Tarnobrzeg ma nowego prezydenta. Tzn.
„nowego”, bowiem od dwóch lat go mamy. Poprzedni rządził pełne
trzy kadencje (12 lat), a i chyba wcześniej miał jakiś epizod
„prezydencki”. Ale był to okres, w którym prezydent miasta nie
był wybierany w wyborach bezpośrednich.
Nasz nowy prezydent w kampanii nieco za
dużo naobiecywał. Obiecywał między innymi to, że zawsze będzie
się kierował dobrem mieszkańców, będzie ich słuchał, będzie
się z nimi spotykał i tego rodzaju dyrdymały standardowe w trakcie
kampanii wyborczej. Jego problem polega na tym, że wybory wygrał, a
jakoś nie bardzo się kwapił do tego, żeby wywiązywać się z
obietnic dotyczących tego, ile czasu będzie miał dla mieszkańców.
Stracił też „słuch społeczny”, który mu pomógł wygrać
wybory. Podjął kilka bardzo niepopularnych decyzji, nie konsultując
ich ze społecznością Tarnobrzega. Zdarza mu się powiedzieć o
kilka słów za dużo - może to nie ta sama skala co Jarosław
Kaczyński, ale społeczności tarnobrzeskiej się to za bardzo nie
podoba. Podsumowując – jest nielubiany, co widać na forach
internetowych i ogólnie „w internetach”. Ujmując rzecz innymi
słowy, jakiekolwiek public relations, rozumiane jako budowanie
pozytywnych relacji z otoczeniem, nie istnieje.
Nie tak dawno temu odbył się
plebiscyt „echa dnia”, w którym mieszkańcy powiatów oceniali
za pomocą wiadomości SMS (płatnych) to, czy dany polityk rządzi
dobrze czy też źle. Żeby nie utrudniać – były tylko dwie
możliwości odpowiedzi.
Rezultat plebiscytu pokazuje, że
(delikatnie rzecz ujmując) ktoś przy nim majstrował. Nasz obecnie
urzędujący prezydent cieszy się bowiem bardzo wysokim poparciem
społecznym! 97% ludzi ocenia go pozytywnie, a jedynie 3% negatywnie.
Biorąc pod rozwagę nastroje, jakie panują w mieście – wynik
nierealny. Nawet 50:50 byłoby ciężko osiągnąć. Dwie możliwości
pozostają. Albo obecnie urzędujący prezydent „wspomagał
demokrację” albo też psikusa zrobiła mu opozycja.
Jeśli majstrował przy tym prezydent –
jego motywacji tłumaczyć nie trzeba. Ot, chciał sobie dopomóc.
Wyszło jednakże niezupełnie tak jak trzeba, bo ktoś nieco
przedobrzył.
Czemu miałaby majstrować przy tym
opozycja? Ano temu, że nasz obecnie urzędujący prezydent określany
jest przez niektórych mianem Łukaszenki, a jego metody rządzenia
jako Białoruskie. Abstrahując już od tego, że mnie osobiście
tego rodzaju porównania drażnią z racji tego, że statystyczny
polak wie o Białorusi tyle: „że Łukaszenka”. Abstrahując
również od tego, że tego rodzaju retoryka w wykonaniu opozycji
obnaża jej miałkość argumentacyjną. Tego rodzaju porównania są
kontekstem, w którym obraca się nasz obecnie urzędujący
prezydent. Popsucie wyników plebiscytu idealnie zlewa się z
retoryką opozycji. No, jak Łukaszenka sobie pomógł w wyborach,
tak prezydent sobie pomógł w plebiscycie. Aczkolwiek jest to mało
prawdopodobne, bo mało kto spośród opozycji Tarnobrzeskiej wpadłby
na tego rodzaju pomysł.
Tym niemniej, zupełnie zaskoczyła
mnie reakcja prezydenta na ten wynik. Zasadnym byłoby obrócenie
rezultatu w żart. No, maszyna licząca się popsuła, zabrakło
przecinka między 9 a 7 albo coś w tym stylu. Co zrobił prezydent?
Zadziałał jego zmysł „pablik rilejszyn”. Ze śmiertelną
powagą wiejącą z każdego zdania, podziękował za poparcie
udzielone mu przez głosujących. Mało tego - napisał, że jest
również wdzięczny za głosy negatywne, bo są one dla niego ważne.
Nie za bardzo wiem jaki cel przyświecał
prezydentowi, który te słowa napisał. No chyba, że faktycznie
nikt nie majstrował przy wynikach (i nie organizował pospolitych
ruszeń wśród znajomych), a prezydent wierzy w reprezentatywność
rezultatów plebiscytu. Tylko, że biorąc pod rozwagę sytuację w
Tarnobrzegu, wynik nie jest żadną miarą reprezentatywny. Nawet w
Gdyni prezydent zdziwiłby się, gdyby uzyskał takie poparcie w
plebiscycie (choć jego poparcie w wyborach oscyluje w granicach
90%).
Z punktu widzenia PR, zachowanie
prezydenta to dopraszanie się o problemy. Tego rodzaju reakcja
antagonizuje elektorat „negatywny”. Sprawia, że „niezdecydowani”
zaczynają niespokojnie się wiercić, bo nikt nie lubi jak się go
robi w wała (za przeproszeniem) i sugeruje ludziom popierającym
prezydenta, że ich wybraniec chyba nie do końca zdaje sobie sprawę
z tego, jak wygląda otaczająca go rzeczywistość.
Zachowanie prezydenta jest dziwne w
kontekście tego, co spotkało jego poprzednika. Poprzednik zadufany
w sobie i wspierany przez cała masę klakierów, zupełnie „olał”
kampanię wyborczą (co było jedynie przedłużeniem olewania
mieszkańców w trakcie kadencji). Ludzie byli źli i nie bardzo
widzieli go w roli prezydenta na 4 kadencje. W pewnym momencie w
trakcie kampanii pojawiły się jakieś sondaże, które dawały
nielubianemu prezydentowi ponad 70% poparcie. Nie trzeba geniusza
socjotechniki żeby odgadnąć, czym się to skończyło –
nastąpiła mobilizacja elektoratu negatywnego i urzędujący
przerżnął pierwszą, a potem drugą turę. Obecny prezydent
powinien bardzo dobrze pamiętać to zdarzenie. W tym momencie
historia się powtarza. Choć to nie czas wyborów, to firmowanie tak
absurdalnych rezultatów własnym nazwiskiem jest czymś w rodzaju
PR-owego samobójstwa.
to w dzisiejszych czasach juz standard .... mimo że głośno o tym wszedzie po za polską , jako że polska to dziki kraj ;D gratki "nowego prezydenta"
OdpowiedzUsuńZapewne w następnym plebiscycie będzie miał 150% ;)
Usuń