czwartek, 11 kwietnia 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #115

W tym Przeglądzie będzie sporo tematów wyborczych, ale zanim do nich przejdziemy, zaczniemy od czegoś innego. Mianowicie zaś od tego, że zdaniem redaktorów pewnego bezstronnego tygodnika („Do Rzeczy”) praktycznie każdy może zostać autorytetem (rzecz jasna, autorytetem bezstronnym). Idealnym przykładem jest to, co zrobili ostatnio przy okazji zbliżających się debat na temat aborcji. Otóż oczęta me zostały uraczone takim wpisem na Eloneksie: „Stosunek Polaków do aborcji. Socjolog wskazuje na powszechną dezinformację”. Ponieważ nie urodziłem się wczoraj, domyśliłem się, że coś musi być srogo nie tak z tym socjologiem, bo we wpisie nawet nie wspomniano o tym, jak się nazywa. Po otwarciu artykułu okazało się, że tym socjologiem jest człek, który się zwie „Antoni Szymański”. Redakcja wspomniała o tym, że kiedyś był senatorem. Z jakiej opcji? O tym już nie wspomniano.


Zapewne już się domyślacie jaki będzie ciąg dalszy. Nie trzeba się było jakoś specjalnie spinać, wystarczyło wejść na stronę wiki traktującą o tym jegomościu. Okazało się, że tam jest samo gęste. To, że dwukrotnie wybierano go do Senatu z list PiS (i kilka razy startował w innych wyborach z list tej formacji) to oczywista oczywistość. Z artykułu możemy się dowiedzieć również tego, że co prawda skończył socjologię, ale ma w niej jedynie tytuł magistra (tak więc od teraz możecie cytując mnie wpisywać zajawkę „socjolog wskazuje” to i owo). Ale poczekajcie, na tym się sprawa nie kończy. Otóż, pan Antoni skończył socjologię najprawdopodobniej jeszcze w czasach PRLu (nie podano konkretnej daty, ale z racji tego, że urodził się w 1952 roku, jest to raczej pewne). O tym, jak bardzo bezstronnym ekspertem jest pan „socjolog” świadczyć może to, że był członkiem Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Prócz tego był „członkiem Komisji do Spraw Rodzin przy Episkopacie Polskim”, oraz „pełni funkcje wiceprezesa Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia”. Na tym wyliczankę przerwę, bo o tej jego bezstronności można by było napisać cały tekst. Czemuż więc, ach czemuż „Do Rzeczy” nie wspomniało o tym kim był i jest ten pan i skupiło się na tym, że jest „socjologiem”? Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że być może chcieli łopatologicznie wytłumaczyć wszystkim na czym polega dezinformacja. Ponieważ złośliwy nie jestem, poproszę was o skierowanie się w stronę dalszej części tekstu.


Nie możemy jeszcze skończyć tematu „Do Rzeczy”, albowiem okazało się, że (zaraz będziecie bardzo zaskoczeni) nazwa tego tygodnika pojawiła się w kontekście ciągu dalszego tzw. „Russiagate”. Jakiś czas temu głośno zrobiło się o tym, że w ramach walki z rosyjskimi wpływami „ustrzelono” portal „Voice of Europe”, który okazał się (no dobrze, postarajcie się udawać choć trochę zaskoczonych) rosyjską tubą propagandową. Sprawa ma ciąg dalszy, rosyjską tubą propagandową okazał się również węgierski „Wisegrad post”. No dobrze, ale jaki to ma związek z „Do Rzeczy”? Ano taki, że tygodnik jest partnerem tamtego portalu. Jest nim również portal powiązany z „Do Rzeczy” o nazwie Sovereignty.pl. Ten drugi portal zajmuje się w praktyce „donoszeniem na Polskę”, a współtworzą go np. takie tuzy, jak Rafał Ziemkiewicz. Nadmienię tylko, że ów portal (którego prawie nikt nie oglądał) był finansowany przez (kolejny raz przyjdzie wam udawać zdziwienie) Fundusz Sprawiedliwości. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że jakiś czas po zmianie władzy, Rafał Ziemkiewicz rozpaczał w mediach w temacie tego, że na ogarnianie wyżej wymienionego portalu może już piniendzy nie starczyć. No, ale to dygresja tylko. Ja wiem, że ktoś może w tym miejscu (tzn. ktoś, komu bardzo by na tym zależało) próbować bronić takich tworów, jak „Do Rzeczy” i tłumaczyć, że cóż z tego, że gdzieś tam czyimś partnerem byli. No przecież z tego wcale nie musi nic wynikać. No i owszem, z tego wcale nie musi, ale jeżeli dodamy do tego to, że tygodnik ów z lubością wpisuje się w rosyjskie dezinfo i np. z lubością publikował bzdury na temat szczepień, to z połączenia tego wszystkiego „coś” już musi wynikać. Abstrahując, rzecz jasna, od tego, że może się niebawem okazać, że w sprawie powiązań pojawią się jakieś „paragony”.

 
No dobrze, teraz możemy sobie przejść do tematów wyborczych. Zacznijmy od kolejnego Wielkiego Zwycięstwa PiSu. To, że PiS w wyborach samorządowych wypadnie „w miarę dobrze”, było raczej oczywiste. Co prawda nie dla każdego (bo niektórzy wieszczyli 20% poparcia max), ale jednak raczej mało kto się spodziewał tego, że te wybory to będzie „koniec PiSu”. Może inaczej to ujmę: ja bym się wcale nie obraził za te 20% maks, ale naprawdę nic na to nie wskazywało (no chyba, że ktoś w ogóle nie zwracał uwagi na sondaże). No dobrze, ale czemu tak właściwie PiS ma teraz tak wysokie poparcie? Przecież nie ma już mediów rządowych, stracił Polskę Press/etc. Moja robocza teoria jest taka, że póki co, elektorat PiSu jest jeszcze bardzo mocno zmotywowany. PiSowi się póki co udaje podtrzymać „wysoką temperaturę”, a usłużni mediaworkerzy rozsiewają narracje, z których wynika, że nowy rząd to nam zaprowadza w Polsce dyktaturę (sprawdzić, czy nie Woś). To jest w sumie dość ciekawa sprawa, bo ci sami ludzie, którzy teraz rozpowszechniają takie narracje, w latach 2015-2023 całkiem słusznie zwracali uwagę na to, że ówczesna opozycja momentalnie wystrzelała się z najcięższych argumentów, skutkiem czego w chwili, w której faktycznie zadziało się coś, do opisania czego wypadałoby użyć jakichś ostrych sformułowań, okazywało się, że tych już od jakiegoś czasu brakuje. PiS i jego medialne przybudówki idą dokładnie tą samą drogą, bo przecież przeszukanie u Ziobry określano już mianem Stalinowskich Represji.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Nie da się zbyt długo „jechać” na wzmożeniu. Tzn .może inaczej: jak się miało media o gigantycznym zasięgu, to można było dość skutecznie indukować to wzmożenie. Niemniej jednak, nawet to miało swoje granice, o czym wszyscy mogliśmy się przekonać obserwując histeryczne próby znalezienia politycznego paliwa przed wyborami 2023 (a to jedzenie robaków, a to obrażanie papieża, a to opowiadanie o tym, że za PO to chciano pół Polski oddać Rosjanom/etc./etc.). PiSowi udało się wtedy skutecznie popsuć „machinę wzmożeniową”. Teraz ta machina złapała drugi oddech, ale siła jej oddziaływania (z przyczyn, jak mniemam, oczywistych) jest już bez porównania mniejsza od tego, które miała przed październikiem 2023. Poza tym, warto zwrócić uwagę na to, że części PiSowskiego komentariatu wydaje się, że PiS sobie jeszcze jakoś poradzi. Pamiętam, jak straciłem trochę czasu (który równie dobrze mogłem spożytkować na gapienie się w ścianę) na obejrzenie rozmowy Stanowskiego z Pereirą. Pereira tam kilkukrotnie opowiadał o tym, że z tymi mediami (ich likwidacją/etc.) to wcale nie jest jeszcze wszystko przesądzone i że oni tam mają plan. On tego nie mówił do Stanowskiego. On to mówił do wyborców PiSu.


Ci ludzie nadal „wierzą”. Tę wiarę było widać już wielokrotnie. Gdy zliczano głosy po wyborach w 2023 i najpierw (jak zawsze) spływały dane z małych ośrodków, część PiSowskiego komentariatu (z Rafałem Ziemkiewiczem na czele) poszła w narracje, że chyba się zaraz wszyscy zdziwią i chyba przestaną tak bezrefleksyjnie wierzyć w Exit Poll. Nieco później, gdy Andrzej Duda powierzył misję powołania rządu Mateuszowi Morawieckiemu, ta sama część komentariatu (acz już bez Ziemkiewicza) zaczęła przekonywać siebie nawzajem, że Morawieckiemu się uda ten rząd powołać (w domyśle: uda się kupić część zwycięskiej koalicji). Takich przykładów było jeszcze mnóstwo, ale te dwa (dość spektakularne) nam wystarczą całkowicie. No dobrze, ale co z tego wynika? Ano to, że w pewnym momencie ta wiara się skończy. Jeżeli stanie się to przed wyborami prezydenckimi to może się to skończyć spektakularną porażką PiSowskiego kandydata (kimkolwiek by on nie był).


No dobrze, podygresjowaliśmy sobie, teraz pora wrócić do wyborów samorządowych. Jest jeszcze jedna przyczyna, dla której PiSowi poszło całkiem nieźle (all things considered). Otóż, moim zdaniem PiS skupił się na wyborach do sejmików. Ktoś może powiedzieć, mordo, ale wcześniej chyba też się skupiali. I taki ktoś będzie miał rację, tyle że tym razem skupiono się bardziej, niż robiono to wcześniej. Ten sam ktoś może powiedzieć „mordo, ale gdzie są paragony?”. Jest ich całe mnóstwo. Wystarczy przyjrzeć się temu, jak PiSowi poszły wybory w dużych miastach.


Owszem, PiSowi zawsze źle szło w miastach, ale teraz poszło mu bez porównania gorzej. Zacznijmy od Warszawy. Tamże okazało się, że po raz drugi wszystko rozstrzygnęło się w pierwszej turze. I znowuż, w 2018 roku dało się to jakoś wytłumaczyć silną polaryzacją. PiS wystawił Patryka Jakiego, za którym ciągnęły się jego wcześniejsze wypowiedzi i działania i który ewidentnie nie nadawał się na kandydata na prezia Wawy. Dodajmy do tego fakt, że usłużne sondażownie produkowały wyroby sondażopodobne, z których wynikało, że nie tylko Jaki wejdzie do drugiej tury, ale w tej drugiej turze może nawet zawalczyć o zwycięstwo. To wywołało zrozumiały opór wśród mieszkańców stolicy, a to przełożyło się na pospolite ruszenie. Teraz zaś PiS oddał Warszawę walkowerem. Tobiasz Bocheński był tragicznym kandydatem (acz komentariat PiSowski tłumaczył sam sobie, że on na pewno wygra z Trzaskowskim, bo na ten przykład, chodzi na siłownię), którego kampania była po prostu żenująca. Ja wiem, że w PiSie od zawsze jest problem z kandydatami, ale Bocheński to był po prostu wybitny okaz. To zupełnie tak, jak gdyby wystawiono kogoś takiego po to, żeby jego porażka nie wpłynęła w żaden sposób na wizerunek partii (wcześniej stawiano na sprawdzonych żołnierzy, vide Sasin i Jaki). Choć o wyniku lewicy napiszę na samym końcu, to w tym miejscu chciałbym wspomnieć o tym, że nie mogę odżałować tego, że Biejat nie przeskoczyła Bocheńskiego.


No dobrze, teraz przenieśmy się w inne miejsce geograficzne i udajmy się w podróż do byłej stolicy. O ile w przypadku Warszawy spadek poparcia dla kandydata PiSu nie był za bardzo widoczny, to w Krakowie mieliśmy do czynienia z katastrofą. W 2018 roku Małgorzata Wasserman otrzymała 31.88% głosów i weszła do drugiej tury. W 2024 roku kandydat PiSu Łukasz Kmita uzyskał jedynie 19.79%. Gołym okiem widać więc, że „coś nie pykło”. No dobrze, ale jak to się właściwie stało, że kandydatką w wyborach nie była Małgorzata Wasserman? Informacje na ten temat pojawiły się już w listopadzie 2023. Równolegle do nich pojawiły się inne, z których wynikało, że PiS ma problem z tym, żeby w ogóle jakiegoś kandydata w Krakowie wystawić. Rzecz jasna, plotek na temat przyczyn nie brakowało i jedna z nich mi utkwiła w pamięci: PiS ponoć zapowiedział, że nie będzie się jakoś specjalnie spinał ogarnianiem kampanii w Krakowie (w domyśle, chodziło o pieniądze). No i ok, ale czemu tak właściwie PiS nie chciał wydawać kasy na wybory? Otóż, moim zdaniem chciał, ale nie na te, bo (również moim zdaniem) czynniki decyzyjne najprawdopodobniej uznały, że to jest bezsensowne działanie i że lepiej skupić się na wyborach do sejmików, bo to „słupki wyborcze” z tych właśnie wyborów są najszerzej komentowane. Na temat wyników wyborów „prezydenckich” jakoś tak niechętnie się wypowiadano. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że było parę wyjątków (np. w Częstochowie, w której kandydatka z ramienia PiS weszła do drugiej tury i w Łodzi, w której co prawda wszystko rozstrzygnęło się w pierwszej turze, ale kandydatka z PiSu dostała prawie tyle samo głosów, co kandydat z tej partii w 2018), ale przeważnie wyglądało to tak, że mieliśmy do czynienia ze spadkami (tak stało się np. w Gdyni [o której jeszcze za moment], Wrocławiu i wielu innych miejscach).


Miało być o Gdyni i będzie o Gdyni. Otóż, w tym mieście doszło do srogiego przemeblowania. Wojciech Szczurek, który wygrywał do tej pory wszystkie kolejne wybory samorządowe (i to w pierwszej turze) tym razem nie wszedł nawet do drugiej. Kejs Szczurka pokazuje, że do zmiany władzy w mieście wcale nie była konieczna dwukadencyjność (którą PiS wprowadził tylko i wyłącznie dlatego, że politykom tej formacji wydawało się, że dzięki temu uda im się odbić miasta). Do zmiany władzy wystarczy wkurzenie mieszkańców (ja to obserwowałem dwukrotnie w moim rodzinnym mieście, ale to wkurzenie nigdy nie osiągnęło tak spektakularnych rozmiarów, jak w Gdyni).


Na sam koniec zostawiłem sobie jeszcze inny kawałek tematu wyborczego. Jak się pewnie domyślacie, chodzi o to, że wynik wyborczy Lewicy to (wy już wiecie jaka) porażka. W trakcie wieczoru wyborczego Włodzimierz Czarzasty mówił o tym, że te wybory zawsze były trudne dla lewicy i teraz też się takie okazały. I wiecie, ja to rozumiem, ale skoro wiadomo, że te wybory są trudne, to może, no nie wiem (uwaga będzie CAPS) TRZEBA WZIĄĆ TO POD ROZWAGĘ I SIĘ DO NICH NALEŻYCIE PRZYGOTOWAĆ? Moim skromnym zdaniem (całkiem sporo tych moich teorii w tym odcinku) było tak, że Czynniki Decyzyjne w lewicy liczyły na wspólny start z PO i żodyn nie spodziewał się tego, że trzeba będzie startować osobno (aż mi się przypomniał pewien niezwykle zabawny dowcip o partii Razem, ale wam go nie opowiem!). A potem się okazało, że jednak trzeba startować samodzielnie i mieliśmy do czynienia z czymś, co się fachowo nazywa „przypałem”.


Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że mieliśmy spektakularne próby wyjaśnienia „jak do tego doszło” i np. Maciej Gdula napisał na Eloneksie, że to wszystko przez to, że młodzi nie zagłosowali. Ja się tam nie znam, ale wydaje mi się, że zamiast marudzić na młodych, może warto by było ich wcześniej zachęcić do głosowania. Pojawiły się również opinie, z których wynikało, że warto by było wyciągnąć wnioski z tego, co się stało (posłanka Kotula o tym wspominała), ale bardzo szybko okazało się, że do rozliczeń nie dojdzie, bo przecież wybory (Gawkowski). Ja bym nie chciał być złym prorokiem, ale wydaje mi się, że jeżeli żadne wnioski nie zostaną wyciągnięte, a wybory do PE skończą się tak, jak te do sejmików (czego sobie, wam i lewicy nie życzę), to na Lewicy może się zagotować, a ostatnia rzecz, której nam teraz trzeba to podziały po lewej stronie. Tak, wiem pojawiły się głosy, z których wynikało, że to dobry moment na to, żeby Lewica opuściła koalicję, ale odnoszę wrażenie, że autorzy tych opinii nie do końca sobie zdają sprawę z tego, jakie mogłyby być konsekwencje takiego „wyjścia”. A mogłyby być one dla Lewicy bardzo złe, bo gdyby w efekcie tego „wyjścia” doszło do upadku rządu, to mogłoby się to skończyć przedterminowymi wyborami, a Lewica byłaby uznana za główną winowajczynię takiego stanu rzeczy. To zaś oznaczałoby grzanie 24/7 narracji „lewica współpracuje z PiSem”. Śmiem twierdzić, że prowadzenie kampanii w takich warunkach byłoby cokolwiek problematyczne. Gwoli ścisłości, o tym, że Lewica ma potencjał niech zaświadczy wynik Magdy Biejat, który był znacznie lepszy od wyniku wszystkich kandydatów wystawionych w 2018 przez lewicowe komitety. Kwestią otwartą jest to, co się z tym potencjałem zrobi.


Źródła:

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1778085922082279696

https://pl.wikipedia.org/wiki/Antoni_Szyma%C5%84ski_(polityk)

https://oko.press/polskie-watki-w-aferze-russiagate

https://wyborcza.pl/7,75398,29736211,obrona-polskosci-za-pieniadze-od-ziobry-serwis.html

https://www.donald.pl/artykuly/VhwPfcgj/niecale-dwa-miesiace-po-zmianie-wladzy-ziemkiewicz-prosi-o-wsparcie-dla-tygodnika-do-rzeczy-i-przekaz-po-angielsku

https://www.rmf24.pl/raporty/raport-wybory-samorzadowe-2024/news-wyniki-w-krakowie-aleksander-miszalski-i-lukasz-gibala-zmier,nId,7438635#crp_state=1

https://dzienniklodzki.pl/wyniki-wyborow-samorzadowych-2018-oficjalne-wyniki-wyborow-na-prezydenta-lodzi-i-do-rady-miejskiej-w-lodzi-wybory-samorzadowe/ar/13612292

https://lodz.naszemiasto.pl/sprawdz-wyniki-glosowania-w-wyborach-2024-do-rady-miasta-i-na-prezydenta-w-lodzi/ar/c1p1-26187683

https://www.newsweek.pl/polska/wyniki-wyborow-samorzadowych-2018-kto-wygral-w-wojewodztwach/gb3x80w

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2024-04-08/wybory-samorzadowe-2024-kto-wygral-w-gdyni-zaskoczenie-po-26-latach/

https://www.wybory.gov.pl/samorzad2024/pl/wbp/okregi/226200

https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,24078119,znamy-sklad-gdynskiej-rady-sa-juz-oficjalne-wyniki.html

https://www.wroclaw.pl/dla-mieszkanca/jacek-sutryk-prezydentem-wroclawia-wyniki-wyborow-samorzadowych-2018

https://www.wroclaw.pl/dla-mieszkanca/wyniki-wyborow-samorzadowych-2024-wroclaw-kto-wygral-frekwencja-prezydent-druga-tura


https://twitter.com/KotulaKat/status/1777323334599954546

https://twitter.com/tvn24/status/1777412014609928296

https://twitter.com/m_gdula/status/1777091517670121490

https://twitter.com/MpKaminski_/status/1777101479435771929



3 komentarze:

  1. Ja bym zwrócił uwagę na jedną rzecz. W tych wyborach była niska frekwencja, która ponoć miała pomóc PiSowi. Tymczasem procentowo PiS ugrał w zasadzie to samo, co w parlamentarnych. To ile ugra w kolejnych takich, gdzie frekwencja jest wysoka?

    OdpowiedzUsuń
  2. Chociaż jeden głos prawdy o Gdyni. TV i portale netowe mówią o dużym zaskoczeniu i sensacji w Gdyni, ale gdyby dziennikarze choć trochę posłuchali przed wyborami mieszkańców miasta to by wiedzieli, że klęska Szczurka była nieunikniona i nie jest to żadna sensacja ani zaskoczenie. Szczurek od co najmniej dwóch kadencji wybory wygrywał tylko dlatego, że wybór był tylko między nim a Horałą. Gdynianie od lat są na Szurka wkurzeni przeogromnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozwole sie nie zgodzic z ostatim akapitem. Lewica ma wybor skonczyc pod progiem albo skonczyc pod progiem. Ja moge pokazywac jak lewica jest bardziej zangazowana w sprawy socjalne i progresyne niz po. Ale co przecietnemu srednio rozgarnietemu wyborcy po takim peło soro moze miec peło. Wyjscie z koalicji to szansa na pokazanie ze lewica ma swoja oddmiena tozszamosc. Nawet jesli skonczy pod progiem to przynajmniej ze stylem. No i warto dodac ze trzecie droga juz probuje oslabic lewice. Zreszta wizerunkowo lewica tylko rozczarowuje swoich wyborcow byciem w koalicji. Wyjscie to jedyna opcja. Niech sie pali przynajmniej na naszych zasadach.

    OdpowiedzUsuń