Przeciwnikom prawa do aborcji udało
się przez bardzo długi czas narzucać swoją narrację w debacie
„aborcyjnej”. Jak wyglądała narracja? Przykładowo, ich
zdaniem, kobieta nie powinna mieć prawa do terminacji ciąży, w
przypadku stwierdzenia nieodwracalnego uszkodzenia płodu – bo
przez to zabija się dzieci z zespołem downa! Rzecz jasna, wszystkie
teksty w tym temacie opatrzone były zdjęciami uśmiechniętych
dzieci z zespołem downa. Cała ta narracja zawaliła się z hukiem
przy okazji sprawy prof. Chazana.
Sumienie i umiejętności prof.
Chazana
Profesor Chazan
stał się niedawno bohaterem przeciwników prawa wyboru. Nie musiał się
specjalnie starać. Wystarczyło, że złamał prawo (prof. Chazan uznał, że jego sumienie
jest ważniejsze od obowiązującego w Polsce prawa). „Bohaterstwo”
Chazana sławili wszyscy katoliccy celebryci (z redaktorem
Terlikowskim na czele). Owi celebryci byli profesorem tak bardzo
zachwyceni, że nie zwrócili uwagi na jeden drobny szczegół.
Sprawa Chazana kłóci się z ich własną narracją. Tak się bowiem
złożyło, że wadą płodu, którą wykryto
nie był zespół downa, tylko wada letalna. Tym samym –
sławiąc swojego bohatera - przeciwnicy aborcji pokazali to, jak
bardzo manipulowali faktami,
zasłaniając się zdjęciami uśmiechniętych dzieci.
Warto w tym miejscu przypomnieć kilka
wypowiedzi profesora Chazana, które to wypowiedzi zostały
momentalnie podchwycone przez przeciwników prawa wyboru. Warto
je przytoczyć – bo
pokazują to, że profesor Chazan najprawdopodobniej nie potrafi
postawić trafnej diagnozy.
Na początku swojego wystąpienia
dyrektor Szpitala Świętej Rodziny zdementował medialne informacje,
jakoby dziecko pacjentki, której odmówił wykonania aborcji, nie
miało czaszki. Mówił, że dziecko kobiety opisywanej
przez media może żyć długo, są propozycje operacji i rokowania
nie są złe.
Podziękował też dwom
innym dyrektorom warszawskich instytucji, którzy podobnie oceniając
stan zdrowia dziecka, również odmówili aborcji.
Nie
wiem na jakich przesłankach prof. Chazan oparł swoją diagnozę o
tym, że „rokowania są dobre”, ale wydaje mi się, że nie miały
one nic wspólnego z rzeczywistością. Rzeczywistość
wygląda bowiem nieco mniej optymistycznie. Wg
diagnozy postawionej przez prof. Dębskiego (już po cesarskim cięciu
– urodzenie dziecka siłami natury było niemożliwe
ze
względu na wrodzone wady) dziecko, które „ocalił” idol
przeciwników aborcji,
przeżyje
maksymalnie 2 miesiące (zdjęcia deformacji, z którymi się
urodziło, były tak drastyczne, że media nie odważyły się ich
pokazać – co rzecz jasna nie przeszkodziło redaktorowi
Terlikowskiemu w napisaniu, że to na pewno piękny człowiek jest).
Sam opis jest na tyle drastyczny, że nie będę go przytaczał
(jeśli ktoś chce poczytać – linki do artykułów wrzucę w
źródłach).
(Update – dziecko „ocalone” przez prof. Chazana zmarło po 10
dniach od urodzenia. Chciałbym poznać nazwiska tych dwóch dyrektorów, którzy,
podobnie jak Chazan, nie potrafili postawić trafnej diagnozy).
I gdzie jest teraz profesor Chazan ze swoimi dobrymi rokowaniami i
propozycjami operacji? Gdzie są ci, którzy jego słowa powtarzali i
doszukiwali się „manipulacji medialnych”? Zamilkli jakoś.
Rzecz jasna nie wszyscy.
