wtorek, 3 września 2013

Kościelne priorytety

Niniejsza notka będzie o tym, co antyklerykałowie lubią najbardziej. Będzie o kościele i pieniądzach. Ponieważ o kościele i pieniądzach napisano już kupę tekstów, powiększymy temat o aborcję. Innymi słowy będzie o kościele, pieniądzach i aborcji. Stosunek kościoła do aborcji jest powszechnie znany. Z jednej strony Kościół „wywalczył trudny kompromis” - którego „należy bronić”. Z drugiej zaś strony Kościół popiera każdą inicjatywę, która ma na celu zaostrzenie prawa aborcyjnego.

Jeśli PUBLICZNIE zadamy pytanie dowolnemu przedstawicielowi kościoła pytanie o to, czy kościół jest przeciwko aborcji – odpowiedź będzie jednoznaczna (no chyba, że ktoś chce podzielić los ks Lemańskiego i podpaść przełożonemu).

Idźmy dalej. Zadajmy (również publicznie) dowolnemu przedstawicielowi Kościoła – proste pytanie: Co wybrałby Kościół, gdyby musiał wybierać pomiędzy „obroną życia poczętego” - a dużą ilością pieniędzy?

Gdyby takie pytanie padło na forum publicznym, spotkałoby się zapewne z ostrymi reakcjami naszej ukochanej katoprawicy, hierarchów kościelnych, Tomasza Terlikowskiego i najprawdopodobniej Ryszard Nowak pozwałby kogoś za „obrazę uczuć religijnych”. Wszyscy jak jeden (heteroseksualny) mąż byliby oburzeni takim pytaniem! No bo jak to? Jak ktoś śmie podejrzewać, że dla Kościoła „worki z pieniędzmi” są ważniejsze od „życia poczętego”?
Jednakże, jeśli owo pytanie (co ważniejsze) zestawimy z dwiema datami z naszej współczesnej historii, nawet najbardziej zajadli miłośnicy kleru, będą musieli się pogodzić z tym, że pieniądz – to priorytet dla kościoła.

Te dwie daty to: 17.05.1989 roku oraz 07.01.1993 roku. Pierwsza z nich, do dzień, w którym w życie weszła Ustawa O Stosunku Państwa do Kościoła Katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej. Cóż to za ustawa? Ustawie tej „zawdzięczamy” taki twór jak komisja majątkowa. Nie wiem dokładnie, którego dnia zaczęła działać ta komisja, ale nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że działała już od 18 maja. Nawiasem mówiąc, ustawę tę przegłosowano jeszcze za czasów PRL (który oficjalnie padł 29 grudnia 1989).

Druga data to dzień, w którym uchwalono ustawę „o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży”. Ustawa ta drastycznie ograniczała dostęp do zabiegów przerywania ciąży. Tajemnicą dla nikogo nie jest fakt, że inicjatorem zmian w zakresie aborcji – był Kościół. W teorii – przeciwnicy aborcji twierdzą, że „lud się tego domagał” (tzn zakazu aborcji), w praktyce – gdyby tak było w rzeczywistości, nie zignorowano by 1.200.000 podpisów pod wnioskiem o referendum w tej sprawie. Kościół się domagał zmian w prawie – i dopiął swego. Aczkolwiek nie był pewnie w pełni usatysfakcjonowany – bo nie zakazano aborcji całkowicie. Dzisiejsza Kościelna retoryka dotycząca aborcji jest na tyle histeryczna, że jedynym wnioskiem, który można z niej wyciągnąć jest to, że Kościół ZAWSZE był przeciwny aborcji i ZROBI WSZYSTKO aby w Polsce tejże zakazano. A zaraz potem in vitro – bo in vitro to „wielokrotna aborcja”.

Powróćmy więc do tych dat. W 89 roku – jeszcze za rządów Rakowskiego (PRL) Kościół „wywalczył” sobie komisję majątkową. 3,5 roku później zajął się „obroną życia poczętego”. Czy w świetle aborcyjnej histerii w wykonaniu Kościoła – nie powinno być odwrotnie? Kościół najpierw walczy o „życie poczęte”, a dopiero potem wyciąga rękę po mamonę? Kościół przez ponad 3 lata tolerował „mordowanie nienarodzonych”, „rzeź poczętych” i tak dalej i nic z tym nie zrobił? Wszystko na to wskazuje.

Rzecz jasna kler ma w naszym kraju spore grono zwolenników i zwolennicy ci prawie na pewno usiłowaliby bronić swojej ukochanej instytucji. Problem (ich, nie mój) polega na tym, że Kościoła się w tym momencie wybronić nie da. Może inaczej to ujmę, nie da się go obronić tak, żeby przy okazji nie robić z czytelnika (słuchacza, widza) idioty. Przyjrzyjmy się argumentom, które mogły by paść ze strony obrońców kleru.

1 ) Kościół nie miał w 89 roku wystarczających wpływów żeby zmienić obowiązujące prawo i tylko dlatego nie zajął się wtedy aborcją!

Czyżby? Nie miał wystarczających wpływów żeby zmienić prawo, ale miał wystarczające, żeby jeszcze za czasów PRL przeforsować ustawę, dzięki której powstała komisja majątkowa?

2 ) W parlamencie nie było większości mogącej zapewnić powodzenie antyaborcyjnej krucjacie! Kościół czekał na odpowiedni moment.

W to prawie można uwierzyć. Problem w tym, że choć parlament był „komunistyczny” to wszystko wskazuje na to, że był doskonale „dogadany” z kościołem i bez problemu przepchnięto by ustawę zakazującą aborcji (no bo w czym by to zaszkodziło aparatczykom komunistycznym? Oni i tak już w odstawkę szli). Mało tego- gdyby sukienkowi mieli choć odrobinę pomyślunku (i faktycznie myśleli o czymś innym niż kasa) to przeforsowaliby te zmiany jeszcze wtedy. Co prawda naród by się zdenerwował (tak jak to miało miejsce w 93') ale wszystko można by było zwalić „na komuchów”. Ponadto większość parlamentarna w III RP – była już wcześniej bo chyba nikt nie ma złudzeń co do tego, że rząd Olszewskiego by przepchnął tę ustawę.

3 ) Przygotowanie ustawy mającej na celu obronę „życia poczętego” wymagało czasu i dlatego dopiero w pod koniec 92 roku Kościół się zabrał do tego.

Wszystko pięknie, ale czy przypadkiem przygotowanie ustawy, na mocy której powstała komisja majątkowa – nie wymagało przygotowań? Poza tym – zmiany w prawie aborcyjnym są na tyle nieskomplikowane, że mógł to napisać każdy. Skoro teraz zmiany usiłują wprowadzać ludzie, którzy w uzasadnieniu do swojego projektu (zakaz aborcji w przypadku nieodwracalnego uszkodzenia płodu) napisali, że letalne wady da się leczyć (a nawet jeśli nie to z czasem stają się mniej letalne) – to chyba każdy mógł to napisać. A już na pewno instytucja mająca na swoich usługach sporą liczbę prawników/polityków etc.

Jak więc można wytłumaczyć to, że Kościół przez trzy bite lata tolerował „rzeź (nie)poczętych” choć mógł zrobić wiele aby ją powstrzymać? W bardzo prosty sposób. Otóż z tą komisją majątkową to było tak, że składać wnioski w sprawie zwrotu mienia można było przez dwa lata od dnia, w którym uchwalono ustawę (aczkolwiek przedłużono ten termin do końca roku 92). Gdyby użyć retoryki Kościelno-Terlikowskiej – trzeba by rzec, że Kościołowi pieniądze przesłoniły ludzkie cierpienie.

Jeśli komuś nie wystarczą opowieści z początków transformacji to może coś nowszego? Czy nikogo nie dziwi to, że PiS (choć mógł) nie przegłosował ustawy zakazującej aborcji? Czy nikogo nie dziwi to, że Kościół jakoś tak niespecjalnie lobbował za tymi zmianami za rządów PiS? Nikogo nie dziwi to, że za rządów PiS – żadna „niezależna organizacja broniąca życia” nie wystąpiła z obywatelskim projektem ustawy zakazującej aborcji? Rydzyk też wcale nie poganiał PiSu do wprowadzenia takowych zmian. Jak to możliwe? Odpowiedź jest jedna – pieniądze. Pieniądze, których za rządów PiS nie brakowało ani Rydzykowi, ani Kościołowi. Sam PiS nieszczególnie chciał wprowadzać zmiany – bo choć politycy tej formacji są bardzo oderwani od rzeczywistości, to jednak zdawali sobie sprawę z tego co się stanie z ich poparciem po wprowadzeniu takich zmian. Jakoś sobie więc musiała owa partia poradzić. Poradzono sobie tak, że PiS nie składał sam takich wniosków (a próbom LPR, które to próby miały zmienić konstytucje – ukręcono łeb) a strona Kościelna (i będący na jej usługach „obrońcy życia”) nie narzucała się ze swoimi propozycjami.


Z tej opowiastki płynie morał taki, że jeśli się chce w Polsce:
  • Liberalizacji prawa aborcyjnego
  • Związków partnerskich
  • Powszechnego dostępu do edukacji seksualnej

I wszystkich innych zmian, które z miejsca wywołują histerie i jazgot Kościoła, trzeba wziąć sobie do serca to, że Kościół ponad wszystko inne kocha pieniądze. Jeśli kiedyś w parlamencie zasiądą parlamentarzyści, którzy będą chcieli takich zmian, ale nie będą chcieli aby Kościół szczuł na nich ludzi – sposób na to jest jeden – Pieniądze. Spotkania „nieformalne” pomiędzy politykami i hierarchami – to chleb powszedni. Wystarczyłoby na takim spotkaniu delikatnie zasugerować, że chce się wprowadzić takie a takie zmiany i jeśli Kościół będzie się buntował... no cóż ów bunt może mieć konsekwencje finansowe... Bardzo szybko okazałoby się, że związki partnerskie nikomu nie przeszkadzają, aborcja nie jest taka zła, a homoseksualiści to w sumie fajni ludzie. Trzeba tylko pamiętać o roku 89' i pamiętać o największej miłości Kościoła katolickiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz