Tak na wstępie chciałbym was lojalnie uprzedzić, że mam tyle materiału wsadowego (chodzi o mnogość wątków), że nie wiem ile mi z tego wyjdzie Przeglądów, tak więc może być tak, że będą dwa w bardzo krótkim odstępie.
Zacznę od obrazy uczuć religijnych, do której doszło bardzo niedawno temu, gdy posłanka Magda Biejat powiedziała, że ona w 2010 i 2015 oddała w wyborach prezydenckich głosy nieważne. Powiedzieć, że hoolsi Platformy Obywatelskiej się zagotowali, to nic nie powiedzieć. Momentalnie posłankę obarczono winą za wszystko to, co po 2015 roku zrobiła Zjednoczona Prawica (łącznie z przypisaniem jej winy za śmierć Izabeli z Pszczyny), no bo, rzecz jasna, winę za to, że Komorowski nie wygrał (co jest o tyle ciekawe, że w 2010 chyba jednak wygrał, prawda?) ponosi, nie kto inny, a posłanka Biejat.
Nie bardzo wiedziałem od czego zacząć pastwienie się nad tymi narracjami, ale ostatecznie zdecydowałem, że zainauguruję owo pastwienie się od bardzo pięknego hasła, którym jest „racjonalizacja”. Prawda jest bowiem taka, że Komorowski wybory przegrał dlatego, że Platforma Obywatelska nie przejmowała się takimi drobnostkami, jak kampania wyborcza i została po prostu rozmontowana przez sztab kandydata Zjednoczonej Prawicy. Niemniej jednak, żeby w pełni docenić działania PO, trzeba cofnąć się do roku 2010, w którym to Jarosław Kaczyński usiłował na trumnie brata wjechać do pałacu prezydenckiego. Dawno, dawno temu czytałem sobie książkę, która była wywiadem rzeką z Januszem Palikotem (jestem prawie pewny, że już kiedyś o tym wspominałem, w którymś ze swoich Głośnych Tekstów). W książce poruszony został temat wyborów prezydenckich 2010. Palikot twierdzi, że Komorowski został wystawiony po to, żeby przegrał wybory i żeby PO miało paliwo do wyborów 2011 (no patrzcie, my tu chcemy robić to i tamto, a ten niedobry Kaczyński nam wetuje wszystko). Zdaję sobie sprawę z tego, że z wiarygodnością u Palikota to bardzo różnie bywało, ale jeżeli sobie człowiek przypomni to, jak wyglądała kampania Komorowskiego w 2010, to nagle słowa Palikota nabierają sensu. Otóż, Komorowski zaliczał w kampanii wpadkę za wpadką. Swoją drogą, wpadki zaliczał na długo przed kampanią, bo np. w 2009 Komorowski opowiadał, że wizytował duński okręt wojenny i tam w marynarce wojennej służą kobiety, ale te kobiety to takie nie za ładne są, bo to kaszaloty (potem chyba nawet nie chciał przeprosić za te słowa, bo twierdził, że „jest facetem” [nie, nie mam pojęcia w jaki sposób miałoby go to tłumaczyć]). Nikt z PO nie wiedział, kogo wystawiają w wyborach. Cała kampania 2010 (a potem cała kadencja) upłynęła pod znakiem tego, że Komorowski nie miał wyczucia w kwestii tego, co i kiedy można powiedzieć (oraz tego, czego nie powinno się mówić nigdy). Jako ciekawostkę podam, że jak się wtedy rozmawiało z młodymi ludźmi o wyborach, to bardzo często padała fraza „no głosowałem na tego wąsatego chama, bo co innego mogłem zrobić?”.
Potem zaś przyszedł rok 2015. Część ludzi może nie pamiętać tego, że po ogłoszeniu kandydata Zjednoczonej Prawicy, całkiem spore grono ludków zastanawiało się nad tym „czy to jest ten Duda z Solidarności?” Wyglądało to tak, jak gdyby PiS wymyślił sobie kandydata, którego porażka nie przyniesie zbyt wielu strat wizerunkowych, bo mało kto go utożsamia z PiSem. A potem zaczęła się kampania wyborcza i sztab Komorowskiego został zdemolowany przez działania sztabu Zjednoczonej Prawicy. Sztab Komorowskiego był tak bardzo nieprzygotowany do kampanii, że ich kandydat wykładał się na pytaniach, które nie powinny mu sprawiać problemu (a sprawiały i to olbrzymi, vide „zmień pracę, weź kredyt”). Znamienne było to, że gdy już nawet się coś temu sztabowi udało i np. Komorowski rozjechał kandydata PiSu w pierwszej debacie, to do drugiej przygotowano go dokładnie tak samo, jak do pierwszej i poszło mu wtedy znacznie gorzej (kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że dość głośno w trakcie kampanii zrobiło się o tym, że kandydatowi PiS doradzał autor książki „Pojedynek na słowa”).
Jeżeli ktoś bardzo chce szukać winnych tego, że Komorowski przegrał wybory w 2015, to niech ich szuka w szeregach PO, bo to tej formacji udała się nie byle jaka sztuka, albowiem pierwsze sondaże dawały Komorowskiemu poparcie rzędu 73%. Tak swoją drogą, ten konkretny sondaż był ciekawy, bo kandydat PiSu miał w nim 8% poparcia. Pokazuje to dobitnie, że na samym początku kandydat Zjednoczonej Prawicy był dla jej elektoratu praktycznie nierozpoznawalny. Jeżeli ktoś chce obwiniać za to te osoby, które oddały nieważne głosy, to droga wolna, ale jest to zaklinanie rzeczywistości.
Ja jestem w stanie zrozumieć osoby, które po prostu nie oddają głosu (albo oddają głos nieważny) w wyborach. W 2005 nie brałem udziału w wyborach prezydenckich, albowiem (eufemizując) nie do końca spodobało mi się to, w jaki sposób potraktowano Cimoszewicza (w źródłach będzie link do artykułu na ten temat). Pójdę o krok dalej i napiszę, że byłbym w stanie zrozumieć osoby, które nie chciały głosować w wyborach prezydenckich 2020, ale od razu dodam, że oceniając takie osoby, byłbym znacznie mniej wyrozumiały, bo choć mnie bardzo mierziło to, jak PO się miziało z Konfederacją, to jednak miałem świadomość tego, że druga kadencja dla prezydenta PiSu posłuży do domykania systemu (czy może lepiej „układu”), którego pomysłodawcą jest Jarosław Kaczyński.
Skoro temat obrazy uczuć religijnych mamy za sobą, można iść dalej. Wszyscy powinniśmy być wdzięczni za to, że istnieje ktoś taki, jak Krystyna Pawłowicz, bo dzięki tejże osobie widać wyraźnie, jakie PiS ma podejście do ustanawianego przez siebie prawa (tzn. kogo to prawo w opinii PiSowców powinno dotyczyć). Owszem, przykładów na to, „o co chodzi z tymi reformami” jest wiele, ale jednak Pawłowicz (jako jednostka wybitna) jest tu przykładem idealnym. Jakiś czas temu zrobiło się głośno w temacie tego, że Pawłowicz pozwała posła Trelę (napisał, że Pawłowicz bierze w łapę). Bardzo istotny jest kontekst, w jakim padły te słowa (aczkolwiek, niezależnie od kontekstu, jeżeli chodzi o kwestie prawne, to Trela będzie tu na straconej pozycji). Otóż, kontekst ten jest taki, że Pawłowicz jeszcze jako poseł (poseł, bo Pawłowicz nie lubi feminatywów) miała bardzo dużo do powiedzenia na temat Trybunału Konstytucyjnego i byłą gorącą zwolenniczką pełnej jawności w kwestii tego, ile taki sędzia ma pieniędzy/etc. Tak więc była zwolenniczką składania oświadczeń majątkowych przez sędziów (które to oświadczenia miały być publikowane).
Po jakimś czasie podejście Pawłowicz do tej jawności uległo zmianie. Czemu? Ano temu, że sama została sędzią Trybunału Przyłębskiego (niegdyś Trybunał Konstytucyjny). Jak sama potem tłumaczyła, że jest za jawnością, ale: "w wyjątkowych sytuacjach musi istnieć prawna możliwość niepublikowania oświadczenia szerokiej opinii publicznej". Jeżeli ktoś sobie pomyślał, że to chyba jest tak, że ona po prostu chce, żeby inni podlegali przepisom, które jej mają nie dotyczyć, bo to właśnie ona (i jej koledzy/koleżanki) jest w tej „wyjątkowej sytuacji”, to ktoś taki sobie dobrze pomyślał. Rzecz jasna, Pawłowicz nie publikuje tego oświadczenia i nikt nie jest w stanie jej do tego w żaden sposób skłonić. Gdybym był złośliwy, to bym się w tym miejscu zapytał, gdzie są ci wszyscy rządowi mediaworkerzy, którzy w trakcie walki PiSu z Sądem Najwyższym domagali się ujawnienia informacji o kartach płatniczych sędziów. To była głośna inba, bo najpierw zdecydowano, że tych informacji się nie ujawni, więc opiniomaty i rządowi influencerzy zaczęli tłumaczyć, że to pewnie dlatego, że tam jakieś grube wały odchodziły. Potem, gdy informacje opublikowano i wyszło na to, że wydano z nich jakieś grosze (poza wydatkami tzw. „biura gospodarczego”), rządowi influencerzy nie byli łaskawi przeprosić za swoje wypowiedzi.
Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, napiszę jedynie tyle, że cała ta sprawa z Pawłowicz wydaje mi się deczko, że tak to ujmę „dziwna” z bardzo prostej przyczyny. Pawłowicz była posłem i jako poseł musiała składać oświadczenia majątkowe (ostatnie jest na zakończenie kadencji w 2019). Gdyby nie to, że ona te oświadczenia publikowała uznałbym, że po prostu jej się nie chce ich publikować w ogóle (nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?). Tyle, że wygląda to trochę dziwnie w kontekście tego, że wcześniej jakoś te oświadczenia publikowała. Owszem, wtedy musiała, ale teraz też musi (a to utajnienie, to coś w rodzaju: panie Areczku, oświadczenia majątkowe to są dla opozycji, dla elit rządowych mamy wyjątkowe sytuacje i utajnianie wszystkiego, co się da). Choć nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, to ciekaw jestem, czy aby nie jest tak, że ta nagła niechęć do publikowania oświadczeń nie ma innych (niż tylko „równiejszyzm”) przyczyn i czy (na co zwracał uwagę Trela) nie wiąże się to z jakimiś zmianami w stanie posiadania Krystyny Pawłowicz. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Pawłowicz (ta sama, która obraziła się na Trelę za jego słowa) była łaskawa go zwyzywać. Konsekwencji za to jednak nie poniesie, bo co prawda Trela złożył zawiadomienie do prokuratury, ale koledzy i koleżanki z Trybunału Przyłębskiego nie wyrazili zgody na uchylenie Pawłowicz immunitetu. Rzecz jasna, ci sami ludzie, którzy oburzają się na Senat za to, że nie chce uchylić Grodzkiemu immunitetu, słowem się nie zająkną w temacie tego, że osoba o kondycji intelektualnej internetowego trolla, może wyzywać kogo tylko chce i włos jej z głowy nie spadnie, bo jej koleżeństwo na to nie pozwoli. Nie wiem, jak wy, ale ja już chyba wiem, o co chodziło z tą „Nadzwyczajną Kastą”, o której tyle PiS mówił. Niemniej jednak wydawało mi się, że oni przed tą kastą przestrzegali, a okazało się, że budowanie tej kasty to był kolejny element ich programu wyborczego (najwyraźniej znowu wystąpiły jakieś problemu natury komunikacyjnej).
Jeżeli zaś już jesteśmy przy temacie wymiaru sprawiedliwości, to teraz przejdziemy do tematu Wojciecha Roszkowskiego (autor pewnej książki, która [uwaga, suchar] okazała się sporym hitem]. Jego twórczość sprawiła, że został on pozwany (cała kupa ludzi złożyła się na to, żeby do tego doszło). Nie znam się na prawie i nie mam pojęcia, jak się skończy (w sensie prawnym) cała ta sprawa, tak więc skupię się na czymś innym. Pod koniec listopada Roszkowski (w sposób cokolwiek niezamierzony i przez to jeszcze bardziej zabawny) pozwolił sobie na skrytykowanie reformy autorstwa Ziobry. Ziobro (wspierany przez Zjednoczoną Prawicę) wprowadził zmiany w sposobie wybierania składów orzekających (czy jak to się tam fachowo nazywa). Wcześniej były one wybierane, teraz są losowane (za moment będzie jeszcze o tym losowaniu). I wszystko byłoby fajnie, tylko że Roszkowskiemu trafił się sędzia, za którym Roszkowski nie przepada. To się Roszkowskiemu bardzo nie spodobało i napisał był: „Mili Państwo! Spośród wszystkich sędziów w Polsce wylosowałem sędziego Żurka. Jakie jest prawdopodobieństwo takiego zdarzenia? (...)”.
Ciekaw jestem, czy Roszkowski zdaje sobie sprawę z tego, co tak właściwie napisał (biorąc pod rozwagę jego kondycję intelektualną, nie jest to takie pewne). Z jego (w zamierzeniu ironicznego) wpisu wynika bowiem, że ten nielubiany sędzia (albo jacyś bliżej niesprecyzowani „wrogowie” [pewnie chodzi o dzieciaki z in vitro]) w jakiś sposób wpłynął na system losowania i skończyło się ono tak, jak się skończyło. Nawiasem mówiąc, (zapewne również przypadkowo) Roszkowski się trochę wysypał w kwestii tego, jak jego zdaniem powinien wyglądać zreformowany wymiar sprawiedliwości. Powinien on bowiem wyglądać tak, żeby, po pierwsze, tego rodzaju wyniki losowań się nie zdarzały, a po drugie, żeby nie musiały się zdarzać (ze względu na to, że wszyscy sędziowie będą „ich”). Tak swoją drogą, Roszkowski mógł liczyć na to, że w jego przypadku losowanie „zachowa się jak trzeba”. Mógł na to liczyć, bo na pewno słyszał o tym, co wcześniej stało się z Krystyną Pawłowicz. A stało się to, że trzykrotnie wylosowała tego samego sędziego (w różnych sprawach).
Ja wiem, że takie trzykrotne wylosowanie sędziego byłoby możliwe nawet przy założeniu, że nikt nie grzebałby przy „maszynie losującej”. Tzn. byłoby to bardzo mało prawdopodobne, ale jednak możliwe. Niemniej jednak biorąc pod rozwagę fakt, że Pawłowicz poparła awans tego samego sędziego sprawia, że można mieć pewne wątpliwości odnośnie tego, czy tu faktycznie zadziałała jedynie matematyka. Warto w tym miejscu wspomnieć, że w momencie, w którym Pawłowicz ten awans „popierała”, toczyło się jedno z postępowań, w którym Pawłowicz była stroną, a orzekał w nim „trzykrotnie wylosowany”. Swoją drogą warto to ostatnie losowanie osadzić w kontekście. Wcześniej bowiem (cóż za przypadek) tak się złożyło, że ten sam sędzia dwukrotnie orzekał w sprawie Pawłowicz i dwukrotnie skończyło się to po jej myśli. Ale to nie wszystko. Trzecia sprawa (Nitras vs. Pawłowicz) miała się odbyć w Szczecinie, ale Pawłowicz zabiegała o przeniesienie jej do Warszawy, w której to Warszawie (tzn. w warszawskim sądzie) doszło do losowania, o wiadomym już wyniku.
W tym miejscu warto sobie zadać jedno pytanie: czemu o casusie Pawłowicz nie słyszymy za każdym razem, gdy któryś z polityków Zjednoczonej Prawicy opowiada o potrzebie reformy sprawiedliwości? Przecież tego rodzaju sytuacje wystarczyłoby nagłośnić i niech się Ziobro (razem z „autorami” algorytmu do losowania) tłumaczy, jak to możliwie, że trzykrotnie (w tym raz po przeniesieniu sprawy z innego miasta), można trafić na tego samego sędziego (i dodać kontekst, w postaci popierania awansu w trakcie toczącego się postępowania). Przecież ta sytuacja jest idealnym przykładem na to, o co chodzi w tej całej „reformie”. Zamiast opowiadać o łamaniu praworządności, można by było opowiedzieć o efektach dotychczasowych reform i zapytać, czy aby na pewno suweren chce, żeby tak to wyglądało. Niemówienie o takich sprawach kończy się tym, że za każdym razem, gdy jakiś sąd wyda decyzję nie po myśli naszych obecnych włodarzy, ci rozkręcają inbę pt. „usłużni sędziowie robią to, co im każe opozycja” i jeszcze głośniej się wydzierają o tym, że trzeba reformę wymiaru sprawiedliwości przeprowadzić. Ostatnio coś takiego można było zobaczyć przy okazji decyzji sądu, który przyznał (nieprawomocnie) Sikorskiemu pieniądze od Kaczyńskiego na pokrycie kosztów opublikowania przeprosin w serwisie Onet. Oczywiście, od razu się partyjne opiniomaty rozszczekały sie, że to skandal (kwota jest bardzo pokaźna, bo to ponad 700 tysi). Żaden z opiniomatów nie wspomniał o tym, że Kaczyński od 2020 olewa prawomocny wyrok. Robi to tylko i wyłącznie dlatego, że miał taki kaprys. Obstawiam, że to olewanie wyroku wzięło się po części stąd, że Kaczyński chciał sobie sprawę przeciągnąć aż do końca „reformy wymiaru sprawiedliwości” (bo pewnie jakaś część tej reformy dałaby mu narzędzia do tego, żeby mógł te niekorzystne wyroki [rzecz jasna wcześniejsze, bo potem takich wyroków już nie będzie] olewać zgodnie z prawem). Wróćmy jeszcze na moment do Roszkowskiego. Jeżeli mam być szczery, to wydaje mi się, że w jego przypadku było tak, że po prostu nie miał na tyle mocnych pleców, żeby komuś się chciało kombinować i stąd ten, a nie inny sędzia mu się trafił.
Zjednoczona Prawica z whataboutismu uczyniła sztukę. Ilekroć pojawia się jakakolwiek krytyka pod adresem partii rządzącej, tylekroć partia robi wrzutkę dotyczącą innego państwa. Ze względu na to, że teraz Zjednoczona Prawica jest skonfliktowana z KE, whataboutism działa 24/7. Tematów jest wiele, tak więc jest z czego wybierać, ale moim ulubionym jest wzmożenie partyjnych opiniomatów na temat tego, że gdzie jest Komisja Europejska, gdy trzeba ukarać Niemcy. Za co? Ano za to, że wybory do Bundestagu mają być częściowo powtórzone w Berlinie ze względu na nieprawidłowości (do których doszło ze względu na przeciążenie administracji [link w źródłach]). I w tym momencie całe na Zjednoczono Prawicowo wchodzą rządowe opiniomaty (najczęściej się na ten temat wypowiadają onuce z Solidarnej Polski [co mnie nie dziwi, bo to za ich sprawą teraz mamy konflikt z KE]). Co zrozumiałe, na pytania o to, „czemu KE miałaby karać Niemcy za coś z czym państwo sobie poradziło (tzn. ustalanie skali nieprawidłowości i ich przyczyn)?” żaden jeszcze nie odpowiedział. Odpowiadały za to pomniejsze konta agitacyjne.
Czasem lubię sobie z takim kontem podyskutować, żeby się dowiedzieć, jakie akurat narracje im tam rozsyłają. Mój adwersarz dyskusję zaczął od tego, że w sumie to nie wiadomo, jaka była skala tych nieprawidłowości, bo skoro tyle już teraz znaleźli, to co by było, gdyby „pogrzebać głębiej”. Odpowiedziałem, że ja to bym chciał, żeby ktoś pogrzebał przy wyborach w Polsce, bo gdy organizowane były „wybory kopertowe”, to jakoś tak się złożyło, że zamówiono 3 miliony kart do głosowania więcej, niż trzeba (wiem, że już o tym wspominałem wielokrotnie, ale: czemu nikt na ten temat nie mówi głośno? Przecież wiadomo po co zamówiono za dużo kart, więc tu nie trzeba by się jakoś specjalnie wysilać, żeby o tym opowiadać, prawda?). Konto agitacyjne odparło, że zrobiono to po to, żeby ich nie brakło. Gdy wspomniałem o tym, że wcześniej jakoś nigdy nie brakowało (zostawało ich pi razy oko 10 milionów, w zależności od frekwencji), konto zmieniło narrację i zaczęło tłumaczyć, że tu pewnie jakiś wałek poszedł, bo to zamówienie publiczne. Na moją sugestię, że jeżeli faktycznie tak było, to może lepiej wyjaśnić to, kto się dorobił na tym wałku, konto już nie odpowiedziało. Przyznam szczerze, że całkiem zabawnym znajduję próbę udowodnienia, że tam wcale nie było dużego wała (tzn. próby sfałszowania wyborów), bo mieliśmy do czynienia z typowym wałkiem (ktoś sobie chciał dorobić). Tak okołotematowo, to właśnie w trakcie takich dyskusji można spokojnie odróżnić jakieś konto agitacyjne od kogoś, kto po prostu chce się trochę pokłócić. W tym drugim przypadku (o ile nie dotyczy on jakiegoś konfiarza) chyba nigdy się nie zdarzy, żeby ktoś zaczął tłumaczyć, że no może i ten, kogo on broni, to jakiś wał zrobił, ale na pewno nie taki duży, o jakie się go podejrzewa. No, ale to dygresja tylko.
Wspomniałem wcześniej, że najczęściej na temat tego „co powinna robić KE” wypowiadają się opiniomaty z Solidarnej Polski. Nikogo to nie powinno dziwić, albowiem to właśnie tej ekipie zawdzięczamy zablokowanie środków z KPO. Swoją drogą, to jak bardzo Zbyszek i jego tresowane onuce trzęsą Zjednoczoną Prawicą pokazuje, jak bardzo w tej ekipie nie ma wiary w zwycięstwo w kolejnych wyborach. Gdyby PiS był pewien, że wybory wygra, to pewnie próbowano by zorganizować przedterminowe wybory (jakoś tak wątpię w to, że opozycja by ten pomysł blokowała), Zbyszek zostałby wywalony z koalicji, obarczony winą za okres błędów i wypaczeń i pewnie poszedłby po prośbie do Konfederacji, a PiS by sobie spokojnie ogarniał kampanię. Zamiast tego mamy uleganie Ziobrze, jak wrzodowi na wiadomej części ciała. Im większa jest w PiSie obawa przed utratą władzy w wyniku wyborów, tym większy wpływ na tę partię ma Zbyszek. Praktycznie żadnej reakcji w PiSie nie wywołuje to, że Ziobroidy opowiadają o tym, że (w uproszczeniu) obecny Premier RP to skończony frajer, który dał się ograć UE. Tej krytyki pod adresem nieudolnego rządu jest sporo, a PiS na to w żaden sposób nie reaguje (Terlecki czasem mówi, że w obozie Zjednoczonej Prawicy są różnice zdań i to by było w sumie na tyle). Nieśmiało przypominam, że w trakcie pierwszej kadencji za znacznie mniejsze przewiny można było pożegnać się ze stanowiskiem (przykładowo, za heheszki pod adresem TVP Info można było stracić fuchę w ministerstwie).
Skoro zaś już jesteśmy przy kwestii wyborów, to zastanawiam się nad tym, czy przypadkiem partia Ziobry nie zaczęła się jakoś po kryjomu dogadywać wstępnie z Konfederacją. To, że obie te partie biją się praktycznie o ten sam elektorat (walkę tę wygrywa Konfa, bo Solidarna Polska ma poparcie niewiele większe od Ziobry [taki tam sucharek]) jest oczywiste (vide szczucie na szczepienia, opowiadanie bredni o pandemii/etc.). Niemniej jednak, od pewnego momentu członkowie Solidarnej Polski jakoś tak inaczej się wypowiadają na temat Konfederacji. W 2019 mój ulubiony Doktor Chłopak z Biedniejszej Rodziny opublikował wpis na swoim FB, w którym to wpisie tłumaczył, że Konfedracja jest zła, bo się go czepia bez powodu/etc. Tenże sam DChzBR zapytany o to, czy „szanuje Konfederację a jej posłowie mogliby być koalicjantem PiSu w Zjednoczonej Prawicy” odpowiedział, że część posłów mogłaby być tym koalicjantem. W przysłowiowym międzyczasie zdarzało się Jakiemu pozytywnie wypowiadać na temat Konfy. Oczywiście nie jest to żaden niepodważalny dowód na to, że te dwie partie się próbują dogadać, ale wydaje mi się, że coś jednak jest na rzeczy. Ziobro musi być świadomy tego, że PiS mu się może odwdzięczyć za to, co teraz robi i np. za pięć dwunasta wywalić wszystkich jego ludzi z list, a reszcie (chodzi o obdarowanych stołkami na ten przykład) przedstawić ofertę nie do odrzucenia (albo działacie dla nas i wspieracie nas w wyborach, albo żegnacie się ze stołkami). Nie zdziwiłoby mnie więc to, gdyby ta narracyjna zmiana u Ziobroidów brała się stąd, że ta partia szuka sobie wyjścia awaryjnego. Ktoś może powiedzieć, no ale przecież dosłownie kilka linijek wcześniej sam napisałeś o tym, że Ziobro trzęsie koalicją, bo Kaczyński boi się wyborów. Tutaj nie ma żadnej sprzeczności. Kaczyński obawia się wyborów i nie chce ich przyspieszać (bo już raz je przyśpieszył i nie skończyło się to dobrze dla jego partii). Z drugiej jednak strony, wybory i tak się odbędą, a skoro już się mają odbyć, to można je wykorzystać do zwarcia szeregów i pozbycia się elementu wywrotowego. Można by było wtedy w trakcie kampanii zło świata całego zrzucić na Ziobrę (który to Ziobro zostałby w kampanii bez jakiegokolwiek wsparcia medialnego).
Ja bym już bardzo chciał zakończyć wątek Solidarnej Polski, ale jeszcze chwilę będziecie musieli się z Ziobroidami przemęczyć. Zjednoczona Prawica do perfekcji opanowała rozgrywanie każdej (eufemizując) nie do końca przemyślanej wypowiedzi polityków opozycji. Obstawiam, że każdy, kto miał styczność z rządowymi mediami, zetknął się z takim związkiem frazeologicznym jak „Doktryna Neumanna”. Gdyby jednak kogoś z was to ominęło, to tak w skrócie: Neumann (na spotkaniu z lokalnymi strukturami) powiedział, że jeżeli ktoś będzie z PO, to on będzie takiej osoby bronił i wspierał i „bronił jak niepodległości” niezależnie od tego, jakie problemy taka osoba będzie miała. Narracja, którą nietrudno było z tego zbudować wyglądała tak, że jeżeli ktokolwiek z PO będzie miał jakiekolwiek zarzuty (czy też będzie podejrzany o cokolwiek) i ktoś inny z PO będzie tej osoby bronił, to to jest właśnie doktryna Neumanna. Znamienne jest to, że opozycja pozwoliła na to, żeby taka narracja się przyjęła mimo tego, że prokuratura pod wodzą Ziobry taśmowo umarza postępowania, które mogłyby doprowadzić do tego, że ktoś ze Zjednoczonej Prawicy mógłby mieć zarzuty postawione. Tak, czasem komuś te zarzuty postawią, ale kluczowe w niniejszym zdaniu jest słowo „czasem”, to po pierwsze, a po drugie, znacznie więcej jest sytuacji, w których prokuratura nie dopatruje się znamion przestępstwa w tym czy innym czynie. Ja się przyznam, że jestem tak stary, że pamiętam, jak Zbyszek Ziobro opowiadał, że po przejęciu władzy po SLD trzeba będzie przyjrzeć się śledztwom, które były umorzone z przyczyn politycznych. Gwoli ścisłości, Ziobrze udało się wtedy przez jakiś czas utrzymywać wizerunek „szeryfa”, który będzie walczył z niesprawiedliwością (sporo ludzi się na to nabrało), no ale to kolejna dygresja.
Niemoc opozycji (w wymiarze komunikacyjnym) przejawia się w tym, że nikt jeszcze nie skontrował tej „doktryny Neumanna” jakąś inną doktryną. No wiecie, taką, która sprawia, że prokuratura działa tak, jak działa. Taką, dzięki której można wjechać autem w tłum ludzi (jak pewien pan z ABW), uciec z miejsca zdarzenia, a potem odpowiadać za „wykroczenie”. Chodzi o doktrynę, dzięki której można przejechać człowieka na przejściu dla pieszych (przejechać ze skutkiem śmiertelnym) i potem przez trzy lata nie mieć postawionych zarzutów. Wystarczy, że się jest kolegą Zbyszka. To właśnie ta sprawa mnie „trafiła” ostatnio, bo ją OKO.press opisało. Co ciekawe, sprawa była w Sejmie omawiana kiedyś, ale musiało mi to umknąć. Co się w sprawie „zadziało”? Ano postępowanie było przerzucane między prokuraturami (co jest pierwszym wyraźnym sygnałem, że coś jest nie tak), a poza tym, to prokuratura powołuje coraz to kolejnych biegłych. Nie trzeba być prawnikiem, żeby się zorientować, że obie te czynności mają na celu po pierwsze, przedłużenie całego postępowania, po drugie, trafienia na biegłego, który wyda „odpowiednią” ekspertyzę, a po trzecie, trafienie na prokuratora, który się potem podpisze pod umorzeniem (córka ofiary nie ma wątpliwości odnośnie tego, że sprawa zostanie umorzona). Ktoś może powiedzieć „no ale może są po prostu wątpliwości” i ja bym się mógł ewentualnie z tym zgodzić, ale nie da się wątpliwościami wytłumaczyć tego przerzucania postępowania z prokuratury do prokuratury. Dodajmy sobie do tego taką drobnostkę jak to, że gdy dziennikarze zadawali prokuratorom pytania, to byli po prostu ordynarnie spławiani.
Zwróćmy uwagę na to, że w przypadku ludzi powiązanych z władzami, postępowanie powinno być prowadzone tak, żeby nie mogło być do niego żadnych zastrzeżeń. Tutaj to wszystko prowadzone jest tak, że zastrzeżenia są, ale absolutnie nic z tego nie wynika. No bo co taki dziennikarz (albo córka ofiary) może zrobić? Nagłośnić sprawę? I co z tego, że sprawa zostanie nagłośniona, jeżeli postępowanie zostanie umorzone? O to właśnie chodzi w tej całej „reformie wymiaru sprawiedliwości”. Jeżeli Zjednoczonej Prawicy uda się przejąć kontrolę nad całym sądownictwem, to praca dziennikarzy będzie miała marginalne znaczenie. No bo cóż z tego, że jakaś sprawa zostanie opisana (o ile w ogóle zostanie, bo przecież następne w kolejce po sądach będą media), skoro primo, sprawę umorzy prokuratura, a jeżeli już się nie będzie dało umorzyć (no bo jednak suweren się nią zainteresuje za bardzo), to sąd wyda wyrok zgodnie z oczekiwaniami partii. Po takim wyroku po łapach oberwie dziennikarz (i medium, które poruszyło całą sprawę), bo partia będzie tłumaczyć, że skoro wyrok zapadł taki, a nie inny, to dziennikarz coś sobie musiał ubzdurać i pewnie jakaś zagranica mu za to zapłaciła, żeby rząd szkalował. I nie, to nie jest „fabrykowanie konsekwencji”, bo przecież to się już teraz dzieje. Z tą różnicą, że teraz się wszystko skupia na sędziach, bo jeżeli sąd wyda wyrok nie po myśli partii, to jazgot podnoszą rządowe opiniomaty i tłumaczą, że te sądy się teraz mszczą i dlatego jest potrzebna reforma. Bezczelność Zjednoczonej Prawicy jest zjawiskowa, bo oni praktycznie wprost mówią, że jak już te sądy zostaną „zreformowane”, to będą wydawać wyroki takie, jak trzeba. Nawiasem mówiąc, część betonowego elektoratu właśnie tego oczekuje. Ich nie obchodzi to, czy ktoś jest winny. Tzn. może inaczej, jeżeli Kaczyński mówi, że ktoś powinien siedzieć, to beton mu bezrefleksyjnie wierzy i oczekuje, że Kaczyński zrobi wszystko, żeby ci „którzy powinni siedzieć” poszli siedzieć.
Ostatnio bardzo głośno zrobiło się o Stuhrze, który prowadził w stanie nietrzeźwym i potrącił motocyklistę. Ileż uwagi poświęciły tej sprawie rządowe media? Nie chciałbym być źle zrozumiany: Stuhr spowodował kolizję drogową prowadząc „pod wpływem” i powinien za to odpowiedzieć. Jak myślicie, ile uwagi poświęciły te same media (i te same opiniomaty, które opowiadały o tym, że hurr durr Stuhrowi to na pewno włos z głowy nie spadnie za to, co zrobił) śmiertelnemu potrąceniu pieszej przez podwładnego Ziobry? Jeżeli waszą odpowiedzią było „Ziobro”, to mieliście rację. Cebulą (to już chyba drugą) na torcie jest bezczelność członków Solidarnej Polski, którzy płakali rzewnymi łzami „bo Kurdej Szatan umorzyli sprawę” i żaden z nich nie był łaskaw odnieść się do takiej drobnostki, jak to, że prokuratura ewidentnie chroni ich człowieka przed odpowiedzialnością karną (i to nie za zranienie uczuć Strażo-Granicznych, ale za potrącenie ze skutkiem śmiertelnym). No ale, to jest Solidarna Polska, tam się nie można znaleźć przez przypadek. Ciekawe, czy mają jakieś specjalne testy osobowościowe przed przyjęciem nowych członków.
Na sam koniec niniejszej ściany (no ok, „ścianki”) tekstu zostawiłem sobie kwestię Patriotów. Tak, chodzi o te, które Niemcy nam chcą (nadal, mimo starań rządu Zjednoczonej Prawicy) sprezentować. Dla każdego oczywiste jest to, że oferty w rodzaju „jak chcecie te Patrioty, to je bierzcie” się nie odrzuca. Dla każdego, kto nie jest członkiem Zjednoczonej Prawicy. Ja rozumiem, że działania Niemiec (w szczególności na początku wojny) były, eufemizując, „takie se”, ale tego, w jaki sposób rząd Zjednoczonej Prawicy zareagował na tę propozycję, nie da się wytłumaczyć inaczej, niż skrajnym oderwaniem „czynników decyzyjnych” od rzeczywistości. Czemu PiS chciał zrezygnować z tych Patriotów? Dlatego, że Prezes nie lubi Niemców. I tyle. Niestety, ta jego fobia wżarła się już we łby części członków PiSu (i funkcjonariuszy mediów rządowych). Mniej więcej w połowie listopada Niemcy zaproponowały, żeby samoloty Luftwaffe patrolowały niebo nad Polską. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn Twitter (jeszcze przed Elonizacją) pozmieniał algorytmy i tweety rządowych opiniomatów lądują mi na TL w ilościach hurtowych. Wystarczy, że ktoś, kogo obserwuje followuje jakiś rządowy opiniomat, żeby twórczość tego ostatniego wylądowała mi na TL. Z tego właśnie powodu mogłem się dowiedzieć, że jednemu z opiniomatów (aka Bogdan607, który to opiniomat zatrudniono w TVP Info) się ta propozycja nie spodobała. Ponieważ skomentowałem jego wpis, z odsieczą przybyły mu konta agitacyjne, które zaczęły mi tłumaczyć, że w sumie to nie ma różnicy między Niemcami, a Rosją.
Gdy zapytałem, czemu więc wojska USA stacjonują w bazie Rammstein, dowiedziałem się, że to dlatego, żeby tych Niemców „pilnować”. Nie jestem specjalistą ds. wojskowości, ale wydaje mi się, że „pilnowanie” jakiegoś kraju, poprzez trzymanie na terenie tego kraju swojego własnego lotnictwa, jest cokolwiek ryzykowne. Gdy wspomniałem o tym, że ta konkretna baza powstała na początku zimnej wojny (żeby amerykańskie lotnictwo nie stacjonowało zbyt blisko, że tak to ujmę „żelaznej kurtyny”) propagandowe konto sobie poszło. Tak swoja drogą. O „argumentach”, których używają konta agitacyjne wspominam dlatego, że to nie są ich własne argumenty. Tego rodzaju opinie krążą wśród betonu partyjnego i ci ludzie są na serio przekonani, że między Niemcami a Rosjanami nie ma w tym momencie żadnych zasadniczych różnic. Te ich argumenty rezonują w bańkach informacyjnych i lasują głowy części społeczeństwa, żeby ta alergicznie reagowała na jakiekolwiek wzmianki o Niemcach (i rzecz jasna „proniemieckich politykach”). Innymi słowy, nasz rząd szczuje Polaków na Niemców tylko dlatego, że nie mieli zbyt wielu pomysłów na to, jak zwalczać Tuska. Ponieważ w pewnym momencie okazało się, że Rosja stanowi poważne zagrożenie (a przecież, zdaniem rządowego portalu, Putin miał wcześniej „rozsądną” propozycję dla europejskiej prawicy...), trzeba było jakoś spiąć klamrą tę „niemieckość” i „prorosyjskość” Tuska. Efektem końcowym są osoby, które opowiadają brednie o tym wcześniej wymienionym „braku różnic” między naszym zachodnim sąsiadem i państwem terrorystycznym.
O tym, jak bardzo nieprzemyślane były decyzje dotyczące Patriotów niech zaświadczy to, że najpierw duet Błaszczak&Prezydent RP zgodził się na to, żebyśmy te Patrioty przyjęli, a potem Błaszczak zmienił zdanie. Tzn. może inaczej, zdanie Błaszczaka zostało zmienione przez Kaczyńskiego. Rzecz jasna internety zostały zarzucone argumentami, że no w sumie to może i dobrze, że tych Patriotów dla nas nie będzie, bo (werble) one i tak są przestarzałe (to samo tłumaczyło mi pewno konto agitacyjne [to samo, które wcześniej mi tłumaczyło, że u nas to nie ma przekrętów przy wyborach, bo po prostu ktoś sobie chciał dorobić z tymi kartami do głosowania]). Poza tym, Genialny Strateg zaczął opowiadać w mediach, że nie ma pewności, że niemiecka obsługa tych Patriotów strącałaby rosyjskie rakiety (tak, ten człowiek jest przez swoje środowisko uważany za geniusza). Trochę rozczarowujące było to, że Kaczyński nie skomentował w podobny sposób propozycji lotów patrolowych Luftwaffe, bo wtedy pewnie moglibyśmy usłyszeć, że te samoloty to będą nam bomby na głowy zrzucały. Jakieś dwa dni temu nastąpił kolejny plot twist i okazało się, że jednak te Patrioty chcemy. Co zrozumiałe, te same opiniomaty, które twierdziły, że nam te zestawy nie potrzebne, teraz chwalą decyzję Błaszczaka. Moim skromnym zdaniem za ten konkretny plot twist odpowiadają pewnie badania, które partia sobie szybko przeprowadziła (albo po prostu zmierzono/zważono internet) i wyszło z nich, że suweren to jednak te zestawy wolałby mieć u siebie, nawet jeżeli oznacza to zranienie uczuć Kaczyńskich.
Tak, wiem, pominąłem w tym wszystkim kwestie tego, że PiS zaproponował, że te zestawy powinny trafić na Ukrainę. Czemu to zrobiłem? Ano temu, że to nigdy nie była poważna propozycja. Tzn. może inaczej, owszem, zestawy Patriot by się Ukrainie przydały (o ile mnie Google nie myli, to USA rozważa wysłanie zestawów Patriot Ukrainie), ale z tego, w jaki sposób Zjednoczona Prawica ten temat „poprowadziła” wynika, że tam absolutnie nikomu nie zależało na tym, żeby Ukraina dostała te zestawy. Zacznijmy od tego, że została (rzecz jasna publicznie) złożona propozycja o tym, że może by tak Ukrainie te Patrioty dać, a dopiero potem zwrócono uwagę na to, że obsługa tych zestawów musi mieć odpowiednie przeszkolenie. Zwrócono na to uwagę dopiero wtedy, gdy pojawiły się głosy, że to był kolejny, genialny pomysł Kaczyńskiego (zaraz po tym, żeby wysłać do Ukrainy wojska NATO w charakterze misji pokojowej). Jak wiadomo, swojej propozycji z nikim wcześniej nie konsultował (jak to geniusz). Tym razem było zapewne tak samo. Kaczyński wymyślając tę propozycję w ogóle nie pomyślał o tym, że te patrioty musiałyby mieć niemiecką obsługę, to zaś oznaczałoby bezpośrednie zaangażowanie NATO w ten konflikt. Gdy głośno zrobiło się o kwestii obsługi, wtedy w sukurs Kaczyńskiemu przyszedł wiceszef MON-u, który stwierdził, że jego zdaniem Ukraińcy na pewno bardzo szybko załapaliby, o co chodzi z tymi zestawami i pewnie przeszkolenie ich trwałoby dwa miesiące. Nie bardzo się na tym znam, ale z tego, co stoi na Fort Still, szkolenie trwa minimum 23 tygodnie. Pan z MON twierdził, że Ukraińcy się tego szybko nauczą, bo u nich jest sporo sprzętu najnowocześniejszego. No i wszystko fajnie, ale wydaje mi się, że w USA jest tego sprzętu znacznie więcej, a mimo tego, szkolenie trwa tyle, ile trwa. Nie wiem, jak wam, ale mnie te brednie o „przyspieszonych szkoleniach” (szczególnie w kontekście tego, czego ma dotyczyć to szkolenie) otwiera w głowie zapadkę o nazwie „Tupolewizm” (jako specyficzna odmiana „jakoś-to-będzizmu”). Jeżeli ktoś się zastanawiał nad tym, czy wojna sprawi, że niemiłościwie nam panująca partia zmądrzała choć trochę, to chciałbym takiemu komuś w tym miejscu napisać, że są to dywagacje bezprzedmiotowe. Ktoś może powiedzieć: no ale oni teraz robią zakupy dla wojska i ogarniają to, co było wcześniej zaniedbane i to w sumie prawda, ale jestem się w stanie założyć o bardzo wiele, że nie oni wymyślają to, co trzeba kupić, tylko jest to w jakiś sposób ustalane na szczeblu, że tak to ujmę, NATOwskim (żeby od razu wpinać to we wspólną obronę/etc.]. Nigdy nie uwierzę w to, żeby ludzie o takiej, a nie innej kondycji intelektualnej, sami z siebie nagle wpadli na to, „co nam jest potrzebne i w jakich ilościach”.
I na tym zakończę niniejszą ściankę tekstu. Kolejna niebawem.
Źródła:
https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103087,29191376,wielowieyska-rozlicza-biejat-z-glosowania-w-wyborach-moze.html
https://www.rp.pl/wydarzenia/art15189661-marszalek-sejmu-zlapany-na-kaszaloty
http://300polityka.pl/live/2015/05/20/piasecki-duda-ma-byc-bardziej-ofensywny-pracuje-z-nim-marek-kochan/
https://fakty.tvn24.pl/sondaze-dla-faktow-tvn-i-tvn24,106/sondaz-dla-faktow-tvn-komorowski-zdecydowanie-wygrywa-w-pierwszej-turze,505312.html
Jak to się zrobiło z
Cimoszewiczem:
https://polskieradio24.pl/5/3/artykul/205643,asystentka-b-premiera-skazana
https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-bierze-po-prostu-w-lape-sedzia-pawlowicz-odpowiada-artykulem,nId,6453854
https://www.rp.pl/sady-i-trybunaly/art36254931-krystyna-pawlowicz-zabrala-glos-ws-swojego-oswiadczenia-majatkowego
https://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/1018511,sad-najwyzszy-karty-platnicze-sedziow.html
Oświadczenie majątkowe
Pawłowicz:
https://orka.sejm.gov.pl/osw8.nsf/0/996BC4FAE5EB2255C1258466005C60C5/%24File/OSW8K_294.pdf
https://twitter.com/W_Roszkowski/status/1597303373489147904
https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,25289675,pawlowicz-trzy-razy-wylosowala-tego-samego-sedziego-by-prowadzil.html
https://www.rp.pl/dobra-osobiste/art37531901-sad-zasadzil-od-kaczynskiego-na-rzecz-sikorskiego-708-480-zl
O wyborach w Niemczech:
https://www.dw.com/pl/wybory-do-bundestagu-maj%C4%85-by%C4%87-cz%C4%99%C5%9Bciowo-powt%C3%B3rzone-w-berlinie/a-63731810
Moje
dyskusje z kontem
agitacyjnym:
https://twitter.com/PiknikNSG/status/1595362260796542977
https://polityka.se.pl/wiadomosci/przez-lekkomyslny-wpis-rzecznik-ministerstwa-stracil-prace-zakpil-z-kaczynskiego-aa-T2Wk-2FpV-7wFC.html
Konfa
zła:
https://www.facebook.com/PatrykJaki/posts/2292779277492803/
Konfa nie taka zła:
https://twitter.com/Gosc_RadiaZET/status/1597160167707406336
https://wiadomosci.wp.pl/oficer-abw-wjechal-w-tlum-protestujacych-sledztwo-zostalo-umorzone-6665828828273408a
https://oko.press/zbigniew-ziobro-artur-dziadosz-smiertelnie-potracil-na-pasach
https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/sad-umorzenie-barbara-kurdej-szatan-zniewazenie-straz-graniczna
https://twitter.com/PiknikNSG/status/1592944701552066561
https://thehill.com/policy/defense/3754856-us-mulls-sending-patriot-missile-defense-system-to-ukraine/
https://tvn24.pl/polska/patrioty-dla-polski-z-niemiec-rzad-zmienia-zdanie-jaroslaw-kaczynski-komentuje-6239686
https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1492058%2Cmon-ukraincy-sa-w-stanie-nauczyc-sie-obslugi-patriotow-w-bardzo-krotkim
https://wpolityce.pl/polityka/623941-wiceszef-mon-ukraincy-przysposobiliby-patrioty-w-2-miesiace
https://www.dw.com/pl/niemieckie-patrioty-dla-polski-jest-zasadnicze-porozumienie/a-64014800
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz