W tygodniu
powyborczym zrobiło się bardzo głośno w temacie „deklaracji
wiary” lekarzy. Sprawa już jakiś czas temu rzuciła mi się w
oczy, ale ponieważ nikt się nie wyrywał z podpisywaniem tejże,
uznałem, że nie ma sensu się nad tym pochylać. Tym niemniej, w
momencie, w którym ponad 3 tysiące lekarzy złożyło pod
dokumentem swój podpis, chyba jednak trzeba się temu przyjrzeć i
nieco na ten temat poczytać. Co zrozumiałe, masowe podpisywanie tej
deklaracji fanatyzmu przyciągnęło uwagę mediów i sporej liczby
ludzi. Komentarze były bardzo różne, ale generalnie rzecz ujmując,
sygnatariuszy odsądzono od czci i wiary.
Rzecz jasna,
kpiny z deklaracji (w pełni zasłużone) nie mogły pozostać bez
odpowiedzi zainteresowanych. Na portalu Fronda.pl pojawił się list
jednej z sygnatariuszek. Nie zamierzam odnosić się w tym miejscu do
całej treści (bo to bez sensu), a jedynie do końcówki
oświadczenia/listu lekarki, Marii
Chodyry:
„Nade
wszystko zbulwersowana faktem całej medialnej dyskusji polecam
zapoznanie się z oryginalnym tekstem deklaracji wiary
na stronie www.deklaracja-wiary.pl,
następnie przemyślenie przez
kogo tak naprawdę chcemy być leczeni, bez narzucania odpowiedzi z
mediów- czy przez uczciwych, kształcących się na bierząco
(pisownia
zgodna z oryginałem - Piknik),
broniących życia lekarzy czy może kogoś innego.”
Co
prawda nie jestem „mediami”, ale uznałem za stosowne
zadośćuczynić tej prośbie. Bez problemu odnalazłem na linkowanej
stronie oryginalny tekst. Po przeczytaniu tegoż (wiele tego nie było
- 1 strona znormalizowanego tekstu) postanowiłem, że zacytuję go
punkt po punkcie i będę się odnosił do poszczególnych
fragmentów. Robię to „bez
narzucania odpowiedzi z mediów”.
„Nam
– lekarzom – powierzono strzec życie ludzkie od jego
początku...”
I
dlatego sprzeciwiamy się terminacji ciąży w przypadku, w którym
ciąża stanowi zagrożenie dla życia kobiety.
„1.
WIERZĘ w
jednego Boga, Pana Wszechświata, który stworzył mężczyznę i
niewiastę na obraz swój.”
Świadomość
tego, że lekarze, którzy mają mnie leczyć, są kreacjonistami,
niesamowicie mnie uspokaja.
„2.
UZNAJĘ,
iż ciało ludzkie i życie, będąc darem Boga, jest święte i
nietykalne:
-
ciało podlega prawom natury, ale naturę stworzył Stwórca,
-
moment
poczęcia człowieka i zejścia z tego świata zależy wyłącznie
od
decyzji Boga.
Jeżeli
decyzję taką podejmuje człowiek, to gwałci nie tylko podstawowe
przykazania
Dekalogu,
popełniając czyny takie jak aborcja, antykoncepcja, sztuczne
zapłodnienie,
eutanazja,
ale poprzez zapłodnienie in vitro odrzuca samego Stwórcę.”
Jesteś
kobietą i idziesz do lekarza po pigułki hormonalne, które ratują
Twoje zdrowie? Nie dostaniesz recepty, bo - co prawda - dla Ciebie są
one lekarstwem, ale dla lekarza to odrzucenie stwórcy. Jak widać,
„primum non nocere” również może zostać podważone przez
klauzulę sumienia. Inna sprawa – LEKARZ, który twierdzi, że
używając prezerwatyw „odrzucam stwórcę”, powinien zostać
przebadany przez specjalistów (takich, którzy nie podpisywali tej
nieszczęsnej deklaracji).
„3
PRZYJMUJĘ prawdę,
iż płeć człowieka dana przez Boga jest zdeterminowana
biologicznie i jest sposobem istnienia osoby ludzkiej (...)”
Z
polskiego na nasze – gender to szatan.
„(...)Jest
nobilitacją, przywilejem, bo człowiek został wyposażony w
narządy, dzięki którym ludzie przez rodzicielstwo stają się
„współpracownikami Boga Samego w dziele stworzenia”(...)”
A
ludzie, którzy nie mogą mieć potomstwa, nigdy nie będą
„współpracownikami Boga Samego w dziele stworzenia” i - co
zrozumiałe - powinni się czuć przez to gorsi.
„(...)powołanie
do rodzicielstwa jest planem Bożym i tylko wybrani przez Boga i
związani z Nim świętym sakramentem małżeństwa mają prawo
używać tych organów, które stanowią sacrum w ciele
ludzkim.(...)”
Z
polskiego na nasze - ludzie niezwiązani sakramentem ślubu nie mają
prawa do uprawiania seksu. Domyślam się, że jeśli tacy ludzie
dorobią się potomstwa, będzie ono gorsze od potomstwa ludzi
mających ślub kościelny.
„4.
STWIERDZAM, że
podstawą godności i wolności lekarza katolika jest wyłącznie
jego sumienie oświecone Duchem Świętym i nauką Kościoła i ma
on prawo działania zgodnie ze swoim sumieniem i etyką lekarską,
która uwzględnia prawo sprzeciwu wobec działań niezgodnych z
sumieniem.”
Czyli
np. prawo do odmowy przepisania zgwałconej kobiecie antykoncepcji
doraźnej, prawo do odmowy przepisania kobiecie hormonów („bo,
panie, te hormony to działajo jak antykoncepcja!”) i tak dalej, i
tak dalej.
„5.
UZNAJĘ pierwszeństwo
prawa Bożego nad prawem ludzkim - aktualną potrzebę
przeciwstawiania się narzuconym antyhumanitarnym ideologiom
współczesnej cywilizacji(...)”
Takim,
jak zdobycze XXI-wiecznej medycyny.
„(...)potrzebę
stałego pogłębiania nie tylko wiedzy zawodowej, ale także wiedzy
o antropologii chrześcijańskiej i teologii ciała.(...)”
Co
zrozumiałe, klauzula sumienia obejmuje również „potrzebę
stałego pogłębiania wiedzy”. Teologia ciała ogranicza się,
rzecz jasna, do „teologii narządów płciowych”, na temat
których Kościół ma bardzo wiele do powiedzenia.
„6.
UWAŻAM,
że - nie
narzucając nikomu swoich poglądów, przekonań – lekarze
katoliccy mają prawo oczekiwać i wymagać szacunku dla swoich
poglądów
i wolności w wykonywaniu czynności zawodowych zgodnie ze swoim
sumieniem.”
Rozumiem,
że zniechęcanie do przeprowadzania badań prenatalnych, okłamywanie
kobiet w trakcie ich przeprowadzania, nieprzepisywanie antykoncepcji
hormonalnej, nieprzepisywanie pigułek hormonalnych w przypadkach
chorobowych, odmowa przepisania zgwałconej kobiecie antykoncepcji
doraźnej, ogłaszanie wszem i wobec, że in vitro to zło etc., etc.
– to wszystko mieści się w „nienarzucaniu nikomu swoich
poglądów”. I na tym deklaracja się kończy (ok, jest jeszcze
fragment
Humanae vitae Pawła
IV, ale punktów jako takich więcej nie ma).
Artykuł
na Frondzie.pl zatytułowano dramatycznie: „Zanim
oczernisz lekarza z powodu jego wiary. Koniecznie przeczytaj!” W
kontekście dokumentu, który podpisywali owi lekarze, nie za bardzo
wiem, w jaki sposób można ich oczernić. Bo jak oczernić kogoś,
kto twierdzi, że tylko małżonkowie (ślub kościelny, rzecz jasna)
mają prawo do uprawiania seksu, że tylko małżonkowie mogą mieć
dzieci, że stosowanie antykoncepcji to odrzucanie stwórcy, że
eutanazja jest zła, bo jest niezgodna z jego sumieniem itd. Nie
wiem, czy posiada sumienie ktoś, kto nie rozumie, czym jest
eutanazja dla cierpiącego człowieka (takiego, który wie, że
przestanie cierpieć dopiero wtedy, gdy umrze). Każdemu, kto
twierdzi, że „cierpienie uszlachetnia” (oczywiście, cudze
cierpienie), życzę tego, żeby w trakcie swojego życia miał
bardzo dużo okazji do uszlachetnienia samego siebie.
Przeczytałem
tę deklarację i wydaje mi się, że placówki medyczne, które
zatrudniają sygnatariuszy tejże deklaracji, powinny informować o
tym fakcie każdego pacjenta. Pozwoliłoby to kobietom na uniknięcie
upokarzającego spotkania z ginekologiem, który poproszony o
przepisanie pigułek hormonalnych, zacznie jej prawić kazania o tym,
jakie to one są złe i w rezultacie ich nie przepisze. Publiczna
informacja na temat sygnatariuszy (i innych lekarzy, którzy
zasłaniają się klauzulą sumienia, jak się im coś nie podoba lub
chcą więcej zarobić prywatnie – spora liczba klauzolowiczów
opory przed antykoncepcją ma jedynie w publicznych placówkach)
byłaby uczciwa wobec kobiet. Bo wbrew temu, co się może wydawać
fanatykom religijnym, nie każda kobieta lubi półgodzinne kazania
na temat szkodliwości antykoncepcji.
W
całej tej zawierusze związanej z deklaracją fanatyzmu nikt nie
zwrócił uwagi na jedno zagrożenie. Lekarze, którzy podpisali tę
deklarację nie ukrywają, że będą postępować zgodnie z
zaleceniami Kościoła. Nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w
której powstaje nowa metoda leczenia jakiegoś schorzenia, która
nie spodoba się władzom kościelnym. Owe władze będą więc
głośno protestować przeciwko temu rodzajowi leczenia. Co zrobią
wtedy sygnatariusze? Zapewne pójdą za głosem Kościoła i oleją
nową metodę. Pacjenci będą cierpieć w imię „klauzuli
sumienia”, a lekarze - obserwować to cierpienie z dumą. Będą
dumni z siebie i z tego, że „nie narzucają nikomu swoich poglądów
i przekonań”.
Powróćmy
na sam koniec do pytania zadanego przez lekarkę:
„Przez
kogo tak naprawdę chcemy być leczeni, bez narzucania odpowiedzi z
mediów- czy przez uczciwych, kształcących się na bierząco
(pisownia zgodna z oryginałem - Piknik), broniących życia lekarzy
czy może kogoś innego.”
Odpowiem
wprost – tak, chciałbym być leczony przez uczciwych, kształcących
się na bieżąco lekarzy, do której to grupy nie zaliczają się,
moim zdaniem, sygnatariusze deklaracji fanatyzmu.
Źródła:
Jest jeszcze jeden dość istotny aspekt. Ta deklaracja w zasadzie całkowicie odrzuca możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności lekarza, któy popełnił błąd w sztuce. Miejmy nadzieję, że sądy nie dadzą się zmanipulować. Wszyscy sygnatariusze tak zapewniają o wyższych wartościach jakie nimi kierują, jestem ciekawa czy odmówią którejś z tych nowoczesnych, ale sprzecznych z nauką kościoła metod kiedy ktoś z ich bliskich będzie ich potrzebować. I oczywiście zgadzam się z postulatem by publiczne placówki informowały pacjentów, że ich pracownicy podpisali taką deklarację, tak jest po prostu uczciwie.
OdpowiedzUsuńTrochę mnie przeraża to, że zaczynamy kopiować te najgorsze wzorce ze Stanów Zjednoczonych. Jeszcze trochę i w szkołach pojawią się nauczyciele, którzy nie rozumieją, że Biblii nie czyta się dosłownie i zaczną twierdzić, że mają prawo uczyć, że dinozaury nie istniały, te kości w muzeach, to... podrzucone jakieś..., że świat ma z górką 3000 lat, ewolucja też nie istnieje, a ci co w parę dni potrafią wykazać ewolucję na muszkach, to jakieś szatany...
OdpowiedzUsuńA mówiąc krótko - coraz bardziej żałuję, że jednak się ochrzciłem.
>> „3 PRZYJMUJĘ prawdę, iż płeć człowieka dana przez Boga jest zdeterminowana biologicznie i jest sposobem istnienia osoby ludzkiej (...)”
OdpowiedzUsuńZ polskiego na nasze – gender to szatan.<<
Gender to gender, ale osoby transseksualne, z niewrazliwoscia na androgeny, z zespolem Turnera etc. maja przerabane.
Osoby bezplodne jak rozumiem powinny od razu isc do klasztora.
Pozwole sobie zaproponowac sygnatariuszom wydrukowanie deklaracji na papierze sciernym, zwiniecie jej w rolke korundem do zewnatrz, a nastepnie wsadzenie nieco ponizej miejsca, gdzie konczy sie os sacrum.