Na samym początku niniejszej notki się
muszę przyznać do tego, że ja sporo czasu spędziłem nad RPGami
(Role-playing Game). Zarówno nad tymi papierowymi jak i RPG.
Papierowe zaczęły się od „Kryształów Czasu”, a komputerowe
od pierwszej części „Eye of The Beholder”. Jak człowiek
pograł w te RPGi i się nimi interesował – to coś tam się wie
na ich temat.
Niestety na temat RPG raczej nic nie
wiedziała osoba, której „świadectwo” Fronda zamieściła. Już
sam tytuł jest wstrząsający. Wskazuje on na to, że osoba rzekomo
zniewolona przez RPG nie ma zielonego pojęcia o tym co ją
„zniewoliło”.
W pierwszej chwili pomyślałem, że
owo bycie bogiem odnosi się do Mistrza Gry, który w trakcie gry w
praktyce może wszystko (w podręcznikach co prawda reguły są, ale
„tajne modyfikatory mistrza gry – się zna:) ) Okazało się
jednakże, że Ewelinę zniewoliły komputerowe RPGi, tym samym owo
bycie bogiem nie mogło się odnosić do „mistrzowania”.
„Gry RPG były w moim domu odkąd
pamiętam. Siadywałam wieczorami z tatą i przyglądałam się jak
grał. Opowiadał mi, co się dzieje na ekranie, a ja wpatrywałam
się w niego zauroczona.”
Gdyby ojciec jej
opowiadał bajki, też by się w niego wpatrywała „zauroczona”.
Kiedy podrosłam na tyle, by
swobodnie podążać za fabułą, sama włączyłam się do
rozgrywki. Było to dla mnie czymś naturalnym, codziennym nawykiem:
wracałam ze szkoły, odrabiałam lekcje… i siadałam do gier.
Ja też tak miałem.
Dzięki temu, że grywałem w różne gry, szybko nauczyłem się
języka angielskiego.
W liceum świat lochów i
smoków stał się już moim światem.
I w tym momencie
już wiadomo, że mamy do czynienia z kolejnym idiotyzmem, napisanym
przez jakiegoś katechetę – który nie bardzo wiedział co to są
gry RPG, ale nie chciał żeby tekst wyglądał „nieprofesjonalnie”.
Owe lochy i smoki to spolszczone „Dungeons and Dragons”. Problem
w tym, że mało który polski gracz użyłby takiej zbitki słownej.
Bo RPGi wcale się w Polsce nie muszą kojarzyć z D&D (czyli z
"lochami i smokami"). W USA – owszem bo tam system D&D były
pierwszym ogólnodostępnym systemem RPG, tym samym historia RPG dla
wielu ludzi zaczęła się od tego systemu. Tylko, że „Ewelina”, która zaraziła się szatanem od gier RPG, miała w
domyśle być Polką. Warto również wspomnieć, że nie każda
komputerowa gra RPG opiera się systemie AD&D.
Na początku gry były tylko
rozrywką i metodą na zrelaksowanie się. Później granie stało
się formą oderwania od realnego świata, wejściem do przestrzeni,
w której moje problemy traciły na znaczeniu
Zastanawiające
jest to, że „Ewelina” sporo pisze o grach, ale jakoś tak
nigdzie nie padł żaden tytuł gry. Jest to nieco dziwne, bo skoro
tak bardzo się w tym wszystkim zagłębiła, a one tak bardzo
szkodliwe są – to powinna choć jednym tytułem rzucić. Ku
przestrodze.
Byłam swoim własnym panem. To mnie
pociągało – ja decydowałam, czy mam ochotę być dobrym
paladynem, czy nekromantą panującym nad podziemiem.
Nie twierdzę, że
znam wszystkie RPG komputerowe, ale wydaje mi się, że chyba nie
było gry, w której można było się wcielić w nekromantę który panował nad podziemiem (edytuje 7 raz już chyba;) ). „Dungeon Keeper” był co prawda
– no, ale gracz nie był nekromantą. Poza tym nie było tam wyboru
postaci. Pierwsze co mi przychodzi do głowy do „World of Warcraft”
– bo tam można było grać paladynem i nekromantą – jednakże w "WoWie" nekromanta nie siedział w podziemiach.
Z czasem coraz rzadziej wybierałam
„dobre” postaci, ponieważ przestały być one dla mnie
wystarczająco atrakcyjne.
W większości
starych cRPG („Eye of the Beholder”, „Dark Sun”,
„Reavenloft”) wybór złej/dobrej postaci (a konkretnie
charakteru) nie miał żadnego wpływu na przebieg gry. W
późniejszych owszem miał, jednakże w nich wybierało się złe
postaci po to, żeby zobaczyć jakie są różnice w fabule. Wiem, że
spłycam temat, bo np. w takim „Falloucie” wszystko zależało od
wyborów w trakcie gry, ale „Fallout” to nie są „lochy i
smoki” (w sumie ciekawa sprawa – tak bardzo wsiąkła „Ewelina”
w RPG a ani słowa a nie ma w "świadectwie" o RPGach innych niż fantasy).
Wydawało mi się, że korzystniej
wybrać taką ścieżkę gry, na którą w życiu nie zdecydowałabym
się w realu.
Litości...
Moje posunięcia stawały się coraz
bardziej agresywne, a ja wtapiałam się w postać, którą grałam,
powoli przekraczając cienką granicę.
Bezlitośnie
mordowałam bezbronne piksele i coraz bardziej wtapiałam się w ogrzycę Zofie,
którą grałam.
Śmieszyło mnie jak ktoś podsyłał
mi artykuły o szkodliwości tego typu gier. Wydawało mi się, że
księża powinni się zająć czymś lepszym niż straszeniem o
diable, bo przecież mamy XXI wiek, a nie średniowiecze.
„Tego
typu gier” i żadnego tytułu – bo i żaden tytuł nie pasował
do tego co autorka chciała przekazać.
Minęło bardzo dużo czasu zanim
zorientowałam się, że coś jest nie tak.
Jak dużo czasu?
Rok? Dwa? Dziesięć?
To był powolny proces wchodzenia w
rzeczywistość, w którą nie wierzyłam, a która moją niewiarą
specjalnie się nie przejęła.
Jeśli to było
napisane na serio – bo autorka tych słów powinna się jak
najszybciej udać do psychiatry (serio? Niewiara w rzeczywistość,
która nie przejmuje się czyjaś niewiarą?). Albo niech zacznie
pisać książki – może będzie polskim Philipem Dickiem. Rzecz
jasna „Ewelina” nie napisała w jaką rzeczywistość się
wtopiła. Sugeruje to, że ktoś piszący te słowa – uznał, że
„świat gier RPG” to jakieś wspólne uniwersum.
Granie już mnie nie odprężało,
stawałam się coraz bardziej niespokojna. Rósł we mnie też gniew,
którego nie umiałam kontrolować. Miałam też wrażenie ciągłej
obecności „czegoś” (…) W pewnym momencie jednak problemem dla
mnie było nawet wyjście na zewnątrz. Miałam wrażenie
derealizacji świata. Nie robiło mi różnicy, co się ze mną
dzieje. Gdyby ktoś wtedy kazał skoczyć mi pod auto, pewnie bym to
zrobiła
Jeśli ktoś miał
jakieś wątpliwości co do stanu psychiki „Eweliny” to chyba się
ich pozbył w tym momencie.
Boga od dawna w moim życiu już nie
było. Denerwował mnie Kościół i panoszący się
księża.
Autorka udająca
„Ewelinę” - musiała dodać do tego tygla idiotyzmów jeszcze
to, że jak kto gra w gry RPG, to mu się wydaje, że „księża się
panoszą”.
Potem mamy opis
procesu wychodzenia z „opętania RPG”, darujmy go sobie.
Co jest złego w mieszaniu się w
gry? Dlaczego mogą być one zagrożeniem dla ducha człowieka?
Odpowiedź jest prosta. W grze to ty jesteś bogiem.
Jeśli szanowna
„Ewelina” chce przez to powiedzieć, że gracz „może wszystko”
w komputerowej grze RPG – to chyba nigdy w żadną nie grała.
Proponuje pograć sobie np. w takiego prehistorycznego „locha i
smoka” jak „Eye of The Beholder” pierwszy. Jeśli jakiś
matuzalem komputerowy w to grał – to niech sobie przypomni poziom
podziemi „z pająkami”. Dla niezorientowanych (postaram się to
opisać jak najkrócej i w jak najmniej nudny sposób) – ów poziom
gry był dowodem na skrajny sadyzm twórców. Głównymi
przeciwnikami drużyny, którą gracz kierował były pająki. Pająki
podczas ataku zatruwały postacie. W teorii w AD&D (gra bazowała
na tym systemie) kleryk na odpowiednim poziomie doświadczenia –
może bez problemu wyleczyć zatrutego zaklęciem „cure poison”
(leczenie zatruć – czy jak to przetłumaczyli na polski). No i
wszystko było by fajnie gdyby nie to, że postacie miały zbyt niski
poziom doświadczenia (skutkiem czego kleryk nie dysponował tym
zaklęciem). Jeśli dodamy do tego brak map, to gra na tym poziomie
wyglądała tak, że gracz zajmował się głównie uciekaniem przed
pająkami. Frajda po przejściu etapu była, ale kląłem jak szewc w
trakcie grania.
W jednym z
czasopism komputerowych (nie pomnę tytułu) redaktor zwierzał się
z tego, że przez ten poziom w grze – prawie rzuciła go
dziewczyna. Czemu? Bo próbował jednocześnie grać i rozmawiać z
dziewczyną przez telefon. Rozmowę zakończył: „Jezus Maria
wszędzie pająki zaraz mnie zabiją!” i rzucił słuchawkę.
Tak, w grach RPG
stanowczo jest się bogiem.
Wielu graczy ignoruje treści
satanistyczne i okultystyczne, uważając je za nieodłączny element
rozgrywki, gwarancję dobrej zabawy.
W „Diablo”
ignorowanie treści satanistycznej w postaci Diablo (bossa)
bynajmniej nie gwarantuje dobrej zabawy.
Stwarzanie nieumarłych, rzucanie
klątw, rytualne zabójstwa i dziwne pakty z postaciami do
złudzenia przypominającymi wizerunki Lucyfera
A jak się puści
od tyłu płyty Led Zeppelin to słychać strzały, znaczy się –
szatana słychać. A z kolei jak się takiego Diablo nagra i puści
od tylu – to słychać jak namawia ludzi do jedzenia warzyw i mycia zębów po każdym posiłku.
Nie mam pojęcia o
czym jest ten tekst na Frondzie. Wiem o czym miał być – o biednej
nastolatce, której gry RPG o mało życia nie zniszczyły. I gdyby
autorka (podająca się za „uzdrowioną” z RPG nastolatkę)
skupiła się na samym uzależnieniu – być może nawet miałoby to
sens. Gry RPG jak wszystkie inne – potrafią uzależnić,
szczególnie mmorpg, w których zawsze jest jeszcze coś do
zrobienia, i których nie da się „przejść” (skończyć, whatever) tak jak typowego komputerowego RPG. Z drugiej zaś strony – ludzie potrafią się uzależnić od
czytania książek, od uprawiania sportu, oglądania filmów i tak
dalej. W tekście mamy
jakieś „opętanie” (głupotą najpewniej). Dziewczyna niby to
siedziała długo nad grami, ale nie wiadomo nad jakimi. Wiemy tylko,
że RPG i że była w nich bogiem i tyle. Dla osoby, która ma
jakiekolwiek pojęcie na temat RPG (a do takich skierowane jest
przecież „świadectwo”) tekst z Frondy jest niczym więcej niż
(za przeproszeniem) bełkotem chorego idioty. Choć z drugiej strony,
może Wredna Mała Białorusinka ma racje i może wcale nie chodzi o
„przestrogę” skierowaną do młodych ludzi, tylko o straszenie
babć czarami-marami i szatanem, którym się wnuk może zarazić od
RPGów?
Źródło: