Chciałem sobie spokojnie rozkręcić gównoburzę transformacyjna, ale w trakcie pisania notki zaczęło się dziać tyle różnych rzeczy (między innymi wymiana uprzejmości na linii USA-Iran), że postanowiłem tę gównoburzę przesunąć nieco w czasie i ogarnąć Przegląd, który to Przegląd zacznę od wyżej wymienionej wymiany uprzejmości. Pozwolę sobie pominąć opis przyczyn, dla których (eufemizując) „Iran nie lubi się z USA”, bo taki opis (nawet skrótowy) miałby pewnie objętość książki. Na użytek niniejszego tekstu wystarczy nam to, że „Iran nie przepada za USA, zaś USA nie przepada za Iranem”. Tak więc, sytuacja sobie była dość napięta, aż tu w pewnym momencie USA postanowiło poszczuć drony na Kasema Sulejmaniego (mam nadzieje, że poprawnie to odmieniam) i sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej chujowa. Na tyle chujowa, że internety zalały memy o tematyce trzecio-wojno-światowej. Of korz, zaraz po śmierci Sulejmaniego internety zalały również opinie komentariatu, z których można było wyczytać, że albo będzie wojna, albo jej nie będzie. W natłoku komentarzy trafiłem na ćwitrze na dłuższą wypowiedź pisemną jegomościa, który się zwie Yashar Ali (Amerykanin irańskiego pochodzenia). Już na pierwszy rzut oka widać było, że ów jegomość jest bardzo ogarnięty w tematyce (link w Źródłach znajdziecie). Wyżej wymieniony napisał, że Iran na pewno jakoś zareaguje na to, co się stało, bo zabicie Sulejmaniego można przyrównać do sytuacji, w której ktoś zabiłby urzędującego wiceprezydenta USA. Zaznaczył jednak, że irański reżim nie przejawia tendencji samobójczych, więc raczej nie będzie się bawił w działania, które mogłyby sprowokować USA do wojny (w ćwicie, który cytował użyto określenia „massive reaction”). Jednocześnie zaznaczył, że jego zdaniem reżim ów lubuje się w różnego rodzaju tajnych operacjach, które są o wiele bardziej przerażające (dla opinii publicznej, of korz) i destabilizujące, niż wystrzelenie kilku rakiet. Co prawda kilka dni później Iran wystrzelił kilka rakiet, ale z tego nie wynika, że na tym się sprawa zakończy. W przysłowiowym międzyczasie Donald Trump oznajmił, że jeżeli Iran będzie podskakiwał, to oberwie 52 rakietami i że ucierpią również obiekty irańskiej kultury (potem tłumaczono, że on wcale nie miał na myśli tego, co napisał). W tymże samym międzyczasie Iran oświadczył, że wycofuje się w całości z tzw. „porozumienia nuklearnego”. Tak więc, niestety, sytuacja jest rozwojowa. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że nie trzeba być specem od wojskowości (ani też posiadać habilitacji z zagadnień związanych z Bliskm Wschodem), żeby wiedzieć, że Iran nie jest w stanie zagrozić militarnie Stanom Zjednoczonym. Jednakowoż ISIS też nie było w stanie zagrozić militarnie państwom NATOwskim, a jednak przez pewien czas terroryści związani z tzw. Państwem Islamskim dokonywali zamachów w NATOwskich krajach, zaś samo ISIS (w sensie terytorialnym) trzymało się przez kilka ładnych lat, mimo że napierdalało się z kim tylko mogło (w tym z Iranem). Osobną kwestią jest to, że nawet jeżeli Iran nie zareaguje w żaden sposób na, to co się stało, trzeba się liczyć z tym, że „druga strona” będzie chciała ten temat pociągnąć dalej. Prawda jest bowiem taka, że USA ma raczej długą historię w chuj nieprzemyślanego mieszania w kotle na Bliskim Wschodzie. Wystarczy popatrzeć na efekty operacji „Iraqi Freedom” (w trakcie której zginęło znacznie więcej ludzi niż za czasów Saddama Husajna), zaś jednym z efektów końcowych tejże operacji było powstanie Państwa Islamskiego. Najbardziej przejebane jest to, że to nie było tak, że USA miało dobry plan, ale w trakcie jego realizowania wystąpiły jakieś „nieprzewidziane okoliczności”, które sprawiły, że się wszystko posypało. Wątpliwości odnośnie tego, czy atakowanie Iraku to aby na pewno dobry pomysł, pojawiły się na długo przed atakiem, ale zostały one olane. Jeżeli ktoś jest ciekaw szczegółów, to w Źródłach podrzucę tytuły dwóch książek, z których jedna odnosi się do samej wojny w Iraku, a druga do prezydenta, który tę wojnę wywołał bo uznał, że ma taką, a nie inną misję do zrealizowania (spoiler alert, tą misją była „walka ze złem”). W kontekście powyższego warto sobie zadać następujące pytanie: jak bardzo przemyślane/nieprzemyślane są dzisiejsze działania USA? Nie chciałbym być źle zrozumiany. To nie jest tak, że ja jestem jakimś wielkim fanem reżimu, który rządzi Iranem. Chodzi mi jedynie o to, że gdyby USA postanowiło wpaść tam z wizytą gospodarską, to konsekwencje takiej wizyty mogłyby być jeszcze bardziej przejebane od tego, co się stało w Iraku (choćby dlatego, że Iran jest znacznie większy od Iraku i mieszka tam w cholerę więcej ludzi). Już po napisaniu niniejszego kawałka Przeglądu (trochę przeleżał) kilka rzeczy się wydarzyło. Po pierwsze, Iran przyznał się do zestrzelenia samolotu pasażerskiego. Po drugie, The Washington Post dokopał się do informacji, z których wynika, że prócz Sulejmaniego, USA chciało się pozbyć innego wysoko postawionego irańskigo wojskowego (w Jemenie), ale im się nie udało. Ustalono, że mogło chodzić o jegomościa, który się zwie Abdul Reza Shahlai. Po trzecie, przyznanie się do zestrzelenia samolotu wywołało protesty w Iranie, co nie powinno nikogo dziwić, bo Irańczycy stanowili prawie połowę ofiar zestrzelenia samolotu. Po czwarte, protesty w Iranie sprawiły, że Donald Trump postanowił pisać ćwity w języku perskim, z których to ćwitów wynika, że on wspiera protestujących/etc. Z tych ćwitów można wywnioskować jedno. Niezależnie od tego, jak dobre informacje wywiadowcze/etc. posiada amerykańskie wojsko i jak dobry plan sobie to wojsko układa w oparciu o informacje/analizy – zarządza tym wszystkim człowiek, który tego po prostu ni cholery nie ogarnia. Jestem się w stanie założyć o to, że Trump uznał, że skoro trolling internetowy pomógł mu wygrać wybory prezydenckie w USA, to na pewno pomoże mu w wygraniu konfliktu. W tym miejscu muszę się przyznać do tego, że kiedy pisałem powyższy fragment (odnoszący się do ćwitów w farsi), coś mi w tym nie pasowało, ale zrzuciłem to na karb ogólnego poczucia żenady. Okazało się, że sprawa jest w chuj bardziej spektakularna. Otóż, Twitter jest w Iranie zbanowany, tym samym używanie go jako medium, przy pomocy którego chce się przemówić do „ludu irańskiego”, jest kolejnym dowodem na to, że Trump jest jednostką wybitną. Na sam koniec niniejszego kawałka Przeglądu chciałem poruszyć jedną kwestię. Sporo się mówi o tym, że Bush Junior wywołał wojnę w Iraku, żeby reelekcje sobie ułatwić. Wydaje mi się, że bardziej prawdopodobna jest wersja, w myśl której Bush uznał, że „ma misję”. To w połączeniu z faktem, że doradzali mu ludzie, którzy mieli sami do siebie żal o to, że w trakcie pierwszej Wojny w Zatoce „nie poszli na Bagdad” dało takie, a nie inne efekty. Inaczej rzecz się ma z Trumpem. Moim zdaniem, gdyby ktoś przekonał go do tego, że wywołanie wojny z Iranem (albo dowolnym innym państwem) sprawi, że na pewno uzyska reelekcję, to Trump raczej by się nie zawahał.
Zazwyczaj nie pochylam się w Przeglądach jakoś specjalnie nad sprawami „międzynarodowymi”, ale nad konfliktem na linii USA – Iran musiałem, bo bez tego nie można by było w pełni docenić tego, w jak czarnej dupie znajduje się Polska. Do tej pory, polskie władze (oraz obecny Prezydent RP) nie miały najmniejszych problemów z wygłaszaniem płomiennych mów i opinii, które ustawiały nasze państwo na kursie kolizyjnym z innymi państwami. Wystarczy przypomnieć sobie wypowiedź Poprzedniczki Premiera Tysiąclecia, która wzywała Europę do powstania z kolan (wypowiedzią tą Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia uraczyła wszystkich dwa dni po zamachu, do którego doszło w Manchesterze). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że w trakcie tegoż wystąpienia wyżej wymieniona powiedziała również, że: „a debata nad wotum nieufności nad wnioskiem nieufności wobec ministra obrony narodowej jest przede wszystkim debatą nad stanem bezpieczeństwa Polski. My to bezpieczeństwo z dnia na dzień odbudowujemy(...)” (Dla przypomnienia, szefem MON był wtedy Antoni Macierewicz). Zachęcam do zapamiętania tego, co zostało wtedy powiedziane o „odbudowywaniu bezpieczeństwa”. Przyda się wam to w trakcie dalszej lektury. Rzecz jasna, nie tylko politycy Zjednoczonej Prawicy mieli dużo do powiedzenia w kwestiach, że tak to ujmę „wojennych”. Na ten przykład, Tkacz Researchu, Rafał Ziemkiewicz, napisał kiedyś (w kontekście zamachów terrorystycznych dokonywanych przez ISIS i niechęci krajów europejskich do zabawy w wojnę konwencjonalną z Państwem Islamskim): „Historia uczy, że JEDYNYM SPOSOBEM BY UNIKNĄĆ WOJNY JEST JĄ WYGRAĆ. I nie ma inaczej.”. Tenże sam Rafał Ziemkiewicz, w chuj zachowawczo się ćwituje w temacie tego, co dzieje się w Iranie. Nie wzywa do uniknięcia wojny poprzez jej wygranie/etc. Rzecz jasna, są ludzie pokroju Dominika Tarczyńskiego, którzy z właściwą swej kondycji intelektualnej przenikliwością pochylają się nad tematem, ale robią to głównie po to, żeby dojebać nieistniejącej „skrajnej lewicy”, która ich zdaniem wspiera terroryzm. Niemniej jednak, nie da się porównać tych komentarzy z tym, co odpierdalało się na „prawym sektorze” przy okazji kryzysu migracyjnego/etc. Warto również zwrócić uwagę na to, że Iran idealnie wpisuje się w prawicową histerię na tle muzułmańskim, bo przecież kraj ten jest republiką islamską. Moim zdaniem, ta „grzeczność” bierze się stąd, że zarówno politycy Zjednoczonej Prawicy, jak i rządowi mediaworkerzy dostali odgórny zakaz „grzania tematu”. Czemu tak się dzieje? Niestety, będę musiał wam zaspoilerować dalszą część Przeglądu, ale moim zdaniem, mocno nijakie reakcje polskich władz (i Prezydenta RP) oraz założenie kagańca rządowym mediom/influencerom ma jedną, bardzo prostą przyczynę. Otóż polskie władze (oraz Prezydent RP) nie mają, kurwa, najmniejszego pojęcia o tym, co się dzieje. Zapewne część z was w tym momencie pomyślała sobie: „skąd takie wnioski, Pikniku?!” A ja wam w tym miejscu odpowiem: cieszę się, że zapytaliście, a teraz zapnijcie pasy (od razu nadmieniam, że z przyczyn objętościowych postanowiłem podzielić ten temat na kilka wątków).
W pierwszym z tych wątków zapoznamy się z wypowiedziami władz Polski (oraz Prezydenta RP [nie, jeszcze mi się nie znudziło]) odnoszącymi się do tego, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. Kasem Sulejmani został zabity 3 stycznia. Tego samego dnia Prezydent RP napisał na ćwitrze: „Zapewniam, że w sprawie ostatnich wydarzeń w Iraku działamy spokojnie i z rozwagą, mając na względzie w pierwszej kolejności bezpieczeństwo i interes Polski oraz naszych Obywateli.” (zalinkował również komunikat opublikowany na stronie Kancelarii Prezydenta, z którego wynikało, że: „Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej (...) zwrócił się do ministra spraw zagranicznych o udzielenie szczegółowych informacji, a także prowadzi bieżące konsultacje z ekspertami ds. Bliskiego Wschodu”. Konsultacje potrwały bardzo krótko, bo już 5 stycznia Prezydent RP opowiadał o tym, że: „Dziś nie ma problemu o charakterze strategicznym (…) zagrożenia na Bliskim Wschodzie, ale które nie ma dziś bezpośredniego oddziaływania na Polskę i polskich obywateli”. Tego samego dnia, jeden z najwierniejszych rządowych mediaworkerów, Jacek Karnowski wypowiedział kwestię, za którą Zjednoczona Prawica zlinczowałaby medialnie każdego dziennikarza, którego utożsamiają z opozycją. Otóż, zdaniem Karnowskiego: „Hegemonia amerykańska jest niezbędnym warunkiem podtrzymania polskiej niepodległości”. Jak się tak popatrzy na tę wypowiedź, jasnym staje się dlaczego założono mediom/influencerom kaganiec. Może i polskie władze nie ogarniają ni cholery polityki zagranicznej, ale nawet te władze rozumieją, że jak się pokłóciło ze wszystkimi dookoła i opowiadało o tym, że można mieć wyjebane na wszystkich dookoła, bo sojusz z USA, to nie można sobie pozwolić na jakąkolwiek krytykę swojego Wielkiego Sojusznika, bo jeszcze sojusznik się wkurwi, powie kilka słów za dużo (Stany się nie pierdolą w sytuacji, w której ktoś zaczyna krytykować ich „działalność zagraniczną”) i wizerunkowy domek z kart się zawali. 8 stycznia doszło do ataku rakietowego na bazy USA i tego samego dnia szef MSZ, Jacek Czaputowicz, powiedział coś jeszcze bardziej spektakularnego od wcześniej cytowanej wypowiedzi Karnowskiego. Czaputowicza poproszono o kilka słów komentarza w sprawie ataku na bazy USA, konkretnie zaś tego, czy ów atak doprowadzi do zaostrzenia sytuacji. Czaputowicz powiedział, że: „Zobaczymy. Chcę powiedzieć, że mamy kontakt z polskim dowództwem. W jednej z tych baz są polscy żołnierze – wiemy na pewno, ze oni nie ucierpieli w wyniku tego ataku, to teraz jest najważniejsze. Poczekajmy jeszcze na oświadczenie prezydenta Stanów Zjednoczonych. On zapowiedział takie oświadczenie, jak USA interpretują ta sytuację”. Chodzi mi, rzecz jasna, o końcówkę, w której Czaputowicz tłumaczy, że trzeba poczekać na konferencje, żeby się dowiedzieć, co USA sądzi o tym, co się stało, bo spektakularne samobójstwo polskiej polityki zagranicznej. Może inaczej, to byłoby samobójstwo, gdyby ktokolwiek zwrócił na to uwagę, no ale to tylko dygresja. O tym, jaki potencjał miała wypowiedź Czaputowicza, niech zaświadczy to, że kolejny z najwierniejszych rządowych mediaworkerów, Samuel Pereira, rozpoczął akcję pt. „co autor miał na myśli” i chciał odpierać fake newsy, z których wynikało, że Polska zajmie stanowisko dopiero po tym, jak USA się wypowie. Pereira ma rację – w wypowiedzi Czaputowicza nie chodziło o to, że Polska się wypowie dopiero po tym, jak USA „zajmie stanowisko”. Tylko, że mam, kurwa, przeczucie graniczące z pewnością, że Pereira chciał w ten sposób odwrócić uwagę od tego, co tak właściwie zostało powiedziane. A powiedziane zostało to, że polskie MSZ nie otrzymało żadnych, kurwa, informacji ze strony amerykańskiej i musiało czekać na oświadczenie Trumpa. Gdyby polska strona takie informacje otrzymała i gdyby były one niejawne, to usłyszelibyśmy, że „wiemy co będzie, ale nie możemy powiedzieć, bo strona amerykańska poprosiła nas o wstrzymanie się do momentu, w którym Trump się wypowie”. A teraz przypomnijcie sobie komunikat kancelarii Prezydenta RP, w którym stało, że się Prezydent RP zwrócił do MSZ po szczegółowe informacje (+ prowadzenie konsultacji z ekspertami ds. Bliskiego Wschodu). Ciekawym, skąd MSZ miało te „szczegółowe informacje”? Z jakiejś konferencji prasowej Trumpa? Niestety, to nie jedyny wniosek, który można wyciągnąć z wypowiedzi Czaputowicza, albowiem wynika z niej również to, że MSZ nie dysponuje żadnymi analizami dotyczącymi sytuacji na Bliskim Wschodzie. Gdyby bowiem takowymi analizami dysponowało, to Czaputowicz powiedziałby coś w rodzaju „opierając się na dostępnych analizach możemy przypuszczać, że USA zareaguje, tak a nie inaczej”. Dupochron w postaci trybu przypuszczającego wystarczyłby, żeby „osłonić” MSZ w przypadku, w którym przypuszczenia by się rozminęły z rzeczywistością. O tym, że nikt nie kontaktował się z żadnymi ekspertami od Bliskiego Wschodu (względnie, „ekspertami” byli ludzie pokroju Dominika Tarczyńskiego) wspominać chyba nie trzeba. W tym miejscu warto wspomnieć słowa Poprzedniczki Premiera Tysiąclecia o „odbudowywaniu bezpieczeństwa”.
UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!
(W tym miejscu możecie sobie zacząć nucić: grosza daj Piknikowi, sakiewką potrząśnij)
https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty
Ja wiem, że jesteście już najedzeni, ale niestety, nie możemy na tym skończyć tematu, bo została nam jeszcze dziwna niechęć Prezydenta RP (i Zjednoczonej Prawicy) do zorganizowania posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Przyznam szczerze, że się jakoś niespecjalnie interesowałem tym, co to RBN, ale wypowiedzi polityków Zjednoczonej Prawicy skłoniły mnie do zmiany nastawienia. Ponieważ jestem leniwy, wrzucę wam cytat z Wiki. Rada Bezpieczeństwa Narodowego: „konstytucyjny organ doradczy Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w zakresie wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa państwa.” Nie brzmi to jakoś strasznie prawda? Czemu więc politycy Zjednoczonej Prawicy tak bardzo nie chcą zorganizować takiego spędu? Prezydent RP powiedział, że: „Nie będzie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, która będzie kolejną okazją by rozgrywać ten problem politycznie, jak to robią politycy opozycji. (…) Nie będzie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, bo jej zwoływanie ma wyłącznie podtekst polityczny i ma wyłącznie służyć celom jakiejś kampanii, którą ktoś chce prowadzić po stronie opozycyjnej”. Szczególnie urzekło mnie to utyskiwanie Prezydenta na to, że „opozycja to wykorzysta w trakcie kampanii”. Czemu? No bo, kurwa, nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby Prezydent RP zorganizował ten spęd i sam go wykorzystał w celach kampanijnych, prawda? Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że Prezydent RP nie chce zorganizować zebrania RBN, bo jest za bardzo zajęty wrzucaniem na swoje konto ćwiterowe zdjęć z wizytowanych przez siebie obór, w których złożył gospodarską wizytę. Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, napiszę jedynie tyle, że o przyczynach, dla których Prezydent RP nie chce „robić kampanii” na spotkaniach RBN napiszę nieco później. W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję. Nie dziwi mnie to, że Prezydent RP jeździ sobie po gospodarstwach i niewielkich miejscowościach, bo aktywizacja tego elektoratu była kluczowa dla ostatnich zwycięstw Zjednoczonej Prawicy. Niemniej jednak, wygląda to tak, że Prezydent sobie śmiga po Polsce i ma zamaszyście wyjebane na to, co się dzieje (a dzieje się dość dużo), bo jest za bardzo zajęty realizowaniem „celów jakiejś kampanii”. O ile wypowiedź Prezydenta RP jest deczko dziwna (co mnie nieszczególnie dziwi), to wypowiedź posła Michała Jacha (szef sejmowej komisji obrony narodowej) jest o kilka rzędów wielkości dziwniejsza. Stwierdził on bowiem, że: „Nie wyobrażam sobie, żeby prezydent zwoływał Radę Bezpieczeństwa Narodowego za każdym razem, gdy gdzieś tam polecą rakiety” oraz, że RBN to: „"zbyt poważne ciało" na trwający amerykańsko-irański konflikt.” Dodał również, że: „podczas środowego posiedzenia tej komisji oraz czwartkowego posiedzenia komisji ds. służb specjalnych posłowie wszystkich ugrupowań politycznych zostali "dogłębnie i szeroko" poinformowani przez resort obrony oraz przedstawicieli służb specjalnych o sytuacji polskich żołnierzy uczestniczących w misji irackiej.” Muszę przyznać, że jestem porażony głębią analizy posła Jacha, który najprawdopodobniej wychodzi z założenia, że jeżeli rakiety nie lecą na głowę jemu osobiście, to można mieć wyjebane na to, co się dzieje. Warto zwrócić uwagę na to, że Jach po mistrzowsku „spłyca” temat do tego, jak się mają polscy żołnierze stacjonujący w Iraku. Tzn. owszem, to co się z nimi dzieje jest istotne (z przyczyn oczywistych) tyle, że warto mieć na uwadze to, że gdyby doszło do eskalacji uprzejmości na linii USA-Iran, to konsekwencje mogły by być odczuwalne nie tylko w Iraku. Gdyby to przetłumaczyć z polskiego na język zrozumiały dla posła Jacha: rakiety mogłyby polecieć nie tylko „gdzieś tam”. No dobrze, to czemu tak właściwie Zjednoczona Prawica nie chce tego spędu RBN? Moim zdaniem dlatego, że obawiają się blamażu związanego z tym, że nikomu nie chciało się zbytnio pochylać nad kwestiami związanymi z Bliskim Wschodem, a „monitorowanie sytuacji” polega na tym, że czeka się na konferencje prasowe Trumpa. Jestem się w stanie założyć o wiele, że gdyby w skład RBN wchodzili wyłącznie posłowie partii rządzącej, to spotkanie już dawno by się odbyło. Ponieważ zaś w skład RBN wchodzą również szefowie partii opozycyjnych, takie spotkanie mogłoby być w chuj problematyczne. Szczególnie w sytuacji, w której ktoś zacząłby pytać polityków Zjednoczonej Prawicy o szczegóły tego „monitorowania sytuacji”, jakieś analizy/prognozy i listę specjalistów ds. Bliskiego Wschodu. Takie pytania byłyby jak najbardziej na miejscu, bo napięcie na linii USA-Iran rosło od dłuższego czasu (tak więc Polska powinna dysponować jakimiś swoimi analizami/prognozami). W tym samym dniu na temat RBN wypowiedział się również Prezydent RP, ale tym razem narracja była już inna. Nie chodziło już o to, że spęd RBN „będzie służył celom jakiejś kampanii”. Tym razem Prezydent RP odpowiadając na pytanie o to, czemu nie zwołuje RBN powiedział: „Działamy tak, aby informacje niejawne pozostały informacjami niejawnymi (…) Między innymi proszę pana dlatego, o czym dzisiaj – o ile mi wiadomo – pisaliście w gazecie, czyli o posiedzeniu ostatnim komisji sejmowej, które w trybie niejawnym się odbywało i wszystkie informacje są u was w gazecie”. Ciekawym, czemu tego rodzaju argument nie padł ze strony Prezydenta RP kilka dni wcześniej, kiedy opowiadał o wykorzystywaniu RBN do celów kampanijnych. To zupełnie tak, jak gdyby Prezydent RP sobie wymyślał na poczekaniu wymówki, byle tylko nie organizować spędów RBN. W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję. Prezydent RP bardzo się przejmuje tym, że: „są ludzie nieodpowiedzialni, którzy wynoszą informacje, które są informacjami tajnymi”. Strach pomyśleć, jak zareaguje Prezydent RP, gdy się dowie, że rządowe media mają niczym nieskrępowany dostęp do niejawnych informacji ze śledztw (czy jak się tam nazywają te postępowania przygotowawcze, z których nie można niczego ujawniać), do informacji objętych tajemnicą państwową i dzielą się tymi informacjami na swoich portalach. Nie wiadomo również, jak zareaguje Prezydent RP, kiedy się dowie, że sędziowie-stalkerzy z ministerstwa Szczucia udostępniało internetowym hejterom (wątpię w to, że sprawa się ograniczała jedynie do Małej Emi) poufne informacje z teczek osobowych sędziów. Tak sobie myślę, że jeżeli Pan Prezydent RP chce uniknąć wycieku informacji, to może nie powinien o tych informacjach rozmawiać z kolegami partyjnymi? No, ale to dygresja jedynie. Wracajmy do meritum. Najbardziej urzekło mnie to, że Prezydent RP w pewnym momencie (najprawdopodobniej zdenerwowany tym, że ciągle go pytają o te pieprzoną RBN) pozwolił sobie na odrobinę szczerości i powiedział dlaczego nie zwoła Rady Bezpieczeństwa Narodowego: „A ponieważ to jest moja decyzja kiedy zwołuję Radę Bezpieczeństwa Narodowego, a kiedy zwołuję Radę Gabinetową, w związku z czym zdecydowałem tak, jak zdecydowałem”. Zupełnie bez związku z całą sprawą przypomniało mi się, jak (między innymi) Błaszczak i Mastalerek pompowali balon wizerunkowy Prezydenta RP w trakcie kampanii wyborczej 2015 opowiadając o tym, że ich kandydat „zaprezentował format prezydencki”. Zapomnieli jedynie wspomnieć o tym, że w tym formacie prezydenckim chodzi o to, że kiedy będzie trzeba, to Pan Prezydent głośno powie, które zabawki są jego i że tylko on ma prawo się nimi bawić. I teraz sobie warto zadać pytanie: po cholerę Zjednoczona Prawica wymyśla jakieś argumenty z dupy, byle tylko nie zorganizować spędu RBN? Gdyby wszystko było w porządku (czyt. państwo Polskie dysponowałoby kompletem informacji/analiz/prognoz odnoszących się do tego, co się dzieje na Bliskim Wschodzie), to RBN zwołanoby choćby po to, żeby się opozycja wreszcie odpierdoliła. I niech to wystarczy za pointę.
Przyznam się szczerze, że kiedy z rządu wywalano Tommy'ego Wiseau dyplomacji (aka Witold Waszczykowski) zastanawiałem się nad tym, czy Zjednoczona Prawica da radę zastąpić go człowiekiem podobnego formatu. Czas pokazał, że Czaputowicz okazał się nieco mniej spektakularny od Waszczykowskiego, ale za to dobrał sobie wiceminsitra, od którego Waszczykowski mógłby się uczyć bycia Waszczykowskim. Pan Szymon postanowił przy pomocy Twittera złożyć kondolencje rodzinom ofiar katastrofy Boeinga (wtedy jeszcze nie było wiadomo, że doszło do zestrzelenia samolotu) i zrobił to w wielkim stylu: „Składamy kondolencje wszystkim rodzinom ofiar katastrofy samolotu pasażerskiego w Iranie. Wśród ofiar nie ma Polaków.”. Moim skromnym zdaniem, bardziej spektakularne od tego, że Pan Szymon tego ćwita napisał, jest to, że go nie usunął. No, ale to dygresja tylko. Jeden z internautów zauważył, że przecież limit znaków w ćwicie nie został wyczerpany i można by było tam coś jeszcze dodać. Co prawda, nie jestem wiceministrem Spraw Zagranicznych, ale wydaje mi się, że warto by było do takiego ćwita dodać jeszcze „Sprzedam Opla”.
W drugiej połowie grudnia prezydent Rosji w trakcie corocznego spotkania z dziennikarzami oznajmił, że Polska jest współodpowiedzialna za wybuch drugiej wojny światowej. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że tego rodzaju narracje strona rosyjska produkuje od pewnego czasu. Pierwsze trzy przykłady z brzegu: (01.09.2009) „ZSRR był ostatnim krajem, który zawarł pakt z hitlerowskimi Niemcami. Pierwszym była Polska w 1934 roku - oświadczył emerytowany generał rosyjskiego wywiadu Lew Sockow, prezentując zbiór dokumentów z lat 1935-45 zatytułowany "Sekrety polskiej polityki"”. Of korz, w tym pakcie miało chodzić o to, żeby się zasadzić wspólnie na ZSRR/etc./etc., a poza tym Polska nie chciała europejskiej koalicji antyhitlerowskiej/etc./etc. Zabawnym znajduje to, że wyżej wymieniony generał przyznał, że jeżeli chodzi o dokumenty, to Służba Wywiadu Zagranicznego Rosji nie dysponuje oryginałami tych dokumentów. W 2015 roku rosyjski Ambasador, Siergiej Anderiejew, powiedział, że: „Polityka Polski doprowadziła do tej katastrofy we wrześniu 1939 roku, bo w ciągu lat 30. XX wieku Polska przez swoją politykę wielokrotnie blokowała zbudowanie koalicji przeciwko Niemcom hitlerowskim. Częściowo Polska była więc odpowiedzialna za tę katastrofę, do której doszło we wrześniu”. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że ambasador został wezwany na dywanik przez polskie MSZ i wycofał się ze swoich słów (szefem MSZ był wtedy Grzegorz Schetyna). (26-02-2017): „Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej umieściło na swojej oficjalnej stronie internetowej tekst, w którym odpowiedzialnością za rozpętanie II wojny światowej obarczono Polskę.”. (02-09-2019) Stacja „Rasija24” emituje spot, w którym stoi, że: „W ostatnim czasie Polska nazywa siebie główną ofiarą II Wojny Światowej. Ale czy nie było tak, że to napastnik rozpoczął wojnę, ale się przeliczył?” Tego jest w cholerę po prostu. Problem w tym, że do tej pory tego rodzaju bzdury produkowano na „niższym szczeblu”. O ile mnie pamięć nie myli, to nie zdarzyło się jeszcze, żeby podobną wrzutkę zaserwował prezydent Federacji Rosyjskiej. Niestety, sprawa nie skończyła się na pojedynczej wrzutce, albowiem: „Rosja chce złożyć w Radzie Europy projekt rezolucji potępiającej Polskę za "próbę sfałszowania prawdy historycznej"”. Tą próbą sfałszowania prawdy historycznej była: „przyjętą przez polski Sejm uchwała sprzeciwiającą się "fałszowaniu historii" dotyczącej udziału Polski w II wojnie światowej przez rosyjskich polityków.” Jeżeli mam być szczery, to: kurwa, grubo. Gdybym miał sobie pogdybać, to bym napisał, że o ile wcześniej Rosji chodziło po prostu o to, żeby trochę powkurwiać polskich polityków (bo raczej nikt nie miał tam złudzeń odnośnie tego, jakie będą reakcje), to tym razem może chodzić o coś innego. O sprawdzenie, czy polska polityka zagraniczna (która ogranicza się do wkurwiania wszystkich dookoła) przynosi jakieś wymierne efekty. Rosja zastrzegła, że rezolucja zostanie zgłoszona, jeżeli Rosja będzie miała pewność, że przejdzie, tak więc pewnie nie zostanie ona zgłoszona. Niemniej jednak zakulisowe rozmowy na jej temat będą prowadzone. Kwestią otwartą jest to, czy któreś państwo byłoby na tyle wkurwione, żeby poprzeć ewidentną ściemę historyczną. Przyznam się szczerze, że choć Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia opowiadała o odbudowywaniu bezpieczeństwa, to jakoś się, kurwa, mało bezpiecznie czuje, mam bowiem niejasne przeczucie, że politycy Zjednoczonej Prawicy do tego, co robi Putin podchodzą tak samo, jak do tego co dzieje się w Iranie. O ile w tym drugim przypadku „gdzieś tam lecą rakiety”, to w tym pierwszym „gdzieś tam, ktoś sobie coś mówi”.
Ostatnią kwestią, nad którą będę się pastwił w niniejszym Przeglądzie, będzie kolejny gigantyczny fuckup polskiej polityki zagranicznej. 23 stycznia w Jerozolimie odbędą się obchody 75 rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Na obchodach zabraknie Prezydenta RP: „Nie widzę powodu, dlaczego podczas uroczystości miałby wystąpić prezydent Rosji, Niemiec, Francji, przedstawiciele Wielkiej Brytanii i USA, a nie mógłby się wypowiedzieć prezydent RP”. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że jest to jedna z niewielu decyzji Prezydenta RP, która jest decyzją słuszną. Czemu więc napisałem, że to gigantyczny fuckup? Dlatego, że w ogóle doszło do sytuacji, w której organizatorzy (celowo, co do tego nie można mieć najmniejszych wątpliwości) dali Prezydentowi RP bana na wystąpienie. Jedną z przyczyn, dla których do tego doszło, była zapewne ustawa o IPN. Wiecie, ta, o której Patryk Jaki (współautor tejże ustawy) opowiadał, że: „jest napisana naprawdę dobrze”. Opowiadając o niej Jaki mówił również, że: „Żebyśmy długofalowo mogli wygrać tę politykę historyczną i informacyjną, potrzebny jest szereg działań. Przyjęcie prawa jest tylko jednym z wielu elementów wielkoformatowej, pełnowymiarowej polityki państwa, ale kiedyś trzeba zacząć – powiedział.” . Ustawa była tak dobrze napisana, że wywołała kryzys dyplomatyczny z Izraelem i USA. Po kilku miesiącach kotłowaniny Zjednoczona Prawica znowelizowała tę „napisaną naprawdę dobrze ustawę”. O ile po nowelizacji USA uznało całą sprawę za niebyła (tzn. przestano nas w tym temacie opierdalać), to Izrael jest najwyraźniej nadal srogo wkurwiony. Ciekawym, czy Patryk Jaki uznałby pozbawienie Prezydenta RP możliwości przemawiania na tych obchodach, za kolejny etap „wygrywania polityki historycznej i informacyjnej”. No dobrze, Izrael jest na nas nadal wkurwiony, czy z tego wynikało, że nic się nie dało zrobić? Niezupełnie. Gdyby Polska potrafiła w soft power, to kraje biorące udział w tej konferencji mogłyby się za Polską wstawić (nie chodzi mi tu, rzecz jasna, o Rosję). Gdyby soft power nie wystarczył, to można by było w trakcie zakulisowych rozmów poprosić inne kraje o wywarcie presji na Izrael. Tylko, że jak się jest Zjedoczoną Prawicą, która poprzez dyplomację rozumie napierdalanie wszystkich dookoła kijem baseballowym, to o soft power można zapomnieć. Tak samo, jak o tym, że kilka krajów się wychyli i poprze Polskę w konflikcie z Izraelem, który wielokrotnie udowodnił, że potrafi srogo przypierdolić. Co zrozumiałe, politycy Zjednoczonej Prawicy i rządowi mediaworkerzy starają się budować własną narrację, z której wynika, że: „To nie jest kompromitacja Polski, tylko kompromitacja organizatorów, w tym proputinowskiego magnata Mosze Kantora, którego pieniądze stoją za całym przedsięwzięciem.” (autorem tych słów jest Marcin Makowski, jeden z pluszaków Zjednoczonej Prawicy). Ciekawi mnie to, czy Marcin Makowski wierzy w tę narrację. Tzn. serio, ja rozumiem, że ma taką, a nie inną pracę, ale nawet on powinien zrozumieć, że to jest porażka polskiej dyplomacji, która w ogóle dopuściła do sytuacji, w której nikt nie chce słuchać tego, co ma do powiedzenia Prezydent RP. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że wiele kosztowało mnie powstrzymanie się od żartów na temat tego, że biorąc pod rozwagę dotychczasowe wystąpienia Prezydenta RP, pozbawienie go prawa do wystąpienia było aktem łaski dla niego samego i dla Polski.
Z racji tego, że powyższy Przegląd zdominowała polska polityka zagraniczna (a raczej jej brak) wszystkie inne tematy musiałem „przesunąć” do następnego (co za tym idzie, notka o transformacji też się trochę przesunie). Jeżeli zaś chodzi o kolejny Przegląd, to będzie w nim między innymi o fuckupach z głosowaniami (zarówno po stronie Zjednoczonej Prawicy, jak i opozycji), o wyborach prezydenckich i o medialnym harcownictwie, przy pomocy którego Zjednoczona Prawica sprawdza, jak suweren zareagowałby na zwiększenie centralizacji władzy.
Źródła:
Zazwyczaj nie pochylam się w Przeglądach jakoś specjalnie nad sprawami „międzynarodowymi”, ale nad konfliktem na linii USA – Iran musiałem, bo bez tego nie można by było w pełni docenić tego, w jak czarnej dupie znajduje się Polska. Do tej pory, polskie władze (oraz obecny Prezydent RP) nie miały najmniejszych problemów z wygłaszaniem płomiennych mów i opinii, które ustawiały nasze państwo na kursie kolizyjnym z innymi państwami. Wystarczy przypomnieć sobie wypowiedź Poprzedniczki Premiera Tysiąclecia, która wzywała Europę do powstania z kolan (wypowiedzią tą Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia uraczyła wszystkich dwa dni po zamachu, do którego doszło w Manchesterze). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że w trakcie tegoż wystąpienia wyżej wymieniona powiedziała również, że: „a debata nad wotum nieufności nad wnioskiem nieufności wobec ministra obrony narodowej jest przede wszystkim debatą nad stanem bezpieczeństwa Polski. My to bezpieczeństwo z dnia na dzień odbudowujemy(...)” (Dla przypomnienia, szefem MON był wtedy Antoni Macierewicz). Zachęcam do zapamiętania tego, co zostało wtedy powiedziane o „odbudowywaniu bezpieczeństwa”. Przyda się wam to w trakcie dalszej lektury. Rzecz jasna, nie tylko politycy Zjednoczonej Prawicy mieli dużo do powiedzenia w kwestiach, że tak to ujmę „wojennych”. Na ten przykład, Tkacz Researchu, Rafał Ziemkiewicz, napisał kiedyś (w kontekście zamachów terrorystycznych dokonywanych przez ISIS i niechęci krajów europejskich do zabawy w wojnę konwencjonalną z Państwem Islamskim): „Historia uczy, że JEDYNYM SPOSOBEM BY UNIKNĄĆ WOJNY JEST JĄ WYGRAĆ. I nie ma inaczej.”. Tenże sam Rafał Ziemkiewicz, w chuj zachowawczo się ćwituje w temacie tego, co dzieje się w Iranie. Nie wzywa do uniknięcia wojny poprzez jej wygranie/etc. Rzecz jasna, są ludzie pokroju Dominika Tarczyńskiego, którzy z właściwą swej kondycji intelektualnej przenikliwością pochylają się nad tematem, ale robią to głównie po to, żeby dojebać nieistniejącej „skrajnej lewicy”, która ich zdaniem wspiera terroryzm. Niemniej jednak, nie da się porównać tych komentarzy z tym, co odpierdalało się na „prawym sektorze” przy okazji kryzysu migracyjnego/etc. Warto również zwrócić uwagę na to, że Iran idealnie wpisuje się w prawicową histerię na tle muzułmańskim, bo przecież kraj ten jest republiką islamską. Moim zdaniem, ta „grzeczność” bierze się stąd, że zarówno politycy Zjednoczonej Prawicy, jak i rządowi mediaworkerzy dostali odgórny zakaz „grzania tematu”. Czemu tak się dzieje? Niestety, będę musiał wam zaspoilerować dalszą część Przeglądu, ale moim zdaniem, mocno nijakie reakcje polskich władz (i Prezydenta RP) oraz założenie kagańca rządowym mediom/influencerom ma jedną, bardzo prostą przyczynę. Otóż polskie władze (oraz Prezydent RP) nie mają, kurwa, najmniejszego pojęcia o tym, co się dzieje. Zapewne część z was w tym momencie pomyślała sobie: „skąd takie wnioski, Pikniku?!” A ja wam w tym miejscu odpowiem: cieszę się, że zapytaliście, a teraz zapnijcie pasy (od razu nadmieniam, że z przyczyn objętościowych postanowiłem podzielić ten temat na kilka wątków).
W pierwszym z tych wątków zapoznamy się z wypowiedziami władz Polski (oraz Prezydenta RP [nie, jeszcze mi się nie znudziło]) odnoszącymi się do tego, co dzieje się na Bliskim Wschodzie. Kasem Sulejmani został zabity 3 stycznia. Tego samego dnia Prezydent RP napisał na ćwitrze: „Zapewniam, że w sprawie ostatnich wydarzeń w Iraku działamy spokojnie i z rozwagą, mając na względzie w pierwszej kolejności bezpieczeństwo i interes Polski oraz naszych Obywateli.” (zalinkował również komunikat opublikowany na stronie Kancelarii Prezydenta, z którego wynikało, że: „Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej (...) zwrócił się do ministra spraw zagranicznych o udzielenie szczegółowych informacji, a także prowadzi bieżące konsultacje z ekspertami ds. Bliskiego Wschodu”. Konsultacje potrwały bardzo krótko, bo już 5 stycznia Prezydent RP opowiadał o tym, że: „Dziś nie ma problemu o charakterze strategicznym (…) zagrożenia na Bliskim Wschodzie, ale które nie ma dziś bezpośredniego oddziaływania na Polskę i polskich obywateli”. Tego samego dnia, jeden z najwierniejszych rządowych mediaworkerów, Jacek Karnowski wypowiedział kwestię, za którą Zjednoczona Prawica zlinczowałaby medialnie każdego dziennikarza, którego utożsamiają z opozycją. Otóż, zdaniem Karnowskiego: „Hegemonia amerykańska jest niezbędnym warunkiem podtrzymania polskiej niepodległości”. Jak się tak popatrzy na tę wypowiedź, jasnym staje się dlaczego założono mediom/influencerom kaganiec. Może i polskie władze nie ogarniają ni cholery polityki zagranicznej, ale nawet te władze rozumieją, że jak się pokłóciło ze wszystkimi dookoła i opowiadało o tym, że można mieć wyjebane na wszystkich dookoła, bo sojusz z USA, to nie można sobie pozwolić na jakąkolwiek krytykę swojego Wielkiego Sojusznika, bo jeszcze sojusznik się wkurwi, powie kilka słów za dużo (Stany się nie pierdolą w sytuacji, w której ktoś zaczyna krytykować ich „działalność zagraniczną”) i wizerunkowy domek z kart się zawali. 8 stycznia doszło do ataku rakietowego na bazy USA i tego samego dnia szef MSZ, Jacek Czaputowicz, powiedział coś jeszcze bardziej spektakularnego od wcześniej cytowanej wypowiedzi Karnowskiego. Czaputowicza poproszono o kilka słów komentarza w sprawie ataku na bazy USA, konkretnie zaś tego, czy ów atak doprowadzi do zaostrzenia sytuacji. Czaputowicz powiedział, że: „Zobaczymy. Chcę powiedzieć, że mamy kontakt z polskim dowództwem. W jednej z tych baz są polscy żołnierze – wiemy na pewno, ze oni nie ucierpieli w wyniku tego ataku, to teraz jest najważniejsze. Poczekajmy jeszcze na oświadczenie prezydenta Stanów Zjednoczonych. On zapowiedział takie oświadczenie, jak USA interpretują ta sytuację”. Chodzi mi, rzecz jasna, o końcówkę, w której Czaputowicz tłumaczy, że trzeba poczekać na konferencje, żeby się dowiedzieć, co USA sądzi o tym, co się stało, bo spektakularne samobójstwo polskiej polityki zagranicznej. Może inaczej, to byłoby samobójstwo, gdyby ktokolwiek zwrócił na to uwagę, no ale to tylko dygresja. O tym, jaki potencjał miała wypowiedź Czaputowicza, niech zaświadczy to, że kolejny z najwierniejszych rządowych mediaworkerów, Samuel Pereira, rozpoczął akcję pt. „co autor miał na myśli” i chciał odpierać fake newsy, z których wynikało, że Polska zajmie stanowisko dopiero po tym, jak USA się wypowie. Pereira ma rację – w wypowiedzi Czaputowicza nie chodziło o to, że Polska się wypowie dopiero po tym, jak USA „zajmie stanowisko”. Tylko, że mam, kurwa, przeczucie graniczące z pewnością, że Pereira chciał w ten sposób odwrócić uwagę od tego, co tak właściwie zostało powiedziane. A powiedziane zostało to, że polskie MSZ nie otrzymało żadnych, kurwa, informacji ze strony amerykańskiej i musiało czekać na oświadczenie Trumpa. Gdyby polska strona takie informacje otrzymała i gdyby były one niejawne, to usłyszelibyśmy, że „wiemy co będzie, ale nie możemy powiedzieć, bo strona amerykańska poprosiła nas o wstrzymanie się do momentu, w którym Trump się wypowie”. A teraz przypomnijcie sobie komunikat kancelarii Prezydenta RP, w którym stało, że się Prezydent RP zwrócił do MSZ po szczegółowe informacje (+ prowadzenie konsultacji z ekspertami ds. Bliskiego Wschodu). Ciekawym, skąd MSZ miało te „szczegółowe informacje”? Z jakiejś konferencji prasowej Trumpa? Niestety, to nie jedyny wniosek, który można wyciągnąć z wypowiedzi Czaputowicza, albowiem wynika z niej również to, że MSZ nie dysponuje żadnymi analizami dotyczącymi sytuacji na Bliskim Wschodzie. Gdyby bowiem takowymi analizami dysponowało, to Czaputowicz powiedziałby coś w rodzaju „opierając się na dostępnych analizach możemy przypuszczać, że USA zareaguje, tak a nie inaczej”. Dupochron w postaci trybu przypuszczającego wystarczyłby, żeby „osłonić” MSZ w przypadku, w którym przypuszczenia by się rozminęły z rzeczywistością. O tym, że nikt nie kontaktował się z żadnymi ekspertami od Bliskiego Wschodu (względnie, „ekspertami” byli ludzie pokroju Dominika Tarczyńskiego) wspominać chyba nie trzeba. W tym miejscu warto wspomnieć słowa Poprzedniczki Premiera Tysiąclecia o „odbudowywaniu bezpieczeństwa”.
UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!
(W tym miejscu możecie sobie zacząć nucić: grosza daj Piknikowi, sakiewką potrząśnij)
https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty
Ja wiem, że jesteście już najedzeni, ale niestety, nie możemy na tym skończyć tematu, bo została nam jeszcze dziwna niechęć Prezydenta RP (i Zjednoczonej Prawicy) do zorganizowania posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Przyznam szczerze, że się jakoś niespecjalnie interesowałem tym, co to RBN, ale wypowiedzi polityków Zjednoczonej Prawicy skłoniły mnie do zmiany nastawienia. Ponieważ jestem leniwy, wrzucę wam cytat z Wiki. Rada Bezpieczeństwa Narodowego: „konstytucyjny organ doradczy Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w zakresie wewnętrznego i zewnętrznego bezpieczeństwa państwa.” Nie brzmi to jakoś strasznie prawda? Czemu więc politycy Zjednoczonej Prawicy tak bardzo nie chcą zorganizować takiego spędu? Prezydent RP powiedział, że: „Nie będzie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, która będzie kolejną okazją by rozgrywać ten problem politycznie, jak to robią politycy opozycji. (…) Nie będzie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, bo jej zwoływanie ma wyłącznie podtekst polityczny i ma wyłącznie służyć celom jakiejś kampanii, którą ktoś chce prowadzić po stronie opozycyjnej”. Szczególnie urzekło mnie to utyskiwanie Prezydenta na to, że „opozycja to wykorzysta w trakcie kampanii”. Czemu? No bo, kurwa, nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby Prezydent RP zorganizował ten spęd i sam go wykorzystał w celach kampanijnych, prawda? Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że Prezydent RP nie chce zorganizować zebrania RBN, bo jest za bardzo zajęty wrzucaniem na swoje konto ćwiterowe zdjęć z wizytowanych przez siebie obór, w których złożył gospodarską wizytę. Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, napiszę jedynie tyle, że o przyczynach, dla których Prezydent RP nie chce „robić kampanii” na spotkaniach RBN napiszę nieco później. W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję. Nie dziwi mnie to, że Prezydent RP jeździ sobie po gospodarstwach i niewielkich miejscowościach, bo aktywizacja tego elektoratu była kluczowa dla ostatnich zwycięstw Zjednoczonej Prawicy. Niemniej jednak, wygląda to tak, że Prezydent sobie śmiga po Polsce i ma zamaszyście wyjebane na to, co się dzieje (a dzieje się dość dużo), bo jest za bardzo zajęty realizowaniem „celów jakiejś kampanii”. O ile wypowiedź Prezydenta RP jest deczko dziwna (co mnie nieszczególnie dziwi), to wypowiedź posła Michała Jacha (szef sejmowej komisji obrony narodowej) jest o kilka rzędów wielkości dziwniejsza. Stwierdził on bowiem, że: „Nie wyobrażam sobie, żeby prezydent zwoływał Radę Bezpieczeństwa Narodowego za każdym razem, gdy gdzieś tam polecą rakiety” oraz, że RBN to: „"zbyt poważne ciało" na trwający amerykańsko-irański konflikt.” Dodał również, że: „podczas środowego posiedzenia tej komisji oraz czwartkowego posiedzenia komisji ds. służb specjalnych posłowie wszystkich ugrupowań politycznych zostali "dogłębnie i szeroko" poinformowani przez resort obrony oraz przedstawicieli służb specjalnych o sytuacji polskich żołnierzy uczestniczących w misji irackiej.” Muszę przyznać, że jestem porażony głębią analizy posła Jacha, który najprawdopodobniej wychodzi z założenia, że jeżeli rakiety nie lecą na głowę jemu osobiście, to można mieć wyjebane na to, co się dzieje. Warto zwrócić uwagę na to, że Jach po mistrzowsku „spłyca” temat do tego, jak się mają polscy żołnierze stacjonujący w Iraku. Tzn. owszem, to co się z nimi dzieje jest istotne (z przyczyn oczywistych) tyle, że warto mieć na uwadze to, że gdyby doszło do eskalacji uprzejmości na linii USA-Iran, to konsekwencje mogły by być odczuwalne nie tylko w Iraku. Gdyby to przetłumaczyć z polskiego na język zrozumiały dla posła Jacha: rakiety mogłyby polecieć nie tylko „gdzieś tam”. No dobrze, to czemu tak właściwie Zjednoczona Prawica nie chce tego spędu RBN? Moim zdaniem dlatego, że obawiają się blamażu związanego z tym, że nikomu nie chciało się zbytnio pochylać nad kwestiami związanymi z Bliskim Wschodem, a „monitorowanie sytuacji” polega na tym, że czeka się na konferencje prasowe Trumpa. Jestem się w stanie założyć o wiele, że gdyby w skład RBN wchodzili wyłącznie posłowie partii rządzącej, to spotkanie już dawno by się odbyło. Ponieważ zaś w skład RBN wchodzą również szefowie partii opozycyjnych, takie spotkanie mogłoby być w chuj problematyczne. Szczególnie w sytuacji, w której ktoś zacząłby pytać polityków Zjednoczonej Prawicy o szczegóły tego „monitorowania sytuacji”, jakieś analizy/prognozy i listę specjalistów ds. Bliskiego Wschodu. Takie pytania byłyby jak najbardziej na miejscu, bo napięcie na linii USA-Iran rosło od dłuższego czasu (tak więc Polska powinna dysponować jakimiś swoimi analizami/prognozami). W tym samym dniu na temat RBN wypowiedział się również Prezydent RP, ale tym razem narracja była już inna. Nie chodziło już o to, że spęd RBN „będzie służył celom jakiejś kampanii”. Tym razem Prezydent RP odpowiadając na pytanie o to, czemu nie zwołuje RBN powiedział: „Działamy tak, aby informacje niejawne pozostały informacjami niejawnymi (…) Między innymi proszę pana dlatego, o czym dzisiaj – o ile mi wiadomo – pisaliście w gazecie, czyli o posiedzeniu ostatnim komisji sejmowej, które w trybie niejawnym się odbywało i wszystkie informacje są u was w gazecie”. Ciekawym, czemu tego rodzaju argument nie padł ze strony Prezydenta RP kilka dni wcześniej, kiedy opowiadał o wykorzystywaniu RBN do celów kampanijnych. To zupełnie tak, jak gdyby Prezydent RP sobie wymyślał na poczekaniu wymówki, byle tylko nie organizować spędów RBN. W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję. Prezydent RP bardzo się przejmuje tym, że: „są ludzie nieodpowiedzialni, którzy wynoszą informacje, które są informacjami tajnymi”. Strach pomyśleć, jak zareaguje Prezydent RP, gdy się dowie, że rządowe media mają niczym nieskrępowany dostęp do niejawnych informacji ze śledztw (czy jak się tam nazywają te postępowania przygotowawcze, z których nie można niczego ujawniać), do informacji objętych tajemnicą państwową i dzielą się tymi informacjami na swoich portalach. Nie wiadomo również, jak zareaguje Prezydent RP, kiedy się dowie, że sędziowie-stalkerzy z ministerstwa Szczucia udostępniało internetowym hejterom (wątpię w to, że sprawa się ograniczała jedynie do Małej Emi) poufne informacje z teczek osobowych sędziów. Tak sobie myślę, że jeżeli Pan Prezydent RP chce uniknąć wycieku informacji, to może nie powinien o tych informacjach rozmawiać z kolegami partyjnymi? No, ale to dygresja jedynie. Wracajmy do meritum. Najbardziej urzekło mnie to, że Prezydent RP w pewnym momencie (najprawdopodobniej zdenerwowany tym, że ciągle go pytają o te pieprzoną RBN) pozwolił sobie na odrobinę szczerości i powiedział dlaczego nie zwoła Rady Bezpieczeństwa Narodowego: „A ponieważ to jest moja decyzja kiedy zwołuję Radę Bezpieczeństwa Narodowego, a kiedy zwołuję Radę Gabinetową, w związku z czym zdecydowałem tak, jak zdecydowałem”. Zupełnie bez związku z całą sprawą przypomniało mi się, jak (między innymi) Błaszczak i Mastalerek pompowali balon wizerunkowy Prezydenta RP w trakcie kampanii wyborczej 2015 opowiadając o tym, że ich kandydat „zaprezentował format prezydencki”. Zapomnieli jedynie wspomnieć o tym, że w tym formacie prezydenckim chodzi o to, że kiedy będzie trzeba, to Pan Prezydent głośno powie, które zabawki są jego i że tylko on ma prawo się nimi bawić. I teraz sobie warto zadać pytanie: po cholerę Zjednoczona Prawica wymyśla jakieś argumenty z dupy, byle tylko nie zorganizować spędu RBN? Gdyby wszystko było w porządku (czyt. państwo Polskie dysponowałoby kompletem informacji/analiz/prognoz odnoszących się do tego, co się dzieje na Bliskim Wschodzie), to RBN zwołanoby choćby po to, żeby się opozycja wreszcie odpierdoliła. I niech to wystarczy za pointę.
Przyznam się szczerze, że kiedy z rządu wywalano Tommy'ego Wiseau dyplomacji (aka Witold Waszczykowski) zastanawiałem się nad tym, czy Zjednoczona Prawica da radę zastąpić go człowiekiem podobnego formatu. Czas pokazał, że Czaputowicz okazał się nieco mniej spektakularny od Waszczykowskiego, ale za to dobrał sobie wiceminsitra, od którego Waszczykowski mógłby się uczyć bycia Waszczykowskim. Pan Szymon postanowił przy pomocy Twittera złożyć kondolencje rodzinom ofiar katastrofy Boeinga (wtedy jeszcze nie było wiadomo, że doszło do zestrzelenia samolotu) i zrobił to w wielkim stylu: „Składamy kondolencje wszystkim rodzinom ofiar katastrofy samolotu pasażerskiego w Iranie. Wśród ofiar nie ma Polaków.”. Moim skromnym zdaniem, bardziej spektakularne od tego, że Pan Szymon tego ćwita napisał, jest to, że go nie usunął. No, ale to dygresja tylko. Jeden z internautów zauważył, że przecież limit znaków w ćwicie nie został wyczerpany i można by było tam coś jeszcze dodać. Co prawda, nie jestem wiceministrem Spraw Zagranicznych, ale wydaje mi się, że warto by było do takiego ćwita dodać jeszcze „Sprzedam Opla”.
W drugiej połowie grudnia prezydent Rosji w trakcie corocznego spotkania z dziennikarzami oznajmił, że Polska jest współodpowiedzialna za wybuch drugiej wojny światowej. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że tego rodzaju narracje strona rosyjska produkuje od pewnego czasu. Pierwsze trzy przykłady z brzegu: (01.09.2009) „ZSRR był ostatnim krajem, który zawarł pakt z hitlerowskimi Niemcami. Pierwszym była Polska w 1934 roku - oświadczył emerytowany generał rosyjskiego wywiadu Lew Sockow, prezentując zbiór dokumentów z lat 1935-45 zatytułowany "Sekrety polskiej polityki"”. Of korz, w tym pakcie miało chodzić o to, żeby się zasadzić wspólnie na ZSRR/etc./etc., a poza tym Polska nie chciała europejskiej koalicji antyhitlerowskiej/etc./etc. Zabawnym znajduje to, że wyżej wymieniony generał przyznał, że jeżeli chodzi o dokumenty, to Służba Wywiadu Zagranicznego Rosji nie dysponuje oryginałami tych dokumentów. W 2015 roku rosyjski Ambasador, Siergiej Anderiejew, powiedział, że: „Polityka Polski doprowadziła do tej katastrofy we wrześniu 1939 roku, bo w ciągu lat 30. XX wieku Polska przez swoją politykę wielokrotnie blokowała zbudowanie koalicji przeciwko Niemcom hitlerowskim. Częściowo Polska była więc odpowiedzialna za tę katastrofę, do której doszło we wrześniu”. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że ambasador został wezwany na dywanik przez polskie MSZ i wycofał się ze swoich słów (szefem MSZ był wtedy Grzegorz Schetyna). (26-02-2017): „Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej umieściło na swojej oficjalnej stronie internetowej tekst, w którym odpowiedzialnością za rozpętanie II wojny światowej obarczono Polskę.”. (02-09-2019) Stacja „Rasija24” emituje spot, w którym stoi, że: „W ostatnim czasie Polska nazywa siebie główną ofiarą II Wojny Światowej. Ale czy nie było tak, że to napastnik rozpoczął wojnę, ale się przeliczył?” Tego jest w cholerę po prostu. Problem w tym, że do tej pory tego rodzaju bzdury produkowano na „niższym szczeblu”. O ile mnie pamięć nie myli, to nie zdarzyło się jeszcze, żeby podobną wrzutkę zaserwował prezydent Federacji Rosyjskiej. Niestety, sprawa nie skończyła się na pojedynczej wrzutce, albowiem: „Rosja chce złożyć w Radzie Europy projekt rezolucji potępiającej Polskę za "próbę sfałszowania prawdy historycznej"”. Tą próbą sfałszowania prawdy historycznej była: „przyjętą przez polski Sejm uchwała sprzeciwiającą się "fałszowaniu historii" dotyczącej udziału Polski w II wojnie światowej przez rosyjskich polityków.” Jeżeli mam być szczery, to: kurwa, grubo. Gdybym miał sobie pogdybać, to bym napisał, że o ile wcześniej Rosji chodziło po prostu o to, żeby trochę powkurwiać polskich polityków (bo raczej nikt nie miał tam złudzeń odnośnie tego, jakie będą reakcje), to tym razem może chodzić o coś innego. O sprawdzenie, czy polska polityka zagraniczna (która ogranicza się do wkurwiania wszystkich dookoła) przynosi jakieś wymierne efekty. Rosja zastrzegła, że rezolucja zostanie zgłoszona, jeżeli Rosja będzie miała pewność, że przejdzie, tak więc pewnie nie zostanie ona zgłoszona. Niemniej jednak zakulisowe rozmowy na jej temat będą prowadzone. Kwestią otwartą jest to, czy któreś państwo byłoby na tyle wkurwione, żeby poprzeć ewidentną ściemę historyczną. Przyznam się szczerze, że choć Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia opowiadała o odbudowywaniu bezpieczeństwa, to jakoś się, kurwa, mało bezpiecznie czuje, mam bowiem niejasne przeczucie, że politycy Zjednoczonej Prawicy do tego, co robi Putin podchodzą tak samo, jak do tego co dzieje się w Iranie. O ile w tym drugim przypadku „gdzieś tam lecą rakiety”, to w tym pierwszym „gdzieś tam, ktoś sobie coś mówi”.
Ostatnią kwestią, nad którą będę się pastwił w niniejszym Przeglądzie, będzie kolejny gigantyczny fuckup polskiej polityki zagranicznej. 23 stycznia w Jerozolimie odbędą się obchody 75 rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Na obchodach zabraknie Prezydenta RP: „Nie widzę powodu, dlaczego podczas uroczystości miałby wystąpić prezydent Rosji, Niemiec, Francji, przedstawiciele Wielkiej Brytanii i USA, a nie mógłby się wypowiedzieć prezydent RP”. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że jest to jedna z niewielu decyzji Prezydenta RP, która jest decyzją słuszną. Czemu więc napisałem, że to gigantyczny fuckup? Dlatego, że w ogóle doszło do sytuacji, w której organizatorzy (celowo, co do tego nie można mieć najmniejszych wątpliwości) dali Prezydentowi RP bana na wystąpienie. Jedną z przyczyn, dla których do tego doszło, była zapewne ustawa o IPN. Wiecie, ta, o której Patryk Jaki (współautor tejże ustawy) opowiadał, że: „jest napisana naprawdę dobrze”. Opowiadając o niej Jaki mówił również, że: „Żebyśmy długofalowo mogli wygrać tę politykę historyczną i informacyjną, potrzebny jest szereg działań. Przyjęcie prawa jest tylko jednym z wielu elementów wielkoformatowej, pełnowymiarowej polityki państwa, ale kiedyś trzeba zacząć – powiedział.” . Ustawa była tak dobrze napisana, że wywołała kryzys dyplomatyczny z Izraelem i USA. Po kilku miesiącach kotłowaniny Zjednoczona Prawica znowelizowała tę „napisaną naprawdę dobrze ustawę”. O ile po nowelizacji USA uznało całą sprawę za niebyła (tzn. przestano nas w tym temacie opierdalać), to Izrael jest najwyraźniej nadal srogo wkurwiony. Ciekawym, czy Patryk Jaki uznałby pozbawienie Prezydenta RP możliwości przemawiania na tych obchodach, za kolejny etap „wygrywania polityki historycznej i informacyjnej”. No dobrze, Izrael jest na nas nadal wkurwiony, czy z tego wynikało, że nic się nie dało zrobić? Niezupełnie. Gdyby Polska potrafiła w soft power, to kraje biorące udział w tej konferencji mogłyby się za Polską wstawić (nie chodzi mi tu, rzecz jasna, o Rosję). Gdyby soft power nie wystarczył, to można by było w trakcie zakulisowych rozmów poprosić inne kraje o wywarcie presji na Izrael. Tylko, że jak się jest Zjedoczoną Prawicą, która poprzez dyplomację rozumie napierdalanie wszystkich dookoła kijem baseballowym, to o soft power można zapomnieć. Tak samo, jak o tym, że kilka krajów się wychyli i poprze Polskę w konflikcie z Izraelem, który wielokrotnie udowodnił, że potrafi srogo przypierdolić. Co zrozumiałe, politycy Zjednoczonej Prawicy i rządowi mediaworkerzy starają się budować własną narrację, z której wynika, że: „To nie jest kompromitacja Polski, tylko kompromitacja organizatorów, w tym proputinowskiego magnata Mosze Kantora, którego pieniądze stoją za całym przedsięwzięciem.” (autorem tych słów jest Marcin Makowski, jeden z pluszaków Zjednoczonej Prawicy). Ciekawi mnie to, czy Marcin Makowski wierzy w tę narrację. Tzn. serio, ja rozumiem, że ma taką, a nie inną pracę, ale nawet on powinien zrozumieć, że to jest porażka polskiej dyplomacji, która w ogóle dopuściła do sytuacji, w której nikt nie chce słuchać tego, co ma do powiedzenia Prezydent RP. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że wiele kosztowało mnie powstrzymanie się od żartów na temat tego, że biorąc pod rozwagę dotychczasowe wystąpienia Prezydenta RP, pozbawienie go prawa do wystąpienia było aktem łaski dla niego samego i dla Polski.
Z racji tego, że powyższy Przegląd zdominowała polska polityka zagraniczna (a raczej jej brak) wszystkie inne tematy musiałem „przesunąć” do następnego (co za tym idzie, notka o transformacji też się trochę przesunie). Jeżeli zaś chodzi o kolejny Przegląd, to będzie w nim między innymi o fuckupach z głosowaniami (zarówno po stronie Zjednoczonej Prawicy, jak i opozycji), o wyborach prezydenckich i o medialnym harcownictwie, przy pomocy którego Zjednoczona Prawica sprawdza, jak suweren zareagowałby na zwiększenie centralizacji władzy.
Źródła:
https://polskieradio24.pl/5/1223/Artykul/2431527,Iran-w-calosci-wycofal-sie-z-porozumienia-nuklearnego
https://twitter.com/CNNPolitics/status/1215697662210605056?
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114881,25585894,nie-tylko-kasem-sulejmani-donald-trump-planowal-zabic-takze.html
Thomas E. Ricks „Fiasko. Amerykańska awantura wojenna w Iraku 2003-2005”
Jean Edward Smith „Bush”
Jeżeli zaś ktoś chciałby poczytać coś na temat Iranu i tego, jak Zachód nie umie w to co się dzieje w Iranie, to polecam „Demokrację Ajatollahów” jegomościa, który się zwie Hooman Majd
https://twitter.com/AndrzejDuda/status/1213137257810583553
https://twitter.com/StrefaStarcia/status/1213928771671207936
https://wpolityce.pl/polityka/481105-fake-news-po-slowach-czaputowicza
https://twitter.com/AndrzejDuda/status/1215277702506303489
https://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1447625,rada-bezpieczenstwa-narodowego-tomasz-gordzki-koalicja-obywatelska.html
https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2020-01-07/lewica-chce-zwolania-rady-bezpieczenstwa-narodowego-jest-wniosek-do-prezydenta/
https://www.newsweek.pl/swiat/rosja-polska-czesciowo-winna-wybuchu-ii-wojny-swiatowej/mkbz1t7
https://www.polskieradio24.pl/5/3/Artykul/1516534,Ambasador-Rosji-na-dywaniku-w-MSZ-Grzegorz-Schetyna-to-konczy-sprawe
https://www.rp.pl/Konflikt-Polska-Izrael/306279921-PiS-w-kilka-godzin-znowelizowal-ustawe-o-IPN.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz