środa, 17 grudnia 2025

Hejterski Przegląd (uwaga, suchar) Cykliczny #137

 Zaczynając pisać niniejszy Przegląd mam cichą nadzieję, że z pisaniem go będzie jak z jazdą na rowerze, bo dawno już Przeglądów nie pisałem (nie, nie było, bo ślęczałem nad tym kilka tygodni). Aczkolwiek od razu nadmieniam, że będzie momentami nieco monotematyczny (alternatywą było opóźnienie przeglądu i napisanie kolejnej „tematycznej” ściany tekstu). 

Na pierwszy ogień pójdzie temat, który może nie jest jakoś specjalnie istotny, ale mnie wybitnie irytuje. Zaczniemy niejako od końca. Otóż, parę dni temu Paulina Matysiak (i już chyba wiecie ocb w temacie) napisała była na Eloneksie, że sąd zadecydował o tym, że Newag się ma od niej odwalić. Z tym Newagiem to było tak, że w grudniu 2023 na łamach Onetu pojawił się artykuł, w którym można było przeczytać, że wyżej wymieniona firma najprawdopodobniej wgrywa do pociągów oprogramowanie, które sprawia, że pociągi nie chcą jeździć, gdy serwisuje je jakiś nie-Newag (jeżeli ktoś jest tym tematem zainteresowany to w źródłach będzie całe wiadro linków). 

Newag się trochę zdenerwował i, na ten przykład, pozwał hakerów z grupy Dragon Sector (to oni grzebali w pociągach na zlecenie innych firm kolejowych) sugerując, że może to właśnie oni „wgrali” do pociągów oprogramowanie blokujące. Potem zaś się okazało, że chyba jednak to nie hakerzy wgrali, bo Newag zmienił zdanie i w pozwie nie było słowa na ten temat. Tak nawiasem mówiąc, na początku 2025 Onet opisał kolejny przypadek pociągu, który po „przeglądzie” przestał jeździć. 

Na ten konkretny temat wypowiadała się również Paulina Matysiak i rozpędzony (w przeciwieństwie do Impulsów z oprogramowaniu blokującym) Newag ją pozwał. Jeżeli ktoś ma ochotę na czytanie mowy-trawy, to gorąco zachęcam do przeczytania artykułu na ten temat, bo tam zacytowano oświadczenie Newagu. W tym samym artykule stało, że posłanka mówiła to, co mówiła z mównicy sejmowej i w trakcie prac Komisji Infrastruktury. I to jest bardzo istotne, bo gdyby było tak, że Paulina Matysiak szła sobie po mieście trzeźwa jak Sławomir Mentzen po spotkaniu z wyborcami i darła się, że Newag robi to, co Karasie w „Fanatyku”. Ale tak się jakoś złożyło, że mówiła inne rzeczy na temat Newagu i robiła to w ramach wypełniania mandatu posła. 

Tym samym sprawa pozwu była mniej więcej tak samo prosta, jak budowa przeciętnego zwolennika konfy, który wierzy w wyjaśnienia Berkowicza, dotyczące jego nieudanych zakupów w Ikei (o tym będzie dalej). I choć z polskimi sędziami jest tak, że nigdy nie można mieć 100% pewności, że orzekną zgodnie z RiGCzem, to jednak w tej sytuacji można było być pewnym, że jeżeli jakikolwiek prawnik wysmaruje wniosek o umorzenie postępowania (czy też odrzucenie pozwu, nie wiem, nie jestem prawnikiem) ze względu na immunitet, to sprawa się na tym zakończy. Tym samym, gdy Paulina Matysiak wrzuciła na Eloneksa informacje o tym, że Newag jednak miał za krótkie ręce choć sporo osób się cieszyło, to jednak nikt nie był takim obrotem sprawy zdziwiony. 

I gdyby wszystko skończyło się na tym, to nie byłoby konieczności poruszania tego tematu. Tyle, że dzień po swoim inicjalnym wpisie zamieściła drugi, w którym podziękowała za profesjonalną pomoc panu Bartoszowi Lewandowskiemu (tak, chodzi o tego z Ordo Iuris). Co zrozumiałe, współpraca z człowiekiem związanym z tą konkretną organizacją (poświęciłem jej dwie ściany tekstu [i jedyne, co się średnio zestarzało w tej pierwszej to to, że okazało się, że typ, który był w Ordo Iuris i został oddelegowany do Komisji ds. wyjaśniania przypadków pedofilii okazał się mieć RiGCz, ale w momencie, w którym to pisałem, raczej trudno było to zakładać]), wywołała żywiołowe reakcje w lewicowej banieczce. 

Sprawa jest bowiem ewidentna. Posłanka lewicowej partii, mierząca się ze SLAPPem, skorzystała z usług prawnika, który zajmował się SLAPPAmi i był po tej „złej” stronie. Może inaczej. Wydawać by się mogło, że sprawa jest ewidentna, ale posłanka znalazła całkiem spore grono obrońców, którzy na różne sposoby tłumaczyli dlaczego wszystko jest w porządku. A to się okazało, że musiała skorzystać z usług Lewandowskiego, bo potrzebowała ludzi „poważnych i skutecznych” (Woś takimi mądrościami epatował). Gdybym był złośliwy to bym napisał, że na szczęście dla polskich aktywistów ani oni poważni, ani też jakoś ponadprzeciętnie skuteczni. 

Inni argumentowali, że „rozpędzony pociąg” jechał w stronę posłanki, a niektórzy mają do niej pretensje o to, że skorzystała z usług kogoś, kto „ma inne poglądy”. Like srsly, można było skorzystać z usług pierdyliona innych kancelarii. No ale Lewandowski to ogarniał pro bono, a prowadzenie takiej sprawy to 30 tysięcy może kosztować. Przyznam szczerze, że w tej sprawie konsultowałem się ze znajomymi prawnikami i byli zgodni, że jeżeli ktoś by bardzo chciał, to mógłby za taką sprawę zapłacić 30 koła, ale musiałby się postarać, żeby znaleźć tak drogą kancę. Ci sami prawnicy powiedzieli, że kance nierzadko biorą takie sprawy pro bono, bo mogą się dzięki nim podpromować. 

Były też argumenty takie, że no może i ten pan niezbyt dobry i może i Ordyńcy są źli, ale ważne, że sprawa wygrana. W tym miejscu pozwolę sobie na capsa: PRAWIE KAŻDY PRAWNIK BYŁBY W STANIE OGARNĄĆ TĘ SPRAWĘ RÓWNIE DOBRZE (napisałem „prawie”, bo nie można wykluczyć, że ktoś po prostu by zalał pałę i nie wyrobił się w terminie z papierami do sądu). 

Były też argumenty, które są moim zdaniem przejawem skrajnego partyjniactwa. Innymi słowy „ponieważ ona jest z partii, na którą głosuje, to ja jej będę bronił jak niepodległości”. W ramach tego rodzaju argumentacji można było się dowiedzieć, że może i Paulina Matysiak skorzystała z pomocy ordyńca, ale przecież Tusk korzystał z pomocy Giertycha. A poza tym, to ten Giertych do 2007 zrobił tyle złego, że ordyńcy przy nim to małe miki. Przy całej mej niechęci do Giertycha (której to niechęci dawałem wielokrotnie wyraz, albowiem nigdy nie zapomnę o tym, że był jednym z reanimatorów Młodzieży Wszechpolskiej), to jest bzdura. Bzdura, która jest bardzo groźna, bo osobom wygłaszającym tego rodzaju mądrości umyka to, że w ten sposób trywializują dokonania ordyńców. I jeżeli mam być szczery, to wybitnym osiągnięciem było zagrywanie karty „Giertycha” w momencie, w którym w wątkach dotyczących Pauliny Matysiak wypowiadali się ludzie, którzy latami bronili się przed SLAPPami ordyńców. 

Nie byłbym sobą, gdybym w tym miejscu nie zauważył, że znamienne jest to, że akurat ta posłanka skorzystała z usług prawnika związanego ze skrajnie prawicową organizacją. Bo to nie było tak, że przydarzyło się to np. Zandbergowi albo Magdzie Biejat. Nie, trafiło akurat na Paulinę Matysiak, która ma raczej długą historię miziania się z prawicą. Każdy „kawałek” tej historii powinien być dla posłanki dyskwalifikujący. I choć przygoda posłanki Matysiak z partią Razem dobiegła końca (dowiedziałem się o tym właśnie w momencie pisania tej warstwy tektonicznej Przeglądu), to jednak Razemy powinny „coś zrobić” już znacznie wcześniej.


Zaczęło się bowiem od rzeczy z pozoru błahej. Otóż, posłanka Matysiak zaczęła udzielać wywiadów mediom braci Karnowskich (którzy przez złośliwych czasami są nazywania braćmi Kremlowskimi). Mediów tych nikomu nie trzeba przedstawiać, ale nigdy dość przypominania, że gdy papierowa wersja tegoż organu partyjnego postawiła sobie za punkt honoru udowodnienie, że „Anna Grodzka to facet”, nawet (uwaga capslock) ZIEMKIEWICZ publicznie stwierdził, że ten konkretny artykuł okładkowy ma niewiele wspólnego z dziennikarstwem. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że Karnowskim (tj. ich mediom) zdarzało się po Paulinie Matysiak jeździć (gdy wzywała ich konieczność dziejowa). No, ale to dygresja tylko. Żeby jej nie przedłużać: do tych mediów się nie chodzi i się z nimi nie rozmawia, amen. 

Potem było założenie stowarzyszenia razem z Marcinem Horałą. I powiem wam, że to był ten moment, w którym przydała mi się pamięć dobra. Dzięki tejże pamięci udało się bowiem wynorać informację o tym, że w kwietniu 2022 Lewica domagała się dymisji Marcina Horały ze stanowiska wiceministra infrastruktury. Jedną z twarzy tej konkretnej konferencji prasowej była (werble) Paulina Matysiak. No i w tym momencie partia Razem się trochę nasrożyła, bo posłanka sobie to zrobiła „w czasie wolnym”, nie konsultując się wcześniej z partią. Paulina Matysiak została zawieszona (zarówno w klubie Lewicy jak i w Partii Razem), ale koniec końców, nic z tego nie wynikło. I to jest znamienne. Bo ja rozumiem, że takie zawieszenie ma być sygnałem dla posła/posłanki do ogarnięcia się. Tyle, że Paulina Matysiak miała to w głębokim poważaniu. Po „prawej stronie” było jej coraz więcej, a w nagrodę partia Razem ją pod koniec roku 2024 odwiesiła (tak, wiem, ukarano ją naganą, ale to nie miało dla niej najmniejszego znaczenia). 

I wiecie, ja rozumiem, że Razem, szczególnie po wyjściu z Nowej Lewicy znalazło się w sytuacji, w której każda szabla ma znaczenie, ale wszystko ma swoje granice, a raczej powinno mieć. O ile byłbym w stanie zrozumieć motywację Razemów, które postanowiły jej nie wywalać mimo, że była (uwaga capslock) BARDZO PRZEJĘTA zawieszeniami, naganą/etc. To jednak w marcu 2025 należało ją po prostu wywalić z partii. 

Co się stało w marcu? Ano stało się to, że Paulina Matysiak zagłosowała w Sejmie w obronie Dariusza Mateckiego. Sejm miał wyrazić zgodę na jego zatrzymanie i posłanka uznała, że tego już za wiele. Potem zaś tłumaczyła się z tego w sposób tak absurdalny, że można było odnieść wrażenie, że posłanka nie wiedziała nad czym głosuje (i ja też wtedy odniosłem takie wrażenie, za co teraz pozostaje mi posypać głowę obierkami z cebuli i przyznać się do swojego frajerstwa, bo ona doskonale wiedziała, co robi), powiedziała bowiem (i niestety, tego rodzaju argumentacja wróci do nas w tym odcinku), że ona zagłosowała za uchyleniem immunitetu, ale za zgodę na areszt to już nie, bo to sąd powinien o tym decydować, a nie Sejm. I wszystko fajnie, ale bez zgody Sejmu sąd „to se może”. W mojej opinii, to konkretne głosowanie było absolutnie nie do obrony. Nie da się bowiem w żaden sposób wybronić (mając choćby odrobinę RiGCzu) głosowania  „za” Mateckim. 

Tak samo, jak nie da się w żaden sposób wybronić współpracy z ordyńcami. Chciałem w tym miejscu napisać, że „to była kropla, która przelała czarę goryczy”, ale ta „kropla” była wielkości fal, które w filmie Interstellar zostały pomylone z górami. I tym razem posłance się nie upiekło. Znamienne jest to, że w sprawie tej konkretnej „współpracy” (a raczej przyczyn, dla których do niej doszło), mieliśmy do czynienia z dwugłosem. Paulina Matysiak stwierdziła, że to wszystko dlatego, że partia jej nie chciała pomóc. Maciej Konieczny powiedział zaś (w jednym z wywiadów), że partia chciała pomóc swojej posłance, ale ta nie była tą pomocą zainteresowana. Co prawda żadna ze stron nie przedstawiła „paragonów”, to jednak jestem skłonny uwierzyć Razemom, albowiem nie wydaje mi się, żeby lewacka partia zostawiła swoją posłankę na pastwę SLAPPów. 


W tym samym wywiadzie Konieczny powiedział, że jego zdaniem Paulina Matysiak „jest już w zupełnie innym miejscu”. I jeżeli mam być szczery, to zgadzam się z tym w całej rozciągłości. Jednakowoż od siebie dodam, że ona w tym „innym miejscu” była od bardzo dawna, ale jej partia bardzo się starała tego nie dostrzec. 

Nawiasem mówiąc, posłanka Matysiak zachowała się jak typowa polska polityczka. Mając takie, a nie inne poglądy, już dawno powinna sama katapultować się z Razemów. Jej polityczny los był przesądzony praktycznie od momentu, w którym sama nagłośniła współpracę z ordyńcami. Maciej Konieczny w trakcie wyżej wzmiankowanego wywiadu powiedział wprost, że oni liczą na to, że ona sobie sama pójdzie, ale jeżeli tego nie zrobi, to jej pomogą. I gdybyśmy mieli do czynienia z kimś, kto jest osobą ideową, to po czymś takim posłanka Matysiak by sobie po prostu poszła. 

Paulina Matysiak tego nie zrobiła i absolutnie wszyscy wiedzieli dlaczego. Otóż, po prostu chciała mieć możliwość zagrania karty „ofiary” po tym, jak ją wywalą z partii. Tak też się stało, bowiem z jej oświadczenia możemy wyczytać między innymi to, że jej dotychczasowa partia była sekciarska (tak, to nie jest wyrażone wprost, ale jest tam wyraźne PDK). Gdyby tak faktycznie było i gdyby faktycznie Razemy (o których, niestety będzie jeszcze w tym odcinku) były sekciarskie, to Paulina Matysiak wyleciałaby z partii najpóźniej po politycznym mariażu z Marcinem Horałą.

O tym zaś, jak bardzo eklektyczne poglądy ma Paulina Matysiak niech zaświadczy to, że gdy Bogdan Rymanowski (który ostatnimi czasy zajmuje się propagowaniem antynaukowej szurii) pochwalił się tym, że ma już pół bańki subów na YT, to jedną z gratulujących mu osób była Paulina Matysiak. 

Ja wiem, że ten wątek się rozrósł bardzo, ale trzeba jeszcze jedną rzecz dopisać dość istotną. Po tym, gdy okazało się, że partia Razem jednak już nie chce Pauliny Matysiak, podniosły się głosy (dość nieliczne, tym niemniej), że jej wyrzucenie było decyzją szkodliwą. Gwoli ścisłości, nie mam tu na myśli wypowiedzi autorstwa osób, które mają w swoim eloneksowym bio MAGA, Kocham PiS, Tylko Karol Nawrocki/etc., ale część lewostronnych komentariuszy. 

Argumentacja wyglądała mniej więcej tak: dzięki swoim kontaktom i rozpoznawalności Paulina Matysiak przyciągała część prawicowego elektoratu. I w tym miejscu przyznam się do dwóch rzeczy. Po pierwsze, to jest moment, w którym w pisaniu miałem dłuższą pauzę (albowiem tak jakoś wyszło), a po drugie, niemożebnie mnie irytuje tego rodzaju argumentacja. 

 Tak się bowiem jakoś złożyło, że lewa strona całkiem słusznie krytykuje liberałów za to, że non stop cofają się przed prawicową retoryką. Zamysł jest prosty: jeżeli skrajnie prawicowa partia zgłasza jakieś postulaty, to my je im podkradniemy i wtedy ludzie wybiorą nas (bo jesteśmy bardziej cywilizowani), a nie jakąś tam skrajną prawicę (bo „wszyscy wiedzą, jacy oni są”). Jedynym efektem tego rodzaju działań jest stale rosnące poparcie dla skrajniaków, bo ci (gdy liberałowie podbierają im narracje albo postulaty) mówią wtedy „widzicie? MIELIŚMY RACJĘ, A ONI WAS WCZEŚNIEJ OKŁAMYWALI”. Mimo tego, liberałowie z uporem godnym lepszej sprawy cały czas stosują tę samą taktykę. 

A teraz okazuje się, że zdaniem części lewicowego komentariatu, sposobem na oderwanie od Zjednoczonej Prawicy, konfy/etc. elektoratu jest łażenie do prawicowych mediów, mizianie się z prawicowymi środowiskami i używanie prawicowej retoryki (ugłaskanej, niemniej jednak prawicowej). Czyli mamy bekę z libów, którzy tego próbują i im się nie udaje, ale nam (lewakom) na pewno się uda? Super ta argumentacja. Taka nie za bardzo sensowna. 

Mniej więcej w tym momencie, w którym skończyłem się pastwić nad poczynaniami posłanki Matysiak, okazało się, że posłanka owa próbuje zbudować wokół siebie... no właśnie, nie wiadomo co tak właściwie to ma być. Tak, to się ma nazywać „Drużyna Poli”, ale w sumie tyle wiadomo jak na tę chwilę. Obstawiam, że „ciąg dalszy” będzie zależał od tego jaki będzie odzew na ten sygnał.  Co prawda pojawiły się już głosy, że jeżeli „Drużyna Poli” pojawi się w sondażach „to szybko przeskoczy Razem i Lewicę” (tak, redaktor Rafał Woś napisał to jak najbardziej na serio), ale prawda jest taka, że bez wsparcia prawicy (bo lewica się raczej do tego nie będzie garnąć) Paulina Matysiak raczej niewiele ugra „solo”. 

Jeżeli Matysiak, to i Razemy, które tym razem się, delikatnie rzecz ujmując nie postarały. Otóż, w głosowaniu nad zgodą na zatrzymanie i tymczasowy areszt dla Ziobry, Razemy nie wzięły udziału. I wiecie, ja rozumiem, że Razemy chcą się jakoś wyróżniać w Sejmie/etc., ale nie wydaje mi się, żeby odpowiednią drogą do wyróżniania się było takie, a nie inne głosowanie w sprawie Ziobry. Bo to jest Ziobro, ten sam, który własnym nazwiskiem firmuje każdą patologie związaną z dokonaniami polityków Solidarnej(łamane przez „Suwerennej”) Polski. I nie to nie jest tak, że jak wcześniej głosowało się 26 razy za uchyleniem immunitetu, to teraz można olać głosowanie w sprawie aresztu. Tłumaczenie „dlaczego tak zagłosowaliśmy”  było takie trochę Matysiakowe. Maciek Konieczny powiedział, że oni nie chcą robić z Ziobry męczennika. Osobną kwestią jest to, że zaraz po głosowaniu Zandbergowi przypominano jego słowa o tym, że Lewicy ręka nie zadrży, gdy głosowany będzie wniosek o Trybunale Stanu dla Ziobry. I tak, wiem, to nie było głosowanie nad Trybunałem Stanu, ale niesmak pozostał. 

Były też tłumaczenia szeregowych członków Razem, którzy objaśniali, że w sumie to mieli wszystko podliczone dobrze i wiedzieli, że wniosek przejdzie nawet bez głosów ich partii. Litości, partio Razem. To jest ZBIGNIEW ZIOBRO. Czy naprawdę nie było tam u was nikogo, kto by pomyślał, że chyba nie warto ginąć na tym wzgórzu? Tak, wiem, w Polsce instytucja tymczasowego aresztu była, jest i będzie nadużywana, ale to nie jest ten przypadek. W tym przypadku bowiem mamy do czynienia z szefem partii, z której jeden poseł uciekł przed wymiarem sprawiedliwości do Gulaszowego Dyktatora i poprosił tam o azyl. O tym, że cała ta ziomberiada od zamiany Funduszu Sprawiedliwości w agencję PR-ową będzie próbowała mataczyć wiemy, bo to słyszeliśmy i widzieliśmy (dzięki studiu nagrań Mraza). 

Skoro zaś już jesteśmy przy Funduszu Sprawiedliwości, to mieliśmy do czynienia z ciekawą sytuacją. Otóż, Stanisław Tyszka powiedział, że on był na spotkaniach z ludźmi od Ziobry i oni tam wprost mówili, że jakby co, to się można promować za te pieniądze. Ponieważ z nazwiska wymienił między innymi Janusza Kowalskiego, ten zapowiedział złożenie AO (artykuł 212 kk „zniesławienie”). I to jest naprawdę ciekawe, bo Tyszka to samo mówił w maju zeszłego roku i wtedy jakoś Janusz Kowalski nie uznał za stosowne pozwania go. Na tym się jednakowoż sprawa nie skończyła, bo wypowiedział się na ten temat Paweł Kukiz (niegdysiejszy partyjny kolega Tyszki). Paweł Kukiz co prawda powiedział, że on sobie takich rozmów nie przypomina, ale zaraz potem zrzucił napalm na Ziobrystów i dodał, że z jednego ze spotkań Tyszka wyszedł poruszony wyraźnie i powiedział: „chodźmy stąd, to są złodzieje”. Znamienne jest to, że te słowa przeszły bez większego echa. Co ciekawe, Kukiz nie dostał nawet po łapach od kolegów ze Zjednoczonej Prawicy. 

Jeżeli chodzi o moje zdanie na ten temat (a wydaje mi się, że jeżeli ktoś się przebija przez moje Ściany Tekstu, to takowego „mojego zdania” pewnie się spodziewa) to jest tak, że Kaczyński i jego otoczenie najchętniej pozbyliby się kotwicy w postaci Ziobrystów (a przynajmniej tych, którzy są „obciążeni” wałami związanymi z Funduszem Sprawiedliwości). Oni tam mają w PiSie dość problemów ze swoimi „wałownikami”. Poza tym obrona Ziobrystów jest utrudniona przez wyżej wspomniane nagrania od Mraza. Nie da się bowiem nie zwrócić uwagi na to, że Wielce Szanowni Państwo Zarządzający Funduszem Sprawiedliwości na nagraniach gadali ze sobą jak grupa gangusów (bali się, że ktoś się „wypruje”). Ludzie, którzy nie mają sobie nic do zarzucenia, w ten sposób ze sobą nie rozmawiają. 

Niestety, nie możemy jeszcze zatrzymać karuzeli śmiechu, bo awaryjny hamulec zablokowała posłanka Maria Kurowska. Otóż jakoś tak się złożyło, że Onet dotarł do maili (trochę to zajeżdża Pereirozą z lat 2015-2023, ale do tego przejdziemy za moment), z których wynikało, że posłanka Kurowska, która nie powinna mieć nic wspólnego z tym, w jaki sposób ogarniane są konkursy w ramach Funduszu Sprawiedliwości, miała z tym wiele wspólnego. No cóż, szok i niedowierzanie, że ktoś z Solidarno-Suwerennej-Polski mógł coś takiego zrobić, prawda? Gdyby wszystko się na tym skończyło, bo pewnie nie byłoby o czym pisać. Tyle, że to Ziobryści, tak więc tam nikt nigdy nie jest niczemu winien. 