Dążenie do prawdy
Chyba każdy kojarzy obwoźny horror-show, którym epatują od pewnego czasu przeciwnicy prawa wyboru. Chodzi mi, rzecz jasna, o ich wystawy, które „pokazują prawdę o aborcji”. Owe wystawy to wielkie plakaty, na których widnieją pokawałkowane płody. Epatowanie krwią i wnętrznościami obrońcy zygot nazywają „pokazywaniem prawdy o aborcji”. Co za tym idzie, każdy, kto powie cokolwiek złego na temat tejże „wystawy” z miejsca otrzymuje łatkę „mordercy nienarodzonych” względnie, osoby która „nie chce widzieć prawdy o aborcji!”. Reasumując – ów obwoźny horror-show ma służyć pokazywaniu prawdy. W kontekście powyższego, decyzja prof. Dębskiego (o tym, żeby pokazać ludziom zdjęcia ukazujące stopień deformacji dziecka „ocalonego” przez Chazana) powinna spotkać się z ciepłym przyjęciem po stronie przeciwników aborcji. Przecież takie zdjęcia to nic innego jak pokazywanie prawdy o tym, jak wyglądają wrodzone wady letalne. A jak było w rzeczywistości? W rzeczywistości – przeciwnicy aborcji totalnie spanikowali.
Histeria redaktora Terlikowskiego
Człowiekiem, który przestraszył się zdjęć najbardziej był
redaktor Terlikowski. Popełnił w tym temacie co najmniej dwa
teksty. I jeśli miałbym wskazać coś, co w tych tekstach dominuje,
tym czymś byłaby histeria.
„Pomysł, by lekarz
przynosił do studia telewizyjnego zdjęcia swojego
pacjenta (a dziecko urodzone w szpitalu jest pacjentem tej placówki)
i pokazywał je w celu przekonania, że pacjent ten powinien być
uprzednio zabity jest skandaliczny. I to nie tylko
dlatego, że ta metoda odsyła nas do propagandy nazistowskiej(...)”
Obrzydliwa depersonalizacja i
dehumanizacja –
tak najkrócej ocenić można to, co dzieje się obecnie wokół
maleństwa narodzonego w jednym z warszawskim szpitalu.
Ciekawe, czy Ministerstwo Zdrowia
wyśle teraz do szpitala na Bielanach komisję, która zbada czy
przypadkiem nie naruszono praw dziecka, które tam się
narodziło?
Podsumujmy te fragmenty. Zdaniem redaktora T., prof. Dębski złamał
prawo – bowiem przyniósł do studia TVN zdjęcia dziecka, które
„ocalił” prof. Chazan. Tomasz Terlikowski nie ma wątpliwości
co do tego, że takie zachowanie jest nieetyczne i że profesorem
Dębskim powinny się zająć odpowiednie instytucje (w tekście
wymienia między innymi sąd lekarski). Zdaniem redaktora
Terlikowskiego – wykonywanie takich zdjęć i upublicznianie ich,
jest łamaniem praw pacjenta.
W tym miejscu należy sobie zadać pytanie. Dlaczego Tomasz
Terlikowski z taką samą zajadłością nie domagał się
rozliczenia prof. Chazana?
Źródło: onet.pl |
Źródło: wp.pl |
Tymi zdjęciami niektóre media okraszają artykuły o prof.
Chazanie. Przecież to jest „obrzydliwa depersonalizacja i
dehumanizacja”, przecież to jest „łamanie praw dziecka”,
przecież to jest „upublicznianie zdjęć swoich pacjentów”.
Czemu więc redaktor Terlikowski nie protestuje? Bo z dziećmi na
zdjęciach wszystko jest w porządku. Bo takie zdjęcia – piękne i
estetyczne- nie kłócą się w żaden sposób z narracją budowaną
przez przeciwników aborcji. Natomiast zdjęcia obrazujące wrodzone
wady letalne – delikatnie rzecz ujmując- nieco się z tą
narracją kłócą. I dlatego też (według optyki przeciwników aborcji)
profesorowi Chazanowi wolno się lansować przy inkubatorach (i nie
jest to łamanie praw pacjenta), natomiast prof. Dębski „złamał
prawo”.
Różowe bobaski i ich prawo do życia
W
sukurs Terlikowskiemu i Chazanowi przyszła redaktorka Frondy Marta
Brzezińska- Waleszczyk.
Prof. Dębski przynosi do TVN24 zdjęcie dziecka, którego nie zabił prof. Chazan. Czy tylko piękne,różowe bobaski mają prawo do życia?
Na
szczególną uwagę zasługuje fakt, że redaktorka Frondy
sprowadziła wszystko (zgodnie z doktryną obowiązującą
przeciwników prawa do aborcji) do kwestii estetycznych. Tzn dziecko
może i nie jest najpiękniejsze, ale ma prawo do życia! Nie, nie
ma. Owo prawo do życia odebrały temu dziecku wrodzone wady letalne.
Cały
problem wad letalnych, prawa do terminacji ciąży – został przez
autorkę (za sprawą jednego zdania) sprowadzony do kwestii
estetycznych. Innymi
słowy – źli „aborterzy” chcą zabić dziecko, bo „brzydko
wygląda”. A wszystko przez to, że zdjęcia, które prof. Dębski
przyniósł do studia,
kłócą
się z narracją przeciwników prawa do aborcji. A narrację tę
można zobaczyć obserwując fanpejdże/strony antyaborcyjne. Różowe,
piękne bobaski, uśmiechnięte dzieci z zespołem downa, albo (w ramach kontrastu)
horror-show w postaci pokawałkowanych płodów. Od czasu do czasu
zdarzy się wywiad lub filmik opisujący sytuację, w której kobieta
zdecydowała się na urodzenie dziecka z wadami letalnymi, etc. –
ale tego rodzaju artykuły prawie nigdy nie są opatrzone zdjęciami,
które mogłyby źle wpłynąć na czytelnika.
Efektem takiej propagandy są wypowiedzi polityków, którzy domagali
się odebrania kobietom prawa do terminacji ciąży w przypadku
stwierdzenia nieodwracalnego uszkodzenia płodu (projekt Solidarnej
Polski). Zbigniew Ziobro powiedział, że zbyt duży dostęp do
aborcji przełoży się na mniej medali na paraolimpiadzie. Z kolei
Beata Kempa stwierdziła, że aborcji powinno się zakazać, bo
ludzie niepełnosprawni doskonale sobie radzą w życiu i zdobywają
medale na paraolimpiadzie (Anna Dryjańska odparła, że płód z
bezmózgowiem medalu nie zdobędzie, ale Beata Kempa nie odniosła
się nawet do tego argumentu). Chciałbym w tym momencie zapytać
Zbigniewa Ziobrę i Beatę Kempę o to, ile (ich zdaniem) medali zdobędzie dziecko
„ocalone” przez prof. Chazana?
W
przypadku „różowych bobasów” mamy do czynienia z nieco inną
argumentacją. Autorka pisze, że ok, może i dziecko nie jest
najpiękniejsze (tzn. nie wprost – bo za to by się na nią obraził
Terlikowski), ale ma prawo do życia! Tak, jakby decyzja o
przeprowadzeniu terminacji ciąży
została
przez kobietę podjęta dlatego, że dziecko będzie „brzydko
wyglądać”. Ta sama argumentacja sprowadziła profesora Dębskiego
do roli sadysty, który chciałby zamordować dziecko dlatego, że
nie było piękne. I znowuż – zero wzmianki na temat tego, co na
zdjęciach, zero wzmianki na temat opisu tego, jak dziecko „ocalone”
przez prof. Chazana wygląda. Jakoś mnie to specjalnie nie dziwi.
Redaktorzy Frondy wiedzą, że jeszcze nieraz im przyjdzie „bronić
życia poczętego” - toteż nie mogą sobie pozwolić nawet na
parafrazę słów prof. Dębskiego. Ktoś jeszcze mógłby to sobie
zapisać i cytować ich słowa przy okazji kolejnych tekstów (ich
autorstwa), które opatrzą zdjęciami różowych, pięknych bobasów,
względnie uśmiechniętych dzieci z zespołem downa.
Ten straszny profesor Dębski
Zastanawiam
się nad tym, czy „obrońcy zygot” zdają sobie sprawę z tego,
że jedynym powodem, dla którego prof. Dębski przyniósł do studia
zdjęcia dziecka „ocalonego” przez prof. Chazana
– było zachowanie
tychże obrońców zygot (i ich retoryka). Przy okazji ostatniego
głosowania nad zaostrzeniem prawa aborcyjnego, w jednej z telewizji,
toczyła się ciekawa dyskusja.
Tzn. była ciekawa o tyle, że zaproszono do niej dwóch lekarzy (zazwyczaj zaprasza się do nich samych polityków, którzy nie bardzo wiedzą o czym mają dyskutować, ale wiedzą jak powinni się wyzywać).
