Niniejsza notka będzie o tym, co
antyklerykałowie lubią najbardziej. Będzie o kościele i
pieniądzach. Ponieważ o kościele i pieniądzach napisano już kupę
tekstów, powiększymy temat o aborcję. Innymi słowy będzie o
kościele, pieniądzach i aborcji. Stosunek kościoła do aborcji
jest powszechnie znany. Z jednej strony Kościół „wywalczył
trudny kompromis” - którego „należy bronić”. Z drugiej zaś
strony Kościół popiera każdą inicjatywę, która ma na celu
zaostrzenie prawa aborcyjnego.
Jeśli PUBLICZNIE zadamy pytanie
dowolnemu przedstawicielowi kościoła pytanie o to, czy kościół
jest przeciwko aborcji – odpowiedź będzie jednoznaczna (no chyba,
że ktoś chce podzielić los ks Lemańskiego i podpaść
przełożonemu).
Idźmy dalej. Zadajmy (również
publicznie) dowolnemu przedstawicielowi Kościoła – proste
pytanie: Co wybrałby Kościół, gdyby musiał wybierać pomiędzy
„obroną życia poczętego” - a dużą ilością pieniędzy?
Gdyby takie pytanie padło na forum
publicznym, spotkałoby się zapewne z ostrymi reakcjami naszej
ukochanej katoprawicy, hierarchów kościelnych, Tomasza
Terlikowskiego i najprawdopodobniej Ryszard Nowak pozwałby kogoś za
„obrazę uczuć religijnych”. Wszyscy jak jeden (heteroseksualny)
mąż byliby oburzeni takim pytaniem! No bo jak to? Jak ktoś śmie
podejrzewać, że dla Kościoła „worki z pieniędzmi” są
ważniejsze od „życia poczętego”?
Jednakże, jeśli owo pytanie (co
ważniejsze) zestawimy z dwiema datami z naszej współczesnej
historii, nawet najbardziej zajadli miłośnicy kleru, będą musieli
się pogodzić z tym, że pieniądz – to priorytet dla kościoła.
Te dwie daty to: 17.05.1989 roku oraz
07.01.1993 roku. Pierwsza z nich, do dzień, w którym w życie
weszła Ustawa O Stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w
Rzeczypospolitej Polskiej. Cóż
to za ustawa? Ustawie tej „zawdzięczamy” taki twór jak komisja
majątkowa. Nie wiem dokładnie, którego dnia zaczęła działać ta
komisja, ale nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że działała
już od 18 maja. Nawiasem mówiąc, ustawę tę przegłosowano
jeszcze za czasów PRL (który oficjalnie padł 29 grudnia 1989).
Druga
data to dzień, w którym uchwalono ustawę „o
planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach
dopuszczalności przerywania ciąży”. Ustawa
ta drastycznie ograniczała dostęp do zabiegów przerywania ciąży.
Tajemnicą dla nikogo nie jest fakt, że inicjatorem zmian w zakresie
aborcji – był Kościół. W teorii – przeciwnicy aborcji
twierdzą, że „lud się tego domagał” (tzn zakazu aborcji), w
praktyce – gdyby tak było w rzeczywistości, nie zignorowano by
1.200.000 podpisów pod wnioskiem o referendum w tej sprawie. Kościół
się domagał zmian w prawie – i dopiął swego. Aczkolwiek nie był
pewnie w pełni usatysfakcjonowany – bo nie zakazano aborcji
całkowicie. Dzisiejsza Kościelna retoryka dotycząca aborcji jest
na tyle histeryczna, że jedynym wnioskiem, który można z niej
wyciągnąć jest to, że Kościół ZAWSZE był przeciwny aborcji i
ZROBI WSZYSTKO aby w Polsce tejże zakazano. A zaraz potem in vitro –
bo in vitro to „wielokrotna aborcja”.
Powróćmy więc do tych dat. W 89 roku – jeszcze za rządów
Rakowskiego (PRL) Kościół „wywalczył” sobie komisję
majątkową. 3,5 roku później zajął się „obroną życia
poczętego”. Czy w świetle aborcyjnej histerii w wykonaniu
Kościoła – nie powinno być odwrotnie? Kościół najpierw walczy
o „życie poczęte”, a dopiero potem wyciąga rękę po mamonę?
Kościół przez ponad 3 lata tolerował „mordowanie
nienarodzonych”, „rzeź poczętych” i tak dalej i nic z tym nie
zrobił? Wszystko na to wskazuje.
Rzecz jasna kler ma w naszym kraju spore grono zwolenników i
zwolennicy ci prawie na pewno usiłowaliby bronić swojej ukochanej
instytucji. Problem (ich, nie mój) polega na tym, że Kościoła się
w tym momencie wybronić nie da. Może inaczej to ujmę, nie da się
go obronić tak, żeby przy okazji nie robić z czytelnika
(słuchacza, widza) idioty. Przyjrzyjmy się argumentom, które mogły
by paść ze strony obrońców kleru.
1 ) Kościół nie miał w 89 roku wystarczających wpływów żeby
zmienić obowiązujące prawo i tylko dlatego nie zajął się wtedy
aborcją!
Czyżby? Nie miał wystarczających wpływów żeby zmienić prawo,
ale miał wystarczające, żeby jeszcze za czasów PRL przeforsować
ustawę, dzięki której powstała komisja majątkowa?
2 ) W parlamencie nie było większości mogącej zapewnić
powodzenie antyaborcyjnej krucjacie! Kościół czekał na odpowiedni
moment.
W to prawie można uwierzyć. Problem w tym, że choć parlament był
„komunistyczny” to wszystko wskazuje na to, że był doskonale
„dogadany” z kościołem i bez problemu przepchnięto by ustawę
zakazującą aborcji (no bo w czym by to zaszkodziło aparatczykom
komunistycznym? Oni i tak już w odstawkę szli). Mało tego- gdyby
sukienkowi mieli choć odrobinę pomyślunku (i faktycznie myśleli o
czymś innym niż kasa) to przeforsowaliby te zmiany jeszcze wtedy.
Co prawda naród by się zdenerwował (tak jak to miało miejsce w
93') ale wszystko można by było zwalić „na komuchów”.
Ponadto większość parlamentarna w III RP – była już wcześniej
bo chyba nikt nie ma złudzeń co do tego, że rząd Olszewskiego by
przepchnął tę ustawę.
3 ) Przygotowanie ustawy mającej na celu obronę „życia
poczętego” wymagało czasu i dlatego dopiero w pod koniec 92 roku
Kościół się zabrał do tego.
Wszystko pięknie, ale czy przypadkiem przygotowanie ustawy, na mocy
której powstała komisja majątkowa – nie wymagało przygotowań?
Poza tym – zmiany w prawie aborcyjnym są na tyle nieskomplikowane,
że mógł to napisać każdy. Skoro teraz zmiany usiłują
wprowadzać ludzie, którzy w uzasadnieniu do swojego projektu (zakaz
aborcji w przypadku nieodwracalnego uszkodzenia płodu) napisali, że
letalne wady da się leczyć (a nawet jeśli nie to z czasem stają
się mniej letalne) – to chyba każdy mógł to napisać. A już na
pewno instytucja mająca na swoich usługach sporą liczbę
prawników/polityków etc.
Jak więc można wytłumaczyć to, że Kościół przez trzy bite
lata tolerował „rzeź (nie)poczętych” choć mógł zrobić
wiele aby ją powstrzymać? W bardzo prosty sposób. Otóż z tą
komisją majątkową to było tak, że składać wnioski w sprawie
zwrotu mienia można było przez dwa lata od dnia, w którym
uchwalono ustawę (aczkolwiek przedłużono ten termin do końca roku
92). Gdyby użyć retoryki Kościelno-Terlikowskiej – trzeba by
rzec, że Kościołowi pieniądze przesłoniły ludzkie cierpienie.
Jeśli komuś nie wystarczą opowieści z początków transformacji
to może coś nowszego? Czy nikogo nie dziwi to, że PiS (choć
mógł) nie przegłosował ustawy zakazującej aborcji? Czy nikogo
nie dziwi to, że Kościół jakoś tak niespecjalnie lobbował za
tymi zmianami za rządów PiS? Nikogo nie dziwi to, że za rządów
PiS – żadna „niezależna organizacja broniąca życia” nie
wystąpiła z obywatelskim projektem ustawy zakazującej aborcji?
Rydzyk też wcale nie poganiał PiSu do wprowadzenia takowych zmian.
Jak to możliwe? Odpowiedź jest jedna – pieniądze. Pieniądze,
których za rządów PiS nie brakowało ani Rydzykowi, ani
Kościołowi. Sam PiS nieszczególnie chciał wprowadzać zmiany –
bo choć politycy tej formacji są bardzo oderwani od rzeczywistości,
to jednak zdawali sobie sprawę z tego co się stanie z ich poparciem
po wprowadzeniu takich zmian. Jakoś sobie więc musiała owa partia
poradzić. Poradzono sobie tak, że PiS nie składał sam takich
wniosków (a próbom LPR, które to próby miały zmienić
konstytucje – ukręcono łeb) a strona Kościelna (i będący na
jej usługach „obrońcy życia”) nie narzucała się ze swoimi
propozycjami.
Z tej opowiastki płynie morał taki, że jeśli się chce w Polsce:
- Liberalizacji prawa aborcyjnego
- Związków partnerskich
- Powszechnego dostępu do edukacji seksualnej
I wszystkich innych zmian, które z miejsca wywołują histerie i
jazgot Kościoła, trzeba wziąć sobie do serca to, że Kościół
ponad wszystko inne kocha pieniądze. Jeśli kiedyś w parlamencie
zasiądą parlamentarzyści, którzy będą chcieli takich zmian, ale
nie będą chcieli aby Kościół szczuł na nich ludzi – sposób
na to jest jeden – Pieniądze. Spotkania „nieformalne” pomiędzy
politykami i hierarchami – to chleb powszedni. Wystarczyłoby na
takim spotkaniu delikatnie zasugerować, że chce się wprowadzić
takie a takie zmiany i jeśli Kościół będzie się buntował... no
cóż ów bunt może mieć konsekwencje finansowe... Bardzo szybko
okazałoby się, że związki partnerskie nikomu nie przeszkadzają,
aborcja nie jest taka zła, a homoseksualiści to w sumie fajni
ludzie. Trzeba tylko pamiętać o roku 89' i pamiętać o największej
miłości Kościoła katolickiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz