czwartek, 27 marca 2025

Dyktatura Chłopskiego Rozumu: Część 2 – Chaos

 Dawno dawno temu, wydano grę pt „Warhammer: Mark of Chaos”, która miała bardzo, ale to bardzo fajne intro. Pod koniec tegoż intra narrator wypowiedział frazę „there is no escape from Chaos – it marks us all (w tłumaczeniu Piknikowym: nie ma ucieczki przed chaosem – naznacza nas wszystkich). Wydaje mi się, że będzie to idealny wstęp do niniejszej ściany tekstu.

Gdyby było tak, że USA to jest jakiś taki kraj, który nie ma najmniejszego wpływu na nasze państwo, to można by było patrzeć na to, co się tam dzieje ze współczuciem. No ok, wybrali sobie Trumpa, ale chyba do końca nie zdawali sobie sprawy z tego, w co się pakują (tzn. miliarderzy wiedzieli, ale biedniejsi chyba nie do końca). Problem polega na tym, że Trump jako prezydent światowego mocarstwa to problem nie tylko Ameryki, ale, nad czym możemy jedynie ubolewać, nas wszystkich.

Czy jestem zdziwiony tym, co robi Trump i jego otoczenie? Nieszczególnie. Główna przyczyna tego mojego nieszczególnego zdziwienia to to, że gdy w 2016 Trump wygrał wybory, to obawiałem się właśnie tego, co się teraz dzieje. Wtedy mu nie wychodziło (choć się starał), bo stopowali go niektórzy Republikanie i administracja. W 2024 sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Partia Republikańska była po prostu partią Trumpistowską, a plany zaorania administracji były dość szczegółowo rozpisane (project 2025), tak więc mniej więcej wiadomo było, czego się spodziewać. Kwestią otwartą było jedynie to, w którym momencie Trump zacznie traktować wszystkich dookoła (no prawie wszystkich, o czym jeszcze będzie) z buta.

Okazało się, że na traktowanie z buta nie trzeba było długo czekać. Tak po prawdzie to Trump nie poczekał nawet na zaprzysiężenie i pogadanki o tym, że tak właściwie to on by chciał, żeby Kanada była kolejnym stanem, zaczął wcześniej. Tak samo, jak pogadanki o pozyskaniu Grenlandii i Kanału Panamskiego. Warto wspomnieć o tym, że w przypadku tych dwóch ostatnich Trump nie wykluczył nawet interwencji zbrojnej. Ktoś mógłby powiedzieć: dobra, może on se tak tylko gada. Tyle, że taki ktoś najwyraźniej ostatnie rządy Trumpa przeleżał pod lodem i nie wie, że w przypadku Trumpa „tylko gadanie” wygląda tak, że jeżeli nikt go nie powstrzyma, to „tylko gadanie” ciałem się stanie. Przykładowo, po przegranych w 2020 wyborach Trump „tylko gadał” o tym, że tak właściwie to je wygrał i w ramach „tylko gadania” dzwonił do sekretarza stanu Georgia i namawiał go do tego, żeby „znalazł” mu brakujące głosy. Co prawda wtedy się nie udało, ale właśnie dlatego, że ów sekretarz Trumpowi odmówił. Po „wyczyszczeniu” administracji państwowej może być różnie z tym odmawianiem.

I tu w sumie taka ciekawostka się pojawia. Otóż, jeżeli ktoś przygląda się temu, co się dzieje na Eloneksie, to taki ktoś może dostrzec mało subtelne próby przekonania amerykańskiego suwerena do tego, że Rosja to w sumie nie jest taka zła, a co za tym idzie, Trump ma rację,  gdy chce się dogadywać z Rosją. O ile sam Trump opowiada o tym, że on się z Putinem przyjaźni, że są BFF/etc., to MAGA-owcy opowiadają już zupełnie inna historię. Opowiadają np. o tym, że gdyby USA weszło w sojusz z Rosją, to byliby nie do powstrzymania. O NATO mają do powiedzenia tyle, że w sumie to ten sojusz jest już zbędny i niech się Europa broni sama przed Rosją (i nie, nie gryzie się im to absolutnie z narracjami o tym, że powinni się zaprzyjaźnić z Wołodią). Tego rodzaju wielce uczone narracje pojawiły się w infosferze MAGA-owców zaraz po tym, gdy Dobry Car Rosji zaproponował, że jakby co, to on może po taniości sprzedać USA dwa miliony ton aluminium. Zupełnym przypadkiem ta propozycja zbiegła się w czasie z nałożeniem przez UE kolejnego pakietu sankcji na Rosję, w którym to pakiecie, cóż za niespodzianka, było między innymi zbanowanie rosyjskiego aluminium.

No ale dobrze, wróćmy do pogróżek, którymi Donald Trump sypie jak z rękawa. Jak już wspomniałem, jeżeli chodzi o Grenlandie, to argumentacja Trumpa jako żywo przypomina tą, którą obserwujemy już od jakiegoś czasu za naszą wschodnią granicą. Otóż, zacznijmy od tego, że Trumpowi chodzi po prostu o ochronę wolnego świata i (werble) jego zdaniem mieszkańcy Grenlandii chcą, żeby Grenlandia przeszła pod kuratelę USA. Co prawda nie padło jeszcze sakramentalne „chcemy tylko chronić mniejszość MAGA”, ale moim zdaniem jest bardzo blisko.

Mieliśmy również niezbyt zawoalowane groźby w celu przejęcia Kanału Panamskiego. Tu jedna uwaga. Jakiś czas temu objawiły się doniesienia medialne, z których wynikało, że USA już odkupiła Kanał Panamski, ale zaraz potem okazało się, że jednak nie. Z późniejszych newsów wynika, że Trump zlecił wojskowym ogarnięcie (na wszelki wypadek) planu, coby w razie czego przejąć siłowo tenże kanał.

Idźmy dalej, albowiem następną porcję gróźb Trump wystosował pod adresem Kanady, która jego zdaniem powinna być kolejnym stanem. Rzecz jasna, opinia Kanadyjczyków się w tym miejscu w ogóle nie liczy, bo to są drobne szczegóły. Póki co Trump rozpoczął wojnę celną i opowiadał o tym, że jakby co, to on by chciał renegocjowania umów sprzed 100 la,t bo mu się nie podoba to, jak granice zostały wytyczone. Bo oczywiście, że jeżeli jest coś, czego potrzebujemy, to tym czymś jest typ, który chce wprowadzić precedens polegający na tym, że ustalenia „graniczne” sprzed pierdyliona lat można na spokojności zmieniać jeżeli tylko się bardzo chce. Jeżeli chodzi o wojnę celną, to Trump rozpoczął takowąż z Unia Europejską.

Co łączy te wszystkie działania? Ano łączy je to, że są skierowane przeciwko krajom (i blokowi krajów), które są sojusznikami Stanów Zjednoczonych. I w tym miejscu pozwolę sobie na eksperyment myślowy: jeżeli Trump w ten sposób traktuje sojuszników, to w jaki sposób potraktuje tak np. Rosję? Rzecz jasna, w tym eksperymencie myślowym zaszyta została pułapka, albowiem Rosja nie jest przez Trumpa uważana za wroga. Nie jest przez niego uznawana za wroga tak bardzo, że aż sobie planuje z Rosją jakieś wspólne projekty geopolityczne. Wydawać by się mogło, że tego rodzaju plany powinny spotkać się z ostrą reakcją jednej takiej partii, która Obamie politykę resetu wobec Rosji wypomina do tej pory, no ale, ponieważ teraz do resetu dąży „ich” prezydent, krytyki się nie doczekamy (to była tylko taka dygresja, albowiem obrońcom Trumpa, zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, poświęcę osobny tekst). Wracając do meritum, jakoś tak się złożyło, że w pierwszej kolejności niełaską Trumpa obrywają kraje sojusznicze. Sorry, taki mamy klimat.

Przed wyborami w USA podnosiły się głosy, że jeżeli Trump wygra, może to oznaczać politykę skrajnego izolacjonizmu. Dziś wiemy, że to było skrajne wręcz niedoszacowanie tego, jak może działać na arenie międzynarodowej Trumpistowska Ameryka. Otóż, w porównaniu do tego, co dzieje się teraz, izolacjonizm jako taki nie byłby wcale taki zły. Zacznijmy od tego, że ten izolacjonizm już się w pewnym sensie „dzieje” w ramach hasła „America First”. Mamy, na ten przykład wrzutki, z których wynika, że artykuł 5 NATO jakby co, to wcale nie jest wyryty w kamieniu i jest negocjowalny. Jeszcze przed wyborami J.D. Vance stwierdził, że USA może nie chcieć pomagać tym, którzy będą próbowali wpływać na Twittera pod rządami Muska. Potem były narracje, z których wynikało, że jeżeli państwa nie zwiększą wydatków na obronność (kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że im dalej w las, tym wyższy %PKB ma być zdaniem Trumpa tym „docelowym”), to też się ich nie będzie bronić. Reasumując: zakładanie dziś, że w przypadku ataku na państwo sojusznicze USA na 100% będzie takie państwo chronić, można traktować jako daleko idącą naiwność.

USA mogą bronić takiego państwa, ale wcale nie muszą. Mało tego, jeżeli przyjrzymy się temu, w jaki sposób traktowana jest teraz Ukraina (o czym też za moment będzie), to widać wyraźnie, że dla USA kluczowe jest teraz to „a co my z tego będziemy mieli”. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Trumpowi zdarzyło się również opowiadać o tym, że jego zdaniem, gdyby przyszło co do czego, to inne państwa NATOwskie by wcale Ameryce na pomoc nie ruszyły. Najwyraźniej interwencje w Afganistanie i Iraku się zdaniem Trumpa nie wydarzyły.

Gwoli ścisłości, to zachowanie Trumpa w tej konkretnej materii jest tak bardzo chaotyczne, że gdyby ktoś nakręcił o tym film z gatunku political-fiction, to by go wyśmiano za to, że wyszła mu slapstikowa komedia, bo to przecież jest niemożliwe. Pochylmy się nad tym, żeby w pełni docenić działania „stabilnego geniusza”. Tak na pierwszy rzut oka Trump ma racje. No bo wiecie, „America First”, prawda? No to po co on ma bronić jakiejś tam Estonii, czy innej Litwy, czy też Polski? Przecież taka obrona to koszty same. Nie dość, że sprzęt wojskowy trzeba wysyłać, to jeszcze żołnierzy/etc., no a to prosta droga do strat finansowych i ludzkich. Poza tym, przecież USA nie potrzebuje żadnej pomocy z zewnątrz, bo jest mocarstwem wojskowym, z którym samodzielnie żadne inne państwo nie jest w stanie się równać (póki co przynajmniej).

Po pierwsze. Amerykanie już od jakiegoś czasu twierdzą, że w nieodległej przyszłości dojdzie do konfliktu USA z Chinami. Ja to co prawda jestem tylko prosty bloger, ale wydaje mi się, że w takiej sytuacji sojusznicy by się jednak Ameryce przydali. Co prawda podnoszą się głosy, że USA chce zrobić „odwróconego Nixona”, czyli wciągnąć do sojuszu Rosję i nastawić ją przeciwko Chinom, ale ten pomysł jest bezdennie głupi, bo wiadomo czym się kończy „wciąganie Rosji do współpracy”. O wiele lepszym sojusznikiem byłaby Europa Zachodnia i Środkowa, bo ma bez porównania większy potencjał ekonomiczny i militarny od Rosji.

Po drugie. Jeżeli USA ma się faktycznie przygotowywać do konfliktu z Chinami, to jak się do tego mają zapowiadane przez Trumpa cięcia budżetowe w wydatkach wojskowych? I to nie jakieś kosmetyczne cięcia tylko 8% (rok do roku przez pięć kolejnych lat). Trump opowiadał, że wydawanie pieniędzy na wojsko nie ma sensu, bo przecież można się dogadać zamiast ze sobą walczyć. Jeszcze trochę, a Trump zacznie śpiewać „Imagine” (a to, jak wiemy jest wizja komunizmu niestety).

Po trzecie. Przez moment załóżmy, że to przygotowywanie się do konfliktu z Chinami jakoś im się spina z cięciami budżetowymi i wydawaniem mniej na obronność. Jak to się ma do próby zarżnięcia amerykańskiego przemysłu wojskowego? Z jednej strony będą cięcia, a z drugiej Trump robi wszystko, żeby zniechęcić każdego potencjalnego kupca do zaopatrywania się w sprzęt wojskowy w USA. Z jednej bowiem strony mieliśmy to, co się stało po słynnej (dojdziemy do tego) kłótni w Gabinecie Owalnym, czyli kombinowanie, jakby tu utrudnić życie Ukraińcom (brak danych, wstrzymanie wsparcia dla ukraińskich F-16 i tak dalej). Z drugiej zaś wypowiedź Trumpa, który powiedział, że będą sprzedawać samoloty, które będą „toned down” (czyli nie takie jak powinny być). Czemu? No bo teraz je może kupić ktoś, kto jest sojusznikiem, ale potem może nim już nie być. Po tym, jak USA zaczęło utrudniać życie Ukrainie, dość głośno zrobiło się o tym, że może być tak, że ktoś sobie kupi w USA jakiś sprzęt, a potem nie będzie go mógł użyć. Gwoli ścisłości, ja sobie zdaję sprawę  tego, że tego rodzaju narracje mogą być rozpowszechniane przez, na ten przykład, lobbystów europejskiego przemysłu zbrojeniowego, ale hello, gdyby USA zachowywała się tak, jak powinien się zachowywać sojusznik, nikt nie dawałby faka o takie narracje.

Po czwarte. Trumpowi i jego „walczącemu z globalizacją” otoczeniu umyka najwyraźniej to, że USA robi interesy wszędzie, gdzie może. Robi je też w Europie. Przez interesy rozumiem również wszelkiego rodzaju inwestycje. I teraz warto sobie zadać jedno pytanie: gdzie lepiej inwestować? W miejscach, w których jest spokojnie, czy też w miejscach zagrożonych działaniami wojennymi? Zmierzam do tego, że USA opłacało się (i nadal opłaca) sojusz w ramach NATO, tak samo jak opłaca się im posiadanie baz wojskowych w Europie, bo dzięki temu ich wcale-nie-globalne firmy nie muszą się martwi o swoje inwestycje.

Gdybym chciał to jakoś podsumować, to chyba sięgnąłbym bo fragment filmu „Glass Onion”, w którym główny bohater w pewnym momencie stwierdzi, że jedna z postaci zachowuje się w sposób głupi. Gdy ktoś zadał pytanie „czy to jest tak głupie, że aż mądre?”, główny bohater (Benoit Blanc) stwierdził: „nie, to jest po prostu głupie”.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Skoro już zahaczyliśmy o temat Ukrainy, to pociągnijmy go dalej. Wszyscy pamiętają obietnice Trumpa, z których wynikało, że jeżeli wygra wybory, to zakończy wojnę w 24 godziny. Gdy w trakcie kampanii ktoś podnosił, że to mało realny scenariusz, fani Trumpa tłumaczyli, że wiadomo, że będzie przesadzał, ale na pewno i to na bank będzie się starał zakończyć tę wojnę i nie będzie się cackał z Rosją i Putinem. Poruszyliśmy tę kwestię w „Trumpolakach” i wyszło nam, że jedynym „lewarem”, który ma Trump i przy pomocy którego będzie mógł chcieć wpływać na konflikt jest to, że USA udzielają pomocy militarnej Ukrainie i mogą tę pomoc przyciąć, żeby skłonić Ukrainę do ustępstw. Okazało się, że fani Trumpa się mylili, a my mieliśmy rację (tak, zdaję sobie sprawę z tego, że to bardzo nisko zawieszona poprzeczka).

Wartym nadmienienia jest ten drobny szczegół, że USA pod wodzą Trumpa się w stosunku do Ukrainy zachowują tak, jak gangusy wymuszające haracze. Z tym, że o ile gangusy po tym, jak dostaną co chcą czasami bronią tych, od których wymuszają kasę przed innymi, to Trump już o jakiejkolwiek obronie nie chciał słyszeć. Trump sobie w pewnym momencie wymyślił, że za tę pomoc, którą to już Ukrainie USA wręczyło, to on sobie odbierze od Ukrainy połowę jej zasobów (minerały) i część infrastruktury (porty etc.). W zamian za to USA obiecały, że może porozmawiają z Putinem, a no i jeszcze część pieniędzy, które by sobie amerykański biznes zarobił inwestowano by w Ukrainie. Gdyby nie kontekst, zabawne byłoby to, że na decyzję (czy podpisać tę umowę, czy też nie) USA dały Ukrainie całą godzinę. Innym razem Trump wpadł na pomysł, że może by tak przejął Ukraińską energetykę jądrową. No dusza człowiek po prostu.

Wspominałem przed momentem o słynnym już spotkaniu w Gabinecie Owalnym, w trakcie którego Zełeński został przeczołgany tylko i wyłącznie dlatego, że miał czelność zwrócić uwagę na to, że bez gwarancji bezpieczeństwa pokój będzie iluzoryczny, bo Putin nie dotrzymuje danego słowa. Wtedy to właśnie odpalił się J.D. Vance, który stwierdził, że Zełenski nie ma RiGCzu, a poza tym to nie podziękował USA za pomoc (potem wyliczono, że podziękował ponad 30 razy). I tu doszliśmy do kolejnej kwestii, która nawet w obrębie Trumpowej logiki (i narracji, którymi się karmi tabuny MAGA) jest pozbawiony sensu. Trump bowiem przekonuje wszystkich o tym, że Putin to jego ziom i że się z nim dogada bezproblemowo. Gdyby nawet nie był jego ziomem to (i tu druga narracja) uszanuje rozejm, bo szanuje Trumpa. Gdyby to zawiodło, to (narracja numer trzy) na pewno uszanuje rozjem i pokój, bo się Trumpa po prostu boi.

Równolegle do tych wszystkich narracji Trumpiści ogłaszają wszem i wobec, że oni nie chcą dać Ukrainie żadnych gwarancji bezpieczeństwa. Czemu nie chcą dać tych gwarancji? Skoro są tak absolutnie pewni, że Putin nie złamie danego słowa, to takie gwarancje bezpieczeństwa to tylko formalność. Mało tego. Pomyślcie sobie ile można by było ugrać wizerunkowo na takim dealu. USA ogłasza, że Ukraina zostaje objęta takimi, a takimi gwarancjami, a Putin siedzi grzecznie jak mysz pod miotłą. Czemuż, ach czemuż więc z tymi gwarancjami jest taki problem? Bo administracja Trumpa zdaje sobie sprawę z tego (ci ludzie niewiele rozumieją, ale to akurat tak), że Putin może nie chcieć dotrzymać słowa choćby dlatego, żeby móc powiedzieć „sprawdzam” Amerykanom. No a skoro są tego świadomi i mimo tego próbują wmanewrować Zełeńskiego w jednostronny deal pokojowy, to chyba nie do końca dobrze o nich świadczy a my, ze względu na nasze położenie geograficzne, powinniśmy to brać pod rozwagę.

Tak swoją drogą, zaskoczeniem dla nikogo nie powinno być to, że narracje MAGA, Musków/etc., są doskonale zbieżne z narracjami rosyjskimi. Otóż, w myśl tych narracji to jest tak, że gdyby tylko Zełeński chciał, to mógłby zakończyć wojnę choćby z dnia na dzień. A nie chce tylko i wyłącznie dlatego, że boi się, że straci władze (gadanie idiotyzmów o tym, że w Ukrainie powinny się odbyć wybory, zawędrowało już do Polski i zostało wrzucone w przestrzeń publiczną przez Elżbietę Witek). I jakoś tak się składa, że w tych narracjach (i to literalnie wszystkich) nie pojawia się taki jeden drobny szczegół. Tym szczegółem jest fakt, że wojnę może zakończyć również Władimir Putin (mógł jej w ogóle nie zaczynać, ale to już osobna kwestia). Dziwnym trafem, w opinii MAGA-owców całkowitą winę za to, co się dzieje, ponosi Zełeński. Czemu nie Putin? Odpowiedź brzmi następująco: nie wiem, ale się domyślam.

Najlepiej podejście USA do Rosji obrazuje to, co ostatnio opowiadał Steve Witkoff (wysłannik Trumpa ds. Bliskiego Wschodu). A opowiadał rzeczy, które powinny sprawić, że osobom drącym w Sejmie japę „Do Nald Trump” powinno się zrobić co najmniej głupio. Przykładowo, Witkoff (w rozmowie z Tuckerem – wcale – nie – onucą Carlsonem) tłumaczył, że Putin po zamachu na Trumpa poszedł się pomodlić do cerkwi dlatego, że Trump to jego przyjaciel. Ten przemiły jegomość (i fachowiec, co do tego nie można mieć najmniejszych wątpliwości) klarował również, że na terenach okupowanych przez Rosję odbyły się referenda i tam ludzie się opowiedzieli za przyłączeniem do Rosji i że to też powinno być brane pod rozwagę. Powinienem to jakoś skomentować, ale zamiast tego pozwolę sobie przejść do kolejnej części niniejszej ściany tekstu.

Nie bardzo wiem, jak zacząć ten konkretny kawałek, więc zacznę go tak: administracja Trumpa najchętniej rozpieprzyłaby Unię Europejską i wszystko wskazuje na to, że tym się właśnie zajmuje. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że to nie jest żadna nowość. Jest sobie taki człowiek, jak Steve Bannon. W 2018 ogłosił, że on ma plan rozwalenia Unii Europejskiej od środka. Chciał to zrobić w ramach organizacji, którą było „The Movement”. W zamierzeniu miało to wyglądać tak, że Bannon zbierze wszystkich eurosceptyków (Le Pen, Orbana, Saliviniego, Wildersa i wielu innych), którzy dzięki jego światłym radom uzyskają co najmniej 30% miejsc w Europarlamencie. Dzięki temu, Bannon chciał rozwalić UE od środka. Początkowo całkiem sporo ugrupowań było zainteresowanych.

Jednakowoż im bliżej było wyborów, tym więcej organizacji wycofywało swoje poparcie. Przykładowo, Marine Le Pen stwierdziła, że impuls do reformy UE powinien być „wewnętrzny”, a nie zewnętrzny. FPO stwierdziło, że nie podoba się im amerykański wpływ i tak dalej i tak dalej. Tego, jakie były rzeczywiste przyczyny, dla których „The Movement” nie wypalił, się pewnie nie dowiemy, ale moim zdaniem mogło chodzić o to, że o ile część z tych środowisk chce w jakiś sposób reformować UE (zapewne w taki nie za dobry), to jednak nie uśmiechało się im branie udziału w inicjatywie, której pomysłodawca chce rozwalić Unię Europejską. Aczkolwiek przyczyna, dla której „nie pykło” mogła być prozaiczna. Bannon już wtedy nie był w łaskach Trumpa (pokłócił się również ze swoimi sponsorami, Mercerami). Nie oznacza to, że nie miał wpływów, ale były one bez porównania mniejsze od wcześniejszych.

Teraz zaś sytuacja wygląda zupełnie inaczej, bo zainteresowana rozwaleniem UE jest cała administracja Trumpa, która dysponuje olbrzymimi pieniędzmi i wpływami. Warto w tym miejscu przypomnieć o tym, co w Monachium nawywijał J.D. Vance, który na konferencji ds. bezpieczeństwa zaczął opowiadać o tym, że największym zagrożeniem dla Europy wcale nie są Rosja, czy tam jakieś Chiny, ale (uwaga, będzie capslock) SAMA EUROPA. Czemu? Ano temu, że brukselskie komisarze chcą cenzurować media społecznościowe, na ten przykład! Innymi słowy, panu wiceTrumpowi nie podoba się walka z dezinformacją. Ponieważ to, dlaczego wiceTrump nie chce walki z dezinformacją (khe khe, bo gdyby nie dezinfo, to jego szef nie byłby prezydentem, khe khe) jest jasne, jak cera Donalda Trumpa, nie będę się nad tym pochylał. Tak samo, jak nad bredniami o tym, że w Europie prześladuje się chrześcijan za antyaborcyjne protesty (trzeba wybitnego męża stanu, żeby podnosić ten temat, będąc wiceprezydentem w kraju, w którym niemalże opatentowano antyaborcyjny terroryzm). I tak dalej i tak dalej.

W telegraficznym skrócie, Unia Europejska jest zła i stanowi zagrożenie dla Europy. Dodajmy do tego to, że administracja Donalda Trumpa wprost popierała AfD. Wiecie, tę partię, której członkowie, dziwnym trafem, są zainteresowani spuścizną polityczną po pewnym austriackim akwareliście (co jest o tyle ciekawe, że prawica stara się nas przekonywać do tego, że ów akwarelista był lewakiem). Kronikarski obowiązek (trochę tych obowiązków już było) każe wspomnieć o tym, że praktycznie zaraz po tym, jak J.D. Vance zaczął chwalić AfD. Tomasza Froelicha, który pełni w AfD funkcję tokenowego Polaka, zaproszono do TV Republika, gdzie prowadząca nie przeszkadzała mu w wybielaniu AfD. No, ale to dygresja.

Z punktu widzenia administracji Trumpa (nastawionej na krótkoterminowy zysk) Unia Europejska jest sporą przeszkodą. To, w jaki sposób USA prowadzi rozmowy z Ukrainą dość wyraźnie pokazuje, w jaki rodzaj „negocjacji” celuje administracja Trumpa. Są to, rzecz jasna, negocjacje prowadzone z pozycji siły (rzecz jasna nie z Rosją, bo Rosja jest rządzona przez Putina, który się modlił za Trumpa) i nastawione na jak największe wydrenowanie drugiej strony. Dokładnie w ten sposób USA prowadziłoby negocjacje z państwami UE (zawsze można takiemu państwu powiedzieć, że jak nie przystanie na ten, czy inny warunek, to się okaże, że artykuł 5 NATO jest jeszcze bardziej negocjowalny). Zupełnie inaczej wyglądają negocjacje z blokiem państw, bo Unia Europejska to nie to samo, co Ukraina, która nawet nie bardzo miałaby się jak odgryźć.

Ale wiecie, to wszystko USA robi dlatego, że chcą „naprawić” Unię Europejską, albowiem Make Europe Great Again. Ja wiem, że o Trumpolakach sobie będę pisał w kolejnym tekście, ale gdyby nie kontekst, zabawne byłoby to, jak bardzo bezrefleksyjne jest to towarzystwo. Im się na serio wydaje, że Trumpowi w starciu z UE chodzi o jakieś wartości, ideały/etc. I równie na serio im się wydaje, że gdyby działanie w ramach UE ograniczało się do wspólnego ogarniania umów handlowych/etc., to Trump miałby o Unii dokładnie takie samo zdanie, jakie ma teraz, bo to nie „wartości” stoją mu na drodze do celu, którym jest wyżymanie innych państw.

W tym miejscu miałem kończyć niniejszą ścianę tekstu, ale dotarło do mnie, że zapomniałem, o bardzo istotnej kwestii, którą jest to, że USA, eufemizując, wpieprzają się w politykę wewnętrzną krajów, które przynajmniej w wymiarze deklaratywnym są krajami sojuszniczymi. Ponieważ Elonowi nie podoba się to, kto rządzi w Wielkiej Brytanii, zapowiedział, że może wesprzeć partię Nigela „Brexit Będzie Opłacalny dla Wielkiej Brytanii” Farage'a kwotą 100 milionów dolarów (dopiero szukając linku źródłowego doczytałem, że byłoby to jak najbardziej legitne i dlatego rząd będzie chciał zmienić prawo). W Rumunii z uporem godnym lepszej sprawy USA wspierało Georgescu (prorosyjski nacjonalista) i nawet przestrzegali Rumunię przed „uniemożliwieniem mu startu”. W Niemczech było wspieranie AfD. Żebyśmy się dobrze zrozumieli, to nie było tak, że oni po prostu powiedzieli, że „AfD baza”. Nic z tych rzeczy. J.D. Vance na słynnej konferencji monachijskiej wezwał niemieckie partie do współpracy z AfD.

Parę słów wyjaśnienia się tu należy: generalnie rzecz ujmując w Niemczech AfD jest otoczone kordonem sanitarnym i żadna partia z nimi nie chce współpracować. Ponieważ administracja Trumpa była przekonana o tym, że AfD wybory wygra, wezwali do skancelowania tego kordonu sanitarnego. Ostatecznie wybory w Niemczech skończyły się tak, jak się skończyły. AfD miała co prawda drugie miejsce, ale rządu współtworzyć nie będzie. Ciekaw jestem czy ktokolwiek badał to, czy działania Trumpistów nie okazały się przeciwskuteczne. Niemcy nieszczególnie kochają USA i jawne popieranie AfD (i do tego pokazywanie palcem „wy powinniście robić to i to) mogło zadziałać jako czynnik mobilizujący wszystkie inne elektoraty. No ale – to tylko takie moje gdybanie.

Otwartą kwestią natomiast pozostaje to, czy Wielce Szanowni Politycy Zza Wielkiej Wody będą usiłowali zamieszać w naszych wyborach prezydenckich. MAGA krytykuje nasz rząd często i gęsto, zaś Muskowcy z uporem godnym lepszej sprawy rozpowszechniają bzdury o tym, że w Polsce trwają prześladowania. Jednakowoż wypowiedzi administracji (takie, jak te dotyczące AfD na ten przykład) wychwalające tego, czy innego kandydata, jeszcze się nie zmaterializowały. Nawiasem mówiąc, to jest też dość ciekawa sprawa, bo choć PiS dwoił się i troił, żeby Polacy pokochali Trumpa (a Tarczyński po prostu pomagał sztabowi Trumpa w kampanii prezydenckiej), to jednak nietrudno odnieść wrażenie, że w wymiarze ideologicznym Trumpistom bliżej jest do konfy, niż do Zjednoczonej Prawicy, tak więc nie do końca wiadomo, który z kandydatów miałby liczyć na ich wsparcie.

Tak na sam koniec pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję. Ja tam jakimś specjalnie wielkim fanem USA nie byłem, nie jestem i nie będę. Wiem, że jest to państwo, które ma zapędy imperialne. Mimo tego, miałem świadomość tego, że kraj ten jest jednym z filarów naszego bezpieczeństwa. Tym filarem bezpieczeństwa do tej pory rządzili ludzie, którzy byli przewidywalni. Ok, czasami potrafili srogo przydzbanić (vide, polityka resetu z Rosją), ale jednak z naszego punktu widzenia „dowozili”. Na ten przykład, gdy amerykański wywiad dowiedział się o tym, że Rosja planuje inwazję, to Amerykanie się tymi informacjami podzielili z sojusznikami. Co prawda nasze ówczesne władze pozyskawszy te informacje nadal miziały się z proputinowskimi politykami, ale to już nie była wina USA. Gdy do inwazji doszło, Ameryka pomagała Ukrainie i nie próbowała składać jej propozycji w rodzaju „ej, dajcie nam swoje elektrownie atomowe, a my zadbamy o ich bezpieczeństwo, ok?”.


Teraz zaś doszliśmy do momentu, w którym USA jest całkowicie nieobliczalne. Obecna administracja USA jest (co warto powtarzać) nastawiona wyłącznie na krótkoterminowy zysk i zachowuje się tak, jak gdyby nikt tam nie był w stanie myśleć perspektywicznie. Być może (w razie czego) będą chcieli bronić swoich sojuszników, ale równie dobrze może być tak, że ktoś tam uzna, że takie pomaganie się nie kalkuluje. Natomiast nawet, gdyby się okazało, że Trump kocha Europę na tyle, żeby w razie czego jej pomagać, to nie da się wykluczyć, że do dyskusji na temat tego, w jaki sposób pomóc nie zaproszą przez przypadek jakiegoś ruskiego dziennikarza (i nie mam tu na myśli Tuckera Calrsona).



W tym miejscu się powtórzę: There is no escape from Chaos. It marks as all.


Źródła:

https://apnews.com/article/canada-trump-us-state-131dcff58a8f56116765f160d9f35460

https://www.theguardian.com/world/2025/jan/08/why-is-donald-trump-talking-about-annexing-greenland

https://apnews.com/article/trump-biden-offshore-drilling-gulf-of-america-fa66f8d072eb39c00a8128a8941ede75

https://tvn24.pl/swiat/wybory-prezydenckie-w-usa-2020-donald-trump-wezwal-sekretarza-stanu-georgia-do-znalezienia-glosow-st4919829

https://www.rynekinfrastruktury.pl/wiadomosci/biznes-i-przemysl/2-miliony-ton-aluminium-z-rosji-trafia-do-usa-propozycja-putina--94403.html

https://businessinsider.com.pl/gospodarka/minister-ds-ue-adam-szlapka-mowi-o-nowych-sankcjach-wobec-rosji/990zss9

https://www.tvp.info/85573872/usa-donald-trump-mial-poprosic-o-opracowanie-scenariuszy-w-sprawie-przejecia-kanalu-panamskiego

https://www.radiopik.pl/3,127224,ameryka-i-rosja-jednym-glosem-o-interesach-geopolitycznych-i-powojennych-inwestycjach

https://www.independent.co.uk/news/world/americas/us-politics/jd-vance-elon-musk-x-twitter-donald-trump-b2614525.html

https://abcnews.go.com/Politics/trump-questions-nato-defend-us-1000-allies-killed/story?id=119529187

https://www.bankier.pl/wiadomosc/USA-tna-maksymalnie-swoj-budzet-obronny-Odbija-sie-na-polskim-kontyngencie-8895138.html

https://tvn24.pl/swiat/najgoretszy-moment-w-gabinecie-owalnym-klotnia-donalda-trumpa-i-wolodymyra-zelenskiego-nagranie-i-transkrypcja-st8328934

https://tvn24.pl/swiat/wolodymyr-zelenski-dziekowal-amerykanom-i-przywodcom-33-razy-cnn-wskazala-przyklady-st8329068

https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/ukrainskie-f-16-traca-wsparcie-usa

https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/ukrainskie-himars-y-bez-wsparcia-usa-ale-jakiego

https://www.rp.pl/dyplomacja/art41448291-siergiej-lawrow-skomentowal-slowa-donalda-trumpa-o-zakonczeniu-wojny-w-24-godziny

https://wyborcza.biz/biznes/7,177151,31723230,usa-chca-mineralow-ukraina-gwarancji-pomocy-powstac-ma-nowy.html?disableRedirects=true

https://www.money.pl/gospodarka/donald-trump-chce-elektrowni-jadrowych-perla-ukrainskiego-przemyslu-7138249464539840a.html

https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/,35771,31724541,politycy-pis-o-ukrainie-mowia-jak-putin-i-trump-polska-powinna.html

https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/wyslannik-trumpa-mieszkancy-ukrainskich-terytoriow-okupowanych-chca-byc-w-rosji

https://www.dw.com/en/opinion-steve-bannon-attacking-the-eu-from-the-right/a-44808912

https://en.wikipedia.org/wiki/The_Movement_(right-wing_populist_group)

https://www.nytimes.com/2018/01/04/us/politics/bannon-mercer-trump.html

https://tvrepublika.pl/Polska/Froelich-Nie-mozna-mowic-ze-AfD-to-partia-antypolska/182643

https://www.cbsnews.com/news/jeffrey-goldberg-the-atlantic-trump-officials-group-chat-signal/

https://www.rp.pl/polityka/art41974681-brytyjski-rzad-chce-uniemozliwic-elonowi-muskowi-wplate-na-partie-nigela-farage-a

https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/administracja-trumpa-ostrzega-rumunie-chodzi-o-start-prorosyjskiego-polityka/1dr3ezg


poniedziałek, 10 marca 2025

Dyktatura Chłopskiego Rozumu – część 1

 Chyba jeszcze nigdy nie przydarzyła mi się sytuacja, w której odczuwałem przemożną chęć napisania jakiegoś tekstu, ale za cholerę nie wiedziałem, jak się do niego zabrać, to po pierwsze. Po drugie zaś, z cierpliwością godną tybetańskiego mnicha czekałem na rozwój wypadków i w pewnym momencie sobie zdałem sprawę z tego, że wypadki rozwijają się tak szybko i tak spektakularnie, że już za chwileczkę i już za momencik będzie tego wszystkiego tyle, że ciężko to będzie ogarnąć sensownie. W tym miejscu pozwolę sobie na uwagę natury ogólnej: nie mam pojęcia, jak długi będzie ten tekst, ale istnieje spore prawdopodobieństwo, że wrzucę to w odcinkach. Edycja: ok teraz już mam pewność, że będzie w odcinkach. W pierwszym (który teraz czytacie), będzie o Trumpie i o tym, co robi z własnym krajem, w kolejnym o tym, co robi z innymi, a w jeszcze bardziej kolejnym (i mam nadzieję być może ostatnim) to, jak się na jego działania zapatrują Trumpolacy.


No dobrze, nawet najdłuższy tekst musi mieć jakiś początek. Wydaje mi się, że najlepiej będzie niniejszy tekst zainaugurować opisem tego, co teraz dzieje się za Wielką Wodą. Otóż, rządzi tam człowiek, który nie tak dawno temu, całkowicie nieironicznie wrzucił w soszjale filmik, w którym mogliśmy zobaczyć, jak wygląda Strefa Gazy jego marzeń. Jeżeli to widzieliście, to wiecie w czym rzecz. Jeżeli tego nie widzieliście, to, choć link źródłowy będzie, stanowczo nie polecam oglądania tego. Tak w telegraficznym skrócie: złota ma być tam więcej niż w Licheniu (nie mogło też zabraknąć OGROMNEGO, złotego posągu Trumpa]), prócz tego będzie tam totalny chill i Trump razem z Netanyahu będą sobie siedzieć przy basenie, a Elon Musk będzie ludzi obdarowywał pieniędzmi.


Tenże sam Trump na swoim portalu (Truth Social) zamieścił wpis, w którym niejaki Michael McCune tłumaczy, jakim geniuszem jest Trump. Bo wiecie, jak Ukraina podpisze umowę dotyczącą wydobywania metali ziem rzadkich z USA, to Rosja na pewno nie dokona inwazji (do tego przejdziemy w dalszej części tekstu, bo jest to argument, który pojawia się często i gęsto wśród pewnych środowisk). Geniusz polega również na tym, że w ten oto sposób Trump chroni Ukrainę, nie wciągając USA do wojny. Już samo wrzucanie tego rodzaju laurki byłoby śmieszne, ale okazało się, że jednemu z użytkowników portalu Eloneks (o wdzięcznej nazwie Rzep) chciało się wyszukać kim jest ten pan, którego cytuje Trump. Okazało się, że to jakiś randomowy typ z małego miasteczka w Arizonie, który jest trenerem karate. No ale, kto bogatemu zabroni.


Wydaje mi się, że Donalda Trumpa najlepiej podsumował John Scalzi. W 3 tomie „The Interdependency” (w podziękowaniach) nazwał go „jednym, wielkim, amoralnym wirem chaosu”. To podejście jest znacznie bardziej adekwatne od tego, które możemy zaobserwować u części komentatorów. Nie, nie chodzi o członków Zjednoczonej Prawicy, ani też o przytulonych do tej partii mediaworkerów, tylko o ludzi, którzy przeważnie wypowiadają się w sposób sensowy.


Tacy ludzie widzą te same działania Trumpa, które widzimy my wszyscy i usilnie starają się tym decyzjom i działaniom przypisać racjonalność, a czasami wręcz tłumaczą, że Trump może mieć „co innego na myśli”. Gdy Trump obiecywał, że zakończy wojnę w 24 godziny, część komentatorów twierdziła, że może być tak, że jak Putin nie będzie chciał się dostosować, to Trump zwiększy pomoc dla Ukrainy, żeby go do tego zmusić. My w „Trumpolakach” (uprzedzam lojalnie, że będzie tu trochę nawiązań do naszej książki) tłumaczyliśmy, że jedyny „lewar”, który Trump ma, to pomoc dla Kijowa i chcąc „szybko zakończyć wojnę”, może skorzystać z tego lewara. Niestety, okazało się, że mieliśmy rację. Nawiasem mówiąc, byli i tacy (np. Podkast Amerykański), którzy od dawna mówili, że jeżeli ktoś chce poznać intencje Trumpa, to może tak warto by było zacząć go słuchać.



O ekspertach jeszcze będzie, ale teraz skupmy się jeszcze na chwilę (tak, ja też nie chcę) na Trumpie. Pamiętam doskonale moment, w którym okazało się, że Trump wygrał wybory w 2016 roku. Nikt się tego nie spodziewał (choć niektórzy komentatorzy usilnie starali się przekonywać wszystkich dookoła, że tak właściwie to oni od początku wiedzieli, że tak będzie). A potem momentalnie pojawiła się obawa, że ten całkowicie nieobliczalny typ może narobić wiele złego. Obawy te okazały się słuszne, ale częściowo. Nie udało mu się narobić zbyt wielu szkód w polityce międzynarodowej (której poświęcone zostanie bardzo dużo miejsca nieco dalej) i nie udało mu się też rozwalić państwa.


Nie, nie dlatego, że nie chciał i nie próbował. Po prostu nie był przygotowany do rządzenia i otaczali go (na szczeblu administracyjnym) fachowcy, którzy wiedzieli co można, a czego nie. Sama Partia Republikańska też go wtedy nie kochała. I choć potem obroniła go przed impeachmentem, to ciężko to przyrównać do obecnej sytuacji, w której swoistym rytuałem przejścia w utrumpowionej Partii Republikańskiej jest przyznanie, że wybory w 2020 roku zostały „ukradzione”.


Wróćmy na moment do tego szczebla administracyjnego. Trump naobiecywał w trakcie kampanii 2016 bardzo wiele, a potem miał problem z dowiezieniem. A miał ten problem dlatego, że stopował go (w uproszczeniu) pion administracyjny. Z pracownikami administracji publicznej w USA jest (a raczej było, o czym za moment) tak, że część z nich jest z nadania politycznego (najwyższe szarże), a część (i to znaczna) to pracownicy merytoryczni, których nie można wywalić „po uważaniu”. Tym samym, takiego urzędnika nie można było zwolnić za nie wykonanie polecenia (np., no nie wiem, Trumpowego), które to polecenie było niezgodne z prawem. To właśnie ci urzędnicy byli tym mitycznym „deepstate”, który stopował Trumpa. Rzecz jasna, Trump jest człowiekiem czynu, tak więc pod koniec swojej pierwszej kadencji postanowił to zmienić i przekwalifikować około 50 tysięcy pracowników merytorycznych na takich, których będzie można wywalić na zbity pysk, jeżeli nie będą posłuszni.


A potem zmienił się Prezydent i Biden ten pomysł skancelował. Zostańmy przy tym na chwilę, albowiem to dobry moment, żeby sobie pozwolić na drobną złośliwość pod adresem osób, które opowiadają o tym, że w sumie to między Bidenem a Trumpem to nie było zbyt dużej różnicy, bo w sumie jedni i drudzy po tych samych pieniądzach/etc. Jak to możliwe, że Biden skancelował te zmiany, zamiast je wprowadzać w życie? Przecież jego poprzednik zostawił mu zabawki, dzięki którym mógł zaorać amerykańską służbę cywilną i obsadzić ją partyjnymi nominatami. Zapewne nigdy nie dowiemy się dlaczego tak się stało. Na pewno nie ma to żadnego związku z tym, że te symetrystyczne narracje są po prostu, eufemizując, nie do końca mądre.


Potem wszyscy mieliśmy przerwę od Trumpa na stanowisku prezydenta USA. W trakcie tejże przerwy zaczęło się głośno (rzecz jasna głośno za Wielką Wodą, bo u nas mało kto [poza dwoma randomami z internetu, którzy napisali książkę] się tym interesował) robić o czymś, co się zwie „Project 2025”. Tak w telegraficznym skrócie (dla niezorientowanych) to taka inicjatywa, która zakładała zaoranie administracji publicznej i posypanie jej solą. I to się właśnie teraz odbywa. Co prawda Sąd Najwyższy (w którym republikanie mają większość) stwierdził, że wypadałoby, na ten przykład, zapłacić tym ludziom, którzy już wykonali robotę dla USAID, ale kultyści z MAGA już tłumaczą na Eloneksie, że skoro Biden nie przejmował się wyrokami SN (co nie jest prawdą, bo co prawda SCOTUS Bidenowi zabronił umarzania kredytów studenckich na szczeblu państwowym, to nie zakazał poszczególnym stanom ogarnięcia tego tematu]), to oni też mogą.



Skoro zaś już jesteśmy przy tym USAIDzie, to warto się nad tym tematem pochylić. Otóż, w poszukiwaniu oszczędności nowa administracja USA zaorała USAID (po polskiemu Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego). W teorii opowiadali o tym, że oni tylko zrobią przegląd tego, na co się tam wydaje pieniądze i jeżeli na coś złego, to oni te pieniądze przytną. Problem w tym, że zaczęli od przykręcenia kurka w całości i wywalenia kupy pracowników. I zrobili to nawet nie tyle bez żadnego trybu, co bez żadnego sensownego planu. Ok, można w tym miejscu dywagować na temat tego, czy dało się sensownie zwolnić kupę ludzi z takiej organizacji, nie rozpieprzając jej przy okazji. Zapewne się nie dało i zapewne nikogo to nie obchodzi. Nawiasem mówiąc, dla Muska&co jest to w sumie doskonały temat do żartów. Na spotkaniu gabinetowym z kamarylą Trumpa opowiedział historię, która brzmiała mniej więcej tak: „no nie uwierzycie mordy jaka akcja, ale jak robiliśmy cięcia, to żeśmy omyłkowo przycięli kasę na walkę z Ebolą”, moim zdaniem to się aż prosiło o puszczenie śmiechu z pudełka w tle, bo to przecież takie zabawne, że boki zrywać.


Tym, co zupełnie umknęło Elonowi i jego przybocznym było to, jaką funkcję pełniła ta organizacja. Poza, rzecz jasna, pomaganiem (I SPONSOROWANIEM LEWAKÓW NA CAŁYM ŚWIECIE!!111 [Przepraszam, musiałem]). Otóż, była to organizacja, która całkiem niewielkim kosztem (w stosunku do PKB USA) „produkowała” Ameryce tzw. „Soft Power”. USA, nie wszędzie jest kochane, a taka organizacja idealnie się sprawowała w roli „ocieplacza wizerunku”, dzięki któremu można było łatwiej ogarniać różne kwestie (np. dyplomatyczne). Dodajmy do tego kolejną układankę. Od dłuższego czasu słyszymy ze strony USA, że prędzej, czy później będzie tak, że USA czeka konflikt z Chinami. Wydawać by się mogło, że w takiej sytuacji warto by było inwestować w soft power, prawda? Szczególnie, jeżeli weźmiemy pod rozwagę to, że Chiny wpychają się (w wymiarze gospodarczym [acz nie tylko]) wszędzie, gdzie tylko mogą. Dla was to może być oczywiste, ale dla genialnych strategów spod znaku szachów 5D to wcale oczywiste nie jest. Najwyraźniej chcą oni uśpić czujność Chin poprzez oddawanie im pola. Albo po prostu do „oszczędzania” na administracji/etc. wzięli się ludzie, których z braku lepszego określenia można nazwać głąbami.


Bo wiecie, to nie jest tak, że skoro Elon ogarnia różne biznesy (tak, wiem, nie robi tego sam), to na pewno zna się na tym, jak powinno działać państwo. No chyba że założenie jest takie, że USA po tych wszystkich „reformach” ma skończyć jak Twitter pod rządami Elona (i tu również używając eufemizmu można użyć określenia „faszystowski ściek”). Elon w trakcie kampanii obiecał wyborcom Trumpa oszczędności w wysokości 2 trylionów (po polskiemu to są biliony) dolarów rocznie. Nie, nie powiedział na czym chce oszczędzać. I nie, tam nie ma absolutnie żadnego planu oszczędności.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty
 


W tym miejscu popełnię krótką dygresję. Na pewno zauważyliście, że spora część kandydatów na burmistrzów/prezydentów miast idzie do wyborów z hasłami o odchudzaniu swojej Jednostki Samorządu Terytorialnego. Tłumaczą oni, że w tej konkretnej JST pracuje zbyt dużo urzędników i że w sumie to jest marnotrawstwo. I zawsze (i to literalnie) kończy się to tak, że po wygranej temat jakoś dziwnie przycicha. Kogoś się tam wywali (przeważnie ludzi lojalnych względem poprzedniego włodarza), kogoś się zatrudni (przeważnie ludzi lojalnych względem nowego włodarza), powymienia się najwyższe szarże (kierowników referatów/naczelników, skarbników/etc., a cała reszta pozostaje bez zmian.



Przyczyna tego stanu jest prosta jak budowa posła Suwerennej Polski: gdyby ktoś w ramach oszczędności zaczął wywalać przypadkowych pracowników i likwidować przypadkowe referaty/wydziały, to rozwaliłby JST. Oczywiście nie byłoby tak, że taka jednostka zawaliłaby się z dnia na dzień, ale bardzo szybko okazałaby się absolutnie wręcz niewydolna. Można w tym miejscu sięgnąć po nieco inny przykład. Na terenach popowodziowych był spory problem z wydawaniem decyzji o wsparciu finansowym. Nie chodziło o to, że złe urzędasy robiły ludziom na złość (jak to mają w zwyczaju te złe urzędasy), ale o to, że chodziło o znaczne kwoty i w takim przypadku trzeba taki wniosek rozpatrzyć, żeby potem nie świecić oczami za to, że się dało kasę komuś, kto jej nie powinien dostać. Dodatkowo, po prostu zabrakło urzędników. Bo do wydawania konkretnych decyzji potrzebny jest odpowiedni urzędnik z odpowiednimi uprawnieniami (w trakcie pandemii przekonali się o tym mieszkańcy Częstochowy, w której praktycznie cały Wydział Komunikacji albo wyłapał koronę, albo był na kwarantannie).  


Tak więc, nikt nie bawi się w tego rodzaju Wielkie Cięcia, bo każden jeden włodarz zdaje sobie sprawę z tego, czym by się to skończyło. Do czego nam była potrzebna da dygresja? Ano do tego, że właśnie tym się zajmuje Elon razem ze swoimi podwładnymi. W ramach Wielkich Oszczędności (które muszą sobie potem poprawiać na stronie dodając zera) rozwalają kolejne gałęzie administracji i zwalniają przypadkowych pracowników. I to zupełnie przypadkowych bez zwracania uwagi na to, czym się zwalniani zajmują. Jednym z bardziej spektakularnych przykładów działania DOGE było wywalenie z roboty pracowników, którzy zajmowali się, bagatela, bezpieczeństwem jądrowym kraju. Gdy się okazało, że mamy do czynienia z sytuacją, którą można określić mianem „przypału”, próbowano ich zatrudnić z powrotem i okazało się, że nie we wszystkich przypadkach jest to możliwe, bo z częścią tych ludzi nie ma się jak skontaktować.


Takich przykładów było mnóstwo. Mieliśmy np. „kondomy dla Gazy”, które, zdaniem Trumpa miano przerabiać na bomby. Potem się okazało, że pomoc szła, owszem, do Gazy, ale nie do tej, o której mówił Trump, ale do prowincji w Mozambiku. Były „wampiry pobierające pieniądze” (z Social Security). Potem się okazało, że ludzie z DOGE nie za bardzo się znają na językach programowania i nie wiedzą jak działa COBOL. Gwoli ścisłości, ja też nie wiem jak działa ten język i szczerze mówiąc, do niedawna nie wiedziałem o jego istnieniu, ale na swoją obronę mam to, że nie jestem Wielkim Oszczędzaczem, więc nie muszę się znać na wszystkim. Osobną kwestią jest to, że była to jedna z głupszych teorii spiskowych (a konkurencja jest mocna), bo Elonowi wyszło, że jakimś 20 milionom osób wypłaca się niesłusznie pieniądze i (uwaga będzie capslock) ABSOLUTNIE NIKT SIĘ DO TEJ PORY NIE ZORIENTOWAŁ.


No ale, może i ekipa z DOGE nie zna tego języka, ale za to próbują „naprawić system”, który „stoi” na tym języku. Jestem pewny, że to na 100% skończy się dobrze. Teraz dochodzimy do cięć, które są tak durne, że gdyby ktoś nakręcił film (bądź też książkę napisał, co kto lubi) z gatunku political fiction i opisał tam takie działania, to wszyscy byliby zgodni, że to przesada. Administracja Trumpa w ramach walki z genderem (DEI - Diversity, equity, and inclusion) obcina różne wydatki, które się jej „źle kojarzą”. I wszystko byłoby pięknie z tą konserwatywną kontrrewolucja, gdyby nie to, że ci ludzie najwyraźniej nie zdają sobie sprawy z tego, że różne wyrazy i określenia mogą mieć więcej niż jedno znaczenie, a poza tym warto by było uważnie czytać te wyrazy, żeby je dobrze zrozumieć. Chyba najgłośniejszym przypadkiem tego rodzaju fuckupu było to, jak Trump wyszedł przed kamery i opowiadał o tym, że miliony dolarów przeznaczono na to, żeby stworzyć „transpłciowe myszy”. Byłem całkowitym brakiem zaskoczenia Jacka, gdy się okazało, że Stabilnemu Geniuszowi pomyliło się słowo „tansgender” z „transgenetic”. Tego rodzaju kwiatków jest tam całe mnóstwo.


Wróćmy jednakowoż do cięć i zwolnień. Elon zadbał o to, żeby były one całkowicie przypadkowe (może ma w domu ołtarzyk Thanosa z MCU?), bo otoczył się, między innymi 19 letnimi specami, którzy mu te tematy ogarniają. Teraz wyobraźcie sobie taką sytuację: Jesteście urzędnikami z zylionem lat doświadczenia i w pewnym momencie zmienia się w waszym kraju władza, a efekt końcowy tych zmian jest taki, że musicie jakiemuś typowi, który nie ma pojęcia o tym, czym zajmuje się wasza gałąź administracji, wytłumaczyć do czego tak właściwie jesteście potrzebni. Tu na pewno chodzi o jakieś sensowne działania, prawda?  


Nieco  wcześniej wspomniałem o tym, że warto było słuchać tego, co Trump mówi w trakcie kampanii. To samo odnosi się do Elona. Tenże przemiły jegomość zakochany w „rzymskich salutach”, praktycznie na finiszu kampanii powiedział, że jeżeli Trump wygra, to amerykanie muszą być przygotowani na gospodarcze turbulencje, ale potem będzie już wszystko fajnie. To się jakoś wpisywało w ogólną narrację, w myśl której wszystko, co złe, jest winą Bidena (vide „Bidenflation”). Po wygranych wyborach będzie jeszcze trochę trzęsło, ale potem już tylko wielkość ponowna Amerykę czeka. Jak długo będą trwały te turbulencje? Tego Elon nie powiedział. Ponieważ zaś wystarczająco dużo Amerykanów uznało, że to jest droga, którą chcą podążać jako kraj, wszyscy będziemy się mogli o tym przekonać.


To jest, swoją drogą, bardzo ciekawe zagranie z punktu widzenia stricte perswazyjnego. Wyobraźmy sobie bowiem (wiem, że będzie ciężko, ale się postarajcie) sytuację, w której zmiany wprowadzane przez nową administrację sprawiają, że ludziom żyje się jeszcze gorzej, niż za czasów tego przeklętego Bidena. Wtedy zawsze Elon Musk może wyjść przed kamery i powiedzieć „no elom, mordeczki, ja was przecież uprzedzałem, że to tak może być”. Wspominam o tym dlatego, że właśnie taka narracja jest testowana przez duże konta kultystów MAGA. Na jednym z nich, o wdzięcznej nazwie „END WOKENESS” można przeczytać, że za Bidena ekonomia (kraju) była sztucznie poprawiana przy pomocy fejkowych pieniędzy i manipulowania danymi. Pointą wpisu było „zapnijcie pasy”.



Teraz zrobimy sobie krótki quiz. Jak myślicie, kto będzie musiał zapiąć pasy i kogo najbardziej dotkną te zmiany?

a) Elon Musk z kolegami miliarderami?
b) Miliarderzy wspierający Partię Demokratyczną
c) Donald Trump
d) Ludzie dobrze sytuowani.
e) Ludzie, którzy już teraz mają problemy natury finansowej.


Jeżeli waszą odpowiedzią było „E”, to brawo, nie jesteście Rafałem Wosiem, bo on nadal wierzy w lewicowość Trumpa. Przed momentem wspomniałem, że tego rodzaju narracje „będzie trzęsło, ale to wina Bidena”, są ciekawym zagraniem. Niemniej jednak nie wydaje mi się, żeby na samym końcu okazało się, że jest to skuteczne. Nikogo bowiem nie obchodziło to, że to nie Biden wywołał inflację w USA i że przyczyniły się do tego w głównej mierze czynniki zewnętrzne. Ludzi obchodziło to, że tu i teraz mają problemy. W związku z powyższym, przekonywanie ludzi, którzy najbardziej oberwą, że może i obrywają dlatego, że obecna administracja wprowadza zmiany, ale to wina Bidena, wydaje mi się cokolwiek karkołomne.


Jeżeli zaś odłożymy na bok kwestie takie, jak pragmatyzm polityczny, to nam z tego wyjdzie, że bogaci państwo chcą wprowadzać jakieś zmiany (nie bardzo wiadomo dlaczego i po co [poza przyczynami natury politycznej]), a zapłacą za to (jak zwykle) ci, którzy bogaci nie są. Biorąc pod rozwagę to, w jaki sposób do tej pory Elon i jego Doge poczynało sobie z urządzaniem państwa, można bezpiecznie założyć, że jego plan zakłada „wrzucenie pod autobus” całej masy ludzi.


Jak już wielokrotnie powtarzałem, nie bawię się w prognozowanie, bo mnie tego skutecznie oduczył rok 2015. Niemniej jednak, jak tak sobie patrzę na to, co się dzieje w USA i w którą stronę to wszystko zmierza, to może się tam niebawem „dziać”. No bo tak. Jak sobie przypomnimy działania Zjednoczonej Prawicy z pierwszej kadencji, to wyglądało to tak, że z jednej strony wprowadzano zamordyzm (w co również celuje Trump, a to cenzura „Washington Post” w wykonaniu Bezosa, a to plany zmiany FBI w policję polityczną), ale z drugiej strony było też, na ten przykład 500+. Nowa administracja działa zaś tak, że zamordyzm wprowadzany jest w tempie ekspresowym i dodatkowo wszystko wskazuje na to, że prócz prawicowego zamordyzmu będzie też skrajna bieda. Gdybym był Rafałem Wosiem, to bym napisał, że bardzo to wszystko lewicowe. Ponieważ zaś nie jestem tym przemiłym redaktorem napiszę jedynie tyle, że wygląda to wszystko bardzo źle.


Jeżeli zaś chodzi o latający cyrk deregulatorów Muska, to jakoś tak się złożyło, że zajmuje się on rozwalaniem federalnych agencji, które (zupełnym przypadkiem) wcześniej zajmowały się kontrolowaniem prowadzonych przez niego biznesów. Niesamowity zbieg okoliczności, nieprawdaż?


Jedynym plusem, jaki można w tym wszystkim znaleźć, jest to, że wszyscy będziemy mogli się przekonać o tym, jak wyglądają rządy chłopskiego rozumu i może uda się z tego wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi w naszym kraju.


I na tym zakończę pierwszą część mojego wymądrzania się na temat tego, co się teraz dzieje w USA i co z tego dla nas wynika. Mam nadzieje, że kolejne części uda mi się napisać przed „Wichrami Zimy”.


Źródła:

https://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-trump-pokazuje-rajska-strefe-gazy-kuriozalne-nagranie,nId,7920433#crp_state=1

https://x.com/rzep8/status/1896309351016747378

Trylogię „The Interdepedency” polecam.

https://www.opb.org/article/2025/03/05/supreme-court-usaid-pay-contractors-pay/

https://www.bbc.com/news/articles/cr42r2gw5wzo

https://www.npr.org/sections/goats-and-soda/2025/02/27/g-s1-50929/elon-musk-ebola-usaid

https://czestochowa.wyborcza.pl/czestochowa/7,48725,26876972,czestochowa-referat-komunikacji-zamkniety-na-tydzien-nie-odbierzesz.html

https://www.bbc.com/news/articles/cdj38mekdkgo

https://edition.cnn.com/2025/02/19/politics/doge-canceled-contracts-8-billion-invs/index.html

https://wyborcza.pl/7,75399,31655513,hamas-dostal-od-bidena-miliard-prezerwatyw-i-robi-z-nich-bomby.html

https://www.fastcompany.com/91278597/elon-musk-doge-cobol-language

https://economictimes.indiatimes.com/news/international/global-trends/twilight-is-real-why-elon-musk-said-100-to-300-year-old-vampires-are-collecting-social-security-in-us/articleshow/118384287.cms?from=mdr

https://www.ndtv.com/world-news/transgender-vs-transgenic-mice-row-over-donald-trumps-animal-experiments-claim-7867258

https://www.nbcnews.com/business/economy/economy-if-trump-wins-second-term-could-mean-hardship-for-americans-rcna177807

https://x.com/EndWokeness/status/1896774810572918987

https://x.com/rzep8/status/1896309351016747378