Choć sama posłanka najpierw się niczego nie wyparła i argumentowała to wszystko tak, że w sumie nic dziwnego, że się przejmowała regionem, którego mieszkańcy ją wybrali do Sejmu, to potem ktoś jej chyba podpowiedział, że problemem nie jest to, że się dba o swój region, ale to, że robiono to w ramach Funduszu Sprawiedliwości. Kurowska przeszła więc do kontrofensywy i oznajmiła, że ona żadnych maili nie wysyłała. Na to Kamil Dziubka ujawnił nagłówek maila, którego wysłano z jej skrzynki sejmowej. Czy to wystarczyło? A gdzie tam. Wtedy bowiem Maria Kurowska oświadczyła, że nie mogła wysłać tego konkretnego maila, bo była „wyłączona z działalności publicznej”. A potem się okazało (Kamil Dziubka wynorał),że w dniu, w którym była „wyłączona z działalności publiczne” brała udział w 81 głosowaniach. W tym samym oświadczeniu, w którym Kurowska twierdziła, że nie wysłała maila stało, że został on sfabrykowany bo ona pamięta, że go nie wysyłała. 

I wiecie, tak na pierwszy rzut oka wygląda to na jakieś bzdurne wytłumaczenia w wykonaniu kogoś, kto po prostu nie ogarnia, jak działają internety. Tyle, że SuwPol doskonale wie, że ten mail jest prawdziwy. SuwPol wie, że nie da się tego w żaden sposób wyjaśnić za pomocą legitnych argumentów. Tak więc zdecydowano się na ściemnianie. Owszem, my w to nie uwierzymy, ale ten przekaz nie jest skierowany do nas. Ten przekaz skierowany jest do tego segmentu ZjednoczonoPrawicowego elektoratu, który uwierzy we wszystko, byle sobie jakoś móc zracjonalizować ciągłe doniesienia o kolejnych wałach członków ZP. Tych wałów po prostu nie było. Jest nagonka w wykonaniu Żurkowców (nie przestanie mnie bawić to określenie) i zmanipulowane emaile, które mają udowodnić, że kupowanie wozów strażackich jest czymś złym. 

Poza tym, to może być wstęp do strategii obronnej prawników Kurowskiej (którzy będą jej pewnie potrzebni, gdy sprawa dotrze do sądu). I tu pozwolę sobie na krótką anegdotę z mojego rodzinnego miasta. Otóż, w Mieście Nad Akwenem mieliśmy przez parę kadencji jednego prezydenta, który pod koniec swoich „rządów” rozdokazywał się tak bardzo, że w 2010 przestał być preziem. Ponieważ przez te wszystkie kadencje obrósł w ludzi, ludzie ci (niezadowoleni ze zmian) założyli sobie stowarzyszenie. Na koncie ćwiterowym należącym do stowarzyszenia pojawiały się co jakiś czas bluzgi pod adresem nowego prezydenta miasta. Tenże prezydent poszedł z tym do sądu i sprawa wydała się ewidentna, bo nie dało się w żaden sposób tych bluzgów „zreintepretować”. I wtedy okazało się, że nie wiadomo, kto te wpisy popełniał, albowiem do komputera w siedzibie stowarzyszenia dostęp miało dużo ludzi/etc. Strategia ta okazała się skuteczna (bo jak się domyślacie, nikt się nie przyznał). Zakładam, że w przypadku posłanki Kurowskiej linia obrony może być taka sama. Posłanka miała asystentów i oni też mieli dostęp do jej konta mailowego. Niemniej jednak uważam, że w tym konkretnym przypadku ta strategia się raczej nie sprawdzi, bo te maile wpisywały się dość dobrze w to, co już wiemy o tym, jak sobie Ziobryści poczynali z Funduszem Sprawiedliwości. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że nawet niektóre konta agitacyjne Zjednoczonej Prawicy krytykowały tę linię obrony (robił to między innymi „John Bingham”), tak więc widać wyraźnie, że miłości do tych konkretnych Ziobrystów, którzy wywołują problemy natury wizerunkowej,  zbyt wiele w Zjednoczonej Prawicy nie ma. 

Tak na sam koniec rozważań związanych z FS dwie sprawy. Po pierwsze, rzygać mi się chce, jak czytam wypociny, z których wynika, że Ziobryści nie robili niczego złego, bo przecież wozy strażackie są potrzebne. No bo wiecie, skoro budżet jest jeden, to chyba nie ma znaczenia, z której kieszonki tego budżetu weźmiemy pieniądze, skoro dzięki temu strażacy będą mieli wozy. Tyle, że to jest populizm pierwszej wody. Bo owszem, nikt nie ma nic przeciwko temu, żeby strażacy dostawali nowe wozy, ale kluczowe w tym było raczej to, że Fundusz Sprawiedliwości miał nieco inny cel. Rzecz jasna, nie miało to żadnego znaczenia, bo Zjednoczona Prawica tak poczarowała z przepisami, że wyszło na to, że pod „przeciwdziałanie przestępstwom” można było podpiąć wszystko. Poza tym, jakoś tak się składało, że te wszystkie wozy/etc. rozdawano akurat tam, gdzie SuwPolowcy liczyli na mandaty poselskie. Ktoś mógłby w tym momencie powiedzieć: czy z tego wynika, że zdaniem Ziobrystów nie wszystkie jednostki Straży Pożarnej zasługują na nowe wozy? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo nie jestem Ziobrystą. 

No dobrze, ale jak to właściwie się stało, że Onet „dotarł” do dokumentów? Gdybym był złośliwy, nazwałbym to „Pereirozą” (zupełnie bez związku z nazwiskiem pewnego partyjnego pracownika mediów). No bo tak się jakoś składa, że mechanizm, w ramach którego media „docierały” do dokumentów (czytaj: ktoś im zapewniał dostęp do tychże) hulał sobie doskonale w trakcie rządów Zjednoczonej Prawicy. Wspominam o tym rzecz jasna dlatego, że teraz momentami bywa podobnie. Aczkolwiek przyznać trzeba, że w przeciwieństwie do tego, jak to wyglądało w latach 2015-2023, teraz te działania bywają nieco lepiej przemyślane. 

Może inaczej to ujmę. Za rządów Zjednoczonej Prawicy to było tak, że jeżeli prokuratura miała komuś postawić jakieś zarzuty albo rozkręcała się jakaś sprawa, to następnie aż do znudzenia wszystkie media rządowe i prorządowe 24/7 grzały ten temat. Teraz wygląda to tak, że informacje lecą „ciurkiem”. Doskonałym przykładem jest to, co zrobiono na samym początku „przeciekania” tego, co udało się nagrać Studiu Nagrań Mraza (gwoli ścisłości, to będzie podsumowanie, bo nawet gdybym chciał po łebkach to wszystko opisać, to byłoby to pewnie naście stron). Mechanizm wyglądał tak. Publikowano jakąś część nagrań, z której wynikało, że „jest przypał” z tym Funduszem Sprawiedliwości. W reakcji na tę wrzutkę momentalnie odpalali się Ziobryści (wspierani przez Zjednoczoną Prawicę), którzy naprędce konstruowali jakieś narracje obronne. Odpowiedzią na te narracje obronne było wrzucenie kolejnych fragmentów, z których wynikało, że te narracje to kłamstwa. Reakcja Ziobrystów była taka sama jak poprzednim razem: odpalano kolejne narracje obronne, które były następnie „negowane” przez kolejne nagrania. Teraz podobnie było z Marią Kurowską. 

I przyznam się szczerze, że mam dylemat w kwestii tego, jak do tego podchodzić. Z jednej bowiem strony to są standardy Ziobry. Z drugiej jednakowoż strony zdaję sobie sprawę z tego, że debata publiczna w Polsce jest teraz w tak doskonałej formie, że może nie być innego wyjścia. Wyobraźmy sobie bowiem, że po tym, gdy zaczęło się robić gorąco wokół Funduszu Sprawiedliwości nie zdecydowano się na upublicznienie części nagrań. Jaka byłaby dominująca narracja? Ano taka, że może i tam coś było nie tak, ale Ziobryści sobie zmienili prawo, więc wszystko było w sumie lege artis, a poza tym, to przecież chodziło o wozy strażackie, więc może by tak ta nowa władza zajęła się rządzeniem, a nie szukaniem dziury w całym. Tylko i wyłącznie dzięki temu, że te nagrania zostały upublicznione – wiemy o tym, że ta ekipa „ustalała zeznania” i obawiała się tego, że niektórych decyzji może się nie udać wybronić (o tym, że gadano o ustawianiu konkursów wspominać nie trzeba, bo to, jak to mawiał klasyk, jest oczywista oczywistość). Być może więc jest tak, że nie ma ucieczki przed Pereirozą, bo Pereiroza naznaczyła nas wszystkich.


UWAGA, BARDZO MOCNO NIECYKLICZNE PRZEGLĄDY HEJTERSKIE SPONSOROWANE SĄ PRZEZ SUWERENA!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że nieodmiennie irytuje mnie to, że prokuratura zalicza fakapy, prowadząc postępowania „ziobrystowskie”. Nie ma usprawiedliwienia dla tego, co się stało z Romanowskim, gdy okazało się, że prokuratura co prawda wiedziała o tym, że on ma dwa immunitety, ale sobie pomyślała, że ten drugi to nie obowiązuje „bo ekspertyza prawna”. Tylko i wyłącznie dzięki temu, Romanowski mógł uciec na Węgry. Teraz zaś z kolei prokuratura złożyła wniosek o wpisanie tzw. „hipoteki przymusowej” do księgi wieczystej domu Zbigniewa Ziobry w Jeruzalu (ok, czy tylko mnie ta nazwa się za każdym razem kojarzy z „Jaruzelem”?) no i się okazało, że sąd odmówił wpisania tej hipoteki, bo we wniosku były liczne błędy. Wiecie, to nie jest tak, że w mniej „medialnych” sprawach można sobie pozwolić na pomyłki, ale wydaje mi się, że nie będziecie się ze mną spierać, gdy napiszę, że w żadnych sprawach nie powinno się popełniać błędów, a w sprawach, które są tak bardzo polaryzujące, nie powinno się ich popełniać jeszcze bardziej, bo każda z takich pomyłek będzie stanowiła paliwo dla broniących się ziobrystów. Ja bym nie chciał być źle zrozumiany, ale YOU HAD ONE JOB, PROKURATURO.  

Teraz zaś można się udać w stronę Donalda Tuska, który, tak się jakoś złożyło, że zaczął krytykować Europejską Kartę Praw Człowieka i powiedział, że jeżeli nie uda się jej pozmieniać, to w sumie całkiem rozsądne może być jej wypowiedzenie. Bodajże dzień po tym, gdy padły te słowa, rzecznik rządu zapewniał, że ta wypowiedź nie odnosi się do Polski. Po pierwsze, gdyby nie kontekst, zabawne by było to, że z niektórymi wypowiedziami Donalda Tuska jest praktycznie tak samo, jak z wypowiedziami Jarosława Kaczyńskiego, który najpierw mówi coś, co jego twardy elektorat chce usłyszeć, a po jakimś czasie zaczyna się tłumaczenie (tym razem skierowane dla normalsów), że Prezes tak właściwie miał na myśli co innego, niż wszyscy zrozumieli. 


I ja rozumiem, ze EKPCz powstawała w momencie, w którym nikomu się nie śniło o tym, że jedno państwo będzie mogło wywierać na drugie presję migracyjną. Ja rozumiem, że ona powstawała w czasach, w których, na ten przykład, nikt nie myślał o tym co będzie, gdy państwo, które będzie chciało deportować osoby, którym nie przysługuje prawo do azylu „odbije się” od państwa, z którego te osoby pochodzą, bo temuż państwu nieszczególnie będzie zależało na przyjmowaniu ich z powrotem. I tak bym sobie tutaj mógł wymieniać punkt po punkcie to, „co nie śniło się nawet autorom” tego dokumentu, ale odpowiedzią na to nie może być wypowiedzenie tej konwencji. I jeżeli ktoś po ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy ma w tej kwestii jakiekolwiek wątpliwości, to najwyraźniej potrzebuje kolejnych ośmiu. 

Warto mieć na uwadze to, że tego rodzaju wypowiedzi nie padają w próżni. To nie jest tak, że Donald Tusk może sobie takie rzeczy mówić i nikt na to nie zwraca uwagi, bo jestem się w stanie założyć o Fundusz Sprawiedliwości, że Zjednoczona Prawica się temu bardzo uważnie przygląda i monitoruje reakcje. Gdyby się bowiem okazało, że większość Polaków byłaby za tym, żeby pokombinować z tym EKPCz, to czemuż, ach czemuż Zjednoczona Prawica miałaby tego nie spróbować? Podkładka narracyjna by przecież była: „no skoro nawet Donald Tusk się wypowiadał na temat tej konwencji w taki, a nie inny sposób, to chyba coś jest na rzeczy, prawda?”. Tak, wiem, wymagając od polskich polityków tego, żeby zastanawiali się nad tym czy aby to, co mówią nie będzie miało negatywnych konsekwencji, to z mojej strony daleko idąca przesada i zapewne efekt tego, że jestem niereformowalnym lewakiem. 


 O tym, że jestem niereformowalnym lewakiem świadczy zapewne również to, że nie jestem skłonny uwierzyć w to, że pewien poseł partii, której nazwa rymuje się ze słowem „kolaboracja” (tak chodzi o tego posła, który się ikeowskim kasom nie kłaniał) faktycznie „się zagapił”. Argumentacja idzie mniej więcej tak, jak to napisał u siebie na Eloneksie Jacek Nizinkiewicz: „no ten poseł, to ani mu brat ani swat, ale trudno uwierzyć w to, że chciał ukraść jakieś rzeczy ze sklepu, bo przecież ryzykowałby dla paruset złotych karierę, tak więc nie róbmy z niego złodzieja”. I szczerze się wam przyznam, że o ile ni cholery nie zdziwiło mnie to, że sama konfa i jej opiniomaty internetowe (które, na ten przykład, każde zdarzenie mające związek z wojną w Ukrainie rozkładają na atomy, żeby tylko móc „udowodnić”, że media manipulują, a wszystkiemu i tak winni Ukraińcy), praktycznie nie interesowały się tą sprawą, a gdy już zaczęły się nią interesować, to tylko po to, żeby bronić swojego posła, to już zdziwiło mnie to „porozumienie ponad podziałami”, że w sumie to ten poseł na pewno nie chciał zrobić nic złego. 

Na litość nie istniejącego bytu transcendentnego, w jaki niby sposób ten poseł „ryzykował karierą”? Czy jego kariera polityczna skończyła się po tej akcji? Czy konfie spadło poparcie? Czy po tej akcji konfa wywaliła tego posła? Czy też może zapowiedziała, że nie dostanie miejsca na listach? Odpowiedź na te pytania brzmi „Wiem, tak więc nie muszę się domyślać, że nie”. 


Zachowanie całkiem sporej części komentatorów to czystej wody frajerstwo. No bo tak, wszyscy wiedzą, że konfa non stop uprawia harcownictwo i sprawdza na ile sobie może pozwolić. Tyczy się to również wymiaru stricte informacyjnego (acz tak po prawdzie, to w przypadku konfy jest to wymiar raczej dezinformacyjny), bo konfiarze praktycznie non stop kłamią (a rzeczony poseł ma bardzo długą historię kasowania swoich wpisów z tegoż właśnie powodu). Jednakowoż w momencie, w którym poseł tej formacji zostaje złapany na gorącym uczynku na próbie kradzieży, nagle okazuje się, że powinniśmy wierzyć w zapewnienia posła i jego formacji. 

No po prostu chłop robił duże zakupy i nie wszystko skasował bo miał słuchawki i nie zauważył, że się nie nabiło. Szkoda, że do tego nie dodano, że „kto nigdy czegoś takiego nie zrobił, niechaj pierwszy rzuci kamieniem”, bo biura poselskie konfy zostałyby przysypane przez tony kamieni, ale to tylko dygresja. Byłbym skłonny uwierzyć w tę wersję wydarzeń, gdyby okazało się, że poseł konfy robił zakupy po raz pierwszy w życiu i na domiar złego trafił na kasę samoobsługową. 


Ja rozumiem, że można być roztargnionym i można nie skasować np. jakiejś małej pierdółki, jak się robi duże zakupy, ale nie uwierzę w to, że robiąc dowolnie duże zakupy można było po pierwsze przegapić to, że kupa artykułów się nie „odbiła”, a po drugie nie zwrócić uwagi na to, że przy płaceniu cena się chyba ciut nie zgadza. Nie uwierzę również w to, że gdyby to faktycznie były OLBRZYMIE ZAKUPY, to nie udałoby się dogadać z obsługą i po prostu zapłacić za te artykuły. A właśnie, to jest w sumie ciekawa sprawa, bo ja dopiero pisząc te słowa zwróciłem uwagę na coś, co mi wcześniej (przy okazji odcinka podkastowego, w którym się nad tym tematem pochylaliśmy) umknęło. Już tłumaczę w czym rzecz. Otóż, mnie się, moi szanowni czytelnicy wydawało, że ten nieszczęsny (aczkolwiek to głównie nasze narodowe nieszczęście) poseł zapłacił za te artykuły (prócz przyjęcia mandatu, rzecz jasna). Okazało się, że on co prawda mandat przyjął, ale za artykuły nie zapłacił. Czyli dopiero gdy przyjechała policja zorientował się, że nie są mu potrzebne? A już na sam koniec pastwienia się nad tym tematem, jedna, drobna, uwaga. Czemu tak właściwie ten poseł został zatrzymany przez obsługę? O ile w tym konkretnym sklepie obsługa nie robi „wyrywkowych kontroli” (przprszm, musiałem), to chyba jednak coś na rzeczy było i chyba nie mieliśmy do czynienia z „omyłką”. Swoją drogą, wyjątkowo rozbawiło mnie to podkreślanie przez Mentzena tego, że ten poseł przyjął mandat i nie zasłaniał się immunitetem. Jaśnie Pan Jest Zbyt Łaskawy. 

No dobra, przyznaję, że poświęciłem poprzedniemu tematowi tak dużo miejsca dlatego, że teraz przechodzimy do przedostatniego tematu, który żadną miarą śmieszny nie jest (nawet nieintencjonalnie). Wiecie, współautorzyłem książkę o polskich fanach Trumpa (o tytule z gatunku selfexplanatory: „Trumpolacy”) i myśmy tam produkowali się razem z Doniesieniami z Putinowskiej Polski (nie otaguję jego peja, bo jeszcze się algorytm zbiesi) na temat tego „co to może być”, jeżeli Trumpowi uda się wygrać wybory. Produkowaliśmy się (konkretnie zaś ja) na temat Wielkiej Miłości Zjednoczonej Prawicy do Donalda Trumpa. Niemniej jednak przyznam się wam szczerze, że załamuje mnie to, jak bardzo partia Kaczyńskiego mizdrzy się do Trumpa niezależnie od tego, jak złe i niekorzystne dla naszego kraju są decyzje i plany jego administracji. 


Ostatnio, na ten przykład zrobiło się głośno o nowej strategii bezpieczeństwa USA. W telegraficznym skrócie chodzi w niej o to, że wszelkie relacje USA ze „światem zewnętrznym” mają mieć praktycznie wyłącznie charakter finansowy. Może inaczej to ujmę: jeżeli któreś państwo będzie chciało mieć dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi, to takie państwo będzie musiało się na te relacje wykosztować.  

Gwoli ścisłości, ja tam zbyt wielką miłością USA nie darzyłem (nie darzę i nie będę darzyć), ale byłem świadomy tego, że niezależnie od moich uczuć w tej materii, Stany Zjednoczone są gwarantem naszego bezpieczeństwa. Rzecz jasna nie jedynym, ale można by rzec, że głównym. Jeżeli chodzi o dotychczasowe dokonania USA, to prawda jest taka, że Rosja mogła bezproblemowo budować narrację (wykorzystywaną bardzo chętnie przez naszych krajowych skarpetosceptyków), która szła mniej więcej tak: „aha, więc Stanom Zjednoczonym wolno atakować inne kraje, a nam nie wolno? I to ma być sprawiedliwość?!” Niemniej jednak. Polska (i praktycznie cała Europa) mogła liczyć na to, że w razie czego (czytaj: gdyby Rosji się jednak odwidziało udawanie, że się zmieniła) USA nam (Polsce łamane przez Europę [nie, nie zaliczam Rosji do Europy]) pomoże. I jeżeli mam być szczery, to można było być tego pewnym nawet w czasie, w którym administracja Obamy usiłowała doprowadzić do resetu w kontaktach z Rosją. Zresztą, wydaje mi się, dowodem wystarczającym do podparcia tej tezy jest to, że żadnemu krajowi Europy Zachodniej (a takowym jesteśmy my dla Rosji na ten przykład) „Druga Armia Na Świecie” nie zrzucała bomb na głowy. Podsumowując, było wiadomo-jak, ale stabilnie. 

No to teraz jest znacznie gorzej, niż „wiadomo-jak”, ale za to niestabilnie. No bo tak na pierwszy rzut oka teraz to wszystko wygląda lepiej, niż w czasach minionych, bo przecież jeżeli będziemy mieli powiązania gospodarcze, to Donald „Deal Maker” Trump nas nie zostawi na pastwę ruskich bomb i Drugiej Armii w Ukrainie, która z przyjemnością zabrałaby się za wynoszenie nam z domów różnych sprzętów (pralek, kibli, konsol i generalnie wszystkiego, co nie jest odpowiednio mocno przytwierdzone do podłoża). Do tego przynajmniej starają się nas przekonać nasi ukochani Trumpolacy. 

Tyle, że to są po prostu bzdury. No bo tak się jakoś składa, że jeżeli umawiasz się na coś z jakimś wielkim „deal-makerem”, który ponad wszystko stawia (bardzo prymitywny) rachunek ekonomiczny, to się może okazać, że ktoś, kto chce Ci zrobić na złość, kupi od deal-makera więcej bulbulatorów od Ciebie i to ten bogatszy kupiec wkradnie się w łaski Wielkiego Sprzedawcy Bulbulatorów. A jak się już w te łaski wkradnie, to się może okazać, że wszystkie Twoje umowy z WSB są już nieważne, bo ów sobie wymyślił, że mu się już nie opłaca z Tobą dogadywać. Gwoli ścisłości, już mi nawet nie chodzi o tę Rosję (choć ona miałaby znacznie więcej do zaoferowania USA od nas [już nawet J.D. Vance opowiadał o tym, że Rosja ma różne surowce naturalne/etc. i nie wydaje mi się, żeby po prostu chciał się pochwalić swoją wiedzą]), ale o to, że biorąc pod rozwagę optykę obecnej administracji USA – bogatsze kraje szybciej się z nimi dogadają. Tak się jakoś składa, że co prawda Polska jest już (chyba?) w G20, ale przed nami jest całkiem sporo innych krajów, które mają znacznie niższy numerek przy literce „G”. 


Z tego zaś wynika, że Michał Dworczyk, który w baaaardzo długim wątku na Eloneksie tłumaczył, że ta nowa strategia to jest w sumie dla nas nawet lepsza od tego, co było wcześniej, chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że popadł w myślenie życzeniowe. No ale, Dworczyk i jego życzeniowe myślenie to jedno, ale to, co odwalił Radosław Fogiel, to już jest puszczenie się poręczy z prędkością podświetlną. 

Cóż takiego powiedział Fogiel? Ano między innymi wspomniał o tym, że w tej strategii to jest zawarte takie coś, że dzięki niej (uwaga cytuje): „Rosja osiągnie taki poziom stabilności, że nie będzie grozić swoim europejskim sąsiadom”. Bo wiecie, wystarczy tę Rosję wciągnąć w relacje gospodarcze, żeby Rosja zrozumiała, że nie opłaca się jej prowadzić wojen i wszczynać konfliktów, bo to będzie oznaczało poważne konsekwencje natury ekonomicznej. Ci sami ludzie będą nam tłumaczyć, że obecne działania Rosji to efekt po pierwsze, resetu Obamowego, po drugie działań Niemiec (które, przypominam, usiłowały Rosję wciągnąć w relacje gospodarcze/etc./etc. [nie zgadniecie poseł której partii niemieckiej mówił parę miesięcy dokładnie to samo i dlaczego chodzi o Tomasza Frolicha z AfD]) no i generalnie traktowania Rosji jak zwykłego partnera w relacjach międzynarodowych, a czasami wręcz uleganie jej. 


Nawiasem mówiąc, ja tu nie chcę bronić administracji Obamy, ale w tamtym czasie Rosja wysyłała sygnały (teraz już wiemy, że były one fałszywe), które można było interpretować tak, że z Rosją da się dogadać i że można z nią prowadzić normalne relacje. Teraz zaś politycy prawicy (uwaga będzie capslock): WIEDZĄC TO WSZYSTKO I PAMIĘTAJĄC O TYM, DO CZEGO DOPROWADZIŁ RESET tłumaczą, że tym razem na pewno się uda. Czemu tak twierdzą? Ano temu, że boją się nawet pomyśleć coś wbrew Donaldowi Trumpowi, z przyczyn, jak mniemam oczywistych. Powiedzieć, że mają w dupie nasz kraj, to jak nic nie powiedzieć. 

I jeżeli ktoś czytając (bądź oglądając) słowa Fogla pomyślał sobie, że „bardziej się nie da”, to taki ktoś nie miałby racji, albowiem wtedy, cały na walonkowo wchodzi Rafał Woś, który wpadł do króliczej nory znacznie głębiej od Fogla i Dworczyka razem wziętych. Jak przystało na opiniomat nierozerwalnie związany ze Zjednoczoną Prawicą, Rafał Woś musiał również popełnić tekst w obronie tej nowej strategii. Różnica między nim, a tymi poprzednimi ancymonami polega na tym, że Rafał Woś poszedł o krok dalej i zaczął wychwalać nierozszerzanie NATO. Pozwolę sobie na zacytowanie całego fragmentu, ale lojalnie uprzedzam, że należy to czytać przy otwartym oknie: 


"Zakończenie wrażenia, że NATO to sojusz, który musi stale się rozszerzać" - niejednego ten cytat może w pierwszej chwili zmartwić. Ale czy naprawdę przyjmowanie do Sojuszu kolejnych krajów byłego ZSRR zwiększa nasze polskie bezpieczeństwo? Czy może raczej prowadzi do eskalacji w relacjach z Rosją i grozi wprowadzeniem do NATO krajów, których lojalność może okazać się w momencie próby problematyczna?”. 



Po pierwsze, zerknijmy na sam koniec tego pięknego fragmentu. Moim zdaniem podobny argument mógł paść ze strony wszelkiej maści Rafałów Wosiów, zamieszkujących kraje będące członkami NATO w przededniu wstąpienia Polski do NATO. No bo czy sensowne jest przyjmowanie do NATO krajów byłego Układu Warszawskiego, których lojalność może się okazać w momencie próby problematyczna? 


Po drugie „czy naprawdę przyjmowanie do Sojuszu kolejnych krajów byłego ZSRR zwiększa nasze Polskie bezpieczeństwo” (żebyśmy nie mieli wątpliwości, tu chodzi o Ukrainę), pozwolę sobie na ponowne użycie capslocka; TAK ZWIĘKSZA. Im więcej NATOwskich krajów dzieli nas od Rosji, tym lepiej dla nas i rozumieć to powinien każdy, kto chce zabierać głos na temat polskiego bezpieczeństwa. Nawiasem mówiąc, gdyby nie kontekst, zabawne byłoby to, że Woś się produkuje na temat „krajów byłego ZSRR” podważając ich potencjalną lojalność, ale jakoś dziwnym trafem nie wspomina o tym, że „w momencie próby” znacznie większy problem z lojalnością miałyby Orbanowskie Węgry. No ale, Orban też jest MAGA, więc jego nie wypada krytykować. 


Po trzecie, to pamiętajcie, że my tego NATO nie możemy rozszerzać za bardzo, bo to będzie drażniło Rosję. Argumentu o Wosiach w krajach, które niejako przyjmowały nas do NATO już użyłem, więc teraz pora na inny. To miłe, że Rafał Woś zwraca uwagę na uczucia innych. Szkoda natomiast, że są to uczucia Rosji. Wosia nie obchodzi to, że być może „byłe kraje ZSRR” chciałyby wstąpić do NATO, bo wiedzą czym się może skończyć bycie zdanym na łaskę Rosji. Poza tym nie chciałbym być złośliwy, ale wydaje mi się, że od momentu, w którym Rosja zaatakowała Ukrainę NATO się powiększyło i mimo, że dzisiejszy Woś nazwałby to „eskalacją”, to ta eskalacja do niczego nie doprowadziła (tak samo, jak przekraczanie kolejnych nieprzekraczalnych granic, po przekroczeniu, których Rosja miała nam wszystkim „pokazać”). Być może jestem uprzedzony, ale ja tam na ten przykład w dupie mam uczucia Rosji w temacie rozszerzania NATO. 


Tak na sam koniec tych rozważań okołostrategiowych. Problem polega na tym, że nawet jeżeli za parę lat dojdzie do zmiany administracji w USA i nowa administracja powie, że ta Trumpowska strategia już nie obowiązuje, to będzie za późno. Tzn. będzie można cofnąć szkodliwe decyzje i naprawić relacje transatlantyckie, ale to w szerszej perspektywie nie zmieni tego, co się stało. Już tłumaczę w czym rzecz. Zrobię to na przykładzie tego, co PiS zrobił z Trybunałem Konstytucyjnym. Otóż PiS był pierwszą partią, która pokazała, że można sobie wytrzeć wiadomą część ciała orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego i w sumie absolutnie nic z tego nie wynika. Potem PiS już się tym nie musiał przejmować, bo przejął TK. Teraz zaś niektórymi wyrokami TK nie przejmuje się PO (bo całkiem słusznie traktuje TK jako PiSowską przybudówkę). Nawet jeżeli dojdzie do jakiegoś resetu konstytucyjnego i wszystkie partie się zgodzą na to, że brak bezpiecznika ustrojowego nie jest niczym dobrym i całą sytuację się połata, to z tego absolutnie nie wyniknie, że np. parę lat po takim „resecie” nie przyjdzie jakiś inny Jeszcze Bardziej PiS i znowu nie wytrze sobie wiadomej części ciała orzeczeniami Trybunału Konstytucyjnego.


Z relacjami transatlantyckimi jest podobnie. Nowa administracja może je naprawić, ale nie może zagwarantować, że po niej nie przyjdzie Jeszcze Bardziej Trump, który znowu będzie chciał wdrażać strategię „moje bogate ziomeczki first”. 


I na tym bym już chciał zakończyć, ale muszę pochylić się nad jeszcze jednym tematem. Co ciekawe temat ten był przeze mnie poruszany już dwukrotnie. Po raz pierwszy w roku 2013, a po raz drugi w 2017. Żeby tradycji stało się zadość, powinienem temu poświęcić osobną notkę, ale biorąc pod rozwagę moje „przestoje”, pewnie bym jej ostatecznie nie napisał. No ale, ad meritum, chodzi o pomysł wprowadzenia jednolitej ceny na nowe książki. 


Moja opinia na ten temat się nie zmieniła i uważam to za bardzo zły pomysł. O ile samą próbę uregulowania tego, co się u nas dzieje na rynku książki (jak duzi gracze traktują tych mniejszych/etc.) uważam za coś dobrego, to jednak próbę zabetonowania ceny nowych książek uważam za bardzo złe rozwiązanie, albowiem ostatnie, czego potrzebujemy to to, żeby książka stała się dobrem luksusowym. 


Może inaczej: jeżeli wprowadzenie jednolitej ceny książki będzie połączone z tym, że okładkowe ceny książek nie będą przypominały tych dzisiejszych, to taka zmiana ma szansę na to, żeby nie skończyć się źle. Jeżeli jednakowoż dzisiejsze ceny okładkowe nie ulegną zmianie i będziemy (jako czytelnicy) „skazani” na kupowanie nowych książek w cenach okładkowych, to ja co prawda nie jestem jakimś Wielkim Analitykiem, ale wnosząc po tym, czym się skończyło przeskoczenie z zerowego VATu na książki na 5%, wydaje mi się, że skończy się to hekatombą na rynku nowej książki (jeżeli ktoś jest ciekaw, jak to wyglądało wcześniej, to gdy pisałem notkę z 2013 udało mi się dotrzeć do danych o sprzedaży książek i „tąpnięcie” poVATowskie było bardzo widoczne). 


Pozwolę sobie na opisanie jednego kejsu. Jest sobie trylogia „Historia Komunizmu na Świecie” (która ma swoje wady, ale ja nie o tym teraz). Pierwszy tom („Kaci”) wydano u nas w 2021 roku i jego ceną okładkową było 99.90 złotych (kupiłem go „na świeżo” za 69 złotych, gdybym poczekał pewnie udałoby się kupić za połowę ceny). Drugi tom („Ofiary”) wydano w roku 2023 w okładkowej cenie 129,90. Tenże drugi tom kupiłem za 65 złotych (korzystając z jednego z pierdyliona programów lojalnościowych). Trzeci tom („Współsprawcy”) wydano w tym roku i ma cenę okładkową 159.90 (da się ją teraz dostać za jakieś 100 złotych). Innymi słowy, w przeciągu czterech lat, cena okładkowa książki (mają bardzo zbliżoną objętość) wzrosła o pi razy oko 60%. 


I ja wiem, że kalkulacja pewnie przebiega tak: jeżeli ktoś wydaje (będę łaskawy) np. 800 złotych rocznie na nowe książki, to po wprowadzeniu jednolitej ceny książki wyda ich tyle samo, ale po prostu kupi za to mniej nowych książek. I zupełnie pomija się tu ten drobny szczegół, że gdybyśmy „zamrozili” dziś cenę okładkową, to w przypadku wyżej wymienionej „Historii Komunizmu na Świecie” oznaczałoby to, że trzeci tom kosztowałby prawie 100 złotych więcej od drugiego. Czy tylko mnie się wydaje, że to jest dość duża różnica? Tak wiem, że w Polsce sprzedaje się nie tylko książki historyczne, ale różnica w cenie będzie pewnie proporcjonalna. Ta różnica może doprowadzić do sytuacji, w której część czytelników będzie „pożyczać” książki z różnych portali (w formie ebooka) albo kupować je z rocznym opóźnieniem (czyli wtedy, gdy ceny będą już o wiele bardziej przystępne ze względu na promocje). A wtedy osoby zainteresowane tym, żeby na rynku książki nic się nie zmieniało (i duzi gracze mogli dalej robić to, co robią teraz) pewnie pojawi się sporo głosów, z których będzie wynikać, że wszystkie wprowadzone zmiany są złe i trzeba je cofnąć, bo sami widzicie, co się dzieje na rynku „nowej” książki, kto to widział. 


I tym, w sumie nie wiem jakim akcentem kończę powyższa Ścianę Tekstu. 


Źródła:

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/awarie-pociagow-newagu-hakerzy-ujawniaja-kto-stoi-za-celowymi-usterkami/g4hymmg

https://wiadomosci.onet.pl/krakow/skandal-na-kolei-newag-pozywa-hakerow-oraz-konkurencyjna-spolke-sps/h3rrs5m

https://oko.press/newag-hakerzy-dragon-sector-pociagi-impuls

https://wiadomosci.onet.pl/opole/kolejny-pociag-impuls-ulegl-dziwnej-awarii-poprzednie-naprawiali-hakerzy/pb08xtr

https://www.rynek-kolejowy.pl/wiadomosci/newag-pozywa-poslanke-pauline-matysiak-121539.html

https://wiadomosci.onet.pl/krakow/skandal-na-kolei-sad-odrzucil-pozew-newagu-przeciwko-poslance-partii-razem-chcieli/3pyvphb

https://x.com/PolaMatysiak/status/1981464641151639929

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/2279363,1,slapp-y-wiceministrowie-od-ziobry-zaplaca-z-wlasnych-pieniedzy.read


Ściany tekstu na temat Instytutu:

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2020/06/instytut.html

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2024/04/onuco-onuco-cozes-ty-za-pani.html?m=0

https://x.com/PiknikNSG/status/1982181673824399795

https://www.facebook.com/wsieciprawdy/posts/pfbid07uNdepp7RHfomWnYR9DQxMjjKEWXtPMHRKh7wqvX3mwWz2xfAHk26Vzwb7BjgdQAl

https://www.facebook.com/wsieciprawdy/posts/pfbid0myPBm8QRMQaxqtvqPpVZYmN1PmLVfXQkLFMXRTWo53qtnXw8BYPr8RUT2VbrDCtNl

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-razem-odwiesza-pauline-matysiak-poslanka-zostala-ukarana-nag,nId,7875083

Jeżeli poniższy link wam wywali 404, to wrzućcie w gugla „Marcin Horała do dymisji”

https://lewica.org.pl/aktualnosci/7591-marcin-horala-do-dymisji

https://x.com/RafalWos/status/1998721023466946683

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2025-11-07/wyciagneli-karty-w-trakcie-glosowania-posel-z-razem-tlumaczy-decyzje/

https://www.rp.pl/polityka/art1012051-adrian-zandberg-ziobro-przed-trybunal-stanu-reka-nie-zadrzy

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2025-11-09/tyszka-jest-ordynarnym-klamca-janusz-kowalski-reaguje-na-slowa-polityka-konfederacji/

https://oko.press/na-zywo/na-zywo-relacja/tyszka-janusz-kowalski-proponowal-mi-skorzystanie-z-funduszu-sprawiedliwosci

https://wiadomosci.gazeta.pl/polityka/7,198012,32389251,chodzmy-stad-to-sa-zlodzieje-kukiz-o-spotkaniach-u-ziobry.html

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/2257957,1,wszystkie-tasmy-mraza-kto-z-kim-rozmawial-na-co-sie-umawial-trzeba-w-to-brnac.read

https://x.com/MariaKurowskaPL/status/1995470696038764746

https://polskieradio24.pl/artykul/3615100,afera-funduszu-sprawiedliwosci-oswiadczenie-kurowskiej-i-szybka-odpowiedz

https://www.rmf24.pl/polityka/news-drugi-immunitet-romanowskiego-prokuratura-nie-wylaczal-mozli,nId,7653599

https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-porazka-prokuratury-ws-zbigniewa-ziobry-liczne-bledy,nId,8048254

https://oko.press/donald-tusk-skrajny-populista-wypowiedzenie-europejskiej-konwencji-praw-czlowieka-moze-byc-calkiem-rozsadne

https://tvn24.pl/polska/europejska-konwencja-praw-czlowieka-adam-szlapka-polska-nie-ma-planow-jej-opuszczenia-st8722161

https://x.com/JNizinkiewicz/status/1983245972948869223

https://tvn24.pl/polska/incydent-berkowicza-w-ikei-mozna-usprawiedliwic-posel-konfederacji-odpowiada-st8732186

https://x.com/michaldworczyk/status/1996998674681942343

https://www.tvp.info/90473397/prezydent-ukrainy-wolodymyr-zelenski-zaprosil-karola-nawrockiego-do-kijowa-radoslaw-fogiel-gosc-poranka?

https://wydarzenia.interia.pl/felietony/news-pare-slow-prawdy-o-strategii-trumpa,nId,22497462

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2013/10/minister-zdrojewski-walczy-z-ksiazkami.html

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2017/03/czytelnik-minus.html