. Potem się to pokomplikowało, bo po pierwsze, część policjantów się rozjechała po wojewódzkich komendach (Rzeszów i Kielce to były główne kierunki), a po drugie, cóż z tego, że się znało miejscowych, skoro na ręce im patrzyli ci z Wojewódzkiej Komendy. Przed reformą zapewne pan notabl dałby radę wyratować swoją pociechę, ale po reformie próba ingerowania w śledztwo mogła już kogoś w Rzeszowie zdenerwować i tak się pewnie stało. 


W ramach ciekawostki mogę dodać, że w sąsiednim Sandomierzu skinheadzi byli o wiele bardziej rozbestwieni, czemu przysłużyła się też tamtejsza policja, której to policji zachowanie było, no cóż, zjawiskowe. Nawiasem mówiąc, to jest jedna z niewielu historii, które udało mi się zweryfikować „internetowo”. Dawno, dawno temu słyszałem o tym, jak to w Sandomierzu skini pobili komendanta policji w cywilu i „potem się za nich policja wzięła”. Zdarzyło mi się o tym napisać, bo nie miałem powodu do tego, żeby wątpić w wiarygodność osób, które mi to opowiadały. Okazało się, że była to częściowa prawda. Za moment zacytuję fragment artykułu z Polityki (uprzedzam, to co zaraz przeczytacie jest tak głupie, że ciężko w to uwierzyć), ale najpierw tło sytuacyjne. Zaczęło się od tego, że jeden z nauczycieli miejscowych napisał do rady miasta, że w mieście jest problem ze skinami. 


Po pierwsze, rada miasta go olała. Po drugie, komendant policji był łaskaw powiedzieć: „Jeżeli pan Godyń uważa, że sandomierską młodzież dotknęła nazistowska zaraza, to jako nauczyciel powinien zająć się jej wychowaniem”, a po trzecie, nauczycielowi przybito do drzwi szubieniczną pętlę, namalowano gwiazdę Dawida i zostawiono mu anonim na wycieraczce. Gdy żona nauczyciela poszła z tym na policje, to ją dyżurny poinformował, że jak się zadziera z chuliganami, to trzeba sobie potem jakoś radzić, a komendant powiedział: „Ten nauczyciel mieszka w niebezpiecznej okolicy. Może powinien się przeprowadzić?”. Niestety, nie da się w tym momencie zatrzymać karuzeli śmiechu, bo to było tak, że komendant się tymi mądrościami dzielił ze społecznością już po tym, jak został obity przez skinheadów (zapnijcie pasy, bo będzie trzęsło): 


„Ale sam komendant też chyba trafił z mieszkaniem nie najlepiej. Niecały rok temu został wieczorem pobity przez grupę łysych. – Szedłem z psem na spacer i zwróciłem im uwagę, że są za głośni. Nie wiedzieli, kim jestem, byłem w cywilu – opowiada. Kiedy już leżał na ziemi i zanosiło się na najgorsze, krzyknął, że jest komendantem. Poskutkowało, oprawcy uciekli. Sąd potraktował ich łagodnie, prowodyr dostał wyrok w zawieszeniu. Komendant tłumaczy, że gdyby był w mundurze, nikt by go nie tknął. Chłopaki się po prostu pomylili.”  (Artykuł z czerwca 2004). 


Czy z tego wynika, że policjant nie ma pretensji do skinów, bo pobili go tylko dlatego, że był w cywilu? Owszem. Czy z tego wynika, że gdyby skini się „nie pomylili” i obili jakiegoś cywila, to komendant by jakoś specjalnie nie narzekał? No ba. Zapewne podpowiedziałby takiej osobie, żeby się przeprowadziła albo zwalił winę na nauczycieli. 


Do tej ciekawostki dołożę kolejną warstwę z artykułu z GW z 2005. Otóż, sandomierscy skini przyciągnęli uwagę posła PiS, Przemysława Gosiewskiego (zginął w Smoleńsku w 2010): „Sprawa stała się głośna po tym, jak poseł PiS Przemysław Gosiewski złożył do Prokuratury Okręgowej w Kielcach doniesienie o terroryzowaniu Sandomierza przez faszystowskie grupy. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone we wrześniu ubiegłego roku. - Miejscowa policja i prokuratura zbagatelizowały sprawę. O wszystkim poinformowałem Biuro Skarg, Wniosków i Lustracji Prokuratury Krajowej w Warszawie - mówi Gosiewski.”. Gdyby tę wypowiedź przeczytał Robert Bąkiewicz, byłoby mu tak po ludzku przykro. 


Natomiast chyba najbardziej spektakularny kejs tego, jak bardzo policji/etc. nie chciało się zajmować skinami „do czasu”, opisał Kącki (tak, wiem, Kącki, to Kącki) w książce „Białystok. Biała siła, czarna pamięć”. Otóż, tam tolerowano skinów tak długo, że na ten przykład, grozili agentowi ABW, podpalali mieszkania/etc. Gdyby nie to, że jedna z ofiar poszła do mediów, to pewnie nie doczekalibyśmy się wiekopomnego „idziemy po was” w wykonaniu Bartłomieja Sienkiewicza (z którego to „idziemy po was” ostatecznie niewiele wynikło). 


Wartym odnotowania jest ten szczegół, że nawet w tych zamierzchłych czasach, w których przemocy było tak dużo dookoła, że traktowaliśmy ją jak normę – nikt nie miał najmniejszych wątpliwości w kwestii tego, że skinheadzi byli skrajnie patologiczną subkulturą ze względu na swoje skrajnie brutalne zachowanie. 

 

Do tej układanki musimy dołożyć kolejny element. Gdyby bowiem było tak, że ci skini się po prostu zbierali w watahy i w ramach tegoż zbierania się od czasu do czasu tłukli ludzi (czasem, jak to powiedział skopany przez skinów pan komendant, chłopaki się mylili i bili nie tych, co trzeba), to można by uznać, że ok, to była skrajna patologia, ale to wszystko umarło śmiercią naturalną, bo skinów teraz jest bardzo niewielu, tak więc nie stanowią zagrożenia, prawda? 


Jak to powiedziała postać z mojego ulubionego filmu „Smoleńsk”: „to nie jest proste, a nawet wręcz przeciwnie”. Skinów jako takich już praktycznie nie ma, ale problem polegał na tym, że z tego wcale nie wynika, że te „watahy” umarły śmiercią naturalną. Tak się bowiem składa, że skini, cóż za przypadek, często i gęsto należeli do takiej organizacji jak Młodzież Wszechpolska. Z czego nawet śmieszkował swego czasu Winnicki. No bo wiecie, może i tam w tej MW hejlowali, ale (werble) robili to (a jakże) IRONICZNIE, bo ich utożsamiano z nazistami/etc. Niestety, zachował się jedynie kawałek tego wywiadu (na RzePie prawdopodobnie jest w jakimś archiwum). 


Winnicki tego wywiadu udzielał w 2017, więc pewnie zapomniał, jak to w 2006 wybuchł skandal, gdy: „W mediach pojawił się film z imprezy zorganizowanej przez młodych ludzi, którzy bawili się na tle zawieszonych obok siebie flag: polskiej i nazistowskiej oraz palili pochodnie w kształcie swastyki. Podnosili ręce w faszystowskim pozdrowieniu "S*eg h*il"” (wygwiazdkowanie moje, żeby nie drażnić J.E. Algorytmu na FB)”. Impreza się odbyła w 2004, więc kto by to tam panie pamiętał. 


Nie mam pojęcia, jaki odsetek MW stanowili skinheadzi, ale śmiem twierdzić, że raczej znaczny, bo o ile w Dużych Ośrodkach pewnie dałoby się znaleźć jakichś młodych „krawaciarzy”, to na zadupiach wyglądało to inaczej i brano wszystkich, jak leci. O czym mogłem się przekonać, gdy do MW chciał dołączyć mój kolega Krzysztof, mieszający w bloku obok. Kiedyś sobie siedliśmy wieczorem na ławce i kolega Krzysztof (który, eufemizując, orłem intelektu nie był), zaczął mi opowiadać o tym, czego dowiedział się na spotkaniu MW. W telegraficznym skrócie były to teorie spiskowe dotyczące Żydów. Gdyby nie kontekst, całkiem zabawne byłoby to, że traf chciał, że identyczne mądrości słyszałem już nieco wcześniej. Nie chciałbym być źle zrozumiany, gdy napisałem, że to było identyczne, bo było to identyczne (czasami posiadanie dobrej pamięci ma swoje plusy). 


Zanim sytuacja zrobi się nerwowa i ktoś sobie pomyśli, słodki jeżu, Piknik był w Młodzieży Wszechpolskiej, pozwolę sobie całą te sytuację wytłumaczyć. Ja te wszystkie rzeczy słyszałem wcześniej, na lekcji religii. Najwyraźniej sianie antysemickich teorii spiskowych wpisywało się w nauczanie religii w SP10 w roku szkolnym 1995/1996. Wtedy to bowiem odbyły się wybory prezydenckie i ksiądz prowadzący z nami zajęcia tłumaczył nam, żebyśmy przekonywali rodziców, żeby nie głosowali na Kwaśniewskiego, bo Kwaśniewski to wiadomo kto, a jego prawdziwe nazwisko brzmi „Schtolzmann”. Gdy jedna z koleżanek zapytała księdza o to, co ma przeciwko Żydom, ksiądz zrobił nam wykład, z którego dowiedziałem się tego, czego kolega Krzysztof dowiedział się na spotkaniu Młodzieży Wszechpolskiej. Ale pamiętajcie, wypiszcie dzieci z edukacji zdrowotnej, bo tam będzie demoralizacja i nie wiadomo czego tam będą te dzieci uczyć (tak, wiem, w części szkół uprawiane jest kreatywne układanie planu lekcji, tak żeby przypadkiem zbyt dużo dzieciaków na EZ nie poszło), a możecie się tego dowiedzieć między innymi od Krzysztofa Bosaka, który był prezesem Młodzieży Wszechpolskiej. 


Nie chciałbym być źle zrozumiany. Ja tu wcale nie próbuję sugerować, że Krzysztof Bosak był skinheadem (no bo litości). On po prostu szefował organizacji, która z chęcią przyjmowała skrajnie przemocowych dzbanów, których ponadprzeciętna liczba była bez pamięci zakochana w spuściźnie po pewnym austriackim akwareliście. 


Bagatelizowana przez byłego prezesa MW, Roberta Winnickiego, kwestia skinów w MW jest moim zdaniem bardzo istotna. Bo to nie było tak, że Młodzież Wszechpolska nie wiedziała kogo przyjmuje w swoje szeregi. No chyba, że łysy typ w glanach, flyersie i z jakimiś „celtyckimi” naszywkami komuś się z niczym nie kojarzy (o tym też jeszcze będzie, nieco później), ale to chyba raczej mało prawdopodobny scenariusz. Młodzież Wszechpolska to nie był jakiś klub dyskusyjny (choć dziś Bosak, Winnicki i inni bardzo starają się narzucić taką, a nie inną narrację). To była skrajnie prawicowa organizacja, która chciała walczyć z „wrogami”. A żeby z nimi walczyć (przecież nie za pomocą debat oksfordzkich), rekrutowała „mięśnie”, które były jej do tej walki potrzebne. 


Ponieważ Krzysztof Bosak jest zwolennikiem „Zdrowego Rozsądku”, to popatrzmy na działania MW przez pryzmat tegoż. Załóżmy, że to normalna organizacja polityczna, która chce normalnymi metodami (czyli za pomocą wyborów) przejąć władze w kraju. Po co im byli ci skinheadzi (czyli „mięśnie”)? Do zbierania podpisów i rozdawania ulotek wyborczych? A może chcieli ich wysyłać do mediów, żeby dyskutowali z politykami? Winnicki i jemu podobni starali się nas przekonać do tego, że skinów tam przyjmowano niejako przez przypadek. Innymi słowy, że dawano im szanse i przyjmowano do MW pomimo tego, że to były przeważnie bardzo brutalne osoby, mające spore problemy z kontrolowaniem agresji. Tyle, że to nie jest prawda. Tych ludzi przyjmowano tam właśnie dlatego, że byli brutalni. Bo MW nigdy nie było „normalną” organizacją polityczną tylko taką, dla której uliczna przemoc była naturalną metodą prowadzenia walki politycznej. 


 
Co ciekawe, w momencie, w którym MW zaczynała się przeobrażać wizerunkowo (z organizacji zrzeszającej [jest to bardzo adekwatne określenie] skinheadów, w organizację, w której udzielają się Młodzi Wykształceni z Różnych Ośrodków]), cała masa ludzi głośno mówiła o tym, że to nadal jest ta sama organizacja, bo zamiana flyersów na marynarki niczego nie zmienia. Ale wiecie, to nie jest tak, że musicie mi wierzyć na słowo, bo w dalszej części ze szczegółami opiszę to, jak pomimo starań Bosaków/Winnickich/etc. z prawicowych organizacji (wszelkiej maści NOPów/etc.) raz po raz wyłaziło ich zamiłowanie do przemocy. 


Co zrozumiałe, to nie było tak, że przy bierności policji całe społeczeństwo dało się zastraszać. Powstawały oddolne inicjatywy (w przeciwieństwie do tych prawicowych, które nie były oddolne i zawsze mogły liczyć np. na wsparcie kościoła, bądź też partii rządzącej, która chętnie obdarowywała je milionami złotych z budżetu), których głównym zajęciem było naprostowywanie skinheadów i tym podobnych przyjemniaczków. Chodzi mi, rzecz jasna, o różne organizacje, które są określane mianem „Antify”. Nawiasem mówiąc, organizacjom tym (przynajmniej niektórym) nie można odmówić skuteczności, bo (czego z przyczyn oczywistych oźródłować nie będę mógł) z bogatej korespondencji pewnego pana z ONR mogliśmy się dowiedzieć, że płacili oni kibolom (bodajże Ruchu Chorzów) za ochronę przed Antifą. 


Jest to o tyle ciekawe, że teraz skrajna prawica w Polsce całkiem skutecznie buduje narracje, z której wynika, że dawno dawno temu, prawdziwymi złolami byli Antifowcy, a biedna patriotyczna młodzież musiała się przed nimi bronić. Gwoli wyjaśnienia, jestem absolutnie pewien, że wśród tych, którzy lali po mordach łysych zdarzali się różni „niedobrzy” ludzie. Tyle, że to nie miało zbyt wielkiego znaczenia w sytuacji, w której nierzadko byli jedyną siłą, która była w stanie podregulowywać skinheadów i im podobnych jegomościów. 


W tym miejscu warto wspomnieć, że bardzo głośno zrobiło się o Antifowcach, gdy na jednym z Marszów Niepodległości usiłowali zablokować tę imprezę i pobili jakichś ziomków, zajmujących się rekonstrukcją (potem pobili się z policją) i na tej właśnie podstawie prawica zbudowała narracje o strasznej antifie, która prześladuje ludzi. Ujmując rzecz innymi słowy, skrajnej prawicy udało się w wymiarze narracyjnym zrównoważyć kilkanaście lat przemocy w wykonaniu skinheadów/etc. jednym (aczkolwiek przyznać trzeba, że bardzo medialnym) wydarzeniem, w której winna była „druga strona”. 


Jednakowoż to nie było tak, że próby wytłumaczenia, że skinheadzi wcale nie są tymi złymi zaczęły się dopiero po tzw. Marszu Niepodległości w 2011 roku. Nic z tych rzeczy. Kiedyś zupełnym przypadkiem trafiłem na YT na dokument, który Fronda zrobiła dla TVP i który dotyczył skinheadów. Dokument jest datowany na 1995 rok, tak więc może nie było to apogeum skinowskiej przemocy, ale była ona już „bardzo” obecna na naszych ulicach. Jak bardzo nie będziecie zdziwieni, gdy przeczytacie, że w dokumencie tym pojawia się nie kto inny, jak Czyngis-chan Researchu, Rafał Ziemkiewicz, który opowiada, że powstają organizacje, które niby mają walczyć z faszyzmem, ale tak naprawdę to same są faszystowskie (yup, ta narracja na polskiej prawicy ma już przynajmniej 30 lat) i że tak właściwie to te organizacje, jak nie mają na podorędziu faszystów do bicia, to biją innych ludzi. Gdyby nie kontekst, byłoby to nawet zabawne. 


Wartym nadmienienia jest to, że Ziemkiewiczow był łaskaw bronić skinheadów również w swoich Wiekopomnych Dziełach. Przykładowo, w „Michnikowszczyźnie” tłumaczył, że Gazeta Wyborcza jest be, bo jej redaktorzy nie widzą nic złego ”w przyrównywaniu naziola do esesmanów” (to jest cytat dosłowny). W tym samym akapicie jest znacznie więcej szczerego złota, ale cytowanie go na FB jest bezsensowne, bo wymagałoby to pierdyliona gwiazdek). Tenże sam Ziemkiewicz tłumaczył, że w Gazecie Wyborczej: „przez ostatnie szesnaście lat wiele napisano o neofaszystach, z różnych przyczyn znacznie więcej, niżby to wynikało z rzeczywistych rozmiarów zjawiska.”. No i wszystko się temu  Ziemkiewiczu ładnie spina, bo skoro nie należy przyrównywać łysych do esesmanów, to znaczy, że nie są faszystami, a to znaczy, że nawet jeżeli gdzieś pojawiają się artykuły opisujące to, co robią skini (np. ich działalność w Sandomierzu), to w najmniejszym stopniu nie jest to temat związany z neofaszyzmem, prawda? Swoją drogą, ciekaw jestem, czy te wypowiedzi i pisanina Ziemkiewicza były efektem tego, że nie miał pojęcia co w latach 90 robili w Polsce skini, czy też miał o tym pojęcie, ale był Ziemkiewiczem, więc musiał bronić dobrego imienia skrajnej prawicy. Zapewne nigdy się tego nie dowiemy. 


Z biegiem czasu, skinheadów było coraz mniej. Podobnie było z pobiciami i atakami w wykonaniu skrajnej prawicy (nie chciałbym być źle zrozumiany, do nich dochodziło, dochodzi i będzie dochodzić, ale to jest zupełnie inna skala, niż w latach 90 i w pierwszej dekadzie XXI w). Jeżeli chodzi o ataki, to tutaj sprawa była dość prosta. Ich liczba się zmniejszyła, bo nagle okazało się, że czyny mogą mieć konsekwencje i za pobicie, groźby karalne/etc., można iść do więzienia. W pewnym momencie bowiem ludzie przestali mieć opory i zaczęli zgłaszać sprawy na policje (robić sobie obdukcje)etc. i tych spraw musiało być tyle, że trudno by to było olewać tak, jak w „najntisach”. Sprawa druga – postęp technologiczny. Gdy w latach 90 skini kogoś pobili, to jeżeli nie zrobili tego przy świadkach, to ofiara mogła mieć spore problemy z udowodnieniem tego, kto ją pobił. Czasami świadkowie byli, ale policja i tak miała całą sprawę w dupie. Wszystko to się zmieniło w momencie, w którym praktycznie wszyscy zaczęliśmy nosić w kieszeniach aparaty i kamery, miejskie monitoringi przestały działać tylko teoretycznie, w sklepach zaczęto montować kamery „zewnętrzne” etc. O ile ryzyko „przypału” w latach 90 było praktycznie zerowe, kilkanaście lat później było całkiem spore. Nie było więc tak, że skrajna prawica ograniczała brutalne zachowania dlatego, że zrozumiała, że są złe. Skrajna prawica nadal uważa, że przemoc jest dobra, ale musiała (i nadal musi) się ograniczać ze względu na znacznie większe ryzyko poniesienia konsekwencji. 


Ktoś może powiedzieć, no ok, ale przynajmniej skinów jest mniej. I częściowo mógłbym się z tym zgodzić. Łysych typów we flyersach, poobwieszanych neonazistowską symboliką (albo wręcz tą III Rzeszową) już prawie nie ma. Tyle, że to jest tylko i wyłącznie zmiana na płaszczyźnie „stylówkowej”. Ci ludzie mają dokładnie te same poglądy (może nawet bardziej radykalne) i po prostu inaczej się ubierają. Niektórzy zaś zamiast flyersów noszą teraz szaliki różnych zespołów. O ile bowiem w latach 90 kibole nie zawsze byli skrajnymi nacjonalistami (jak już wspominałem w moim rodzinnym mieście były to subkultury praktycznie całkowicie rozłączne), to teraz to jest praktycznie jedno i to samo. I o ile nie mam najmniejszych złudzeń w kwestii tego, że w latach 90 rasizm i nacjonalizm był obecny „w głowach” naszych rodaków, to jednak po 2015 roku do mainstreamu wjechały poglądy, które wtedy były głoszone przez stosunkowo niszowe środowiska. Podsumowując, choć skinów już prawie nie ma, to jednak ich poglądy nie zniknęły razem z nimi. 



I w tym miejscu zakończę pierwszą część tej dylogii, bo choć w trakcie pisania tej kondygnacji ściany tekstu jeszcze nie planowałem dzielenia go na dwie części, to jednak ten moment idealnie nadaje się do "spauzowania". Ponieważ w kolejnej części będziemy się poruszać w nieco bardziej "nowożytnych" czasach, praktycznie wszystko co zostało w niej opisane, będzie oźródłowane.


Źródła:


https://www.rp.pl/polityka/art42724361-sondaz-podzieleni-granica-wsrod-wyborcow-koalicji-i-kobiet-robert-bakiewicz-nie-ma-czego-szukac

https://www.portalsamorzadowy.pl/polityka-i-spoleczenstwo/bosak-formacjom-obywatelskim-trzeba-zaczac-nadawac-pewne-uprawnienia,619189.html

https://uwaga.tvn.pl/reportaze/miasto-mlodocianych-bandziorow-ls6694510

https://www.nigdywiecej.org/pdf/pl/brunatnaksiega.pdf

https://www.polska1918-89.pl/pdf/fryzjerzy-w-mundurach,1364.pdf

https://www.polityka.pl/archiwumpolityki/1824142,1,lyso-inbspstraszno.read

https://kielce.wyborcza.pl/kielce/7,47262,2901546.html

https://oko.press/antifa-jak-nieistniejaca-organizacja-zawladnela-umyslami-prawicy-analiza

https://wmeritum.pl/byly-prezes-mlodziezy-wszechpolskiej-tlumaczy-dlaczego-przedstawicielom-zdarzalo-sie-hajlowac-ironia/189806

https://wisla.naszemiasto.pl/premier-kaczynski-i-wicepremier-giertych-oburzeni/ar/c1-6543553

Wypowiedź Ziemkiewicza zaczyna się mniej więcej po pierwszej minucie:

https://www.youtube.com/watch?v=__kTG6e7wO4