piątek, 24 maja 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #121

Niniejszy Przegląd zacznę od rantu, który nie będzie w żaden sposób oźródłowany. Oźródłowanie nie będzie konieczne, bo wszyscy będziecie wiedzieli o kogo chodzi. Od razu zastrzegam, że może mi się ulać.


Będzie o ostatnich mądrościach, pewnego człowieka, który identyfikuje się jako „popularyzator nauki”. Tak nawiasem mówiąc, zjawiskowe jest to, jak spektakularny zjazd zaliczył ten człowiek. Jeżeli ktoś obserwował jego twórczość u jej zarania to pamięta, że było tam sporo pożytecznej działalności (np. nawalanie się z oszustami, którzy sprzedawali ludziom strukturyzatory wody). To było kiedyś (w 2016 roku). Teraz zaś człowiek ów zachowuje się tak, jak zachowywali się ludzie, z którymi w owym czasie walczył. Nie będę się tu bawił w dywagacje na temat tego „co się stało”. Nie jest bowiem istotne to czy temu człowiekowi coś się „zadziało” przez to, że zbyt długo spoglądał w otchłań, czy też z nudów, czy też dlatego, że po prostu chce generować zasięgi.

Istotne jest to, że treści, które się pojawiają na jego soszjalach są po prostu szkodliwe. Bo mogą np. zniechęcać ludzi do pójścia do speców, którzy by ich poprawnie zdiagnozowali (albo np. nie poślą do speców swoich dzieci). Jak się pewnie domyślacie, chodzi mi o najnowszy produkt naszej krynicy mądrości, która to krynica mądrości na celownik wzięła osoby z ADHD i osoby ze spektrum. W telegraficznym skrócie, wyżej wymieniony jegomość napisał był, że kiedyś to były czasy, a teraz to nie ma czasów, bo ludzie są w stanie zbyt łatwo uzyskać diagnozę (i że diagnozuje się ich w przeważającej większości źle), a ci ludzie wcale nie są ze spektrum i nie mają ADHD, tylko po prostu mają „słabości i zaległości charakteru”.


Przyznam szczerze, że gdy tylko zobaczyłem ten (niezwykle mądry) wpis, to od razu mi się przypomniało to, co jeszcze nie tak dawno temu można było usłyszeć na temat osób z dysleksją (posiadam) i dysgrafią (również posiadam). Otóż, można było usłyszeć po pierwsze to, że hehehe, za moich czasów to się nazywało „debil”, a po drugie, w pewnym momencie zaczęło się opowiadanie o tym, że te diagnozy to w ogóle o kant wiadomej części ciała potłuc, bo tera to łatwo je uzyskać. Tak szczerze mówiąc, to anecdat na temat tego, że „ło panie, tera to każdy dyslektyk” było dużo, ale przecież nikt nie był w stanie przedstawić żadnych twardych danych na ten temat (bo przecież nikt się nie przyzna do tego, że uzyskał lewą diagnozę [tak samo jak nikt nie przyzna się do tego, że wystawił lewe zaświadczenie]). Nie wiadomo więc jak duża była skala tego problemu. Można natomiast bezpiecznie założyć, że deprecjonowanie diagnoz mogło mieć wpływ na rodziców, którzy przeczytawszy/usłyszawszy taką mądrość mogli nie posłać dziecka do poradni, co z kolei może mieć (eufemizując) niezbyt dobry wpływ na rozwój dziecka. Ja się na swoją diagnozę załapałem praktycznie pod koniec szkoły średniej, tak więc nie pomogła mi ona w niczym (poza tym, że na maturze pisemnej nie zwracali uwagi na błędy [gdyby zwracali, to pewnie bym jej nie zdał]). Polonistka zaś już wcześniej była na tyle wyrozumiała, że po wypracowaniu zapraszała mnie do biurka (po tym, jak wszyscy wyszli z sali) i prosiła żebym jej odczytał swoje wypracowanie (bo przeważnie nie była wstanie odcyfrować moich gryzmołów). Insza inszość to fakt, że nawet gdybym tę diagnozę dostał wcześniej, to pewnie też na niewiele by się ona zdała.

No, ale to tylko dygresja była. Wróćmy do meritum. Prawdą jest, że ludzie się teraz diagnozują, ale jakoś tak mi się wydaje, że nie ma w tym fakcie nic złego. U poprawnie zdiagnozowanego dzieciaka można wdrożyć jakieś procedury, które pomogą mu jakoś ogarnąć rzeczywistość, która go pod pewnymi względami przerasta i z którą nie potrafi sobie poradzić. Poprawnie zdiagnozowanemu dorosłemu diagnoza pozwoli zaś zrozumieć, dlaczego pewne rzeczy w jego życiu działy się tak, jak się działy. Poprawna diagnoza może też być wstępem do terapii, dzięki której nawet dorosła osoba ma szansę na poprzestawianie pewnych rzeczy, które wcześniej uznawała za nieprzestawialne. Rzecz jasna, nie zawsze jest to możliwe, ale dzięki diagnozie wiadomo przynajmniej jakie są przyczyny takiego, a nie innego stanu rzeczy.


Ja wiem, że łatwiej jest tłumaczyć sobie i innym, że ktoś, kto ma jakieś problemy, jest po prostu leniem, który ma „zaległości charakteru”. Jest to łatwe o tyle, że część osób ze spektrum ma np. problemy z uczeniem się pewnych rzeczy (i są to blokady, których bez specjalistycznej pomocy nie da się samemu obejść), a z innymi radzą sobie znacznie lepiej od praktycznie całego otoczenia. No to skoro ktoś się jednej rzeczy jest w stanie nauczyć, to drugiej chyba też powinien, a skoro się nie uczy, to jest po prostu leniem, co nie? Jak sobie ktoś chce poczytać o tym, jak to wygląda na spektrum, to np. znajdzie sobie coś na temat tego, że takie osoby potrafiły się bardzo wcześnie nauczyć czynności, których opanowanie rówieśnikom zajmowało znacznie więcej czasu. W praktyce najgorsze, co mogło spotkać taką osobę, to to, że została uznana za „bardzo uzdolnione dziecko”, bo potrafiło to rodzić gigantyczną frustrację w momencie, w którym taka osoba docierała do jakiejś „blokady” i nie była w stanie opanować np. materiału szkolnego, z którym rówieśnicy radzili sobie bezproblemowo. Ale to tylko jedna płaszczyzna. Na innej są problemy z nawiązywaniem relacji społecznych (szczególnie spektakularne jest to w przypadku osób, które gdy już relację „zaczną”, to doskonale sobie z nimi radzą. Ich główny problem polega na tym, że nie potrafią ich „zacząć”, bo bardzo dużo czasu zajmuje im zastanawianie się nad tym, jak to w ogóle zrobić).

Mógłbym tak jeszcze przez naście stron opowiadać o tym, z jakimi problemami się muszą mierzyć takie osoby, ale to, co napisałem powyżej, całkowicie wystarczy do tego, żeby poprawnie ocenić twórczość Wielkiego Popularyzatora Nauki. Jeżeli ja o tym wszystkim wiem, to tym bardziej powinien o tym wiedzieć Pan Popularyzator. I jestem się w stanie założyć o wiele, że o tym wie, ale go to nie obchodzi. Nie obchodzi go to dlatego, że zasięgi muszą płynąć, a najlepiej na zasięgi robi inba. I wiecie, gdyby było tak, że to jest jakiś typ z niewielkimi zasięgami, to nie warto by się było nad tym pochylać. Ale to jest człowiek, którego twórczość dociera do bardzo wielu osób i ta jego twórczość może być autentycznie niebezpieczna. Nie dla jakiejś wyimaginowanej „ideologii łołk”, której ostatnio poświęca bardzo wiele czasu (i którą [jako pojęcie], tak jak cała reszta prawicowych publicystów, zaimportował z Zachodu), tylko dla zwykłych ludzi. Tak na koniec mam dla tej osoby jedną radę. Jeżeli nie chcesz, żeby ludzie pochylali się nad Twoją twórczością, to zmień nazwę bloga na „To Tylko Prawicowa Publicystyka” i nie zapomnij dodać, że masz doktorat z Uniwersytetu Chłopskiego Rozumu. Wtedy będziesz przynajmniej szczery.


No dobrze, skoro rant mam już za sobą, to teraz mogę przejść do spraw znacznie bardziej przyziemnych. Zacznę od przepięknego fikołka, który wykonał ostatnio Karnowski. Dosłownie przed paroma dniami Giertych wrzucił w internety granat i napisał o tym, że jeżeli chodzi o Fundusz Sprawiedliwości, to jeden pan bardzo chętnie opowiada o tym, jak to wszystko wyglądało (o ustawianych konkursach/etc.). Zjednoczona Prawica ruszyła do obrony Suwerennej Polski, albowiem wybory za pasem, a sprawa jednakowoż bardzo śmierdzi. Ponieważ artykuł, o którym za moment będzie, pojawił się na „wPolityce”, to można bezpiecznie założyć, że sygnał do obrony dał nie kto inny, a Jarosław Kaczyński. Na czym polegał ów fikoł? Ano na tym, że Karnowski napisał, że w sumie może i te konkursy i wszystko było ustawione, ale to przecież dobrze, bo gdyby tak nie było, to pieniądze z FS dostawać by mogli przypadkowi ludzie. Czemu to napisał (poza tym, że jest Karnowskim)? Ano temu, że nie dało się w żaden sposób zanegować tego, co się działo i pozostało mu tylko tłumaczenie betonowi partyjnemu, że to wszystko było dla dobra Suwerena. Śmiem wątpić w skuteczność tej konkretnej narracji, ale z drugiej strony, nie jestem specjalistą od mieszania betonu (owszem, musiałem), tak więc może się po prostu nie znam. Osobną kwestią jest to, że Suwerenna Polska zaspamowała soszjale wszelkiej maści oświadczeniami, z których wynika, że tego typa, który teraz zeznaje, to tak naprawdę nikt w SuwPolu nie zna (jeżeli ktoś ma skojarzenia z tym, jak SuwPol zareagował na kejs Szmydta, to taki ktoś ma skojarzenia poprawne, bo to ta sama strategia). Edit: już po napisaniu powyższego kawałka okazało się, że „narracje obronne” w przypadku świadka, który opowiada o Funduszu Sprawiedliwości, zdezaktualizowały się jeszcze szybciej niż te, które stosowano w przypadku Szmydta (a tam nastąpiło to błyskawicznie, bo momentalnie w internetach pojawiły się skany pism, z których wynikało, że SuwPolowcy to jednak znali Szmydta i nawet go wciskali tu i ówdzie). Okazało się bowiem, że pan świadek nagrywał kierownictwo Ministerstwa Sprawiedliwości przez dwa lata. To można skomentować w jeden tylko sposób: chwilo, trwaj.

Idźmy dalej. Powstanie w naszym kraju komisja, która ma zająć się badaniem rosyjskich i białoruskich wpływów. Już same zapowiedzi jej powołania sprawiły, że podniosły się symetrystyczne głosy, które tłumaczyły nam wszystkim, że (uwaga, włączam capslocka) HOHOHO, WIDZICIE? ONI ROBIĄ TO SAMO, CO POPRZEDNICY. Symetryści w swoich narracjach skrzętnie pomijają to, że, no cóż, ta komisja z tą poprzednią wspólny ma tylko kawałek nazwy. Wyrób komisjopodobny, który PiS wyprodukował przed wyborami, żeby uniemożliwić Tuskowi (i paru innym politykom) objęcie jakiegokolwiek stanowiska, był niekonstytucyjny do tego stopnia, że gdyby PiS wygrał wybory i trzeba by było zastosować taktyczną Przyłębską, to pewnie nawet ona (przed wykazaniem, że komisja jak najbardziej była konstytucyjna) powiedziałaby „ojej”. Ta konkretna komisja nie ma być szopką i ma zajmować się pracą analityczną, a nie organizowaniem konferencji prasowych. Jeżeli komisja ustali, że ten czy inny osobnik (bądź też osobniczka) działał na rzecz rosyjskiego, bądź też białoruskiego wywiadu, to stworzony zostanie raport, a potem polecą wnioski do prokuratury. Wyrób komisjopodobny (made by Zjednoczona Prawica) nie przejmował się czymś takim, jak sądy/etc.  - tamten wyrób mógł kogoś po prostu zbanować z polityki (a żaden uczestnik komisji nie mógł za swoje działania zostać pociągnięty do odpowiedzialności). Rzecz jasna, nie wiadomo jeszcze, jak to wszystko się potoczy z tą Nową Lepszą Komisją, ale praktycznie każdy, kto Przez Osiem Ostatnich Lat interesował się polityką wie, że materiału wsadowego do analizy ta komisja będzie miała po kokardę.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Skoro zaś już mowa o komisjach, to warto wspomnieć o tej, która zajmuje się badaniem kwestii tzw. wyborów kopertowych. Tutaj jakoś specjalnie się nie będę rozpisywał. Napiszę jedynie tyle, że atmosfera się coraz bardziej zagęszcza. Oczywistą oczywistością już na tym etapie jest to, że ktoś za to wszystko beknie. O tym, że takiego scenariusza obawia się Zjednoczona Prawica niech zaświadczy to, że tak, jak w przypadku komisji ds .Pegasusa i przy okazji wcześniej wzmiankowanej komisji zagrano kartę „Taktyczna Julia Przyłębska”, a jej tresowany trybunał wystosował pismo, z którego wynikało, że w przypadku wyborów kopertowych wszystko było ok, a rząd Zjednoczonej Prawicy jak najbardziej mógł działać w oparciu o przepisy, które jeszcze nie obowiązywały. Można? Można! Swoją drogą, zjawiskowe jest to, że na tę konkretną minę Zjednoczona Prawica weszła z pełną premedytacją (licząc na to, że nie straci władzy i nikt jej z tego nie rozliczy). Prawda jest bowiem taka, że w 2020 roku ZP obawiała się tego, jak potoczą się wybory prezydenckie i chciała je załatwić nawet działając bezprawnie (bo to oni byli od orzekania tego, czym jest prawo). Gdyby Zjednoczona Prawica się nie obawiała o wynik wyborów, to po prostu wprowadzono by Stan Wyjątkowy (i nikt poza ciężką szurią by tejże prawicy za to nie skrytykował).

Jakiś tydzień temu odbyło się publiczne wysłuchanie w sprawie czterech projektów zmieniających prawo aborcyjne (gdyby nie projekt Trzeciej Drogi, to nazwałbym je „liberalizuącymi”, ale powrót do tzw. „kompromisu” [między prawicą, a Kościołem] liberalizacją nie jest w mojej skromnej opinii). Wysłuchanie było spektakularne, bo pojawiła się tam cała masa zygotarian (w tym jeden typ z NOPu obwieszony w symbolikę wiadomo-jakiej-dumy i celtyki), którzy opowiadali to, co zawsze opowiadają zygotarianie. Potem zaś okazało się, że ustawy będą procedowane gdzieś tak na jesieni. Na jesieni, na której pewnie z kopyta ruszy już kampania prezydencka, tak więc można być prawie pewnym tego, że będziemy mogli zaobserwować działania, mające na celu przedłużenie procedowania tak dłuto, żeby przypadkiem nikomu w kampanii to nie zaszkodziło. Aczkolwiek to jest w sumie takie trochę bezprzedmiotowe gdybanie, bo nawet jeżeli dojdzie do głosowania, to ustawy przepadną. Jeżeli zaś nie przepadną (bo np. Trzeciej Drodze wyjdzie z sondaży, że opłaca się je poprzeć [to jest polska polityka, tu wszystko jest możliwe]), to Andrzej Duda to na pewno zawetuje. W przypadku aborcji sprawa jest prosta jak budowa (tu wstaw nazwisko nielubianego polityka, który nie grzeszy rozumem): żeby aborcja w Polsce została zliberalizowana potrzebny jest inny prezydent i parlament o innym składzie, bo jeżeli chodzi o to, jak to wygląda teraz, to pozwolę sobie zacytować pointę pewnego dowcipu z brodą: „nie jest dobrze”.

Pozwolę sobie w tym miejscu na pociągnięcie tematu, który zacząłem w zeszłym tygodniu i który wywołał niewielką dyskusję. Chodzi mi, rzecz jasna, o kwestię dotacji, której nie dostał „Nowy Obywatel”. Pojawił się w tej dyskusji argument, który mnie, delikatnie rzecz ujmując, wyrwał z butów. Okazało się bowiem, że może i Remigiusz Okraska jest „zadymiarzem na Twitterze”, ale nie powinno się przez ten pryzmat postrzegać całego pisma. Otóż, nie. Każde pismo w Polsce (of korz, nie tylko w Polsce, ale my się tutaj teraz skupiamy na naszym własnym podwórku) jest postrzegane przez pryzmat rednacza. No chyba, że ktoś chce mi powiedzieć, że takie nazwiska jak Michnik, Karnowscy, Sakiewicz, Węglarczyk, Lisicki/etc. nic mu nie mówią. Równie prawdopodobne jest to, że takim osobom nic nie będzie mówiła taka nazwa, jak na ten przykład „Lisweek”. Nawet gdyby Okraska bawił się w swoją (bardzo spektakularną) działalność przy pomocy swojego facebookowego konta i nie mieszał w to „Nowego Obywatela”, to i tak ciężko by to było jakoś wybronić. Jednakowoż on (jak już wspominałem) poszedł o krok dalej i bluzgał na ludzi z konta „Nowego Obywatela” (a w wolnych chwilach rozsiewał przy pomocy tego konta dezinfo). Do tego tekstu dorzucę screen z jednej sytuacji, w której u RedNacza NO wystąpił incydent kałowy, bo jedna z ćwiterianek napisała, że u niej w domu na bułkę tartą (dodawaną do fasolki szparagowej) mówiło się „okraska” (tak, użył do tego konta „NO”). Co prawda wpis dokumentujący incydent został w miarę szybko usunięty, ale nie dość szybko, żeby nie został uwieczniony na screenie. Pozwolę sobie ten temat uprościć tak bardzo, jak tylko się da: gdy się jest twarzą jakiegoś przedsięwzięcia, to warto zwracać uwagę na to, co się robi. Jeżeli zaś się na to nie uważa, to trzeba się liczyć z konsekwencjami.

Na sam koniec zostawiłem sobie temat, który należy czytać przy otwartym oknie. Otóż, pewien profesor (jeden z tych, którzy sprawiają, że mam ochotę swój dyplom socjologa wrzucić w niszczarkę i nigdy nie przyznawać się do tego, jakie studia skończyłem) był łaskaw ostatnio wypowiedzieć się na temat Prawdziwego Zagrożenia dla Polskiej Suwerenności (uwaga natury ogólnej, nie mam pojęcia, czy to była reakcja na jakieś próby grillowania profesora przez internautów. Wygląda to na jego reakcję na czyjąś wypowiedź, ale ponieważ brak jest kontekstu, będę tę wypowiedź traktował jako wypowiedź „stand alone”): „Tak, Drodzy Państwo, nadal uważam, że zagrożenie naszej suwerenności z zachodniej strony jest większe - dlatego, że natura tego zagrożenia sprawia, iż przekracza ono zdolność pojmowania i percepcji wielu Polaków, że intelektualnie, gospodarczo i organizacyjnie nie jesteśmy mu w stanie sprostać”.

Tak, dobrze przeczytaliście, prawdziwe zagrożenie dla Polski nie leży na Wschodzie, ale na Zachodzie, ale zdaniem profesora problem Polski i Polaków polega na tym, że ci drudzy są zbyt tępi, żeby to zrozumieć. Zacznę może od tego, że gdyby taka wypowiedź padła ze strony „niePiSu”, to momentalnie by się komentariat rozgadał na temat tego, że to jest pogarda dla zwykłego człowieka i że to jest kolejna wypowiedź przedstawiciela elit, który jest oderwany od rzeczywistości. Ponieważ tutaj mamy odklejonego od rzeczywistości przedstawiciela elit, który jest PiSowcem, tego rodzaju głosy jakoś tak się nie przebijają.

Idźmy dalej. Ta wypowiedź jest tak przerażająco durna, że nie można mieć najmniejszych wątpliwości w kwestii tego, że Krasnodębski w to wierzy. On wie, że to jest bzdura. Po co więc wypisuje bzdury? Bo ktoś uznał, że do partyjnych narracji najlepiej pasują tego rodzaju antyzachodnie bzdury. Obstawiam, że Krasnodębski zdaje sobie również sprawę z tego, że opowiadając tego rodzaju bzdury zachowuje się jak pożyteczny idiota Putina, ale najwyraźniej nie spędza mu to snu z powiek. Nawiasem mówiąc, jak bardzo nie zdziwi was to, że ta idiotyczna wypowiedź była chwalona, między innymi przez Sebastiana Kaletę? Co się zaś tyczy samej wypowiedzi, to bym bardzo chciał, żeby któryś dziennikarz zapytał Krasnodębskiego o to, czy on na serio wierzy w to, że Zachód jest dla nas większym zagrożeniem, niż agresywny reżim ze Wschodu, który non stop straszy NATO konfrontacją zbrojną, grozi (między innymi) Polsce głowicami nuklearnymi, miesza przy wyborach, próbuje rozbić jedność krajów zachodnich (etc./etc.). Chciałbym również, żeby dziennikarz po zadaniu tego pytania nie pozwolił Krasnodębskiemu uciec w jakieś ogólniki. Tak, wiem, zbyt dużo wymagam.



I tym (roszczeniowym) akcentem zakończę powyższy Przegląd.


Źródła:

https://businessinsider.com.pl/polityka/zbigniew-ziobro-i-fundusz-sprawiedliwosci-miazdzace-zeznania-dyrektora/1sy2q59

https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/ujawniamy-tasmy-ziobrystow-informator-prokuratury-nagrywal-ich-przez-dwa-lata/trxkhk2

https://x.com/katarynaaa/status/1793547540408713644

https://www.gov.pl/web/premier/komisja-ds-badania-wplywow-rosyjskich-i-bialoruskich-powolana

https://wyborcza.pl/7,75398,30966701,trybunal-konstytucyjny-z-pomoca-morawieckiemu-znalazla-sie.html

link do artykułu, w którym zebrano dotychczasowe ustalenia komisji ds wyborów kopertowych:

https://oko.press/slodka-zemsta-grodzkiego-na-pis-nawet-nie-wiedzieliscie-coscie-uchwalili-wybory-kopertowe

https://kobieta.wp.pl/z-sejmu-wyprowadzono-mezczyzne-nie-ma-i-nie-bedzie-naszej-zgody-na-rasizm-7028250675399232a

https://x.com/PiknikNSG/status/1793719117687759186

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz