Dawno, dawno temu (to tak coby
postarzyć bloga) popełniłem byłem notkę w temacie tego, jakie
mam zdanie na temat instytucji kościoła
(antyklerykalny piknik - szatan zło i palenie kościołów).
Pomyślałem sobie, że czas nadszedł, aby do tej notki co nieco
dodać. Tym razem będzie więc o kłamstwie i o tym, jakie w tym
temacie zdanie ma kościół. W kościele, do którego uczęszczałem
jako mały piknik, proboszczem był pewien jegomość, który posiadł
umiejętność bardzo sugestywnego prawienia kazań. Nie obejmowało
to jednak lapidarnego wyrażania myśli, skutkiem czego jego kazania
nierzadko trwały 30 minut. Tym niemniej czasem zdarzało mu się
streścić. Kazanie, do którego chciałem się odnieść dotyczyło
kłamstwa. Ksiądz bardzo obrazowo opisał pewną sytuację. Był
sobie człowiek, który miał zeznawać w jakiejś sprawie. Człowiek
ów chciał kłamać z premedytacją, przygotował sobie baterie
argumentów etc. Przed rozprawą zapytano go, czy przysięga mówić
prawdę i podsunięto mu krzyż. Człowiek powiedział, że owszem -
będzie mówił prawdę i w tym momencie Jezus na krzyżu odwrócił
głowę. Człowiek rzecz jasna momentalnie zmienił zapatrywania swe
i jednak nie kłamał.
Historyjka z gatunku tych, które teraz
bym wyśmiał. Ale wtedy miałem jakieś 5 lat chyba. Tym samym, to
co usłyszałem – uznałem za prawdziwe. No, bo skoro bóg nie chce
żebyśmy kłamali, to nie jest dziwnym to, że okazał swoje
niezadowolenie z tegoż faktu. No i tak sobie pomyślałem, że to
niezadowolenie nie musi być wcale tak łagodnie wyrażone.
Aczkolwiek kłamać jako dziecko nie lubiłem, toteż się nie bałem
zbytnio. Uznałem natomiast, że skoro ksiądz powiedział to, co
powiedział, to wszyscy o tym wiedzą i będą się do tego
stosować. Teraz wiem, że to był błąd fałszywej powszechności –
wtedy mój poziom wiedzy był nieco niższy. Rzecz jasna, przekonałem
się na własnej skórze, że jak to mawiał pewien bohater pewnego
serialu: „everybody lies”. Tak samo, jak przekonałem się o
tym, że mówienie prawdy przegrywa z kłamstwem, o ile kłamstwo
jest lepiej zaserwowane. Domyślam się, że nie ja jeden dałem się
nabrać. Domyślam się, że nie ja jeden czekałem na „boską
interwencję”, kiedy ktoś bezczelnie kłamał. Domyślam się, że
nie mnie jednemu nakładli do głowy bajek, które są delikatnie
rzecz ujmując szkodliwe.
Bo o ile rozumiem, że można
powiedzieć „kłamstwo jest złe – starajcie się mówić
prawdę”, to wmawianie dzieciakom, że kłamanie sprawia, że w ich
otoczeniu mogą zachodzić nadnaturalne zjawiska, to już insza
inszość. Dorosły w to nie uwierzy – dziecko owszem. Bo niby
czemu ma nie wierzyć? Bóg jest wszechmogący i nie lubi kłamców,
no a skoro ich nie lubi i jest wszechmogący, to może skarcić
kłamcę. Czy nie lepiej dzieciakom wytłumaczyć to, co było
początkiem niniejszego akapitu? Czy nie lepiej wyjaśnić, że
niektórzy ludzie kłamią i musimy być na to wyczuleni, zamiast
bajdurzyć o figurkach na krzyżu, które głowy odwracają?
Ktoś może podnieść argument: „no
dobrze, można niby porozmawiać w ten sposób z dzieciakami, ale one
jeszcze nie rozumieją takich niuansów”. Tylko,
że to argument z rodzaju tych, po użyciu których wygłaszającego
tę opinię boli stopa (postrzał w stopę zawsze jest bolesny).
Skoro bowiem nie są w stanie zrozumieć takich niuansów, to
jak będą w stanie oddzielić prawdę od fikcji? Bo figurki
odwracające głowy to fikcja. Tak samo jak fikcją jest wmawianie
ludziom tego, że jeśli będą mówić prawdę, wszystko będzie
dobrze. Abstrahując już od wymiaru wiary – wmawianie dzieciakom
tego, że każdy zły uczynek zostanie ukarany, a na końcu zawsze
będzie happy end to draństwo i nic więcej. Bo efekt takich
pogadanek jest taki, że sporo ludzi może się przez pewną część
swojego życia potykać o wiarę. Ludzie ci będą się znajdować
pomiędzy młotem wiary a kowadłem codzienności. Mógłbym użyć
innej metafory i napisać o żarnach codzienności i wiary, ale młot
i kowadło brzmią nieco lepiej.
Jeszcze insza inszość to fakt, że
kłamstwo kłamstwu nierówne. Dorosłej osobie nie da się wmówić
tego, że kłamstwo jest „zawsze złe”, bo dorosły człowiek
swoje przeżył i wie, że czasami „prawda powiedziana nie w porę
bywa nieodróżnialna od chamstwa” (chyba poprawnie zacytowałem
prof. Tokarza). Dzieciakowi można wmówić wszystko. Pytanie tylko –
po jaką cholerę? Księża mają chyba nieco więcej niż 5 lat i są
świadomi tego, że mówienie prawdy nie zawsze jest powodem do
chwały. Ja rozumiem, że jak ktoś się podpiera absolutem (nie
mylić z wódką), to trudno mu pogodzić się z tym, że normalny
świat (aka codzienność) mają z absolutem niewiele wspólnego.
Taka mała dygresja: ciekawy mechanizm
zaobserwowałem w ramach przyglądania się „prawdomównym”. To
taki gatunek ludzi, który nie ma nic przeciwko temu, aby mówić
prawdę na czyjś temat, ale jak się ich skonfrontuje z prawdą na
ich temat, potrafią odpowiedzieć na to agresją. A jeśli, nie daj
potworze spaghetti, dojdzie do sytuacji, w której przyłapie się
takiego „prawdomównego” na kłamstwie – agresja all inclusive
;)
Chyba największy problem współczesnego
kościoła polega na tym, że ów uczy młodych ludzi (tzn. starszych
też próbuje, ale ci są uodpornieni trochę bardziej) tego, jak żyć
w jakimś wyimaginowanym świecie, mającym z otaczającą nas
rzeczywistością niewiele wspólnego.
Problem polega na tym, jak przekazać pewne wartości dzieciom tak by to zrozumiały ale jednocześnie aby nie odebrać im młodości czy szczęścia. Świat jest do dupy-taka prawda. Tylko ani ja, ani chyba Ty nie mamy serca tłumaczyć małym dzieciom od początku, że miłość się nie opłaca, że zło jest silniejsze od dobra, że marzyć to nie znaczy móc, że każdy ma swoją cenę itd, itd. Uważam, że fikcyjna figurka odwracająca głowę jest lepszym punktem wyjścia w życiu, niż rzeczywistość w której wyrafinowane kłamstwo wygrywa z prawdą.
OdpowiedzUsuńNo ale można przecież powiedzieć, że "kłamać się nie powinno, ale niektórzy kłamią i trzeba o tym pamiętać". Bo choć nie jestem zwolennikiem odbierania dzieciom dzieciństwa - to nie jestem również zwolennikiem wtłaczania im w głowy czegoś przez co mogą mieć kupę problemów. Prawda jest taka, że nauczanie religii od małości - to spory błąd bo dzieciaki prawie wszystko bezrefleksyjnie przyswajają.
UsuńSam fakt tego, że teraz o tym dyskutujemy już oznacza, że nie przyswoiliśmy tego bezrefleksyjnie - każdy myślący człowiek rewiduje z czasem swoje poglądy z dzieciństwa. Mi chodzi tylko o to, że dzieci nie mają takich rozterek jak my, dla dziecka absolutny zakaz kłamania to jest wystarczająca zasada. A jeżeli będzie kontynuowało edukację, to nauczy się o innych bardziej skomplikowanych sytuacjach. Więc nie nazwałbym przedszkolnej religii praniem mózgu, tylko budowaniem fundamentu, do którego później doczepimy rożne "ale" i "pod warunkiem". No bo chyba zgodzisz się ze mną, że w większości przypadków kłamanie jest złe?
UsuńMnie nie chodzi o rewidowanie po jakimś czasie - tylko o to, że dzieciaki to bezrefleksyjnie przyjmują. Zwłaszcza jak się im (za przeproszeniem) nakładzie do głów pierdół o rzeźbach odwracających głowy.
UsuńCo się zaś tyczy fundamentów - zgodziłbym się z tym gdyby nie to, że nauczanie religii w czasach przedszkolnych - o niczym nie przesądza. Dobrym człowiekiem można być i bez chrześcijańskich fundamentów.
Jasne, zgadzam się, w ogóle nie o to mi chodzi. Ja po prostu nie widzę powodu nazywania religii w przedszkolu praniem mózgu i pierdołami. Takie same "pierdoły" można znaleźć w baśniach Andersena, wierszach Brzechwy i Tuwima, nie mówiąc już o romantyźmie. Czasem łatwiej przekazać myśl za pomocą ożywionej figurki niż długim i nudnym monologiem. Pamiętaj, że mówimy o dzieciach... no i nie rozumiem dlaczego tak Cię boli to, że przez kilka lat wierzyłeś w odwracającego głowę Jezusa. Dopóki jest się dzieckiem, co w tym w sumie złego?
UsuńCo w tym złego? Bajki to bajki - dzieciom się tłumaczy, że to nie prawda jest. Ile z tego rozumieją (z tej nie prawdy) to już inna kwestia. Czym innym jest kazanie w kościele. Nikt dziecku nie powie "ej no weź Tomek/Łukasz/Kasia - nie wierz w to bo to bajki".
UsuńMyślę, że w takim samym, albo podobnym stopniu, bajki są traktowane dosłownie przez dzieci. Ile jest maluchów szczerze więrzących w to, że mają jakieś nadprzyrodzone zdolności czy w coś podobnego? Albo, że dobro zawsze zwycięża? Dzieci tak mają. Z religią jest oczywiście ten problem, że odpowiednio długo wmawiana dziecku przez cały jego rozwój może doprowadzić do patologii. Ale na etapie przedszkolnym, naprawdę nie widzę w niej niczego szczególnie złego, a już na pewno nie nazwałbym jej praniem mózgu.
UsuńOj, Anonimowy, ty dziecka dawno nie widziałeś. Moje doskonale wie, że Spidermany, wróżki i bogowie to bajki, a ma pięć lat. Wolałobym, by jego pogląd nie został wypaczony przez pana, który wmówi mu, że bogowie to jednak prawda (czniać już którzy, obecnie nie kupuje istnienia żadnego i tak trzymać), a w dodatku jak w nich nie uwierzy, to mu przypierdzielą piorunem, zabiją kotka, a potem przez wieczność będą go smażyć na rożnie.
UsuńDzieci rozumieją znacznie więcej niż sądzisz. Ich problemem nie jest wiara w bajki, tylko wiara w autorytety (np. co powie mama i tata to musi być prawda). Więc, jako autorytet nie mogę nadużywać tej władzy i nie pozwolę, by ktoś inny jej nadużył.
Hm, może po prostu miałem inną religię. Mi nikt nie mówił, że dostanę piorunem albo będę się smażyć na rożnie :O
UsuńPo prostu uważam, że absolutny, "uproszczony" kodeks moralny jest dobrym punktem wyjścia i nie widzę niczego złego w tym aby dzieci uczyć absolutów "nie kłam", "nie kradnij" itp. Ale jasne, zgadzam się, że teksty o przypierdzielaniu piorunem to przegięcie. Nawet i ta figurka jest już śliską sprawą, ale nazywanie od razu tego praniem mózgu jest już przesadą w drugą stronę.
@Anonimowy
Usuń"smażenie na rożnie" - sam powinieneś wiedzieć o co mi chodzi, historii o tym jak żydowski bóg pokarał grzeszników rozmaitymi fizycznymi nieszczęściami za życia też się na religii w podstawówce nasłuchałom.
Uczenie absolutów jest przydatne, nie wątpię, najpierw należy wytłumaczyć dziecku, że kłamstwo jest kłamstwem, owszem. Tyle że czy aby na pewno również "absolutnym złem", za które grozi ci rola wiecznego materiału opałowego? Co do przestępstw (kłamstwo nim nie jest, chyba że w konkretnych okolicznościach), sprawa jest prostsza, nie wolno i już. Ale nie o tym mowa, raczej pytanie było, czy aby wpoić dziecku poszanowanie prawdy, należy je okłamywać? Na ten przykład opowieścią o figurce na krzyżu lepszej niż wykrywacz kłamstw (bo ten można oszukać, a Jezusa już nie). Otóż, IMAO nie. Ja tam wolę powiedzieć, dlaczego NAPRAWDĘ kłamać nie należy...
Ale ja dziwne jestem, więc może inni uważają inaczej.