Jednym
z nich był profesor Dębski, drugim Bolesław Piecha. W trakcie
dyskusji prof. Dębski powiedział, że to nie jest tak, że te
kobiety (które decydują się na terminację ciąży w przypadku stwierdzenia wad letalnych/etc) nie chciały
mieć dziecka- one chciały mieć dziecko, ale nagle okazało się,
że wyczekiwany potomek posiada wadę letalną/etc. Słychać było,
że profesor, wypowiadając te słowa, zirytował się sugestią, że
kobiety dokonują terminacji ciąży,
bo
po prostu nie chcą mieć dziecka, a to jest dla nich furtka.
Przy okazji sprawy prof. Chazana – prof. Dębski dyskutował z
małżonką Tomasza Terlikowskiego. W pewnym momencie widać było,
że profesor znowu się zirytował (trafiony kolejnym komunałem
Małgorzaty Terlikowskiej) i powiedział wprost „pani nie widziała
tej pacjentki”. Odpowiedź Małgorzaty Terlikowskiej sprawiła, że
wyłączyłem program – bo nie byłem w stanie go oglądać. „Nie
widziałam, ale ja jestem etykiem”- innymi słowy „nie znam się,
to się wypowiem”.
Domyślam
się, że prof. Dębski zerkał od czasu do czasu na to, co z siebie
wydalają redaktorzy, którzy bronią „życia poczętego”, i że
musiał go w pewnym momencie trafić szlag. Prof. Dębski jest
specjalistą wysokiej klasy i jako taki, musiał się napatrzyć na
różne sytuacje. Sam o sobie powiedział, że jest z pacjentką na
dobre i na złe. Domyślam się, że z racji swojego wykształcenia –
musiał nie raz i nie dwa oglądać to, jak natura potrafi obejść
się z płodem. Jakiś czas temu podrzucono mi link do galerii
zdjęć zrobionych w muzeum, przy jakiejś
amsterdamskiej uczelni medycznej (nie pomnę nazwy). Co było na tych
zdjęciach? Zatopione w formalinie (najprawdopodobniej formalinie)
płody. Płody, które miały bardzo różne wady wrodzone. W
przypadku niektórych z nich – gdybym nie wiedział na co patrzę –
nie domyśliłbym się tego. Stopień deformacji był tak olbrzymi,
że owo „dziecko poczęte” wyglądało jak zlepek różnych
organów. Niektóre z tych płodów W OGÓLE (caps lock użyty
celowo) nie przypominały istot ludzkich. Zapewne redaktor
Terlikowski nadal twierdziłby, że to „chciane i kochane przez
Boga dzieci”, ale przeciętny Kowalski, któremu indoktrynacja
„obrońców życia poczętego” nie wyżarła mózgu – miałby
inne zdanie na ten temat.
I
właśnie dlatego prof. Dębski został zaatakowany. Dlatego, że
Terlikowski, prócz tego, że jest fanatykiem religijnym, jest też
cynicznym, wyrachowanym człowiekiem.
Człowiekiem, który wie, że może sobie mówić o „pięknie”
płodów z wadami letalnymi, ale przeciętny Kowalski tej
argumentacji nie zaakceptuje. Ponieważ
drastyczny opis dziecka „ocalonego” przez prof. Chazana obiegł
media – redaktor
Terlikowski wpadł w histerię i zaczął wypisywać bzdury. Histerię
wywołał fakt, że wraz z tym opisem – skończyła się era
przekłamywania rzeczywistości.
Teraz już nie będzie można wrzucać wszędzie zdjęć
uśmiechniętych, różowych bobasków, żeby pokazać jaka to
„aborcja jest zła”.
Na sam koniec chciałbym poczynić jedno spostrzeżenie. Gdyby
przeciwnicy prawa do aborcji nie manipulowali faktami i gdyby nie
kłamali (przeważnie w sposób ordynarny) - zdjęcia, które
przyniósł ze sobą do studia prof. Dębski (i opis dziecka
„ocalonego” przez prof. Chazana) przeszłyby bez echa.
Prawicowo-konserwatywna histeria, którą owe zdjęcia wywołały
pokazuje, że retoryka „obrońców życia poczętego” miała
bardzo niewiele wspólnego z prawdą.
Źródła:
Ja ci podrzuclaem tego linka z Muzeum Vrolik
OdpowiedzUsuńhttp://imgur.com/a/Wbd6x
Inna sprawa, przestan tytulowac terlika redaktor, to jest NADPAPIEZ
Thx za dopodrzucenie :)
UsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń