Tak, jak obiecałem w poprzednim odcinku, zaczniemy niniejszą notkę od bardzo istotnej dla wyniku wyborów kwestii, którą była bardzo, ale to bardzo wysoka frekwencja. Śmiem twierdzić, że absolutnie nikt nie spodziewał się rekordu frekwencyjnego. Gdy przed wyborami temat frekwencji pojawiał się w debacie publicznej (i np. w dyskusjach w SM-ach), to praktycznie zawsze chodziło o to, że w tym czy innym sondażu frekwencja jest zawyżona. W przeważającej większości przypadków komentarze te odnosiły się do sondaży, w których prognozowana frekwencja była wyższa, niż 60%, albowiem konsensus się taki w debacie publicznej ukonstytuował, że frekwencja w wyborach parlamentarnych 2023 będzie niższa, niż ta w 2019.
Nie mam pojęcia, skąd się wziął ten konsensus, ale jak tak sobie teraz myślę o tym na spokojnie, to mógł być efekt działania rządowej machiny propagandowej. Nie twierdzę, że piszący i mówiący o tej niższej frekwencji ludzie byli „w zmowie” z PiSem. Chodzi mi o to, że to mogły być mimowolne ofiary PiSowskich narracji o „wewnętrznych sondażach i badaniach”, z których wynikało, że zdaniem suwerena opozycja się potyka o własne nogi i non stop denerwuje i zniechęca do siebie swój własny elektorat. Poza tym, dość istotną rolę w tym odegrała sama kampania, która była cholernie męcząca dla odbiorcy. Nie dziwi mnie więc to, że ktoś mógł dojść do wniosku, że efekt końcowy tych działań będzie taki, że frekwencja będzie niższa. Beneficjentem takiej obniżonej frekwencji byłaby partia Jarosława Kaczyńskiego, która z jednej strony prowadziła działania „antyfrekwencyjne” (mające na celu zniechęcenie elektoratu opozycji), a z drugiej swój przekaz kierowała do swojego żelaznego elektoratu.
A potem przyszedł dzień wyborów i praktycznie od momentu, w którym pojawiły się pierwsze dane frekwencyjne, „wyszło na to”, że frekwencja będzie rekordowa. Się wam przyznam, że mnie też to zaskoczyło. Owszem, frekwencja na marszach opozycji była bardzo wysoka, ale to wcale nie musiało się przełożyć na frekwencję wyborczą. Poza tym, miałem świadomość tego, że PiS stara się zniechęcić do głosowania elektorat opozycji i nie miałem pojęcia czy i w jakim stopniu te działania okażą się skuteczne.
Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że te wszystkie działania PiSowi szły tak doskonale, że to właśnie jemu zawdzięczamy frekwencję najwyższą od 1989 roku. Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, napiszę w skrócie „jak do tego doszło” (moim zdaniem rzecz jasna). PiS w trakcie swojej drugiej kadencji (oczywiście, już po wyborach prezydenckich) traktował wszystkich z buta. Swoich oponentów wyzywał od zdrajców, wrogów ojczyzny i tak dalej, i tak dalej. Zdaniem obywateli się w najmniejszym stopniu nie przejmował (a to i tak eufemizm). Partia Kaczyńskiego nie przejmowała się również tym, że bardzo często z sondaży (nie mam tu na myśli sondaży wyborczych) wychodziło, że suweren się dość krytycznie odnosi do różnych decyzji i działań ówczesnej władzy. Tych sondaży było całkiem sporo i dotyczyły różnych tematów, ale łączyło je to, że mniej więcej stały odsetek obywateli popierał decyzje/działania PiSu (było to przeważnie trochę więcej niż 30% respondentów). Co ciekawe, praktycznie zawsze przy okazji tych sondaży w SM-ach zaczynały się dyskusje,w których pojawiała się pointa „im te 30 (z hakiem) procent wystarczy do wygrania wyborów”. Można bezpiecznie założyć, że PiSowscy spindoktorzy wychodzili z tego samego założenia.
W trakcie kampanii to „traktowanie z buta” weszło na jeszcze wyższe obroty. Do tego doszła jeszcze pełna arogancji i zarozumiałości retoryka działaczy PiSu, którzy opowiadali 24/7 o tym, że choćby nie wiadomo, co się stało, to oni i tak wygrają wybory. Ponadto (co było znamienne) PiS (przeważnie ustami Kaczyńskiegio) obiecywał zaostrzenie kursu: zaoranie sądownictwa, „repolonizację” mediów (swoją drogą, ta konkretna „obietnica” wprost idealnie zgrała się z decyzją Orlen Pressu o tym, żeby odmówić publikacji materiałów kampanijnych opozycji). Ten przekaz był wprost idealnie skrojony pod partyjny beton. Problem (PiSu) polegał na tym, że choć beton się z tego przekazu cieszył, to tam chyba nikt do końca nie przemyślał tego, jaki będzie miało wpływ to „zaostrzenie kursu” na umiarkowanego wyborcę partii Kaczyńskiego.
Nie wykluczam, że mogło być tak, że ktoś tam kalkulował w sposób następujący „skoro podniesiemy sobie frekwencję u „własnego” elektoratu, to wygramy te wybory samym betonem partyjnym”. Niezależnie od tego, jak przebiegał proces decyzyjny, PiS (na nasze szczęście) popełnił katastrofalny błąd. Z jednej bowiem strony odstraszył część umiarkowanego elektoratu PiSowskiego, a z drugiej strony, to „zaostrzenie kursu” na finiszu kampanii jeszcze bardziej zmotywowało (już i tak zmotywowany) elektorat opozycyjny.
W poprzednim tekście zasygnalizowałem, że pochylę się nad pewnym wałem, który Zjednoczona Prawica miała w zanadrzu. Ten konkretny wał był kwintesencją schyłkowej Zjednoczonej Prawicy, albowiem wszystko było przeprowadzane jak najbardziej jawnie. Chodzi mi, rzecz jasna, o zmiany w kodeksie wyborczym i o ich wpływ na głosowanie za granicą. W ramach zmian w tymże kodeksie, wszyscy członkowie komisji muszą obejrzeć głos, żeby się upewnić, że jest on ważny. No i wszystko fajnie, ale to wydłuża proces liczenia głosów, co mogło stanowić problem w komisjach zagranicznych, które mają 24 godziny na podliczenie głosów (bo jeżeli się nie wyrobią w tym terminie, to głosowanie w tych komisjach uważa się za niebyłe). W maju Senat zaproponował zmianę w tej kwestii (wydłużenie czasu), ale ówczesna większość sejmowa się tym nie przejęła. Znamienne jest to, że pod koniec marca organizacja Polonia Głosuje przeprowadziła eksperyment, z którego wynikło, że (po zmianach w kodeksie wyborczym) mogą być problemy ze zmieszczeniem się w limicie czasowym. To nie była żadna tajemnica, a większość sejmowa mogła bezproblemowo wprowadzić zmianę w kodeksie wyborczym (i chyba każdy zgodzi się z tym, że byłaby to, że tak to ujmę, „dobra zmiana”). Jednakowoż jakoś tak się złożyło, że tego nie zrobiła.
No dobrze, ale czemu tak właściwie Zjednoczonej Prawicy zależało na tym, żeby głosy z zagranicy wpadły w niszczarkę? Ano temu, że „zagranica” nie przepada za partią Kaczyńskiego. Moim skromnym zdaniem, ten konkretny wał miał zabezpieczyć Zjednoczoną Prawicę przed przegraną w przypadku, w którym głosy z zagranicy miałyby zadecydować o tym, że Zjednoczona Prawica straci większość parlamentarną (bo np. po ich przeliczeniu okazałoby się, że partii Kaczyńskiego brakło jednego, albo dwóch mandatów).
Ktoś może powiedzieć, „no dobrze, ale przecież komisje się wyrobiły z liczeniem głosów, więc nie bardzo wiadomo, czemu mają służyć te dywagacje”. A ja takiemu komuś odpowiem: owszem, komisje zagraniczne się wyrobiły, ale warto popatrzeć na to, co działo się potem. Protokoły z USA (czyli z miejsca, w którym PiS zawsze wypada lepiej od innych) zostały przyjęte, a z protokołami z innych miejsc (cóż za przypadek) był problem. Problem na tyle duży, że media się nad tym pochyliły i zaczęto grillować PKW (której członkowie nie byli w stanie sensownie odpowiedzieć na pytanie, skąd się ten problem wziął). PKW przyciśnięta do muru oznajmiła, że jeżeli komisje złożyły te protokoły (tzn. „próbowały”) w odpowiednim terminie, to głosy zostaną uwzględnione.
Moja robocza teoria jest taka, że te „problemy” z przyjęciem protokołów to było dodatkowe zabezpieczenie (na wypadek, gdyby głosy się udało przeliczyć). Jestem się w stanie założyć o bardzo wiele, że gdyby Zjednoczonej Prawicy miało braknąć (do utrzymania samodzielnej większości) jednego, bądź dwóch mandatów, to tych protokołów z zagranicy pewnie by nie przyjęto, a winę zwalonoby na zagraniczne komisje. Równolegle w rządowych mediach grana by była narracja, z której by wynikało, że była próba sfałszowania wyborów, ale na szczęście się nie powiodła. Co prawda, nie da się przewidzieć do końca reakcji społeczeństwa na coś takiego, ale z drugiej strony PiS miał już długą tradycję „przetrzymywania” protestów, tak więc mogli sobie tam kalkulować tak, że ludzie trochę poburczą, a potem się rozejdą do domów (a oni sobie w międzyczasie spróbują dobrać posłów więcej, żeby sobie większość zabezpieczyć).
Ponieważ okazało się, że różnica w mandatach jest tak duża, że te zagraniczne głosy absolutnie niczego nie zmienią, „ludzcy panowie” z PiSu zmienili zdanie i „problemy” w komisji się skończyły. Można to wszystko rzecz jasna uznać za przypadek, ale trochę tych przypadków (w kontekście zagranicznych komisji) za dużo.
No dobrze, skoro tematy frekwencyjne mamy już za sobą, to można przejść do wyników wyborczych poszczególnych partii (rzecz jasna, w tej wyliczance pominę partię Jarosława Kaczyńskiego, bo o niej już wystarczająco dużo było).
Zaczniemy od Koalicji Obywatelskiej, która uplasowała się na drugiej pozycji. Tutaj jakoś specjalnie rozpisywać się nie trzeba. KO miała bardzo skuteczną kampanię. Rzecz jasna, wpadki się partii Tuskowej zdarzały, ale potrafiono się jakoś z nich wyplątać (w przeciwieństwie do partii, która miała pierwsze miejsce, albowiem ona udawała, że wpadki się nie wydarzyły). Partii Tuska udało się zaangażować w kampanii bardzo dużo ludzi. Nie chodzi mi tu o działaczy partyjnych, ale o zwykłych obywateli, których aktywność w SM-ach sprawiła, że PiS był w tej kampanii w mediach społecznościowych średnio widoczny (a gdy już był, to pod wpisami polityków Zjednoczonej Prawicy nieodmiennie dochodziło do demolki w komentarzach). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, jak to po jego powrocie do polskiej polityki, część komentariatu tłumaczyła, że teraz to PiS będzie miał ułatwione zadanie, bo Tusk będzie obciążeniem dla całej opozycji. Po raz kolejny okazało się, że komentariat potrafi się spektakularnie rozminąć z rzeczywistością ze swoimi prognozami. Żeby nie przedłużać, nie jestem, nie byłem i raczej nie będę fanem Donalda Tuska, ale muszę przyznać, że jest on politykiem skutecznym.
Teraz możemy się pochylić nad Trzecią Drogą. O ile nieco dziwić może to, że TD ugrało aż tak dobry wynik, to nie dziwi mnie to, że koalicja ta weszła do Sejmu. Od bardzo wielu lat jedna rzecz w polskiej polityce się nie zmienia (uwaga, będzie capslock): PSL JEST ZAWSZE NIEDOSZACOWANY W SONDAŻACH. Ileż to już razy można było przeczytać teksty o tym, że „no teraz to PSL już na pewno nie wejdzie do Sejmu”, a oni jak wchodzili, tak wchodzą. Można domniemywać, że TD swój wynik zawdzięcza pospolitemu ruszeniu obywateli i temu, że na finiszu kampanii (w wymiarze sondażowym) to, czy wejdą do Sejmu pozostawało wielką niewiadomą. Suweren był świadom tego, co się stanie, jeżeli TD się wywali przed progiem (sam PiS o to zadbał, rozrzucając przez swoich redaktorów narracje o tym, że mają wewnętrzne sondaże, z których wynika, że TD się wywala, a oni dzięki temu mają samodzielną większość) i najwyraźniej suwerenowi się ta perspektywa nie spodobała.
UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!
https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty
Teraz pora na przedostatnie miejsce (rzecz jasna, chodzi mi o partie „wchodzące”). Jak już wspomniałem w poprzednim tekście, nie byłem za bardzo ukontentowany wynikiem wyborczym Nowej Lewicy. Lewica miała „momenty” (np. Anna Górska, która zdemolowała PiSowskiego wojewodę w okręgu 63), ale „zgubienie” prawie 500.000 głosów pomimo znacznie wyższej frekwencji ciężko uznać za sukces wyborczy. Kampania lewicy była bardzo nierówna (i stąd np. przeskakiwanie „lokomotyw” przez osoby z dalszych miejsc). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że od jakiegoś czasu było widać, że w NL zapieprzają głównie Razemki. Znalazło to odzwierciedlenie w zwiększeniu „stanu posiadania” przez Razemy pomimo tego, że NL jako całość miała znacznie gorszy wynik, niż w 2019. Nie mam pojęcia, co się tam „zadziało”, ale mam nadzieję, że jakieś wnioski zostaną wyciągnięte przed wyborami samorządowymi.
Teraz czas na miejsce ostatnie. Lojalnie uprzedzam, że moje wymądrzanie w tym miejscu wejdzie na wysokie obroty. Jakoś tak się złożyło, że w ciągu ostatniego tygodnia część komentariatu zaczęła się bić w piersi i tłumaczyć, że no z tymi ich przewidywaniami o konfie (o której w czasie jej „zwyżek” mówili, że jest „niedoszacowana” i że „mogą na nią zagłosować kobiety”) to nie do końca wyszło. Przyznam szczerze, że bardzo dobrze się bawię patrząc na to „bicie się w piersi”, bowiem ja akurat się w nic bić nie muszę z tej prostej przyczyny, że moje przewidywania odnośnie konfy się sprawdziły. Swój Głośny Tekst o konfie napisałem na początku kwietnia, kiedy to wszędzie panowało przekonanie o tym, że konfa to dopiero pokaże, na co ją stać. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że szef jednej z sondażowni jeszcze w czerwcu wieszczył 15% i 60 mandatów dla konfy, a szef innej jeszcze w połowie września tłumaczył, że te spadki konfy to mogą być efektem celowego działania i że jak konfa zintensyfikuje swoje działania na finiszu kampanii, to może się jeszcze odbić w sondażach.
W owym (kwietniowym) Głośnym Tekście napisałem o tym, że nie ma szans, żeby konfa „dowiozła” zwyżki sondażowe do wyborów i wskazałem główne problemy, z którymi będzie się musiała mierzyć. Na ten przykład, zwróciłem uwagę na to, że jak na listach znajdą się szury, to konfa będzie miała problem. Odniosłem się również do tego, że konfa będzie miała problem ze względu na wcześniejszą strategię komunikacyjną (zwracanie na siebie uwagi za wszelką cenę). Kolejnym problemem, z którym konfa się miała mierzyć, był ten wynikający z faktu, że praktycznie cała komunikacja konfy z jej elektoratem odbywała się za pomocą interneto, w którym jednakowoż sporo było krytycznych komentarzy i opinii na temat tej partii. W czerwcu popełniłem drugi (równie Głośny) tekst na temat konfy i tam z kolei zwróciłem uwagę na to, że gdyby spojrzeć na konfę przez pryzmat sondaży, to można by było odnieść wrażenie, że partia ta jest praktycznie teflonowa i nic nie jest jej w stanie zaszkodzić.
Nieco później nastąpiła „korekta sondażowa” i poparcie konfy zaczęło spadać. Jej członkowie zareagowali na to tak, jak można się było tego spodziewać i po prostu zaczęli opowiadać o tym, że z tymi sondażami to coś nie tak jest na pewno (wcześniej, gdy mieli wysokie słupki, jakoś im sondaże nie przeszkadzały). Potem zaś przyszły wybory i okazało się, że partia, która w opinii bardzo wielu osób miała być „niedoszacowana”, była przeszacowywana w praktycznie każdym przedwyborczym sondażu.
Jednej rzeczy przewidzieć mi się nie udało. Nie wiedziałem bowiem, jak zareaguje ciężka szuria na zmianę strategii komunikacyjnej konfy i zastanawiałem się nad tym, czy aby nie będzie tak, że się od konfy odwrócą. Jednakowoż okazało się, że szury były niezachwiane (w przeciwieństwie do osób, które przez jakiś czas przychylnie patrzyły na partię uśmiechniętego Pana z Tik Toka) i nawet udało im się zwiększyć reprezentację w Sejmie. Istotne jest tutaj to, że elektorat szurski stanowi mniej więcej stałą część społeczeństwa i podwyższenie frekwencji przełożyło się na to, że więcej ludzi o takich, a nie innych poglądach udało się do Komisji Wyborczych. To, w połączeniu z faktem, że Mentzenowi i JKM udało się na finiszu skutecznie odstraszyć elektorat umiarkowany (no wiecie, tych, którzy chcieli niskich podatków, dwóch samochodów grilla/etc.) sprawiło, że Braunowców teraz w Sejmie będzie więcej.
Co prawda niezbyt mnie cieszy to, że konfa ma teraz więcej posłów, niż miała w 2019 roku, ale z drugiej strony bardzo, ale to bardzo cieszy mnie to, że pomimo „sondażowej magii” wylądowała na ostatnim miejscu (choć przecież pozycjonowano ją na trzecim miejscu). Wynik ten cieszy jeszcze bardziej, gdy sobie człowiek przypomni, że „poważne sondażownie” robiły sondaże, w których (jeszcze w lipcu) wychodziło, że konfa ma ponad 15% poparcia.
I na tym zakończymy niniejszy odcinek. W następnym poruszone zostaną już kwestie aktualne (znaczy się „powyborcze”) i będzie sobie można pozwolić na pogdybanie „co to będzie, co to będzie”. Aczkolwiek, biorąc pod rozwagę fakt, że we wtorek mają liderzy opozycji konferencję organizować, to pewnie na temat pewnych kwestii już nie trzeba będzie gdybać
Źródła:
https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2023/04/moze-i-maja-kontrowersyjne-poglady-ale.html
https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2023/06/hejterski-przeglad-sondazowy-1.html
https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2023/07/hejterski-przeglad-sondazowy-2.html
https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2023/08/czy-mozemy-wam-wywrocic-to-panstwo.html
https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2023/08/hejterski-przeglad-sondazowy-3.html
https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2023/09/hejterski-przeglad-cykliczny-90.html
https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2023/09/hejterski-przeglad-cykliczny-91.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz