piątek, 26 czerwca 2020

Hejterski Przegląd Wyborczy #2

Trochę czasu minęło od momentu, w którym pochylaliśmy się nad tematami wyborczymi, tak więc doszedłem do wniosku, że warto ogarnąć kolejny (tak, drugi to też „kolejny”) Przegląd Wyborczy. Zacznę od takiej uwagi o charakterze ogólnym, którą to uwagę ostatnio jakoś tak coraz częściej się mi zdarza wrzucać do tekstów. Tak, to jest wstęp pt.: „patrzę na politykę od dłuższego czasu, ale jednak udało się mnie komuś zaskoczyć”. Skoro mamy to za sobą, to teraz przejdźmy do tego, co mnie zaskoczyło. O obecnym Prezydencie RP mam zdanie takie, a nie inne. Niemniej, kurwa, jednak to, co się ostatnio odjebało, wprowadziło mnie (na moment) w taki stupor, że gdybym był członkiem załogi „Niezwyciężonego” i akurat wizytował pewien wąwóz razem z Grupą Rohana, to też bym pewnie ocalał. Mamy łatwo obserwowalny dowód na to, do czego prowadzi ignorowanie fundamentalistów. Jeszcze siedem lat temu wypowiedzi w rodzaju: „Genderrewolucjonistów z powodzeniem można określać mianem neobolszewików pamiętając, że różnią się od nich jedynie stosowanymi metodami”, padały głównie z ust tytanów intelektu pokroju księdza Oko. W 2020 Prezydent RP publicznie bredzi o tym, że: „To, że próbowano dzieciom w szkołach wcisnąć komunistyczną ideologię, to był bolszewizm, ideologizowanie ludzi. Dzisiaj też naszym dzieciom próbuje się wciskać zupełnie inną ideologię, aczkolwiek to jest taki neobolszewizm.”. Muszę przyznać, że upadek Prezydenta RP jest tak wielki, że nawet wyrżniecie „Ariela” w powierzchnię Marsa to przy tym pestka. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że w przeciwieństwie do upadku „Ariela”, upadek Prezydenta RP miał swoją przyczynę w skrajnej, kurwa, bezmyślności.


Nie chciałbym być źle zrozumiany. Nie chodzi mi o to, że osoba będąca Prezydentem RP nie ma szans na reelekcję po tym rzygu. Chodzi mi o to, że przez ten rzyg ucierpiała powaga urzędu sprawowanego przez tę osobę. Bo jeżeli Głowa Państwa może sobie pozwolić na coś takiego, to znaczy, że „wolno wszystko”. Co zrozumiałe, Prezydent RP brnie od dłuższego czasu w bełkotliwe tłumaczenia, z których wynika, że ideologia LGBT istnieje, że on wcale nikogo nie obraził i że nie zamierza nikogo przepraszać. Cała sprawa jest bagatelizowana przez drony pokroju Pawła Rybickiego, że hohoho, hahaha: „Najlepsze jest to, że to całe podniecenie się lewacko-liberalnej warszaffki paroma tekstami w zagranicznej lewacko-liberalnej prasie nie ma żadnego przełożenia na polskie realia. Potem jak zwykle będą zdziwieni jak w 2015 albo 2019”. Przez moment zastanawiałem się nad tym, czy budowanie takiej narracji „hehehe, lewaków boli dupa” to przejaw głupoty, czy też wyrachowania, ale uznałem, że jednak chodzi o bramkę numer jeden. Do obecnych władz nie dociera to, że co prawda ich betonowy elektorat ma takie tematy w głębokim poważaniu (i pewnie się cieszy, że „znowu pokazaliśmy tym pajacom z zagranicy!”), ale tego rodzaju „wypowiedzi” są bardzo, ale to bardzo szkodliwe dla naszego kraju. Po pierwsze, wzmacniają wizerunek dzbanów narodowych zamieszkujących nasz kraj, po drugie zaś mogą mieć bardzo duży wpływ na nasze relacje międzynarodowe. No bo to jest tak, że Prezydent RP (w teorii przynajmniej) powinien jeździć i „zagranico” dogadywać się z głowami innych państw. Kto będzie chciał się dogadywać z typem, który bredzi o tym, że walka o związki partnerskie to taki neobolszewizm? Rzecz jasna, nikt nie zerwie z naszym państwem stosunków dyplomatycznych z tego powodu, ale nieśmiało przypominam o tym, że w polityce zagranicznej w chuj istotne jest tzw. „soft power”, której Zjednoczona Prawica pozbawia nas z uśmiechem na twarzy. Być może już kiedyś mi się zdarzyło coś takiego napisać, ale Zjednoczona Prawica sprowadziła nas w polityce zagranicznej do roli wiecznie najebanego wujka, którego trzeba zapraszać na spotkania (bo to rodzina), ale wszyscy mają go dosyć i generalnie to nie liczą się z jego opinią. Do tego pięknego obrazka dodajmy teraz kolejną składową. Otóż, nasz wujek się właśnie zrzygał na stół, na siebie i na wszystkich dookoła, po czym oświadczył, że on nikogo nie zamierza przepraszać, bo ma prawo do własnej opinii. Uwaga natury ogólnej, nie skupiałem się w powyższym wstępie na tym, że upadek Prezydenta RP miał również wymiar etyczny, bo Zjednoczona Prawica wielokrotnie udowadniała, że ma na to wyjebane. Tzn. jeżeli szczucie może im w czymś pomóc, to będą szczuli. Gdyby tak nie było, to pewien wysoko postawiony funkcjonariusz Kościoła, bełkoczący o zarazie, nie dostałby tylu pochwał od rządowych mediów i polityków partii rządzącej, a rządowe media nie jarałyby się „strefami wolnymi od”. Gwoli ścisłości (bo ten wątek mógł wprowadzić trochę zamętu). Tak, Zjednoczona Prawica szczuła, szczuje i będzie szczuć (jeżeli damy jej taką możliwość), niemniej jednak tego rodzaju narracja w wykonaniu prezydenta, to pewne novum. Warto w tym miejscu zauważyć, że to, czy Prezydent RP w tym momencie wykonywał polecenia sztabowców, czy też po prostu opowiadał o tym, co mu leży na sercu (czy też oba naraz), nie ma w tym miejscu najmniejszego znaczenia.


Ponieważ dłubanie przy tej notce trochę mi zajęło, okazało się, że w przysłowiowym międzyczasie, Kancelaria Prezydenta RP rzuciła prezydentowi worek cegieł z przyklejoną kartką z napisem „koło ratunkowe”. Jak do tego doszło? Otóż: „Jeden z twórców Atlasu Nienawiści, Jakub Gawron, wysłał do Kancelarii Prezydenta pytania na temat Karty Rodziny”. Zapytano, między innymi o to: „co to jest ideologia LGBT?”, „W jaki sposób zostanie wprowadzony zakaz "ideologii LGBT" w instytucjach państwowych? Za pomocą rozporządzenia? Nowelizacji ustawy? Nowej ustawy?”. Pytań było znacznie więcej, ale cytowanie ich nie ma sensu, albowiem Kancelaria Prezydenta RP odpisała, że: „Żądane informacje dotyczą kampanii wyborczej Kandydata na Prezydenta RP Andrzeja Dudy, a nie działań podejmowanych w ramach pełnionej funkcji Prezydenta RP”. Tak więc, wiecie rozumiecie, Prezydent może i sobie coś tam powiedział, ale powiedział to jako kandydat, więc wypad, pajace! Kancelaria poinformowała pytających o tym, że takie pytania to se można kierować do sztabu wyborczego, ale napisała również, że: „żądanie dostępu do informacji publicznej "nie dotyczy zdarzeń przyszłych, zamiarów, planów czy zapowiedzi przedstawiciela władzy publicznej”, tak więc wydaje mi się, że chyba wiem, co się stanie, jak podobne pytania zostaną skierowane do sztabu wyborczego. Poza wszystkim innym, reakcja Kancelarii Prezydenta RP jest tak bardzo typowa dla polskiej prawicy, że gdyby w którymś słowniku było hasło „mówienie głupot i nie branie odpowiedzialności za to, co się powiedziało”, to w definicji stałoby: „zobacz: „polska prawica””. Tak się bowiem składa, że jak prawica coś powie, to zawsze jest, kurwa, wyrwane z kontekstu, albo skrót myślowy, albo chuj wie co. Pod tym względem obecny Prezydent RP idealnie wpasowuje się w prawicowy krajobraz.

 
No dobrze, ale jak to się w ogóle stało, że Prezydent RP zdecydował się na stosowanie narracji, które do tej pory utożsamiane były ze skrajnym dzban-konserwatyzmem, który miał w zamierzeniu zjednać mu elektorat Konfederacji (mocno konserwatywne kawałki elektoratu PSL)? Wszystkiemu winny jest clusterfuck, który Zjednoczona Prawica sama sobie zafundowała. Na swoje własne nieszczęście, Zjednoczona Prawica tego nie dostrzega i wszystkie swoje problemy zrzuca na karb tego, że POKO dokonało wymiany kandydata. Owszem to, że zamiast Małgorzaty Kidawy Błońskiej startuje teraz Rafał Trzaskowski również jest dla Zjednoczonej Prawicy problemem, ale nie tak wielkim, jak to, w co Zjednoczona Prawica sama się wkopała.


Moim skromnym zdaniem, początkiem nieszczęść Zjednoczonej Prawicy był jej ośli upór w kwestii majowych wyborów. Ów ośli upór miał kilka przyczyn. Pierwszą (i chyba najważniejszą) było to, że Zjednoczona Prawica nie bardzo wiedziała „co będzie dalej” z epidemią, z polską gospodarką etc. Zakładała więc, że „będzie źle”, ponieważ zaś to sobie założyła, czynniki decyzyjne uznały, że trzeba wybory przeprowadzić póki słupki sondażowe są takie, a nie inne. Wiele napisano o „słuchu społecznym” Zjednoczonej Prawicy, ale o ile takowy w ogóle kiedyś istniał (a moim zdaniem był on efektem wydawania pierdyliona złotych na badania), to zupełnie zanikł w marcu 2020. Tak się bowiem składa, że badania odnośnie tego „co z wyborami” przeprowadzano jeszcze przed lockdownem i na pytanie: „Czy uważa Pani/Pan, że gdyby w Polsce znacząco wzrosła liczba zachorowań wywołanych koronawirusem należałoby przełożyć wybory prezydenckie? 51,7 proc. odpowiedziało "tak". "Nie" odpowiedziało 28,1 proc. Odpowiedzi "Nie mam zdania" udzieliło 20,2 proc.”  (badanie przeprowadzono 10-11 marca). Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że pytanie było obarczone przynajmniej dwoma błędami metodologicznymi (miało sugerującą treść i coś, co się zwie „błędem znawstwa” [skąd respondent ma wiedzieć co to jest „znaczący przyrost”?]). Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, napiszę jedynie tyle, że praktycznie wszystkie późniejsze sondaże wskazywały na to, że suweren tych wyborów w maju nie chce. Niechęć suwerena oznaczała znacznie mniejszą frekwencję (z różnych sondaży wynikało, że będzie to jakieś 31% albo gorzej). Zjednoczoną Prawicę ta niska frekwencja bardzo cieszyła, albowiem jak można było wyczytać z sondażu Kantar dla Wyborczej: „sprawdziliśmy, kto odważy się zagłosować mimo trwającej epidemii i okazało się, że głównie wyborcy Andrzeja Dudy. Jeśli wybory prezydenckie odbędą się podczas epidemii, Duda dostanie w I turze aż 65 proc. głosów. Jeśli już po epidemii: 44 proc.”. Tak więc, może i większa część suwerena nie chciała tych wyborów, ale wystarczająca część elektoratu Prezydenta RP była gotowa wziąć w nich udział, tym samym, resztę można było mieć w dupie. W międzyczasie wymyślono sobie wybory korespondencyjne i zaczęto udowadniać, że Polacy tych wyborów chcą (w jednym z sondaży [ciekaw jestem metodologii] dojechano do 57,5% frekwencji). Przekonywano również suwerena do tego, że jeżeli wybory nie odbędą się w maju, to równie dobrze Polskę będzie można zlikwidować. Potem zaś wybory się nie odbyły i nagle się okazało, że alarmistyczny ton polityków Zjednoczonej Prawicy był (co za szok) zwykłą ściemą.


Kolejnym problemem, który zafundowała sobie Zjednoczona Prawica były autograbie sondażowe. Zjednoczona Prawica chwaląc się sondażowymi wynikami obecnego Prezydenta RP, całkowicie pomijała przyczyny, dla których ma on tak wysokie słupki sondażowe (które dojeżdżało do 60 punktów procentowych i więcej). Nie wspominano praktycznie w ogóle o tym, że kilkuprocentowe poparcie innych kandydatów bierze się stąd, że ich elektoraty nie chcą brać udziału w wyborach ze względu na, że tak to ujmę, „okoliczności przyrody”. Dodatkowo, flekowano Koalicję Obywatelską za to, że Małgorzata Kidawa-Błońska ma „rekordowo niskie poparcie” (w pewnym momencie było to 2%). Rządowe media i politycy partii rządzącej budowali narrację, że jeżeli chodzi o to poparcie, to jest ono efektem tego, że Polacy uznali, że KO jest po prostu do dupy i nie chcą głosować na ich kandydatkę. Co prawda, niektórzy się wyłamywali z tych narracji (Jacek Karnowski tłumaczył, że to poparcie niskie to dlatego, ze MKB wezwała do bojkotu), ale przekaz był prosty jak budowa cepa: Polacy uważają, że obecny Prezydent RP = dobrze i uważają, że opozycja = niedobrze. Spindoktorzy, którzy wymyślali te narracje, nie brali pod rozwagę scenariusza, w którym wyborów w maju nie będzie. Ponieważ zaś wybory w maju się nie odbyły, wszystkie te narracje są dla Zjednoczonej Prawicy autograbiami. Nie da się bowiem podtrzymywać narracji „Polacy kochają obecnego Prezydenta RP”, w sytuacji, w której zalicza on 20% spadek w sondażach. Tak samo, jak nie da się tłumaczyć, że Polacy generalnie to uważają, że CHWDP największej partii opozycyjnej, kiedy wymieniony kandydat poprawia sondażowe wyniki swojej poprzedniczki. Ja wiem, że najtwardszy elektorat przyjmie wszystko, ale sam beton nie wystarczy do wygrania wyborów. Niższe słupki sondażowe obecnego Prezydenta RP pojawiać się zaczęły również w „badaniach” przeprowadzanych przez moją ulubioną, niezależną sondażownie (Social Changes). Polski komentariat nie byłby polskim komentariatem, gdyby nie zaczął się w tym dopatrywać spisku. Spisek ów miał polegać na tym, że partia rządząca celowo zaniża te słupki, żeby mobilizować swój  elektorat. Na pierwszy rzut oka, teoria brzmi legitnie, bo chyba nikt nie ma wątpliwości odnośnie tego, do czego używa się sondaży u nas i po co się je publikuje. Tylko, że na drugi rzut oka teoria ta jest mocno dziurawa. Nie ma w niej co prawda tylu dziur, ile można by było znaleźć na tradycyjnym nakryciu głowy pastafarianina, ale są one na tyle duże, że ciężko traktować tę teorię poważnie. Pierwszą dziurą w teorii jest panika obozu władzy, który non stop podejmuje histeryczne działania. Ponieważ o działaniach będzie za moment, teraz można skupić się na inszych dziurach w teorii. Drugą dziurą jest to, że gdyby chodziło o zaniżanie poparcia celem zmobilizowania elektoratu, to ktoś uprzedziłby CBOS, że rzucanie sondażem, w którym deklarowana frekwencja wynosi 84% (swoją drogą, bardzo bym chciał, żebyśmy takową mieli), a poparcie obecnego Prezydenta RP wynosi 49% (kandydat KO miał w tym badaniu 16%), może zdemobilizować elektorat partii rządzącej. Po trzecie, obóz władzy nie przejmuje się niskimi słupkami. Jak bardzo? Ano tak bardzo, że w rozmowie z „Wprostem” członkowie obozu władzy opowiadali o tym, że: „ich wewnętrzne sondaże są lepsze od tych publikowanych. – Oficjalne sondaże, które pokazują, że Rafał Trzaskowski ma coraz większe poparcie, mobilizują nasz elektorat, który był do tej pory nieco uśpiony. Nasze wewnętrzne badania dają Andrzejowi Dudzie w I turze dwucyfrową przewagę, a w II od 4 do 2 proc. więcej niż Rafałowi Trzaskowskiemu”. Jeżeli ktoś decyduje się na zagrywkę: a chuj, powiem, że mam własne sondaże, w których jest lepiej, to znaczy, że sytuacja jest dla tego kogoś raczej mało komfortowa. Takie „wyjawianie” tajemnic kłóci się również z teorią o celowym zaniżaniu słupków celem zmobilizowania elektoratu.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Na ćwitrze można czasem przeczytać inne teorie, z których wynika, że te słupki obecnego Prezydenta RP są takie, a nie inne dlatego, że jest on niedoszacowany. Przyznam szczerze, że ciężko dyskutować z takim argumentem, bo generalnie rzecz ujmując, polskie sondaże są tak doskonale przeprowadzane, że praktycznie zawsze ktoś w nich jest niedoszacowany, albo przeszacowany. Wystarczy sobie przypomnieć „finałowe” sondaże przedwyborcze z wyborów parlamentarnych 2019 i ranking Onetu, który po wyborach zestawiał te sondaże z wynikami. Tym niemniej, jednym z największych fuckupów sondażowych było to, co się działo w trakcie wyborów samorządowych 2018. W teorii, najłatwiej byłoby zrobić legitny sondaż w Warszawie (bo to największe miasto). W praktyce, chyba żadnej sondażowni się to nie udało. To „chyba” w poprzednim zdaniu to nie jest dupochron, po prostu nie widziałem sondażu, w którym Trzaskowski miałby poparcie zbliżone do swojego wyniku wyborczego. Mało tego. Wyniki sondaży zbudowały coś w rodzaju Matrixu. Kiedy Polska The Times walnęła sondażem, z którego wynikało, że Trzaskowski wygra z Chłopakiem z Biedniejszej Rodziny w drugiej turze (53,5 do 40), to obserwatorzy (którzy wcześniej wieszczyli, że Chłopak z Biedniejszej Rodziny wygra) zatrzęśli się z oburzenia, bo co to, kurwa, za sondaż inny od tych, z których im wynikało, że obaj kandydaci idą niemalże łeb w łeb? A potem przyszły wyniki wyborów i okazało się, że nawet ten „inny” sondaż się rozminął z rzeczywistością. Czy z tego wynika, że w 2020 obecny Prezydent RP może być niedoszacowany? Jak to mawiał klasyk: nie można tego wykluczyć. Tylko, że nie można wykluczyć również tego, że niedoszacowany jest jego, że tak to ujmę „główny” oponent. Jeżeli chodzi o sondażowe powody do zmartwienia, to Zjednoczona Prawica ma jeden, zajebiście duży problem, który polega na tym, że elektorat negatywny obecnego Prezydenta RP w drugiej turze poprze prawie każdego kontrkandydata (nawet Bosak mógłby liczyć na spore poparcie [o zaczadzeniu tym kandydatem przez część komentariatu wspomnę jeszcze w tej notce). Te drugoturowe sondaże są praktycznie niezmienne, niezależnie od tego, co robi Zjednoczona Prawica. Pojawiają się tam jakieś wahnięcia, ale obstawiam, że są one wynikiem błędów pomiarowych.


Ostatnim selfmade fuckupem Zjednoczonej Prawicy jest jej nieumiejętność pogodzenia się z tym, że to nie jest rok 2015, a ich najgroźniejszym przeciwnikiem nie jest już Bronisław „Gajowy” Komorowski. To jest, swoją drogą, cokolwiek fascynujące, bo poprzednia próba wmanewrowania kogoś w to, żeby był postrzegany jak Gajowy, która to próba była tak subtelna, że „niezależni internauci” założyli na ćwitrze konto o nazwie „Trzaskowski jak Komorowski”, skończyła się srogim wpierdolem wyborczym. Mimo tego, nikt w Zjednoczonej Prawicy nie zorientował się, że być może, jedną ze składowych tego wpierdolu było stosowanie metody, która jest nieskuteczna. Tzn. ja wiem, że Zjednoczona Prawica wypiera to, co się stało w Warszawie, a gdy nie może udawać, że to się nie stało (bo np. jakiś dziennikarz o coś zapyta), to wtedy się zaczyna budowanie narracji „wiadomo, że nasz kandydat nie miał szans” (pewnie dlatego Chłopaka z Biedniejszej Rodziny nadal wkurwia to, co się wtedy stało), ale dziwi mnie totalny brak refleksji. Mimo tego, że w Warszawie się nie udało, Zjednoczona Prawica usiłowała stosować metodę „na Komorowskiego” żeby poradzić sobie z Kidawą-Błońską. Mimo tego, że MKB była taką, a nie inną kandydatką, te narracje nie działały. Wydaje mi się, że sztabowcy obecnego Prezydenta RP byli o krok od poznania Wielkiej Prawdy pt. „to se ne vrati”, ale potem się objawiła pandemia i kandydatka POKO wraz ze swoim sztabem się pogubiła w narracjach i zaczęły jej spadać słupki sondażowe. W międzyczasie wezwała do bojkotu wyborów, przez co jej poparcie spadało do poziomu poparcia Magdaleny Ogórek w 2015. To był najprawdopodobniej moment, w którym Zjednoczona Prawica uznała, że te spadki to pewnie po części dlatego, że ich metoda znowu okazała się skuteczna (zapewne była to jedna z przyczyn, dla których partia rządząca zafundowała sobie sondażowe autograbie). Skoro więc metoda działała, a POKO zmieniło kandydata, to co należy zrobić? Zgadliście, należy tłumaczyć suwerenowi, że Trzaskowski jest jak Komorowski, mimo że metoda ta ni cholery nie zadziałała w 2018 w Warszawie.


Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że gdyby obecny Prezydent RP miał tak doskonałą kampanię w 2015, to najprawdopodobniej wyrównałby wynik Magdaleny Ogórek, ale ponieważ złośliwy nie jestem, zapraszam was na krótką wycieczkę po wyimkach z kampanii prezydenckiej, żebyście mogli w pełni docenić to, jak bardzo ci ludzie się, kurwa, pogubili. W pewnym momencie Czynniki Decyzyjne Zjednoczonej Prawicy uznały, że dość już tego udawanka z tym, że Kurski popadł w niełaskę i zdecydowano się na (oficjalne) przywrócenie go do łask. O tym, że wywalenie Kurskiego miało być dowodem na polityczną siłę obecnego Prezydenta RP, najprawdopodobniej zapomniano. No dobrze, ale po co im ten Kurski? Po to, żeby podkręcić hejty na Trzaskowskiego. To jest w sumie dość zabawne, bo już na początku hejtowania kandydata KO przez media rządowe – widać było, że to nie jest Komorowski, albo Kidawa-Błońska i że raczej nic z tego nie będzie. Tym samym decyzja o tym, żeby jeszcze bardziej się na nim wyżywać, była decyzją cokolwiek idiotyczną. Osobną kwestią jest to, że Trzaskowski ma doświadczenie w byciu flekowanym przez praktycznie cały aparat państwowy, bo raczej nie zapomniał tego, co się działo w trakcie kampanii samorządowej 2018, kiedy to „cała Polska” wspierała Chłopaka z Biedniejszej Rodziny. Wspierano go tak bardzo, że Rządowy Organ (aka „Gazeta Polska”) zlustrował matkę Rafała Trzaskowskiego (pewne rzeczy są niezmienne: szczepionki są dobre, narodowcy są rasistami, a PiS będzie napierdalał teczkami w nieprawilnych ludzi). Jestem się w stanie założyć o wiele, że w momencie, w którym Trzaskowski podejmował decyzję o tym, że jednak chce kandydować, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co się będzie działo. Dlatego też nie bawił się w dyplomację, tylko zapowiedział likwidację TVP. Nie będę się w tym miejscu pochylał nad zasadnością tego postulatu, bo nigdy nie skończę tej notki (acz obiecuję, że jak napiszę tekst o tym, jak PiS rozpierdala szeroko pojętą państwowość, to w tym tekście się pojawią dywagacje na temat TVP), od siebie dodam, że TVP robiło potem wszystko, żeby udowodnić, że ich zaoranie byłoby dobrym pomysłem.


Żeby nie przedłużać, przejdźmy do wyimków. Od razu nadmieniam, że będzie ich tylko kilka, bo gdybym chciał tu opisać wszystkie fuckupy mediów rządowych, których działanie to „niedźwiedzi pocałunek” (copyright Samuel Pereira) dla ich kandydata, to pewnie musiałbym popełnić książkę całą. 30 maja pracownik rządowych mediów zadał Rafałowi Trzaskowskiemu bardzo istotne pytanie: „Dlaczego pan wraz z żoną wycofał dzieci z przygotowań do pierwszej komunii świętej?” Co zrozumiałe, bardzo szybko zareagował na to obecny Prezydent RP, który doskonale wie, jak to jest, jak się komuś wciąga rodzinę do kampanii (vide, wpis z fejkowego konta Kingi Dudy, który to wpis pojawił się w programie Tomasza Lista). Dobra, żartowałem. Obecny Prezydent (ani też Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia, ani też inne Mastalerki) nie zająknął się w tym temacie. 13 czerwca, na portalu TVP Info pojawił się artykuł poruszający bardzo istotną kwestię. Pozwolę sobie na nieco obszerniejszy cytat, żebyście mogli w pełni docenić skalę problemu: „Trzy sceny, w których główną rolę w kampanii zaczyna odgrywać z pozoru nic nie znaczący przedmiot” – napisał na Twitterze wiceszef publicystyki TVP Info Daniel Liszkiewicz. Do wpisu załączył nagranie dwóch sytuacji z udziałem kandydata KO na prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego i jednej, w której widzimy prezydenta Andrzeja Dudę. (…) W trakcie kolejnego fragmentu widać, jak parasol zostaje rozłożony nad tłumaczką na język migowy, przekładającą przemówienie prezydenta Warszawy. W pewnym momencie parasol przejmuje sam Trzaskowski, pozostawiając kobietę bez osłony przed deszczem. (…) Z tymi sytuacjami skonfrontowano sytuację, do jakiej doszło w trakcie dzisiejszego wystąpienia Andrzeja Dudy. Kiedy zaczął padać deszcz, prezydent odmówił zasłonienia się parasolem.  „To tylko parasol, a tyle prawd potrafi ujawnić. Trzy sceny, w których główną rolę w kampanii zaczyna odgrywać z pozoru nic nie znaczący przedmiot” – skomentował sprawę sam Liszkiewicz.”. Nie wiem, jak wy, ale ja jestem, kurwa, zszokowany i uważam, że kwestią parasola powinna zająć się komisja śledcza. Idźmy dalej, 16 czerwca kandydat KO po raz kolejny musiał mierzyć się z dociekliwym pracownikiem mediów rządowych, który z narażeniem się na śmieszność zapytał: „Dwa lata temu zamiast na defiladę z okazji rocznicy Bitwy Warszawskiej wybrał się pan na jarmark, kupić m.in. dżem. Czy podobnie postąpiłby pan jako prezydent RP?” Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że kandydat się odwinął, zaś na ćwitrze bardzo szybko trendować zaczął hashtag #dżem. Politycy Zjednoczonej Prawicy usiłowali jakoś ratować tę sytuację i tłumaczyć, że żarty Trzaskowskiego z dżemu to: „Żenująca próba zdetonowania wizerunkowego problemu polegającego na tym, że Trzaskowski 2 lata temu dokładnie w ten sam sposób kpił z parady wojskowej w Dzień Wojska Polskiego... kupując dżem. A dzisiaj udaje obronnością i wojskiem zatroskanego.” (pozdrowienia dla Sebastiana Kalety), ale trochę im to, kurwa, nie szło. Niezwykle Ważnych Pytań zadawanych kandydatowi KO było od cholery, ale zawsze kończyło się to tak, że zadający pytanie dostawał po łapach. Ktoś poszedł więc po rozum do głowy (a przynajmniej tak się mu wydawało) i Trzaskowskiemu, który mówi językami ludzi i aniołów (tak, musiałem) podesłano pana z Wirdżinii (to odpowiedni moment na puszczenie sobie „Take Me Home, Country Roads”), który chyba miał zagiąć Trzaskowskiego, ale wyszło, jak zwykle. Ponieważ Zjednoczona Prawica nie wie, kiedy przestać, usiłowano tłumaczyć, że heheszki z akcentu pana z Wirdżinii (jako oglądacz serialu „Justified” muszę stwierdzić, że nie brzmiało to, kurwa, przekonująco), to dowód na to, że Trzaskowski jest niedobrym człowiekiem.


O tym, jak bardzo zesrana jest rządowa Machina Propagandowa niech zaświadczy inny fuckup, który przeszedł praktycznie niezauważony, mimo że moim zdaniem ma znacznie cięższy kaliber. Otóż na portalu TVP Info pojawił się artykuł, którego lead był z gatunku self-explanatory: „Rafał Trzaskowski w środę, przed debatą w TVP, apelował do kontrkandydatów o szacunek i pouczał, by nie „dzielili Polek i Polaków”, ponieważ w ten sposób „powstają rany, które są trudne do zagojenia”. Jeden z internautów przypomniał mu działalność jego „znajomego”, Bartosza Kramka.”. Generalnie chodziło o to, że Kramek nabijał się z ikony MBCz. Niemniej jednak, na tym się artykuł nie skończył, albowiem w pewnym momencie można było przeczytać, że: „Związki fundacji Kramka z Rafałem Trzaskowskim mają już kilkuletnią historię. Przed wyborami samorządowymi w 2018 r., w których Trzaskowski kandydował na urząd prezydenta Warszawy, jedną z głównych postaci jego kampanii była stołeczna radna, Aleksandra Gajewska. Gajewska była jednocześnie szefem zespołu politycznego Fundacji Otwarty Dialog. Radna tłumaczyła, że działała w niej jako wolontariuszka. W czasie, gdy wspierała Trzaskowskiego w walce o fotel prezydenta stolicy, wątpliwości wokół finansowania fundacji sprawiły, że jej szefowa i żona Kramka, Ludmiła Kozłowska, została z rekomendacji ABW wydalona z Polski i Unii Europejskiej.”. Pod koniec cytatu media rządowe zafundowały sobie autograbie. Tzn. zafundowałyby, gdyby ktoś się nad tym pochylił i zapytał autora tekstu o to, czemu nie dopisał w tekście tego, jaki finał miała akcja polskich służb. Jeżeli ktoś nie pamięta, to, w telegraficznym skrócie, polskie służby dały Kozłowskiej bana na wjazd do UE w oparciu o kwity, które spreparowano na zlecenie mołdawskiego oligarchy. Cebulą na torcie było to, że kwity owe opierały się na insynuacjach, które autorzy kwitów pożyczyli sobie od polskich mediów rządowych (tak więc, zastosowanie miała tu zasada dzbanów połączonych). Finał był łatwy do przewidzenia: ban został uchylony, a polskie służby dostały po łapach od służb innych krajów (bo ich „raport” został uznany za niewiarygodny) O tym, że sąd uchylił decyzję o wydaleniu Kozłowskiej z Polski, wspominać nie trzeba, bo wiadomo, że sądy są złe i gdyby nie robiły partii rządzącej na złość, to pewnie kolonizowalibyśmy już Obłok Magellana. Tego rodzaj wpadek jest od cholery, ale te, w których nie chodzi o dżem, są mało medialne, choć odpowiednio nagłośnione, miałyby znacznie większe pierdolnięcie.


Nikogo zapewne nie zaskoczy to, że do wypowiedzi polityków (bądź też ich bliskich) podchodzę z absolutnym brakiem zaufania. Z fragmentem wywiadu z Małgorzatą Trzaskowską i jej mężem, które to fragmenty pojawiły się w mediach w charakterze zajawki (cały wywiad w „Newsweeku” był) było tak samo. Małgorzata Trzaskowska powiedziała, że: „Jestem osobą wierzącą. Szukali sensacji u mnie w pracy, nic nie znaleźli, rozmawiali z byłymi studentkami męża, żeby coś znaleźć, a jak się nie udało, to czepiają się wszystkiego. To jest absurd!”. Popatrzałem na to i sobie pomyślałem, „ok, niby mogli rozmawiać z tymi studentkami, ale niby jak to zweryfikować?”. A potem sobie przypomniałem ćwit Jacka Nizinkiewicza, który już ponad miesiąc temu napisał na swoim ćwitrze: „Wiewiórki na mieście donoszą, że lada dzień zostanie zdetonowana bomba, która ma uszkodzić nieodwracalnie kandydata Platformy. Jeśli myślicie, że widzieliście już brudną kampanię, to niczego jeszcze nie widzieliście.” i tak sobie pomyślałem, że najprawdopodobniej było tak, że w momencie, w którym zaczęto ryć w poszukiwaniu czegokurwakolwiek na Trzaskowskiego, ktoś niecierpliwy rozpuścił plotki, że „hohoho, zobaczycie co się będzie działo”. Potem zaś, kiedy okazało się, że niczego nie wygrzebano, temat się urwał, a Nizinkiewicz został ze swoim ćwitem (którym podniecał się prawy sektor), jak Jacek Sasin z 30 (czy ile ich tam było) milionami kart do głosowania.


Nie tylko rządowe media są pogubione i zesrane. Panikuje również rząd, który na finiszu kampanii usiłuje pomagać swojemu kandydatowi, rzucając mu wolframowe koła ratunkowe. Ostatnio wymyślono „Bitwę o Wozy”. O co w niej chodzi? Otóż: „W każdym województwie gmina do 20 tys. mieszkańców z największa frekwencją w pierwszej turze wyborów prezydenckich otrzyma wóz strażacki – powiedział wiceminister Maciej Wąsik. 16 takich pojazdów sfinansuje w całości MSWiA”. Jeżeli ktoś sobie w tym momencie pomyślał „no zaraz, czy do tej pory w tych gminach Zjednoczona Prawica nie miała największego poparcia”, to taki ktoś będzie miał rację. Na pierwszy rzut oka, zamysł wydaje się być całkiem sensowny, bo Zjednoczona Prawica ma największe poparcie w tych właśnie gminach. Tylko, że tak sobie myślę, że część suwerena może się srogo wkurwić. Czemu? Bo prawda jest taka, że od tego, jak szybko wóz strażacki przyjedzie na miejsce zdarzenia może zależeć czyjeś życie, a rząd uzależnia sprezentowanie takiego wozu od tego, czy mieszkańcy gminy pójdą do urn. Tak przy okazji, nie udało mi się wygrzebać informacji o tym, ile gmin do 20 tysięcy mieszkańców przypada na jedno województwo, ale wydaje mi się, że raczej sporo i ktoś się może kapnąć, że jeden wóz na województwo, to raczej, kurwa, niewiele.


Niewiele lepiej radzi sobie sztab Obecnego Prezydenta RP (i on sam). Ponieważ w 2015 dobrze sprzedawała się „beka z Komorowskiego”, sztab obecnego Prezydenta RP usiłuje zagrywać w kółko tę samą kartę. Jak to wychodzi w praktyce? Pozwólcie, że zapoznam was z jednym z najnowszych pomysłów sztabu: „Maskotka w kształcie liczby 67 będzie przypominać, że kandydat KO na prezydenta Rafał Trzaskowski w 2016 r. był przeciwny obniżeniu wieku emerytalnego, który koalicja PO-PSL podwyższyła – poinformowali w niedzielę rzecznik sztabu prezydenta Andrzeja Dudy Adam Bielan i europoseł Elżbieta Rafalska.”. Jeżeli widzieliście tę maskotkę, to szczerze wam współczuję. Jeżeli nie widzieliście, to wyobraźcie sobie trójwymiarową mutację „Enki”. Wyżej wymieniona „Enka” była jednym z wielu przykładów na to, że Ryszard Petru nie powinien żartować (bo najlepsze żarty wychodziły mu, kiedy działał „na poważnie” [np. kiedy wymyślił sobie partię „TERAZ!”]). Jeżeli zainteresował was temat „Enki”, to w Źródłach znajdziecie link opatrzony ostrzeżeniem. Gdyby ktoś kiedyś zrobił odcinek „Ulicy Sezamkowej”, w której chciałby poruszyć problematykę tych dwóch „maskotek”, to literką sponsorującą odcinek byłaby literka C, bo to od niej zaczyna się słowo „Cringe”. Jeżeli zaś chodzi o samego Prezydenta RP, to ów, bardzo stara się pokazać, że „coś robi”. Efekty tych starań można było oglądać ostatnio, kiedy internet zalały memy z obecnym Prezydentem RP, który w kapoku patrzył (chyba) na wodę. Poza tym, obecny Prezydent RP pisze i mówi rzeczy, których nie powinien pisać (z innych przyczyn niż te, dla których powinien sobie darować wspomniany na początku tekstu brunatny rzyg). Czasem bywa to śmieszne, jak np. w przypadku wypowiedzi cytowanej przez TVP Info: „Poprosiłem o zintensyfikowanie prac naukowców nad lekiem na koronawirusa”. Nie no, Panie Prezydencie RP, dziękuję za to, że powiedział pan tym jebanym nierobom, żeby się pośpieszyli, bo pewnie zapomnieli o tym, że pandemię mamy i że pasowałoby ogarnąć jakiś lek/szczepionkę. Czasem bywa to po prostu tragicznie wręcz bezmyślne. Dziś (25-06-2020) doszło w Wawie do poważnego wypadku autobusowego. Obecny Prezydent RP, który (jak się pewnie domyślacie) na co dzień nie interesował się tego rodzaju sprawami, nagle bardzo, ale to bardzo, przejął się tym wypadkiem. Tak bardzo się tym przejął, że do momentu, w którym napisałem ten kawałek tekstu, zdążył napisać trzy ćwity na ten temat. Z tych trzech ćwitów zacytuję pierwszy, dlatego, że on wkurwił mnie najbardziej: „Dramatyczny wypadek na moście Grota-Roweckiego w Warszawie. Autobus przegubowy spadł z mostu. Jest wiele Ofiar. Na miejscu trwa akcja ratownicza, są wszystkie służby. Poprosiłem min. M. Kamińskiego i min. Ł. Szumowskiego o szczególną pieczę nad niesieniem pomocy poszkodowanym”. Widzicie? Tak bardzo się tym przejmuję, że aż poprosiłem ziomków z partii, żeby się nad tym pochylili, bo gdybym tego nie zrobił, to przecież nikt nie wiedziałby co trzeba robić i autobus leżałby tam, gdzie się przewrócił aż do momentu, w którym uległby biodegradacji. Dziękuję Pan Prezydent! Nie, to nie jest tak, że się przypierdalam bez sensu. Gdyby obecny Prezydent RP był w trakcie trwania kadencji zaangażowany w poprawę bezpieczeństwa na drogach w Polsce, to bym się nie czepiał. Ponieważ zaś, nagle sobie przypomniał o tym, że w Polsce ludzie giną na drogach i wystarczy w tym „nagle” zmienić kilka liter, żeby wyszło „kampania wyborcza”, zastrzegam sobie prawo do przypierdalania się do niego. Wróćmy na moment do sztabu obecnego Prezydenta RP. Ważną Personą w tym sztabie jest Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia, która w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” powiedziała, że: „Andrzej Duda nie wygra, jeśli miliony ludzi, które skorzystały z jego zwycięstwa w 2015-ym roku, nie ruszą do walki.”. Portal „w Polityce” w mig załapał o co chodzi i opatrzył artykuł o tym wywiadzie tytułem: „Miliony, które cieszą się z wolnej i solidarnej Polski, które skorzystały na zmianie z 2015-go roku, muszą się ruszyć”. Muszę przyznać, że jest to mało subtelne, nawet, jak na standardy mojego ukochanego portalu.


Nerwowa atmosfera udziela się również politykom Zjednoczonej Prawicy. Przejawów tej nerwowości jest sporo, ale ja zaserwuję wam wpis Zdzisława Krasnodębskiego: „Gdyby Polacy, nie będący "żelaznym" elektoratem PiS, rozejrzeli się po Europie, po "Zachodzie", a następnie" bez gniewu i uprzedzenia" spojrzeli na Polskę, Andrzej Duda wygrałby w I turze z miażdżąca przewagą. I sprawiedliwości stałoby się zadość.”. Nikt mi nie wmówi, że ten wpis wziął się stąd, że pan Zdzisław jest zadowolony z tego, co się dzieje (a dostęp do „wewnętrznych” sondaży pewnie też ma). Niemniej jednak, jest to przepiękny przykład rzygnięcia elitariusza na „prostego człowieka”, którego zachowanie nie odpowiada elitariuszowi. Tak zupełnie bez związku z całą sytuacją przypomniała mi się beka, którą Zjednoczona Prawica miała z ludzi, którym nie podobało się to, że w 2015 PiS wygrał wybory prezydenckie i parlamentarne. No bo wiecie „demokracja jest wtedy, jak wygrywają nasi kandydaci, a jak inni, to już jej nie ma”. Coś mi mówi, że gdyby wynik wyborów 2020 był nie taki, jak tego by chciała Zjednoczona Prawica, to niegdysiejsza „beka z PO” okaże się autoparodią.


Zdaję sobie sprawę z tego, że niniejszy tekst zdominowany został przez świętą wojnę PO z PiSem, ale, czy nam się to podoba, czy też nie (mnie, na ten przykład, nie bardzo) nasza sytuacja polityczna wygląda, tak, a nie inaczej. Obie partie tak bardzo zdominowały polską scenę polityczną, że od dłuższego czasu wygląda to wszystko tak, że jeżeli jedna z nich rządzi, to ta druga ma największe szanse na pokonanie tej rządzącej. Analogicznie jest z kandydatami na prezydenta RP wystawianymi przez te partie. Tak więc, mamy obecnego Prezydenta RP, który jest kandydatem partii rządzącej. Mamy największą partię opozycyjną, której kandydat ma największe szanse na pokonanie obecnie urzędującego Prezydenta RP. Na tym jednakowoż powtarzalność polskiej polityki się nie kończy, albowiem (po raz kolejny) pojawiła się kolejna „trzecia siła”, mającą być lekiem na duopol. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że w 2011 takim lekiem miał być Ruch Palikota. W 2015 Paweł Kukiz wystartował w wyborach i okazał się być w nich czarnym koniem, potem założył ugrupowanie, które (i tak dalej i tak dalej). W 2019 powstała „Wiosna”. Dzisiaj Szymon Hołownia zapowiada utworzenie partii po wyborach prezydenckich (i liczy na powtórzenie wyniku Pawła Kukiza z 2020). Jeżeli chodzi o tego ostatniego człeka, to w tym miejscu chciałbym pochylić czoła przed skutecznością (jego, bądź jego doradców) w zakresie kreowania wizerunku.


Nie można w tym tekście pominąć pierdolca, którego ewidentnie, kurwa, dostała spora część komentariatu. Pierdolec ów im się udzielił, albowiem Bosak. Komentariat (w tym, również część lewicowego) uznał, że w sumie spoko by było, jakby Bosak miał dobry wynik, bo zabierze część wyborców obecnemu Prezydentowi RP. Ja się chciałbym w tym miejscu uprzejmie zapytać: nie popierdoliło was przypadkiem? Moja opinia na temat obecnego Prezydenta RP jest raczej znana, więc nie muszę jej powtarzać, ale pompowanie balonika wizerunkowego Bosakowi, żeby obecny Prezydent RP przegrał, przypomina trochę próbę leczenia choroby nowotworowej cyjankiem potasu. Bosak nie jest fajnym kolesiem, tylko typem, który reprezentuje skrajnie prawicową formację. Ja rozumiem, że w Polsce wiele osób jest skłonnych uwierzyć w to, że „ludzie się zmieniają” (np. PiS w 2015 roku, albo, na ten przykład Hołownia), ale po pierwsze, politycy się nie zmieniają (po prostu karmią nas wizerunkiem, który nam bardziej odpowiada w danym momencie), a po drugie, to nawet jeżeli jakiś polityk miałby się zmienić, to tym kimś nie jest, kurwa, Krzysztof Bosak. Typ, który po zamachu w redakcji Charlie Hebdo radził Francji, coby sobie wprowadziła obrazę uczuć religijnych do Kodeksu Karnego, powinien być objęty dożywotnim banem medialnym. Ja rozumiem, że zapraszanie tego rodzaju ludzi zwiększa oglądalność, ale ogarnijcie się, kurwa. Wszystkim, którzy uważają, że nie ma nic złego w dobrym wyniku Bosaka, o ile oznaczałby on porażkę kandydata Zjednoczonej Prawicy, proponuję eksperyment myślowy: jak wysokie poparcie Bosaka bylibyście w stanie zaakceptować, gdyby oznaczało ono porażkę obecnego Prezydenta RP? 5%? 10%? 20%? 25%? Domyślam się, że każdy w pewnym momencie uznałby, że „nie no, to nie jest tego warte”. Takiej osobie mam do powiedzenia tyle, że żadne poparcie Bosaka powyżej błędu statystycznego nie jest tego, kurwa, warte. Gdyby kredens debaty publicznej nie był w Polsce przesunięty tak bardzo zajebiście w prawą stronę, to nikomu nie przyszłoby do głowy propsowanie Bosaka. Ponieważ zaś wszystko jest u nas przesunięte, to możemy sobie jedynie powiedzieć „sorry, taki mamy klimat”. Tak sobie myślę, że dobrym sposobem na walkę z partia, która traktuje transfery społeczne w sposób instrumentalny i stara się udawać, że jest „wrażliwa społecznie” (no chyba, że chodzi o nauczycieli, pielęgniarki, lekarzy, niepełnosprawnych/etc.), byłoby propsowanie lewaków, którzy nie muszą udawać pewnych rzeczy (bo z jakiegoś powodu zostali lewakami). Tak swoją drogą, jestem się w stanie założyć o wiele, że gdyby Zjednoczonej Prawicy wyszło z badań, że likwidacja 500+ da ich kandydatowi zwycięstwo w pierwszej turze, to ci sami ludzie, którzy dzisiaj udają wrażliwych społecznie, tłumaczyliby, że beneficjenci 500+ są nierobami i srają na wydmach. No, ale to dygresja tylko. Gwoli ścisłości, to nie jest tak, że moim zdaniem wyniki sondażowe Roberta Biedronia biorą się stąd, że komentariat woli się jarać Bosakiem (bo, w ich opinii, odbiera głosy obecnemu Prezydentowi RP), niż Biedroniem (który odebrałby trochę głosów). Tzn. jest to jedna ze składowych. Tylko, że od dawna wiadomo, że czegokolwiek nie robiłaby lewica – będzie flekowana. Przez skrajną prawicę z przyczyn pryncypialnych. Przez Zjednoczoną Prawicę dlatego, że lewica nie musi udawać tego, czym PiS chce sobie zjednywać wyborców. Przez liberałów dlatego, że na jej tle mogą chujowo wyglądać ze swoim „tanim państwem”. Przez konserwatystów dlatego, że nie chce się miziać z Kościołem. I tak dalej i tak dalej. Dodajmy do tego przesunięcie kredensu w prawo i pierdolenie o Wenezueli za każdym razem, gdy ktoś powie, że no on, to w sumie jest zwolennikiem państwa opiekuńczego. Jak już wspomniałem, to wszystko wiadomo od dawna, a mimo tego, lewica nie wypracowała metod radzenia sobie z realiami (chciałbym w tym miejscu pozdrowić redaktora Sroczyńskiego, który dał się sflekować Radosławowi Sikorskiemu [hurr durr Wenezuela]). To nie wróży zbyt dobrze na przyszłość. To, jaka narracja jest budowana przez lewicową bańkę na ćwitrze pokazuje, jak bardzo duże nieogarnięcie tam zapanowało. Otóż narracja jest taka, że trzeba głosować na Biedronia, bo jeżeli ów będzie miał zły wynik, to oponentom będzie łatwo budować narracje, z których wynika, że Polacy nie chcą progresywnych programów/etc. Tylko że to, kurwa, bullshit. Tzn., owszem, tego rodzaju narracje będą budowane, ale wiecie co? One były budowane już wcześniej (teraz zresztą też są budowane). Więc wynik wyborczy Roberta Biedronia absolutnie nic nie zmieni w tej materii – lewica i tak będzie flekowana przez tych samych ludzi, którzy flekowali ją do tej pory (bo: jezu, komunizm, Wenezuela, gułagi, laogai i Saloth Sar). I niech ten optymistyczny akcent wystarczy za pointę.


Na samiutkim końcu dodam, żebyście poszli na wybory (zachowajcie maksimum środków ostrożności i nie olewajcie social distancingu). Zwyczajowo już, nie zamierzam wam tłumaczyć, na kogo moim zdaniem powinniście zagłosować. Wszyscy mamy trochę za dużo RiGCzu, żeby bawić się w takie rzeczy.







https://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1482299,wybory-prezydenckie-kto-wygra-sondaz.html

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/wyniki-wyborow-ktory-sondaz-najlepiej-je-przewidzial/k8s500v





https://dorzeczy.pl/kraj/76198/GP-Matka-Trzaskowskiego-wspolpracowala-z-SB.html

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/rafal-trzaskowski-zapowiedzial-likwidacje-tvp-info-chce-zniszczyc-dziennikarzy

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,26038363,tvp-pyta-trzaskowskiego-o-wizyte-na-jarmarku-i-zakup-dzemu.html


https://dorzeczy.pl/kraj/144272/powiedzial-ze-jest-z-usa-i-zaczal-mowic-po-angielsku-oto-jak-zareagowal-trzaskowski.html




https://www.gov.pl/web/mswia/bitwa-o-wozy--mswia-sfinansuje-wozy-strazackie-dla-gmin-o-najwyzszej-frekwencji-wyborczej


Ok, ja wiem, że ciekawi was to, „co to była ta Enka”, ale ja na waszym miejscu nie klikałbym w ten link...

https://natemat.pl/177723,enka-mowi-no-more-pis-ryszard-petru-prezentuje-nowego-czlonka-nowoczesnej



https://twitter.com/JNizinkiewicz/status/1262700955725946884



https://twitter.com/krzysztofbosak/status/553235137274859520?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz