piątek, 31 maja 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #122

Niniejszy Przegląd zacznę od tematu, o którym jest ostatnio bardzo głośno. Chodzi, rzecz jasna, o słynny już Fundusz Sprawiedliwości. Najpierw odrobina kontekstu: o tym, że środki z Funduszu Sprawiedliwości były wydawane (eufemizując) niezgodnie z przeznaczeniem, wiadomo od 2017 roku (bo wtedy po raz pierwszy pochylił się nad tym OKO Press). Wiadomo było również, że za rządów Zjednoczonej Prawicy prokuratura się nad tym nie pochyli (z przyczyn oczywistych). Ponieważ prokuratura się tym nie zajmowała, Fundusz Sprawiedliwości był przez Suwerenną Polskę (a wcześniej Solidarną Polskę) traktowany niemalże jak prywatna skarbonka. Po tym, jak Zjednoczona Prawica straciła władzę, parasol ochronny zniknął i ludzie, którzy czuli się do tej pory bezpiecznie, nagle znaleźli się w bardzo niekomfortowej sytuacji.


W wymiarze medialnym wszystko zaczęło się od ubiegłotygodniowej konferencji, w której wzięli udział Roman Giertych i Tomasza Mraz (były dyrektor Funduszu Sprawiedliwości). W telegraficznym skrócie, na konferencji opowiedziano o tym, że konkursy organizowane przez Fundusz Sprawiedliwości były ustawiane. Suwerenna Polska momentalnie zaczęła się odgryzać, a jej członkowie zaczęli opowiadać o tym, że Mraz opowiada bzdury i pewnie jakoś go do tego namówili ludzie z PO. Po paru godzinach okazało się, że Mraz na poparcie swoich wypowiedzi ma ponad 50 godzin nagrań (które od dawna już leżą w prokuraturze). Trzeba przyznać, że Ziobroidy zostały pięknie rozegrane (tzn. nadal są rozgrywane, o czym zaraz). Pozwolono im przez kilka godzin opowiadać bzdury, a potem wrzucono w przestrzeń publiczną pierwsze nagrania, z których wynikało, że Ziobroidy (cóż za niespodzianka) po prostu kłamią. W poprzednim Przeglądzie wspomniałem o Funduszu Sprawiedliwości i dodałem na końcu kawałka traktującego o FS „chwilo trwaj”. No i się doczekałem, bo chwila trwa nadal.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Potem okazało się, że to nie był jednorazowy wrzut nagrań. Od tamtej pory mamy bowiem do czynienia z pewnym (mocno powtarzalnym) scenariuszem (tym samym, który zastosowano za pierwszym razem). W przestrzeni publicznej lądują kolejne nagrania, z których wynika, że ten, czy owy był w sprawę umoczony. Ten czy owy się broni i tłumaczy, że wszystko wyglądało inaczej. Wtedy zaś w przestrzeni publicznej pojawiają się następne nagrania, z których wynika, że „ten czy owy” po prostu kłamie.


Ktoś może powiedzieć: no dobra, skoro ci ludzie (którzy do tej pory byli dość biegli w pijarowaniu) wiedzą, jak to działa, to czemu nie poczekają, aż się to wszystko przewali, równolegle przygotowując sobie jakąś dobrą strategię obronną? Ano temu, że wybory do Parlamentu Europejskiego za pasem. Poza tym ci ludzie mają świadomość tego, że gdyby zamilkli, to przeciwna strona po prostu przestanie wrzucać kolejne nagrania i poczeka na ich reakcję. Ujmując rzecz innymi słowy: Ziobroidy znalazły się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. No ale, tak to już jest, gdy się komuś wydaje, że będzie rządził do końca świata i o jeden dzień dłużej.

Na zakończenie tych rozkmin FS-owych zostawiłem sobie kilka, zabawniejszych narracji obronnych, które pokazują, jak bardzo spanikowane jest towarzystwo Ziobroidowe. Najśmieszniejszą z nich zafundował nam Patryk Jaki (aka Doktor Chłopak z Biedniejszej Rodziny), który zapowiedział pozwy (dla Tuska, Giertycha i Mraza). Jaka ma być ich podstawa? Ano taka, że zdaniem Patryka Jakiego, Minister Sprawiedliwości miał prawo decydować o tym do kogo idzie kasa. No i wszystko fajnie, ale Patryk Jaki w ten sposób usiłuje tłumaczyć ustawianie konkursów. Wydaje mi się (aczkolwiek specjalistą nie jestem), że żaden minister nie ma prawa tego robić.


Drugą (równie zabawną) narracją była  jedna z tych, które wyprodukował Marcin Romanowski (który to Romanowski jest bohaterem większości dotychczas opublikowanych nagrań). Romanowski zwrócił uwagę na to, że te nagrania są w materiale dowodowym i że aktualnie toczy się w tej sprawie śledztwo, tak więc publikowanie ich jest nielegalne. No i wszystko pięknie, ale Romanowski najprawdopodobniej zapomniał o tym, że to właśnie w czasach ministrowania jego partyjnego kolegi zmieniono w Polsce prawo. Dzięki tym zmianom, owszem, można takie dane „wyciekać” do mediów. Czy Zjednoczoną Prawicę ostrzegano przed tym, że ktoś może ich własne metody zastosować przeciwko nim? A jakże. Czy Zjednoczona Prawica się tym przejęła? Odpowiedź na to pytanie chyba znacie.

Ostatnią wybitną narracją obronną był wpis Dariusza Mateckiego, który po tym, gdy do przestrzeni publicznej wjechało nagranie z nim w roli głównej, zaczął tłumaczyć, że akurat w tym konkursie, o którym opowiadano w nagraniu, to jego „zaprzyjaźniona” fundacja nie dostała środków. Czy to, że fundacja nie dostała kasy ma jakiekolwiek znaczenie? Otóż, nie ma to najmniejszego znaczenia. Problemy (natury prawnej) wywołuje już samo uczestnictwo w tego rodzaju rozmowie (pięknie to Orliński wyłożył w swoim wpisie, który zalinkuję w źródłach).


Mógłbym się tak nad tym tematem pastwić, ale po pierwsze, czekają na nas inne tematy (a jest ich trochę), a po drugie, Funduszowi Sprawiedliwości poświeciliśmy cały odcinek podkastowy (który niebawem będzie gotowy do odsłuchu). Nagrywaliśmy go w środę (po konferencji Bodnara, na którą czekaliśmy, żeby się nie okazało, że potem trzeba będzie jakąś dogrywkę erratową robić), tak więc nie będzie tam nic na temat najnowszych taśm.

Idźmy dalej. Kolejnym tematem, nad którym chciałem się pochylić jest to, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej. O tym, że niewiele się tam zmieniło wiadomo już od dawna, ale teraz okazuje się, że nie zmieniło się tak bardzo, że aż będziemy mieli do czynienia z zakazem przebywania w iluś tam miejscach przy tejże granicy. Ujmę to tak, praktycznie od początku tego, co się przy granicy dzieje, byliśmy przekonywani przez Zjednoczoną Prawicę, że nieludzkie (a to i tak eufemizm) traktowanie migrantów to tak naprawę działanie dobre, bo dzięki temu zniechęci się kolejnych migrantów, którzy będą chcieli się przez tę granicę przedostać. Teraz mamy rok 2024 i z tego, co nam przekazują media wynika, że na granicy jest coraz gorzej. W międzyczasie zmieniła się władza, ale nie zmieniło się podejście do problemu. I ja się na serio zastanawiam nad tym czemu. Tak, Tusk powiedział, że gdybyśmy tych migrantów wpuścili i poddali procedurom azylowym, to wtedy Łukaszenka z Putinem przyślą ich jeszcze więcej. Nie powiedział tylko dlaczego tak właściwie Łuka z Wołodią mieliby to zrobić. Może inaczej: skoro mieliby to zrobić, to czemu nie zrobili tego do tej pory?


Osobną kwestią jest to, że skoro na granicy jest teraz gorzej, niż było wcześniej, to w pełni uprawnionym wnioskiem będzie wniosek taki: to nieludzkie traktowanie nie sprawdziło się jako strategia „odstraszania” i w sumie teraz to wszystko idzie siłą rozpędu. Nawiasem mówiąc, co jakiś czas natrafiam na wybitnie kretyńską argumentację, w myśl której to, że ci ludzie nadal pojawiają się na granicy to wina (werble) aktywistów im pomagającym (bo na pewno ktoś kombinuje tak, że może co prawda umrze na tych polskich bagnach, ale ma niewielką szansę na to, że jakiś aktywista mu pomoże,  tak więc...). Przed momentem napisałem, że to wszystko teraz chyba idzie siłą rozpędu i to podtrzymuje. Obstawiam, że nowe władze uznały, że skoro wszystko mają już „ogarnięte” (logistyka, procedury/etc.)., to o wiele lepiej (i co najważniejsze taniej) będzie po prostu zostawić wszystko tak, jak było i poczekać aż sytuacja się sama rozwiąże. Gdyby bowiem próbowano wprowadzić jakieś zmiany, to pewnie wiązałoby się to z rozliczeniem osób (z SG, ale nie tylko), które robiły to, co robiły, a to pewnie momentalnie zostałoby podchwycone przez byłą władzę, która znowu mogłaby opowiadać o tym jak to murem za polskim mundurem stoi (no chyba, że policja zgarnia Wąsika i Kamińskiego z Pałacu Prezydenckiego). Ponieważ więc koszt zmiany podejścia jest wyższy, niż koszt kontynuowania (nieskutecznych) działań, zmian raczej nie powinniśmy się spodziewać. 

Jakiś czas temu głośno zrobiło się o wniosku o Trybunał Stanu dla Glapińskiego. Część komentatorów twierdziła, że zarzuty stawiane Glapie są momentami naciągane. Nie spotkałem się z podobnymi komentarzami, gdy okazało się, że następny w kolejce jest Maciej Świrski, który z nadania PiSu został przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. To właśnie on był pomysłodawcą nałożenia na Radio Zet najwyższej dotychczasowej kary finansowej (476 tysięcy). Za co? Ano za materiał, w którym stało, że zachodnie służby mają niezbyt duże zaufanie do naszych służb (w tle był przejazd Zeleńskiego przez Polskę). W jaki sposób Świrski uzasadniał tę karę? W żaden. Po prostu jego zdaniem materiał ów nie był zgodny z polską racją stanu/etc. Gwoli ścisłości, Świrski pchał się w gips przez dłuższy czas. A to blokowanie koncesji dla TVN, TVN24, Radia Zet/etc., a to wstrzymanie 300 baniek dla mediów publicznych (od momentu, w którym sąd podklepał likwidatora TVP z nadania Sienkiewicza, Świrski nie miał już żadnego punktu zaczepienia), a to niewykonywanie badań statystycznych dotyczących oglądalności. Wiem, że się powtórzę, ale: tak to jest, jak się komuś wydaje, że będzie rządził do końca świata i jeden dzień dłużej.

Na początku maja, w podwójnym wydaniu Przeglądu wspomniałem o tym, jak to „Der Spiegel” nazwał AfD zdrajcami (tl;dr, Rosja im układała manifest partyjny). W tymże samym kawałku Przeglądu w skrócie opisałem to, jak to asystent europosła Maximiliana Kraha został zatrzymany pod zarzutem współpracy z chińskim wywiadem. Czemu o tym wspominam? Ano temu, że sprawa ma ciąg dalszy, który bardzo ładnie można wyczytać z tych cytatów: „Holenderska agencja informacyjna ANP informuje, że asystent, którego mieszkanie i biuro w Parlamencie Europejskim przeszukali w środę belgijscy śledczy, w ramach śledztwa dotyczącego rosyjskiej ingerencji, pracował dla prawicowego holenderskiego europarlamentarzysty Marcela De Graaffa (…) Pracownik był wcześniej asystentem głównego kandydata do Parlamentu Europejskiego niemieckiej prawicowej AfD Maksymiliana Kraha. W kwietniu inny były asystent Kraha został aresztowany pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Chin.”. Jestem autentycznie ciekaw tego, kiedy zatrzymany zostanie kolejny asystent jakiegoś polityka AfD i z czyim wywiadem ów asystent będzie współpracował.

W trakcie swoich 8-letnich rządów Zjednoczona Prawica przyzwyczaiła nas do tego, że literalnie każdy problem i każda sytuacja jest przez nią rozpatrywana w kontekście tego, czy można na tym coś ugrać w wymiarze wizerunkowym. Od tej reguły nie było żadnych wyjątków (przykładowo, nie chciano ryzykować niezadowolenia społecznego i otwarto szkoły we wrześniu 2020, co skończyło się hekatombą. Pod koniec roku było podobnie: nie chciano denerwować ludzi, więc wracający z Wielkiej Brytanii rodacy przywieźli nam kolejną falę korony). Zjednoczona Prawica już co prawda nie rządzi, ale nadal stosuje te same metody. Otóż, jakiś czas po wybuchu wojny Niemcy zaproponowały, żeby państwa europejskie ogarnęły sobie jakaś wspólną ochronę rakietową. Założenie jest takie, że każdy sobie rzepkę skrobie, ale potem systemy obrony będą ze sobą sprzęgnięte, żeby pracować wydajniej. Poza tym, w ramach tej europejskiej tarczy antyrakietowej ogarniane byłyby wspólne zakupy.

Innymi słowy, mamy do czynienia z sytuacją win/win, prawda? Otóż nieprawda, bo bardzo nie spodobało się to członkom Zjednoczonej Prawicy, którzy zaczęli opowiadać o tym, że tak właściwie to nikt poza Polską w tym nie chce brać udziału (do teraz bierze w tym udział 19 albo 21 krajów [media różne liczby podają], a kolejne chcą dołączyć). Że NATO pewnie będzie krzywo zerkać na taką inicjatywę (bo wiecie, NATO zawsze krzywo patrzy na sytuacje, w której państwa członkowskie chcą sobie zafundować kolejną warstwę ochrony). I najważniejsze: że tak właściwie to w tym chodzi o to, żeby niemiecki przemysł zbrojeniowy na tym zarobił (zjawiskowe jest to, jak dużo krajów chce wspierać ten przemysł, prawda?). To, że dzięki przyłączeniu się do tej inicjatywy Polska byłaby bezpieczniejsza nie ma dla tych ludzi najmniejszego znaczenia. A nie ma go dlatego, że teraz rządzi kto inny i trzeba być Totalną Opozycją.   

Na sam koniec zostawiłem sobie jeszcze jeden kawałek Funduszu Sprawiedliwości. Otoż, jedna z moich ulubionych sondażowni (jej nazwę podam na samym końcu, ciekawe, czy odgadniecie o którą chodzi) przeprowadziła badanie, żeby ustalić, jak nasi rodacy widzą cała tę sprawę z FS. Okazało się, że:


25.3% respondentów uznało, że odpowiedzialność za funkcjonowanie FS ponosi Suwerenna Polska
22.9%  respondentów doszło do wniosku, że za wszystko odpowiada Zjednoczona Prawica
13.7% - odpowiadają urzędnicy
18.4% - nie ma zdania
19.7% - kasa była wydatkowana prawidłowo.

Po pierwsze, mamy do czynienia z kolejnym wyrobem sondażopodobnym. Po drugie, chylę czoła przed pomysłowością autora pytań, którego kreatywność sprawiła, że jedna grupa została rozbita na trzy podgrupy. Chodzi mi, rzecz jasna, o to, że Suwerenna Polska była i (póki co nadal) jest częścią Zjednoczonej Prawicy. Urzędników zaś powoływała tamta władza, więc również ponosi za to odpowiedzialność. No, ale dzięki tej kreatywności zamiast jednego słupka 61.9% mamy „rozproszoną” odpowiedzialność (i wniosek „Polacy są podzieleni w tej sprawie). Po trzecie, za dorzucenie do sondażu odpowiedzi „urzędnicy”, jego autor powinien zostać objęty banicją i dożywotnim zakazem robienia sondaży. Po czwarte, ciekaw jestem, czy powszechną praktyką w przypadku sondaży traktujących o przestępstwach jest podsuwanie ludziom odpowiedzi pt. „wszystko odbyło się zgodnie z prawem”. Po piąte, ciekawe czy odgadliście, że chodzi o IBRIS.  



I na tym zakończę powyższy Przegląd.


Źródła:


Źródła: Marcin Romanowski mówi, że udostępnianie materiałów ze śledztwa jest niezgodne z prawem.

https://www.rp.pl/polityka/art40456911-marcin-romanowski-o-nagraniach-ws-funduszu-sprawiedliwosci-burza-w-szklance-wody-prowokacja


Orliński wyjaśnia Mateckiego:

https://www.facebook.com/wojciech.orlinski.5/posts/pfbid0huQeDi4oxAigVd3BmEcnhPdFhzekCA17y4JzqtKoMaw8df3xHCbTb1r119LWRX7Nl



Jaki chce pozywać:

https://dorzeczy.pl/kraj/590376/jaki-suwerenna-polska-mraz-giertych-i-tusk-beda-pozwani.html

https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-zakaz-przebywania-przy-granicy-z-bialorusia-jest-projekt,nId,7542486#crp_state=1

https://www.rmf24.pl/polityka/news-trybunal-stanu-dla-macieja-swirskiego-ujawniamy-tresc-wniosk,nId,7528679#crp_state=1

https://wyborcza.pl/7,75398,31008921,radio-zet-wygrywa-z-maciejem-swirskim-sad-w-calosci-uchylil.html

https://www.wnp.pl/parlamentarny/wydarzenia/byly-minister-obrony-pyta-rzadzacych-o-polska-tarcze-antyrakietowa,825880.html

https://wpolityce.pl/polityka/693276-saryusz-wolski-ostrzega-premier-francji-powiedzial-prawde

https://tvn24.pl/swiat/sledczy-w-parlamencie-europejskim-przeszukanie-w-biurze-asystenta-europosla-st7940368

Wyrób sondażopodobny

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-polacy-wyraznie-podzieleni-dostali-pytanie-o-fundusz-sprawie,nId,7538665

piątek, 24 maja 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #121

Niniejszy Przegląd zacznę od rantu, który nie będzie w żaden sposób oźródłowany. Oźródłowanie nie będzie konieczne, bo wszyscy będziecie wiedzieli o kogo chodzi. Od razu zastrzegam, że może mi się ulać.


Będzie o ostatnich mądrościach, pewnego człowieka, który identyfikuje się jako „popularyzator nauki”. Tak nawiasem mówiąc, zjawiskowe jest to, jak spektakularny zjazd zaliczył ten człowiek. Jeżeli ktoś obserwował jego twórczość u jej zarania to pamięta, że było tam sporo pożytecznej działalności (np. nawalanie się z oszustami, którzy sprzedawali ludziom strukturyzatory wody). To było kiedyś (w 2016 roku). Teraz zaś człowiek ów zachowuje się tak, jak zachowywali się ludzie, z którymi w owym czasie walczył. Nie będę się tu bawił w dywagacje na temat tego „co się stało”. Nie jest bowiem istotne to czy temu człowiekowi coś się „zadziało” przez to, że zbyt długo spoglądał w otchłań, czy też z nudów, czy też dlatego, że po prostu chce generować zasięgi.

Istotne jest to, że treści, które się pojawiają na jego soszjalach są po prostu szkodliwe. Bo mogą np. zniechęcać ludzi do pójścia do speców, którzy by ich poprawnie zdiagnozowali (albo np. nie poślą do speców swoich dzieci). Jak się pewnie domyślacie, chodzi mi o najnowszy produkt naszej krynicy mądrości, która to krynica mądrości na celownik wzięła osoby z ADHD i osoby ze spektrum. W telegraficznym skrócie, wyżej wymieniony jegomość napisał był, że kiedyś to były czasy, a teraz to nie ma czasów, bo ludzie są w stanie zbyt łatwo uzyskać diagnozę (i że diagnozuje się ich w przeważającej większości źle), a ci ludzie wcale nie są ze spektrum i nie mają ADHD, tylko po prostu mają „słabości i zaległości charakteru”.


Przyznam szczerze, że gdy tylko zobaczyłem ten (niezwykle mądry) wpis, to od razu mi się przypomniało to, co jeszcze nie tak dawno temu można było usłyszeć na temat osób z dysleksją (posiadam) i dysgrafią (również posiadam). Otóż, można było usłyszeć po pierwsze to, że hehehe, za moich czasów to się nazywało „debil”, a po drugie, w pewnym momencie zaczęło się opowiadanie o tym, że te diagnozy to w ogóle o kant wiadomej części ciała potłuc, bo tera to łatwo je uzyskać. Tak szczerze mówiąc, to anecdat na temat tego, że „ło panie, tera to każdy dyslektyk” było dużo, ale przecież nikt nie był w stanie przedstawić żadnych twardych danych na ten temat (bo przecież nikt się nie przyzna do tego, że uzyskał lewą diagnozę [tak samo jak nikt nie przyzna się do tego, że wystawił lewe zaświadczenie]). Nie wiadomo więc jak duża była skala tego problemu. Można natomiast bezpiecznie założyć, że deprecjonowanie diagnoz mogło mieć wpływ na rodziców, którzy przeczytawszy/usłyszawszy taką mądrość mogli nie posłać dziecka do poradni, co z kolei może mieć (eufemizując) niezbyt dobry wpływ na rozwój dziecka. Ja się na swoją diagnozę załapałem praktycznie pod koniec szkoły średniej, tak więc nie pomogła mi ona w niczym (poza tym, że na maturze pisemnej nie zwracali uwagi na błędy [gdyby zwracali, to pewnie bym jej nie zdał]). Polonistka zaś już wcześniej była na tyle wyrozumiała, że po wypracowaniu zapraszała mnie do biurka (po tym, jak wszyscy wyszli z sali) i prosiła żebym jej odczytał swoje wypracowanie (bo przeważnie nie była wstanie odcyfrować moich gryzmołów). Insza inszość to fakt, że nawet gdybym tę diagnozę dostał wcześniej, to pewnie też na niewiele by się ona zdała.

No, ale to tylko dygresja była. Wróćmy do meritum. Prawdą jest, że ludzie się teraz diagnozują, ale jakoś tak mi się wydaje, że nie ma w tym fakcie nic złego. U poprawnie zdiagnozowanego dzieciaka można wdrożyć jakieś procedury, które pomogą mu jakoś ogarnąć rzeczywistość, która go pod pewnymi względami przerasta i z którą nie potrafi sobie poradzić. Poprawnie zdiagnozowanemu dorosłemu diagnoza pozwoli zaś zrozumieć, dlaczego pewne rzeczy w jego życiu działy się tak, jak się działy. Poprawna diagnoza może też być wstępem do terapii, dzięki której nawet dorosła osoba ma szansę na poprzestawianie pewnych rzeczy, które wcześniej uznawała za nieprzestawialne. Rzecz jasna, nie zawsze jest to możliwe, ale dzięki diagnozie wiadomo przynajmniej jakie są przyczyny takiego, a nie innego stanu rzeczy.


Ja wiem, że łatwiej jest tłumaczyć sobie i innym, że ktoś, kto ma jakieś problemy, jest po prostu leniem, który ma „zaległości charakteru”. Jest to łatwe o tyle, że część osób ze spektrum ma np. problemy z uczeniem się pewnych rzeczy (i są to blokady, których bez specjalistycznej pomocy nie da się samemu obejść), a z innymi radzą sobie znacznie lepiej od praktycznie całego otoczenia. No to skoro ktoś się jednej rzeczy jest w stanie nauczyć, to drugiej chyba też powinien, a skoro się nie uczy, to jest po prostu leniem, co nie? Jak sobie ktoś chce poczytać o tym, jak to wygląda na spektrum, to np. znajdzie sobie coś na temat tego, że takie osoby potrafiły się bardzo wcześnie nauczyć czynności, których opanowanie rówieśnikom zajmowało znacznie więcej czasu. W praktyce najgorsze, co mogło spotkać taką osobę, to to, że została uznana za „bardzo uzdolnione dziecko”, bo potrafiło to rodzić gigantyczną frustrację w momencie, w którym taka osoba docierała do jakiejś „blokady” i nie była w stanie opanować np. materiału szkolnego, z którym rówieśnicy radzili sobie bezproblemowo. Ale to tylko jedna płaszczyzna. Na innej są problemy z nawiązywaniem relacji społecznych (szczególnie spektakularne jest to w przypadku osób, które gdy już relację „zaczną”, to doskonale sobie z nimi radzą. Ich główny problem polega na tym, że nie potrafią ich „zacząć”, bo bardzo dużo czasu zajmuje im zastanawianie się nad tym, jak to w ogóle zrobić).

Mógłbym tak jeszcze przez naście stron opowiadać o tym, z jakimi problemami się muszą mierzyć takie osoby, ale to, co napisałem powyżej, całkowicie wystarczy do tego, żeby poprawnie ocenić twórczość Wielkiego Popularyzatora Nauki. Jeżeli ja o tym wszystkim wiem, to tym bardziej powinien o tym wiedzieć Pan Popularyzator. I jestem się w stanie założyć o wiele, że o tym wie, ale go to nie obchodzi. Nie obchodzi go to dlatego, że zasięgi muszą płynąć, a najlepiej na zasięgi robi inba. I wiecie, gdyby było tak, że to jest jakiś typ z niewielkimi zasięgami, to nie warto by się było nad tym pochylać. Ale to jest człowiek, którego twórczość dociera do bardzo wielu osób i ta jego twórczość może być autentycznie niebezpieczna. Nie dla jakiejś wyimaginowanej „ideologii łołk”, której ostatnio poświęca bardzo wiele czasu (i którą [jako pojęcie], tak jak cała reszta prawicowych publicystów, zaimportował z Zachodu), tylko dla zwykłych ludzi. Tak na koniec mam dla tej osoby jedną radę. Jeżeli nie chcesz, żeby ludzie pochylali się nad Twoją twórczością, to zmień nazwę bloga na „To Tylko Prawicowa Publicystyka” i nie zapomnij dodać, że masz doktorat z Uniwersytetu Chłopskiego Rozumu. Wtedy będziesz przynajmniej szczery.


No dobrze, skoro rant mam już za sobą, to teraz mogę przejść do spraw znacznie bardziej przyziemnych. Zacznę od przepięknego fikołka, który wykonał ostatnio Karnowski. Dosłownie przed paroma dniami Giertych wrzucił w internety granat i napisał o tym, że jeżeli chodzi o Fundusz Sprawiedliwości, to jeden pan bardzo chętnie opowiada o tym, jak to wszystko wyglądało (o ustawianych konkursach/etc.). Zjednoczona Prawica ruszyła do obrony Suwerennej Polski, albowiem wybory za pasem, a sprawa jednakowoż bardzo śmierdzi. Ponieważ artykuł, o którym za moment będzie, pojawił się na „wPolityce”, to można bezpiecznie założyć, że sygnał do obrony dał nie kto inny, a Jarosław Kaczyński. Na czym polegał ów fikoł? Ano na tym, że Karnowski napisał, że w sumie może i te konkursy i wszystko było ustawione, ale to przecież dobrze, bo gdyby tak nie było, to pieniądze z FS dostawać by mogli przypadkowi ludzie. Czemu to napisał (poza tym, że jest Karnowskim)? Ano temu, że nie dało się w żaden sposób zanegować tego, co się działo i pozostało mu tylko tłumaczenie betonowi partyjnemu, że to wszystko było dla dobra Suwerena. Śmiem wątpić w skuteczność tej konkretnej narracji, ale z drugiej strony, nie jestem specjalistą od mieszania betonu (owszem, musiałem), tak więc może się po prostu nie znam. Osobną kwestią jest to, że Suwerenna Polska zaspamowała soszjale wszelkiej maści oświadczeniami, z których wynika, że tego typa, który teraz zeznaje, to tak naprawdę nikt w SuwPolu nie zna (jeżeli ktoś ma skojarzenia z tym, jak SuwPol zareagował na kejs Szmydta, to taki ktoś ma skojarzenia poprawne, bo to ta sama strategia). Edit: już po napisaniu powyższego kawałka okazało się, że „narracje obronne” w przypadku świadka, który opowiada o Funduszu Sprawiedliwości, zdezaktualizowały się jeszcze szybciej niż te, które stosowano w przypadku Szmydta (a tam nastąpiło to błyskawicznie, bo momentalnie w internetach pojawiły się skany pism, z których wynikało, że SuwPolowcy to jednak znali Szmydta i nawet go wciskali tu i ówdzie). Okazało się bowiem, że pan świadek nagrywał kierownictwo Ministerstwa Sprawiedliwości przez dwa lata. To można skomentować w jeden tylko sposób: chwilo, trwaj.

Idźmy dalej. Powstanie w naszym kraju komisja, która ma zająć się badaniem rosyjskich i białoruskich wpływów. Już same zapowiedzi jej powołania sprawiły, że podniosły się symetrystyczne głosy, które tłumaczyły nam wszystkim, że (uwaga, włączam capslocka) HOHOHO, WIDZICIE? ONI ROBIĄ TO SAMO, CO POPRZEDNICY. Symetryści w swoich narracjach skrzętnie pomijają to, że, no cóż, ta komisja z tą poprzednią wspólny ma tylko kawałek nazwy. Wyrób komisjopodobny, który PiS wyprodukował przed wyborami, żeby uniemożliwić Tuskowi (i paru innym politykom) objęcie jakiegokolwiek stanowiska, był niekonstytucyjny do tego stopnia, że gdyby PiS wygrał wybory i trzeba by było zastosować taktyczną Przyłębską, to pewnie nawet ona (przed wykazaniem, że komisja jak najbardziej była konstytucyjna) powiedziałaby „ojej”. Ta konkretna komisja nie ma być szopką i ma zajmować się pracą analityczną, a nie organizowaniem konferencji prasowych. Jeżeli komisja ustali, że ten czy inny osobnik (bądź też osobniczka) działał na rzecz rosyjskiego, bądź też białoruskiego wywiadu, to stworzony zostanie raport, a potem polecą wnioski do prokuratury. Wyrób komisjopodobny (made by Zjednoczona Prawica) nie przejmował się czymś takim, jak sądy/etc.  - tamten wyrób mógł kogoś po prostu zbanować z polityki (a żaden uczestnik komisji nie mógł za swoje działania zostać pociągnięty do odpowiedzialności). Rzecz jasna, nie wiadomo jeszcze, jak to wszystko się potoczy z tą Nową Lepszą Komisją, ale praktycznie każdy, kto Przez Osiem Ostatnich Lat interesował się polityką wie, że materiału wsadowego do analizy ta komisja będzie miała po kokardę.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Skoro zaś już mowa o komisjach, to warto wspomnieć o tej, która zajmuje się badaniem kwestii tzw. wyborów kopertowych. Tutaj jakoś specjalnie się nie będę rozpisywał. Napiszę jedynie tyle, że atmosfera się coraz bardziej zagęszcza. Oczywistą oczywistością już na tym etapie jest to, że ktoś za to wszystko beknie. O tym, że takiego scenariusza obawia się Zjednoczona Prawica niech zaświadczy to, że tak, jak w przypadku komisji ds .Pegasusa i przy okazji wcześniej wzmiankowanej komisji zagrano kartę „Taktyczna Julia Przyłębska”, a jej tresowany trybunał wystosował pismo, z którego wynikało, że w przypadku wyborów kopertowych wszystko było ok, a rząd Zjednoczonej Prawicy jak najbardziej mógł działać w oparciu o przepisy, które jeszcze nie obowiązywały. Można? Można! Swoją drogą, zjawiskowe jest to, że na tę konkretną minę Zjednoczona Prawica weszła z pełną premedytacją (licząc na to, że nie straci władzy i nikt jej z tego nie rozliczy). Prawda jest bowiem taka, że w 2020 roku ZP obawiała się tego, jak potoczą się wybory prezydenckie i chciała je załatwić nawet działając bezprawnie (bo to oni byli od orzekania tego, czym jest prawo). Gdyby Zjednoczona Prawica się nie obawiała o wynik wyborów, to po prostu wprowadzono by Stan Wyjątkowy (i nikt poza ciężką szurią by tejże prawicy za to nie skrytykował).

Jakiś tydzień temu odbyło się publiczne wysłuchanie w sprawie czterech projektów zmieniających prawo aborcyjne (gdyby nie projekt Trzeciej Drogi, to nazwałbym je „liberalizuącymi”, ale powrót do tzw. „kompromisu” [między prawicą, a Kościołem] liberalizacją nie jest w mojej skromnej opinii). Wysłuchanie było spektakularne, bo pojawiła się tam cała masa zygotarian (w tym jeden typ z NOPu obwieszony w symbolikę wiadomo-jakiej-dumy i celtyki), którzy opowiadali to, co zawsze opowiadają zygotarianie. Potem zaś okazało się, że ustawy będą procedowane gdzieś tak na jesieni. Na jesieni, na której pewnie z kopyta ruszy już kampania prezydencka, tak więc można być prawie pewnym tego, że będziemy mogli zaobserwować działania, mające na celu przedłużenie procedowania tak dłuto, żeby przypadkiem nikomu w kampanii to nie zaszkodziło. Aczkolwiek to jest w sumie takie trochę bezprzedmiotowe gdybanie, bo nawet jeżeli dojdzie do głosowania, to ustawy przepadną. Jeżeli zaś nie przepadną (bo np. Trzeciej Drodze wyjdzie z sondaży, że opłaca się je poprzeć [to jest polska polityka, tu wszystko jest możliwe]), to Andrzej Duda to na pewno zawetuje. W przypadku aborcji sprawa jest prosta jak budowa (tu wstaw nazwisko nielubianego polityka, który nie grzeszy rozumem): żeby aborcja w Polsce została zliberalizowana potrzebny jest inny prezydent i parlament o innym składzie, bo jeżeli chodzi o to, jak to wygląda teraz, to pozwolę sobie zacytować pointę pewnego dowcipu z brodą: „nie jest dobrze”.

Pozwolę sobie w tym miejscu na pociągnięcie tematu, który zacząłem w zeszłym tygodniu i który wywołał niewielką dyskusję. Chodzi mi, rzecz jasna, o kwestię dotacji, której nie dostał „Nowy Obywatel”. Pojawił się w tej dyskusji argument, który mnie, delikatnie rzecz ujmując, wyrwał z butów. Okazało się bowiem, że może i Remigiusz Okraska jest „zadymiarzem na Twitterze”, ale nie powinno się przez ten pryzmat postrzegać całego pisma. Otóż, nie. Każde pismo w Polsce (of korz, nie tylko w Polsce, ale my się tutaj teraz skupiamy na naszym własnym podwórku) jest postrzegane przez pryzmat rednacza. No chyba, że ktoś chce mi powiedzieć, że takie nazwiska jak Michnik, Karnowscy, Sakiewicz, Węglarczyk, Lisicki/etc. nic mu nie mówią. Równie prawdopodobne jest to, że takim osobom nic nie będzie mówiła taka nazwa, jak na ten przykład „Lisweek”. Nawet gdyby Okraska bawił się w swoją (bardzo spektakularną) działalność przy pomocy swojego facebookowego konta i nie mieszał w to „Nowego Obywatela”, to i tak ciężko by to było jakoś wybronić. Jednakowoż on (jak już wspominałem) poszedł o krok dalej i bluzgał na ludzi z konta „Nowego Obywatela” (a w wolnych chwilach rozsiewał przy pomocy tego konta dezinfo). Do tego tekstu dorzucę screen z jednej sytuacji, w której u RedNacza NO wystąpił incydent kałowy, bo jedna z ćwiterianek napisała, że u niej w domu na bułkę tartą (dodawaną do fasolki szparagowej) mówiło się „okraska” (tak, użył do tego konta „NO”). Co prawda wpis dokumentujący incydent został w miarę szybko usunięty, ale nie dość szybko, żeby nie został uwieczniony na screenie. Pozwolę sobie ten temat uprościć tak bardzo, jak tylko się da: gdy się jest twarzą jakiegoś przedsięwzięcia, to warto zwracać uwagę na to, co się robi. Jeżeli zaś się na to nie uważa, to trzeba się liczyć z konsekwencjami.

Na sam koniec zostawiłem sobie temat, który należy czytać przy otwartym oknie. Otóż, pewien profesor (jeden z tych, którzy sprawiają, że mam ochotę swój dyplom socjologa wrzucić w niszczarkę i nigdy nie przyznawać się do tego, jakie studia skończyłem) był łaskaw ostatnio wypowiedzieć się na temat Prawdziwego Zagrożenia dla Polskiej Suwerenności (uwaga natury ogólnej, nie mam pojęcia, czy to była reakcja na jakieś próby grillowania profesora przez internautów. Wygląda to na jego reakcję na czyjąś wypowiedź, ale ponieważ brak jest kontekstu, będę tę wypowiedź traktował jako wypowiedź „stand alone”): „Tak, Drodzy Państwo, nadal uważam, że zagrożenie naszej suwerenności z zachodniej strony jest większe - dlatego, że natura tego zagrożenia sprawia, iż przekracza ono zdolność pojmowania i percepcji wielu Polaków, że intelektualnie, gospodarczo i organizacyjnie nie jesteśmy mu w stanie sprostać”.

Tak, dobrze przeczytaliście, prawdziwe zagrożenie dla Polski nie leży na Wschodzie, ale na Zachodzie, ale zdaniem profesora problem Polski i Polaków polega na tym, że ci drudzy są zbyt tępi, żeby to zrozumieć. Zacznę może od tego, że gdyby taka wypowiedź padła ze strony „niePiSu”, to momentalnie by się komentariat rozgadał na temat tego, że to jest pogarda dla zwykłego człowieka i że to jest kolejna wypowiedź przedstawiciela elit, który jest oderwany od rzeczywistości. Ponieważ tutaj mamy odklejonego od rzeczywistości przedstawiciela elit, który jest PiSowcem, tego rodzaju głosy jakoś tak się nie przebijają.

Idźmy dalej. Ta wypowiedź jest tak przerażająco durna, że nie można mieć najmniejszych wątpliwości w kwestii tego, że Krasnodębski w to wierzy. On wie, że to jest bzdura. Po co więc wypisuje bzdury? Bo ktoś uznał, że do partyjnych narracji najlepiej pasują tego rodzaju antyzachodnie bzdury. Obstawiam, że Krasnodębski zdaje sobie również sprawę z tego, że opowiadając tego rodzaju bzdury zachowuje się jak pożyteczny idiota Putina, ale najwyraźniej nie spędza mu to snu z powiek. Nawiasem mówiąc, jak bardzo nie zdziwi was to, że ta idiotyczna wypowiedź była chwalona, między innymi przez Sebastiana Kaletę? Co się zaś tyczy samej wypowiedzi, to bym bardzo chciał, żeby któryś dziennikarz zapytał Krasnodębskiego o to, czy on na serio wierzy w to, że Zachód jest dla nas większym zagrożeniem, niż agresywny reżim ze Wschodu, który non stop straszy NATO konfrontacją zbrojną, grozi (między innymi) Polsce głowicami nuklearnymi, miesza przy wyborach, próbuje rozbić jedność krajów zachodnich (etc./etc.). Chciałbym również, żeby dziennikarz po zadaniu tego pytania nie pozwolił Krasnodębskiemu uciec w jakieś ogólniki. Tak, wiem, zbyt dużo wymagam.



I tym (roszczeniowym) akcentem zakończę powyższy Przegląd.


Źródła:

https://businessinsider.com.pl/polityka/zbigniew-ziobro-i-fundusz-sprawiedliwosci-miazdzace-zeznania-dyrektora/1sy2q59

https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/ujawniamy-tasmy-ziobrystow-informator-prokuratury-nagrywal-ich-przez-dwa-lata/trxkhk2

https://x.com/katarynaaa/status/1793547540408713644

https://www.gov.pl/web/premier/komisja-ds-badania-wplywow-rosyjskich-i-bialoruskich-powolana

https://wyborcza.pl/7,75398,30966701,trybunal-konstytucyjny-z-pomoca-morawieckiemu-znalazla-sie.html

link do artykułu, w którym zebrano dotychczasowe ustalenia komisji ds wyborów kopertowych:

https://oko.press/slodka-zemsta-grodzkiego-na-pis-nawet-nie-wiedzieliscie-coscie-uchwalili-wybory-kopertowe

https://kobieta.wp.pl/z-sejmu-wyprowadzono-mezczyzne-nie-ma-i-nie-bedzie-naszej-zgody-na-rasizm-7028250675399232a

https://x.com/PiknikNSG/status/1793719117687759186

piątek, 17 maja 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #120

Poniższy Przegląd pojawia się z lekkim opóźnieniem, bo skończyłem go pisać dość późno (można by nawet rzec, że brakowało paru minut i wyszło by na to, że pisałem go bardzo wcześnie). Czasu na pisanie miałem stosunkowo niewiele, bo razem ze współprowadzącym chcieliśmy się wyrobić z dwoma odcinkami (cebule i odcinek o Zielonym Ładzie), a czas niestety nie jest z gumy.


Niniejszy Przegląd zacznę trochę niestandardowo, albowiem od Terlikowskiego, konkretnie zaś od tego, w jaki sposób „broniono” go przed zarzutami zawartymi w zajawce do ostatniego odcinka podkastowego. Nie bez przyczyny napisałem, że chodzi o zajawkę, bo jeżeli ktoś podnosił larum praktycznie zaraz po opublikowaniu zajawki, to można domniemywać, że raczej nie przesłuchał ponad dwugodzinnego odcinka. Od czego by tu zacząć? Ano pewnie od tego, że się wam przyznam szczerze, że trochę mnie zaskoczyło to, że Terlikowski miał więcej obrońców, niż Szymon Hołownia. Tak na Chłopski Rozum powinno być przecież odwrotnie, bo Hołownia był znacznie mniej „jadowity” od Terlikowskiego. Wszak właśnie dzięki dystansowaniu się (na płaszczyźnie stosowanej retoryki) od takich osób, jak Terlikowski i Cejrowski, Hołownia zbudował swoją rozpoznawalność (jako fajnokatolika). Moim skromnym zdaniem to pokazuje jak bardzo skuteczny okazał się sam Terlikowski, zmieniając swoją „strategię publicystyczną”. Poza tym, to może być kwestia tego, że część z komentujących po raz pierwszy zetknęła się z Terlikowskim już po jego „przemianie” i w momencie, w którym ktoś zaserwował im crash-course z nie tak znów odległej w czasie twórczości pana Tomasza, załapali się na gigantyczny dysonans poznawczy.

Nie byłbym sobą, gdybym się przez chwilę nie popastwił nad argumentacją „obronną”. Jednym z zabawniejszych argumentów był ten, z którego wynikało, że w sumie nie powinno się czepiać Terlikowskiego za to, co kiedyś pisał, bo to były młodzieńcze komentarze/wpisy. Autorowi tych słów umknął ten drobny szczegół, że Terlikowski produkując taśmowo mowę nienawiści (kłamstwa i manipulacje) dobiegał czterdziestki. Równie zabawne było zarzucenie mi „mentalności inkwizytorskiej”. Teraz sobie wyobraźcie, że 10 lat temu ktoś krytykujący Terlikowskiego zostałby (na poważnie) posądzony o takową mentalność. Tak sobie myślę, że od jutra możecie na mnie mówić De Pikniquada. Napisano również sporo liter na temat tego, że może on faktycznie się zmienił i że w sumie każdy może się zmienić, więc o co mi chodzi. No więc chodzi mi o to, że Terlikowski nagminnie kłamał przed swoją „przemianą” (gdyby jego obrońcy przesłuchali odcinek, wiedzieliby, że większa jego część poświęcona została debunkowaniu manipulacji i kłamstw redaktora Terlikowskiego). Osobną kwestią jest to, że sam Terlikowski opowiadając o swojej „przemianie” zwraca uwagę na to, że to w sumie była zmiana „strategii publicystycznej”. Innymi słowy: mówił to, co mówił dlatego, że jego wypowiedzi „żarły” w internecie. Jeżeli ktoś chce traktować taka osobę jak autorytet moralny, to ja takiej osobie nie będę stał na drodze do szczęścia.

Teraz przejdę do kwestii związanej z odcinkiem, który pewnie wjedzie do odsłuchu na weekendzie. Odcinek będzie o Zielonym Ładzie. W trakcie szukania materiałów na temat Zielonego Ładu zorientowaliśmy się, że nawet by poskrobać powierzchnię tego, czym jest Zielony Ład – trzeba się jednak trochę nagimnastykować. I to mnie trochę wkurza (stary człowiek krzyczący na chmury mode on), bo śmiem twierdzić, że jak się już taki projekt wymyśliło, to może warto by było zadbać o warstwę informacyjną i dostarczyć ludziom konkretów, żeby Marcinom Warchołom trudniej było przekonywać ludzi do tego, że gdy Zielony Ład będzie obowiązywał, bo ktoś (pewnie Brukselskie Elity) ludziom zabierze mięso z grilla i zastąpi je robakami. Wiecie, ja nie mam jakichś specjalnych wymagań. To są podstawy podstaw. Jeżeli przy okazji tak dużych projektów (niezależnie od tego, czego miałyby dotyczyć), nie zadba się o „oprawę informacyjną”, to walkowerem się oddaje całą debatę szurom, którym argumentów nigdy nie zabraknie. I tak to wygląda w przypadku Zielonego Ładu. Konkretów trzeba szukać samemu, ale za to informacji na temat tego, że Zielony Lad to czyste zło i spisek jest po kokardę.

No dobrze, skoro sobie pośmieszkowałem i pomarudziłem, to teraz przejdę do spraw bieżących. Zacznę od follow upu tematu związanego z sędzią Szmydtem. Wspominałem w poprzednim odcinku, że Zjednoczona Prawica (jak zwykle, gdy zaczynają się problemy wizerunkowe) usiłuje się od typa odcinać. Ziobro usiłował zwalić winę na „środowisko sędziowskie” i na PO (no bo Komorowski), a potem do zabawy przyłączyli się inni. Beata Szydło stwierdziła, że to wina PO, bo Szmydt to mógł być tym agentem jeszcze za ich rządów. Momentalnie podniosły się głosy, że Szydło zafundowała swojej partii autograbie, bo gdyby faktycznie było tak, że Szmydt był agentem tak długo, to delikatnie rzecz ujmując niezbyt dobrze świadczyłoby to o służbach, którymi Przez Osiem Ostatnich Lat zawiadywała Zjednoczona Prawica. Potem stawkę podbił Sebastian Kaleta, który zaczął tłumaczyć, że nikt z Suwerennej Polski nie jest winny temu, co się stało, bo Szmydt się na te wszystkie stołki, na których go obsadzili, dostawał z konkursów. Rzecz jasna, słowem nie zająknął się na temat tego, że konkursy zawsze wygrywa ten, kto ma konkurs wygrać. Warto wspomnieć o tym, że Kaleta poszedł o krok dalej i postanowił wrzucić pod autobus swoich kolegów-sędziów. Stwierdził on bowiem, że jeżeli chodzi o Szmydta, to oni go nie za bardzo lubili (oni, jako „pion cywilny”), ale sędziowie to już lubili go bardzo. Piebiakowi musiało być tak po ludzku przykro. Gdyby nie kontekst byłoby to całkiem zabawne. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że Karnowscy (którzy Szmydta wychwalali pod niebiosy i bronili go przed atakami „nadzwyczajnej kasty”) zrobili fikołka i uraczyli czytelników swojego periodyku okładkowym artykułem, w którym tłumaczyli, że białoruski agent miał utrudniać reformę wymiaru sprawiedliwości. Obstawiam, że „dziennikarzowi śledczemu” (przprszm, musiałem) pewnie nie chciało się poruszyć takiej nieistotnej kwestii, jak ta „gdzie były służby”.

W zeszłym odcinku wspomniałem o recyklingu narracji, w który w ramach kampanii do Parlamentu Europejskiego bawią się członkowie Zjednoczonej Prawicy. W tym odcinku mogę poruszyć kwestię recyklingu praktycznie całego mechanizmu, na którym opierała się kampania Zjednoczonej Prawicy w 2023 roku. Mechanizmem tym było usilne szukanie jakiegoś politycznego złota. Chyba wszyscy z was widzieli w internetach grafikę, na której widać typa, który nie umie pić wody z butelki (bo przytwierdzona nakrętka). Czemu o tym wspominam? Ano temu, że choć na temat NakrętkaGate najwięcej do powiedzenia mieli (i nadal mają) konfiarze, to pochyliły się nad tym również takie Zjednoczono Prawicowe tuzy, jak Jacek Sasin i Doktor Chłopak z Biedniejszej Rodziny (aka Patryk Jaki). Do końca kampanii jeszcze trochę czasu i zastanawiam się nad tym, co jeszcze Zjednoczona Prawica będzie chciała wrzucić na swoje sztandary.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Parę dni temu Donald Tusk z mównicy sejmowej dość głośno i wyraźnie (niektórzy twierdzą, że średnio uprzejmie [mnie to szczerze mówiąc średnio obchodzi, bo ostatnich 8 lat nie przeleżałem pod lodem]) wyraził swoją opinię na temat tego, że Największa Partia Opozycyjna będąc przy władzy tolerowała rosyjskie (i białoruskie) wpływy w Polsce. Czy była to zagrywka pod publiczkę? Owszem, była. Czy Tusk powiedział tam jakiekolwiek słowo nieprawdy (np. mówiąc o tym jak to było z tzw. „Aferą Taśmową”)? Ano, nie powiedział. Każdy, kto choć trochę interesował się tym, co działo się w Polsce Przez Osiem Ostatnich Lat (nie mogę obiecać, że to był ostatni raz) wie, że PiS bardzo starał się ignorować rosyjskie wpływy (i robi to nadal, vide Kancelaria Prezydenta, która nie ma nic przeciwko temu, żeby zapraszać do siebie ludzi z Citizen GO). O pewnym instytucie, który chciał, żeby nie można było o nim mówić wiecie czego i o tym, że ludzie z tego instytutu dostali się do bardzo wielu instytucji wspominać chyba nie trzeba, prawda? Można się rzecz jasna gniewać na Tuska za to, że był nieuprzejmy i że może premierowi nie wypada, ale ja tu nieśmiało przypominam, że jego poprzednik non stop kłamał, a kręcenia nosem było wtedy znacznie mniej. Gwoli ścisłości, nie zamierzam tutaj komentować spotów, które się pojawiły, ze względu na już i tak zbyt wysoki poziom Mitów Cthulhu.

Skoro zaczęliśmy wątek wpływów rosyjskich, to warto pociągnąć go dalej, albowiem nowe władze zapowiedziały powołanie komisji, która miałaby się zajmować badanie rosyjskich wpływów. Ktoś może powiedzieć, no zara mordo, ale czy przypadkiem nie było tak, że wcześniej taka komisja miała powstać i sporej liczbie osób to przeszkadzało? Taki ktoś będzie miał rację. Jednakowoż problemem związanym z tamtą komisją nie było to, że chciała badać rosyjskie wpływy, ale to, że była ona skrajnie niekonstytucyjna (co rzecz jasna, problemem by nie było, bo Trybunał Przyłębski na pewno uznałby, że jest konstytucyjna, więc cicho tam). Drugim problemem było to, że tamta komisja zajmowałaby się głównie udowadnianiem tego, że Tusk i jego otoczenie to „ruscy agenci”. No chyba, że ktoś wierzy w to, że Cenckiewicz&co pochyliliby się nad pewnym wcześniej wspomnianym instytutem. Nie jest do końca pewne to, czy ta komisja powstanie, bo Hołownia się do pomysłu odniósł krytycznie (ale zaraz potem powiedział, że w sumie to sporu nie ma i jest tylko jakieś nieporozumienie). Ja osobiście bym chciał, żeby coś takiego powstało i żeby badało wpływy, niezależnie od tego „na którą stronę” politycznego sporu wpływali Rosjanie (i Białorusini).

Wiele wskazuje na to, że najprawdopodobniej pomysł zwany Kredytem 0% spadnie z rowerka. Płakać po tym programie nie będę, bo przełożyłby się on na podrożenie i tak już horrendalnie drogich mieszkań. Warto w tymi miejscu wspomnieć, że bez ogarnięcia kwestii budownictwa mieszkaniowego będziemy się wozić z takimi projektami wte i we wte. Ponieważ zaś ogarnięcie takiego ogólnopolskiego projektu (we współpracy z samorządami rzecz jasna) to kwestia o wiele bardziej złożona, niż dosypanie pieniędzy deweloporom i bankom, może być z tym bardzo różnie. Nie chciałbym być źle zrozumiany, ja naprawdę uważam, że to niełatwe do ogarnięcia kwestie, bo trzeba by było wyprodukować kwadryliony analiz, żeby zbadać to, gdzie najlepiej te mieszkania stawiać (a taki projekt pewnie musiałby być rozłożony na lata). Niemniej jednak wydaje mi się, że jest to rzecz do ogarnięcia. Osobną kwestią jest to, że żeby jakikolwiek tego rodzaju projekt zadziałał zgodnie planem, trzeba jakoś uregulować kwestie „inwestowania w mieszkania”. Wiecie, mnie nie przeszkadza to, że ktoś sobie zainwestuje w warty kilkanaście milionów apartament (bądź też willę), jednakowoż to, że ktoś inwestuje miliony w mieszkania, których potem brakuje na rynku dla przeciętnych zjadaczy chleba, już mi jednakowoż nieco przeszkadza.

Co prawda temat ten wiąże się z Zielonym Ładem, ale postanowiłem wrzucić go osobno. Kilka dni temu odbył się w Warszawie protest przeciwko Zielonemu Ładowi. Sprzeciw przeciw temuż Zielonemu Ładowi (który jeszcze nie tak dawno temu chwalił PiSowski komisarz ds. rolnictwa, a Jarosław Kaczyński straszył konsekwencjami nie podpisania się pod nim) miał być kolejnym politycznym złotem dla partii Kaczyńskiego. Jeżeli weźmiemy pod rozwagę frekwencję na opozycyjnych marszach z 2023 roku, to frekwencja na tym konkretnym spędzie (eufemizując) nie powalała. Ok, było tam jakieś 30 tysięcy osób, ale jestem się w stanie założyć, że PiS liczył na znacznie, znacznie więcej. No a na miejscu okazało się, że znowu „nie pykło”.

Na sam koniec powyższego przeglądu zostawiłem sobie coś z zupełnie innej beczki. Otóż, część z was zapewne kojarzy taki periodyk jak „Nowy Obywatel”. Jakiś czas temu okazało się, że po raz pierwszy od dawna periodyk ów nie dostanie dofinansowania z budżetu państwa. Nie ma najmniejszych wątpliwości w kwestii tego, że ma to związek z tym, że władza się nam w naszym Kraju nad Wisłą zmieniła. Podniosły się (stosunkowo nieliczne) głosy, z których wynikało, że niedobrze się stało, bo w NO pojawiały się wartościowe teksty/etc. Przyznam się wam szczerze, że nie czytywałem NO i nie wiem, czy tam się pojawiały wartościowe teksty. Nie umknęło natomiast mojej uwadze to, że eloneksowe konto „Nowego Obywatela” zajmowało się przez dość długi czas rzyganiem na tych, z którymi nie zgadzał się pewien fan złocistego płynu (zabawnym znajduję to, że nie muszę wrzucać nazwiska, bo i tak prawie wszyscy będą wiedzieli o kogo chodzi [a jeżeli ktoś tego nie wie, to ja takiej osobie szczerze zazdroszczę]). Znamienne było to, że ów przemiły jegomość najwięcej uwagi (i jadu) poświęcał lewakom (którzy jego zdaniem nie byli wystarczająco lewicowi). Innymi słowy, zajmował się gnojeniem osób, które powinny być grupą docelową pisma, którym zawiadywał. Niestety, karuzela śmiechu się w tym miejscu nie może zatrzymać, albowiem jedna z osób piszących dla NO (prywatnie żona wyżej wymienionego jegomościa [a przy okazji autorka jednego z najgorszych reportaży książkowych, które zostały wydrukowane – w źródłach wrzucę moje znęcanie się nad tym reportażem]) w Tygodniku Solidarność wychwalała ostatnio partię Sławka Mentzena i Krzysztofa Bosaka. Tzn. może nie tyle wychwalała, co ubolewała (cytuję w tym miejscu Rafała Wosia) nad tym, że tylko ta partia ma postulaty odnoszące się do Zielonego Ładu, paktu migracyjnego/etc. Nawiasem mówiąc dopiero w momencie pisania tekstu sobie pewną rzecz sprawdziłem i okazało się (cóż za zaskoczenie), że rednacz NO jest od marca 2024 stałym komentatorem we wcześniej wymienionym organie partyjnym (aka „Tygodnik Solidarność”). „Nowemu Obywatelowi” na pewno nie pomogło to, że rednacz na oficjalnym koncie pisma suflował PiSowskie (i to dość prymitywne) spiny.

Ten akapit chciałem zacząć od „ktoś może powiedzieć”, ale na serio ciężko mi sobie wyobrazić to, jak można by bronić NO wiedząc o tym, co wyrabia jego rednacz. Tu już nawet nie ma mowy o oddzieleniu twórcy od jego dzieła, bo sam twórca używał tego dzieła (konkretnie zaś konta na ćwitrze) do hejtowania wszystkich dookoła. Nawiasem mówiąc jestem naprawdę ciekaw tego, czy rednacz uważał, że będzie mógł sobie dalej robić, to co robi, a nowa władza zupełnie zignoruje jego działalność i będzie mógł nadal brać pieniążki od przebrzydłych liberałów, którymi tak zapamiętale gardzi. Tak swoją drogą, NO mogłoby pewnie spróbować swoich sił w crowdfundingu, ale rednacz tego pisma skutecznie zadbał o to, żeby mało komu się chciało sponsorować pismo, którego główny zawiadowca zajmuje się głównie werbalnym wymiotowaniem na wszystkich, których uważa za nie dość lewicowych (czyli prawie wszystkich nie będących rednaczem „Nowego Obywatela” i jego żoną).


I na tym pozwolę sobie zakończyć powyższy Przegląd.   

 
Źródła:


https://www.youtube.com/watch?v=ClnC3pHkrJE


https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30959303,szydlo-zaatakowala-tuska-ws-szymdta-cos-poszlo-nie-tak-pograzyla.html


https://tvn24.pl/polska/donald-tusk-w-sejmie-pis-od-wielu-lat-dziala-pod-wplywem-rosyjskich-interesow-i-wplywow-st7907953

https://oko.press/na-zywo/na-zywo-relacja/tusk-holownia-komisja-ds-rosyjskich-wplywow-konflikt

https://tvn24.pl/polska/komisja-ds-wplywow-rosyjskich-i-bialoruskich-szymon-holownia-nie-mam-sporu-z-premierem-jest-byc-moze-niezrozumienie-st7917602

https://twitter.com/SasinJacek/status/1789379765268316618

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,30958828,rolnicy-solidarnosc-i-pis-wielki-protest-przeciwko-zielonemu.html

https://energetyka24.com/klimat/kaczynski-odrzucenie-europejskiego-zielonego-ladu-oznaczaloby-ustawienie-sie-na-marginesie

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2022/05/safari-w-polsce-b.html

czwartek, 9 maja 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #118-119

Mimo tego, że ten odcinek będzie podwójny, to jednakowoż nie będzie z tego raczej ściany tekstu (tak więc tematów będzie nie za wiele), albowiem jeszcze do niedawna dłubałem przy przygotowaniach do podkastowego odcinka o Terlikowskim i teraz trzeba się będzie sprężać, żeby nie przekładać Przeglądu na kolejny termin.

Zaczniemy od tematu, który jest tak bardzo absurdalny, że gdyby ktoś napisał scenariusz na podstawie tych wydarzeń, to zostałby wyśmiany za to, że wydarzenia przedstawione w filmie są wybitnie wręcz nierealistyczne. Chodzi, rzecz jasna, o spółkę córkę Orlenową (OTS), która wtopiła 1.6 mld PLNów (z czego ponoć uda się odzyskać jakieś 300 milionów). Po tym, gdy zrobiło się o tej sprawie głośno, Daniel Obajtek bronił się przed zarzutami tak, że w sumie to czego się ludzie go czepiają, on już nie jest szefem przecież. A potem nastąpił ciąg dalszy i okazało się, że jest jeszcze bardziej spektakularnie. Otóż, szefem OTS został jeden taki pan, co do którego istnieją podejrzenia, że może mieć związki z Hezbollachem. O tych podejrzeniach Obajtek wiedział, bo ostrzegał go przed tym orlenowski dział bezpieczeństwa. Obajtek te ostrzeżenia zignorował, bo wiedział lepiej. Reszta historii jest znana: 1.6 mld PLNów wpłacono w ramach zaliczki jakiemuś 25-latkowi, który sobie założył spółkę w Dubaju. No dobrze, ale jak Obajtek zareagował na informacje o tym, że postanowił być sprytniejszy od ludzi, których zadaniem było dbanie o bezpieczeństwo Orlenu? Zareagował, jak to Obajtek. Po prostu powiedział, że nowe władze szukają afer tam, gdzie ich nie ma.

Na moment przeniesiemy się za naszą zachodnią granicę. Der Spiegel jakiś czas temu, ujmując rzecz kolokwialnie, zezłomował AfD określając ich mianem zdrajców. Okazało się bowiem (będziecie zaraz bardzo zdziwieni swoim brakiem zdziwienia), że manifest tejże partii powstał (zapuśćcie sobie dźwięk werbli dla lepszego efektu) w Moskwie. Tenże sam manifest był cytowany niemalże słowo w słowo przez niektórych członków AfD. Ale czekajcie, jest jeszcze lepiej. Petr Bystron ostatnio spotkał się z zarzutami przyjmowania kasy od Rosjan. Tłumaczył wtedy, że to wszystko ściema. Gdy się okazało, że czeski wywiad dysponuje nagraniami, na których Bystron bierze paczki z kasą, tenże przemiły pan zmienił nieco narrację. Po pierwsze zaczął tłumaczyć, że ok, jakieś tam paczki wziął, ale wcale nie było w nich pieniędzy. Po drugie zaś, to wszystko, co go spotyka, to efekt ATAKU NATO. Pewnie sobie myślicie, że to już koniec. Nic z tych rzeczy, albowiem jakiś czas temu jeden z asystentów europosła Maksymiliana Kraha został aresztowany pod zarzutem współpracy z chińskim wywiadem. Zapewne bardzo zdziwi was to, że Krahowi często zdarzało się produkować prochińskie wypowiedzi. Tak sobie myślę, że niebawem łatwiej będzie wskazać wywiady, z którymi akurat członkowie AfD nie współpracowali. Kwestią otwartą pozostaje to, czy te ustalenia będą miały jakiekolwiek przełożenie na poparcie wyżej wymienionej partii.

Swego czasu bardzo głośno zrobiło się o tym, jak to pewien ksiądz znany z tego, że dokonywał egzorcyzmów przy użyciu salcesonu (ja wiem, że my sobie z tego robimy bekę, ale w Polsce mieszka grono ludzi, które w to wierzy i znajduję to lekko przerażającym) z racji tego, że był umoczony w wydawanie pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości, załapał się na areszt tymczasowy. Pod koniec kwietnia Eloneksowe konta polityków Suwerennej Polski eksplodowały z oburzenia, albowiem okazało się, że zażalenie na AT będzie rozpatrywał sędzia, który kilkanaście lat temu był wiceministrem w rządzie Donalda Tuska. Bo wiecie, z tego, że tak dawno temu był wiceministrem musi wynikać, że nie będzie bezstronny. Per analogiam, z tego, że duet Piotrowicz i Pawłowicz do TK wszedł praktycznie z Sejmu (to jest o tyle zabawne, że Piotrowiczowi dali tę fuchę, bo się nie dostał do Sejmu, a Pawłowicz, o ile mnie pamięć nie myli, nie kandydowała po prostu na kolejną kadencję) wynikało, że będą bezstronni. Tak samo, jak bezstronni byli ci wszyscy sędziowie powiązani z Suwerenną Polską i ze Zjednoczoną Prawicą.

No, ale wróćmy do meritum. Czemu tak właściwie Ziobroidy się zaczęły burzyć? Tak, wiem, członkowie tej partii mają miliony powodów do zmartwień w związku z tym w jaki sposób używano Funduszu Sprawiedliwości, ale nie w tym rzecz. Otóż, chodzi po prostu o najzwyklejsze w świecie bicie piany. Dawno, dawno temu, widziałem statystyki dotyczące tego, w ilu przypadkach sąd uwzględnia zażalenie na Areszt Tymczasowy i to były jakieś „groszowe sprawy” (tzn. zażalenia uwzględniane są w maksymalnie kilku % spraw). Innymi słowy już sama statystyka gra na niekorzyść salcesonowego egzorcysty. Ponieważ takiego obrotu spraw spodziewały się Ziobroidy postanowiły trochę na tym ugrać. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że sąd nie uwzględnił zażalenia i wyżej wymieniony Wojownik Świętego Salcesonu pozostał w areszcie.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Okazało się, że w sumie to już nie trzeba się interesować aferą Pegasusa, bo ostoja niezależnego dziennikarstwa, Robert Mazurek, był łaskaw powiedzieć, że w sumie to nie było żadnej afery. Tzn. może i jakaś tam była, ale bardzo niewielka, bo w sumie to tylko kilkaset osób przez tyle lat inwigilowano, a w ogóle to nawet jeżeli, to wszystko odbywało się zgodnie z prawem, a poza tym, nie można zapominać o tym, że prokuratura i ABW Ziobrze do domu wjechały. Gdyby na olimpiadzie była dyscyplina „chłopski rozum”, to Mazurek byłby w tej dyscyplinie niekwestionowanym mistrzem. Po pierwsze o tym, dlaczego używanie Pegasusa było niezgodne z prawem, napisano już terabajty tekstów (chodzi między innymi o to, że inwigilowano x osób jednocześnie [ze względu na to, jak działał Pegasus], o to, że pozyskane dane były przechowywane zagranicą i tak dalej i tak dalej) . Po drugie, nawet jeżeli sędziowie wydawali na to zgody, to nie oznacza, że inwigilacja była zgodna z prawem (z przyczyn wymienionych przed momentem, sąd nie był w stanie tego w żaden sposób „ulegalnić”). Po trzecie, już samo to, kto był inwigilowany (ostatnie doniesienia mówią np. o Terleckim i Kuchcińskim [skoro Tusk odniósł się do tego na Eloneksie, to możemy być pewni, że to prawda]) pokazuje, że nie miało to żadnego związku z dbaniem o bezpieczeństwo. Po czwarte, Mazurek ma już swoje lata, a mimo tego, jest bardzo dobrze wygimnastykowanym akrobatą, albowiem szpagat, który wykonał, żeby połączyć Pegasusa z przeszukaniem u Ziobry był naprawdę imponujący.

No dobrze, skoro już jesteśmy przy temacie Pegasusa, to właśnie dzisiaj (czyli w czwartek) wydarzyło się coś, co (ja wiem, że to powtarzam, ale to nie moja wina, że non stop zachodzi taka potrzeba) gdyby nie kontekst, byłoby nawet zabawne. Otóż Trybunał Przyłębski wystosował pismo do komisji ds. Pegasusa, coby się ta komisja wstrzymała z działaniami do momentu, w którym Trybunał Przyłębski nie wypowie się w temacie tego, czy ta komisja to w ogóle ma prawo działać. Rzecz jasna, absolutnie nikogo to pismo nie obchodzi (tak, jak inne produkowane taśmowo przez podległy PiSowi twór, którym stał się niegdysiejszy Trybunał Konstytucyjny). Nawiasem mówiąc, myśmy wszyscy wiedzieli po co PiSowi było przejęcie sądownictwa (zabezpieczenie się przed jakimikolwiek prawnymi konsekwencjami swoich działań), ale zawsze miło jest przekonać się o tym, że człowiek miał rację. Osobną kwestią jest to, że (pomijając już to, że absolutnie nikogo nie obchodzi co teraz robi ten trybunał), to coś w rodzaju narracyjnych autograbi. No bo z jednej strony PiS tłumaczy, że nie było żadnej afery, a z drugiej strony nagle okazuje się, że próbuje uniemożliwić pracę komisji, która ma to wszystko wyjaśnić. Ja wiem, że PiS bardzo lubi bawić się w wielonarracje, ale tego się spiąć w żaden sposób nie da. Po co TP miałby blokować pracę komisji, skoro nie było żadnej afery? Przecież skoro jej nie było, to działania komisji to wykażą, prawda? Jedyne, co można osiągnąć przez działania tego typu to pewność, że trybunał w obecnym kształcie zostanie zaorany, posypany solą i nikt po nim nie zapłacze. 

Komisja Europejska stwierdziła ostatnio, że ryzyko naruszania praworządności przez Polskę jest już niezbyt duże, a to z kolei jest podstawą do skancelowania artykułu 7, który to artykuł przypięto naszemu krajowi w grudniu 2017 (w efekcie działań mających na celu przejęcie sądownictwa przez Zjednoczoną Prawicę). Cała masa proPiSowskich opiniomatów rzuciła się do komentowania tej decyzji i tłumaczenia, że decyzja KE była polityczna i że tam wcale nie chodziło o żadną praworządność. Cieszy mnie to, że istnieją takie opiniomaty, bo bez nich byłbym gotów pomyśleć, że może ta decyzja ma jakiś związek z tym, że jakoś tak się złożyło, że obecnym władzom nie zależy na ręcznym sterowaniu sądownictwem i nie próbują one rozjechać tegoż sądownictwa walcem. Owszem, obecne władze jadą po bandzie (vide, odbicie prokuratury, odebranie kluczyków do TVP/etc.), ale w KE nie siedzą jacyś idioci i ci ludzie doskonale zdają sobie sprawę z tego, skąd biorą się takie, a nie inne decyzje.

Przedostatnim tematem, nad którym się pochylimy będzie temat recyklingu narracji. W trakcie wyborów w 2023 ten recykling było widać bardzo dobrze i już wtedy się on był nie sprawdził. Wspominam o tym dlatego, że w kampanii do PE również się ów recykling pojawił. Marcin Warchoł zaczął tłumaczyć wyborcom, że jeżeli nie uda się zatrzymać Zielonego Ładu (w domyśle: jeżeli PiS przegra), to zamiast kiełbasy na grillach będziemy mieli robaki. Jeżeli ktoś sobie w tym momencie pomyślał: na litość nieistniejącego bytu transcendentnego, czy ten typ na serio odkopał narracje, które nie zażarły nawet wtedy, gdy były jeszcze świeże? To ja takiej osobie mogę odpisać jedynie tyle: A i owszem.

No dobrze, teraz dochodzimy do ostatniego tematu, który będzie tematem najbardziej obszernym i wielowątkowym. Jak się pewnie domyślacie, tym tematem będzie niedawna rejterada sędziego Szmydta, który doszedł do wniosku, że wszędzie dobrze, ale u Baćki najlepiej. Wydaje mi się, że idealnym początkiem tego kawałka Przeglądu będzie rzucenie truizmu: to jest sytuacja bez precedensu. Ok, zdarzyło się do Białorusi uciekł jakiś żołnierz, ale tym razem chodzi o sędziego, który miał dostęp do informacji niejawnych, miał dojścia do władz. W telegraficznym skrócie doszło do sytuacji, do której dojść nie powinno. Zaraz po tym, jak o ucieczce Szmydta zrobiło się głośno (o ucieczce i o tym, że będzie się starał na Białorusi o azyl polityczny) opiniomaty Zjednoczonej Prawicy wykonały synchroniczny fikołek z prędkością, której mogłaby im pozazdrościć niejedna ultrawirówka. Momentalnie okazało się, że choć Szmydt był jednym z sędziów zamieszanych w aferę hejterską (jego żoną była wtedy „Mała Emi”) i generalnie był mocno związany z Ziobroidami, to tak naprawdę ten sędzia to był jakiś TVNowski i GazWybowy człowiek.

Te same opiniomaty zaczęły budować narracje, z których wynikało, że po pierwsze Szmyd nie miał żadnych związków z PiSem, a po drugie, to np. Komorowski powołał go do WSA (prawie 12 lat temu), a w ogóle to on był w stowarzyszeniu sędziów Themis. I tak dalej i tak dalej. Tę strategię PiS stosował do porzygu, ilekroć w trakcie swoich 8-letnich samodzielnych rządów musiał się mierzyć z krytyką. Strategia ta polega na maksymalnym zaciemnieniu rzeczywistości po to, żeby przeciętny obywatel dał sobie spokój z ustaleniem tego „jak było naprawdę”. Polega ona również na tym, że się obywatelowi tłumaczy, że może i PiS zrobił coś nie tak, ale wcześniej PO zrobiło coś bardziej nie tak, a w ogóle to wszystko wina Tuska/PO/Brukseli. Na nasze szczęście (i nieszczęście PiSu) partia Kaczyńskiego straciła kluczyki do mediów publicznych (i do Polski Press), tak więc efekty takich działań mogą być raczej mizerne. Szczególnie w kontekście tego, że po Eloneksie latają skany dokumentów, w których Ziobroidy powołują Szmydta tu i ówdzie.

Muszę się wam do czegoś przyznać (nie, nie piszę do was z Białorusi), ale zanim się przyznam, pozwolę sobie na odrobinę kontekstu. Ja się zajmuje już od x lat grzebaniem za informacjami i opisywaniem polskiej polityki. Do polskich dziennikarzy mam mniej więcej tyle samo zaufania, co do polityków (czyli go nie mam). Jednakowoż przyznać się muszę, że we wtorek nabrałem się na ewidentnego fejka. Autorem tegoż fejka był Andrzej Gajcy, który wyprodukował artykuł na temat Szmydta. Pozwolę sobie na zacytowanie leadu tegoż artykułu: "Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego od kilku miesięcy wiedziała o związkach sędziego Tomasza Szmydta z białoruskimi służbami — wynika z nieoficjalnych informacji Onetu. Miał on być nawet rozpracowywany przez polski kontrwywiad, a działania polskich służb zmierzać miały do jego zatrzymania za szpiegostwo. Na finiszu operacji coś poszło jednak nie tak.” 

Twórczość Gajcego (nie wiem, czy jego nazwisko się odmienia, ale mało mnie to obchodzi) jest mi znana i znane są również jego afiliacje polityczne (tzn. ok, nie widziałem, żeby miał legitymację partyjną, ale jeżeli się odpowiednio długo patrzyło na to, co ów pan produkuje, to nietrudno było się domyśleć tego, że w jego przypadku bezstronność jest mocno przekrzywiona w prawą stronę). Dziennikarze, których znam, na temat Gajcego mieli do powiedzenia tyle, że jest po prostu PiSowskim cynglem, który potrafi długo udawać bezstronnego, ale gdy obowiązek wezwie, to zawsze wyciągnie do PiSu pomocną dłoń.


Mimo tego wszystkiego uwierzyłem w to, co napisał w artykule. Doszedłem bowiem do wniosku, że sprawa jest na tyle gruba, że nikomu poza PiSowskim opiniomatem nie będzie zależało na tym, żeby tę sprawę „zaciemniać” i żeby rozpowszechniać nieprawdziwe informacje na jej temat. Na swoją obronę mogę jedynie zacytować fragment pewnego internetowego komiksu: człowiek to jednak debil. Do wrzutki Gajcego odniósł się Tomasz Siemoniak, który był łaskaw zrównać ten artykuł z ziemią.

Niemniej jednak o wiele istotniejsza była reakcja innego polityka, który artykułu użył w charakterze trampoliny. Politykiem tym jest Zbigniew Ziobro, który oznajmił, że służby pod rządami nowej koalicji, to w ogóle nie działają, nowa władza prześladuje opozycję, a w ogóle to on Szmydta nie znał (a ten Szmydt to był od Themis!) i wie o nim tyle, że on był zamieszany w aferę hejterską. Do skanów dokumentów z własnym podpisem, które nie do końca wpisywały się w narracje o „nieznajomości” Szmydta się już nie odniósł w żaden sposób (tak samo, jak nie odnoszą się do nich PiSowskie opiniomaty).

Szczerze mówiąc, to właśnie reakcja Ziobry sprawiła, że w głowie mi się alarm rozdzwonił, bo dotarło do mnie, że jakoś tak dziwnym trafem Ziobro milczał przez cały dzień i wypowiedział się na temat tej sprawy dopiero wtedy, gdy w eter wrzucony został wytwór Gajcego. Reakcja Siemoniaka była już jedynie potwierdzeniem tego, czego się zacząłem domyślać.

Skoro się już na tę narrację nabrałem, to pozwolę sobie ją rozbić na atomy. Primo, jako damage control była ona cokolwiek kiepskawa (i była to jedna z przyczyn, dla których w nią uwierzyłem), bo nawet jeżeli byłoby tak, że służby rozpracowywały Szmydta i po prostu dały ciała na finiszu, to ciężko mieć o to pretensję do obecnych władz. Nowe władze nie zachowały się bowiem jak Macierewicz z Kaczyńskim, którzy swego czasu zaorali służby i budowali je od zera przy pomocy kilkunastogodzinnych kursów oficerskich. Zmiany kadrowe wymagają czasu. No chyba, że chce się je robić metodą polityka, który zadbał o to, żeby raport  WSI został przetłumaczony na język rosyjski.

Secundo, nawet gdyby udało się jakoś przekonać wszystkich do tego, że służby dały ciała, to nie zmienia to faktu, że Szmydt był człowiekiem ze stajni Ziobry. Z tego zaś wynika, że wyjaśnienia będą wymagać wszelkie jego powiązania i relacje z tymi politykami. Tak samo, jak wyjaśnienia będzie wymagało to, od kiedy współpracował z białoruskimi służbami. To, że musiał z nimi współpracować od dłuższego czasu, jest raczej oczywiste. No chyba, że ktoś jest skłonny uwierzyć w to, że Szmydt nawiał do Mińska na zupełnym spontanie.

Tertio, histeryczna reakcja PiSowskich opiniomatów (i części „zaprzyjaźnionych” z PiSem sędziów) sugeruje, że (eufemizując) nieco się oni obawiają tego, co się będzie działo, gdy służby się zajmą wyjaśnianiem powiązań Szmydta. Już samo to sugeruje, że jakiekolwiek fikołki narracyjne są po prostu bezsensowne, bo czekać je będzie zderzenie z „twardymi” dowodami. I znowuż, jeżeli ktoś chce wierzyć w to, że Szmydt sobie tam siedział u tych Ziobroidów i absolutnie nikt się z nim nie kontaktował i nikt go nie znał, to ja takiej osobie na drodze do szczęścia nie będę stał.

Quatro i tu muszę na moment zastosować chłopski rozum. Gdyby faktycznie było tak, że Szmydt byłby pod lubą służb, to obstawiam, że nie udałoby mu się wyjechać z Polski. Tzn. do innego kraju Shengen pewnie by wyjechał, ale do Białorusi by mu się uciec nie udało i jego eskapada skończyłaby się na kontroli paszportu przy próbie pokonania granicy Polsko-Białoruskiej.

Tak na sam koniec pozwolę sobie sparafrazować klasyka. Reakcja polskich władz na to, co się stało (i np. fakt, współpracy polskich służb z Czeskimi w trakcie złomowania Voice of Europe) sugeruje, że jeżeli chodzi o podejście do aktywności agentów „ze Wschodu”, mamy do czynienia z pewnymi dostrzegalnymi zmianami. Jeżeli chodzi o spolegliwość polskich służb względem „wschodniej” agentury, to można powiedzieć, że Nie ma już Kaczyńskiego i te zwyczaje się skończyły. Czego sobie i wam życzę.




Źródła:

https://wiadomosci.wp.pl/afera-w-spolce-orlenu-w-tle-czlowiek-wspolpracujacy-z-hezbollahem-7022035679022016a

https://fakty.tvn24.pl/fakty-o-swiecie/kolejne-klopoty-afd-maximilian-krah-w-opalach-jego-asystent-mial-szpiegowac-dla-chin-st7886109


https://fakty.tvn24.pl/fakty-o-swiecie/der-spiegel-o-afd-zdrajcy-manifest-partii-mial-zostac-napisany-na-kremlu-st7893977

https://www.radiomaryja.pl/informacje/ks-michal-olszewski-pozostanie-w-areszcie/

https://www.prawo.pl/prawnicy-sady/areszty-w-polsce-nadal-przewlekle-raport-hfpc,523138.html

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1784864542201164064

https://wpolityce.pl/polityka/690029-to-trzeba-zobaczyc-mazurek-rozprawia-sie-z-afera-pegasusa

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2024-05-09/media-prezes-tk-wyslala-pismo-do-przewodniczacej-komisji-ds-pegasusa/

https://tvn24.pl/polska/artykul-7-wobec-polski-jest-komunikat-komisji-europejskiej-st7901400

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1787539235903316279

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/sedzia-szmydt-od-dawna-byl-na-celowniku-abw-szokujace-ustalenia/dm6ytp3?utm_campaign=cb

https://twitter.com/TomaszSiemoniak/status/1787942834873467345