Na samym wstępie zaznaczyć muszę, że
notka ta powstała w oparciu o „Holocher-gate”. Wahałem się
dość długo nad tym, czy w ogóle komentować tę całą sytuację.
Z której strony bowiem nie spojrzymy na to, co się stało,
upubliczniono czyjeś prywatne rozmowy. Literalnie wszystkie
konwersacje, w tym rozmowy z małżonką. Niektórzy komentatorzy
przyrównali to do ściągnięcia komuś majtek w miejscu publicznym.
Rzecz jasna, wszystkich, którzy czytali te materiały automatycznie
przyrównano do ludzi, którzy widząc to, jak komuś majtki
ściągnięto, wpatrują się w owo zjawisko zamiast odwrócić
wzrok.
Co do samych szefów Ruchu Narodowego,
to zachowują się oni (w kontekście całej tej sprawy) jak średnio
rozgarnięci gimnazjaliści. Z jednej strony – usiłują tłumaczyć,
że to wszystko to manipulacja, że służby specjalne to zrobiły,
że nie wiadomo czy to wszystko prawdziwe i tak dalej (czyli
standardowa gadka politykierów polskich – jak cię złapią za
rękę, powiedz, że nie twoja). Z drugiej zaś strony łażą po
Twitterze i tłumaczą, że publikowanie czyichś prywatnych
wiadomości jest karalne. Jest tylko jeden problem w tym rozumowaniu.
Żeby udowodnić, że upubliczniono czyjeś prywatne dane, trzeba by
najpierw udowodnić, że są one prawdziwe. A na tym mało komu
zależy w kontekście ich zawartości.
I właśnie doszedłem do tego,
dlaczego jednak popełniłem notkę w tym temacie. Te materiały –
tzn. te, które w „internetach” już są opublikowane w postaci
screenów - pokazują skrajną obłudę i zakłamanie naszych
szanownych konserwatystów narodowych. Cytatów, jak to już
zapowiedziałem, nie będzie, ale moje autorskie komentarze –
owszem.
Honor Narodowca
Co robi
narodowiec, kiedy dowie się, że jakiś jego znajomy (narodowiec)
zgwałcił dziewczynę? I to na dodatek dziewczynę, która jest zaprzyjaźniona
z narodowcami? Nic. Martwi się jedynie tym, że bardzo źle by się
stało, gdyby się o tym dowiedzieli inni. Domyślam się, że gdyby
gwałcicielem był ktoś inny (spoza kręgów narodowców), to
zostałby solidnie obity i pewnie zajęłaby się nim policja. A już
jakby się okazało, że jakiś LEWAK kogoś zgwałcił, to bardzo
być może, że policja musiała by czekać, aż go w szpitalu
poskładają. Gwałcący narodowiec to nic takiego.
Co robi
narodowiec, jeśli w mediach mało informacji na temat „złych
lewaków” krąży? Wymyśla własne. Straszliwie się cieszyli
rozmówcy z tego, że jak wymyślą, że antifa pobiła jakiegoś
dziadka, co mainstream bez sprawdzenia opublikuje, to lewaki będą
miały problem.
Co robi
narodowiec, jeśli musi dyskutować z kimś, kogo nie lubi? Obsrywa
go potem w rozmowie i narzeka na to, że teraz takie czasy, że nie
można komuś spuścić wpierd*lu tylko trzeba debatować. Rozczuliło
mnie szczególnie zachowanie jednego z wodzów RN. Jeden z
prawicowych publicystów rzucił na Twitterze screen, na którym
stało jak wół, że dzielni narodowcy najchętniej obili by mu
mordę, ale ktoś tam nie chciał i dlatego musieli sobie odpuścić.
Reakcja RN była natychmiastowa - „publikowanie prywatnych rozmów
jest karalne”. Zachowanie było o tyle absurdalne, że ów
dziennikarz (z którym mi wyjątkowo nie po drodze) miał pełne
prawo nieco się zdenerwować na taką wypowiedź. Innymi słowy
przekaz RN był następujący: „możemy na Ciebie s*ać w rozmowach
prywatnych, ale Tobie nie wolno z tym nic zrobić, nawet jak się o
tym dowiesz, bo Cię pozwiemy!”
Doprawdy, honor
się wprost wylewał z tych wypowiedzi. Tolerowanie gwałcicieli,
wymyślanie newsów, oczernianie innych ludzi – toż to 101%
prawdziwego honoru.
Walka o tradycyjną rodzinę
Ileż to się
można nasłuchać w mediach i naczytać o tym, jak to konserwatyści
walczą o „tradycyjną rodzinę”, której zagraża „homolobby”
i lewactwo. Ileż to było narzekania na to, że te złe feministki
chcą kobiety odciągać od rodzin, a przecież kobiety naturalne
miejsce w domu, przy dzieciach i w kuchni jest. Jakież więc było
moje zdziwienie, gdy oczy me ujrzały, jak jedna z Narodowych Dam
utyskiwała na to, że musi siedzieć w domu z dziećmi, prać brudne
ciuchy i nad garami ślęczeć. W tym czasie małżonek jej gdzieś
się szlaja ze znajomymi. Nie rozumiem za bardo tego utyskiwania -
przecież siedzenie przy garach jest dla konserwatystki czymś
naturalnym... Czyżby się Dama Narodowa za dużo feministek
nasłuchała i znudziło się jej dbanie o ognisko domowe? Czy to
marudzenie przeszkadzało Narodowej Damie w czymś? Gdzie tam –
nadal zachwalała w różnych mediach życie, na które sama
najwidoczniej nie miała najmniejszej ochoty.
W RN jest jeden
jeden dość znany bojownik o tradycyjną rodzinę. Bojownik, który
wie, że „homolobby” chce zniszczyć wszystkie rodziny (w tym
jego). Bojownik ten jest żonaty i dzieciaty, więc można zrozumieć
jego troskę o własną rodzinę. Jakież było moje zdziwienie,
kiedy nazwisko owego bojownika pojawiło się kilkukrotnie w
rozmowach narodowców. Jedna z rozmów dotyczyła podejrzeń tego, że
bojownik składał niedwuznaczne propozycje jakiejś kobiecie (która
NIECO młodsza od niego była). Dowody dzielnym narodowcom nie były
potrzebne do tego, żeby pomóc dziewoi, którą nagabywał bojownik,
tylko do tego, żeby bojownika wypieprzyć z RN. Innym znowu razem
(po imprezie suto zakrapianej) o bojowniku pisali, że kobieciarz z
niego straszny i że jakąś tam narodową panią bardzo chciał
„poznać” (z rozmowy nie wynikało jednoznacznie, czy się mu to
udało, ale podkreślano, że starał się i to bardzo). W kontekście
tych wypowiedzi sugerowałbym bojownikowi aby nieco bardziej skupił
się na monogamii bo jeśli tego nie zrobi to jego rodzinie żadna
walka z „homolobby” nie pomoże...
I na tym
poprzestanę. Tego rodzaju perełek było tam mnóstwo. Pewnie gdyby
mi się chciało przegrzebać całą tę nieszczęsną
korespondencję, znalazłbym znacznie więcej dowodów na to, jak
bardzo honorowi/etc. są nasi konserwatyści narodowi. Czy to, że
konserwatyści nie potrafią żyć zgodnie z zasadami, do życia
według których chcą zmuszać innych, jest niespodzianką?
W najmniejszym
stopniu. Jednakże czym innym jest „głębokie przekonanie”, a
czym innym dowód. I choćby dlatego warto jednak trochę popatrzeć
na tego biednego pana „ze ściągniętymi majtkami”.
Nawiasem mówiąc,
choć nie powinienem tego robić, to polecam lekturę oryginalnych
wypowiedzi każdemu, kto „obawia się Ruchu Narodowego”. Ja się
go nie obawiałem (no, bo bądźmy poważni, po mordzie to można
dostać od byle bandyty - nie znaczy to, że taki bandyta przejmie
władzę w kraju). Trzeźwo myślący ludzie wiedzieli, że ta grupa
jest straszliwie skonfliktowana wewnętrznie, bo i środowiska
skrajnie różne. Wystarczyło poczytać komentarze na starej stronie
RN, żeby zobaczyć, że nawet tam się żrą między sobą. Te
konflikty na każdym szczeblu się zdarzają i choć na zewnątrz RN
chce uchodzić za monolit, to szefowie tej organizacji ryją pod sobą
– byle dla siebie więcej ugrać. Pytanie tylko czego? Bo o ile
jestem w stanie zrozumieć ryjących pod sobą posłów i walki o
miejsca na listach (w przypadku dużych partii), to zupełnie nie
rozumiem walk o władzę w organizacji, której poparcie trzeba by
mierzyć promilami.
Ciekawi mnie, co
dalej z Ruchem Narodowym. Niektórzy już świętowali jego rozpad.
Jeszcze inni spodziewali się trzęsienia ziemi w Ruchu Narodowym
(chodzi mi o naczalstwo tejże organizacji). A ja osobiście wcale
się nie zdziwię jeśli w RN nic się nie zmieni i nikt nikogo nie
wywali (no, może poza jednym nazwiskiem, które może niedługo
wypłynąć wraz z prawomocnym wyrokiem sądowym). Powód jest
prosty: nie ma RN bez Młodzieży Wszechpolskiej i nie ma RN bez ONR.
Choć jedni patrzą na drugich jak na tępych troglodytów, a ci
patrzą na tamtych jak na lalusiowatych jajogłowych, to i tak
potrzebują się wzajemnie. „Mózgi” potrzebują „mięśni”,
bo bez tego zeżre ich Antifa/etc., a „mięśnie” potrzebują
„Mózgów”, bo bez nich nie są w stanie niemalże w ogóle
komunikować się ze społeczeństwem. Może poza momentami, w którym
komunikują się kopniakami i cegłówkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz