środa, 6 lipca 2022

Przepraszam, czy tu szczują?

Człowiek sobie spokojnie chce napisać notkę zaległą, która w zamierzeniu miała być krótkim tekstem, ale jak zwykle nie wyszło. Czasem bowiem bywa tak, że człek zostanie trafiony odpryskiem jakiejś dyskusji (czy też, jak było w tym przypadku, fragmentem programu z gadającymi głowami) i nagle trzeba sobie zrobić przerwę w pisaniu czegoś dłuższego, żeby się człowiekowi mogło ulać.


Tym razem się mi uleje pod adresem dziennikarzy, ale nie uprzedzajmy faktów. Jakiś czas temu okazało się, że partia Jarosława Kaczyńskiego w ramach zwierania szyków po raz kolejny rozpoczęła kampanie szczucia. Owszem, ta kampania trwa od początku istnienia Prawa i Sprawiedliwości, ale jej poszczególne elementy różnią się od siebie intensywnością. Różnią się one również tym, że co jakiś czas partia Jarosława Kaczyńskiego zmienia sobie grupy, na które szczuje. Czasem szczuje się na grupy zawodowe (nauczyciele, pielęgniarki, Młodzi Lekarze [którzy „rządali miliardów!”]), czasem szczuje się na osoby o innym kolorze skóry (vide rasistowskie narracje związane z niebiałymi uchodźcami), a czasem szczuje się na mniejszości seksualne. Tym razem maszyna losująca obiekt hejtu wylosowała osoby transpłciowe.


W tym miejscu pora na dygresję. Co jakiś czas pojawiają się zarzuty, że ta polska lewica to taka leniwa jest, bo czasem se zapożycza jakieś pojęcia/narracje z Zachodu i nawet nie stara się ich spolszczyć w żaden sposób. Nad zasadnością tych zarzutów nie będę się pochylał, bo nie czas to i nie miejsce. Wspomniałem o tym dlatego, że choć lewicy faktycznie czasem zdarzy się jakieś zapożyczenie (vide „landlord”), to prawica już nie bawi się w subtelności i po prostu uruchamia taśmociąg z narracjami z Zachodu. W 2015 w trakcie pierwszego tzw. „kryzysu migracyjnego” (nieśmiało przypominam, że ten kryzys był ponoć wtedy, gdy do całej UE wjechało mniej uchodźców, niż teraz do Polski), prawica kopiowała z Zachodu rasistowskie narracje. Wcześniej były brednie na temat „ideologii gender”. Ja się wielokrotnie zastanawiałem nad tym, skąd się to u nas wzięło i dopiero jakiś czas temu zrozumiałem, że tak, jak wszystkie inne prawicowe „niezależne” narracje – zostało to skopiowane z Zachodu. Nie chce mi się grzebać za szczegółami, ale pewnie od jakichś republikanów z USA sobie to zapożyczyli. A może porozmawiamy o prawicowym hasełku „kulturowy neomarksizm” (czasem sam „neomarksizm”), które przywędrowało do nas z Zachodu? Tak swoją drogą, polscy prawicowcy, używający tego pojęcia (którzy równolegle tłumaczą nam, że trzeba walczyć z każdym, kto się z nimi nie zgadza) to też sroga autoparodia, bo według różnych, ekhm „definicji”, sami są „kulturowymi neomarksistami” (bezrefleksyjnie zapożyczają różne bzdurne teorie z Zachodu, przekonują wszystkich do tego, że jest jakaś wojna między „ideologiami” i że trzeba w niej brać udział, bo jeżeli nie, to jacyś „oni” zwycięża). Jeżeli ktoś chce się pośmiać, to proponuję zastosowanie prawicowych definicji przeciwko prawicy. Lojalnie uprzedzam, że srogo się wtedy nadymają rozmówcy.


Szczucie na osoby transpłciowe tak, jak każda inna narracja polskiej prawicy, przyszło do nas z Zachodu. Konkretnie zaś z USA, bo tam ostatnio wszelkiej maści prawica skupia się właśnie na osobach transpłciowych. To, co teraz napiszę to anecdata, ale oglądałem sobie swego czasu na YT jednego z ludków, który robił bekę z innych youtuberów fittnesowych. Potem nagle mu się odmieniło i zaczął się skupiać na osobach z otyłością, a jeszcze bardziej potem wjechały mu hejty na osoby transpłciowe (pod pewnymi względami przypomina to pewnego „naukowego” blogera z Polski, ale co ja się tam znam). Gwoli ścisłości, nie wiem, czy to jest jakiś trend, ale nawet moje mocno ograniczone informacje na temat USA są takie, że o ile wcześniej hejtowano tam mniejszości seksualne in general, to teraz jednak skupiają się prawaki na hejtowaniu osób transpłciowych. Gdyby nie cały kontekst (szczucie), to prawicowe narracje byłyby nawet zabawne, bo na serio ciężko traktować poważnie osoby, które uważają, że (uwaga caps) BARDZO WAŻNYM PROBLEMEM jest to, z których toalet będą korzystać osoby transpłciowe. Niestety, nie jest to śmieszne, bo dla prawicy to jest po prostu powód do szczucia. Gdyby ten, niezwykle istotny problem, wymyślony przez prawicę (która dzielnie zwalcza problemy stwarzane przez samą siebie) został rozwiązany, to pewnie znalazłby się kolejny (jeszcze nie wiadomo jaki, bo prawica pewnie musiałaby go wymyślić).


Czemu w ogóle prawica tak bardzo skupia się teraz na osobach transpłciowych? Obstawiam, że po części dzieje się tak dlatego, że jest tych osób stosunkowo niewiele. Z gejami i lesbijkami jest inaczej, bo jest ich po prostu znacznie więcej, niż osób transpłciowych. Jak się zaczęliśmy cywilizować, to outowanie się stało się łatwiejsze (nie, nie twierdzę, że jest łatwe, bo nadal pełno jest osób, które za punkt honoru stawiają sobie szczucie elbegiety). Ponieważ ludzie się outują częściej już nie tylko prawicowcy mają „znajomego geja” (zawsze się zastanawiam nad tym, czy to jest jeden wspólny znajomy gej). Mimo tego, że Kościół (który panicznie usiłuje odwrócić uwagę od tego, że jego funkcjonariusze gwałcą dzieci) ze swoimi prawicowi pomocnikami dwoi się i troi, hejtowanie gejów i lesbijek ma coraz słabsze oddziaływanie. Ciekaw jestem, na ile świadomie działają prawicowcy, opowiadający o tym, że oni mają tego znajomego geja, co to się nie obnosi. Prawda jest bowiem taka, że gdyby elbegiety siedziały w szafach, to prawicy łatwiej byłoby na nie szczuć (bo tylko prawicowcy mieliby „znajomego geja”, którym mogliby straszyć swoje dzieci).


Kaczyńskiego nie interesuje to, jakie przyczyny ma w USA hejt na osoby transpłciowe. Jego interesuje jedynie to, że w Polsce temat może się dobrze klikać i może pomóc w „zwarciu szyków”. Tak swoją drogą, skoro już i tak się te dygresje rozpleniły, to popełnię kolejną. Bawi mnie niezmiennie to, że część osób na siłę stara się budować mit Jarosława Kaczyńskiego, który jest Wielkim Intelektualistą. Nie twierdzę, że jest to człowiek o intelekcie Pawła Kukiza, ale byłbym bardzo daleki od formułowania ocen, z których wynikałoby, że intelekt jest jego mocną stroną. Być może kiedyś faktycznie był intelektualistą, ale teraz nim nie jest. Nie, to że ktoś wrzuci sobie w wypowiedź jakieś obco brzmiące słowo, żeby brzmieć mądrze, nie oznacza, że jest mądry. Tak na dobrą sprawę, on nawet nie musi rozumieć tych obco brzmiących słów. Gwoli ścisłości, jako absolwent kierunku humanistycznego, miałem (niestety) styczność z osobami, które nadużywały hermetycznego słownictwa. Nie wiadomo czy robiły to dlatego, że inaczej nie potrafiły się komunikować, czy też żeby dać znać nam, studenciakom, że stoją na wyższym poziomie od nas. Wiadomo jednak, że ta ich maniera komunikacyjna była wewnętrznie spójna. Tzn. używały hermetycznego słownictwa zawsze i wszędzie. Z Kaczyńskim zaś jest tak, że on od czasu do czasu wrzuci jakieś słówko do dyskusji i sekundę później całe jego otoczenie (łącznie z niezależnymi internautami) zaczyna się niezdrowo jarać jego wyższością intelektualną nad każdym innym polskim politykiem.


Zanim ktoś powie „no, ale skoro jest taki głupi, to czemu wygrywa?”, a ja szybko odpowiem: żeby wygrywać wybory nie trzeba być intelektualistą. W sumie żeby wygrywać wybory nie trzeba być nawet średnio rozgarniętą osobą. Jeżeli ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości w tej materii, to casus Trumpa powinien go z tych wątpliwości wyleczyć. Jeżeli zaś chodzi o Trumpa, to polska prawica skopiowała już nie tylko jego „wielonarrację”, ale też jego maniery komunikacyjne (tak, nadużywam tej frazy w tym tekście). Za rządów Trumpa wszystko zawsze było najlepsze (a jak nie było, to miało takie być). Piszę sobie ten tekst 04-07-2022, a wczoraj w mediach pojawiły się artykuły z cytatami z Kaczyńskiego: „Mamy demokrację, sądzę, że jedną z najlepiej funkcjonujących i najdalej idących w całej Europie i w świecie”. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że ta notka, którą niebawem będę dokańczał to również o tym będzie, w jaki sposób Kaczyński z kolegami i koleżankami postrzega demokrację. Tak więc, za rządów Zjednoczonej Prawicy też mamy wszystko najlepsze i największe. A nawet jeżeli nie, to rządowa machina propagandowa będzie przekonywać nas do tego, że tak właśnie jest.


Gdyby Jarosław Kaczyński był polskim kabaretem, to byłoby to połączenie Kabaretu Koń Polski ze Studiem Yayo (jeżeli nie znacie tego drugiego, to na litość nieistniejącego bytu transcendentnego NIE GUGLAJCIE TEGO [nie, to nie jest reverse psychology, po prostu nie warto]). Ponieważ byłby takim, a nie innym kabaretem, na swoich spędach opowiada takie, a nie inne dowcipy. Kilka dni temu opowiadał o tym, że ktoś tam o tej godzinie chce być kobietą, a o innej mężczyzną. Rzecz jasna, publika rżała ze śmiechu. Ja wiem, że oni się śmiali dlatego, że to Kaczyński ten „dowcip” opowiedział. I tak sobie dumam, czy istnieje jakaś granica, po przekroczeniu której wyznawcy Kaczyńskiego by się jednak nie śmiali. Śmiem twierdzić, że taka granica nie istnieje. Tak się bowiem składa, że jednym z mitów założycielskich PiSu jest to, że Kaczyński nigdy się nie myli. To rzeczywistość może się mylić – Kaczyński nie myli się nigdy. Jeżeli opowiada dowcip, to ten dowcip jest śmieszny, bo opowiedział go Kaczyński.


No dobrze, ale czy to wypowiedzi Kaczyńskiego sprawiły, że musiało mi się ulać? Nie do końca. Bardziej wkurzyły mnie reakcje niektórych „dziennikarzy”. Jest sobie taki człek, który się nazywa Michał Kolanko. Pan Michał uważa, że jest dziennikarzem. Pan Michał uważa również, że o polityce można mówić w oderwaniu od jakiegokolwiek kontekstu. Przykładem niech będzie jego reakcja na wypowiedzi Kaczyńskiego (chodzi o szczucie na osoby transpłciowe). Pan Michał stwierdził, że to służy mobilizacji elektoratu. Gdyby na tym poprzestał, nie pastwiłbym się nad nim. Tyle, że potem wątek został pociągnięty. Pan Michał zaczął opowiadać, że: „polityka to nie jest łyżwiarstwo figurowe i tu nie chodzi o noty za styl, ale chodzi o to, żeby wygrać”. Potem do rozmowy wtrącił się Bartosz Węglarczyk i powiedział, cobyśmy sobie wyobrazili, że ten komenarz Kolanki jest wygłaszany w 1933 kiedy Niemcy zaczęli wprowadzać ustawy norymberskie (no nie zaczęli w 1933, ale to jest akurat drugorzędne, Węglarczykowi się daty pomyliły, bo w 1933 naziści przejęli władzę) i stwierdził (całkiem przytomnie), że w pewnym momencie polityka się kończy i zaczyna się bandytyzm. Kolanko się trochę oburzył i zaczął dopytywać, czy zdaniem Węglarczyka to, co powiedział prezes to ustawy norymberskie (filmik w źródłach znajdziecie).


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Zastanawiałem się przez jakiś czas nad tym, czy Michał Kolanko po prostu nie posiada żadnej wiedzy historycznej. Gdyby bowiem ją posiadał, to przecież wiedziałby o tym, do czego może doprowadzić nagonka. Nawet, gdyby był jedną z wielu ofiar polskiego systemu edukacji historycznej (nie, to nie jest przytyk do nauczycieli, ale do samego programu nauczania), to w styczniu 2020  Marian Turski wygłosił przemówienie o tym, że „Auschwitz nie spadło z nieba”. Było ono na tyle szeroko komentowane, że nawet Kolanko musiał na nie trafić. Tyle, że po głębszym namyśle uznałem, że jest jeszcze gorzej. Kolanko tę wiedzę posiada, ale po prostu wychodzi z założenia, że on jest ponad to. W internecie zawrzało po tej wypowiedzi Kolanki, tak więc (jak to zwykle w takich sytuacjach) część internautów zaczęła tłumaczyć, że w sumie to Kolanko miał rację. Czemu? Bo Kolanko to„nie jest osoba, która rozdaje cenzurki w kategoriach dobra i zła”. Sam Kolanko skomentował tę wypowiedź tak: „Celne! Robię swoje. Opisuje politykę taka, jaka ona jest naprawdę. Tyle w temacie.”.   


I wszystko pięknie, ale to bzdura. No chyba, że pan Michał na serio usiłuje nas przekonać do tego, że o polityce można „na zimno” pisać i w olewać kwestie etyczne tych, czy innych działań.  Jeżeli tak, to ciekaw jestem, czy opisując Katyń oraz zsyłki na Sybir napisałby, że była to po prostu skuteczna polityka, dzięki której Stalin osiągał zamierzone cele. Ciekaw jestem, czy opisując to, co działo się w Polsce w latach 45-89 też uznałby za „skuteczną politykę” (w końcu dzięki takim, a nie innym działaniom „wygrywali” przez wiele lat). A może Pakt Ribbentrop-Mołotow to też po prostu „skuteczna polityka” i nic ponadto? Co by się stało, gdyby ktoś opisywał wyżej wymienione działania tak, jak pan Michał opisuje politykę? Ano, bardzo szybko zostałby za to taki ktoś zrównany z glebą. Prawda jest bowiem taka, że w przypadku konkretnych działań/wypowiedzi relacjonowanie ich „na zimno” jest niczym więcej jak legitymizowaniem ich. Jeżeli bowiem ktoś zaczyna tłumaczyć, że szczucie jest po prostu „skuteczną polityką” (bo dzięki temu się „wygrywa”), oznacza to ni mniej ni więcej tyle, że dla relacjonującego są to działania, które mieszczą się w jakiejś „normie” (czyli nie są ani złe, ani dobre). I na serio jestem ciekaw, co by było, gdyby ktoś pana Michała docisnął w tym temacie. Chciałbym, żeby ktoś zadał mu pytania o to, czy o polityce zawsze da się „na zimno” i potem zapytał o konkretne wydarzenia. Obstawiam, że gdyby doszło do takiej dyskusji, to panu Michałowi wizerunek by się bardzo szybko posypał, bo pewnie musiałby przyznać, że to jednak nie jest tak, że o polityce można sobie dywagować w oderwaniu od jakiegokolwiek kontekstu. Musiałby, bo wiedziałby jakie mogą być konsekwencje pójścia w zaparte i tłumaczenie, że o polityce to albo w oderwaniu od jakiegokolwiek kontekstu (poza tym, czy jest skuteczna)albo wcale. Musiałby, bo pewnie chciałby jeszcze sprzedać jakąś książkę w Polsce i chciałby być traktowany poważnie.


Czemuż więc pan Michał zachowuje się tak, a nie inaczej? Bo działania PiSu go w żaden sposób nie dotyczą. Czasem trafiają mnie jakieś komentarze/narracje, w których stoi, że pan Michał robi to, co robi, bo jest na liście płac PiSu. Wydaje mi się, że to nie jest prawda. Obstawiam, że było tak, że Zjednoczona Prawica bardzo szybko zdała sobie sprawę z tego, że pan Michał razem ze swoją „doktryną neutralności” będzie bardzo użyteczny i że nie trzeba go za to w żaden sposób wynagradzać, bo ten typ tak ma. Swoją droga, poziom zarozumiałości pana Michała jest tak wysoki, że gdyby ktoś mu zaproponował jakieś pieniądze za tę jego bezstronność, to pewnie gotów byłby się obrazić. Czy pan Michał jest przypadkiem odosobnionym? Niezupełnie. W naszej przestrzeni publicznej jest bowiem trochę osób, które również są „ponad to”, co się dzieje w naszym kraju. Wszystkie te osoby łączy to, że zarabiają na tyle dużo, że polityka PiSowska nie ma na ich życie żadnego wpływu. Tak swoją drogą. Jeżeli pan Michał tak bardzo chciał użyć tego swojego porównania do jazdy figurowej, bo chciał podkreślić to, że polityka powinna być skuteczna, to mógł w ten sposób odnieść się do tego, że PiS, choć obiecywał, że nie będzie uwalał projektów obywatelskich w pierwszym czytaniu, od początku swojej pierwszej kadencji praktycznie nic innego nie robi (rzecz jasna, uwalane są te projekty, które PiSowi się nie podobają). No bo tutaj faktycznie można to wszystko sprowadzić do „elegancji”: obiecywali, że nie będą jak Platforma Obywatelska, ale jednak są, ale im to w niczym nie szkodzi (acz to też trochę dzięki „wolnym mediom”, które pozwalają politykom PiSu na wygadywanie bzdur w rodzaju: no my co prawda to mieliśmy tych projektów nie uwalać, ale czasami je uwalamy, ale to nie znaczy, że nie spełniliśmy obietnic wyborczych). W przypadku szczucia na mniejszości trzeba nazywać rzeczy po imieniu: to jest (tak jak to powiedział Węglarczyk) bandytyzm. Każdy, kto twierdzi, że jest inaczej i usiłuje tłumaczyć, że to „zwykła polityka” zasługuje na wszystko to, co spotkało pana Michała (oraz na znacznie więcej). Jeżeli zaś panu Michałowi jest przykro, to powinien mieć na uwadze to, że komentarze w internecie to nie jest jazda figurowa na lodzie. Tu nie ma not za styl.


Po tym, jak o wypowiedzi pana Michała zrobiło się głośno, zaś na głowę pana Michała wylano (zasłużone) wiadra pomyj, do sprawy odniósł się Bartosz Węglarczyk. Tak, ten sam, który osadził retorykę PiSu w kontekście, w którym już dawno temu powinna była zostać osadzona (taka mała podpowiedź: jeżeli ktoś nie chce być porównywany do nazistów, to niech ten ktoś nie używa nazistowskiej retoryki. Cieszę się, że mogłem pomóc). Czemu Węglarczyk się do sprawy odniósł? Ano temu, że nie spodobało mu się to, że internet żywiołowo zareagował na wypowiedź pana Michała: „Drogi Michale Kolanko, nie zgadzam się z Tobą fundamentalnie co do spraw, o których dziś rozmawialiśmy w TVN24. Ale hejt, który się na Ciebie wylewa, jest podłością małych ludzi i jest mi z tego powodu niezwykle przykro. Trzymaj się”. Przyznam szczerze, że nawet nie byłem tym zdziwiony. Przywykłem bowiem do tego, że polscy dziennikarze uważają się za lepszy gatunek. Oni mogą się między sobą okładać, ale plebsowi wara. I nie, to nie jest tak, że to jest jakaś mądrość post factum. Po prostu patrzam tę naszą politykę od dość dawna i widywałem już tego rodzaju zachowania.


W 2012 doszło do spięcia na linii Maziarski-Terlikowski (kontekstem było to, że polscy zygotarianie usiłowali uniemożliwić terminację ciąży nastoletniej ofierze gwałtu). Panowie wymienili uprzejmości felietonowe i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że do całej sprawy wtrącił się ten przeklęty plebs, który miał czelność zjechać Terlikowskiego. Maziarski był łaskaw wtedy napisać (wrzucę spory kawałek cytatu, bo to szczere złoto): „Obok głosów dopuszczalnej krytyki mojego oponenta pojawiły się też wypowiedzi wyrażające nienawiść do niego. Jest to dla mnie tym bardziej przykre, że wprawdzie zdecydowanie nie zgadzam się z poglądami Terlikowskiego i nie akceptuję jego działalności publicznej, to jednak uważam, że w życiu prywatnym jest bardzo sympatycznym człowiekiem. Miałem okazję współpracować z nim jako dziennikarzem piszącym o sprawach nie dotyczących aborcji i miło ten kontakt wspominam.”. No więc wiecie, Terlikowski to może fundamentalista religijny, ale prywatnie to spoko chłop, więc dajcie mu spokój! Zdziwienie części dziennikarzy tym, że ktoś ma czelność reagować (niekoniecznie w uprzejmy sposób) na ich wypowiedzi byłoby naprawdę zabawne, gdyby nie (tak, wiem, powtarzam się) kontekst. A kontekstem owym jest ich przekonanie o tym, że są lepsi od plebsu. Dlatego też im wolno pisać i mówić o plebsie, ale plebsowi nie wolno się na ich temat wypowiadać. W przypadku Węglarczyka było to dość spektakularne, bo sam przecież nawiązał do ustaw norymberskich, sam przecież nazwał działania PiSu bandytyzmem. Czy naprawdę go tak bardzo zdziwiło to, że ludzie zareagowali na wypowiedź pana Michała w taki, a nie inny sposób? A pewnie, że go nie zdziwiło. Tylko, że mieli czelność skrytykować innego dziennikarza, a na to nie może być zgody. Nie wiem, jak was, ale mnie, jako plebejusza, nieco to jednak denerwuje.


I tym optymistycznym akcentem zakończę powyższy tekst. Nie napiszę wam, kiedy będzie kolejny (nie, nadal nie jestem przesądny), ale mogę wam napisać, że będzie on traktował o Tysiącletniej Zjednoczonej Prawicy.


Źródła:

https://polskieradio24.pl/5/1222/artykul/2992938,prezes-pis-w-polsce-mamy-jedna-z-najlepiej-funkcjonujacych-demokracji-w-europie

Wąteczek z Kolanko, który jara się pochwałami.

https://twitter.com/michal_kolanko/status/1543896136259338241

Tu tekst zbiorczy o starciu Maziarski-Terlikowski

https://natemat.pl/37879,maziarski-apeluje-bez-nienawisci-do-terlikowskiego







 


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz